Autor Wiadomość
crush
PostWysłany: Czw 19:59, 18 Paź 2007    Temat postu:

neko napisał:
Istotnie, bardzo ciekawy tekst. Niemniej te liczby są zastanawiające...
Jan M. Fijor napisał:
W prywatnych rękach Polaków znajduje się ok. [...] 12,5 mln mieszkań (z czego blisko 8 mln stanowią mieszkania własnościowe) i 10 mln działek budowlanych.

Zakładając, że średnia rodzina składa się z 3 osób (co daje w Polsce niespełna 13 mln. rodzin), oznacza to, że premier niepotrzebnie obiecywał 3 mln. nowych mieszkań, bo polska statystyczna rodzina już ma mieszkanie. 70 % statystycznyhc polskich rodzin (łącznie z tymi, które żyja na lub poniżej granicy ubóstwa) posiada mieszkania własnościowe, zaś blisko 80 % – działkę budowlaną.

Dokładnie tak. GUS podaje ( http://www.stat.gov.pl/cps/rde/xbcr/gus/PUBL_gosp_mieszk_2005_zbiorcze.xls ) że na koniec 2005 roku bylo w Polsce 12 776 100 mieszkań. Natomiast nie bardzo rozumiem stwierdzenie Fijora "w rękach prywatnych" - sporo jest przecież mieszkań komunalnych.

neko napisał:
Jan M. Fijor napisał:
Większości z tych 5 mln nowych samochodów, 20 milionów nowych lodówek, pralek, kuchenek, mebli, okien etc. statystyka UniCredit nie uwzględnia.

No i statystycznie co 2 – 3 rodzina w Polsce ma nowy samochód oraz prawie dwie lodowki ...
Poszerzę nieco Twój cytat z Fijora, pisze on: "w przeciwieństwie do zamożnych i ustabilizowanych społeczeństw Zachodu, Polacy przez ostatnie 10 – 15 lat dorabiali się praktycznie od zera. Większości z tych 5 mln nowych samochodów, 20 milionów nowych lodówek, pralek, kuchenek, mebli, okien etc. statystyka UniCredit nie uwzględnia"
Na koniec 2005 roku było w Polsce 12 339 353 samochodów osbowych( http://www.samar.pl/__/__la/pl/__ac/sec,4/new/11172/__Polska_Polskie_samochody_coraz_starsze.html ). Nie wiem co miał autor na myśli pisząc o nowych samochodach - może ilość samochodów nie starszych niż 1 rok zakupionych przez te 15 lat. Tak czy siak liczba jest imponująca. Lodówek nie sprawdzałem.

neko napisał:
Jan M. Fijor napisał:
Majątek Polaków w Polsce byłby większy gdyby całkowicie sprywatyzować subsydiowaną gospodarkę państwową, złagodzić represyjną politykę podatkową i ograniczyć demoralizującą redystrybucję, która sprawia, że wciąż zbyt wiele osób nie potrafi się zmobilizować do życia na własny rachunek.

Niewątpliwie, gdyby wszystko sprywatyzować, to w rękach Polaków (albo obcych koncernów) znalazłby się cały majątek. Ale w jaki sposób wynika z tego, że żyłoby nam się wtedy lepiej?
Bo nie musielibyśmy robić zrzuty zwanej podatkami na finansowanie fanaberii urzedasów.
neko
PostWysłany: Czw 15:41, 18 Paź 2007    Temat postu:

Istotnie, bardzo ciekawy tekst. Niemniej te liczby są zastanawiające...
Jan M. Fijor napisał:
W prywatnych rękach Polaków znajduje się ok. [...] 12,5 mln mieszkań (z czego blisko 8 mln stanowią mieszkania własnościowe) i 10 mln działek budowlanych.

Zakładając, że średnia rodzina składa się z 3 osób (co daje w Polsce niespełna 13 mln. rodzin), oznacza to, że premier niepotrzebnie obiecywał 3 mln. nowych mieszkań, bo polska statystyczna rodzina już ma mieszkanie. 70 % statystycznyhc polskich rodzin (łącznie z tymi, które żyja na lub poniżej granicy ubóstwa) posiada mieszkania własnościowe, zaś blisko 80 % – działkę budowlaną.

Jan M. Fijor napisał:
Większości z tych 5 mln nowych samochodów, 20 milionów nowych lodówek, pralek, kuchenek, mebli, okien etc. statystyka UniCredit nie uwzględnia.

No i statystycznie co 2 – 3 rodzina w Polsce ma nowy samochód oraz prawie dwie lodowki ...

Jan M. Fijor napisał:
Majątek Polaków w Polsce byłby większy gdyby całkowicie sprywatyzować subsydiowaną gospodarkę państwową, złagodzić represyjną politykę podatkową i ograniczyć demoralizującą redystrybucję, która sprawia, że wciąż zbyt wiele osób nie potrafi się zmobilizować do życia na własny rachunek.

Niewątpliwie, gdyby wszystko sprywatyzować, to w rękach Polaków (albo obcych koncernów) znalazłby się cały majątek. Ale w jaki sposób wynika z tego, że żyłoby nam się wtedy lepiej?
crush
PostWysłany: Sob 23:07, 13 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:
Podałem dużo więcej konkretów, z którymi nawet nie podjąłeś merytorycznej dyskusji

"Fajnie" się dyskutuje z gościem - nie podaje zadnych konkretów, ale uparcie twierdzi, że podał i tak do us..ej smierci. Żenada.

Koleżeństwu proponuję lekturę tego artykułu - http://64.233.183.104/search?q=cache:2_P21oCWoH4J:www.fijor.com/index-jkl.php%3Fa%3Dp%26id%3D144+maj%C4%85tek+polak%C3%B3w&hl=pl&ct=clnk&cd=2. Trochę trąci myszką, ale oddaje sedno sprawy.
Gregorio
PostWysłany: Sob 13:05, 13 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napsial:
Cytat:
Jak państwo zacznie finansować komercyjne kierunki studiów to one też się zdegenerują


dokladnie, bo dojdzie do zupelnie nietrafionej inwestycji. Jesli jakas galaz jest potrzebna, to jednostki same, poprzez swoje indywidualne pragnienia ją tworza.(i koszty inwestycji dostosowuja sie proporcjonnie do owej eksluzywnosci, ktora rowneiz nie bierze sie znikad, tylko jest scisle zwiazana z subiektywnym wartosciownaniem poszczegolnych jednostek).

Panstwo natmiast zaburza naturalny lad i porzadek, gdyz po pierwsze: pieniadze przeznaczone na dotacje, musi komus odebrac tym samym sprawiajac, ze jesdnostkom jest juz na wstepie odbierana mozliwosc samowolnego przeznacznia swych srodkow inwestycyjnych, wedle wlasnych subiektywnych upodoban. A po drugie: panstwo proboje stworzyc jakies uniwersalne standardy do ktorych pod przymusem maja sie dostosowac wszystkie jednostki, bo panstwo ma takie widzimisie i tyle. Czyli chce mi mowic co jest dla mnie lepsze, nawet jesli moja wola sprzeciwa sie temu i mowi ze co innego jest dla mnie lepsze.



Cytat:
Lepsze chyba masówki niż całkowity upadek danego kierunku w świecie akademickim danego kraju


oj Janku, zalegla w tobie mentalnosc interwencjonistyczna :).
Jesli dzisiaj panstwo stworzylo by ministwerstwo kolekcjonerow znaczkow, badz stowarzyszenie wszystkich poezji. To pewnie rowniez bys sadzil, ze poezja juz dawno by upadla, no bo jak to, jednostki samowolnie moga uprawiac poezje. Przeciez trzeba na to przyznaczyc dotacje a ministwerstwo musi narzucić owe standardy, aby takie dziwy jak poezja czy kolekcjonowanie znaczkow moglo w ogole zaistniec. :D

To jest niestety chore myslenie, nie prowadzace do nikad. Gdyby to panstwo podtrzymywalo takie dziedziny jak poezja, j. polski, biologia, filzofia etc etc - to owe dziedziny powstaly by dopiero bezposrednio w ministerstwie. Natomiast nigdy tak nie bylo, gdyz to panstwo powoli przejmowalo kontrole nad poszczegolnymi dziedzinami zycia spolecznego, bo naturą wladzy jest ciagle dazenie do jej powiekszenia. Natomiast w jednostkach zagrzezla mentalnosc, ze to panstwo tworzy i odpowiada za nasze potrzeby.
Faktem natomiast jest, ze owe dziedziny bardziej by wyszly ku indywudualnym potrzebom poszczegolnych jednostek. Dzisiejsza edukacja to chory system, gdzie produkuje sie zupelnie zbedna wiedze - tak naprawde nikomu nie potrzebna, ani nawet nie odpowiadajaca na indywudalne potrzeby pasjonatow. Krotko mowiac jest to wiedza dla samej wiedzy,. Wystarczy sie przyjzec co dzisiaj tworza socjologowie postmodernistyczni. Teorie tak absurdalne, ze w pale sie nie miesci,- ze inteletktualista moze w taki absurd zamienic swoj intelektualizm.


Cytat:
w polskich warunkach mentalności roszczeniowej i niezaradności finansowej nikt nie pójdzie na filozofię na przykład, jeśli będzie musiał za to jeszcze słono płacić.



jesli bedzie, choc minimalne zapotrzebowanie na filzofie to i stworza sie odpowiednie ,,galazki" na rynku. Baa, moze nawet filzofie zacznie sie uprawiac w ramach jakis stowarzyszen zupelnie za darmo. Ciezko powiedziec, jak co sie zorgrniauzje. w kazdym badz razie owa organizacja bedzie bardziej odpowiadac na rzeczywiste potrzeby ludzkie nizli bylo by to centralnie realizowanej polityki. Juz pomijam wzgledy, ze wolny rynek owa organizacje przeprowadza zdecydowanie lepiej nizli najlepszy minister, o najlepszych chceciach.
Jan Lewandowski
PostWysłany: Sob 11:38, 13 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Jakieś dziwne rzeczy piszesz. Zwiększanie majątku netto nie oznacza wprost proporcjonalnego zwiększania dziesięciny dla dzielenia się z biednymi i ciągłego doprowadzania się do biedy od nowa. Wynika z tego, że im więcej ktoś ma tym więcej biednym może pomagać, wcale nie stając się coraz biedniejszym (proporcjonalności być nie musi). Gates oddał na biednych już 1/3 majątku, co wcale nie oznacza, że jest biedny.
Zdecyduj się - zaradność finansowa to zwiekszanie majatku netto czy nie? Jeśli tak to rozdając 1/3 swojego majątku okazał sie mniej zaradny finasowo niż gdyby zatrzymał wszystko tylko dla siebie.


Weź choć raz pomyśl, bo po tym co tu znów piszesz naprawdę po raz kolejny odczuwam, że natrafiam na mur nie do przebicia: rozdając 1/3 majątku wcale nie stał się biedniejszy, bo bogaci wiedzą jak "odzyskać" i pomnożyć swoje pieniądze tak, że z czasem mają jeszcze więcej. Pewnie już dawno odzyskał tą 1/3, którą swego czasu oddał, bo jego majątek przyrasta szybciej niż jego 3 część. Donald Trump miał milliony dolarów, potem wszystko stracił, a potem nie tylko odzyskał to co stracił, ale zarobił jeszcze więcej. Takie nawyki, zupełnie obcej mentalności polskiej, dla której nie ważne jest jak zarobić, tylko jak przepuścić wszystko co się ma i jeszcze się zapożyczyć, dają właśnie umiejętność nieustannego dzielenia się z innymi przy jednoczesnym powiększaniu swego majątku.

Cytat:
No to podaj te dane statystyczne.


Podawałem, nie będę tego robił drugi raz. Znów widać, że dyskusja z tobą jest po prostu bezpłodna, zabawy w kotka i myszkę.

Cytat:
Weźmy oszczędności:
Jan Lewandowski napisał:
A ile Polaków ma oszczędności? Ponad 70% nie ma żadnych oszczędności.


WP z 30.05.2007 - 38 proc. Polaków posiada oszczędności,


Podawałem niedawne dane, jak widzę najnowsze dane zwiększają to do ponad 60 procent. Niewiele to zmienia w ogólnym obrazie, nadal ponad połowa Polaków, czyli większość, nie ma żadnych oszczędności. A jest XXI wiek i za nami 15 lat gospodarki wolnorynkowej.

Cytat:
a kolejne 23 proc. deklaruje, że zamierza oszczędzać


Nic z tego nie wynika.

Cytat:
I dalej będzie bezpłodna jeśli nie podasz obiektywnego sposobu pomiaru zaradności finansowej.


Napisałem wystarczająco dużo o zaradności finansowej i tym co się przez to powszechnie rozumie, zawierając to w kilku stopniach (3 punkty), nawet ludzie biedni tak rozumieją zaradność finansową, to, że to zlewasz i oczekujesz wciąż nie wiadomo jakiej definicji pokazuje, że bawisz się w kotka i myszkę i tak naprawdę nie jesteś w stanie o tym merytorycznie dyskutować. No bo w sumie niczego nie da się udowodnić, nawet, że istnieje świat, więc na pewno nie da się też udowodnić w ogóle żadnej jedynie słusznej idei zaradności finansowej. No tylko co z tego, tu jest Kawiarnia, więc albo przyjmuje się pewne punkty widzenia jako podstawę do dyskusji, albo bawi się z innymi w kotka i myszkę unikając rzeczowej dyskusji. Tak oczywiście najłatwiej.

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
W sumie to ty pierwszy napisałeś, że Polacy są zaradni finansowo, podając na to dowód w postaci.... wypełnionych ludźmi kurortów i placów budowy. Czy to są te "precyzyjne wskaźniki" jakich ode mnie oczekujesz w kwestii finansowej niezaradności?
To nie są precyzyjne wskażniki,


Świetnie, znów piękny przykład zabawy w kotka i myszkę: samemu nie podawać nic takiego czego żąda się od oponenta, a od niego oczekiwać niemal laboratoryjnych pomiarów zaradności finansowej Polaków. Zrobiłem w tej dyskusji dużo więcej od ciebie, ty nie zrobiłeś dla niej po prostu nic, poza szukaniem dziury w całym.

Cytat:
ale nie gorsze od Twoich dowodów na niezaradność finansową Polaków typu:


To co co cytujesz to nie były jakieś dowody, tylko moje podsumowanie.

Cytat:
Mieszkam na Górnym Śląsku. Zapraszam. Pokażę Ci tyle przykładów finansowej zaradności, że zdębiejesz.


Biedaszyby i okradanie pociągów z węgla, wystawianie własnych żon na ulice jako prostytutki. Widziałem, jestem pod wrażeniem.

Cytat:
Nie podałes żadnych konkretów. Oczekuję ciągle tego samego - żebyś podał obiektywny sposób porównania zaradności finansowej różnych nacji. Bez tego cała Twoja pisanina jest funta kłaków warta.


Podałem dużo więcej konkretów, z którymi nawet nie podjąłeś merytorycznej dyskusji (bo pisanie cały czas "podaj lepszą definicję" nie jest żadnym kontrargumentem rzeczowym), ty natomiast nie podałeś dokładnie nic na swe tezy, bo pisanie o kurortach to nie jest dowód na zaradność finansową Polaków, tylko warte funta kłaków ględzenie oparte na płytkiej do bólu analizie otoczenia. Zatem dyskusja z tobą to zwykła strata czasu na twe sofistyczne akrobacje, z którymi nie mam ochoty się męczyć.

EOT
crush
PostWysłany: Pią 21:50, 12 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:
Jakieś dziwne rzeczy piszesz. Zwiększanie majątku netto nie oznacza wprost proporcjonalnego zwiększania dziesięciny dla dzielenia się z biednymi i ciągłego doprowadzania się do biedy od nowa. Wynika z tego, że im więcej ktoś ma tym więcej biednym może pomagać, wcale nie stając się coraz biedniejszym (proporcjonalności być nie musi). Gates oddał na biednych już 1/3 majątku, co wcale nie oznacza, że jest biedny.
Zdecyduj się - zaradność finansowa to zwiekszanie majatku netto czy nie? Jeśli tak to rozdając 1/3 swojego majątku okazał sie mniej zaradny finasowo niż gdyby zatrzymał wszystko tylko dla siebie.


Jan Lewandowski napisał:
Tfu, nie sondaże (ach te wybory), tylko dane statystyczne. Wiem, że statystyki to swego rodzaju kłamstwa, ale nie demonizujmy tego i nie pozbawiajmy ich zupełnego znaczenia. Jakąś miarą są. Nie mamy zresztą nic lepszego.
No to podaj te dane statystyczne.
Weźmy oszczędności:
Jan Lewandowski napisał:
A ile Polaków ma oszczędności? Ponad 70% nie ma żadnych oszczędności.


WP z 30.05.2007 - 38 proc. Polaków posiada oszczędności, a kolejne 23 proc. deklaruje, że zamierza oszczędzać – wynika z ogólnopolskiego badania przeprowadzonego na zlecenie Open Finance przez MillwardBrown. SMG/KRC.

money.pl z 21.08.2007 - Wartość oszczędności zgromadzonych przez gospodarstwa domowe w czerwcu 2007 wzrosła do poziomu 673,9 mld PLN – wynika z raportu przygotowanego przez Analizy Online. Jest to o 15,4 proc. więcej niż na początku roku.

The Polonia Portal z 01.02.2007 - Według opublikowanego w czwartek raportu Departamentu Handlu, w 2006 roku Amerykanie oszczędzili minus 1 %. Oznacza to, że nie tylko wydali wszystkie zarobione pieniądze, ale jeszcze siegnęli do oszczędności, lub pożyczek, by sfinansować zakupy.Najnowsze dane wskazują, że poziom oszczędności w społeczeństwie amerykańskim spada od dwóch lat. W 2005 roku wyniósł - 0,4%. Dane z ubiegłego roku są najgorsze od czasów Wielkiej Depresji , kiedy w 1933 roku odnotowano - 1,5 % oszczędności.


Jan Lewandowski napisał:
crush napisał:
Proszę o zestaw parametrów (precyzyjnie zdefiniowanych) określających poziom zaradności finansowej wg. JL wraz z podaniem metod ich pomiaru


Coraz bardziej bezpłodna ta dyskusja z twej strony. Podałem co przez to rozumiem, rozpisując się znacznie. A ty ciągle chcesz więcej i nie wiadomo co, niemal jakichś wskaźników laboratoryjnych.

I dalej będzie bezpłodna jeśli nie podasz obiektywnego sposobu pomiaru zaradności finansowej.

Jan Lewandowski napisał:
Nie potrzebuję dokładnej liczby ziarenek piasku na świecie, aby po prostu stwierdzić, że na pewno jest duża.

Znasz tasmańską metodę liczenia - jeden, dwa, mnóstwo? Ona tu nie ma zastosowania.

Jan Lewandowski napisał:
W sumie to ty pierwszy napisałeś, że Polacy są zaradni finansowo, podając na to dowód w postaci.... wypełnionych ludźmi kurortów i placów budowy. Czy to są te "precyzyjne wskaźniki" jakich ode mnie oczekujesz w kwestii finansowej niezaradności?
To nie są precyzyjne wskażniki, ale nie gorsze od Twoich dowodów na niezaradność finansową Polaków typu:
Jan Lewandowski napisał:
nagminne i powszechne dziedziczenie biedy i bezrobocia od pokoleń w postpegeerowskich sektorach polskiej biedy, lub choćby na Śląsku, gdzie często wielodzietne rodziny są w stanie jedynie prosić o opiekę socjalną i zasiłki, gdzie całe miasta wręcz nie pracują, jeśli to nie są dla ciebie symptomy niezaradności finansowej, to ja nie wiem co nią jest


Jan Lewandowski napisał:
Podałem dużo więcej konkretów i definicji niz ty, ty zaś nie podałeś nic w sprawie swej tezy o zaradności finansowej Polaków, bo sorry, pełne kurorty to żaden dowód na nic. Jedynie szukasz dziury w całym w tym co podałem, oczekując nadal nie wiadomo czego.
Nie podałes żadnych konkretów. Oczekuję ciągle tego samego - żebyś podał obiektywny sposób porównania zaradności finansowej różnych nacji. Bez tego cała Twoja pisanina jest funta kłaków warta.

Mieszkam na Górnym Śląsku. Zapraszam. Pokażę Ci tyle przykładów finansowej zaradności, że zdębiejesz.
Jan Lewandowski
PostWysłany: Pią 9:45, 12 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Pieniądze to w sumie nie dobra o jakich mówił Jezus, raczej środek do ich zdobycia. W sumie punkty 2 i 3 też nie muszą mieć nic wspólnego z czymś takim. Jezus mówi, żeby nie gromadzić dóbr materialnych dla nich samych. Kiedy wykorzystuje się dobra w zbożnym celu, np. pomagając biednym lub chorym, to wtedy jest w nich coś złego? Wszystko zależy od przeznaczenia.
Ależ Ty domagasz się od zaradnych finansowo powiększania majątku netto czyli gromadzenia dóbr. Ktoś kto dzieli się swoim majątkiem z innymi nie zwiększa go albo zwiększa go wolniej, czyli zaradny finansowo nie jest.

Jan Lewandowski napisał:
Gdybym rozumiał ten wers jak ty, to pewnie bym żył jak jakiś pustelnik zaspokajający minimum swych potrzeb egzystencjalnych. Nikomu bym wtedy nie pomógł.
Pomagając innym zmniejszasz swój majątek netto ergo nie jesteś zaradny finasowo.


Jakieś dziwne rzeczy piszesz. Zwiększanie majątku netto nie oznacza wprost proporcjonalnego zwiększania dziesięciny dla dzielenia się z biednymi i ciągłego doprowadzania się do biedy od nowa. Wynika z tego, że im więcej ktoś ma tym więcej biednym może pomagać, wcale nie stając się coraz biedniejszym (proporcjonalności być nie musi). Gates oddał na biednych już 1/3 majątku, co wcale nie oznacza, że jest biedny.

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Życie w nienawiści do dóbr pieniężnych nikomu nie pomoże, nawet w realizowaniu czysto zbożnych celów.
Wcale tego nie twierdzę - twierdzę za to, że uależnienie od mamony (zaradność finansowa wg. Twojej definicji) jest zgubne.


Nadinterpretacja, mało elastyczne podejście do mojej definicji.

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Ależ podałem sposób pomiaru tejże. Miarą tą są sondaże, dotyczące np. posiadania przez Polaków oszczędności, czy dochodów miesięcznych, które pokazują ich zaradność finansową w zestawieniu z przedstawioną definicją tejże.
Z całym szacunkiem, ale nie podałeś. Proszę o zestaw parametrów (precyzyjnie zdefiniowanych) określających poziom zaradności finansowej wg. JL wraz z podaniem metod ich pomiaru, ale nie za pomocą sondaży ! Litości !


Tfu, nie sondaże (ach te wybory), tylko dane statystyczne. Wiem, że statystyki to swego rodzaju kłamstwa, ale nie demonizujmy tego i nie pozbawiajmy ich zupełnego znaczenia. Jakąś miarą są. Nie mamy zresztą nic lepszego.

Cytat:
Proszę o zestaw parametrów (precyzyjnie zdefiniowanych) określających poziom zaradności finansowej wg. JL wraz z podaniem metod ich pomiaru


Coraz bardziej bezpłodna ta dyskusja z twej strony. Podałem co przez to rozumiem, rozpisując się znacznie. A ty ciągle chcesz więcej i nie wiadomo co, niemal jakichś wskaźników laboratoryjnych. Nie potrzebuję dokładnej liczby ziarenek piasku na świecie, aby po prostu stwierdzić, że na pewno jest duża. Tak samo tutaj, pewien zespół ogólnych danych i tego co zresztą widać wkoło już pokazuje, że Polacy zaradni finansowo w sensie zbiorowym nie są. Wiecznie protestujące niedofinansowane grupy zawodowe, mimo zmiany rzeczywistości gospodarczej wciąż wpajana od pokoleń przez szkołę i rodziców mentalność etatowego niewolnika o cechach roszczeniowych (państwo lub inni "powinni" mi dać dobrą pracę), który całe życie haruje za stałą najczęściej niską pensję i niemal od razu wychodzi demonstrować na ulicę gdy tylko nie dostanie jej na czas, nie posiadając absolutnie żadnych innych źródeł dochodu, masowa emigracja zarobkowa zamiast umiejętność znajdywania pracy w trudnych warunkach lub kreowanie w to miejsce nowych własnych miejsc pracy w sektorze prywatnym drobnej przedsiębiorczości, notoryczny brak jakichkolwiek oszczędności u większości Polaków, nawet u tych na emigracji zarobkowej, dublujące się rok w rok ogólne zadłużenie, nagminne i powszechne dziedziczenie biedy i bezrobocia od pokoleń w postpegeerowskich sektorach polskiej biedy, lub choćby na Śląsku, gdzie często wielodzietne rodziny są w stanie jedynie prosić o opiekę socjalną i zasiłki, gdzie całe miasta wręcz nie pracują, jeśli to nie są dla ciebie symptomy niezaradności finansowej, to ja nie wiem co nią jest i w ten sposób nie wiem jak z tobą gadać.

W sumie to ty pierwszy napisałeś, że Polacy są zaradni finansowo, podając na to dowód w postaci.... wypełnionych ludźmi kurortów i placów budowy. Czy to są te "precyzyjne wskaźniki" jakich ode mnie oczekujesz w kwestii finansowej niezaradności?

Podałem dużo więcej konkretów i definicji niz ty, ty zaś nie podałeś nic w sprawie swej tezy o zaradności finansowej Polaków, bo sorry, pełne kurorty to żaden dowód na nic. Jedynie szukasz dziury w całym w tym co podałem, oczekując nadal nie wiadomo czego.

Po prostu bezpłodna ta dyskusja z twej strony i tyle.
crush
PostWysłany: Czw 19:56, 11 Paź 2007    Temat postu:

wujzboj napisał:
Niewątpliwie, trzeba te możliwości mieć. Ale nie wystarcza mieć. Trzeba jeszcze je znać.

Oczywiście. Dlatego nie zgadzam się z twoim pierwszym stwierdzeniem. Podstawową sprawą jest aby mieć możliwość wyboru.


wujzboj napisał:
Co z tego, że masz możliwość wygrania miliona dolarów na giełdzie (a masz), jeśli nie wiesz, jak to zrobić?
Co z tego że wiesz jak wygrać milion dolarów gdziekolwiek skoro nie masz ( a nie masz) możliwości ich wygrania.
crush
PostWysłany: Czw 19:44, 11 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:
No stopień 1 w powyższym punkcie 1 zaradności finansowej nie ma nic wspólnego z żadną obsesją gromadzenia dóbr.
Generalnie tak, ale nie do końca. Klucz tkwi w słowie potrzeby. Niektórzy łatwo ulegają "kreatorom" potrzeb i nie są w stanie tych swoich pozornych potrzeb zaspokoić mimo znacznych zarobków.

Jan Lewandowski napisał:
Pieniądze to w sumie nie dobra o jakich mówił Jezus, raczej środek do ich zdobycia. W sumie punkty 2 i 3 też nie muszą mieć nic wspólnego z czymś takim. Jezus mówi, żeby nie gromadzić dóbr materialnych dla nich samych. Kiedy wykorzystuje się dobra w zbożnym celu, np. pomagając biednym lub chorym, to wtedy jest w nich coś złego? Wszystko zależy od przeznaczenia.
Ależ Ty domagasz się od zaradnych finansowo powiększania majątku netto czyli gromadzenia dóbr. Ktoś kto dzieli się swoim majątkiem z innymi nie zwiększa go albo zwiększa go wolniej, czyli zaradny finansowo nie jest.

Jan Lewandowski napisał:
Gdybym rozumiał ten wers jak ty, to pewnie bym żył jak jakiś pustelnik zaspokajający minimum swych potrzeb egzystencjalnych. Nikomu bym wtedy nie pomógł.
Pomagając innym zmniejszasz swój majątek netto ergo nie jesteś zaradny finasowo.

Jan Lewandowski napisał:
Życie w nienawiści do dóbr pieniężnych nikomu nie pomoże, nawet w realizowaniu czysto zbożnych celów.
Wcale tego nie twierdzę - twierdzę za to, że uależnienie od mamony (zaradność finansowa wg. Twojej definicji) jest zgubne.

Jan Lewandowski napisał:
Ależ podałem sposób pomiaru tejże. Miarą tą są sondaże, dotyczące np. posiadania przez Polaków oszczędności, czy dochodów miesięcznych, które pokazują ich zaradność finansową w zestawieniu z przedstawioną definicją tejże.
Z całym szacunkiem, ale nie podałeś. Proszę o zestaw parametrów (precyzyjnie zdefiniowanych) określających poziom zaradności finansowej wg. JL wraz z podaniem metod ich pomiaru, ale nie za pomocą sondaży ! Litości !
Anegdotka: Co roku GUS przysyła do naszej firmy ankietę w celu określenia stopnia informatyzacji przedsiębiorstw. Jej staranne wypełnienie zajmuje mnóstwo czasu, ale jest na to sposób - wystarczy w pierwszym pytaniu zaznaczyć, że firma nie posiada komputerów i już nie trzeba odpowiadać na dalsze pytania. Chyba się domyślasz jak wypełnia taką ankietę sznujący swój czas przedsiębiorca. Zapewniam Cię, że stopień informatyzacji polskich firm jest o wiele lepszy niż twierdzi GUS.

Jan Lewandowski napisał:
Chciałeś definicję, to ją podałem, a teraz mimo to dalej dzielisz włos na czworo.
Włosa nie dzielę, bo mało mi ich zostało. Definicja jest, ale brak sposobu pomiaru i konkretnych przykładów.
Jan Lewandowski
PostWysłany: Czw 8:29, 11 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:

Generalnie zaradność finansowa to dla mnie sytuacja, w której ktoś załapuje się do poniższej trzystopniowej skali:

1) bez względu na zarobki jakie ma na etacie jest w stanie zaspokoić swe potrzeby systematycznie nie wpadając przynajmniej w długi

2) pracuje na etacie lecz potrafi zachowywać pieniądze jakie zdobywa w ten sposób i umie pomnażać je dalej (umiejętność nie tylko nie wpadania w długi ale też i powiększania swego majątku netto)

3) potrafi kreować "na własnym" coraz większy dochód, znajdując coraz to nowe sposoby na znajdywanie tegoż (najbardziej zaawansowana umiejętność powiększania swego majątku netto).


1.To co definujesz jako "zaradność finansową" nazwałbym raczej "obsesją gromadzenia dóbr". Dziwna postawa u katolickiego apologety. Pismo mówi wyraźnie: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną.


No stopień 1 w powyższym punkcie 1 zaradności finansowej nie ma nic wspólnego z żadną obsesją gromadzenia dóbr. Pieniądze to w sumie nie dobra o jakich mówił Jezus, raczej środek do ich zdobycia. W sumie punkty 2 i 3 też nie muszą mieć nic wspólnego z czymś takim. Jezus mówi, żeby nie gromadzić dóbr materialnych dla nich samych. Kiedy wykorzystuje się dobra w zbożnym celu, np. pomagając biednym lub chorym, to wtedy jest w nich coś złego? Wszystko zależy od przeznaczenia. Gdybym rozumiał ten wers jak ty, to pewnie bym żył jak jakiś pustelnik zaspokajający minimum swych potrzeb egzystencjalnych. Nikomu bym wtedy nie pomógł. Nakaz miłości bliźniego i pomocy mu niestety wymaga często nakładów finansowych i praktycznego działania z tym związanego. To właśnie dzięki temu, że udało mi się zdobyć pewien nadmiar grosza mogłem kupić sobie w Polsce i za granicą dużo książek, które wykorzystałem w apologetyce. Bez pieniędzy w ogóle nie byłyby niestety możliwe jakiekolwiek działnia tego typu. Życie w nienawiści do dóbr pieniężnych nikomu nie pomoże, nawet w realizowaniu czysto zbożnych celów.

Cytat:
2.Nawet jeśli przyjąć Twoja definicję "zaradności finansowej" to i tak nie podałeś sposobu pomiaru poziomu tejże w danej nacji. Nie ma możliwości pomiaru, nie ma możliwości porównania i nie ma podstaw do stwierdzenia, że Polacy zaradni finansowo nie są.


Ależ podałem sposób pomiaru tejże. Miarą tą są sondaże, dotyczące np. posiadania przez Polaków oszczędności, czy dochodów miesięcznych, które pokazują ich zaradność finansową w zestawieniu z przedstawioną definicją tejże. Chciałeś definicję, to ją podałem, a teraz mimo to dalej dzielisz włos na czworo.
wujzboj
PostWysłany: Śro 22:08, 10 Paź 2007    Temat postu:

Niewątpliwie, trzeba te możliwości mieć. Ale nie wystarcza mieć. Trzeba jeszcze je znać.

Co z tego, że masz możliwość wygrania miliona dolarów na giełdzie (a masz), jeśli nie wiesz, jak to zrobić?
crush
PostWysłany: Śro 21:51, 10 Paź 2007    Temat postu:

wujzboj napisał:
1. Aby móc w wolny sposób zdecydować o swojej przyszłości, trzeba znać możliwości wyboru.
Czy zgadzasz się z tym?

Nie zgadzam się. Aby móc w wolny sposób decydować o swojej przyszłości trzeba mieć możliwości wyboru.
wujzboj
PostWysłany: Śro 20:47, 10 Paź 2007    Temat postu:

crush napisał:
Oczywiście, że nie jest fair oskarżanie ubogich rodziców o chęć uczynienia z własnych dzieci niewolników. Skąd u wuja tyle pogardy dla ubogich rodziców? Jakiś uraz z przeszłości?

Ja zastanawiam się natomiast, czego zrozumiałeś z tego, co napisałem, oraz dlaczego tego nie zrozumiałeś. Powtórzę więc w prostych zdaniach krok po kroku. Abyśmy mogli znaleźć źródło nieporozumienia, proszę odpowiedz po kolei na pytania umieszczone przeze mnie na niebiesko po każdym zdaniu. Zakończ proszę czytanie i odpowiadanie na pierwszym pytaniu, na które udzielisz odpowiedzi przeczącej:

1. Aby móc w wolny sposób zdecydować o swojej przyszłości, trzeba znać możliwości wyboru.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód i nie czytaj dalej.

2a. Rodzice, którzy nie znają tych możliwości, nie mogą nauczyć dzieci o tych możliwościach.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód i nie czytaj dalej.

2b. Rodzice, którzy nie znają tych możliwości, nie mogą także w odpowiedzialny sposób ocenić, który program nauczania przekazuje dzieciom prawdę o tych możliwościach.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód i nie czytaj dalej.

3. Wobec tego, niewykształceni rodzice nie mogą sami zapewnić dzieciom możliwości wolnego wyboru.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód i nie czytaj dalej.

4. Wobec tego, pozostawienie niewykształconym rodzicom decyzji o tym, czego będą uczyły się ich dzieci, odbierze wielu dzieciom możliwość wolnego wyboru.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód i nie czytaj dalej.

5. Wobec tego, pozostawienie w rękach rodziców decyzji o programie nauczania dzieci oddaje te dzieci de facto w intelektualną niewolę rodzicom.
Czy zgadzasz się z tym? Jeśli NIE, wyjaśnij powód.
crush
PostWysłany: Śro 18:32, 10 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:

Generalnie zaradność finansowa to dla mnie sytuacja, w której ktoś załapuje się do poniższej trzystopniowej skali:

1) bez względu na zarobki jakie ma na etacie jest w stanie zaspokoić swe potrzeby systematycznie nie wpadając przynajmniej w długi

2) pracuje na etacie lecz potrafi zachowywać pieniądze jakie zdobywa w ten sposób i umie pomnażać je dalej (umiejętność nie tylko nie wpadania w długi ale też i powiększania swego majątku netto)

3) potrafi kreować "na własnym" coraz większy dochód, znajdując coraz to nowe sposoby na znajdywanie tegoż (najbardziej zaawansowana umiejętność powiększania swego majątku netto).


1.To co definujesz jako "zaradność finansową" nazwałbym raczej "obsesją gromadzenia dóbr". Dziwna postawa u katolickiego apologety. Pismo mówi wyraźnie: Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi, gdzie mól i rdza niszczą i gdzie złodzieje włamują się, i kradną. Gromadźcie sobie skarby w niebie, gdzie ani mól, ani rdza nie niszczą i gdzie złodzieje nie włamują się, i nie kradną.
2.Nawet jeśli przyjąć Twoja definicję "zaradności finansowej" to i tak nie podałeś sposobu pomiaru poziomu tejże w danej nacji. Nie ma możliwości pomiaru, nie ma możliwości porównania i nie ma podstaw do stwierdzenia, że Polacy zaradni finansowo nie są.
Oless
PostWysłany: Śro 16:53, 10 Paź 2007    Temat postu:

Nie mogę nie docenić takiego spojrzenia na edukację, tyle, że wydaje się ono w pewien sposób idealistyczne. Fajnie, że studia mają przede wszystkim rozwijać "pasjonatów" i nonkonformistów, nie ulegających komercyjnym trendom. To sama prawda.

Ale tak się wytworzył obecny system oświaty na całym świecie, i to niezależnie od sposobu jej fnansowania, że studia często służą w zdobyciu umiejetności pomocnych w znalezieniu lepszej pracy, a tym samym kształcenie studentów, którzy i tak nie mają z tego zbyt wiele korzyści (poza świstkiem papieru) na rynku pracy mija się z podstawowym celem jaki wyznaczono uczelniom wyższym.
A ponieważ wszyscy płacimy na taki system jest to równoznaczne z marnowaniem olbrzymich pieniędzy. Naszych pieniędzy.
System studiów odpłatnych doprowadziłby do lepszej konkurencji między uczelniami (teraz każda uczelnia zarabia mniej więcej to samo bez względu na to jak sprawnie zarządza funduszami i jaki poziom oferuje), co siłą rzeczy podniosłoby jakość edukacji wyższej.

Płatność bezpośrednia w przeciwieństwie do płatności ze wspólnego budżetu pozbywa sie tego problemu marnotrawstwa, wydając własne pieniądze nie musimy się z tego tłumaczyć. Wydajemy je na co chcemy.

Oless napisał:
Oczywiście, że takie kierunki też miałyby swoich studentów, byliby to prawdziwi pasjonaci i znawcy, ( lub ludzie z powołaniem nauczycielskim), siłą rzeczy poziom tych kierunków wzrósłby wielokrotnie a Polska doczekałaby się prawdziwej elity intelektualnej. Jeżeli chodzi o kierunki naukowe uczące w takich tradycyjnych dziedzinach jak matematyka, fizyka, chemia, tudzież bardziej szczegółowo nanotechnologia, biotechnologia molekularna etc. zawsze można pozostać przy ogólnym mecenacie państowym.
Jan Lewandowski napisał:
No ale przecież postulowałeś ideę ukierunkowania studiów na rynek pracy, a więc w tym wypadku pasjonaci z niekomercyjnych kierunków studiów nie mieliby na nim miejsca.

Niezupełnie, jakoś obecnie znajdują zatrudnienie, poza tym dotowanie dziedzin naukowych odpowiedzialnych za postęp ma sens.
Zaś dotowanie przerośniętych kierunków humanistycznych, co wytykają nam europejskie raporty, sensu bynajmniej nie ma.

Poza tym większość ludzi kończy studia aby jednak zdobyć lepiej płatna czy wygodniejszą pracę. Sam znam osoby którym studia np. informatyczne umozliwiły dobre wejście na rynek pracy. Natomiast co do osób wybierających "niekomercyjne" kierunki kształcenia to przecież byłby (i jest) to ich osobisty wybór, ich własna decyzja. Człowiek może robić co mu sie podoba, tym bardziej, że studia nie fundowałoby mu społeczeństwo (które tez chce mieć z tego jakies korzyści) tylko on sam.

Jan Lewandowski napisał:
przy ukierunkowaniu rynku pracy na wyłącznie absolwentów komercyjnych kierunków ludzie ci nie zarobią nawet na własne studia, bo nikt ich nie zatrudni.

To jakies nieporozumienie, na studia będzie się zarabiało tak jak teraz czynią to studenci zaoczni, pracując w call center, w restauracji Mcdonald's, na zmywaku w Anglii lub u wujka w zakładzie stolarskim. To akurat się nie zmieni.
Skończy sie jednak marnotrastwo i opłacanie studiów bogatszym przez biedniejszych, jak paradoksalnie jest teraz przy edukacji centralnie płatnej stworzonej ponoć w celu wyrównywania szans. Czyli polska tragifarsa.
Jan Lewandowski
PostWysłany: Śro 14:44, 10 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Tylko, że przy takim podejściu ostanie się ledwie kilka komercyjnych kierunków studiów, typu zarządzanie marketing, prawo, ekonomia itp. (pomijam masę sztucznych kierunków hybryd typu turystyka-europeistyka z elementami marketingu ble ble, które znikają równie szybko jak mody na nie).


Przecież o to właśnie chodzi, żeby studia wyższe dawały praktyczne korzyści a nie były bezwartościowymi świstkami papieru. W Polsce istnieje ogromny przerost studiów humanistycznych nad kierunkami technicznymi, a powinno byc dokładnie odwrotnie, dlatego mamy tysiące studentów, którym ciężko znaleźć pracę, bo iluż nam potrzeba znawców od filozofii, pedagogiki czy lingwistyki? A ilu potrzeba nam inżynierów i informatyków?


Inżynierzy i informatycy nie są wyłącznymi kreatorami zysku, w skali światowej technika nie stanowi nawet połowy gospodarki, co oczywiście nie oznacza, że należy ją bagatelizować. Nie są to nawet najlepiej opłacane zawody. Druga sprawa - wcale nie trzeba mieć technicznych studiów, żeby być dobrym pracownikiem technicznym lub nawet kreować postęp w technologii, przykładem wielu odkrywców pasjonatów, którzy w ogóle nie mieli technicznego wyższego wykształcenia (vide też Gates). Znam zresztą masę ludzi nie posiadających studiów i świetnie zarabiających jako technicy i informatycy, znam również jeszcze więcej inżynierów i informatyków siedzących na bezrobociu.

Po prostu w moim odczuciu łączenie idei szkolnictwa wyższego wyłącznie z rynkiem pracy jest sztuczne, niezgodne z pierwotnymi ideami tego szkolnictwa ani nawet najczęstszymi metodami kreowania pieniądza, będąc efektem raczej kolejnej mody naszych mocno skomercjalizowanych czasów, gdzie próbuje się komercjalizować niemal wszystko co się da. Pieniądz po prostu bardzo często rodzi się w dużo bardziej banalnych lub bardziej zróżnicowanych sytuacjach niż to z czym związane są programy szkolnictwa akademickiego (dałem tu nawet swój przykład jako dobrą ilustrację tej idei). Łączenie idei szkolnictwa wyższego wyłącznie z rynkiem pracy to także wynik niedawnej sytuacji na rynku pracy w Polsce, na którym istniała ogromna selekcja i gdzie dobierano tylko najlepsze partie. Prawcodawcy musieli jakoś odsiać masę chętnych na jedno miejsce pracy więc po prostu wprowadzili kryterium, że chcą najlepszych. A skończenie przez kogoś studiów było już jakimś wstępnym kryterium, bo trzeba się trochę namęczyć, żeby skończyć studia. Ale skończyło się to tym, że coraz więcej ludzi po technicznych studiach nie nadaje się do pracy w zawodzie, bo prześlizguje się przez studia, kończy je tylko dla papierka (skończyło się to już przykrą sytuacją istnienia w Polsce nadwyżki magistrów idiotów i inżynierów pozorantów, których "produkuje" się już niemal w hurtowych ilościach) podczas gdy pasjonaci bez tych studiów potrafią zdobyć tę samą a nawet większą wiedzę w samodzielnym zakresie i być dużo lepszymi pracownikami. Masówka i szturm studentów na szkolnictwo wyższe bardzo obniżyło jakość kształcenia w szkolnictwie wyższym. Życie po prostu po raz kolejny wymyka się tu schematowi. Nie oznacza to oczywiście, że szkolnictwo wyższe nie powinno przygotowywać tych co chcą do profesjonalnego pracowania w swym tym czy innym technicznym zawodzie. Nie jest to jednak coś do czego sprowadzałbym cały system szkolnictwa wyższego.


Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Gdyby wszyscy mieli taką optykę to nikt nie studiowałby już takich tradycyjnych kierunków jak filozofia, matematyka, geografia, historia, archeologia, biologia, fizyka, itp., ponieważ nie są to tradycyjnie komercyjne kierunki nastawione na rynek pracy.


Oczywiście, że takie kierunki też miałyby swoich studentów, byliby to prawdziwi pasjonaci i znawcy, ( lub ludzie z powołaniem nauczycielskim), siłą rzeczy poziom tych kierunków wzrósłby wielokrotnie a Polska doczekałaby się prawdziwej elity intelektualnej. Jeżeli chodzi o kierunki naukowe uczące w takich tradycyjnych dziedzinach jak matematyka, fizyka, chemia, tudzież bardziej szczegółowo nanotechnologia, biotechnologia molekularna etc. zawsze można pozostać przy ogólnym mecenacie państowym.


No ale przecież postulowałeś ideę ukierunkowania studiów na rynek pracy, a więc w tym wypadku pasjonaci z niekomercyjnych kierunków studiów nie mieliby na nim miejsca.









Cytat:
Jan Lewandowski napisał:
Wprowadzenie wpierw opłat za studia, bez wyrabiania wpierw takich nawyków u młodzieży w procesie edukacji, to jest moim zdaniem leczenie choroby jedynie za pomocą zwalczania objawów, a nie przyczyn. Paradoksalnie system edukacji nie kreując zdrowych nawyków finansowych już od najwcześniejszych lat u swych wychowanków, sam siebie wpędził w zapaść finansową.


Jeżeli człowiek będzie musiał samodzielnie zarobić na własne studia to za całą pewnością wyrobi to u niego nawyk zaradności finansowej a zaciągnięcie kredytu nauczy go brac odpowiedzialność za własne decyzje.


Odpowiedź jak piętro wyżej - przy ukierunkowaniu rynku pracy na wyłącznie absolwentów komercyjnych kierunków ludzie ci nie zarobią nawet na własne studia, bo nikt ich nie zatrudni (choć uważam taką sytuację za utopię niemożliwą do przeprowadzenia z powodu dużo większej elastyczności w świecie kreowania pieniądza, który nie podda się żadnej idei wyłącznego podporządkowania go kierunkom uniwersyteckim).
Jan Lewandowski
PostWysłany: Śro 13:51, 10 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Póki co poproszę abyś precyzyjnie zdefinował co rozumiesz pod pojęciem "zaradność finansowa" wraz ze wskazaniem spsobu jej pomiaru (żeby porównać trzeba zmierzyć). Czy Amerykanie są dla Ciebie liderami tejże zaradności, czy jakaś inna nacja?
Bez tych informacji trudno mi ustosunkować się do Twojego postu.


Myślę, że to chyba jasno wynika z moich powyższych postów, i jest to w zasadzie proste, ale spróbuję jeszcze raz.

Generalnie zaradność finansowa to dla mnie sytuacja, w której ktoś załapuje się do poniższej trzystopniowej skali:

1) bez względu na zarobki jakie ma na etacie jest w stanie zaspokoić swe potrzeby systematycznie nie wpadając przynajmniej w długi

2) pracuje na etacie lecz potrafi zachowywać pieniądze jakie zdobywa w ten sposób i umie pomnażać je dalej (umiejętność nie tylko nie wpadania w długi ale też i powiększania swego majątku netto)

3) potrafi kreować "na własnym" coraz większy dochód, znajdując coraz to nowe sposoby na znajdywanie tegoż (najbardziej zaawansowana umiejętność powiększania swego majątku netto).

Za najdoskonalszą formę zaradności finansowej uważam sytuację, w której ktoś prowadzi tylko działalność gospodarczą, lub kilka, oczywiście z powodzeniem, przede wszystkim systematycznie powiększając swój majątek netto. Podkreślam tutaj słowo majątek, ponieważ ktoś kto potrafi kreować tylko coraz większy dochód, nie radząc sobie jednak z gromadzeniem majątku (ochrona, odkładanie plus ewentualne reinwestowanie zdobytych pieniędzy), stoi na niższej kategorii względem osób umiejących to robić, choć oczywiście umiejętność zdobywania coraz większych kwot pieniędzy nadal kwalifikuje go do grona osób zaradnych finansowo. Nawet ktoś kto prowadzi działalność gospodarczą bez powodzenia nie musi być rzecz jasna niezaradny finansowo, bowiem już sam fakt, że podjął taką decyzję i w ogóle rozpoczął działalność gospodarczą kwalifikuje go do rzadkiej grupy osób o wyjątkowych cechach, które wcześniej czy później sprawią, że i tak jakoś sobie poradzi. Ideał osoby zaradnej finansowo to ktoś kto bez pomocy z zewnątrz (etat u kogoś, pomoc socjalna) potrafi zwiększać lub przynajmniej kreować przyzwoity dochód.

Oczywiście, zgodnie z wynikami badań różnych ośrodków, większość Polaków nie tylko nie spełnia warunku 1), a co dopiero mówić o warunku 2) lub nawet 3), w kraju, gdzie na prowadzenie własnej działalności gospodarczej decyduje się zaledwie kilka procent pracującej populacji. Nieustanne wydawanie więcej niż się zarabia, stałość dochodów, zadłużanie się po uszy w kredytach branych po prostu na zachcianki (z czego chętnie korzysta mnóstwo lichwiarzy zalewających nas codziennie reklamami pożyczek w mediach), w najlepszym wypadku życie na styk od pierwszego do pierwszego przy niewielkim debecie pod koniec miesiąca albo posiadanie niewielkich oszczędności, to nic co nie ma wspólnego z zaradnością finansową. Utrata pracy w takiej sytuacji, gdzie jest się dodatkowo bezwzględnie zależnym od jednego źródła dochodu, jakim jest praca na etacie u kogoś, oznacza najczęściej po prostu wielką tragedię osobistą. Ludzie tacy nie są sobie w stanie wyobrazić skąd w takiej sytuacji w ogóle wziąć pieniądze, ponieważ jedyna krynica gotówki wysycha, poza tym uczono ich zresztą, że jedynym źródłem dochodu może być tylko etat u kogoś, a znalezienie następnej tak samo płatnej pracy zajmuje im najczęściej na tyle dużo czasu (jeśli w ogóle się to uda - im są starsi tym trudniej będzie to zrobić, ponieważ szansa na ponowne zatrudnienie spada wraz z wiekiem), że zdążą już wpaść w długi. I to jest sposób myślenia i horyzonty w zasadzie większości Polaków. Są więc w sumie niezaradni finansowo, ponieważ zaradność finansowa oznacza poradzenie sobie bez względu na sytuację i bez pomocy z zewnątrz, nawet w razie długotrwałej utraty pracy.

Dlatego napisałem, że te czysto zewnętrzne i powierzchownie interpretowane oznaki kapitalizmu polskiego (kulawego zresztą, bo w sumie nadal jesteśmy społeczeństwem myślącym socjalistycznie a nie kapitalistycznie), o jakich napisałeś, nie świadczą o zaradności finansowej Polaków. Co najwyżej o życiu na kredyt lub przepuszczanie na wczasach całorocznych z trudem i wyrzeczeniem uciułanych oszczędności. Chyba, że miernikiem zaradności finansowej jest dla ciebie rzeczywiście dość dobrze opanowana przez większość Polaków umiejętność sprytnego uzyskiwania coraz większej ilości kredytów na raz, zaciągania pożyczek, wyciągania rent, zasiłków i generalnie życia na koszt innych (za wyłudzoną rentę musisz zapłacić i ty i ja z naszych podatków) i państwa.
crush
PostWysłany: Wto 20:35, 09 Paź 2007    Temat postu:

neko napisał:
crush jako cytat z wuja napisał:
Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. [...]
Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez (...) rodziców do pozostania na dnie.

Crush, czy uważasz, że to jest fair? Z dwóch różnych wypowiedzi wuja skompilowałeś jedną, zupełnie wypaczając sens tego, o co wujowi chodziło.

1.Oczywiście, że nie jest fair oskarżanie ubogich rodziców o chęć uczynienia z własnych dzieci niewolników. Skąd u wuja tyle pogardy dla ubogich rodziców? Jakiś uraz z przeszłości?
2.Jeśli uważasz, że wypaczyłem wypowiedź wuja to wykaż na czym to wypaczenie polega.


neko napisał:
Czy aby na pewno wskazówki do takiego postępowania znalazłeś w Piśmie, z którego cytujesz

Oczywiście. Pamietasz: Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi.


neko napisał:
Ale jest to generalna zasada, nie żelazna reguła.

Oczywiście. Dlatego w oparciu o tą zasadę należy kształtować system edukacji. Patologie są marginesem wśród biednych i bogatych i nie mogą decydować o kształcie systemu.


neko napisał:
Gdyby była to żelazna reguła, to nie znajdowałoby się dzieci poukrywanych w workach po kapuście, a ojcowie nie uchylaliby się od płacenia na swoje dzieci alimentów. Tymczasem jedno i drugie się zdarza.

Właśnie - "zdarza się" i nie może decydowć o kształcie systemu.


neko napisał:
Ale przecież wuj nie zaprzecza, że większość niewykształconych rodziców chciałaby zapewnić swoim dzieciom najlepszą edukację, odpowiadającą ich zdolnościom.
Oczywiście, że zaprzecza przecież pisze:
wujzboj napisał:
Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. [...]
Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez (...) rodziców do pozostania na dnie.



neko napisał:
Tylko zwraca uwagę na to, że istnieją również środowiska, w których myśl o dalszej edukacji dzieci nikomu nie przychodzi nawet do głowy, bo albo uważa się, że dzieci powinny jak najwcześniej zacząć na siebie zarabiać, albo rodzice na przykład piją i zaniedbują swoje dzieci.

Takie środowiska są marginalne i nie "pod nie" należy konstruować system oświaty.



neko napisał:
Czy uważasz, że dla dzieci z rodzin marginesu (lub z rodzin, gdzie rodzice nie są w stanie poradzić sobie z dziećmi) lepszymi opiekunami niż urzędnik są pijani od rana do wieczora (lub tylko totalnie niezaradni, nie umiejący w żaden sposób zadbać o dzieci) rodzice?

Uważam, że urzędnik to ostateczność. Takimi dziećmi lepiej zaopiekuje się ktoś z dalszej rodziny, sąsiedztwa, parafii itd.
Oless
PostWysłany: Wto 17:00, 09 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:
Tylko, że przy takim podejściu ostanie się ledwie kilka komercyjnych kierunków studiów, typu zarządzanie marketing, prawo, ekonomia itp. (pomijam masę sztucznych kierunków hybryd typu turystyka-europeistyka z elementami marketingu ble ble, które znikają równie szybko jak mody na nie).

Przecież o to właśnie chodzi, żeby studia wyższe dawały praktyczne korzyści a nie były bezwartościowymi świstkami papieru. W Polsce istnieje ogromny przerost studiów humanistycznych nad kierunkami technicznymi, a powinno byc dokładnie odwrotnie, dlatego mamy tysiące studentów, którym ciężko znaleźć pracę, bo iluż nam potrzeba znawców od filozofii, pedagogiki czy lingwistyki? A ilu potrzeba nam inżynierów i informatyków?

Jan Lewandowski napisał:
Gdyby wszyscy mieli taką optykę to nikt nie studiowałby już takich tradycyjnych kierunków jak filozofia, matematyka, geografia, historia, archeologia, biologia, fizyka, itp., ponieważ nie są to tradycyjnie komercyjne kierunki nastawione na rynek pracy.

Oczywiście, że takie kierunki też miałyby swoich studentów, byliby to prawdziwi pasjonaci i znawcy, ( lub ludzie z powołaniem nauczycielskim), siłą rzeczy poziom tych kierunków wzrósłby wielokrotnie a Polska doczekałaby się prawdziwej elity intelektualnej.
Jeżeli chodzi o kierunki naukowe uczące w takich tradycyjnych dziedzinach jak matematyka, fizyka, chemia, tudzież bardziej szczegółowo nanotechnologia, biotechnologia molekularna etc. zawsze można pozostać przy ogólnym mecenacie państowym.

Jan Lewandowski napisał:
Taki system naprawdę okalecza ludzi. Dlaczego? Wystarczy rozejrzeć się wokół. Masa ludzi studiuje po nie wiadomo ile fakultetów, uczą się iluś języków, by potem skończyć na pensji 1200 zł netto na etacie bez możliwości podwyżki. Rozżaleni, z uczuciem pokrzywdzenia przez los nie wyobrażają sobie oni jak mogliby robić coś innego, przecież skończyli właśnie takie a nie inne studia.

Takie okaleczenie jest skutkiem prosocjalizmu, "darmowe" studia ze wspólnego budżetu nie dają się potem dorobić absolwentom - okrada się ich poprzez podatki - skądś trzeba przecież czerpać pieniądze na fundowanie ludziom studiów wyższych, choćby tych najbardziej zbędnych, w tym tym osobom, którzy zaraz po skończeniu "darmowej" nauki uciekną za granice ne spłacając społecznego długu (socjalizm zawsze zmusza do moralnej nieczciwości).

Jan Lewandowski napisał:
Wprowadzenie wpierw opłat za studia, bez wyrabiania wpierw takich nawyków u młodzieży w procesie edukacji, to jest moim zdaniem leczenie choroby jedynie za pomocą zwalczania objawów, a nie przyczyn. Paradoksalnie system edukacji nie kreując zdrowych nawyków finansowych już od najwcześniejszych lat u swych wychowanków, sam siebie wpędził w zapaść finansową.

Jeżeli człowiek będzie musiał samodzielnie zarobić na własne studia to za całą pewnością wyrobi to u niego nawyk zaradności finansowej a zaciągnięcie kredytu nauczy go brac odpowiedzialność za własne decyzje.

neko napisał:
A co z dziećmi tych rodziców, których nie stać na „inwestycję” posyłania ich do szkoły,

W dobrze urządzonym społeczeństwie takie potrzeby są minimalne i łatwo im zaradzić przy pomocy bardzo niewielkich nakładów ze wspólnego budżetu lub dzięki prywatnej działalności charytatywnej. To o wiele skuteczniejsze podejście od obecnego systemu, który pobiera podatki na edukacje od wszystkich, ale studenci zaoczni i tak płacą za nie drugi raz, a jedna z najbiedniejszych warstw społecznych - młodzież wiejska - korzysta z rzekomej "dobroczynności" prosojalnego państwa tylko w 2 procentach. I tak wygląda "sprawiedliwość" społeczna w socjalu :evil:

neko napisał:
...albo którzy uważają, że nie ma po co dziecka kształcić – oni skończyli trzy czy cztery klasy, to i dziecku wystarczy? Dlaczego niby państwo ma chronić Twoje prawo do wolności samoposiadania, cokolwiek by to znaczyło, ale nie chronić prawa do jakiejkolwiek wolności dzieci ze środowisk upośledzonych społecznie?

Można zachować prawny obowiązek wykształcenia podstawowego.
neko
PostWysłany: Pon 23:06, 08 Paź 2007    Temat postu:

wuj na początku swego postu napisał:
Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. To uczynienie dzieci WŁASNOŚCIĄ rodziców. Aby dzieci stały się wolne, potrzebują zobaczyć wiele więcej, niż rodzinną zagrodę. Warunkiem koniecznym (choć nie dostatecznym) wolnego życia w społeczeństwie jest znajomość zasad panujących w tym społeczeństwie i orientowanie się w możliwościach, jakie to społeczeństwo oferuje jego członkom.


wuj na końcu swego długiego postu, w innym kontekście napisał:
Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez warunki (lub przez rodziców) do pozostania na dnie.

crush jako cytat z wuja napisał:
Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. [...]
Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez (...) rodziców do pozostania na dnie.

Crush, czy uważasz, że to jest fair? Z dwóch różnych wypowiedzi wuja skompilowałeś jedną, zupełnie wypaczając sens tego, o co wujowi chodziło. Czy aby na pewno wskazówki do takiego postępowania znalazłeś w Piśmie, z którego cytujesz zaraz poniżej:

crush napisał:
Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą. - mówi Pismo Święte.


Mówi Pismo. Ale jest to generalna zasada, nie żelazna reguła. Gdyby była to żelazna reguła, to nie znajdowałoby się dzieci poukrywanych w workach po kapuście, a ojcowie nie uchylaliby się od płacenia na swoje dzieci alimentów. Tymczasem jedno i drugie się zdarza.
Zgoda, że skrót myślowy wuja, że „niewykształcony człowiek” nie będzie się starał o wykształcenie swoich dzieci – jeśli ktoś, co byłoby jednak dziwne, rozumie go jako kategoryczne zdanie oceniające postępowanie „niewykształconego człowieka” – może być mylący. Ale przecież wuj nie zaprzecza, że większość niewykształconych rodziców chciałaby zapewnić swoim dzieciom najlepszą edukację, odpowiadającą ich zdolnościom. Tylko zwraca uwagę na to, że istnieją również środowiska, w których myśl o dalszej edukacji dzieci nikomu nie przychodzi nawet do głowy, bo albo uważa się, że dzieci powinny jak najwcześniej zacząć na siebie zarabiać, albo rodzice na przykład piją i zaniedbują swoje dzieci. Dla takich dzieci jest szczególnie ważne, żeby chodzić do przedszkola i do szkoły z dziećmi z „normalnych” rodzin: zarówno, żeby wyrównać ich braki w słownictwie, umiejętności posługiwania się językiem, podstawach wiedzy ogólnej, które „normalne” dzieci wynoszą z domu, jak i po to, żeby zetknęły się z innym modelem życia, niż ten, który widzą w swoim nieszczęsnym domu rodzinnym; żeby obudziła się w nich ambicja, żeby odkryły tkwiące w nich zdolności i chciały je rozwijac.
crush napisał:
Pismo z którego czerpie wujzboj mówi, że najlepszym opiekunem naszych dzieci jest urzędnik żłopiący kawę w zaciszu swojego gabinetu.

Czy uważasz, że dla dzieci z rodzin marginesu (lub z rodzin, gdzie rodzice nie są w stanie poradzić sobie z dziećmi) lepszymi opiekunami niż urzędnik są pijani od rana do wieczora (lub tylko totalnie niezaradni, nie umiejący w żaden sposób zadbać o dzieci) rodzice?

Gregorio napisał:
Dzisiejsza masowa edukacja - jest ,,niezdrowa" zarowno na gruncie moralnym(dlatego ze mamy do czyeninia z przymusem edukacji, a kazdy przymus -dla kogos kto wyznaje zasade wolnosci opierajacej sie na wlasnosci prywatnej - jest naganny moralnie), jak rowniez z czystych utylitarystycznych wzgledow.

Historycznie rzecz biorąc, powszechna, otoczona ochroną państwa edukacja i obowiązek nauki do określonego wieku jest jednym z największych osiągnięć społecznych. Zrezygnowanie z niej byłoby dużym regresem cywilizacyjnym.

Gregorio napisał:
Natomiast czlowiek, sam jako jednostka powinien decydowac - o swojej drodze zycia: czy to czlowieka analfabety czy to czlowieka inteligeta.

Nie rozumiem. Jaki „człowiek” ma prawo decydować o swojej drodze życia? Ośmioletnie dziecko?

Gregorio napisał:
Dlatego, poziom edukacji znacznie wzrosnie w elicie, gdy panstwo calkowicie wycofa sie z tej formy organizacji, zycia spolecznego. Przede wszystkim powinno sie, jak najszybciej zlikwidowac ministerstwo edukacji - ktore narzuca badz prawicowa lub lewicowa ideologie,
rodzic powinien miec pelna swobode w wyborze szkoly dla swojego dziecka.

Nie. Nie tylko rodzic powinien mieć prawo do „wolnosci opierajacej sie na wlasnosci prywatnej”, ale również młody, dochodzący do dorosłości człowiek powinien mieć prawo wyboru swojej drogi życiowej, niezależnie od wyobrażeń rodzica. Jeśli rodzic pośle małe dziecko do szkoły, gdzie uczą przede wszystkim wprowadzania w życie porad Kiyosakiego, kosztem np. biologii – bo jest zdania, że tak będzie dla dziecka najlepiej - to wolność wyboru dziecka, kiedy dojdzie do matury, będzie ograniczona: nawet jeśli odkryje, że interesuje je biologia, to nie będzie mógł jej studiować, bo brak mu będzie podstaw wiedzy. Dlatego konieczna jest kontrola ministerstwa nad szkołami; nie po to, żeby prywatne szkoły ustawiać ideologicznie, tylko po to, żeby zapewnić, że dzieciom w każdej szkole zostanie przekazana taka wiedza, która im umożliwi dostęp do edukacji kolejnego wyższego stopnie (ze szkoły podstawowej do gimnazjum itd., aż do studiów). Prawo do przyszłej wolności wyboru dziecka należy niewątpliwie postawić wyżej (i to jest rola państwa), niż prawo rodzica, aby kształcić to dziecko zgodnie z własnym widzimisię.


Gregorio napisał:
Po pierwsze: jesli bedzie caly czas tak wysokie zapotrzebowanie na edukacje jak dzisiaj - to bedzie ona dostepna praktycznie dla kazdego(gdyz rynek dopasowuje sie do popytu). Jedynie zmienii sie charakter tej dostepnosci, gdyz sposob dostepnosci bedzie forma inwestycji. Jesli ktos nie bedzie chcial poswiecic, czegos" w zamian za usluge - to juz jego swiete prawo do takowej kalkulacji. Na tym polega istota inwestycji.

A co z dziećmi tych rodziców, których nie stać na „inwestycję” posyłania ich do szkoły, albo którzy uważają, że nie ma po co dziecka kształcić – oni skończyli trzy czy cztery klasy, to i dziecku wystarczy? Dlaczego niby państwo ma chronić Twoje prawo do wolności samoposiadania, cokolwiek by to znaczyło, ale nie chronić prawa do jakiejkolwiek wolności dzieci ze środowisk upośledzonych społecznie?
crush
PostWysłany: Pon 19:20, 08 Paź 2007    Temat postu:

wujzboj napisał:

Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. [...]
Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez (...) rodziców do pozostania na dnie.


Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą. - mówi Pismo Święte.

Pismo z którego czerpie wujzboj mówi, że najlepszym opiekunem naszych dzieci jest urzędnik żłopiący kawę w zaciszu swojego gabinetu.
I jak tu się dziwić, że ten facet głosuje na LiD.
konrado5
PostWysłany: Pon 18:23, 08 Paź 2007    Temat postu:

Zacząłem studiować zaocznie filozofię i chciałbym się podzielić pewnymi refleksjami. Otóż wyraźnie widać na studiach złe funkcjonowanie szkół takich jak Liceum tzn. z założenia ma służyć do nauki, a okazuje się, że tak naprawdę funkcjonuje już bardziej jako miejsce do spotkań towarzyskich. Nawet wielu uczniów ma wrażenie, że chodzi do jakiegoś więzienia, bo zmuszają do niej chodzić i jeszcze zmuszają do uczenia się czegoś, co kogoś nie interesuje. W szkole jest jakiś zbiór regułek, który każą nauczyciele uczyć. Inaczej jest na studiach (przynajmniej na filozofii). Na wykładach jest taka atmosfera, że czuć, że tam się przychodzi uczyć się dla przyjemności i funkcjonuje to rozsądnie. Jak nawet profesorzy mówią filozofia nie polega na wykuciu pewnych reguł (jak inne dziedziny) tylko na odpowiadaniu na pytania "dlaczego". Zajmuje się badaniem świata jako całości. Naszła mnie takie pytanie: "Cóż to za mądrość znać budowę DNA?". Sądzę, że są to jedynie informacje "techniczne" potrzebne lekarzom i innym specjalizacjom. A tu okazuje się, że w Liceum zmuszają do zapamiętywania takich informacji. Chciałbym powiedzieć, że filozofia to naprawdę ciekawa dziedzina. Nawet jeden profesor powiedział: "Filozofia może doprowadzić do frajdy, ale trzeba się nią głęboko interesować. Jest jak bardzo wymagająca kobieta". Jednakże zauważyłem, że pewne zachowania bezsensowne z Liceum (różne wygłupy) są śmieszne i miło się je wspomina i dlatego Liceum ma pewne zalety. Co sądzicie o tym polskim systemie edukacji?
wujzboj
PostWysłany: Pon 18:17, 08 Paź 2007    Temat postu:

Gregorio napisał:
Dzisiejsza masowa edukacja - jest ,,niezdrowa" zarowno na gruncie moralnym(dlatego ze mamy do czyeninia z przymusem edukacji, a kazdy przymus -dla kogos kto wyznaje zasade wolnosci opierajacej sie na wlasnosci prywatnej - jest naganny moralnie), jak rowniez z czystych utylitarystycznych wzgledow.

Czy pragniesz ekstremalnego rozwarstwienia społeczeństwa na eliarnych intelektualistów i na tłum debili, którzy ich utrzymują?

Nie, nie każdy przymus jest naganny moralnie. Czy naganny moralnie jest przymus jeżdżenia prawą stroną? Czy naganny moralnie jest przymus szanowania twojej własności? Czy naganny moralnie jest przymus szczepienia psów przeciw wściekliźnie? Czy naganny moralnie jest przymus odbycia sądownie orzeczonej kary więzienia?

Pozostawienie decyzji o wykształceniu dzieci w rękach niewykształconych rodziców to w pewnym sensie powrót do czasów niewolnictwa. To uczynienie dzieci WŁASNOŚCIĄ rodziców. Aby dzieci stały się wolne, potrzebują zobaczyć wiele więcej, niż rodzinną zagrodę. Warunkiem koniecznym (choć nie dostatecznym) wolnego życia w społeczeństwie jest znajomość zasad panujących w tym społeczeństwie i orientowanie się w możliwościach, jakie to społeczeństwo oferuje jego członkom. Niewykształcony rodzic nie da dziecku tej wiedzy. I nierzadko dołoży jeszcze starań, by dziecku wpoić niechęć do "wykształciuchów". Bo tych "wykształciuchów" nie rozumie, nie ufa im, uważa ich za oszustów i rozmóżdżonych degeneratów. I w najlepszym przypadku nie widzi powodu, dlaczego miałby marnować swoje ciężko zarobione pieniądze na to, by obcy ludzie wpychali jego dziecku do głowy takie chorobliwe brednie; lepiej zrobi kupując za zaoszczędzone na edukacji pieniądze więcej gorzały, od wódy przynajmniej lepiej się żyje.

Gregorio napisał:
gdzie mamy do czynienia z najbardziej liczaca sie elita intelektulistow: w Stanach Zjednocznonych(w miare liberalny system edukacji), czy tez w przesocjalizowanej europie??(kryterium weryfikacji niech beda osiagniecia naukowe)

Po pierwsze, amerykańska elita intelektualna wzięła się nie tyle z amerykańskiego systemu edukacji (który jest tak denny, że przeciętny Amerykanin jest wiele głupszy od przeciętnego Polaka i nie ma pojęcia zupełnie o niczym), ile z ekonomicznego boomu po wygranej wojnie, któty to boom ściągnął do USA elitę intelektualną z całego świata (między innymi z Niemiec). Czy znane jest ci pojęcie "drenaż mózgów"?

Mając do dyspozycji kadrę ściągniętą z całego świata, można rozwinąć system elitarnych szkół. Od pewnego momentu system ten podtrzymuje się sam: dostatecznie duża koncentracja inteligencji promieniuje intelektualnie na tyle mocno, że ośrodki naukowe będące jej siedzibą stają się widoczne daleko, zyskują coraz to większą renomę i ściągają zewsząd najzdolniejszych ludzi. Zarówno pracowników naukowych jak i studentów. Mając za zaplecze miliardy ludzi na całym świecie, nie musisz się martwić o jakieś setki milionów w twoim kraju. Centrum naukowe będzie ci szybciej rosło, jeśli pieniądze włożysz w aparaturę i w finansowanie programów badawczych, niż jeśli będziesz za nie budował powszechne szkolnictwo. Bogatych i zdolnych jest na świecie dostatek, zapełnią oni twoje laboratoria i twoje sale wykładowe, płacąc przy tym za przywilej studiowania na jednej z najlepszych uczelni świata. A że na prowincji rośnie kolejne pokolenie debili? To ich problem.

Gregorio napisał:
tam gdzie placilem, mialem do czynienia z zupelnie innym typem uczestnikow

Pieniądze są skutecznym selektorem, ale nie jest to ani jedyny, ani w tym przypadku właściwy selektor. Poziom można jeszcze skuteczniej (i nieporównanie sprawiedliwiej) podnosić poprzez wymagania egzaminacyjne. Nie uczysz się, to zaraz oblejesz i do widzenia. Pierwszy rok powinien być decydującym sitem. Leserzy odpadają wtedy nawet, jeśli psim swędem przeszli przez egzaminy wstępne (które mogą być luźniejsze, bo poziom wiedzy zdobywanej w różnych szkołach jest bardzo różny, a wiedza ta jest zazwyczaj i tak drobiazgiem w porównaniu z tym, czego student powinien nauczyć się na poważnym wydziale nawet w przeciągu pierwszych miesięcy).

Gregorio napisał:
dziwnym mitem jest uwazac, ze elita wyksztalca sie z masowki.

Elita nie wykształca się z masówki. Umożliwienie edukacji masom pozwala po pierwsze wydobyć z mas talenty, a po drugie (i najważniejsze) - otwiera społeczeństwu oczy na świat, co nie tylko czyni ludzi wolniejszymi, lecz także przygotowywuje lepsze warunki dla wykształcenia następnego pokolenia. Co więcej, im bardziej wykształcone społeczeństwo, tym bardziej zaawansowana technologicznie może być gospodarka. Chyba, że żyjesz w kraju należącym do potęg gospodarczych; tam pieniądz bierze się z pieniądza, a nie z rozwoju.

Gregorio napisał:
poziom edukacji znacznie wzrosnie w elicie, gdy panstwo calkowicie wycofa sie z tej formy organizacji, zycia spolecznego. Przede wszystkim powinno sie, jak najszybciej zlikwidowac ministerstwo edukacji - ktore narzuca badz prawicowa lub lewicowa ideologie, Jak rowniez calkowicie sprywatyzowac szkolnictwo. Oczywsice w formie przejsciowej mogly by byc tzw. bony oswiatowe(finansowane przez panstwo w okresie przejsciowym) - natomiast rodzic powinien miec pelna swobode w wyborze szkoly dla swojego dziecka.

To byłaby kompletna katastrofa intelektualna dla Polski. Z jednej strony tłum karmiony nacjonalizmem, tłum ledwo umiejący czytać, pisać i liczyć, tłum ślepo czołgający się za swoimi populistycznymi przywódcami. Z drugiej strony - jednostki kształcone na potrzeby przemysłu, głownie zagranicznego. O moralnych aspektach już nie wspominając, można łatwo wyobrazić sobie, do czego taki system musi doprowadzić po dłuższym czasie działania. Wcześniej czy później ktoś odsunięty od władzy podporządkuje sobie ten pomiatany przez elity tłum. Tłum wyjdzie na ulice, elity zawisną na latarniach, kozły ofiarne zapełnią obozy koncentracyjne, a rzeczywistość uzyska swoją oficjalną czerwoną lub brunatną barwę...

Gregorio napisał:
jesli bedzie caly czas tak wysokie zapotrzebowanie na edukacje jak dzisiaj - to bedzie ona dostepna praktycznie dla kazdego(gdyz rynek dopasowuje sie do popytu).

Jakie jest dziś bezrobocie w Polsce?

W rozwiniętym świecie nie jest, niestety, potrzebna siła robocza. Co prawda ci, którzy mogą jeszcze znaleźć pracę, muszą być coraz lepiej wykształceni, ale większość jest po prostu zbyteczna. Najlepiej, gdyby w cudowny i bezinflacyjny sposób mieli pieniądze na kupowanie produktów (żeby gospodarka się kręciła) i gdyby nie było niepokojów społecznych (żeby gospodarka się kręciła)...

Gregorio napisał:
czlowiek, sam jako jednostka powinien decydowac - o swojej drodze zycia: czy to czlowieka analfabety czy to czlowieka inteligeta.

Niestety, taką decyzję można sensownie podjąć dopiero, gdy się już jest dostatecznie wykształconym.

Gregorio, zaprzysięgłego analfabety niczego nie nauczysz. Nauczyciele przepchną go z litości do ostatniej obowiązkowej klasy. Zamiast się uczyć, będzie się bawił z kumplami; w szkole będzie się nudził, jego sprawa. Na wyższy poziom nauczania i tak się nie dostanie, bo jeśli nawet coś mu odbije i jakoś wepchnie się do liceum czy nawet na studia, to i tak szybko stamtąd wyleci. Krzywdy więc miał nie będzie.

Natomiast zdolny człowiek z biednej lub ciemnej rodziny zostanie zmuszony przez warunki (lub przez rodziców) do pozostania na dnie. Niedouczony w szkole dla debili, nie dostanie się do żadnej lepszej szkoły, choćby z domu uciekł. A jeśli nawet się dostanie (co NAJzdolniejszym może się przytrafić, lecz tym przeciętnym raczej już nie), to i tak nie będzie go stać na pokrycie kossztów nauki. Wybitnym jednostkom może się udać pokonać wszelkie trudności i zrobić wielką karierę naukową czy finansową. Ale o sprawiedliwości i wolności wyborów w takim systemie nie sposób nawet wspominać.
crush
PostWysłany: Nie 18:23, 07 Paź 2007    Temat postu:

Jan Lewandowski napisał:
Cytat:
Kolego Janie chyba nie żyjemy w tym samym kraju!
Moim zdaniem to zaradność finansowa, życiowa ogólnie rzecz biorąc, jest naszą cechą narodową.


Pozory i stereotypy.

Może.
Póki co poproszę abyś precyzyjnie zdefinował co rozumiesz pod pojęciem "zaradność finansowa" wraz ze wskazaniem spsobu jej pomiaru (żeby porównać trzeba zmierzyć). Czy Amerykanie są dla Ciebie liderami tejże zaradności, czy jakaś inna nacja?
Bez tych informacji trudno mi ustosunkować się do Twojego postu.
Jan Lewandowski
PostWysłany: Nie 13:13, 07 Paź 2007    Temat postu:

Cytat:
Tak jak pisal Janek, o pewnym stereotypowym spojrzeniu na nasz system edukacji i wynikajacej z tego pozniej roszczeniowosci - tak ten sam Janek ulega streotypowi, ze panstwo jest koniecznym organem pielegnujacym - takie dziedziny jak filozofia, socjologia etc.


Niezbyt wczytałeś się w mój post. Twierdzę, że to złe, owszem, ale w warunkach polskiej obecnej mentalności roszczeniowej taki drastyczny ruch doprowadziłby do upadku niekomercyjnych kierunków studiów. Trzeba wymarcia przynajmniej obecnego pokolenia, żeby zmienić tę mentalność "pracą u podstaw", a nie dokonywać tego w ramach obecnej sytuacji.

Cytat:
Totalnie natomiast nie potrafie zrozumiec mentalnosci, ze panstwo ma cos dofinasowywac - bo pewne ,,pozyteczne" dziedziny zycia spolecznego, zostana zupelnie z niego wyrugowane. Jest to absolutnie nie prawdą i jak pisalem we wczesniejszym poscie(na przykladzie klubu kung fu) owe dofinasoywanie elitarnych dziedzin zycia spolecznego - jeszcze bardziej doprowadza - ta dziedzine - do dezorganizacji.
Panstwo poprzez swoje inwestycje zawsze doprowadza do tzw. nietrafionych inwestycji - i nie odnosi sie to tylko do spraw sensu stricte kojarzonych z gospodarka - ale np. jak w tym przypadku edukacyjnych.


Chyba przesadzasz i uogólniasz. Jak państwo zacznie finansować komercyjne kierunki studiów to one też się zdegenerują?

Cytat:
Chce napomniec, ze wielu geniuszy wychowywalo sie w tzw. home schoolingu, w czasach gdy edukacja byla przejawem dosc duzej ekskluzywnosci. Jednakze spoleczesntwom zle sie to nie odbilo - wrecz przeciwnie - np. mysl filzoficzna byla bardziej wyrazna.
Jesli w zyciu spolecznym jest na ,,cos" zapotrzebowanie(chocby nie wiadomo jak elitarne i ekskluzywne by bylo), to zawsze dla tego ,,czegos" znajdzie sie miejsce. Dzisiejsze dofnasowywanie edukacji i sytuacja kiedy mamy setki tysiecy studentow filzofii, socjologii etc - stwarza sytuacje, ze w tych dziedzinach jest niezwykle trudno dostrzec rzeczywistych pasjonatow, a jak sa - to niestety sa niewidoczni, gdyz sa zalewani w gaszczu masowki.
(To tak jak by to forum zalac, przecietnym onetowcem).


Lepsze chyba masówki niż całkowity upadek danego kierunku w świecie akademickim danego kraju.

Cytat:
W USA- wielu intelektualistow bije na alarm, ze poziom mysli filzoficznej - niezwykle spada, bo co roku wydawne jest setki tysiacy prac naukowych, ktore tak naprawde nie przekazuja zadnej wartosciowej tresci. Chrakterystyczna epoka postmodernizmu w ktorej funkcjonujemy - moim zdaniem ma wlasnie swe zrodlo w tzw. ,,publicznej" edukacji(publicznej zamien na rzadowa).
Rzadowo wspomagana edukacja - doprowadzila do zglobalizowania wszystkich dziedzin nauki - nawet tych ktore z zasady powinny byc elitarne .
Poza tym nie jest prawda, ze takie dziedziny jak filozofia, socjologia etc - sa zupelnie nie komercyjne - gdyz zawsze istnieje grono osob, ktore chociazby czyta takowa literature i za dobra pozycje ksiazkowa jest w stanie zaplacic duze pieniadze.
Podobnie zreszta jest ze sztuka.


W Polsce niewielu autorów żyje z pisania. A z filozofów to o ile wiem nikt. Jak pisałem, w polskich warunkach mentalności roszczeniowej i niezaradności finansowej nikt nie pójdzie na filozofię na przykład, jeśli będzie musiał za to jeszcze słono płacić. Niekomercyjne kierunki studiów związane z tradycyjną nauką, typu biologia, historia, fizyka, geografia, filozofia, nawet matematyka, po prostu wymrą, bo nikt nie będzie miał żeby za to płacić.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group