Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Człowiek (niejeden) z boską mocą chciałby się unicestwić...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:04, 20 Maj 2023    Temat postu: Człowiek (niejeden) z boską mocą chciałby się unicestwić...

Dlaczego - jak w tytule "Człowiek (niejeden) z boską mocą chciałby się unicestwić..."?
Bo ta struktura świadomości, jaką dysponuje człowiek w postaci, którą znamy nie jest w stanie dogadać się wewnętrznie, pogodzić immanentnych sprzeczności, zharmonizować intencji z możliwościami.
Tu jest też obecna istota grzechu pierworodnego - tego wewnętrznego nieusatysfakcjonowania człowieka samym sobą. Większości ludzi wydaje się, że gdyby osiągnęli to, do czego aktualnie dążą, a jest im zabrane, to byliby szczęśliwi. Naiwni są. Przecież niejedno już prawie każdy z nich osiągnął, a satysfakcji z tego tytułu starczyło na krótko. Można się łudzić, że gdyby osiągnął jakieś większe rzeczy, to by ta satysfakcja była trwała. Ale nie widać powodu, aby tak było. Ludzie na świeczniku, bardzo bogaci, którym nic nie grozi, wydawałoby się nie mający realnych trosk, powodów do zmartwień, też nie potrafią być trwale szczęśliwi. Owszem, osiągają jakieś pomniejsze satysfakcje i zaspokajają swoje przyjemności, ale wszystko to działa na krótko.

Bo ta prawdziwa przyczyna ludzkiego nieusatysfakcjonowania nie zawiera się ani w ilości powodów do satysfakcji, ani w ich sile. Ona jest w samym człowieku, który satysfakcji nie umie w sobie utrzymywać. A dlaczego nie nie umie w sobie człowiek utrzymać satysfakcji, szczęścia?...
- Bo je dewaluuje, bo przyjmuje postawę grymaśnika - pyszałka, który wciąż chciałby zyskiwać więcej, który NIE UMIE BYĆ WDZIĘCZNYM, DOCENIAJĄCYM to, co ma. Nawet mając moc maksymalną z możliwych, nawet wszechmoc (w sensie możliwości wywoływania dowolnych zmian w materii), to szybko nawet to by się znudziło, przestało sprawiać satysfakcję.
Przecież każdy może wygrywać z łatwymi przeciwnikami. Ale łatwe zwycięstwa nie cieszą. Także zbyt łatwe osiągnięcia nie przyniosą radości. Na dłuższą metę zaczną tylko nużyć. I człowiek, dla którego wszystko co przychodzi, a nie będzie naznaczone jakąś formą wyzwania, trudu, wartością związaną z jakąś formą zapłaty, w końcu wzgardzi tym wszystkim, co mu jest dostępne, a na koniec wzgardzi samym sobą - jako podmiotem, który nie jest w stanie nic uczynić.
To jest paradoks - mogąc czynić wszystko, nie można zdobyć jednego: uczynić siebie szczęśliwym, spełnionym.
I po iluś tam epizodach takie trwania, w którym wszystko zbyt łatwo przychodzi, człowiek na koniec zechciałby sam siebie zniszczyć. Bo nie chciałoby mu się żyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 7:54, 24 Maj 2023    Temat postu:

Jak długo wytrzymalibyśmy sami ze sobą w życiu, w którym nie ma kompletnie żadnych wyzwań?
- Może jedna osoba dłużej, inna krócej. Ale chyba w końca każda stanie przed problemem "ku czemu dążyć?", nie mającym rozwiązania. Życie, w którym wszystko jest z góry rozwiązane, zanim się w ogóle do sprawy zabierzemy, albo wkrótce po tym, jak by nasza boska moc tego dotknęła, straciłoby wszelki smak i wartość. Ostatecznie pewnie większość ludzi w takich warunkach wolałaby przestać w ogóle istnieć. Bo nie byłoby po co żyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:53, 25 Maj 2023    Temat postu:

Problem pragnień, braku, problem tego, że czegoś tam nie mamy, a chcielibyśmy to mieć...
Dla wielu to się wydaje samo w sobie powodem do nieusatysfakcjonowania, braku szczęścia. Twierdzę, że każdy kto tak prosto myśli, myli się. Co prawda na krótką metę zaspokojenie jakichś tam pragnień, osiągnięcie jakiegoś tam celu wywołuje satysfakcję, przerywa frustrację wynikającą z niezaspokojonego pragnienia, jednak doświadczenie uczy, że ta poprawa stanu emocjonalnego nie trwa długo. Prędzej czy później pojawi się:
- albo jakiś nowy cel i pragnienie, które będą frustrowały swoim niezaspokojeniem
albo...
- powstanie stan emocjonalnej pustki, który potrafi być gorszy, bardziej bolesny dla psychiki niż konkretny brak, który przynajmniej daje nadzieję na to, że nasze starania kiedyś go zamienią w satysfakcję płynącą z osiągnięcia celu.

Ten stan emocjonalnej pustki, jaki pojawia się wraz z przekonaniem, że NIE MA DO CZEGO DĄŻYĆ, że każda chwila istnienia jest jałowa, pozbawiona celu i sensu szybko pojawiłby się też u każdej istoty, która (jeśli by się odpowiednio psychicznie nie udoskonaliła) zyskałaby jakąś formę wszechmocy. Taka wszechmoc, dla której nic nie buduje oporu, nic nie jest wyzwaniem, nic nie sprawia satysfakcji, prędzej czy później przekształci się w cierpienie. A potem to cierpienie tylko będzie się pogłębiało.

Tu trzeba pewnej zdolności wglądu w emocje, trzeba w pewien sposób zajrzeć za tę kotarę iluzji, jaką buduje nam życie, stawiające przed nami małe i większe praktyczne wyzwania, aby dostrzec to, co się dzieje z naszymi emocjami, gdy zdobywamy coś, ku czemu dążyliśmy, a z drugiej strony co się z nami dzieje, gdy brak nam wartościowych emocjonalnie celów.
Aby być szczęśliwym trzeba udać się do naszych emocji z "petycją" o uwiarygodnienie celów, do których zmierzamy.
Emocje muszą "klepnąć" to, co umysł zasugeruje jako cel. Bez tej akceptacji emocji, życie i działanie w nim będzie w trybie NA PRZYMUS I WYCZERPANIE. Cele emocjonalnie nie akceptowane, tylko męczą w realizacji, sprawiają przykrość temu, kto się na nie zdecydował.
Jednak tej akceptacji emocji nie da się wymusić, nie da się sobie nakazać. Ona dokonuje się "swoimi drogami, wedle własnych zasad".
Podpowiedzią dla tego, pewnym odkryciem jak to działa są emocje romantyczne - zakochanie, miłość romantyczna, seks. Trochę sugestii daje też każda chwila wielkiej akceptacji społecznej - jakiś sukces na polu towarzyskim, sportowym, politycznym. Ale te podpowiedzi są niepełne, a jeśliby je potraktować jako kompletne, to byłyby wręcz mylne.

W szczególności bardzo mylną sugestią jest skupianie się na tym, na ile to, co osiągamy jest cenione przez ogół. Wielu wpada w tę pułapkę, że uzależniają swoje szczęście od uznania czegoś przez kapryśny tłum, przez różnej maści celebrytów, którym zależy bardziej na własnym lansowaniu się, niż na propagowaniu wzorców, jakie dają rzeczywiście szczęście. Szczęście jest raczej w kierunku DOCENIENIA OSOBISTEGO tego, co staje się naszym udziałem.
Kto umie dla swoich emocji uczynić pięknym i ważnym to, co go właśnie spotkało, ten dostąpił szczęścia. Kto umie dodać wartościom pobranym świata tę własną radość - płynącą z osobistej akceptacji, ten podwoił swoją emocjonalną wygraną.


Do tego jednak trzeba pewnego rodzaju - związanej z pewnego rodzaju niezależnością, z wiarą w to, że mamy prawo czynić wartościowym to, co na dowartościowanie zasługuje. To wymaga jakiejś postaci samodzielnego myślenia, czasem buntu przeciw światu. który chciałby nas uzależniać od swoich kaprysów.
A też chyba nie warto jest za daleko posunąć owej niezależności - na pewno nie do postaci jakiegoś totalnego wyalienowania. Gdzieś jest ta granica, a z nią też i margines na potencjalną przykrość, nawet cierpienie. Gdzieś ludziom, nawet rzeczom musimy dać przyzwolenie na wolność, nawet jeśli jest w tym jakaś forma zagrożenia dla nas.
Dlatego to jest takie trudne - tu każda skrajność jest zła. Zarówno nadmiar kontroli, jak i całkowite oddanie tej kontroli będą błędem. Szczęście jest gdzieś pomiędzy - z dala od bycia psychopatą, który nie ma empatii, który zagubił wrażliwość, bo wszystko postawił na rozwój kapryśnych form swojego wpływu na ludzi i świat, ale też i z dala od bezradnego zdania się na los i ludzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin