Autor Wiadomość
krowa
PostWysłany: Sob 17:55, 15 Cze 2019    Temat postu:

dopóki się nie określisz w sprawie dyskusyjnej (menstruacja) to będą to brednia jak powyżej, że przeczytałem tylko kilka zdań.
towarzyski.pelikan
PostWysłany: Sob 17:35, 15 Cze 2019    Temat postu: Propozycja nie do odrzucenia

- Czy mogę pani coś zaproponować? - zagaiła starsza pani, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Dostrzegłam kątem oka, że trzyma w dłoni najnowszy numer "Strażnicy".
- Ale chyba nie seks? - zażartowałam.
- No wie pani co?! - obruszyła się, w duchu żałując, że wyszła do mnie z propozycją.
I już miała obrócić się na pięcie, rozglądając się za kimś bardziej przyzwoitym, kiedy uratowałam sytuację.
- Spokojnie! Tylko żartowałam. Po prostu jestem przyzwyczajona do...pewnego rodzaju propozycji, no wie pani - uśmiechnęłam się porozumiewawczo, a staruszka badawczo mi się przyglądała. W każdym razie - ciągnęłam - myślę, że jestem otwarta na pani propozycję. Co takiego pani chciałaby mi zaproponować? - zapytałam w najbardziej niewinny sposób, na jaki potrafiłam się wówczas zdobyć.
- Mam pewne pismo, które mogłoby...powinno - poprawiła się - panią zainteresować.
Kiedy to mówiła, w jej głosie czuć było lekkie podenerwowanie. Nie była pewna, czy powinna kontynuować rozmowę. Widać było, że ze sobą walczy.
- Naprawdę myśli pani, że się nadaję? - zadając to pytanie, patrzyłam jej prosto w oczy.
- Co to za pytanie? Każdy się przecież nadaje...to znaczy może nie każdy, ale to już niech Bóg osądzi. Proszę spróbować - wyciągnęła do mnie dłoń ze "Strażnicą".
Teraz już wyraźnie mogłam zobaczyć okładkę. Na środku widniał napis "Dlaczego życie jest takie krótkie?", a ilustracja przedstawiała starszego pana na cmentarzu w popołudniowej porze. Mężczyzna wpatrywał się w jeden z nagrobków, wspierając się na złożonym parasolu.
- Nie wiem, czy powinnam... - zawahałam się.
- Proszę się nie krępować. To materiał bezpłatny. Myślę, że może panią zaciekawić. - odparła staruszka, tym razem już stanowczo, z pewnością siebie osoby, która wypowiadaną kwestię ma już dobrze przećwiczoną.
- Jeśli mam być szczera, to chyba jestem za młoda na takie treści. Wcale nie uważam, że życie jest krótkie. Czuję, że mam całe życie przed sobą. Przede mną jeszcze długa droga. Poza tym jestem wesoła, lubię się bawić, a to raczej dość przygnębiające klimaty...Chyba jednak będę musiała podziękować... - próbowałam się wymiksować, a staruszka znowu się zmieszała. Po raz kolejny popsułam jej szyki. Pewnie pomyślała sobie "Co za trudny bachor!".
- Ten problem dotyczy nas wszystkich. Każdy kiedyś umrze. Pani też. Zapewniam panią - dodała z niejaką satysfakcją - Taka jest kolej rzeczy. Tak Bóg urządził świat i nie ma co od tego odwracać wzroku.
Wypowiadając ostatnie zdanie, zbliżyła się do mnie i zaczęła mi się przyglądać z zatroskanym wyrazem twarzy.
- O co chodzi? - zapytałam zaniepokojona. Czemu pani tak na mnie patrzy? Jestem brudna? Pewnie pasta do zębów? Zawsze mam z tym problem.
Naśliniłam szybko palec i przejechałam po obrzeżach ust.
- Teraz jest ok? - poprosiłam o potwierdzenie.
- Wie pani, ile ma pani w sumie siwych włosów? - spytała nieoczekiwanie. Nie wie pani... - dodała, widząc moją zdziwioną minę. No trochę tego jest, no ale mniejsza z tym...
Już miała się oddalić na poprzednią pozycję, ale jakby zmieniła zdanie, zrobiła krok do przodu i przywarła twarzą do mojej twarzy. Myślałam, że chce mnie pocałować, więc zamknęłam oczy, rozchyliłam wargi i stanęłam na palcach. Działałam odruchowo, nieświadomie. Miałam głęboko wryte przeświadczenie, że pocałunki należy przyjmować godnie, z wdzięcznością, że nie należy ich odmawiać, niezależnie od tego, kim jest darczyńca: wysokim, błękitnookim księciem z bajki, brudnym i śmierdzącym żulem, czy właśnie zgrzybiałą staruszką, choć akurat z kobietą nigdy się nie całowałam, nie licząc cmoknięć w policzek od różnych ciotek i przyjaciółek rodziny. A więc to miała być moja lesbijska premiera, tym bardziej chciałam stanąć na wysokości zadania, nie zawieść przede wszystkim samej siebie. Wbrew moim rozrywkowym pozorom jestem z natury bardzo ambitna. Czekałam więc cierpliwie na ten pocałunek, który gotował mi los, ale ostatecznie się nie doczekałam. Nie przejechała mi nawet delikatnie palcem po wargach i podbródku. Nie tknęła mnie. A kiedy otworzyłam oczy, stała już daleko ode mnie w oczekiwaniu, aż wrócę na ziemię.
- Śpi pani w goły dzień? - zapytała wyraźnie rozbawiona.
Byłam wściekła. Czułam się, jakby ktoś mnie wykorzystał, wrzucił pigułkę gwałtu do drinka, przeleciał i porzucił. Przez krótką chwilę miałam ochotę podbiec do niej i wydrapać oczy, te cholerne gały świdrujące mnie na przestrzał. "To czarownica. Pierdolona wiedźma" - pomyślałam.
- Co ty mi, kurwo, zrobiłaś! - wrzasnęłam. Głos mi drżał. Czułam, że za chwilę się rozpłaczę. No mów, kurwo! Bo cię zajebię! - próbowałam wymusić na niej jakąkolwiek reakcję.
A ona stała, niewzruszona jak marmurowy posąg, dzierżąc w dłoni "Strażnicę". Pomału zaczęło do mnie docierać, że to tam musi tkwić źródło jej siły. Pewnie działa na nią jak jakiś amulet. Kiedy nosi przy sobie "Strażnicę", nic nie jest jej straszne. Gdy tak próbowałam zrozumieć fenomen staruszki, ta po chwili w końcu się odezwała.
- Kurze łapki też pani już ma dość wyraźne. - odparła rozpromieniona. Chce pani lusterko? Mam w torebce.
Kiedy starsza pani tak grzebała w torebce w poszukiwaniu lusterka, ja stałam i milczałam, tępo wpatrując się w "Strażnicę". Byłam totalnie zbita z tropu.
- Proszę - wyciągnęła do mnie lusterko - proszę samej sprawdzić.
Nieśmiało chwyciłam lusterko i przystawiłam do twarzy. W lustrze mogłam zobaczyć twarz podstarzałej kobiety. Pospiesznie przesunęłam lustro w stronę włosów i ujrzałam dość gęsto usiane siwe pasma.
- Więc tak wyglądam? - wydusiłam z siebie, gwałtownie odsuwając od siebie lusterko, tak by staruszka jak najszybciej je schowała do torebki.
- Niech mi pani powie, dziecko, kiedy pani ostatni raz patrzyła w lustro? - zapytała miękko.
Usiłowałam przywołać w pamięci ostatni moment, kiedy przyglądałam się uważnie swojemu odbiciu i nic nie mogłam sobie przypomnieć. Miałam w głowie pustkę. Starsza pani, widząc jak desperacko grzebię w pamięci, by odpowiedzieć szczerze na jej pytanie, rzekła:
- Już dobrze. Nie musi pani odpowiadać. Rozumie pani teraz, jak dobrze, że pani mnie spotkała? Sam Bóg mnie do pani przysłał.
I mówiąc te słowa, ponowiła próbę wtrynienia mi "Strażnicy". Tym razem przyjęłam czasopismo bez wahania i jeszcze raz wlepiłam wzrok w napis "Dlaczego życie jest tak krótkie?".
- Gratuluję podjęcia dobrej decyzji - odparła staruszka z zadowoleniem w głosie. Śpiewająco wywiązała się ze swojej kaznodziejskiej misji, co Bóg jej z pewnością sowicie wynagrodzi.
- To co? Na mnie już pora? - zainicjowała pożegnanie. Mam jeszcze parę egzemplarzy do rozdania - dodała po chwili, chyba próbując się przede mną wytłumaczyć, dlaczego nie może poświęcić mi więcej czasu.
- Jasne. Rozumiem - odpowiedziałam zgodnie z dworską etykietą. Proszę się nie gniewać na mnie, że tak pani nawrzucałam od kure...
- W porządku. Nie ma sprawy - przerwała - nie takie rzeczy w życiu słyszałam. Jestem przyzwyczajona. Poza tym, jest pani jeszcze bardzo mło... to znaczy, jeszcze nie jest pani taka stara. W tym wie...stanie takie zachowania są zrozumiałe. Lektura "Strażnicy" na pewno pani zrobi dobrze, pomoże uporządkować emocje, oczyścić się z negatywnej energii. Będzie dobrze.
Nagle podeszła do mnie, przytuliła mocno, klepiąc przyjaźnie po plecach.
- Do widzenia, dziecko! - zawołała i żwawo ruszyła przed siebie.
- Do widzenia... - wymamrotałam niemal bezgłośnie, obserwując jeszcze przez jakiś czas oddalającą się sylwetkę staruszki, która co kilkanaście metrów przystawała, składając wybranym osobom propozycję nie do odrzucenia.
Wreszcie mocno ściskając w dłoni mój nowy talizman, ruszyłam przed siebie, w kierunku przeciwnym do tego, który obrała staruszka. Usłyszałam kościelne dzwony. Spojrzałam na zegarek. Za piętnaście piąta. Przyśpieszyłam kroku, by zdążyć się wyspowiadać przed mszą.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group