Autor Wiadomość
Drizzt
PostWysłany: Pon 20:16, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Matko! Zbieraj już na trumnę :wink: Zuch jesteś z tym chodzeniem tu i tam :)
Bart
PostWysłany: Pon 20:15, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Drizzt napisał:
Że też w tym wieku jeszcze się da ;P


Oż Ty! :P

Bo tez Bart się nie oszczędza - chodze na rockoteki, depoteki i inne takie, a ludzie oceniając mój wiek dają mi maksymalnie 25 lat :D

A w lutym trzeci krzyżyk... ;)
Drizzt
PostWysłany: Pon 20:10, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Że też w tym wieku jeszcze się da ;P
Ja też kombinuje nad jednym wyjazdem (niemcy), ale praca, praca, praca i inne takie :wink:
Bart
PostWysłany: Pon 20:07, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Drizzt napisał:
I jakby to powiedzieć... Doceniam twoje nakręcenie, to strasznie fajna sprawa w kontekście muzyki :)


Sam siebie zaskoczyłem ;)
Drizzt
PostWysłany: Pon 20:05, 25 Wrz 2006    Temat postu:

I jakby to powiedzieć... Doceniam twoje nakręcenie, to strasznie fajna sprawa w kontekście muzyki :)
Bart
PostWysłany: Pon 20:04, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Drizzt napisał:
Bart - nie przepadam za tą kapelą, ale jak czytam co napisałeś to łatwo mi się z tobą utożsamić :)


Oto potęga słowa :D:D:D
Drizzt
PostWysłany: Pon 19:49, 25 Wrz 2006    Temat postu:

Bart - nie przepadam za tą kapelą, ale jak czytam co napisałeś to łatwo mi się z tobą utożsamić :)
Bart
PostWysłany: Pon 19:47, 25 Wrz 2006    Temat postu: Pearl Jam - Berlin, 23 września

Pisałem to już na swoim forum, ale tu też się chcę podzielić radością ;)

Byłem na Pearl Jam w Berlinie !!! :D :D :D Był ktoś? :>

Nie wiem od czego zacząć. Najlepszy koncert mojego życia, bezapelacyjnie. Endorfina jeszcze przez dwa tygodnie będzie mi cieknąć uszami. Chodzę nabuzowany, nucę PJ, słucham PJ, wspominam PJ.

Zaczęli ostro - cztery pierwsze kawałki to drapieżny Pearl Jam w najlepszym wydaniu. Go, Save you, Animal i Do the evolution. Co mnie samego zadziwiło: ja jako umysł ścisły ;) bawię się przy piosence, którą już raz słyszałem. Z pierwszej czwórki dobrze znałem tylko ostatni kawałek, a drugiego w ogóle wcześniej nie słyszałem. Pomimo to skakałem jak dzikus od początku, nie dając sobie chwili wytchnienia. Energia promieniująca z zespołu była wręcz fizycznie odczuwalna - mogłem tylko dać się jej ponieść.

Po Do the evolution Edek się przywitał czytając z kartki po niemiecku, czym wzbudził ogólną wesołość ;) Potem grali dalej...

Nie będę opisywał poszczególnych utworów, bo nawet nie pamiętam przy którym co się działo... Odpłynąłem kompletnie, czułem się tak, jak na koncercie czuć się powinno... W dodatku poza State of love and trust zagrali wszystko, na czym mi zależało. Napiszę o paru utworach, których wykonanie bardziej zapadło mi w pamięć (a muszę zaznaczyć, że nie było na tym koncercie czegoś takiego, jak wypełniacz, czy słabszy kawałek - wszystko było na 100%).

Severed hand - ten kawałek zawsze kojarzył mi się z laską dynamitu. Eddie z ekipą ni mniej, ni więcej, tylko podpalili lont. Rozsadzili schemat robiąc z tego utworu granat eksplodujący w samym środku mojej głowy. I to w momencie, kiedy studyjna wersja zwalnia - oni wtedy dopiero dali czadu. Efekt zaskoczenia zrobił swoje - po Severed hand normalnie padłbym wyczerpany na glebę. Ale tu na szczęście nie było normalnie... Nie wiem skąd miałem tyle energii. :)

Even flow - jedyny zgrzyt. Mój ukochany kawałek z genialną partią "gadających" ze sobą gitar Mike'a i Stone'a został okaleczony przez problem techniczny. W kulminacyjnym momencie nie było słychać gitar, a tylko podkład. Na sceną wpadł jakiś facet z kablem, zrobiło się zamieszanie, ale nie przestali grać. Zakończenie Even flow wynagrodziło mi jednak wszystko :)

Black - do dziś jeden z najpiękniejszych ich utworów. Kiedy skończyli, publiczność nadal nuciła: "tururutu, tururu...". Spojrzeli po sobie i zaczęli grać dalej, a Eddie zaśpiewał dalszy ciąg tekstu znany choćby z występu w MTV Unplugged: "We belong together...". Magia! I dreszcze, cały czas....

Porch - płyta Ten, czad, szaleństwo, nic dodać, nic ująć.

Crazy Mary - nie spodziewałem się że to zagrają - piękna niespodzianka! Utwór odśpiewany elegancko przez publiczność. Zresztą po drugim bisie (których było chyba ze cztery) publiczność wszystko śpiewała razem z Edkiem.

Co do publiczości - Niemcy nie mają raczej najlepszej renomy. Faktycznie, jeśli chodzi o ruch, to większość stoi jak kołki. Za to śpiewanie i układy "manualne" wychodzą im świetnie. Nie opisuję, bo tego się nie da opisać.

A sam zespół - musze przyznać, że mnie zaskoczyli energią i witalnością. Eddie szalał jak nastolatek, Jeff też zaprezentował kilka efektownych skoków. Czuć było spontaniczność, a przede wszystkim ogromną radość, jaką daje im granie. Mam porównanie z marcowego koncertu Depeche Mode i musze stwierdzić, że panowie z Basildon w porównaniu z PJ leżą i kwiczą. Koncert DM obfitował w efekty, fajerwerki i inne bajery, a PJ postawili na muzykę. Nie było nawet telebimów! Tylko muzyka i proste światła. Tylko? Aż! Siła Pearl Jam polega na tym, że nie ma u nich wystudiowanej choreografii (Dave Gahan, dla przykładu, na każdym koncercie zdejmuje kamizelkę w tym samym momencie), jest za to radość i szczerość. I fakt, iż widać było, że od początku do końca dają z siebie wszystko. Ja to kupuję.

Chciałem jeszcze napisać o podróży i paru innych pierdółkach, ale za bardzo się rozmarzyłem... A w dodatku właśnie słucham Even flow... Smutne jest to, że jestem niemal pewien, iż lepszego koncertu już nie zobaczę... Dobranoc...

P.S. Poniżej jest moja lista ostatnio słuchanych utworów ;) Bez komentarza :]

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group