Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:37, 01 Gru 2022    Temat postu: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Osoba po 60tce, jaką w tym roku się stałem, pisząca o grach komputerowych, w które sobie lubi (czasem...) pograć może co niektórym jawić się jako infantylna, nie na swój wiek. Tymczasem ja uważam, że w ogóle aspekt gry, zabawy, symulacji jest czymś ważnym, wręcz fantastycznym w życiu. A do tego jest wielce pouczający!

Tworzę zatem niniejszym ten wątek o grach ze szczególnym uwzględnieniem gier komputerowych, i przede wszystkim w kontekście tego, czego się można z nich/dzięki nim nauczyć.

Zacznę od wstępu szerszego, psychologicznego.
Kiedyś czytałem o ciekawej technice terapeutycznej, która ponoć się sprawdza w wielu przypadkach. Otóż jeśli coś w życiu wyjątkowo nas gnębi, jeśli czujemy, że nie dajemy rady sobie z tym emocjonalnie, podobno skutecznym sposobem podejścia bywa niejednokrotne przedstawienie sobie tego czegoś jako gry. Gra jest przecież zabawą, nie jest na poważnie, więc w niej realnie właściwie nic nam nie grozi. I te straszne rzeczy w życiu, jeśli się je uzna za "grę" nagle często tracą swoje "zęby", udaje się nabrać wobec nich dystansu.
To jest właśnie ta chyba najbardziej podstawowa zaleta gier w kontekście uczenia się, rozumienia - że ułatwia ona spojrzenie na rzeczywistość z dystansu. A gdy się już takie spojrzenie ma, to nagle często okazuje się, że o różnych skomplikowanych sprawach da się już bardziej dyskursywnie myśleć! Bo wtedy nie blokuję nas różne lęki, wstydy, wewnętrzne opory, dodatkowe zaciemniające emocje. W efekcie możemy sobie potem przyłożyć to symulowane grą rozwiązanie do naszego życia, a wtedy nieraz i w tym życiu pojawia się rozwiązanie trudnych problemów.

Nie wiem, czy nie najbardziej ważkim wnioskiem, jaki płynie dla mnie z doświadczenia gier komputerowych (o którym już wcześniej chyba nie raz pisałem), jest uświadomienie sobie, jak funkcjonuje w moich emocjach satysfakcja, poczucie sukcesu. Gry najczęściej pozwalają na rozrywkę na różnych poziomach trudności. Można ustawić sobie tryb bardzo łatwy - wręcz tzw. god mode, w którym jesteśmy sami niezniszczalni, a mamy moce większe niż jakikolwiek przeciwnik - średni, aż do trudnych, czasem ekstremalnie trudnych, czyli nie do przejścia. Ustawianie poziomu jest dobrowolną decyzją gracza. Jeśli sobie jakiś poziom ustawia, to robi to najczęściej dlatego, że właśnie tak skonfigurowana gra sprawia mu najwięcej radości. A jakie poziomy gry się wybiera?
Moje własne doświadczenie, jak też i głosy od innych ludzi mocno sugerują, że zarówno te bardzo łatwe, jak i te ekstremalnie trudne poziomy trudności gry cieszą się malutkim zainteresowaniem. Gra zarówno bardzo łatwa, jak i bardzo trudna nie cieszy gracza. Za łatwa, nie stawiająca wyzwań jest nudna; za trudna jest jedynie frustrująca. Jeśli coś nas (najczęściej) kręci to gra o trudności w okolicy "środka", czyli już stawiająca wyzwanie, a jeszcze nie czyniąca tego wyzwania zbyt trudnym.
Ja z tego wyciągam już bardziej ogólny wniosek na temat natury satysfakcji, może szczęścia w przynajmniej jeden z możliwych postaci: że odczucie owo domaga się właśnie takiego średniego poziomu wyzwań. Owa średniość jednak chyba nie powinna być stała, lecz być związana z jakąś formą oscylowania wokół położenia równowagi - czasem zanurzając się w stronę kłopotu, pomniejszej frustracji, aby za jakiś czas dać przeciwną tendencję - poczucie wyzwolenia, sukcesu, pokonania przeszkód. Satysfakcja, która rodzi się z wcześniejszej dyssatysfakcji jest bowiem (tak wskazują moje obserwacje) większa, niż gdy utrzymuje się na niezmiennym poziomie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:38, 04 Gru 2022    Temat postu: Re: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Aspekt symulacji w poznaniu siebie jest ważny, wręcz niezbywalny. Gra jest taką symulacją, w której możemy poznać swoje reakcje w środowisku bezpiecznym, a przez to przełamującym bariery lęku, potencjalnego odrzucenia. Można się sprawdzić; co prawda nie tak do końca i na serio jak w realnym życiu, ale przynajmniej do pewnego stopnia.

Jednym z ciekawszych spostrzeżeń jakich na sobie dokonałem grając w gry komputerowe, było uruchomienie się we mnie uczuć dość podobnych jak w życiu, choć adresowanych pod kątem wirtualnych postaci. Atrakcyjna postać płci przeciwnej wywoływała u mnie emocje w jakiś sposób zbliżone do uczucia zainteresowania prawdziwą kobietą, gdzieś nawet pojawiało się uczucie podobne do zazdrości. To mi dało do myślenia, to mi zasugerowało, że może i podobne uczucia w realu, też przychodzą jakoś niezależnie od mojego rozsądku. Bo jeśli w grze są one odpięte od sensu (co jest oczywiste), to i w życiu pewnie nieraz tak jest. To uczy dystansu do swoich uczuć, uświadamia, że to "rozsądne ja" jest manipulowane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:42, 04 Gru 2022    Temat postu: Re: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Andy72 w prywatnej wiadomości napisał:
Ponieważ nie mogę pisać w temacie, czego uczą gry, to tutaj
[link widoczny dla zalogowanych]
Cytat:
Jest rok 1938. Do Arezzo w Toskani przyjeżdża Żyd Guido (Roberto Benigni). Zakochuje sie w Dorze (Nicoletta Braschi). Zdobywa jej uczucie i biorą ślub. Mija kilka lat. Małżonkowie mają 5-letniego syna Giosue (Giorgio Cantarini). Tymczasem w kraju nasila się antysemityzm. Guido wraz z synem i wujem zostają zesłani do obozu koncentracyjnego. Dora podąża za bliskimi. Aby zaoszczędzić Giosue cierpień, ojciec wmawia mu, że obozowe życie to tylko gra, w której biorą udział więzniowie i strażnicy, a nagrodą główną jest prawdziwy czołg.

Chyba też o tym coś czytałem kiedyś i gdy tworzyłem wątek miałem w tle. Ale nie pamiętałem szczegółów, więc dzięki za podpowiedź. Odblokowałem też wątek.

W ogóle ten pomysł, aby sobie życie potraktować jako grę jest przez niektórych psychologów czasem sugerowany.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:01, 28 Lip 2023    Temat postu: Re: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Michał Dyszyński napisał:
Moje własne doświadczenie, jak też i głosy od innych ludzi mocno sugerują, że zarówno te bardzo łatwe, jak i te ekstremalnie trudne poziomy trudności gry cieszą się malutkim zainteresowaniem. Gra zarówno bardzo łatwa, jak i bardzo trudna nie cieszy gracza. Za łatwa, nie stawiająca wyzwań jest nudna; za trudna jest jedynie frustrująca. Jeśli coś nas (najczęściej) kręci to gra o trudności w okolicy "środka", czyli już stawiająca wyzwanie, a jeszcze nie czyniąca tego wyzwania zbyt trudnym.
Ja z tego wyciągam już bardziej ogólny wniosek na temat natury satysfakcji, może szczęścia w przynajmniej jeden z możliwych postaci: że odczucie owo domaga się właśnie takiego średniego poziomu wyzwań. Owa średniość jednak chyba nie powinna być stała, lecz być związana z jakąś formą oscylowania wokół położenia równowagi - czasem zanurzając się w stronę kłopotu, pomniejszej frustracji, aby za jakiś czas dać przeciwną tendencję - poczucie wyzwolenia, sukcesu, pokonania przeszkód. Satysfakcja, która rodzi się z wcześniejszej dyssatysfakcji jest bowiem (tak wskazują moje obserwacje) większa, niż gdy utrzymuje się na niezmiennym poziomie.


