towarzyski.pelikan |
Wysłany: Sob 9:45, 15 Cze 2019 Temat postu: |
|
Judasz
Leopold Staff
Splątana jest zagadka moja, jak ten stryczek,
Co pętlicą zacisnął się wkoło mej szyi
W wieczór, gdym ucałował twój blady policzek
I naznaczył go śliną jadowitej żmii.
Tam wiszę na gałęzi suchej u postronka,
Wiatr kołysze mym trupem, aż ręka przechodnia
Odetnie go. Tymczasem dusza ma się błąka
Samotna, zrozpaczona. Skądże mi ta zbrodnia?
Wszak nad wszystko kochałem cię, mistrza i pana,
Gotowy za cię życie swe oddać w potrzebie.
Głowa moja pragnęła, jak jasna skroń Jana,
Spoczywać na twej piersi. I jam zdradził ciebie?
Tyś zdradził. Zamąciłeś życie moje do dna.
Brud lgnie do brudu, czystość ciąży do czystości,
A chociaż ciebie dusza ma nie była głodna,
Tyś świętością swą sycił podłość mych wnętrzności.
Byłem brzydki, cherlawy, rudy, brudny bardziej
Niż łachman, co, zetlały, z biódr żebraka spada,
I ten gałgan dziś twoją białą szatą gardzi.
Lecz niech sumieniu memu nikt nie krzyczy: "Zdrada!"
Kochałem tylko pieniądz, lichwą i oszustwem
Porałem się pytając, gdzie i kto co kupi,
Ciułałem grosze cudzą nędzą i ubóstwem,
Nienawidziłem ludzi, bo podli, źli, głupi;
Bo są z tego samego, co i ja, nasienia,
A znałem siebie do dna, jak i swoich braci,
Co jednacy zostaną w wieczne pokolenia
I miecz ich nie wybije ani trąd wytraci.
Gardziłem tym sobaczym robactwem przyziemnym,
Co się ludzkością zowie i bliźnim się mieni,
I chciałem ich prześcignąć w plugastwie nikczemnym,
By zohydzić człowieka do najgłębszej rdzeni.
Mord, wojna, okrucieństwo, łotrostwo, grabieże,
Fałsz, zemsta i nienawiść, kłamstwo i wszeteczność,
Oto pognój, skąd człowiek swój początek bierze
I w którym grzęznąć będzie, jak w bagnie, po wieczność.
Wtedy ty się zjawiłeś, piękny, dobry, cichy,
Ucząc, aby nie zdeptać nadłamanej trzciny,
Dzielić się jedną szatą, nie znać gniewu, pychy,
Kochać czystość, pokorę i wybaczać winy.
Mówiłem: "Oto człowiek, co się gniewu trwoży,
Człowiek, który nie zbacza nigdy z prawej drogi,
Człowiek, co nie zabija, co nie cudzołoży,
Który zło dobrem płaci i kocha swe wrogi."
Mówiłem: "Oto człowiek nieskalany, święty!
Więc nie każdy być musi zwierzęciem wśród zwierząt,
Nie musi szukać uciech, gdzie błoto i męty,
Czyniąc jedynie krzywdę, zdzierstwo, gwałt i nierząd."
Świat wydał mi się nagle piękny i wesoły
I nowym złote słońce, co nad głową świeci.
Kochałem, jak kochały twoje apostoły,
Śpiewałem, jak prorocy i wielcy poeci.
Nagleś nam jednej nocy zwierzył w tajemnicy,
Żeś Syn Boży Bóg!!! - Nie mam więc w tobie tu brata?
Ojcem nazwałeś Jahwe strasznego z bożnicy,
Mówiąc, że twe królestwo nie jest z tego świata.
Więc wyparłeś się ziemi, steku win i brudów!
Więc człowiek może ścierwem być tylko i grzechem!
Przesądziłeś człowieka. Nie chcę twoich cudów!
Zawyłem z bólu, gorzkim zaniosłem się śmiechem.
O, nie wskrzeszaj mi zmarłych, nie lecz paraliżu,
Nie wracaj słuchu głuchym ani ślepym wzroku!
Nie na ziemi twe miejsce, lecz wyżej, na krzyżu!
Bóstwem swym potępiłeś człowieka, proroku!
Więc aż Bogiem być trzeba, by mieć świętą duszę?
Popiołem posypałem skroń jak po pogrzebie.
W twarz cię pocałowałem. Niech Saduceusze
Na krzyż cię wbiją! Skonaj na wzgórzu! Żyj w niebie!
Niechaj pęknie zasłona w świątyni! Niech ziemi
Otworzą się wnętrzności w zrozpaczeniu srogiem.
Wydałem cię, trup dzisiaj z oczyma zgniłemi,
Że, święty, nie człowiekiem byłeś, tylko Bogiem! |
|