Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Esej o byciu bogiem

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:33, 24 Lut 2017    Temat postu: Esej o byciu bogiem

Gdybym nagle zyskał boską moc, gdybym mógł zmieniać/stwarzać wszystko co tylko bym sobie wymyślił... czy byłbym szczęśliwy?
Pewnie większość powie: na pewno! Przynajmniej ja, gdybym miał pełną moc spełniania swoich zachcianek, to byłbym szczęśliwy, a do tego szczęśliwy trwale. Tak sobie ludziska myślą i wyobrażają. Ja nie podzielam tego typowego optymizmu w owej kwestii.
Ludzie czerpią satysfakcję i radość ze spełniania ich pragnień, bo WCZEŚNIEJ POJAWIŁO SIĘ NAPIĘCIE - NIESPEŁNIENIE, bo w ich umysłach najpierw był ten brak, marzenie, aby mieć, aby się spełniło. Ten brak budował w umyśli i uczuciach podwaliny pod przyszłą radość, pod energię spełnienia i satysfakcji. Ale gdybyśmy od początku owo coś mieli - darmo i od razu - to wcale byśmy się z tego nie potrafili cieszyć.
Dlaczego tak jest, że "dziwnym trafem" dążymy raczej do tego co trudno dostępne, a nie tego co wygodnie się zdobywa. Dlaczego ludzie gotowi są ryzykować życie, aby wejść na najwyższy szczyt, zdobyć najtrudniejszą ścianę górską, choć przecież obok jest jakiś łatwy pagórek, który można by zdobyć niewielkim wysiłkiem? To co, nie da się ucieszyć z tego co łatwe i od razu możliwe do osiągnięcia?
Gdybyśmy zostali bogami i robili bez ograniczeń wszystko, co tylko nam przyjdzie do głowy, to - według mnie - zdecydowana większość ludzi w takiej sytuacji szybko by się sfrustrowała, zmęczyła, znudziła. Szybko powiedzieliby: to co ja właściwie mam teraz robić? - Zrobiłem już wszystko co mi przyszło do głowy, a realizacja była natychmiastowa i łatwa. Pewnie po niedługim czasie stwierdziliby: ja właściwie nie mam po co żyć, nie mam celu. Dalej byłaby tylko postępująca frustracja, degradacja poczucia sensu, znaczenia, pozytywnych emocji. Pozostałaby tylko pustka, nuda, obojętność, a na koniec rosnąca frustracja, negacja, rozpacz.
Teraz tego nie widzimy. Bo tylu rzeczy nam brakuje, tyle byśmy chcieli. Jest do czegoś dążyć - bo inni mają więcej, bo świat postawił przed nami problemy, pytania, WYZWANIA. Ale w stanie wszechmocy wyzwania się kończą. Wszechmocny ma największy problem z tym, aby się owej wszechmocy pozbyć, bo tylko wtedy pojawi się coś, co będzie miało WARTOŚĆ, będzie mogło STAĆ SIĘ CELEM, takim celem prawdziwym, który wymaga wysiłku, a potem daje satysfakcję z osiągnięcia.
Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele w jego emocjach porządkuje ta prosta okoliczność, że rzeczy układają się w pewną hierarchię - do tych łatwo dostępnych, poprzez trudniej aż do ledwo osiągalnych, czy nawet zupełnie poza zasięgiem.
Kto raz zrozumie tę prawdę, zmieni swoje podejście do życia, świata, ludzi. Kto potrafi sobie jasno wyobrazić stan własnej wszechmocy, skonfrontuje go z tym, jakie wyzwania niesie życie, zacznie DOCENIAĆ OGRANICZENIA. Świat bez ograniczeń jest totalnie pusty, nieprzyjazny, bez wartości, ostatecznie spychający w nicość emocje i myśli człowieka. Choć oczywiście ograniczenia totalne też nie sprzyjają szczęściu i spełnieniu.
Szczęście, spełnienie pojawia się gdzieś w pobliżu środka układu wolność - ograniczenia, tam gdzie rzeczy są na tyle trudne do osiągnięcia, aby sprawiały satysfakcję, ale też nie za trudne, aby niszczyć nadzieję. A moc radości, jaką czerpiemy z osiągnięć też można w sobie skonfigurować lepiej, albo gorzej. Najmniej perspektywiczna jest tu postawa pogardy - ktoś kto lekceważy wszystko i wszystkich stawiając samego siebie na jakimś wyimaginowanym szczycie wartości jest w stanie logicznego nieszczęścia, bo albo rzeczywiście wierzy, że jest na samym szczycie, a wtedy nie ma już do czego dążyć, osiągnął kres, stan pustki i absolutnej nudy, albo sam sobie przeczy, nie dowierzając własnej wartości, a wtedy - napędzany wewnętrznym fałszem - stanie się małym demonem, istotą wampiryczną względem innych istot, wciąż poszukującą dla siebie potwierdzenia poprzez poniżanie i gnębienie innych, ale nigdy nie dostępując w tym zakresie spełnienia.
Lepszym wyborem jest postawa ogrodnika własnego szczęścia. Ogrodnik chodzi koło swojej ukochanej roślinki, podlewa ją, pieli, usuwa szkodniki. Warto jest hodować w sobie szacunek, podziw i uznanie dla wszystkiego, co nas otacza. Gdy szczęście zapala się w umyśle od samego kontaktu z drugą istotą, gdy cieszy nas każde dotknięcie, spojrzenie, nawet myśl o tym co cenimy i kochamy, to na tym korzystamy najbardziej my sami.
Wszyscy zapatrzeni w wielkiego siebie i promieniujący pogardą na otoczenie w istocie psują sobie środowisko, otoczenie, w którym przychodzi im funkcjonować - sami, wyborem własnym, robią sobie ze swojego świata śmietnisko. Ostatecznie, jak im się to w pełni uda, to stworzą sobie własne piekło! Tak - SAMI JE SOBIE STWORZĄ.
W odróżnieniu od nich, wszyscy ci, którzy swoje otoczenie ubiorą w szacunek, miłość i poczucie piękna, stworzą sobie raj. Znowu - sami ten raj, własnymi wyborami, wybudują.
Jedno w tym jest trudne - trzeba tu jakoś dążyć i nie dążyć jednocześnie. Pogodzić dość elementarną sprzeczność. Gdy czegoś pragniemy, dążymy do realizacji tego czegoś. W sytuacji pojawienia się przeszkód, próbujemy owe przeszkody pokonać, zniszczyć, traktujemy je jak wroga. To naturalne - tak przecież buduje się realizacja celu - poprzez usuwanie przeciwności. Ale przecież jak wszelkie przeciwności usuniemy, to wylądujemy w tym stanie nihilistycznej wszechmocy, którą opisywałem na wstępie. Więc tak daleko nie możemy się posunąć. Gdzieś trzeba się zatrzymać, gdzieś powiedzieć STOP!, dalej nie pójdę. Gdzie miałby być ów STOP?
Ja widzę go na styku materia (nieświadoma), a świadomość. Z materią mogę zrobić wszystko - nie krzywdząc i nie gardząc. Istota świadoma stwarza ograniczenia - jeśli może cierpieć. Dlatego POTRZEBUJEMY INNYCH ISTOT w naszej przestrzeni mentalnej. Potrzebujemy ich z powodów fundamentalnych, z konieczności wybudowania nam takiego świata, w którym możliwe jest szczęście.
Układ poprawnie działający to wolność w kontekście materii, a ograniczenia - tam gdzie stanęła przed nami wolność innej istoty. Aby wolności różnych istot świadomych ze sobą pogodzić (lepiej "połączyć") też niezbędne są pewne zasady, w każdym razie rzecz jest nieoczywista. Ale to się da osiągnąć, jeśli się posiada DOBRĄ WOLĘ. No i potrzebna jest tu spora dawka rozumu, doświadczenia, czy paru innych "dodatków". Ale to już temat na inny esej. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin