Autor Wiadomość
Radosław
PostWysłany: Pon 17:46, 04 Cze 2007    Temat postu: Nawet GW pisze o nienawistnej lewackiej cenzurze.

http://www.gazetawyborcza.pl/1,76498,4196061.html
Cytat:
Odrzucony przez dziennik "El Pa~s" artykuł hiszpańskiego filozofa
Zobacz powiekszenie
Fot. MARC ALEX EAST NEWS
Fernando Savater


Niesłuszny Savater o słusznym rządzie



Tego felietonu Fernando Savatera nie wydrukował niezależny, prywatny, lewicujący dziennik "El Pa~s". Savater, wybitny hiszpański filozof i pisarz, publikuje w gazecie od jej założenia. To pierwszy jego odrzucony tekst. Dlaczego tak się stało?

Filozof nie zostawił suchej nitki na postępowaniu socjalistycznego rządu premiera José Luisa Zapatero, który kilka lat temu wdał się w tajne konszachty z terrorystami ETA w płonnej nadziei, że namówi ich do zmiany zawodu. Przed umizgami do terrorystów ostrzegali premiera wybitni dziennikarze, politycy i intelektualiści. Przeciwna tym negocjacjom ponad lub poza prawem była połowa Hiszpanów i prawicowa opozycja.

Rozejm z ETA trwał krótko. Terror wrócił na madryckim lotnisku, gdzie w styczniu w zamachu bombowym zginęły dwie osoby. Terroryści oszukali premiera. Ten jednak nie rozumie, że zbłądził, i brnie dalej. Właśnie za przyzwoleniem prokuratury rzecznicy terroru, wbrew prawu, weszli do rad lokalnych baskijskich miast. W Hiszpanii cały czas obowiązuje uchwalona wspólnie przez prawicę i lewicę w czasach prawicowego rządu José Marii Aznara ustawa o partiach, delegalizująca te z nich, które wspierają terroryzm. Mimo to rząd zaskarżył do sądu najwyższego tylko połowę list Nacjonalistycznej Akcji Baskijskiej (ANV) - partii-wydmuszki, za którą kryje się Batasuna, zdelegalizowane za popieranie terroru polityczne ramię ETA. Druga połowa list ANV została uznana za legalną. Rację więc miała opozycja, która piętnowała premiera za tę zabawę z zapałkami. I to zakłamanie piętnuje filozof.

Tego jednak z łamów "El Pa~s" nie można ogłosić. Nie może tego zrobić nawet lewicujący liberał i wybitny myśliciel, krytyk klerykalizmu, represjonowany za czasów dyktatury Franco głos demokracji hiszpańskiej. Dwa miesiące temu musiał odejść z dziennika inny wybitny publicysta Hermann Tertsch, który wyłamywał się z chóru chwalców rządu i krytyków prawicy.

"El Pa~s", dziecko demokratycznej transformacji Hiszpanii, staje w roli partyjnej tuby, organu rządu, wybiera ideologiczne sekciarstwo wbrew faktom, prawdzie i swobodzie krytyki. Odstępcy od słusznej linii nie mają w nim czego szukać. 1 mas



***

Ponieważ nie jestem prawnikiem i coraz mniej rozumiem prawniczy żargon, nie mogę powiedzieć niczego ważnego na temat wyroku sądu najwyższego, który dzieli salomonowo na pół Nacjonalistyczną Akcję Baskijską ANV - ci tak, tamci nie, na kogo wypadnie, na tego bęc. Jasne jest jedynie to, że ramię polityczne ETA (które przyjmuje różne nazwy, ale zawsze jest jej równie posłuszne) będzie teraz szeroko reprezentowane w wyborach, a później w instytucjach baskijskich, chyba że w ostatnim momencie doszłoby do jego mało prawdopodobnej delegalizacji na drodze karnej. Nie ulega też wątpliwości, że ustawa o partiach dałaby do ręki inne prawne rozwiązania całkowicie uniemożliwiające tę obecność. Że niby nie było czasu na zaskarżenie ANV? Skoro państwo tak uważają, to pewnie prawda, ale wydaje się dziwne, że zabrakło nam czasu, skoro strategia ETA znana jest od miesięcy: najpierw partia będąca kontynuacją Batasuny, na przynętę, następnie reaktywacja pustej skorupki innej legalnej "uśpionej" partii i cudowne zasilenie jej działaczami, środkami itd., tak by promować w nowych przebraniach tych samych ludzi co zawsze. A że ANV od 1930 roku wyrzeka się użycia przemocy? Wydaje się, że w obecnej sytuacji i po niedawnym zamachu, w którym padły ofiary, należałoby wymagać bardziej wyraźnego potępienia terroryzmu ETA od tych, którzy tak wyraźnie z niego się wywodzą.

Ale już naprawdę nie do przyjęcia jest ustawa o partiach! Teraz zewsząd to słychać. W Kraju Basków mówi to minister sprawiedliwości autonomicznego rządu baskijskiego. Włączam radio i słyszę krzykacza, który porównuje tę ustawę przyjętą przeważającą większością parlamentarną z ustawami narzucanymi przez Franco - bo zabrania pewnych rzeczy, a nasz bohater jest zwolennikiem niezależnie od tego, kto rządzi (on nie będzie, nie bójcie się), zasady "zabrania się zabraniać".

Z poważniejszych źródeł wprawił mnie w osłupienie artykuł redakcyjny w "El Pa~s" z 7 maja. Stwierdza, że "jest to ustawa wyjątkowa i o bardzo problematycznym zastosowaniu, ponieważ ogranicza prawa". Cóż, wiele ustaw ogranicza prawa, ale zawsze prawa tych, którzy posługują się nimi, aby uszczuplić lub uniemożliwić wykonywanie praw innych osób. Jak wyjaśnia dalej ten sam artykuł, dotyczy to w tym przypadku tych, którzy uniemożliwiają wolną, demokratyczną konkurencję, popierając eliminację fizyczną lub ciągłe zastraszanie swoich przeciwników politycznych. Ustawa o partiach broni wykonywania praw politycznych wszystkich poza tymi, którzy chcą łączyć politykę ze zbrodnią i wygrywać na dwóch frontach. A "wyjątkowa"? Dlaczego wyjątkowa, skoro nie została wydana w formie rządowego dekretu, ale zatwierdzona we właściwej izbie legislacyjnej? To jasne, że zawsze byli jej przeciwni wszelkiego rodzaju nacjonaliści i oczywiście dziś utrzymać prawo, które sprzeciwia się nacjonalistom, jest czymś faktycznie wyjątkowym. Została zaskarżona do Trybunału w Strasburgu! Cóż, nie wiemy, czy skarga ta zostanie uwzględniona, ale istnieją już pewne precedensy. Np. kiedy zdelegalizowano turecką Partię Dobrobytu - do której należał wówczas muzułmanin Gül i na którą oddano sześć milionów głosów - za wspieranie przemocy separatystów i godzenie w laickość państwa, Trybunał w Strasburgu potwierdził ten zakaz, orzekając, że "demokracja stanowi podstawową wartość w publicznym porządku europejskim, ale jeżeli zostanie udowodnione, że przywódcy jakiejś partii politycznej podżegają do przemocy albo poprzez bezprawne mechanizmy usiłują zniszczyć samą demokrację, jej rozwiązanie może zostać uznane za usprawiedliwione".

Być może winny wszystkiego jest obstrukcjonizm Partii Ludowej wobec dobrej woli rządu, by przywrócić pokój. To właśnie zdaje się dawać do zrozumienia jako jeden z tysięcy John Carlin w artykule "Nadszedł czas wspólnego rządzenia" ("El Pa~s" z 6 maja). Porównuje on początkowy opór Iana Paisleya, by usiąść wspólnie z Sinn Fein, swoim aktualnym partnerem w rządzie, do podobnych deklaracji przywódcy prawicy Mariano Rajoya w kwestii uznania Batasuny. Carlin pomija to, że nieprzejednanie Paisleya nie minęło ot, tak sobie, ale dlatego, że IRA oddała broń, a Sinn Fein uznał północnoirlandzką policję i administrację. Być może straszny pastor zmienił się, ale dopiero wtedy, gdy zmieniły się również okoliczności po zawieszeniu autonomicznego parlamentu i po przyjęciu nowej, stanowczej postawy przez dotychczas zawsze oportunistycznego Blaira. Na pewno można wiele zarzucić Partii Ludowej, ale teraz, gdy wspaniała i odważna jej przywódczyni Mar~a San Gil musiała wycofać się z polityki z powodu choroby, należy przypomnieć, oddając hołd jej samej i jej partii, że każdy radny Partii Ludowej w Kraju Basków zrobił więcej dla obrony wolności konstytucyjnych moich i państwa niż wszyscy, którzy walczą przeciw temu, że świat skręca na prawo, z pozycji wygodnych zajęć artystycznych czy akademickich.

Choć ciężko to mówić, i pozostawmy na boku - hm - czystość pierwotnych intencji, tzw. proces pokojowy rządu Zapatero niewątpliwie poniósł porażkę na całej linii. Osaczona, politycznie spalona ETA, która mogła zostać wyeliminowana w półtora roku, gdyby Partia Ludowa i Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza kontynuowały wspólną politykę ostatniego okresu poprzedniego rządu, dziś uzbroiła się na nowo i w każdej chwili jest gotowa do działania (jak potwierdza francuska policja). Batasuna nie zmieniła ani krzty swojego podejścia, ale z niemal żebrzącej siły stała się uprzywilejowanym partnerem politycznym, a poza tym wróciła jako siła wyborcza i zapewne odzyska straconą pozycję w wielu gminach kluczowych dla jej finansowej i strategicznej pozycji. Zwiększyła swą radykalną obecność w baskijskich środkach przekazu, kontynuuje naciski na obywateli myślących inaczej i oczywiście wymuszanie haraczy od przedsiębiorców, z czym podobno nie można nic zrobić. Wyobrażacie sobie państwo, co by było, gdybyśmy się dowiedzieli, że setki przedsiębiorstw czy sklepów płacą co miesiąc znaczące sumy al Kaidzie, ale nie można przeciwko temu przedsięwziąć żadnych działań karnych, bo już, biedacy, dosyć się wycierpieli? De Juana Chaos [skazany za wielokrotne zabójstwa terrorysta ETA uwolniony przez rząd Zapatero, gdy rozpoczął głodówkę w celi] chodzi sobie spokojnie po świecie, niedługo zacznie mieć problemy z nadwagą i trzeba go będzie odesłać do domu, żeby przeszedł na dietę. A na dodatek wszyscy uznają za nieuchronne, że ETA znów będzie zabijać. Sądzę, że gdy skończymy wyjaśnianie bujd i kłamstw dotyczących domniemanego "spisku" 11 marca, trzeba będzie zacząć wyjaśnianie tych związanych z "procesem pokojowym". Trzeba będzie oskarżyć tych, którzy mówili, że nie są prowadzone negocjacje polityczne, tych, którzy zapewniali, bez rumieńców, że Aznar robił to samo, tych, którzy opowiadali nam o humanitarnej szlachetności i zbawiennych skutkach penitencjarnego potraktowania De Juany, by nie wspomnieć tych, którzy zapewniali, że istnieją "niewyraźne oznaki", że ETA pragnie niedługo złożyć broń.

Jednym z najlepszych opowiadań o duchach, jakie znam, jest "Zajęty dom" Julio Cortázara. Brat i siostra, dorośli i samotni, mieszkają w domu swoich przodków. Stopniowo muszą zamykać kolejne pokoje i ryglować drzwi do pokoi "zajętych" przez istoty, których nie można określić, ale które się odczuwa, aż w końcu zmuszeni są opuścić swój dom zajęty przez Zło. W Kraju Basków wielu z nas, którzy walczyliśmy przeciwko ekspansjonizmowi właściwemu nacjonalizmowi, znajduje się w podobnej sytuacji. ETA i jej stronnicy zajmują najpierw małe miejscowości, następnie miejscowości średniej wielkości, a później dzielnice dużych miast i wspólną przestrzeń publiczną; my zamykamy drzwi i wycofujemy się. Przy coraz mniejszym poparciu, a coraz większej krytyce tych, których niecierpliwią nasze skargi. Baskijscy socjaliści na przykład uważają nas za "nędzników", jeśli nie za prawicowych ekstremistów.

Ale to nic w porównaniu z tymi, którzy okazują nam swoją "ludzką solidarność" z powodu gróźb, jakie odbieramy, a po chwili krytykują ustawę o partiach lub zalecają dialog jako rozwiązanie dla naszych krzywd. Nie, niech będzie jasne: nie chcemy "ludzkiej", tylko politycznej solidarności. Ludzką niech ci mili ludzie wsadzą sobie, gdzie im się zmieści.

I oczywiście trzeba będzie odejść. Nic więcej już nie możemy zrobić. Wy, nasi współobywatele, macie teraz głos. Jeżeli w wyborach uwierzytelnicie to, co do tej pory się dzieje, pozostanie nam tylko wyjść z domu i szukać schronienia gdziekolwiek. "Zanim oddaliliśmy się, zrobiło mi się żal, wróciłem, zamknąłem dobrze frontowe drzwi, a klucz rzuciłem do ścieku. Tego by tylko brakowało, żeby jakiś nieszczęśnik z myślą o rabunku wpakował się do domu o takiej porze, i to teraz, kiedy był zajęty". 1

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group