W życiu, gdyby było tak jak w grze, w której da się włączyć god mode, czyli gdyby człowiek zyskał jakąś tam postać wszechmocy, osobowość by się po prostu zapadła w bezsens i cierpienie. Mogąc wszystko, mając tak od razu "na pstryk" wszystko, co się zachce, bardzo łatwo, nie ma sensu robić czegokolwiek.
Gdy się wpatrzymy mentalnie w tę okoliczność, w końcu zrozumiemy dlaczego choćby przejściowe doznanie cierpień, dyssatysfakcji, niespełnienia jest niezbywalnym aspektem odczucia trwałego szczęścia.

Wielu to przeczuwa, często mimowolnie robiąc coś tak...
aby się nie udało. Jak się tak bliżej byśmy przyjrzeli ludzkim działaniom, to dostrzeżemy, że zaskakująco duża część ludzkich działań jest jawnie niecelowa!
Ludzie bardzo często pakują się w działania, które - co z góry wiadomo - nie mają szansy na sukces. Potem nawet cierpią z powodu tego niezrealizowania, mając jeszcze o to pretensje do innych (kobiety w szczególności lubią obarczać swoich mężczyzn winą za własne jawnie nierealistyczne oczekiwania, a na pewno deklaracje względem tych oczekiwań). Podobnie jest z działaniami, które z góry wyglądają na CELOWO NIEPORADNE. Niby ktoś chce osiągnąć jakiś cel, ale tak naprawdę zdaje się robić też wiele, aby sobie owo osiągnięcie celu utrudnić. Ale jak spytamy taką niezrealizowaną osobę, dlaczego nie wykorzystała wielu dostępnych możliwości, które pozwoliłyby jej cel osiągnąć, to ona nie udzieli sensownej odpowiedzi.

Ludzie niby dążą do różnych celów, ale z drugiej strony...
boją się, że ten cel osiągną!

Cel osiągnięty oznacza dalej pustkę. Już nie ma do czego dążyć, w jakimś sensie, nie ma powodu do działania, nawet do istnienia...

To wewnętrzne pogodzenie się z własną celowością i sprawczością jest podstawowym warunkiem zdolności osiągana trwałej satysfakcji. Mając coś za cel, a jednocześnie nie chcąc go osiągać, stawiamy swoje emocje w rozdarciu, w permanentnym nieusatysfakcjonowaniu.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 14:02, 28 Lip 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:09, 21 Sie 2023    Temat postu: Re: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Gry pięknie modelują aspekt satysfakcji, ale też w kontekście potrzeby prawdziwości, autentyczności. Jestem przekonany, że każda zdrowa osobowość obsługuje dwie przeciwstawne tendencje:
- tendencja fantazjowania, odrywania się od życia, świata i zagrożeń, obowiązków, twardych konsekwencji naszych działań
z drugiej strony mamy
- tendencję aby nasze życie było prawdziwe, nieudawane, nieulotne, aby nasze działania COŚ RZECZYWIŚCIE ZNACZYŁY, zapewniając tym jakieś świadectwo naszej mocy, naszej osoby.

Gdy wypełniają tę przestrzeń pomiędzy owymi tendencjami - dając z jednej strony aspekt fantazji, a z drugiej emocje, możliwość do bezpiecznego przeżycia czegoś, co wydaje się za trudne, aby spotkać się z tym w realnym życiu.

Wiele osób ma problem z wewnętrzną szczerością, wciąż potrzebują coś przed sobą udawać, stwarzają rzeczywistość gry ze światem i sobą, w której to grze próbują sobie jakoś uładzić tę fundamentalną dychotomiczną sprzeczność pomiędzy
- pragnieniem, aby to, co przeżywamy i myślimy było trwałe, było naprawdę
a
- lękiem, że nie zniesiemy owej prawdy, bo emocje domagają się dla siebie nieustannie jak najbardziej poprawionej, podpicowanej wersji rzeczywistości.

Inaczej mówiąc, emocje domagają się od naszego całościowego systemu myślenia i odczuwania postawy: rób cokolwiek, nawet teraz tu kłam, byle to, co mi przedstawiasz było wystarczająco komfortowe.
Ale już za chwilę te emocje same się zbuntują przed "zbyt daleko idącą" realizacją własnego postulatu. Emocje, gdy zaczną wyczuwać, że to wszystko, co do nich dotarło jest wierutną blagą, tylko życzeniowym myśleniem, co jednak wyraźnie daje się wyczuć, "powiedzą" z kolei: no nie! Takich zupełnie głupot to my nie chcemy, chcemy to było prawdziwe, aby to nie było pełną bujdą na resorach!
I tym emocjom się nie da dogodzić, bo emocje właśnie takie są, że chcą zwykle sprzecznie.
Szczególnie niedojrzałą kolejną reakcją emocji na powyższy dylemat i związaną z nim frustrację jest poszukiwania sobie (najczęściej na zewnątrz, u innych ludzi) winnych całej tej frustracji. Niedojrzałe emocje same postawią rzecz w sprzeczności, ale potem odpowiedzialność za to, co zrobiły przerzucą na kogoś - najczęściej tę osobę, która jest najbliżej, albo ogólnie pierwsza przyjdzie na myśl. Tu robi się kolejna odsłona owej gry w zakłamanie, która dodatkowo komplikuje wyjście emocjonalnie na prostą. Bo teraz już prawdziwa przyczyna frustracji została dodatkowo ukryta nie tylko w sprzeczności własnych oczekiwań, ale też i w przeniesieniu tego wszystkiego na konto zewnętrznej osoby. Te niedojrzałe osobowości, które takie podejście zastosują, będą się od tego momentu frustrować, frustrować, frustrować... Bez szans na zmianę tego przykrego stanu. :cry:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:26, 06 Lis 2023    Temat postu: Re: Czego mnie uczą gry komputerowe i nie tylko komputerowe

Jedno spostrzeżenie w kontekście gier komputerowych uważam za wyjątkowo ważne. Z grubsza chodzi o to, że
- konieczność pokonywania przeciwności w grze jest rozrywką, stanowi radość
- konieczność pokonywania przeciwności w życiu jakże często traktujemy jako krzywdzące nas, jako "dopust boży", jako zło.
Tymczasem tak patrząc bezstronnie, to jest to właściwie to samo - mamy do czynienia z pokonywaniem przeciwności. W czym jest różnica?...
- No jest rzeczywiście ta różnica, a zawiera się ona w tym, że w grze jednak stopień trudności jest najczęściej dobrany tak, że nie stajemy w obliczu sytuacji beznadziejnych, że po trudach ostatecznie spotyka nas satysfakcja, bo pokonujemy wroga, rozwiązujemy problem, osiągamy cel. W życiu z tym jest gorzej, w życiu trafiają się sytuacje po prostu beznadziejne.
Ale...
... Może część tych sytuacji beznadziejnych nie jest tak do końca beznadziejna.
Po drugie, nawet jeśli jedno w życiu beznadziejne jest, to przynajmniej z tych pozostałych już nie beznadziejnych można wyciągać więcej satysfakcji. Wystarczy, że potraktujemy te sytuacje, jako rodzaj gry...
Czytałem, że to na wielu działa - wyobrażanie sobie, że przeciwności losu, jakie nas spotykają w istocie są tylko jakąś grą. Bo w rzeczywistości to wiele z tych, rzekomo takich poważnych, takich nieodwracalnych sytuacji okazuje się wynikać z naszych wcześniejszych wyborów, które nie były konieczne. To, że wiążemy jakieś nasze osobiste nadzieje z określonymi osobami, okolicznościami to zwykle jest nasz wybór. To nie jest tak, że zawsze jest wielki życiowy dramat, bo np. w pracy, którą wykonujemy coś nam się zawaliło. Nie musieliśmy iść do tej pracy, nie musieliśmy sobie stawiać tych celów, które teraz okazały się niespełnione. Często jest tak, że nasza rozpacz jest na wyrost, bo tak naprawdę sami sobie wybraliśmy to, w czym teraz tkwimy. I często wystarczy spojrzeć z perspektywy na to, że taki był nasz wcześniejszy wybór, a jeśli nawet to nie wyszło, to możemy cofnąć się mentalnie do sytuacji sprzed wyboru i poszukać innej opcji. Nic tragicznego się nie stało, choć nieraz emocje nam taki obraz będą malowały.
Wystarczy wiele życiowych problemów potraktować bardziej na zasadzie gry, a wtedy staną się one emocjonalnie bardziej znośne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin