Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bóg jest sędzią sprawiedliwym..

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Kruchy04
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3337
Przeczytał: 13 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:42, 03 Cze 2023    Temat postu: Bóg jest sędzią sprawiedliwym..

Czytając wypowiedź Michała:
http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/czy-bog-czegos-od-czlowieka-chce,22131-75.html#725771

postanowiłem, że skataloguje ciekawe argumenty drugiej strony. To pozwoli lepiej zrozumieć różne stanowiska i może, ktoś wyrobi sobie własne zdanie.

Ciekawą kontrpropozycją do tego, co pisze Michał znalazłem tu:


Cytat:
Jedną z prawd najczęściej podważanych jest prawda o tym, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobro wynagradza, a za zło karze. Krytyka tej prawdy dokonuje się na różnych poziomach i w odniesieniu do różnych aspektów owej prawdy. Wskazuje się, że obraz Boga karzącego jest rzekomo nieewangeliczny. W ostatnim czasie mieliśmy pośrednie kwestionowanie tej prawdy w powszechnym przekonaniu, że Bóg nie może zsyłać kary doczesnej w postaci kataklizmów, zaraz czy innych nieszczęść za złe czyny ludzkości. Takie aprioryczne twierdzenie, jakoby nieszczęścia, które przychodzą na ludzkość czy daną społeczność nie mogły być karą Bożą są oczywiście wielce wątpliwe i uderzają w samo Objawienie biblijne. W historii zbawienia mamy przecież opowieści o tym, że Bóg zsyłał karę – czy to w postaci wojny, czy zarazy, czy też głodu za jakieś przeniewierzenie się bądź ogółu społeczności, bądź jego przedstawicieli. Kara sama w sobie nie może mieć oczywiście charakteru zemsty. Bóg rzeczywiście nie może się mścić – i wydaje się, że zbyt mocne kojarzenie kary z pomstą stoi często u podstaw twierdzenia, jakoby Bóg nie mógł zsyłać lub dopuszczać jakiegoś nieszczęścia za sprzeniewierzenie się Jego ludu.

Kara, która realizuje się w doczesności, w kontekście religijnym ma zawsze charakter naprawczy. Pismo świadczy, że Bóg zsyła nieszczęście na opamiętanie człowiekowi. W takiej karze rzeczywiście widzimy, że jest ona podyktowana miłością, a nie odwetem. Podobnie jak rodzice czasami nakładają jakąś karę na dziecko, robią to w celu, by dziecko zreflektowało się w obliczu swojego złego zachowania i poprawiło się. Kara ponadto uczy nas tego co dobre, a co jest złe. Dzięki karze uczymy się granic, poznajemy co jest właściwe, a co właściwe nie jest.

Po wtóre często zwraca się uwagę, że taka kara doczesna dotyka jednakowo tych, którzy zawinili jak i niewinnych. Bóg karząc niewinnych byłby więc wobec niektórych niesprawiedliwym sędzią. Tutaj jednak również spoglądając na powszechne działanie Boga pomijamy Jego działanie indywidualne, wobec poszczególnych ludzi. Cierpienie, które dotyka człowieka będzie przecież zupełnie inaczej przeżywane przez człowieka, który zawinił, czyli przez tego, kto odwrócił się od Boga, i inaczej przez tego, który przy Bogu trwa. Dla przeniewiercy może ona faktycznie być okazją do refleksji i nawrócenia. Natomiast nieszczęście dotykające człowieka zjednoczonego z Bogiem, nie będzie odczytywane przez niego jako kara, na którą nie zasłużył, ale może, dzięki łasce Bożej być narzędziem uświęcenia, jeszcze głębszego zjednoczenia z Bogiem, lub włączeniem człowieka świętego w ekspiację za grzechy braci. W takim kontekście niezawinione cierpienie świętego staje się czymś w rodzaju włączenia go w ekspiacyjną ofiarę Chrystusa – najbardziej niezawinionego spośród wszystkich ludzi. Tak pojmował swoje cierpienia chociażby św. Paweł – jako cierpienia, przez które dopełnia miary zbawczych cierpień chrystusowych. Bóg nie zapomni o swoich wiernych. By jednak tak móc spoglądać na kwestię cierpienia, należy na nie patrzeć ewangelicznie – czyli przez pryzmat krzyża chrystusowego. Niestety, współcześnie nasze spojrzenie na cierpienie jest zdominowane hedonistycznym duchem świata, który cierpienia się boi, przed cierpieniem ucieka i w cierpieniu nie dostrzega przestrzeni działania Boga. Duch współczesności pragnie Ewangelii bez krzyża – prawdziwą Ewangelię czyta przez pryzmat ducha hedonizmu zamiast na świat patrzeć przez ducha Ewangelii, której krzyż jest istotnym szczytem.

Istotną treścią owej prawdy wiary nie jest jednak kara doczesna, lecz wieczna – mowa przecież w tejże prawdzie jest o karze w kontekście sądu. Bóg na końcu czasu dokonuje sądu sprawiedliwego. I tutaj również pojawiają się wątpliwości – wynikające z naiwnego rozumienia miłości Bożej.

Ludzie sceptyczni wobec tej prawdy wiary argumentują następująco: skoro Bóg jest miłością, to nie może dokonać sądu potępiającego, gdyż to mogłoby sugerować, że Bóg przekreślił człowieka i przestał go kochać. Oczywiście ustanie miłości Boga względem jakiegokolwiek stworzenia jest rzeczywiście niemożliwa.

Drugim argumentem przeciwnym jest rzekome zbytnie koncentrowanie się na sądzeniu uczynków. W samej formule nie ma co prawda mowy wprost o uczynkach, lecz o dobru i złu. Lecz taka forma mocno sugeruje, jakoby osoba podlegająca sądowi miała być osądzana na podstawie uczynków. Według niektórych taki stan rzeczy stanowi echo twierdzenia jakoby człowiek poprzez dobre uczynki wysługiwał sobie, niejako zarabiał na zbawienie. Trąci zatem w tym artykule pewna forma pelagianizmu. A przecież zostaliśmy zbawieni przez łaskę – więc jeśli mamy łaskę, to gdzie jest jeszcze przestrzeń do sądzenia dobra i zła?

Przytaczając argumenty przeciwne tej prawdzie wiary, niektórzy twierdzą, że wobec takich zarzutów owa prawda wiary jest archaiczna, naznaczona antropomorfizmem, a przez to po prostu błędna. Inni próbują nadać jej nową, bardziej „światłą” interpretację. I tak na przykład niektórzy twierdzą, że skoro Bóg nie może dokonać sądu potępiającego, to właściwie sąd polega na tym, że to człowiek sam siebie osądza w obliczu Bożej Prawdy. Jest to pogląd obecnie bardzo powszechny. W takiej interpretacji możemy wyróżnić dwie różne wersje. Według pierwszej człowiek na sądzie ostatecznym sam osądza się stając w obliczu Boga-Prawdy i dokonuje sądu sprawiedliwego. Zachowana zostaje tutaj prawda o tym, że nasz ostateczny los różnie może być rozegrany – rzeczywiście potępienie jest realnym zagrożeniem. Według drugiej, człowiek w momencie, kiedy staje przed Bogiem, dokonuje ostatecznego wyboru. Dopiero po śmierci bowiem, kiedy zasłona doczesności zostaje zdarta, a człowiek widzi Boga takiego jakim jest naprawdę może rzeczywiście dokonać właściwego, wolnego i ostatecznego wyboru Boga. W takim przypadku wydaje się, że zagrożenie potępienia, aczkolwiek istnieje ze względu na wolność człowieka, jest jednak zagrożeniem znikomym, wręcz niemożliwym do wyobrażenia. Któż bowiem widząc Boga takiego jakim jest mógłby Go odrzucić?

Interpretacje owe są jednak dość problematyczne. Zacznijmy od samej natury sądu i przypisywania go człowiekowi, jako dokonującemu albo ostatecznego wyboru, albo osądzającego siebie wobec ostatecznej Prawdy.

Nawet jeśli uznamy, że na sądzie ostatecznym to człowiek sam siebie osądza według Prawdy Bożej, to trzeba stwierdzić, że taki pogląd jest wątpliwy z teologicznego punktu widzenia. Pozornie wydaje się, że zdejmuje on z Boga odpowiedzialność. Bóg nie jest wtedy tym, który dokonuje aktu odrzucenia człowieka. Jego miłość jest niezachwiana. Jednakże sam akt sądu ostatecznego jest prerogatywą Boga. Do Boga jako absolutnego władcy należy władza sądzenia. Jeśli cedujemy ją na człowieka, to faktycznie człowiekowi przypisujemy prerogatywę boską. Zatem takie rozwiązanie rodzi więcej problemów niż ich rozwiązuje. Bardziej więc wskazane jest jednak utrzymanie twierdzenia, że to Bóg sądzi.

Czy jednak Bóg sądzi człowieka czy czyny? Jeśli człowieka, to czy może przestać kochać stworzenie, którego sam jest Stwórcą? A jeśli czyny, to czy rzeczywiście prawdą jest, że nie łaska, ale uczynki nas zbawiają? Że Bogu należy „zapłacić” za zbawienie?

Oczywiście Bóg w pierwszej kolejności sądzi człowieka. Czynami dobrymi nie da się zapracować na zbawienie. Czynami złymi nie da się zgasić Bożej miłości. Jednakże dogmatem wiary jest prawda, że dobre czyny wysługują nam zbawienie. Co ciekawe, w świadomości wielu współczesnych mocno przebija się przekonanie, jakoby myślenie, że uczynkami zasługujemy sobie na zbawienie było myśleniem pogańskim. Jednocześnie ta sama świadomość mieści w sobie pogląd, że jeśli ktoś nie był wierzącym, ale był dobrym człowiekiem, to przecież pójdzie do nieba… paradoksalne…

Kościół naucza, że uczynki same w sobie nie wysługują zbawienia. Nie wystarczy więc być dobrym człowiekiem, żeby dostąpić zbawienia. Sobór Trydencki naucza w tej kwestii: „Mówimy, że [człowiek] zostaje usprawiedliwiony «przez wiarę», bo wiara jest początkiem ludzkiego zbawienia, fundamentem i korzeniem wszelkiego usprawiedliwienia, bez niej «niemożliwe jest podobać się Bogu» ani dojść do wspólnoty Jego synów; mówimy zaś, że jest usprawiedliwiony «darmowo», bo nic co poprzedza usprawiedliwienie, wiara lub uczynki, nie zasługuje na łaskę usprawiedliwienia; jeśli jest łaską, to nie z uczynków, w przeciwnym razie (jak mówi Apostoł) łaska nie byłaby już łaską” (Sobór Trydencki, Dekret o usprawiedliwieniu, rozdział 8).

Zatem rzeczywiście, nie uczynki zbawiają. Nie wystarczy być dobrym człowiekiem. Trzeba być człowiekiem wierzącym. Wiara jest cnotą teologiczną, czyniącą z nas dzieci Boże. Sąd odnośnie do człowieka polega na tym, że Bóg jakby rozpoznaje w człowieku swoje własne życie, swoją istotę – dostrzega w człowieku własne podobieństwo, tchnienie własnej substancji. Rozpoznaje w człowieku dziecko oddane Mu, i dzielące z Nim wspólnotę życia. Jeśli zbawienie nie polega na przebywaniu w jakiejś krainie szczęśliwości, ale polega na życiu w Bogu i z Bogiem, to sąd rzeczywiście sprowadza się do rozpoznania i potwierdzenia czy człowiek jest zamknięty w swoim egoizmie i żyje tylko swoim własnym życiem, czy jest obdarzony naturą Bożą, czy jest „usynowiony” i dzieli swoje życie z Bogiem. Do zbawienia jest zatem koniecznie potrzebna łaska Boża – co stanowi inną prawdę wiary, a ta łaska urzeczywistnia się w postaci nadprzyrodzonej cnoty wiary – czyli udziału w życiu Boga.

Co jednak z uczynkami? Przecież artykuł, któremu się przyglądamy pośrednio mówi o uczynkach. Sobór w tej kwestii potwierdza, że uczynki rzeczywiście mogą być zasługujące: „do ludzi usprawiedliwionych, którzy przyjętą łaskę trwale zachowali albo utraconą odzyskali, trzeba kierować słowa Apostoła: «Obfitujcie we wszelki dobry czyn, wiedząc, że trud wasz nie jest daremny w Panu». «Bóg nie jest niesprawiedliwy, aby zapomniał o waszym czynie i miłości, którą okazaliście w imię Jego» oraz: «Nie traćcie ufności waszej, która ma wielką zapłatę». Dlatego też dobrze czyniącym «aż do końca» i mającym nadzieję w Bogu trzeba ukazywać życie wieczne jako łaskę miłosiernie przyobiecaną synom Bożym przez Jezusa Chrystusa i jako nagrodę, która wiernie ma być przyznana z obietnicy tego samego Boga za ich dobre uczynki i zasługi. To jest ów wieniec zwycięstwa, o którym Apostoł mówił, że zostanie mu dany przez sprawiedliwego sędziego po zakończeniu walki i biegu, i nie tylko jemu, ale wszystkim, którzy miłują Jego przyjście. Gdyż tenże Jezus Chrystus, jako głowa dla członków i szczep winny dla latorośli, nieustannie udziela usprawiedliwionym mocy, która zawsze poprzedza, towarzyszy i następuje po ich dobrych czynach, bez której one w żadnym razie nie mogłyby być miłe Bogu i zasługujące” (Sobór Trydencki, Dekret o usprawiedliwieniu, Rozdział 16), i dalej: „Gdyby ktoś mówił, że otrzymanej sprawiedliwości nie utrzymuje się ani nie zwiększa wobec Boga dobrymi uczynkami, ale że są one tylko owocami i znakami uzyskanego usprawiedliwienia, a nie także przyczyną jego wzrostu – niech będzie wyklęty” (Sobór Trydencki, Kanony o usprawiedliwieniu, nr 24), oraz: „Gdyby ktoś mówił, że sprawiedliwi za dobre uczynki dokonane w Bogu nie powinni oczekiwać ani mieć nadziei na wieczną nagrodę od Boga przez Jego miłosierdzie i zasługę Jezusa Chrystusa, jeśli w czynieniu dobra i przestrzeganiu Bożych przykazań wytrwali aż do końca – niech będzie wyklęty” (Sobór Trydencki, Kanony o usprawiedliwieniu, nr 26).

Zatem sprawa wygląda następująco: same dobre uczynki nie mają mocy zbawczej. Natomiast uczynki wypływające z wiary, owszem. Człowiek niewierzący nie może liczyć na zbawienie ze względu na swoje uczynki. Natomiast uczynki człowieka wierzącego (usprawiedliwionego) są zasługujące. Jak to rozumieć? Dlaczego uczynki powodują „wzrost sprawiedliwości” i możemy spodziewać się za nie nagrody?

Otóż wykluczone jest tutaj rozumienie dobrych uczynków jako swoistej waluty, za którą wykupujemy sobie zbawienie – czyli przepłacamy Boga, by na sądzie ostatecznym osądził nas łaskawie. Wszak same dobre uczynki nie dają nam łaski usprawiedliwienia. Natomiast uczynki wypływające z wiary już są zasługujące.

Wiara, jak wspomnieliśmy wyżej, jest cnotą teologiczną, czyli cnotą jednoczącą nas z Bogiem. Jeśli dokonujemy uczynków wypływających z wiary, nasze dobre uczynki przestają być tylko dobrymi uczynkami. Stają się one jakby przestrzenią sakramentalną, czyli przestrzenią, w której uobecnia się działanie i rzeczywistość samego Boga. Jeśli dokonujemy dobrego czynu w zjednoczeniu z Bogiem, to nasze dobre uczynki, które z natury są jedynie nasze, ludzkie – stają się naczyniem wypełnionym dobrocią Boga. Dobry czyn wierzącego jest przestrzenią, w której uobecnia się Bóg – jedyny prawdziwie dobry. Dobry czyn wiary jest zatem jakby aktem konsekracji świata stworzonego, przeistoczeniem kawałka przestrzeni naszej woli w przestrzeń, w której manifestuje się działanie samego Boga. Taki czyn jest zasługujący – to znaczy jest aktem, który sam przez się jest zbawczy – bo zbawienie to przecież zjednoczenie z Bogiem, a nie nagroda za bycie grzecznym. I na sądzie taki dobry czyn również zostanie poczytany jako akt woli ludzkiej, podporządkowanej woli Bożej i zjednoczonej z nią, czyli akt, w którym Bóg rozpoznaje Siebie i swoje działanie w przestrzeni woli i działania człowieka. Akt dobrego czynu z wiary jest poniekąd aktem Bosko-ludzkim.

Po drugie, czyny nie są jedynie jakimiś aktami oderwanymi od nas samych. Każdy czyn w jakimś stopniu nas kształtuje i determinuje – zarówno dobry czyn, jak i zły. Dzisiaj bardzo akcentowana jest potrzeba radykalnego oddzielanie grzechu od grzesznika – i słusznie. Grzesznik zawsze może się nawrócić i porzucić swoje grzeszne czyny – aby mu w tym dopomóc należy potępić grzech, a nie jego samego. Niemniej jednak zarówno grzechy jak i dobre czyny są aktami, które stopniowo, lecz miarowo budują naszą tożsamość i determinują naszą istotę. Człowiek, który kocha grzech i w nim się pławi, w swojej istocie staje się przez grzech coraz bardziej utkany. Ostatecznie grzesznik może uformować swoją tożsamość w taki sposób, że nie pozostanie w nim nic z pierwotnego piękna podobieństwa Bożego czy Bożego dziecięctwa. W momencie, kiedy nasze grzeszne czyny tak nas ukształtują, że rdzeń naszej istoty, nasz rozum i wola staną się przepojone grzesznością, to rzeczywiście sąd Boga będzie potępiający – odrzucający nas, gdyż Bóg nie znajdzie w naszej tożsamości swojego blasku. Owszem – zawsze pozostanie w nas jakaś iskra pochodzenia Bożego – chociażby w samym akcie naszego istnienia. Niemniej nasze „ja” stanie się zdeterminowane przez grzech, a więc w naszym „ja” – w tym co nas stanowi, Bóg nie odnajdzie tego, co pierwotnie tam umieścił. Nasze istnienie zachowa, lecz nas odrzuci – uformowanych już nie przez Jego łaskę stwórczą i uświęcającą, lecz wyłącznie przez naszą egoistyczną autodeterminację – gdyż Bóg nie może mieć wspólnoty z tym, co nie jest naznaczone Jego chwałą – czyli z grzechem. Na tej zasadzie potępiony jest Szatan. Jako duch, czyli istota prosta (w której istnienie i działanie są absolutnie spójne), Anioł determinuje siebie absolutnie każdym swoim czynem, czy mówiąc precyzyjniej, aktem woli. Szatan w pierwszym akcie woli sprzeniewierzył się Bogu i jego istota stała się samym sprzeniewierzeniem. Jako tak zdeterminowana nie jest zdolna do nawrócenia. Anioł w pierwszym akcie uwielbił Boga i jako taki w swojej istocie jest samym aktem oddania Bogu czci. Człowiek jest istotą złożoną, to znaczy, że inaczej niż w przypadku czystych duchów, w nas istnienie i działanie nie są bezwzględnie tożsame. Przez grzech zatem cząstkowo zdeterminowaliśmy naszą naturę – która stała się skłonna do złego. Przez konsekwentne grzeszenie możemy jednak ją zdeterminować i ukształtować ostatecznie. Analogicznie dzieje się z dobrymi czynami wypływającymi z wiary – ostatecznie mogą one ukształtować w nas obraz, a nawet tożsamość synów Bożych.

A więc wszystko wydaje się tutaj w porządku. Bóg jest sędzią sprawiedliwym. Sam jest miarą swojego sądu. Odrzuca wszystko, co do Niego nie należy – zarówno nasze złe czyny, jak i to, co w nas przez te czyny jest ukształtowane. Przyjmuje wszystko w czym tkwi pierwiastek Jego istoty i chwały – a wiec nasze dobre czyny – oczywiście te, które są dokonywane w wierze, w zjednoczeniu z Nim – oraz przyjmuje nas i to, co w nas przez Jego łaskę w uczynkach jest ukształtowane.

Taka jest wiara Kościoła od samego początku. Ta wiara jest naprawdę przemyślana i konsekwentna. Bóg naprawdę jest miłosierny i sprawiedliwy. Naprawdę traktuje nas i nasze życie poważnie. Naprawdę respektuje i liczy się z udzielonym nam darem wolności. To raczej współczesny człowiek, nie zastanawiając się, co oznaczają poszczególne prawdy wiary, spoglądając bardzo płytko i będąc przekonanym o swojej wyższości względem poprzednich pokoleń, błędnie twierdzi, że lepiej zna zamysł Pana niż znali ją nasi ojcowie w wierze, święci i w końcu sam Kościół, który w swojej doktrynie jest niezmienny. Więc może warto, nim z tym poczuciem wyższości znowu zaczniemy kwestionować jakieś artykuły wiary i je zmieniać lub modyfikować, zastanowić się czy nasze niezrozumienie owych prawd nie wynika z naszej krótkowzroczności i z tego, że to my, a nie doktryna, potrzebujemy reformy naszego myślenia – na bardziej katolickie.

O. Jan Strumiłowski OCist.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3337
Przeczytał: 13 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:29, 06 Cze 2023    Temat postu:

Cytat:
Bóg jest Sędzią sprawiedliwym...
...który miłosiernie za dobro wynagradza, a za zło karze. Wyjaśniamy drugą z sześciu głównych prawd wiary.

Już w starożytnych tradycjach religijnych i w stopniowo odkrywanym obrazie Boga zawarty jest wymiar „karzący”. Bóg domaga się od człowieka postępowania odpowiadającego Jego wzniosłości, a w przypadku gdy czyjeś czyny są niewłaściwe, ukazuje się jako Sędzia, który karze za ludzkie występki. Choć nie zawsze dawne wymogi Boże odpowiadają naszym kategoriom religijnym i moralnym – nie są wystarczająco jednoznaczne i wzniosłe, a nawet są gorszące („oko za oko”) – to jednak stanowią one element powszechnie obecny w świecie religii. Odkrycie tej nieadekwatności między życiem człowieka, jego wyborami i działaniami a tym, co jawi się jako wymóg religijny wynikający z przyjmowanego obrazu Boga, sprawia, że do tradycji religijnej należą integralnie także wymiary: pokutny, wynagradzający czy też naprawczy, wynikające przede wszystkim z poczucia grzechu. Święty John Henry Newman w swoich pracach nad początkami religii bardzo mocno podkreślał związek między odkryciem przez człowieka swojej grzeszności i wyrażeniem tego faktu w poszukiwaniu religijnym. Po tej linii idzie wielu innych badaczy. Także w tradycji biblijnej bardzo jasno uwidacznia się ten związek między grzechem i objawieniem Bożym, który najpierw stoi u podstaw religijności żydowskiej, a potem także religii chrześcijańskiej, która jest jej dopełnieniem i przekroczeniem.

Powracający Sędzia

Prawda, że Bóg jest Sędzią, należy integralnie do biblijnego – zarówno staro-, jak i nowotestamentowego – obrazu Boga. Sankcjonuje to wyraźnie nasze Wyznanie wiary, które przypomina nam, że Chrystus jest wiecznym Sędzią i na końcu czasów jako Sędzia „przyjdzie sądzić żywych i umarłych”. Prawda ta jest tak oczywista i szeroko potwierdzona w Piśmie Świętym, że właściwie nie ma żadnych powodów, by o niej dyskutować, a tym bardziej podawać ją w jakąkolwiek wątpliwość. Można ewentualnie próbować głębiej ją zrozumieć, aby znaleźć odpowiedni sposób jej przeżywania w naszej wierze. Tego dotyczą także toczące się obecnie dyskusje o relacji zachodzącej między sprawiedliwością i miłosierdziem Boga, które niejednokrotnie prowadzą do przeciwstawienia sobie tych dwóch przymiotów. Pojawia się np. obawa, że miłosierdzie eliminuje prawdę o sądzie Bożym albo prowadzi do powszechnego „uniewinnienia” wszystkich na końcu czasów.

Prawda wiary o Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym, odzwierciedla długą tradycję biblijną, która w sprawiedliwości widzi podstawowy rys obrazu Boga oraz pierwszą zasadę udzielania Bogu życiowej odpowiedzi ze strony człowieka. W Starym Testamencie zachodzi jasne utożsamienie sprawiedliwości z religijnością. Człowiek religijny jest człowiekiem sprawiedliwym, który to, co się należy oddaje Bogu, i to, co się należy – drugiemu człowiekowi. Brak takiej sprawiedliwości zasługuje na karę zarówno doczesną, jak i wieczną. Wczesna tradycja biblijna zwracała uwagę przede wszystkim na karę doczesną, ale z biegiem czasu, pod wpływem dojrzewania nauki o życiu wiecznym, dokonała znaczącego rozwinięcia nauczania także o karze wiecznej. Grzech człowieka, czyli obraza Boga, na taką karę zasługuje. Bóg chce jednak wyzwolić człowieka, od tej kary. Na tym polega rozwijające się już w Starym Testamencie nauczanie o miłosierdziu, z którym Bóg wychodzi naprzeciw człowiekowi, aż stał się dla niego osobowym miłosierdziem w Jezusie Chrystusie.

Tradycja chrześcijańska jest dogłębnie związana z tymi prawdami i łączy ze sobą ściśle Bożą sprawiedliwość i miłosierdzie. Można schematycznie powiedzieć, że Bóg domaga się od człowieka sprawiedliwości, ale w przypadku jej braku, gdy człowiek uznaje swoją grzeszność, czyli właśnie brak sprawiedliwości wobec Boga i wobec bliźniego, On niejako rezygnuje ze swoich praw i z karania, aby łaskawie dać człowiekowi możliwość ocalenia i życia. Dlatego św. Tomasz z Akwinu podkreśla, że miłosierdzie w Bogu jest „jakąś pełnią sprawiedliwości”. Gdy człowiek uznaje swoją grzeszność, Bóg to przyjmuje i odpowiada nowymi darami, przede wszystkim swoją łaską, która leczy i uzdalnia człowieka do nowego życia, a tym samym umożliwia mu owocne zasługiwanie na życie wieczne. Trafnie powiedział św. Augustyn, że Bóg jest miłosierny, ponieważ nagradza w nas swoje własne dary. Darami Boga są nasza sprawiedliwość, nasze uznanie grzechu i nawrócenie, dokonanie w nas odnowy duchowej, a w końcu życie wieczne. Te dary wyrażają miłosierdzie Boga, przez które dopełnia zwracanie się do Niego w takiej mierze, w jakiej On sam chce.

Ilustracją Bożego Miłosierdzia jest nauczanie Pana Jezusa o kubku wody danej spragnionemu, który zasługuje na Bożą odpłatę, nawet na ostateczne zbawienie (por. Mt 10, 42). Na ten mały gest Bóg może odpowiedzieć w nieskończonej mierze, ale ten mały gest ze strony człowieka jest nieodzowny.

Z tej racji mówimy o sprawiedliwości Boga, której nie przekreśla nauczanie o Jego miłosierdziu, ale sytuuje ją ono we właściwej perspektywie. Miłosierdzie nadaje sprawiedliwości w pełni Boski sens, wykraczający poza nasze, ludzkie, wyrachowanie i niemal mechaniczne rozumienie, wyrażające jednostronnie sprawiedliwość w starej zasadzie: „Dam, abyś mi dał” (Do ut des). Boska nagroda dla człowieka łączy w sobie sprawiedliwość i miłosierdzie, które stanowi niemal jej przekroczenie, ale nigdy nie jest jej zakwestionowaniem czy nawet obaleniem. Miłosierdzie Boże domaga się sprawiedliwości, bo tylko w oparciu o nią może się w pełni wyrazić i rozwinąć.

Kara za szyderstwo z Boga

Święty Paweł jasno, a jednocześnie mocno napomina: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6, 7-8). Realizm kary zawarty w tym napomnieniu, który opiera się, oczywiście, na nauczaniu samego Jezusa oraz zakorzenia się w całym przesłaniu płynącym z objawienia Bożego, nie budzi najmniejszej wątpliwości. Kara za grzech – obrazę Boga – jest czymś niejako wewnętrznie wpisanym w tajemnicę ludzkiej niegodziwości. Kara nie jest jakąś zemstą Boga, nie jest Jego bezdusznością, nie jest zaślepieniem wobec słabości człowieka, ale jest odbiciem Jego majestatu i chwały, które domagają się czci i pokory. Kara jest także odpowiedzią sprawiedliwości Boga na postępowanie człowieka, a Jego miłosierdzie w tym przypadku wyraża się w tym, że człowiek na pewno zasługuje na większą karę doczesną, niż to ma miejsce w doczesnym karaniu i w tym, że Bóg cierpliwie czeka na człowieka. Charakterystyczne jest to, że Pismo Święte, gdy mówi o miłosierdziu Boga, łączy je z Jego cierpliwością. Niestety, pomijamy ten fakt biblijny w naszym nauczaniu, tymczasem podkreśla on, że właśnie ciągłe oczekiwanie Boga na nawrócenie człowieka jest niejako pierwszym wyrazem Jego miłosierdzia i wezwaniem do ufności względem Niego.

Święty Paweł przywołane wyżej napomnienie kontynuuje w taki sposób: „W czynieniu dobra nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, zwłaszcza zaś naszym braciom w wierze” (Ga 6, 9-10). Biblijne nauczanie o karze za grzechy i możliwości potępienia ma nie być powodem do buntu czy do tego, by ukrywać się przed Bogiem, nie zmierza do sparaliżowania duchowego i psychicznego człowieka, ale jest jednym z motywów bardziej zdecydowanego i wyrazistego opowiedzenia się po stronie dobra i owocnego czynienia go w życiu. Nauczanie biblijne jest integralne, odpowiada bowiem na wszystkie poszukiwania człowieka. To nauczanie poważne – nadaje powagę każdemu ludzkiemu czynowi. Prawda o Bogu, który jest Sędzią sprawiedliwym, nagradzającym miłosiernie dobro i karzącym zło, spójnie i na miarę ludzkiej wrażliwości, wpisuje się w orędzie ewangeliczne, czyli w radosną nowinę.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31347
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:51, 06 Cze 2023    Temat postu:

Do tego się odniosę.
Kruchy04 napisał:
Cytat:
Nawet jeśli uznamy, że na sądzie ostatecznym to człowiek sam siebie osądza według Prawdy Bożej, to trzeba stwierdzić, że taki pogląd jest wątpliwy z teologicznego punktu widzenia. Pozornie wydaje się, że zdejmuje on z Boga odpowiedzialność. Bóg nie jest wtedy tym, który dokonuje aktu odrzucenia człowieka. Jego miłość jest niezachwiana. Jednakże sam akt sądu ostatecznego jest prerogatywą Boga. Do Boga jako absolutnego władcy należy władza sądzenia. Jeśli cedujemy ją na człowieka, to faktycznie człowiekowi przypisujemy prerogatywę boską. Zatem takie rozwiązanie rodzi więcej problemów niż ich rozwiązuje. Bardziej więc wskazane jest jednak utrzymanie twierdzenia, że to Bóg sądzi.

Jest tu wnioskowanie z paradygmatu "Boga, jako absolutnego władcy". Bóg rzekomo niejako musi/niezbędnie potrzebuje być władcą karzącym, bo bez tego...
... trudno właściwie powiedzieć, co by Bogu miało grozić...
- chyba groziłoby niezadowolenie samego piszącego, który chce Boga jako podkreślającego swoje atrybuty władzy podkreślić i okazywać.

Osobiście wierzę, że Bogu nie zależy ani trochę na tym bycie absolutnym władcą. Właściwie to skłaniam się raczej ku poglądowi przeciwnemu - że Bóg chciałby jak najmniej swoje władzy okazywać, a jak najwięcej wolności dać istotom, które stworzył. Bo dopiero gdyby okazało się, ze to SAME TE ISTOTY, Z WŁASNEJ WOLNOŚCI czynią to, co należy, można by mówić o chwale Boga - Stwórcy, który stworzył dzieło przez to doskonałe, iż działające bez potrzeby dodatkowej ingerencji.
Można to porównać do sytuacji, w której genialny wynalazca tworzy robota, którego zamierza wysłać na odległą misję - powiedzmy na księżyc Saturna. Bezpośredniego sterowania tym robotem nie będzie, bo odległość jest za duża, aby komunikacja sprawnie do tego działała. Robot musi działać sam. Kiedy robot przyniesie największą chwałę jego twórcy?...
- Gdy SAMODZIELNIE I POPRAWNIE zrealizuje swoją misję, często PODEJMUJĄC WŁASNE DECYZJE, W OPARCIU O SAMODZIELNIE ZEBRANE DANE rozwiąże niejeden problem - np. jak omijać przeszkody, jak pozyskiwać próbki, rozpoznawać zagrożenia i im przeciwdziałać itp.
Dzieło, które do swojego funkcjonowania domaga się dodatkowej interwencji swojego twórcy, to jest gorzej uczynione dzieło, od takiego, które funkcjonuje samodzielnie. Człowiek przyniesie Bogu swoim życiem chwałę tylko wtedy, gdy SAMODZIELNIE sobie będzie radził, dokonując poprawnych wyborów. Bóg się będzie "mógł poszczyć" (tak naprawdę oczywiście Bóg nie ma się komy "szczycić", ale chodzi o samą akceptację) swoim dziełem - człowiekiem wtedy, gdy właśnie Jego władza zostanie cofnięta, gdy nie będzie nie tylko "władcą absolutnym", ale wręcz żadnym władcą.
Ja wierzę, że Bóg właśnie w ten sposób okazuje swoją genialność, wielkość swojej istoty, że TO, CO STWORZYŁ ZADZIAŁA POPRAWNIE BEZ NIEGO, czyli że właśnie o to chodzi, aby Bóg nie okazywał swojej władzy. Wierzę, że Bóg właśnie nie chce tej władzy okazywać. Jeśli zaś czasem to musi zrobić, to jest to automatycznie...
porażką Boga. Bo to oznacza, iż bez tej dodatkowej funkcji boskiej władzy, jego stworzenie samo sobie nie radzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 177 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:12, 19 Sie 2023    Temat postu:

Cytat:
Święty Paweł jasno, a jednocześnie mocno napomina: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6, 7-8). Realizm kary zawarty w tym napomnieniu, który opiera się, oczywiście, na nauczaniu samego Jezusa oraz zakorzenia się w całym przesłaniu płynącym z objawienia Bożego, nie budzi najmniejszej wątpliwości. Kara za grzech – obrazę Boga – jest czymś niejako wewnętrznie wpisanym w tajemnicę ludzkiej niegodziwości. Kara nie jest jakąś zemstą Boga, nie jest Jego bezdusznością, nie jest zaślepieniem wobec słabości człowieka, ale jest odbiciem Jego majestatu i chwały, które domagają się czci i pokory. Kara jest także odpowiedzią sprawiedliwości Boga na postępowanie człowieka, a Jego miłosierdzie w tym przypadku wyraża się w tym, że człowiek na pewno zasługuje na większą karę doczesną, niż to ma miejsce w doczesnym karaniu i w tym, że Bóg cierpliwie czeka na człowieka.


Jako jest Bóg? Odpowiedź ta z wielu względów jest bardzo trudna. Źródło wszelkich trudności leży w tym, że choć św. Paweł pisał pod natchnieniem Bożym, to pytanie, czy to natchnienie miało wpływ na jego naturalne dane. Obraz Boga namalowany przez Pawła nosi na sobie zarówno piętno czasów, w których on żył, jak również poziomu intelektualnego i duchowego, jaki reprezentował. Tego chyba nie można pominąć. Temat wydaje mi się trudny (bo jak to rozstrzygnąć) i emocjonalny, bo nie każdy dopuszcza w ogóle myśl, że św. Paweł też mógł w czymś błądzić, że on też jeszcze dojrzewał na swojej drodze do rozumienia natury Pana Boga. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31347
Przeczytał: 98 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:17, 19 Sie 2023    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Święty Paweł jasno, a jednocześnie mocno napomina: „Nie łudźcie się: Bóg nie pozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne” (Ga 6, 7-8). Realizm kary zawarty w tym napomnieniu, który opiera się, oczywiście, na nauczaniu samego Jezusa oraz zakorzenia się w całym przesłaniu płynącym z objawienia Bożego, nie budzi najmniejszej wątpliwości. Kara za grzech – obrazę Boga – jest czymś niejako wewnętrznie wpisanym w tajemnicę ludzkiej niegodziwości. Kara nie jest jakąś zemstą Boga, nie jest Jego bezdusznością, nie jest zaślepieniem wobec słabości człowieka, ale jest odbiciem Jego majestatu i chwały, które domagają się czci i pokory. Kara jest także odpowiedzią sprawiedliwości Boga na postępowanie człowieka, a Jego miłosierdzie w tym przypadku wyraża się w tym, że człowiek na pewno zasługuje na większą karę doczesną, niż to ma miejsce w doczesnym karaniu i w tym, że Bóg cierpliwie czeka na człowieka.


Jako jest Bóg? Odpowiedź ta z wielu względów jest bardzo trudna. Źródło wszelkich trudności leży w tym, że choć św. Paweł pisał pod natchnieniem Bożym, to pytanie, czy to natchnienie miało wpływ na jego naturalne dane. Obraz Boga namalowany przez Pawła nosi na sobie zarówno piętno czasów, w których on żył, jak również poziomu intelektualnego i duchowego, jaki reprezentował. Tego chyba nie można pominąć. Temat wydaje mi się trudny (bo jak to rozstrzygnąć) i emocjonalny, bo nie każdy dopuszcza w ogóle myśl, że św. Paweł też mógł w czymś błądzić, że on też jeszcze dojrzewał na swojej drodze do rozumienia natury Pana Boga. :think:

To, że Bóg nie pozwoli z siebie szydzić, nie oznacza wcale, iż owo "nie pozwolenie" przyjmie postać takiej, a nie innej postawy surowości. Myślę, że to ostrzeżenie jest przede wszystkim skierowane do tych, co zupełnie chcą lekceważyć Boga, a nie iż miałoby z tego wynikać surowe karanie z zasady.
Z drugiej strony też jednak zgadzam się z Tobą, że św. Paweł nie powinien być traktowany jako nieomylny, czy idealnie przekazujący treść od Boga. Samo to, że w ogóle do kanonu biblijnego zaliczono listy (w końcu prywatną korespondencję), czyli coś, co nie ma formy oficjalnej, czego nie pisze się z myślą "przyszłe pokolenia będą analizowały każde użyte przeze mnie słowo, tłumacząc je na setki języków i wyciągając dalekosiężne wnioski", raczej sugeruje ostrożność w takim wyciąganiu wniosku o naturze Boga z tytułu pojedynczego sformulowania. Nie wiemy jaki konkretny kontekst mają różne sformułowania - czy np. nie są związane z jakąś sytuacją dobrze znaną stronom, a kluczową dla interpretacji słów.
W pewnym sensie, bezpośrednio sprawę biorąc, to św. Paweł o tyle się w ogóle mylił w tym sformułowaniu o szydzeniu, że przecież znane są przypadki bluźnierców. I to całkiem liczne przypadki. A więc WIEMY, że w jakimś sensie Bóg musiał na to pozwolić, nie zablokował tych szyderstw, jakie i w dzisiejszych czasach się objawiają. Czyli musimy szukać tu innej interpretacji, niż ta bezpośrednia, że po prostu Bóg nie dopuści do tych złych czynów.
O co więc chodziło?...
W każdym razie nie bardzo widzę z tego interpretacji: to znaczy, że Bóg będzie wszystkich, niezależnie od typu przewinienia, surowo karał. Bo to już zupełnie byłaby odległa interpretacja - tu mowa o szyderstwie, a tam ogólnie o karaniu surowym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Kruchy04 Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin