Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sens Biblii według Michała

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:03, 04 Sty 2021    Temat postu: Sens Biblii według Michała

Zamierzam tu umieścić parę spostrzeżeń na temat tego, jak umieścić sobie w umyśle Biblię. Będą tu pewne moje autorskie odkrycia, na czym w ogóle poprawny kontakt umysłu z dziełem tego rodzaju jak Biblia, polega.
Na początek spostrzeżenie, które uważam za naprawdę kluczowe:
Mocą Biblii jest w mniejszym stopniu niż to, jakie daje odpowiedzi, jest to, JAKIE STAWIA PYTANIA!
To jest według mnie główny problem, prowadzący do zarzutów względem Biblii wielu ludzi - próbują wcisnąć tę księgę w schemat interpretacyjny instrukcji obsługi, czy kodeksu prawnego. To nie tak!
Koran próbuje tego rodzaju księgą - instruktarzową, ściśle coś określającą - być. I to jest według powód, dla którego Koran w moim przekonaniu jest dziełem Mahometa, a nie Boga. Islam powstał jako zbiór nakazów i zakazów dla wiernych, czyli jest religią taką, jak ją sobie może wyobrazić człowiek, religią w której chodzi o to, aby ludzie posłusznie wykonywali zalecenia Boga. Kto jest posłuszny, ten jest dobry, a kto nie posłuszny, zły.
Jednak Biblia, a szczególnie Nowy Testament jest znacząco innym dziełem. Jest o wiele bardziej symboliczna, niejasna, nieraz sprzeczna w zaleceniach. Bo jej główną mocą nie jest to, jakie zalecenia do natychmiastowego, bezwarunkowego wykonania daje, ale jakie stawia pytania, co sobie powinniśmy postawić na celowniku umysłu, przypasować samego siebie na setki sposobów, zanim OSTATECZNIE ZROZUMIEMY.
Biblia zatem, w tym rozumieniu, jakie ja uważam za słuszne, jest ZWRÓCENIEM UWAGI NA WAŻNE ASPEKTY CZŁOWIECZEŃSTWA, choć wcale nie koniecznie rozwiązaniem problemów, jakie przy tej okazji zostały postawione. Człowiek, zanim owe problemy rozwiąże, będzie musiał się wielokrotnie z nimi zmierzyć, przypasować do swojej osobowości, emocji, pragnień, odczuwania siebie i świata.
W Biblii bardzo niewiele jest tak całkowicie jednoznaczne. Nawet tak fundamentalne zagadnienia jak przykazanie miłości, które jest jawnie określane jako najważniejsze przykazanie, czytelnik Biblii musi skonfrontować z np.
Ewangelia Łukasza 14:25-27 napisał:
(25) A szły z Nim wielkie tłumy. On zwrócił się i rzekł do nich: (26) Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. (27) Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

I takie sytuacje przy interpretacji Biblii są częste. Bo jest to NIESŁYCHANIE TRUDNA w interpretacji księga, bo wchodzimy tu przy interpretacji tak głęboko W DUALNOŚĆ ROZUMIENIA, tak bardzo musimy sobie SAMODZIELNIE ZDEFINIOWAĆ ZNACZENIA POJĘĆ, aby cokolwiek nabrało sensu, iż jest to nieporównywalne z jakąkolwiek inną księgą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:24, 11 Mar 2023    Temat postu: Re: Sens Biblii według Michała

Archiwizuję niniejszym własny tekst o idei przebaczenia i grzechu przeciw Duchowi Świętemu.
Michał Dyszyński w wątku Sens przebaczania winowajcy napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Bez przebaczenia wina trwałaby bez końca. ..
..


A czy przebaczenie zawsze jest możliwe? Z punktu widzenia ludzkiego chyba raczej czasem jest to ponad siły pokrzywdzonej osoby, ale z drugiej strony Ewangelia też daje wskazówkę, że nie zawsze jest to możliwe:
"Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. 32 Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym*."
[link widoczny dla zalogowanych]

Nieraz zastanawiałem się nad tym tekstem z Biblii o grzechu przeciw Duchowi Świętemu. Nie ukrywam, że mam tu znaczne wątpliwości interpretacyjne i silne podejrzenia, że tak przetłumaczone słowa Jezusa nie odpowiadają intencji. Ale rzecz wymaga paru uściśleń terminologicznych.
Są tu pytania:
Czy jest tu "odpuszczenie"?
Czym jest "powiedzieć przeciw" (w innych tłumaczeniach "zbluźnić") względem Ducha Świętego?
Jeśliby przyjąć pierwszą narzucającą się interpretację, to mielibyśmy tutaj przykład jakiejś niezrozumiałej, skrajnej ortodoksji w traktowaniu słowa, które ktoś sobie "powiedział". Jeśliby ktoś bowiem po pijaku, nie do końca świadomie coś "palnął" akurat przeciw Duchowi Świętemu, to co? - To może, niezależnie od ogólnie dobrego życia takiej osoby, zostanie ona skazana na wieczne męki, zaś morderca, gwałciciel i ogólnie drań obok, który się przezornie powstrzymywał przed wypowiedzeniem nieostrożnych słów, będzie miał znacznie wyższe szanse na zbawienie?
- Taka interpretacja według mnie nie ma sensu. Coś tu musi być źle zrozumiane, przekłamane.
Są inne tłumaczenia tego fragmentu:
W Biblii internetowej mamy:
Tekst grecki (Textus receptus): δια τουτο λεγω υμιν πασα αμαρτια και βλασφημια αφεθησεται τοις ανθρωποις η δε του πνευματος βλασφημια ουκ αφεθησεται τοις ανθρωποις

Biblia Warszawska:
Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będzie ludziom odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciw Duchowi nie będzie odpuszczone.
Biblia Tysiąclecia:
Dlatego powiadam wam: Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone.
Biblia Gdańska:
Dlatego powiadam wam: Wszelki grzech i bluźnierstwo ludziom odpuszczone będzie; ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie będzie odpuszczone ludziom.

Widać też różnice w tłumaczeniach nawet samej Biblii Tysiąclecia (chyba różne wydania). W szczególności ciekawa byłaby dyskusja nad znaczeniem greckiego βλασφημια (blasfemia), które jest tłumaczone na: bluźnierstwo, obelga, krzywdzące mówienie, mówienie przeciw. Bezpośrednio blasfemia – słowa uwłaczające temu, co jest ogólnie poważane lub co jest przez religię uznane za święte (sacrum).
A ja bym spytał, czy nie można by też tu użyć polskiego odpowiednika "opowiedzieć się"?...
Wtedy sens byłby następujący: kto by opowiedział się przeciw Duchowi Świętemu, temu nie zostanie odpuszczone.
Tak pozornie to żadna różnica - "powiedzieć przeciw", a "opowiedzieć się przeciw". A jednak jest różnica! I to różnica interpretacyjna fundamentalna - przynajmniej w j. polskim.
Bo "opowiedzenie się" jest zajęciem stanowiska WEWNĘTRZNIE, A DO TEGO AKTUALNIE. Można by powiedzieć "aktualnie opowiadam się za tym projektem". Opowiedzenie się nie wyklucza zmiany stanowiska w przyszłości. A fakt WYPOWIEDZENIA słów jest nieodwracalny.
Teraz jest pytanie, na ile intencją Jezusa było to, że jakby ktoś wypowiedział jakieś słowa (choćby z nieostrożności, przejściowej głupoty), to są takie słowa absolutnie niewybaczalne, czy może chodziło Mu o to, że opowiedzenie się po stronie przeciwnej Duchowi Prawdy (jak się też określa Ducha Świętego), czyli przeciw samej prawdzie, nie będzie "odpuszczone".
I tu mamy kolejny niuans - słowo "odpuszczenie". Co ono właściwie oznacza?
W szczególności mamy dwie, znacząco różne, interpretacje:
Odpuścić - czyli przebaczyć w ogóle, utrzymywać czyjąś winę w swoich emocjach, rozpamiętywaniu.
Odpuścić w znaczeniu "nie procedować konsekwencji czegoś" (jak na przykład w sformułowaniu "odpuściłem sobie tę dyskusję, bo choć mam rację, to nie mam siły przekonywać tych nie przyjmujących żadnych argumentów, a tylko jak mantry powtarzających swoje sformułowania ortodoksów"), odstąpić od dalszego ciągu spraw.
W szczególności jest tu pytanie o odstąpienie od kary.
Portal Oblubienica na słowo tłumaczone jako "odpuszczenie" ma w ogóle kilka znaczeń: zostawiać, odsyłać, opuszczać, przebaczać, pozwalać. O które z nich chodziło Jezusowi?

Weźmy jeszcze następny w kolejności cytat z Ewangelii Mateusza: 32 Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym.
Tam mamy użyte sformułowanie nie blasfemy, ale ειπη λογον - w pierwszym tłumaczeniu "powiedzieć słowo", gdzie pierwsze słowo znaczy "mówić", "polecić", a drugie ma więcej znaczeń: słowo, mowa, sprawa (za portalem Oblubienica), w dzisiejszej grece jest to "powód", a nawet logowanie się.
Tu mi znowu pasuje polski odpowiednik "opowiedzieć się", może zgłosić swój akces do czegoś.

Warto zauważyć, że Mateusz słowa Jezusa też tłumaczył - Jezus przemawiał po aramejsku. Czyli mamy tłumaczenie najpierw z aramejskiego na grecki, a potem ewentualnie na inne języki, w szczególności polski. Gdzie tu jest INTENCJA?
Uważam, że przy tych potencjalnych przekłamaniach jakie biorą się z tłumaczeń silnym czynnikiem powinien być ROZSĄDEK w braniu owych słów.
Czy Jezusowi mogło chodzić o to, że nieostrożnie rzucone słowa przeciw Duchowi Świętemu miałyby jakoś tam fundamentalnie blokować zbawienie?...
- Ja uważam, że jest nikłe prawdopodobieństwo, że o to mogło chodzić (nie wykluczam tego całkowicie, ale RACZEJ skłaniam się ku temu, iż nie o to chodziło).
Za to uważam za mocno prawdopodobną bardziej ogólną i podstawową dla rozwoju ludziej świadomości sprawę:
Jeśli ktoś w swojej postawie życiowej opowie się po stronie fałszu (zafałszowania), to tego nie jest w stanie w nim naprawić żadna zewnętrzna moc, bo ten fałsz jest w nim, bo ten fałsz blokuje mu cały czas poprawność rozumienia i odczuwania rzeczywistości. (tutaj Duch Święty jest synonimem, gwarantem poprawności myśli - rozumowania w prawdzie).
Dalej można by też zauważyć, że przy takiej interpretacji, jeśliby to opowiedzenie się po stronie fałszu w końcu ustało, jeśli ów ktoś zmieniłby swoje podejście, to nie będzie tak, iż ktoś/coś zablokuje mu zbawienie, lecz że sytuacja zostanie naprawiona. Jednak wciąż obowiązuje to, że DOPÓKI KTOŚ TRWA w fałszu, dopóty nie ma takiego (zewnętrznego) kogoś, kto mógłby tę sytuację naprawić, to wtedy nawet przebaczenie tego ze strony Boga nie zmieniłoby sytuacji, bo człowiek błędnym umysłem dalej i tak będzie (błędnie) siebie i świat interpretował.



Michał Dyszyński w wątku Sens przebaczania winowajcy napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
...Za to uważam za mocno prawdopodobną bardziej ogólną i podstawową dla rozwoju ludziej świadomości sprawę:
Jeśli ktoś w swojej postawie życiowej opowie się po stronie fałszu (zafałszowania), to tego nie jest w stanie w nim naprawić żadna zewnętrzna moc, bo ten fałsz jest w nim, bo ten fałsz blokuje mu cały czas poprawność rozumienia i odczuwania rzeczywistości. (tutaj Duch Święty jest synonimem, gwarantem poprawności myśli - rozumowania w prawdzie).
Dalej można by też zauważyć, że przy takiej interpretacji, jeśliby to opowiedzenie się po stronie fałszu w końcu ustało, jeśli ów ktoś zmieniłby swoje podejście, to nie będzie tak, iż ktoś/coś zablokuje mu zbawienie, lecz że sytuacja zostanie naprawiona. Jednak wciąż obowiązuje to, że DOPÓKI KTOŚ TRWA w fałszu, dopóty nie ma takiego (zewnętrznego) kogoś, kto mógłby tę sytuację naprawić, to wtedy nawet przebaczenie tego ze strony Boga nie zmieniłoby sytuacji, bo człowiek błędnym umysłem dalej i tak będzie (błędnie) siebie i świat interpretował.


Masz bardzo oryginalne rozważania :szacunek:
Rozumiem, że twoim zdaniem chrześcijanin nie powinien wątpić w to, że nie może być problemu ze strony Boga z przebaczeniem człowiekowi jego grzechów, bo Bóg jak nikt inny że względu na swoją nieskończoną miłość do człowieka zawsze jest gotów mu wybaczyć, co też udowodnił Jezus na krzyżu (nie ma takiego zła, które byłoby wstanie oddzielić człowieka od Boga, nawet jeśli człowiek postanowi "zabić" Boga), problem może być, jeśli już, wyłącznie ze strony człowieka, bo nie będzie chciał zaakceptować prawdy na temat swojego życia i tego, kim się stał w tym życiu. Dobrze rozumiem?

Dobrze rozumiesz w tym sensie, że się z Tobą zgadzam w zakresie tego, co napisałeś. Mam tylko taką uwagę, że właściwie to raczej rozwinąłeś moją myśl (bardzo zgrabnie z resztą ją rozwinąłeś. :szacunek: ), niż ja to pisałem. Bo ja skupiałem się w większym stopniu na tym, że grzechu zakłamania nic (ani nikt) zewnętrznego z człowieka nie jest w stanie wydobyć, odkleić od niego tego błędu. To jedynie CZŁOWIEK SAM (co z resztą oczywiście też jednak na koniec piszesz) jest w stanie ten akurat rodzaj problemu pokonać. Dlaczego tak?
- Bo właściwie JESTEŚMY TĄ PRAWDĄ W NAS, KTÓRĄ UDAŁO NAM SIĘ UTRZYMAĆ. To jest nasze JA - ta prawda, ta spójność myśli, ta zdolność poprawnego rozpoznawania. Jakakolwiek ingerencja kogokolwiek czy czegokolwiek w to wewnętrzne uznawanie rzeczy jest czymś w pobliżu "zbrodni zabójstwa", to jest bowiem unicestwianie tego, co się samoistnie - jako świadomość - kształtowało, co jest właśnie "tym umysłem".
Jest tu jeszcze jeden - wg głęboki, a uzupełniający poprzednie uwagi - aspekt sprawy: każdy z nas jest indywidualnością, co oznacza, iż prawda jest w każdym z nas trochę inna, niż jakiegoś człowieka obok. To powoduje, że nie ma jednego wzorca poprawności umysłu, lecz jest dość ogólny (rozmyty) wzorzec owej poprawności, którego istotą jest spójność myśli, a dalej z niej skuteczność w dalszych rozpoznaniach (drzewo poznajemy po owocach). Zatem nawet z góry nie wiadomo, jakby ta (potencjalna) siła zewnętrzna miała naprawić myślenie osoby, która myśli wadliwie, bo jest zakłamana. Nie ma jak tego zrobić, bo wzorzec poprawności dla TEJ KONKRETNEJ osoby jest tym właśnie co owa osoba była w stanie swoim życiem wypracować.
Są na ten temat też dzieła literackie, filmowe, które stawiają problem: czy zgodziłbyś się, aby wykasowano ci (jakąś maszyną, chemią, magią, czy co tam jeszcze...) istotną część twoich wspomnień i przekonań, jeśliby to spowodowało, że ta osobowość, która powstanie po wykasowaniu będzie szczęśliwsza, może będzie mniej cierpiała?
I to jest trudny problem. Bo czujemy intuicyjnie, że jak nam wykasują wspomnienia, to "ten nowy" to już NIE BĘDĘ JA. To już będzie jakiś fork mojej osoby (kto się trochę interesował programowaniem wie, co pojęcie forka oznacza), ale nie ten ja, który jest teraz. Zatem oznacza taka operacja de facto zniszczenie starego ja - jakby zabójstwo. Zgodzić się na to, jeśliby to nam odjęło cierpień?...
- chyba nie byłaby to prosta decyzja. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin