Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zagadnienie wielkiej samotności

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:16, 21 Wrz 2021    Temat postu: Zagadnienie wielkiej samotności

Życie wtrąca nas na pole wielkiej bitwy
wymusza walkę o swoje
skupia na przeżyciu,
potem zdobyciu sojuszników w celu pokonania wrogów

Tak wielu przyjmuje ten fakt bezrefleksyjnie
oto "mamy" wrogów" i sojuszników, czyli mamy jasny cel
przy takim podejściu oto nasza egzystencja robi się prosta i zrozumiała
"wiadomo jest", że trzeba walczyć, niszczyć wrogie nam siły
bo jak inaczej?...
To jest jednak złudna prostota.

Zrozumie więcej ten, kto postawi sobie zagadnienie przeciwne - problem samotności
ale nie takiej samotności prostej, znanej z życia codziennego
nie samotności w stylu "ona mnie nie rozumie"
czy może "jestem singlem, nie mam dla kogo pracować"
Aby pojąć samotność trzeba ją wyeskalować do granic
do jakiegoś: jestem JA i nic więcej!

Aby zrozumieć swoje emocje i znaczenie innych istot dla swojego jestestwa w życiu
trzeba w końcu pojąć tę samotność
samotność, w której nie ma nikogo zupełnie
jestem tylko ja
- czego teraz chcę?
Jeśli już nie ma nikogo, z kim mógłbym walczyć
ani nie ma nikogo, z kim do walki mógłbym się sprzymierzyć
nie ma tego, komu mógłbym zaprzeczać, albo zgadzać się
nie ma celu w postaci zmiany kogoś bądź czegoś
jest tylko pustka dojmująca, chwytająca za gardło
i w końcu dławiąca cierpieniem wszechogarniającego wniosku:
nie ma do czego dążyć!
nie ma powodu trwać!
nic już nie ma sensu!

Dlatego może niektórzy tak z uporem i namiętnie tworzą sobie wrogów
oni nie myślą, że ich tworzą, są przekonani, że ci wrogowie sami przeciw nim powstali
ale o ile może prawdziwi wrogowie rzeczywiście czasem się zdarzą
to większość jednak z tych, którzy poszukiwacze wrogów "rozpoznali", to ludzie, którzy zielonego pojęcia nie mają, iż ktoś taki ich za wroga uznał.
Są to wrogowie z chciejstwa i arbitralnego nadania poszukiwacza wrogów w życiu.
Poszukiwacze wrogów gdzieś w tle walczą z przeczuciem tej samotności
nie tolerują pustki emocjonalnej, związanej z koniecznością bycia racjonalnym i obiektywnym
wróg to emocja, wróg to cel, wróg to myślowy punkt zaczepienia.

Poszukiwacze wrogów jednego nie chcą dostrzec - że są w swojej postawie sprzeczni
że się nie zdecydowali i udają raz jedno raz temu czemuś przeciwne
raz wrogów nienawidzą, chcą ich eksterminować, usunąć z pola istnienia
a już za chwilę ich na nowo tworzą, wynajdują w dostępnym świecie, aby stali się nowym celem
Co prawda nie przyznają się sami przed sobą, że to w większości oni sami ową wrogość wykreowali
będą się oszukiwać, że wrogowi powstali samoistnie przeciw nim
ale prawda jest taka, że wrogość powstaje niejako wspólnym wysiłkiem
powstaje w parach - kreowana emocją, wolą i uznaniem tak jednej, jak i drugiej wrogiej sobie strony

Dla ludzi walki wróg jest w istocie ich najcenniejszym klejnotem
on im nadaje sens
Wojownik postawiony w otoczeniu życzliwych, pogodnych, przyjaznych ludzi nie potrafi się odnaleźć
czuje się jak ryba wyciągnięta z wody
nie wie gdzie iść, i co robić, nie zna żadnego wartościowego emocjonalnie celu
bo on umie żyć tylko po to, aby z walczyć z jakimś wrogiem.

Ale wojowniczość jest po prostu sprzeczna z realiami, z możliwością jej zrealizowania w ostatecznym sensie
ten kto zabił wszystkich wrogów, kto się w swojej wojowniczej postawi w pełni zrealizował
traci wszelki cel - jest sam
jest bardzo sam
jest najbardziej sam, jak tylko samotnym można być
bo zostaje dodatkowo ze wspomnieniem tego, że to czego najbardziej potrzebuje
czyli innych istot, które nadają jego egzystencji sens
własnymi rękami wyeliminował
czyli sam sobie zgotował to, w czym teraz tkwi i cierpi
a więc jest do gruntu wadliwą osobowością
jest kimś, kto im bardziej wygrywa, tym bardziej gotuje sobie ostateczną porażkę
i nie ma najmniejszych szans na to, aby ten proces zatrzymać. :cry: :cry: :cry:

Aby się zatrzymać w tym autodestrukcyjnym widzie wrogości jest jedna droga
zrozumieć samotność już teraz
dopóki nie jest za późno
Zrozumieć, że mamy inne istoty nie po to, aby trenować nieustannie własne zdolności do ich niszczenia
ale po to, aby trenować się w zdolności do zaakceptowania wszystkiego tego, co te istoty ze sobą niosą
bo na przeciwnym biegunie ostatecznie czyha wielka, nieprzezwyciężalna samotność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31046
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:37, 21 Wrz 2021    Temat postu: Re: Zagadnienie wielkiej samotności

Większość ludzi o silnie wojowniczej naturze zdaje się nie mieć świadomości, że ci wrogowie, których sobie często sami uroili, nadinterpretując różne sytuacje, są naciągani, że obiektywna rzeczywistość większości ludziom nie sugerowałaby wrogości. Wojownicy bowiem wrogów mieć potrzebują. Z resztą tych wrogów nie tylko potrzebują do nienawiści, lecz nawet do docenienia!
Wojownik prędzej doceni swojego wroga, niż tego "rozmamłańca", albo "pizdę", który do wojenek się nie garnie. Wojownicy cenią sobie wojowniczość w ogólności, uważają ją za ogólnie poprawną postawę życiową.
I ja nawet bym się o powyższe nie czepiał. Każdemu wolno jest cenić to, co on uznał za cenne. Jeśli o coś wojowników czepiam, to o NIE PRZYZNAWANIE SIĘ DO TEGO SUBIEKTYWIZMU OCEN. Dopóki by wojownik z upodobania był na tyle uczciwy wewnętrznie, że przyznawałby się do tego, kogo u siebie wcisnął w kanał wrogości, bo tak chciał, tak lubi, dopóty mielibyśmy z sytuacją uczciwą. Problem jest jednak w tym, że większość osób o wojowniczej naturze myli te osobiste, naciągane odczyty świata z prawdą obiektywną. Wielu wojowników uważa, że świat, ludzie są rzeczywiście wobec nich wrodzy, że obiektywnie ktoś tam z nimi próbuje dążyć do potyczki. Taka postawa generuje wiele cierpienia w otoczeniu wojownika. Jest tak, gdy wojownik zaczyna się wyżywać na osobach o łagodnym usposobieniu. Ale żeby ukryć bezsens ciągłych napaści na owego łagodnego, wojownik tworzy swoją legendę o rzekomych wrogich zamiarach tego pierwszego. Wtedy krzywdzi innych i kłamie, potem znowu krzywdzi i kłamie, że niby nie on jest przyczyną owych krzywd.

Osobiście uważam, że wojownicze usposobienie, JEŚLI KTOŚ JEST W STANIE KONTROLOWAĆ JE W ŻYCIOWYCH SYTUACJACH, czyli jeśli wyżywa się w stosunku od innych wojowników, na uczciwych zasadach typu sport, czy inne formy rywalizacji, to nie byłoby w tym nic złego. Ale niezbędne jest jednak panowanie nad sobą o tyle, aby względnie sprawnie diagnozować tę manipulację, którą własna natura funduje wojowniczemu i powstrzymywać się od agresji tam, gdzie jest ona nieuzasadniona. Ale do tego trzeba byłoby osiągnąć pewien - całkiem zaawansowany - poziom samoświadomości. Trudna sprawa... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin