Autor Wiadomość
krowa
PostWysłany: Pon 10:34, 19 Lis 2018    Temat postu:

małyjanio napisał:
Adriatyk napisał:
Komandor napisał:
Rok ok 2010 (61 lat komunizmu i rozpoczęcia modernizacji i uprzemysłowienia kraju a mniej więcej 30 lat transformacji gospodarki i dostępu do światowej technologii) pierwsze prawdziwie chińskie marki i produkty zaczynają pojawiać się na rynku i powoli zdobywać renomę

Korea zaczęła swoją transformację w latach 60.
Ile czasu trwało zanim się przestało nazywać produkty Samsunga - Szajsung a jazda Koreańczykiem (Kia, Hundai) przestała być obciachem?
Ile wiec lat minęło aż produkty Koreańskie zdobyły sobie uznaną markę?
I zaczęły być faktycznie produktami top-end?
40 lat! Prawie dwa pokolenia!

Polska transformacja cywilizacyjna trwa już 73 lata, w tym już 30 lat z pełnym dostępem do cudownych technologii zachodu i efekty cudowne są, mamy nasze polskie marki – polski Lidl, polska Biedronka i polski Amazon. A może ty Komandorze dopiszesz jeszcze kilka naszych cudownych osiągnięć? A kwalifikacje naszych pracowników są tak wysoko technologiczne, że dzisiaj i ze świecą nie znajdzie nikogo do położenia kafelków w łazience, czy choćby tylko do pomalowania mieszkania, że o naprawieniu kranu nie wspomnę.
Wiem wiem, Komandorze, już mnie przekonałeś, wiem już, że nie ma w tym żadnego dialektycznego związku przyczynowo-skutkowego, a jeno ogrom zupełnie przypadkowych zbiegów okoliczności.

PS. No, to żeśwa sobie podyskutowali i chyba pora najwyższa, abyśta wszystkie pocałowali mnie w dupę.


Propozycja ciekawa, choć trochę nie na miejscu.
Zabrakło uwagi nad prostym tematem jakim jest głód.
Każdy, fizyczny, pieniędzy, wygody, wiedzy....
Dawno temu było prościej, wystarczyło wybrać poręczny kamień i uczynić go bardziej poręcznym tak by dawał się użyć wygodniej w celu zaspokojenia głodu, spacyfikowania przeciwnika czy uprowadzenia jakiejś kształtnej niewiasty do namiotu własnego plemienia.
Z biegiem czasu sytuacja się skomplikowała, a problem wynalazczości unaocznił.
Każdy wynalazek może zaistnieć tylko w sprzyjających okolicznościach.
I nic tego nie zmieni, muszą zaistnieć okoliczności by pomysł mógł być skutecznie wdrożony.
Tak było z ogniem, żarówką, komputerami i wszystkim innym.
Nawet kasa nie wystarczy gdy czegoś w układance brakuje.
Sam Karpiński nie wystarczy z kasą też nie, musi zaistnieć, głód, ssanie potrzeba, by coś nowego mogło się pojawić.
W stosownym czasie gdy społeczność osiągnie wystarczający poziom rozwoju wynalazek zaistnieje w niestosownym, nie, co najwyżej wynalazca osiągnie falstart jak Heron ze swą banią.

Tak było z LED Łosiewa i tak z komputerami, w stanach również.
Kasa czy geniusz to za mało.

en*wikipedia.org/wiki/Viatron




[quote="AChąhą"]
Ja młodzie byc żonom zajmowano ląche
na którym sie miało losu oiate
nbiegła ki jesk sprosna liocha bez wsp[omnineia bądzie
gduy ciała powieszone dzi s az włocjhę
jak za słomklo by tancoeał gortąco
do pieśni gkto lo giw iląką
gda ty szi szmaty zugajkąoeb plochą
gdzy za wna zachód słobnko
nie chcpluchać drokną
https://www.youtube.com/watch?v=Gbblgl-h0Y8 następne STADIUM Ptaki ! rozrastające się zwyrodnienie w kolorze buraczkowym potem ptaki nawet jak kobieta przechodzi prawidłowo PTAKI pojawiają się nad jej głową Ptaki ze skrzyżowanymi pazurami kłykcie zwyrodnienia - drugie STADIUM zanikowego zapalenia CHoł Chąhą
https://www.youtube.com/watch?v=Gbblgl-h0Y8
Gość
PostWysłany: Pią 14:57, 17 Lip 2015    Temat postu:

levis napisał:
Jak powiedzial Nietzsche: "Ludzie mylą to co głębokie z tym, co mętne, bo i tu i tam nie widać dna". Dlatego niektórych zwieść może prostota tego tekstu. Dla mnie jest ona jednak jego największym atutem, bo sprawy, o których tekst ten traktuje wcale do prostych nie należą.

Czego też autorowi gratuluje:)


Dla mnie ten tekst nie jest prosty.
krowa
PostWysłany: Czw 0:25, 27 Mar 2014    Temat postu:

[quote="krowa"]Błędem natury, niepoprawnym spamerem, ułomnym na swój sposób JESTEM TUTAJ JA, OKAZ NEGATYWNY.[/quote]

Za jakiś CZAS moje błędy, spamy, stana się POZYTYWNYMI ROZUMAMI i wtedy prawomyślni Dyszyńscy będą je uprawiać dla korzyści. A wtedy znów pojawi się jakiś Nowy Błąd Natury, Nowy Spamer, Nowy Negatyw, Nowy Terrorysta, Nowy Gwałciciel starego porządku.

Zamilcz oszuście, niech twoja etyka idzie do Zakonu.
krowa
PostWysłany: Czw 0:14, 27 Mar 2014    Temat postu:

[quote="Michał Dyszyński"] Może właśnie odkrył DLACZEGO to ja nie mam racji, a w konsekwencji po prostu znowu coś - dla siebie - zrozumiał.
Tak więc przyznawanie mi racji, nazywanie "mądrym", absolutnie nie jest potrzebne, aby teksty, które piszę były użyteczne. Właściwie to nawet wolałbym żeby mi zbytnio owej racji nie przyznawano, zaś samej osoby nie ceniono w przesadny sposób (myślę, że mi to nie grozi... ;) ).
...................................................................................................................
Z mojego punktu widzenia ważniejszym atrybutem przyjmowania tekstów, które piszę jest uznawanie ich nie tyle mądrymi, co zrozumiałymi.
Bo co komu po najmądrzejszym tekście na świecie, jeśli nikt nie jest w stanie go zrozumieć, wyciągnąć korzyści dla siebie?...
...................................................................................................................
A z drugiej strony - nawet niejeden ułomny pod wieloma względami tekst, jeśli komuś coś uświadamia, coś buduje pozytywnego w umyśle, przynajmniej spełnia swoją główny cel, w jakim powstaje.[/quote]

Trzy rzeczy:
1. Ja nie mam racji (bez pensji, bez emerytury, bez renty) a ty masz racje (płacą ci za rozumy, coś tam wykładasz/coś otrzymujesz jako racje żywnościowo-finansowe).
Gdybyś tego nie pojmował, to musisz zaznajomić się z nauką o pracy mózgu i jego czynnościach psychicznych, wśród których prym biorą NIE RACJE ale EMOCJE.
2. Twoje rozumienie stale obraca się wokół racji czyli wyciągania rąk po korzyści, po pensje, po racje żywnościowe. Ale mózg człowieka żyje z Energii Promieniotwórczej którą dostaje darmo z jądra Ziemi.
3. Nie poszywaj się pod "Ułomość"gdyż twoje rozumy są jak najbardziej "prawomyślne", etyczne, chrześcijańskie, normalnie znormalizowane przez wiedzę podręcznikową, a nie przez BŁĄD NATURY.
Błędem natury, niepoprawnym spamerem, ułomnym na swój sposób JESTEM TUTAJ JA, OKAZ NEGATYWNY.
Michał Dyszyński
PostWysłany: Śro 23:36, 26 Mar 2014    Temat postu:

krowa napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Wierzę w pozytywne załatwienie sensu....

Niestety durniu.
Pozytyw bez Negatywu traci sens, tak jak PLUS bez MINUSA, słowo TAK też traci sens, gdy słowa NIE brak.


Dyszyński, nie martw się, twoja GŁUPOTA równoważy moją MĄDROŚĆ. bardzo mi przyjemnie ze istniejesz.

Zgadzam się (za Heglem i wieloma innymi), że umysł widzi rzeczy w kontekście gry przeciwieństw, które rozpinają przestrzeń rozumowania. Tak więc zgadzam się też, że plus bez minusa nie jest do objęcia przez umysł.

Co się tyczy mojej głupoty i Pana mądrości. Jak zwał, tak zwał. Można nazwać mój stan umysłu "głupotą", a Pana "mądrością". Jeśli komuś takie nazwy do czegoś przysłużą, to niech sobie będą. Można czytać i zrozumiewać moje teksty tak samo dobrze z przypisanymi im określeniami "głupi", jak i "mądry". To przypisanie nic nie zmienia, bo owe teksty mają za zadanie funkcjonować na zasadzie wzajemnych odniesień, wewnętrznej spójności, a nie w kontekście czyichś (arbitralnych) ocen. Więc widząc zależności, widząc okiem umysłu mechanizmy, jakie opisuję, można świetnie bawić się nimi intelektualnie, mieć korzyść z "drapania" po szarych komórkach, nawet uważając je za głupoty.
Jesli ktoś zatem moje "głupoty" uważa za użyteczne dla porządkowania własnych myśli, to niech po prostu skorzysta. Jeśli ma coś przeciw nim, to też się cieszę - bo to znaczy, że może trafiłem na kogoś mądrzejszego, kto widzi więcej niż ja. Albo że ów ktoś, widząc sprzeczności mojego rozumowania, ma szansę uświadomić sobie coś lepiej, pełniej. Może właśnie odkrył DLACZEGO to ja nie mam racji, a w konsekwencji po prostu znowu coś - dla siebie - zrozumiał.
Tak więc przyznawanie mi racji, nazywanie "mądrym", absolutnie nie jest potrzebne, aby teksty, które piszę były użyteczne. Właściwie to nawet wolałbym żeby mi zbytnio owej racji nie przyznawano, zaś samej osoby nie ceniono w przesadny sposób (myślę, że mi to nie grozi... ;) ). Idealna zgodność jest fikcją - zawsze da się coś napisać lepiej, zawsze coś w myśleniu można udoskonalić, więc chyba dobrze jest, jeśli widzimy braki w tym co czytamy (choćbyśmy w jakimś stopni zgadzali się z treścią napisanego tekstu). Zaś co do "robienia się na autorytet", to uważam takie pragnienie za zgubne - dla obu strony - tego kto pisze, a potem tego, kto czyta jego teksty. Piszący teksty, jeśli byłby zbytnio ceniony stanie przed problemem braku uczciwego odzewu ze strony czytających, bo ci ostatni będą obawiali się pisać krytycznie, będą tonowali swoje oceny, przestaną informować o niezrozumiałości wywodów, czyniąc tym szkodę dla prostoty wypowiedzi i jasności wymiany myśli. Tak więc "autorytet", zamiast dowiadywać się prawdy o odbiorze swoich tekstów dostanie jedynie nieużyteczne peany na swoją cześć. Z kolei czytający teksty autorytetu, jeśli nie podejdzie do sprawy z wystarczająco dociekliwym krytycyzmem, po prostu zagubi dużą część zrozumienia, odbierze takie teksty (przy założeniu, że rzeczywiście zasługują na uwagę) tylko połowicznie, nie angażując istotnych elementów swojego myślenia. Poprawnym sposobem odbioru tekstu W OGÓLE jest ODBIÓR KRYTYCZNY. A z takim mamy do czynienia tylko wtedy, gdy tekstowi przyznaje się prawo do jego krytykowania.

Z mojego punktu widzenia ważniejszym atrybutem przyjmowania tekstów, które piszę jest uznawanie ich nie tyle mądrymi, co zrozumiałymi.
Bo co komu po najmądrzejszym tekście na świecie, jeśli nikt nie jest w stanie go zrozumieć, wyciągnąć korzyści dla siebie?...
A z drugiej strony - nawet niejeden ułomny pod wieloma względami tekst, jeśli komuś coś uświadamia, coś buduje pozytywnego w umyśle, przynajmniej spełnia swoją główny cel, w jakim powstaje.
krowa
PostWysłany: Śro 22:11, 26 Mar 2014    Temat postu:

[quote="Michał Dyszyński"]Wierzę w pozytywne załatwienie sensu....[/quote]











Niestety durniu.
Pozytyw bez Negatywu traci sens, tak jak PLUS bez MINUSA, słowo TAK też traci sens, gdy słowa NIE brak.


Dyszyński, nie martw się, twoja GŁUPOTA równoważy moją MĄDROŚĆ. bardzo mi przyjemnie ze istniejesz.
krowa
PostWysłany: Śro 21:56, 26 Mar 2014    Temat postu:

[quote="Adam Barycki"]Panie Krowa, po dogłębnej analizie, zważeniu wszystkiego za i wszystkiego przeciw, a szczególnie po uwzględnieniu obiektywnej opinii Obamy, wszystko wskazuje na Putina, to Putin kradnie.

Adam Barycki[/quote]

Nie.
Dogłębna analiza wskazuje, że TRUP SIĘ ŚCIELE WIRTUALNY bo by nie było skąd wziąć bekereli realnych.
Adam Barycki
PostWysłany: Śro 21:41, 26 Mar 2014    Temat postu:

Panie Krowa, po dogłębnej analizie, zważeniu wszystkiego za i wszystkiego przeciw, a szczególnie po uwzględnieniu obiektywnej opinii Obamy, wszystko wskazuje na Putina, to Putin kradnie.

Adam Barycki
krowa
PostWysłany: Śro 19:24, 26 Mar 2014    Temat postu:

wujzboj napisał:............proszę więc teraz ponownie o naszkicowanie, w jaki sposób przebiegały obliczenia, o których w nim wspomniano.


Ja, Człowiek Niesamowity, zwany potocznie Spamerem pytam siebie Samego:
JAK DUŻE JEST PROMIENIOWANIE CZŁOWIEKA UMIERAJĄCEGO?

Człowiek ma podobno 10.000.000.000.000 jąder komórkowych, rozpadających się życiowo. Niechby ten człowiek cieszył się powolnym umieraniem przez lat 40 począwszy od momentu dojrzałości rozrodczej do momentu uznawanego za Śmierć.
Emisja promieniotwórcza człowieka dorosłego, oznaczana jest przez naukowców na poziomoe 10.000 rozpadów jądrowych na sekundę. A więc przez lat 40, narozpada się temu człowiekowi tyle jąder:

10.000beq x 60sek x 60min x 24godz x 366dni x 40lat = 12.648.980.000.000

No cóż, chyba się to zgadza z liczbą komórek jądrowych jakie człowiek posiada, uwzględniając że wielu ludzi nie dożywa 60 lat z powodu wypadków drogowych, zabiegów lekarskich i niebezpiecznej dla życia pracy.
Ale...


Ale ja się kurwa mać pytam:
KTO KRADNIE PROMIENIOTWÓRCZOŚĆ TYCH ZABITYCH?
Matka Boska?
Syn Boży Zbawiciel?
A może Ojciec Niebieski kradnie?
krowa
PostWysłany: Pon 18:00, 24 Mar 2014    Temat postu:

"Wszystko zmienia obrót RZECZY, gdy się przyjmie, iż ŚWIAT JEST PROJEKTEM WIDZĄCEGO GO i ŚWIADKÓW
a więc:
- Nikt nie widział swojej śmierci
- Nikt w rzeczy-wistości nie został zabity
- Nikt nikomu nie współczuje, tylko urządza przedstawienie żalu
Ktoś kogoś zabił w swoim umyśle, reszta "widowni" to komentuje, a trup się cieszy nowym życiem.

Życie to TEATR.......
MATKI urządzają PRZEDSTAWIENIA Z ZABIJANIA własnych DZIECI, TEATRALNE SĄ WOJNY, POCHÓWKI niby ZMARŁYCH, GORZKIE ŻALE, MIŁOSIERDZIA i LITOŚCI.
W tych PROJEKTACH nie warto kultywować śmierci a MIŁOŚĆ.

Niestety, w obecnej dobie, nie jest wam to dane, aby się kochać. Musicie się wzajemnie ZABIJAĆ. http://www.youtube.com/watch?v=h2UTBfbm6jM hEJA! "



za tę wypowiedź dostałem karę:

"Nie masz uprawnień do tego!
[#2000]
Nie masz uprawnień do przeglądania tego forum. Zostałeś zbanowany na tym forum. "
krowa
PostWysłany: Pon 17:00, 24 Mar 2014    Temat postu:

wujzboj napisał:
"Ja nic nie mówiłem o (nie)dorzecznościach, prosiłem natomiast o zaklasyfikowanie postu. Jak rozumiem, jest on poważnym komentarzem - proszę więc teraz ponownie o naszkicowanie, w jaki sposób przebiegały obliczenia, o których w nim wspomniano."

Kinga napisała:
":(:(MORDERCA POWINIEN ZGNIĆ W PIERDLU!!!!ODEBRAŁ CZŁOWIEKOWI NAJPIĘKNIEJSZE LATA ŻYCIA A RODZINIE NAJWIĘKSZE SZCZĘŚCIE!!!!
TO WY WŁASNIE POKAZUJECIE Z JAKICH NIZIN SPOŁECZNYCH SIĘ WYWODZICIE PONIEWAŻ NAJWYRAŹNIEJ RODZICE NIE NAUCZYLI WAS ŻE O ZMARŁYCH ŹLE SIĘ NIE MÓWI ....DAJCIE CHŁOPAKOWI ODPOCZYWAĆ W SPOKOJU!!! POWINNIŚCIE SCHYLIĆ CZOŁA IŚĆ NA CMENTARZ ZAPALIĆ ŚWIECZKĘ I POMODLIĆ SIĘ ZA NIEGO !!!!ALE CI KTÓRZY ANONIMOWO WYPISUJĄ TAKIE BZDETY CHYBA NIE WIEDZĄ ŻE NORMALNI I DOBRZY LUDZIE TAK WŁAŚNIE SIĘ ZACHOWUJĄ!!!!!!!
Kondolencje i wyrazy współczucia dla Rodziny."



Wszystko zmienia obrót RZECZY, gdy się przyjmie, iż ŚWIAT JEST PROJEKTEM WIDZĄCEGO GO i ŚWIADKÓW
a więc:
- Nikt nie widział swojej śmierci
- Nikt w rzeczy-wistości nie został zabity
- Nikt nikomu nie współczuje, tylko urządza przedstawienie żalu
Ktoś kogoś zabił w swoim umyśle, reszta "widowni" to komentuje, a trup się cieszy nowym życiem.

Życie to TEATR.......
MATKI urządzają PRZEDSTAWIENIA Z ZABIJANIA własnych DZIECI, TEATRALNE SĄ WOJNY, POCHÓWKI niby ZMARŁYCH, GORZKIE ŻALE, MIŁOSIERDZIA i LITOŚCI.
W tych PROJEKTACH nie warto kultywować śmierci a MIŁOŚĆ.

Niestety, w obecnej dobie, nie jest wam to dane, aby się kochać. Musicie się wzajemnie ZABIJAĆ. http://www.youtube.com/watch?v=h2UTBfbm6jM hEJA!
szatidre5
PostWysłany: Pią 3:29, 12 Mar 2010    Temat postu:

... taaa...cyferki...nie widzę tu dla nich zastosowania. "Wiara a wiedza" W tej materii (jak i w każdej innej zresztą) osiągnięto już wszystko...e=mc^2 czyli kres rozwoju takich nauk jak astrofizyka czy matematyka ponieważ ich wyniki przybierają coraz częściej eteryczny charakter. No bo co nam z tej wiedzy np: matematyczne potwierdzenia istnienia wspomnianych już czarnych dziur czy możliwość obliczenia wagi wszechświata czy też ostatni hit zderzacz hadronów?...kwestie wiary obsługuje ten sam schemat...już nic więcej się nie dowiemy bo już nic więcej niema...zauważyłeś brak postępu???...nawet najlepsi twórcy sf. już nie są w stanie niczym nikogo zaskoczyć...jest w tym jakaś prawidłowość? ..czy mie sie coś tylko wydaje?
wujzboj
PostWysłany: Nie 13:45, 07 Mar 2010    Temat postu:

Ja nic nie mówiłem o (nie)dorzecznościach, prosiłem natomiast o zaklasyfikowanie postu. Jak rozumiem, jest on poważnym komentarzem - proszę więc teraz ponownie o naszkicowanie, w jaki sposób przebiegały obliczenia, o których w nim wspomniano.
szatidre5
PostWysłany: Nie 2:46, 07 Mar 2010    Temat postu:

...w czym nie dorzeczność? (zero sarkazmu z mojej strony) ...wiek XX był wyjątkowo owocny w materii postępu i to niemal w każdej dziedzinie...od pewnego czasu mam wrażenie że człowiek wyczerpał na ziemi swoje możliwości(kryzys) albo nawet zaryzykowałbym iż więcej możliwości niema no bo niby jakie? ekspansja kosmosu? niby jak? i po co? może nawet znajdziemy planetę ze złota... tylko jaką korzyść z tego powodu odniesiemy skoro w samych skarbcach narodowych jest go na tyle dużo że wypuszczenie na rynek takich rezerw spowoduje iż stanie się ono bezwartościowe...i tak ze wszystkim..."wiem wszystko tylko co mi z tej wiedzy"? "daj mi coś czego nie mam i powiedz mi czego nie wiem"? co jako ludzkość mamy jeszcze sobie do zaoferowania??? telewizor 20000 calowy? tesla? wehikuł czasu? nie sądzę..."kręci się" jeszcze tylko giełda światowa wytwarzając pieniądze bez pokrycia...rośnie tylko tempo i nominał...cyferka... której to wartość "paradoksalnie" adekwatnie maleje...jakoś życie przestaje się opłacać...obecny kryzys to nie wymysł bo nikt nie zrobił na nim interesu ba nawet na wojnach nie ma już interesu a to chyba o czymś świadczy?...naprawdę tego nie widać że biegamy za własnymi tyłkami??? a może mi i odbiło?...cholera wszystko możliwe...no ale jak jest inaczej..to jak jest??? czekanie na cud to nie postęp...
wujzboj
PostWysłany: Nie 0:10, 07 Mar 2010    Temat postu:

Przepraszam, ale czy to jest opowiadanie SF, czy komentarz? Jeśli komentarz, to poproszę o naszkicowanie idei wspomnianych obliczeń. Jeśli zaś jest to opowiadanie SF, to sugeruję przeniesienie do działu "Galeria Twórczości".
szatidre5
PostWysłany: Pią 2:28, 05 Mar 2010    Temat postu:

...E=mc^2...bardzo elastyczne wręcz uniwersalne równanie...za jego pomocą Einstein odkrył w kosmosie takie obiekty jak czarne dziury...fakt ten utwierdził mnie w przekonaniu że matematyką można potwierdzić absolutnie wszystko więc postanowiłem obliczyć czy Bóg istnieje czy nie...wynik mnie nie zaskoczył...wyszło mi że Boga łatwo zlokalizować bo jest wszędzie...ale droga do niego jest tylko jedna...otrzymałem podobny wynik dotyczący kosmosu - jest wszędzie ale niestety droga do gwiazd również jest tylko jedna a przynajmniej nie tym stanie skupienia w jakim się obecnie znajdujemy...wniosek - jako gatunek posiadający świadomość, na dzień dzisiejszy śmiało możemy zaktualizować szlachetne "wiem że nic nie wiem" Sokratesa o "wiem wszystko tylko co mi z tej wiedzy"(celowe nie postawiłem znaku "?" bo niby jaka by mogła być odpowiedź...potwierdzenie - "daj mi coś czego nie mam i powiedz mi czego nie wiem" czy tak nie jest prościej??? udowadnianie sobie nawzajem rzeczy w które nie wierzymy jest idiotyczne i do niczego nie prowadzi...zresztą i tak nie mamy na to wpływu ze względu na egocentryczną naturę naszej świadomości...ułuda sensu...
Michał Dyszyński
PostWysłany: Sob 17:39, 24 Sty 2009    Temat postu:

Po czasie (z przeprosinami za zwłokę) staram się dodac komentarz, do częsci tekstu.



danbog napisał:
Jestem zaszokowany tym , że tego typu poglądy [ błędne poglądy ] są publikowane na portalu mającym w nazwie "naukowy serwis informacyjny" .
Podejrzewam , że jest to coś w stylu sabotażu nauki przez fanatyków religijnych.

Mocno powiedziane....




danbog napisał:
Co konkretnie zarzucam autorowi ?

Umkneło mu , ze nauka i wiara religijna opierają sie na sprzecznych założeniach .
Konkretnie na przeciwstawnym stosunku do hipotetycznego zjawiska cudu [ złamania praw logiki bin. ] .


Ależ o pewnej sprzeczności (choć chyba lepiej można by powiedzieć przeciwstawności, a częściowo też KOMPLEMENTARNOŚCI) założeń właśnie jest ten artykuł. Ja nie wiem jak można to było przeoczyć :cry: .
Obawiam się, że czytał Pan ten tekst podstawiając z głowy swoje myśli i przypisując je autorowi (czyli mi - osobiście ;) ). Proponowałbym powtórne przeczytanie tekstu ZE ZROZUMIENIEM (a przynajmniej z PRÓBĄ takowego). Zarzyt o braku stosunku do zjawiska cudu ma o tyle sens, ze - faktycznie - cudami się tam zajmuję. Ale jednocześnie - tego zarzutu nie przyjmuję, bo ...
właśnie... cudami się tam zajmuję.
Gdybym miał napisać o wszystkim, to każdy z czytających bylby aktualnie w stopniu zaawansowania czytania 0,0000....1 % artykułu.
Mogę o cudach napisać inny artykuł, to sobie podyskutujemy. Temat faktycznie jest nawet ciekawy.





danbog napisał:
Religia zaś , logike ma gdzieś [ a przynajmniej logikę bin. ] - stawiając logicznie niedopuszczalne dogmaty , lub tylko [ jakaś mądrzejsza od dominujacej u nas ] stawiając twierdzenia nieuzasadnione obiektywnie powtarzalnymi doznaniami.

Tu może w kwestii formalnej. Nie wiem co Szanowny Pan uważa za logikę, ale ja zawsze traktowałem ją jako naukę zajmującą się raczej popawnością przekształcania i wynikania wyrażeń językowych, niż dopuszczalnościa założeń (dogmatów) ze względu na światopogląd. Dlatego np. zdania o bytach nieistniejących mogą być absolutnie logiczne, a o nieistniejących - nielogiczne. Można stworzyć niezwykle logiczny traktat o gnomach i smokach - traktat, który od założeń dotyczących tych bytów prowadzi do daleko posuniętych wniosków i teorii. Logice nic do tego, że są to byty wyłącznie pomyślane.
Tak więc to czy dogmat (założenie) komuś się podoba, czy nie z logiki NIE WYNIKA. Chyba, ze stosuje Pan jakąś zupełnie nową, indywidualną definicję logiki. Ale w takim razie prosze łaskawie skierować nas do jakiegoś zbioru założeń tego co nazywa Pan "logiką" we własnym rozumieniu tego słowa.


danbog napisał:

Nie zauważa , że nauka to nie monolit [jedna teoria ] - ale mechanizm poznawczy składający się z kilku wzajemnie uzupełniających się elementów składowych .
Nauka jako algorytm poznawczy to wspól istnienie :
1. Logiki
2. Empiri [ max. obiektywnie powtarzalnej doznawalności ]
2. Zas. Brzytwy - o czym za chwile .

Jeśli teoria naukowa [ jako konstrukcja logiczna ] nie jest w stanie [ ze wzgl na tw. Goodla ] potwierdzić swojej prawdziwości - to odwołuje się do Empirii , potwierdzającej , lub obalającej teorie.


Z całym szacunkiem - chyba Pan nie do końca przemyślał ten tekst. Bo jeśli empirą ma Pan zamiar zapełniać braki w aparacie logicznym (działającym na zupelnie innym poziomie), to jak chciałby Pan później ocenieć wyniki owej "naprawy"? - Przecież nie logiką, bo jeszcze Pan jej nie ma, jako że ją Pan "naprawia", to czym... Może "siłom i godnościom osobistom"?...
Niestety, ale logika jest czymś funkcjonującym na wyższym poziomie - nawet nie "stykającym" się bezpośrednio z empirą (bo gdzieś po drodze jest jeszcze MODEL). To tak jakby chciał Pan za pomocą empirii sprawdzać prawidłowość definicji liczb parzystych....


danbog napisał:
No i w rozdziale o "brzytwie Ockhama" wypisuje popełnia szereg bardzo poważnych błędów, pisząc :
"Poza tym, być może twierdzenie o całkowitej braku możliwości badania zjawisk nadprzyrodzonych jest nieco na wyrost. W końcu są całe wydziały uczelni zajmujące się tą sferą, a historia dysponuje opisami niezwykłych zdarzeń o podłożu religijnym (zbiorowe cuda), często będących udziałem większych grup osób. Czy były one spowodowane faktyczną ingerencją sił wyższych, czy też zbiorową halucynacją – tego nie da się ustalić bez zbadania. I chyba warto takie badania podjąć – oczywiście z zachowaniem wszelkich reguł metodologicznych. "

Zatem autor chce badać zjawiska nadprzyrodzone [ czyli z definicji niebadalne , bo nielogiczne ].


A skąd w ogóle wiadomo, czy konkretne zjawisko jest nadprzyrodzone/badalne/niebadalne (już nie wspomnę dziwolągu słownym "logiczne zjawisko" - bo zjawiska, to obiekty z obszaru świata realnego, więc "logiczność" w ogóle nie jest ich właściwością)?....
Pan danbog najwyraźniej arbitralnie "wie" od razu które są takimi. Gdyby nauka stała na podobnym stanowisku - tzn. dekretowała swoje twierdzenia bez wcześniejszego zbadania - to ludzkość do tej pory nie dotarłaby jeszcze intelektualnie do epoki kamienia gładzonego...


danbog napisał:
Większość teorii naukowych jest doskonale zweryfikowanych .
Te zaś które nie są zweryfikowane a uznawane funkcjonują na zasadzie braku konkurencji.

Znalazłem wreszcie jakiś cytat, w którym zarzut ma odrobinę sensu :) .
Tzn. nie chodzi mi o ten komunał, który stanowi pierwsze zdanie, a wzmiankę o zasadzie konkurencji. Faktycznie - być może warto byłoby napisać coś szerzej o tym czym jest owa zasada "konkurencji" w teoriach. Problem w tym, że byłby to kolejny argument dla MOICH TEZ. Chodzi o to, że owa zasada odsłania typową sytuację, w której aktualne możliwości modelowania świata okazują się być BEZSILNE wobec konieczności stworzenia kompletnego opisu. Stosuje się więc teorie cząstkowo "słuszne" (wziąłem słowo "słuszne" w cudzyslów, bo jest to jego dość nietypowe użycie - w którym nie dysponujemy twardym kryterium owej "słuszności"), na zasadzie "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma". Ciekawe, że zasada owa (konkurencji) jest właściwie swego rodzaju NORMĄ nauki - tzn. właściwie wszystkie teorię są słuszne w jakiejś części, a w innej okazują swoje słabości. O sławetnej "teorii wszystkiego" niestety, możemy tylko pomarzyć.


Dalszej części zarzutów "wobec mojego tekstu" już nie będę komentował, bo sprowadzają się one do przepisania ogólnych zarzutow wobec wiary i religii i z poruszanymi przeze mnie kwestiami mają związek mocno luźny. Mam wrazenie, że autor w ogóle nie próbował wnikać w sens mojego tekstu, tylko na ślepo wystrzelił jakąś palbę "artyleryjską" - niby wobec artykułu, a w rzeczywistości wobec religii i wiary. Szkoda tylo, że kanonier był kiepski z balistyki....
Michał Dyszyński
PostWysłany: Sob 16:36, 24 Sty 2009    Temat postu:

chryzjan napisał:
Gratulacje p.Dyszyński!
Okazuje się, że można bez zadęcia i zrozumiale.


Bardzo miłe mi słowa. :))))
Dziękuję.
Przepraszam, że dopiero teraz się tutaj odzywam, bo jakoś przeoczyłem link do tej części forum (szukałem go gdzie indziej i myślałem, że może jeszcze nie działą).
Ja ze swojej strony chciałbym też podziękować Wujowi Zbojowi, który swoją determinacją i rozsądkiem ciągnie owa inicjatywę. Trudno przecenić tę jeog pracę.
wujzboj
PostWysłany: Pon 0:32, 08 Gru 2008    Temat postu:

Ano widzisz, anbo :D. No comments. Do widzenia.
konrado5
PostWysłany: Nie 21:03, 07 Gru 2008    Temat postu:

anbo: zamiast walczyć to się poddałeś?
anbo
PostWysłany: Nie 20:24, 07 Gru 2008    Temat postu:

Wuju,

jeżeli zakładasz milcząco, że znam "podstawowe zasady logiki i inne drobiazgi, takie jak gramatykę języka polskiego", to znasz co innego niż ja, skoro:
- według ciebie "Istnieje wieczne piekło" i jednocześnie "Od tego momentu kończy się piekło";
- konkretne treści, teści inne niż w innych religiach, to język w jakim ktoś mówi o Bogu;
- zdania "Te kości świadczą o tym, że w mezozoiku żył na tym terenie dinozaur, ktory wyglądał tak i tak." i "Te dane świadczą o tym, że człowiek i szympans mieli wspólnego przodka tyle i tyle lat temu." to opisy, nie poglady;
- definiujesz z użyciem pojęcia definiowanego i nie widzisz błędu.

A skoro, jesli chodzi o "podstawowe zasady logiki i inne drobiazgi, takie jak gramatykę języka polskiego" znasz co innego niż ja, to nie widzę mozliwości prowadzenia sensownej dyskusji. Więcej nie napiszę, żeby nie byc niegrzecznym. To jest moje pożegnanie.
wujzboj
PostWysłany: Nie 14:23, 07 Gru 2008    Temat postu:

anbo napisał:
Wcześniej twierdziłeś, że w przypadku twojej definicji istnienia muszę rozumieć tylko słowo "ja", teraz twierdzisz, że twoja definicja nie jest równoważna definicji: "istnienie" to "ja".

Zakładam milcząco, że poza rozumieniem słowa "ja" musisz rozumieć, na przykład, podstawowe zasady logiki i inne drobiazgi, takie jak gramatykę języka polskiego czy znaczenie słowa "definicja". Mam przy każdym zdaniu rozpoczynać od nauki mówienia i myślenia? Anbo, skoncentruj się proszę na zarzutach, które uważasz za poważne. Czy czegoś nie rozumiesz w tej definicji? W takim razie CZEGO?

Różnica pomiędzy "istnieniem" i "ja" polega na rozkładzie akcentów, na użyciu jednego i drugiego w wypowiedziach. Aby zrozumieć, co znaczy "istnienie", potrzeba i wystarczy rozumieć, co znaczy "ja"; i odwrotnie, aby zrozumieć, co znaczy "ja", potrzeba i wystarczy rozumieć, co znaczy "istnieję". "Istnienie" w sensie ontologicznym znaczy to, co w zwrocie "ja istnieję". NIE jest to równoważne definicji: "istnienie" to "ja". Kiedy natomiast pytasz mnie, co to znaczy "istnieję" (pytanie o tyle dziwne, że w innym miejscu piszesz, że wiesz, co to znaczy), odpowiadam, że "istnieję" jest czasownikową formą "ja". Czyli, że sens wyrażenia "istnieję" zawarty jest w czynnościach, doznaniach, odczuciach: we wszystkich zdarzeniach, w których bierzesz udział.

anbo napisał:
Skoro zgadzasz się, że na twoją definicję nakładam swoje rozumienie, to musisz się zgodzić, ze jeśli inaczej niż ty je rozumiem, to źle rozumiem twoją definicję.

Na KAŻDĄ definicję podaną przez osobę A, osoba B nakłada swoje zrozumienie. Zwracałem na to twoją uwagę wielokrotnie. Ostatnio w poście powyżej.

anbo napisał:
Co innego błędność argumentacji, a co innego moje wnioski z faktu takiego wuja definiowania istnienia.

Wnioskujesz bez argumentacji? :think:

anbo napisał:
To, że nie znam dobrej definicji istnienia nie musi oznaczać, ze nie wiem co mówię, gdy mówię o istnieniu czegoś.
wuj napisał:
Nie musi. Ale jeśli wiesz, co znaczy "istnieje X", to nie możesz powiedzieć, że nie rozumiesz definicji mówiącej, że istnienie znaczy to, co istnienie w "istnieje X". Możesz co najwyżej powiedzieć, że nie widzisz, w jaki sposób tak zdefiniowane istnienie zastosować do takiej czy innej sytuacji. I wtedy rozmowa staje się bardzo rzeczowa i konstruktywna.
anbo napisał:
Cieszę się, że przyznałeś, że to, że nie znam dobrej definicji istnienia, nie musi oznaczać, ze nie wiem co mówię, gdy mówię o istnieniu czegoś.

Chyba nie doczytałeś do końca i dlatego wyrwałeś moją zgodę z kontekstu. Nie rób tego, proszę, bo fałszujesz sens tego, co mówię, rzekomo odnosząc się do moich słów. To tak, jakbym powiedział "nie byłem wczoraj w Łodzi", a ty byś mnie "zacytował", pomijając drobne słówko "nie" i twierdząc, że napisałem przecież "byłem wczoraj w Łodzi" (faktem jest przecież, że w mojej wypowiedzi taki zbitek słów wystąpił).

anbo napisał:
Wuj nie może sobie wyobrazić czegoś bez swojej obecności, a ja mogę

Jeśli możesz, to proszę naszkicuj, jak to robisz. Ja potrafię przedstawić bezpośredni dowód, że takie wyobrażenie jest niemożliwe i że każde takie wyobrażenie w jawny sposób odwołuje się do twojej obecności. Wybaczysz, że nie będę tego dowodu znów powtarzał; skoro go nie pojmujesz ani nie umiesz się do niego odnieść, to proszę przynajmniej postaraj się skonstruować choćby jeden kontrprzykład.
anbo
PostWysłany: Czw 10:07, 04 Gru 2008    Temat postu:

Wuju,

1. Sam sobie zaprzeczasz. Wcześniej twierdziłeś, że w przypadku twojej definicji istnienia muszę rozumieć tylko słowo "ja", teraz twierdzisz, że twoja definicja nie jest równoważna definicji: "istnienie" to "ja". Oczywiście zgadzam się z tym brakiem równowazności, ale w takim razie nie pisz, że muszę rozumieć tylko słowo "ja". Bo skoro brak róznoważności, to musze rozumieć także inne elementy twojej definicji.

2. Skoro zgadzasz się, że na twoją definicję nakładam swoje rozumienie, to musisz się zgodzić, ze jeśli inaczej niż ty je rozumiem, to źle rozumiem twoją definicję. A jeżeli zakładasz, ze dobrze rozumiem, to nie ma potrzeby definiowania, bo definiujesz z użyciem definiowanego.

3. Co innego błędność argumentacji, a co innego moje wnioski z faktu takiego wuja definiowania istnienia. Nie rozróżniasz?

4. Cieszę się, że przyznałeś, że to, że nie znam dobrej definicji istnienia, nie musi oznaczać, ze nie wiem co mówię, gdy mówię o istnieniu czegoś.

5. Wuj nie może sobie wyobrazić czegoś bez swojej obecności, a ja mogę. Jeśli inni tez mogą, to jest więcej niż jeden dowód na to, ze albo wuj ma inaczej niż tacy jak ja, albo udaje, ze nie może.
wujzboj
PostWysłany: Czw 0:33, 04 Gru 2008    Temat postu:

anbo napisał:
dlaczego twoja definicja zawiera jeszcze słowo "istnieję"? Wystarczyło powiedzieć: "istnienie" to "ja".
wuj napisał:
Czasownik nie jest zaimkiem.
anbo napisał:
I co z tego? Twoja definicja nie ograniczała się do "ja", a teraz się ograniczyła.

Zazwyczaj mówię (i chyba znajdziesz to nawet w tym wątku), że "istnienie" w sensie ontologicznym znaczy to, co w zwrocie "ja istnieję". NIE jest to równoważne definicji: "istnienie" to "ja". Kiedy natomiast pytasz mnie, co to znaczy "istnieję" (pytanie o tyle dziwne, że w innym miejscu piszesz, że wiesz, co to znaczy), odpowiadam, że "istnieję" jest czasownikową formą "ja". Czyli, że sens wyrażenia "istnieję" zawarty jest w czynnościach, doznaniach, odczuciach: we wszystkich zdarzeniach, w których bierzesz udział. Chyba mówiliśmy o tym jeszcze na psr (ale nie jestem pewien na sto procent), pamiętasz może?

anbo napisał:
wiem co znaczy "istnienie", które właśnie mi definiujesz. Więc albo twoja definicja nie jest mi potrzebna, albo mi nic nie da, bo do twojej definicji podchodzę ze swoim rozumieniem pojęcia "istnienie", więc mogę cię źle zrozumieć.

Jasne. Nie możesz przecież podchodzić z innym, jak tylko ze swoim.

Do każdego pojęcia każdy podchodzi tylko ze swoim zrozumieniem, cudzego bowiem nie ma. Moje wytłumaczenia w KAŻDEJ kwestii zrozumiesz zawsze za pomocą TWOICH pojęć. Przetłumaczysz słowa, jakie usłyszysz, na ich znaczenia, które znajdują się w TWOIM umyśle i powstały na bazie TWOICH doświadczeń. Odpowiadając, tłumaczysz w drugą stronę: znaczenia te tłumaczysz na słowa. Ja zaś tłumaczę odebrane przeze mnie, twoje słowa, na MOJE pojęcia.

Punktem zaczepienia jest tutaj świat zmysłów: doświadczenie mówi, że za jego pomocą możemy nauczyć się języka wspólnego przynajmniej do tego stopnia, że używając tego języka udaje nam się spowodować u rozmówcy zamierzoną reakcję. Czyli taką reakcję, która wywoła u nas zamierzone doznanie. Na przykład, piszę do ciebie i uzyskuję odpowiedź, która na dodatek jest dla mnie na tyle zrozumiała, że na nią odpowiadam.

Komunikacja za pomocą języka może prowadzić do uzyskania zamierzonej reakcji nawet wtedy, gdy treści pojawiające się w umysłach osób komunikujących się są zupełnie różne; więcej, jest możliwa nawet wtedy, jeśli treści pojawiają się tylko w jednym umyśle, zaś odpowiedź przychodzi od automatu przetwarzającego słowa według odpowiednio poprawnych reguł. Jeśli jednak dodatkowo założymy, że ja i ty jesteśmy istotami podobnymi do siebie -- a rozumiem, że obaj to założenie czynimy -- wtedy możemy mieć w miarę uzasadnioną nadzieję, że im większa jest zgodność zauważana przez każdego z nas pomiędzy relacjami, w jakich znajdują się wobec siebie pojęcia w jego umyśle, oraz relacjami, jakie stara się wprowadzić między tymi pojęciami usłyszana wypowiedź, tym wierniej udało nam się przenieść treści z umysłu do umysłu.

Dlatego POTRZEBNE są takie definicje, na które obaj się zgadzamy i które są do tego stopnia jasne, że opierają się na pojęciach zrozumiałych przez twój i mój umysł. Wychodząc od takich definicji, możemy krok po kroku budować następne i sprawdzać, czy nadal wynikające z nich związki między naszymi prywatnymi pojęciami są dla każdego z nas akceptowalne. Kiedy przestają być, coś się nie zgadza. Albo w komunikacji (nieprawidłowe tłumaczenie pomiędzy poziomem publicznym i prywatnym), albo w oglądzie (niedostatecznie dokładne przeanalizowanie związków pomiędzy prywatnymi treściami przez kogoś z nas, albo przez nas obu). Wtedy trzeba zwolnić i wyjaśniać. Omawiać. Dawać przykłady, podchodzić od różnych stron, wzbogacać kontekst -- bo potrzeba informacji, informacji, i jeszcze raz informacji. Zarówno informacji o związkach, jakie druga strona ma w swoim umyśle pomiędzy pojęciami istotnymi dla tematu rozmowy, jak i informacji o tym, pod jakim kątem należy przyjrzeć się związkom pomiędzy pojęciami we własnym umyśle.

To JEST trudne. Wiele prościej rozmawia się o pogodzie. Ale jest nie tylko trudne, lecz jednocześnie ciekawe i ważne. Bo w ten sposób przekazujemy sobie informacje podstawowej wagi (gdyż sięgające samej istoty naszego jestestwa) i pomagamy sobie wzajemnie zarządzać tym, co się dzieje we wnętrzu każdego z nas. Gdyby nikt tego nie robił, wtedy każdy człowiek musiałby do wszystkiego, co się tyczy jego życia wewnętrznego, dochodzić zupełnie sam. A tak to jednak możemy w pewnym stopniu korzystać z cudzych doświadczeń. A nawet z doświadczeń przeszłych pokoleń.

anbo napisał:
Mówisz o czym innym niż ja, jedno nie przeczy drugiemu.

W tym przypadku przeczy. Bowiem mowa jest o przebiegu mojej argumentacji. Jest ona taka, jaka jest, a nie inna. Nawet jeśli uważasz ją za błędną, to powinieneś wykazywać tę błędność na podstawie tej argumentacji, jaką przedstawiam, a nie tej, jakiej nie przedstawiam.

anbo napisał:
To, że nie znam dobrej definicji istnienia nie musi oznaczać, ze nie wiem co mówię, gdy mówię o istnieniu czegoś.

Nie musi. Ale jeśli wiesz, co znaczy "istnieje X", to nie możesz powiedzieć, że nie rozumiesz definicji mówiącej, że istnienie znaczy to, co istnienie w "istnieje X". Możesz co najwyżej powiedzieć, że nie widzisz, w jaki sposób tak zdefiniowane istnienie zastosować do takiej czy innej sytuacji. I wtedy rozmowa staje się bardzo rzeczowa i konstruktywna.

wuj napisał:
A wszystko, co znam z mojego doświadczenia, zawiera MNIE (świadomego obserwatora), właśnie jako świadomego obserwatora.
anbo napisał:
Nie tylko. Zawiera także to, co obserwujesz.

To, co obserwuję, jest nieodłącznie związane ze mną, bo NIGDY nie postrzegam tego BEZ mojej obecności. Nie mogę sobie więc wyobrazić tego czegoś BEZ mojej obecności. Zawsze mam "przed oczyma wyobraźni" (MOJEJ!) albo to coś (niech się to nazywa P jak postrzegane), albo "skutki tego czegoś" (niech się to nazywa SP, jak Skutek Postrzeganego). W pierwszym przypadku odnoszę się więc do P, które postrzegam (chociaż w wyobraźni), a w drugim -- nie odnoszę się do P, lecz do SP. Gdy w drugim przypadku odnoszę się jednak do P, wtedy postrzegam P wyobraźnią -- i jest to przypadek pierwszy.

W szczególności, złudne jest, że wyobrażasz sobie, że istnieje coś tak, jak ty istniejesz, ale nie ma to coś świadomości. Nie znasz niczego, co istnieje tak jak ty i nie ma świadomości -- ty znasz bowiem swoje istnienie zawsze w połączeniu ze świadomością. Wszystko, co "nieświadome", jest dla ciebie (w twoim postrzeganiu, a więc i w twoim zrozumieniu) tylko obrazem w polu twojej świadomości -- jest więc INNE od ciebie samego: gdyby ciebie wyłączyć, obraz by zniknął, bo zniknęłoby pole, w którym on powstaje. Takie "nieświadome" nie może być jednak źródłem ciebie; to, co jest źródłem ciebie, musi być obecne, gdy ciebie nie ma, a ten warunek jest tutaj ewidentnie niespełniony.

OK, wysyłam ci PW z linkiem do tego postu.
anbo
PostWysłany: Wto 9:58, 02 Gru 2008    Temat postu:

Wuju,

Cytat:
Czyżby z ateistycznego punktu widzenia "istnieję" nie było czasownikiem?

Czyżbyś przegapił resztę słów w mojej wypowiedzi?

Cytat:
Czasownik nie jest zaimkiem.

I co z tego? Twoja definicja nie ograniczała się do "ja", a teraz się ograniczyła.

Cytat:
Nie wiem, gdzie ty znalazłeś te "fakty". Może zacytujesz?

Juz to zrobiłem, skoro do tej pory nie zauważyłeś, to pewnie znowu byś nie zauważył.

Cytat:
Jeśli odczuwasz swoje istnienie, to wiesz, co ono znaczy.

Bo wiem co znaczy "istnienie", które właśnie mi definiujesz. Więc albo twoja definicja nie jest mi potrzebna, albo mi nic nie da, bo do twojej definicji podchodzę ze swoim rozumieniem pojęcia "istnienie", więc mogę cię źle zrozumieć.

O przekręcaniu:
Mówisz o czym innym niż ja, jedno nie przeczy drugiemu.

O używaniu pojęcia bez znajomości jego definicji:
To, że nie znam dobrej definicji istnienia nie musi oznaczać, ze nie wiem co mówię, gdy mówię o istnieniu czegoś.

Cytat:
A wszystko, co znam z mojego doświadczenia, zawiera MNIE (świadomego obserwatora), właśnie jako świadomego obserwatora.

Nie tylko. Zawiera także to, co obserwujesz. Więc wciąż nie wiem skąd u ciebie problemy z wyobrażeniem sobie, że istnieje coś jak i ty istniejesz, ale nie ma świadomości swojego istnienia. Może Biblia ci pomoże, tam jest opis stworzenia człowieka, w którym jest stworzony człowiek, a później tchnięte w niego życie - wyobraź to sobie jako stworzenie człowieka i danie mu świadomości. Przed uzyskaniem świadomości tez istniał.

Resztę muszę odpuścić z powodu braku czasu. Jak juz pisałem w innym miejscu, przeniosłem się na Katolika w czasie, gdy śfinia nie dawała oznaków życia. Będę odpowiadał tylko na najważniesze sprawy. Jeżeli według ciebie pominę coś bardzo ważnego, to wklej w następnym poście. (Jak dla mnie gramatyczny początek możesz ciachnąć, nie zależy mi.)[/quote]

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group