Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Gdy wszystko wydaje się tak idealne...- budzę swoją czujność

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:14, 06 Mar 2022    Temat postu: Gdy wszystko wydaje się tak idealne...- budzę swoją czujność

Mam pewien ważny paradygmat myśli. Chyba dość nietypowy. Można by go sformułować w różny sposób, więc tu wypiszę kilka, w dużym stopniu równoważnych sformułowań

Rada dla samego siebie:
Jeśli widzisz same plusy jakiejś sprawy, to się ogarnij! To nie sprawa ma wyłącznie plusy, ale ty patrzysz jednostronnie!

Gdy wszystko idzie jak z płatka, to zasadnym robi pytanie: czy czasem nie zmierzamy właśnie w pułapkę?

Jeśli ktoś tak idealnie nam pasuje, tak wspaniale nasze emocje pobudza, przemawiając wprost do serca, to czy czasem...
nie optymalizuje swojej wypowiedzi właśnie w ten sposób, aby wydał się taki wspaniały?... Przecież i charyzmatycznych wodzów - Hitlera, Stalina - ludzie słuchali bez zastrzeżeń!


Osobiście jestem głęboko przekonany, że na tym świecie nic nie jest idealne. A jeśli widzę coś jako idealne, to jest to raczej głos za tym, że gubię krytycyzm, zdrowy rozsądek, a nie to, że rzeczywiście ideał spotkałem.
Jak się nad tym zastanawiam, to mam tak od dawna. Wiele moich zachowań wobec ludzi było podyktowane właśnie tą ideą. Nawet jak czułem, że ktoś mnie samego postrzega w zbyt wyidealizowany sposób, to próbowałem się zachowywać tak, aby zrobić jakiś rodzaj skazy na moim wizerunku. Obciążające dla mnie psychicznie było zwykle to, gdy mnie traktowano zbyt dobrze, czasem wywyższająco. A nieraz tak bywało.
Nie oznacza to, że staram się - jakoś odwrotnie - wypadać byle gorzej. Nie, po prostu chcę być traktowany z grubsza jak wszyscy, bez specjalnych przywilejów, bez wywyższania, choć też i bez poniżania, czy spychania na margines.

Ale powyższa zasada ma dla mnie też wymiar epistemiczny. Wierzę, że takiej absolutnie idealnej teorii wszystkiego to nie ma, bo cechą rzeczywistosci jest jej wzrost w stronę coraz to większej złożoności. Więc złożoności niższe, zawsze będą zastąpione złożonościami wyższego rzędu. To także dodatkowo wyjaśnia dlaczego za wadliwą uważam np. ideę nieomylności jakiegokolwiek opisu, komunikatu. Uważam, że zawsze można skonstruować lepiej zoptymalizowany pod problemy zestaw pojęć, skonstruować lepsze ich wzajemne odniesienia. To co rozumiemy i jak to rozumiemy, jak opisujemy jest pochodną tego, jaki mamy język - taka ten zewnętrzny publiczny, jak też i nasz osobisty język wewnętrznego komunikowania się. To wszystko podlega doskonaleniu, zatem nie będzie opisów idealnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TS7




Dołączył: 29 Wrz 2021
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:40, 07 Mar 2022    Temat postu:

1 Koryntian 13
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.

11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.

Jak to zinterpretujesz?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:05, 07 Mar 2022    Temat postu:

TS7 napisał:
1 Koryntian 13
8 Miłość nigdy nie ustaje,
[nie jest] jak proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie,
lub jak wiedza, której zabraknie.
9 Po części bowiem tylko poznajemy,
po części prorokujemy.
10 Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest tylko częściowe.

11 Gdy byłem dzieckiem,
mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko,
myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.
12 Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.

Jak to zinterpretujesz?

Bogata treść... :shock:
Przede wszystkim mi się przypomina to WEZWANIE DO DOJRZAŁOŚCI MYŚLI I UCZUĆ w:
Kiedy zaś stałem się mężem,
wyzbyłem się tego, co dziecięce.

Czyli POŻEGNANIE Z NAIWNOŚCIĄ, tym dziecięcym spojrzeniem na świat, tą bezradnością emocji, którym trzeba "kadzić", bo inaczej (dziecku, a może tylko mentalnemu dziecku) psychika się rozsypie. Tu jest według mnie wezwanie do DUCHOWEGO HARTU, do mocy oglądania świata, jakim jest, a nie polukrowanego, bo inaczej emocje nie wytrzymają.

"Miłość nie ustaje" bo - jak ją rozumiem - jest WSZECHOGARNIAJĄCA, jest tak silnie spleciona z jestestwem człowieka, który ją w sobie wdrożył, że wszystko to, co jest incydentalne jak proroctwa (czyli zdarzenia jednostkowe), a co nawet budzi czyjś podziw, jest niżej w hierarchii. Miłość jest tym czymś doskonałym także dlatego, że jest ona apoteozą bytu, jest osobowym wstępem do samego istnienia, jest akceptacją tego istnienia, wręcz POWODEM do istnienia.

A co Ty byś napisał na to samo pytanie?


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:06, 07 Mar 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TS7




Dołączył: 29 Wrz 2021
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:29, 07 Mar 2022    Temat postu:

Chodziło mi o pogrubione fragmenty.
Do tych się nie odniosłeś?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:22, 07 Mar 2022    Temat postu:

TS7 napisał:
Chodziło mi o pogrubione fragmenty.
Do tych się nie odniosłeś?

Bo to dla mnie na początku wydawało się to aż za oczywiste - więc po co komentować. Ale może to nie jest tak oczywiście, szczególnie tej wiedzy, której ma "zabraknąć". Kiedy/jak właściwie jej "zabraknie"?
Wg mnie nie tyle chodzi o to, że jej zabraknie, co stanie się już przebrzmiała, zdezaktualizowana?...
Z resztą tak podaje Biblia interlinearna na znaczenie odpowiedniego greckiego słowa: uznawać za bezużytecznego, unieważniać, tracić na znaczeniu.

Warto zauważyć w kontekście słowa "wiedza", że św. Paweł raczej na pewno miał na myśli coś innego, niż my dzisiaj pod tym terminem rozumiemy. W tamtych czasach nie było tej wiedzy, jaką dzisiaj uznajemy - naukowej, technicznej, czy nawet faktograficznej we współczesnym nam znaczeniu. Była wiedza o zdarzeniach, ewentualnie intencjach ludzi, trochę o tym gdzie kto mieszka i z kim trzyma. Naukowców - jako tako rozumianych podobnie do tych dzisiejszych - w tamtych czasach było bardzo niewielu. Było nieco filozofów greckich, którzy mogliby za tych posiadających "wiedzę" uchodzić (skądinąd, jeśli list jest do Tesaloniczan, to do Greków, więc może trochę św. Paweł aspirował do wiedzy greckich filozofów, z którymi z resztą był w konflikcie). Z drugiej strony, słowo przetłumaczone z greckiego jako "wiedza" ma też drugie znaczenie - "poznanie". I to znaczenie wydaje mi się bardziej zgodne z kontekstem. Poznanie się dezaktualizuje - traci na znaczeniu, bo jak już coś poznaliśmy, to poszukujemy nowego poznania, zaś stare traci na znaczeniu.

Jeśli chodzi o owe przyjście tego, co jest doskonałe, to ja rozumiem, iż na tamtym świecie nie ma już rzeczy zakrytych - tam "na dachach będą głosić to, co ktoś trzymał w ukryciu"
Ewangelia Łukasza 12 napisał:
(3) Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach.

Wiedza przestanie być wartością w Królestwie Niebieskim. A miłość pozostanie.
Dalej w pogrubionych przez Ciebie frazach mamy właściwie tę samą treść.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TS7




Dołączył: 29 Wrz 2021
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:17, 07 Mar 2022    Temat postu:

Czy wierzysz w Wszechwiedzę?
Czy wierzysz w Wszechmoc?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:52, 07 Mar 2022    Temat postu:

TS7 napisał:
Czy wierzysz w Wszechwiedzę?
Czy wierzysz w Wszechmoc?

Właściwie to uważam je za raczej błędne logicznie pojęcia.
Nie potrafię wymyślić dla nich sensownego desygnatu - takiego, który analitycznie dałby się obronić przed prostymi pytaniami: a co w takim razie z przypadkami 1, 2, 3,...n?

Paradoks kamienia... - w sumie niby to tylko logiczna dykteryjka, ale już pokazuje ona, jak łatwo jest doprowadzić swój umysł koncepcją wszechmocy do konfuzji. Wszechwiedza z resztą może być potraktowana na zasadzie wszechmocy - skoro ktoś miałby wszechwiedzę, to też miałby wiedzę jak wykonać dowolne zadanie. A ktoś kto miałby wszechmoc, miałby też "moc dowiedzenia się dowolnej rzeczy".
Kiedyś pisałem o innych paradoksach tych pojęć, Nie chcę się tu powtarzać.
Uważam, że idee wszechmocy i wszechwiedzy powstały jako pewien rodzaj nazwania tego, co zwyczajnie uznajemy o Bogu - że żadne ludzkie kombinowanie z ukrywaniem czegoś przed Bogiem się nie powiedzie, albo że żadne ludzkie oszukiwanie Boga, wymuszanie czegoś na Nim, nie może być skuteczne, jeśli Bóg będzie miał tu inne zdanie.
Natomiast nie uważam, aby sensowne było myślenie, że Bóg może wszystko, co tylko sobie ubzdura człowiek. Bóg nie może zrobić "u3jn3= " to jest to fraza niezrozumiała, ona nic nie znaczy, więc tu nie ma nic do zrobienia. Ale ktoś uparty mógłby żądać: jak wszystko, to wszystko! To niech będzie także na tej liście i absurd, i zbrodnia, i zło.

Nie - wręcz uważam, że Bóg NIE MOŻE zła.
Bóg też nie narusza wolności człowieka.
Ewangelia Marka 6 napisał:
(5) I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich.


Ale też mogę dodać, że uważam słowa za coś, co WYNIKA Z UMOWY. Gotów byłbym przyjąć jakiś rodzaj uznania dla słowa "wszechwiedza" w jakimś konkretnym wydaniu - np. byłaby to lista wyraźnie zdefiniowana. I umową byśmy przyjęli, że taka właśnie lista oznacza wszechwiedzę (podobnie z wszechmocą).
Ostatecznie więc uważam pojęcie wszechwiedzy i wszechmocy raczej za mało użyteczne, a także potencjalnie prowadzące do błędów interpretacji, prowadzące do pytań, które zwiodą umysł na manowce. Są to pojęcia logicznie wadliwe, oparte (w swojej głębi, czyli jak przeprowadzimy analizę znaczeń na podstawowym poziomie) o dość naiwną ideę, jakoby wszystko formułowane językiem musiało mieć jakiś desygnat. Ale przecież człowiek może słowa używać bełkotliwie, bez sensu, bez przypisanego znaczenia. Pomiędzy bełkotem i bezsensem, a znaczeniem poprawnym jest właściwie płynne przejście. Zaczyna się od "ledwie sensów", potem można sensy słowami konstruować coraz bardziej spójnie. Problem w tym, że to wszystko w ogóle opiera się o UMOWĘ, czyli też już o czyste mniemania stabilizowane społecznymi konsensusami, a nie jakimś absolutnym związkiem z rzeczywistością.

Co bym proponował w zamian pojęć wszechmocy i wszechwiedzy?
- Proponowałbym uznanie nie tyle "wszech"wiedzy/mocy, co jakiejś niewyobrażalnej i nieznanej, albo po prostu PRZEKRACZAJĄCEJ ROZUMIENIE CZŁOWIEKA postaci wiedzy i mocy. To wystarczy, a nie konstruuje sugestii w stronę mnożenia paradoksów logicznych - przyjęcie, że zarówno wiedza jak i moc Boga wykraczają poza ludzkie rozumienie. Nic więcej człowiekowi nie jest potrzebne, aby ułożyć sobie jakoś w świadomości rzeczywistość boskich atrybutów.

Tu problem mamy jeszcze z tym, że niektórzy zdają się mieć przekonanie jakoby Bóg miał się na nich obrazić, jeśliby oni nie propagowali dla Niego właściwości wycelowanych na takiego maksa, że aż do absurdu. W tym można dopatrzyć się ich wizji Boga sformowanej na podobieństwo ziemskich władców - narcyzów, którzy są wielce zazdrośni o to, czy ktoś nie umniejsza ich wielkości i władzy.
Tymczasem Bóg jest PRAWDZIWY, jest (patrząc z ludzkiej perspektywy) idealnie pogodzony ze swoją istotą, nie potrzebuje takich wymuszonych hołdów, nie potrzebuje tego zarzekania się ludzi, jak to bardzo oni go uważają za wielkiego. Ludzie oczywiście muszą powstrzymać swoją pychę w obliczu Boga, nie powinni kierować się ku lekceważeniu Jego majestatu, jednak nie oznacza to, że dobrym podejściem jest ofiarowywanie Bogu absurdu i braku logiki w rozumowaniu. Taki "dar" rzekomego maksymalnego szacunku nie jest ani trochę wartościowy.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:46, 08 Mar 2022, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TS7




Dołączył: 29 Wrz 2021
Posty: 487
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:48, 11 Mar 2022    Temat postu:

Widać zaprzeczasz Biblii?

Łukasz 1
37 Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego».

Nie widzę na tym etapie problemu.
Kto lub co zabroni Bogu robić cokolwiek?
Zasady/prawa, które wymyślił człowiek uważając, że są potężniejsze od Boga, który stworzył tego człowieka?

Jaki jest problem uznać, że na pytanie "czy może" odpowiedź brzmi TAK?
Nie musisz znać wszystkich rzeczy.
Ważne, że to co jest Twojemu umysłowi dostępne do pomyślenia brzmi tak?

Przykładową odpowiedź na paradoks kamienia już wklejałem:
https://youtu.be/DhMs1KpLzd4
2 minuty 31 sekund

Wszechwiedza nie widzę jak daje Wszechmoc. Możesz wiedzieć jak używać młotka ręką, ale nie mieć ręki.

"u3jn3= " jeżeli nic nie znaczy dla Ciebie to może jak Bóg "zrobi nic" to wypełni to?
Kto ustala zasady jak należy interpretować coś?
Człowiek czy Bóg?

====

Pytania kolejne:
Czy Bóg jest w niewoli praw Logiki czy też uczynił świat logicznym (przynajmniej lokalnie) z Wolnej Woli?

Bóg podlega logice?

Kto decyduje o tym czy dany zestaw zdań lub paradoks jest dowodem na brak Wszechmocy Boga? Bo człowiek sobie tak wymyślił?

Jeżeli mam ciąg:
1 2 4 8 16
To mamy
A)
początek 1
A potem "prawo" mówiące, że kolejny element jest podwojony? Którego "nie można złamać"?
B)
Czy po prostu ktoś sobie napisał 1 2 4 8 16
Umyślnie zgodnie z tym wzorem, ale go to prawo nie wiąże?

Czy ciąg
1 2 4 8 16... musi być uzupełniony dalej
32 64 128?

Czy jednak może być cokolwiek dalej?
1 2 4 8 16 -5 17 Pi 2,5

A to że do tej pory było tak jest zgodne z Wolą piszącego?

Uogólnij tą myśl.

Jak rozróżnić "prawo obserwacyjne" od "prawa mającego moc sprawczą"?

Tu się może "zaciąć indukcja"?

====

Pytanie eksploracyjne:
Jeżeli Bóg "nie może" czynić zła, to jaka dla niego chwała za to, że czyni dobro, skoro nie ma wyjścia?
Jaka tu też "Łaska"?
Czy robotowi należy się chwała za dobre czyny do których jest zaprogramowany?

====

Słowa mogą wynikać z umowy w komunikacji gdy rozmowa odbywa się między ludźmi.
Ale jeżeli autorem Biblii jest Bóg, a pośrednio Apostoł bądź Prorok, to nie jest umową to co Bóg czy człowiek napisał, tylko pisał zgodnie ze swoimi połączeniami:
Słowo --> Znaczenie

Miał coś konkretnego na myśli gdy pisał.
Konkretne znaczenie.
Kwestia odszyfrowania to inna sprawa.
To inne kwestie.

Stąd i potrzebny jest "klucz odczytu"?
A kto go ma?

Jeżeli nie ma "konkretnych znaczeń" (w obrębie jednej osoby) to i wszystko co Ty mówisz jest "bez znaczenia"?

====

Co do Twoich wymysłów czego Bóg oczekuje a co nie to n/c. Twoje prywatne interpretacje.
Wystarczy, że powiem, że oczekiwania Boga, a jego tolerancja do błędów (wybaczenie) to dwie rzeczy.

Mateusz 5
48 Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.

====

Wydaje mi się, że niezrozumienie u Ciebie może leżeć na poziomie słowa "prawda" i "fałsz". Obiektywna.

Może "nieomylność" zdania to zwyczajne mówienie prawdy obiektywnej? Zamieńmy na razie słowo "nieomylność" na słowa "prawda obiektywna".

Czy uznajesz, że Bóg Ojciec zna "prawdę obiektywną"?

Rozumiesz to pojęcie "prawdy obiektywnej"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:42, 11 Mar 2022    Temat postu:

TS7 napisał:
Widać zaprzeczasz Biblii?

Łukasz 1
37 Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego».

Każda wypowiedź ma jakiś kontekst. Tutaj
Cytat:
(35) Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. (36) A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. (37) Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.

Wypowiedź o tym, że nie ma nic niemożliwego dotyczy bardzo konkretnej okoliczności - wpływu Boga na ciało człowieka, jego zdrowia, możliwości. Można tę wypowiedź przenieść na kontekst bardzo ogólny, filozoficzny w abstrakcyjnym sensie, ale ja jeśli miałbym się dopatrywać jakichś intencji wynikających z samej sytuacji, to raczej obstawiałbym, że nie chodziło tam o abstrakcyjne filozofowanie, lecz właśnie o wskazanie nieograniczonych możliwości Boga na ŻYCIE LUDZKIE, CIAŁO CZŁOWIEKA. W tym zakresie ja też uznaję, iż trudno byłoby Bogu wymyślić zadanie, które byłoby niemożliwe do zrealizowania.
Ale nie chcę tu toczyć sporu, bo widzę, że jakbyś nie chwycił głównego kierunku mojej intencji. Argumentujesz bowiem w stronę, która dla mnie jest obojętna, nie polemizujesz z tym co napisałem (przynajmniej ze znaczeniem tego).
Problem, który ja stawiam właściwie NIE DOTYCZY BOGA, TYLKO JĘZYKA, WYRAŻANIA IDEI ZA POMOCĄ SYMBOLI MÓWIONYCH, CZY PISANYCH.

Cytat:
Kto lub co zabroni Bogu robić cokolwiek?
Zasady/prawa, które wymyślił człowiek uważając, że są potężniejsze od Boga, który stworzył tego człowieka?

Jaki jest problem uznać, że na pytanie "czy może" odpowiedź brzmi TAK?

Jaki problem?
Taki problem, że - przynajmniej ja - JAK NIE WIEM O CO CHODZI, TO SIĘ NIE WYPOWIADAM.
To co proponujesz, wygląda następująco w sformułowaniu ogólnym: zielonego pojęcia nie wiem, co to jest, ale od razu powiem TAK, bo...
... bo właściwie to uważam Boga (w istocie sprawy, takich słów nigdy bym nie użył) za mściwego i zazdrosnego egotyka, który żadnej zniewagi nie daruje, więc Z GÓRY GODZĘ SIĘ NA WSZYSTKO WSZYSTKO WSZYSTKO, byle nie podpaść!
Prawda czy nieprawda, rozumiem coś, czy zielonego pojęcia nie mam o co tu chodzi - krzyczę z daleko ależ tak, ależ mocny jesteś, ależ ja to uznaję, czyli...
ależ PANICZNIE SIĘ CIEBIE BOJĘ I UWAŻAM ZA GROŹNEGO.
Panicznie się boję!
Największą bzdurę uznam, 2+2 będę ogłaszał równe 5, a nawet będę się przekonywał wszystkimi mocami, aby w to uwierzyć, bo się boję, boję, BOJĘĘĘĘĘ!
(w domyśle, choć tego nie powiem: FUNKCJONALNIE, WEDLE TEGO CO CZUJĘ uznałem Boga za największego z despotów). Nie wedle słów patrzę, ale według uczuć, myśli i kontekstów głoszonych - taka postawa pasuje tylko do kogoś, kto uważa Boga za superdespotę.
Ja zaś tego typu postawę uznałbym za...
znieważenie Boga w moim sercu (nie w deklaracjach! W deklaracjach wszystko jest super!).
Tu się różnimy.
Nie odpowiem na pozostałe, bo to uważam za na tyle ważne, że można by się nad tym zatrzymać.

Stawiam problem FUNDAMENTALNEJ ROZBIEŻNOŚCI pomiędzy
- wiarą deklarowaną, ogłaszaną na pokaz
- wiarą w sercu, wiarą w stylu "jaką nazwą określiłbyś tego kogoś, kogo tak traktujesz, gdybyś nie wiedział o kogo chodzi?"

Gdyby bowiem ktoś, nie wspominając ani słowem o tym, że może chodzić o Boga, opisał komuś SAME REAKCJE MENTALNE CZŁOWIEKA, polegające na
- od razu z góry uznawaniu, iż wszystko co jakoś przypomina atrybut władzy i mocy, jest OBIEKTOWI OSOBOWEMU przyznawany
- z góry uznawaniu i głośnym deklaracjom, iż nie ma ograniczeń OBIEKT OSOBOWY, w robieniu czegoś, co nie wiadomo czym nawet to jest
- unikaniu stawiania OBIEKTU OSOBOWEGO w jakiejkolwiek kontrowersji, zadawania trudnych pytań, "zbyt" osobiście uczciwego stawiania spraw.
- skrajnie postawionej postawie "boję się urazić". Przeświadczeniu, że najmniejsze uchybienie owemu obiektowi osobowemu może się skończyć bardzo źle.
itp.
To założę się, że większość niezorientowanych w pełni odbiorców czegoś takiego pomyślałaby sobie: raczej chodzi o jakiegoś ziemskiego despotę i jego stłamszonych podwładnych. Oczywiście gdybyśmy odkryli, że chodzi tu o osobę Boga, to by taki ktoś szybko słowo "despota" cofnął. Bo znowu by się przestraszył. Co nie zmienia postaci tego, że FUNKCJONALNIE POTRAKTOWAŁ Boga jak despotę, za despotę Boga uznał.

Deklarować można wiele. Bardzo wiele. I kłamliwie, i nieszczerze da się deklarować.
Uczynki, POTRAKTOWANIE W RZECZYWISTYCH ODNIESIENIACH - to dopiero daje świadectwo tego, jak myślisz.

Kiedyś zadałem sobie pytanie: czym udowodniłbym (Bogu), że w Niego wierzę?
- Powtarzaniem różnych sformułowań ZA LUDŹMI?
- Nie, bo to wtedy owi ludzie okazują się być tymi, którzy Bogu coś dowodzą, a nie ja. Mój wkład jest nieszczery, wtórny.
Więc kiedy?
Moją odpowiedzią byłoby tu: jeśli jestem w stanie ufać Bogu BEZPOŚREDNIO, jeśli mogę POKONAĆ LĘK, PRZED OKAZANIEM SZCZEROŚCI.

Wobec przyjaciela jestem szczery - mówię mu CO CZUJĘ, jak uważam, że jest (może się mylę...)
Wobec wroga, czy kogoś komu nie ufam przyjmuję postawę respektu, czasem może nawet uniżoności - byle nie urazić, byle się nie narazić (jeśli wygląda na furiata, despotę). Wobec wroga, wobec osoby, którą traktujemy jako despotę szczere przyznanie się DO PRAWDY UCZUĆ I MYŚLI BYŁOBY zbyt niebezpieczne.
Wtedy powiedziałem sobie: ja dowodzę (Bogu) swojej wiary SZCZEROŚCIĄ.
Uznaję Boga za przyjaciela, a nie wroga. To uznanie, właściwie to niewiele ponad nie, o mnie świadczy.

Twierdzę przy tym, że uznaję, iż mogę się mylić, występuję jako ten, który ma opinie i przypuszczenia, a nie twardą wiedzę. Ale też jeśli czegoś nie rozumiem, to mówię jak jest - tego nie rozumiem.
Nie zamierzam głosić tego, czego nie rozumiem, jako moje. Niech ten co uważa, że to należy głosić, sam to głosi, sam tłumaczy wątpliwości tym, którzy by spytali. Ja nie mam prawa ani nic w tym tłumaczyć, ani nawet przyznawać się do tego, skoro tego nie rozumiem. Bo inaczej bym kłamał.

No i jest jeszcze jeden aspekt sprawy. Bardziej osobisty aspekt to jest. Oto ja, w tej chwili jakim jest DESPOTYZMEM SZCZERZE GARDZĘ. Nie gardzę ludźmi, więc nawet despotami nie gardzę, ale GARDZĘ POSTAWĄ DESPOTYZMU, tym żałosnym wywyższaniem się, tym polowaniem na każdy okruch swojego wywyższenia, tym filtrowaniem informacji ze świata w duchu "ojej, może mi tu gdzieś uchybili, a to byłaby katastrofa, wszak tak moja wartość jest zależna od tego, co o mnie myślą i mówią". Dla mnie despota jest osobą z dołu ludzkich wartości - małostkową, niską, jest nadętym dupkiem.
Gdybym miał Boga - tak realnie w odniesieniach - właśnie za despotę i wiecznie zakompleksiałego o mniemanie o nim małostkowego mentalnego karła potraktować (bo oczywiście nie w deklaracjach), to czułym się, że W MOIM SERCU Boga właśnie lekceważę, że Go obrażam. Tak bym czuł i nie umiałbym chyba wtedy oddzielić tej pogardy dla despotyzmu, jaką czuję, z podobieństwem do traktowania w odniesieniach, w sercu Jego Cudownej Osoby. Jest to dla mnie nie do pomyślenia, aby w REALNYM TRAKTOWANIU I UCZUCIACH gdzieś musieć z tym poczuciem, że Jego zrównałem z tymi ziemskimi maluczkimi, najbardziej przeze mnie uznanymi za mało godnych szacunku ludźmi. Wierzę, że Bóg nie jest despotą, czyli jest FUNKCJONALNIE INNY niż despota. Nie tylko deklaratywnie Bóg jest inni niż despoci, ale w każdym bożym pragnieniu, intencji, potraktowaniu człowieka. I jak ja sam CENIĘ SZCZEROŚĆ W LUDZIACH, cenię to, że drugi człowiek nie kryguje się zanadto, jest otwarty, prawdziwy, to tak samo uważam postawę otwartości i szczerości, nie udawania, nie picowania np. tego, że się czego nie wie, nie rozumie, ma wątpliwości za wartość w odniesieniu do relacji z Bogiem.
Wszystko dlatego, że traktuję Boga jako PRAWDZIWEGO, a także uważam, że do Boga mogę "podejść" tylko z prawdą, bez nieszczerości, bez udawania, bez mówienie "wierzę", jeśli nawet nie mam podstawowego wyobrażenia na temat tego, w co miałbym wierzyć, ale że mi takie deklarowanie wiary nakazano, czy silnie sugerowano.
Bo właściwie kogo tu miałbym oszukać?
- Siebie, ludzi, Boga?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 23:36, 11 Mar 2022, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31299
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:21, 12 Mar 2022    Temat postu:

TS7 napisał:
Wszechwiedza nie widzę jak daje Wszechmoc. Możesz wiedzieć jak używać młotka ręką, ale nie mieć ręki.

To może inaczej wszechwiedza i MAŁA moc już wystarczy, do wszechmocy. A wiedza jak uzyskać małą/średnią moc z minimalnej też już tworzy te moce itd.

Cytat:
"u3jn3= " jeżeli nic nie znaczy dla Ciebie to może jak Bóg "zrobi nic" to wypełni to?
Kto ustala zasady jak należy interpretować coś?
Człowiek czy Bóg?

Właśnie o to chodzi. Ja twierdzę, że USTALA UMOWA JĘZYKOWA.
Czy mamy czynić moc i wiedzę Boga zakładnikami ludzkich umów językowych?

Oczywiście można powiedzieć też, że jakby nawet wszyscy ludzie się umówili co do znaczenia jakiegoś słowa, to Bóg mógłby to anulować - np. mógłby pozmieniać im ścieżki neuronalne. Ale czy to byłoby rozwiązanie? - W końcu tego STAREGO ZNACZENIA by nie zmienił, tylko by podmieniał następujące po nim rozumienie na nowe.

Dla mnie tak naprawdę tu nie chodzi o Boga. Nawet nie chce mieszać Boga w ideę wszechmocy i wszechwiedzy. W innych rozważaniach na sfinii dlatego właśnie używaliśmy w tym kontekście sformułowania "wszechmocny agent". I ja bym tak chyba wolał - mówić nie o wszechmocy Boga (bo rzeczywiście nie chciałbym Go obrazić - niekoniecznie z powodu strachu - jakimiś tam domniemaniami względem Jego osoby, gdy dyskutuję czysto logicznie, teoretycznie).
Czy wszechmocny agent (istota kim albo czym by ona nie była) ma w ogóle jakiś swój stosunek względem czy potrafisz zrobić "u3jn3= "?
- Według mnie odpowiedź brzmi: NIE, to zdanie NIE MA ZNACZENIA, więc nie odnosi się do niego poprawnie pytanie "czy można to zrobić?".
Teraz mamy jakieś znaczenia nieporadne, na poły coś sugerujące, na poły chaotyczne. Możemy dopatrywać się różnych śladów sensu w różnych sformułowaniach. Czy wszechmocny agent uczynić kwadraturę koła?
- Jeśliby "mógł", to znaczy, że logika nie zadziałała.
A jeśli logika nie działa dla tego problemu, to jaki w ogóle sens ma wyrażenie "zrobić kwadraturę koła?" Ono miało sens, jeśli rozumiemy logikę, w której jest ono osadzone. Jak zanegowaliśmy logikę, to i zanegowaliśmy sensowność sformułowania samego problemu, a dalej też...
sensowność stwierdzenia, że zadanie wykonano.
Spotkałem się ze stwierdzeniem (nie pamiętam już w jakiej publikacji), że wszechmoc dla Boga nie oznacza robienia czegoś zabronionego logicznie. To niby trochę klaruje obraz sytuacji. Ale dalej mamy te niezliczone przypadki pośrednie gdy znaczenia trochę już się wyłaniają, ale jeszcze są mocno sprzeczne, nieporadne. Czy mamy się nimi zajmować?
Czy w ogóle mamy "zawracać głowę wszechmocnemu agentowi" jakimś np. wymysłem w stylu: czy potrafiłbyś zrobić, że żyrafa będzie jednocześnie siedmiogłowym smokiem, popijającym Red Bulla z rurką wykonaną z czystej próżni?
- To zadanie ma pozory zrozumiałości, ale przecież jest absurdalne, jest ogólnie idiotyczne. Jeśliby jednak wszechmoc miała oznaczać "wszystko", to pewnie i to zadanie się pod "wszystko" załapuje. I co?
- I mamy teraz otwarcie twierdzić, że nasz wszechmocny agent "na pewno to może"?...
:shock:
A może należałoby odpowiedzieć: pleciesz tu bez sensu z tym zadadaniem. Wszechmocni się takimi absurdami nie zajmują

"Wszystko" to w, jeśli je potraktujemy z naprawdę kreatywną fantazją robi się bardzo niebezpiecznym słowem, bo może otrzeć się o absurdy, sprzeczności, bezsensy, prowokacje, chaotyczne powiązania ze znaczeniami.

Ja osobiście uważam, że lepiej jest zrezygnować z tego totalnego "wszech" wobec Boga, bo paskudnie wymyślone zadanie wręcz może zbrukać Jego imię.
Czy wszechmocny agent może z największą możliwą nienawiścią, fałszem i kłamstwem, w sprzeczności z samym sobą i niegodziwości absolutnej egzystować?
Wtedy takiego agenta na pewno nie sposób byłoby nazwać "dobrym". Jeżeli to może. A jeśli nawet powiemy, że "może", to ja nawet nie zamierzam tego rozważać w odniesieniu do Boga. Tak dla zachowania dla Boga czystych myśli to uważam.
Wierzę, że Bóg "nie może fundamentalnego, istotowego zła", bo jest tak bardzo głęboko dobry, że tego po prostu wzbrania mu jego istota. Wierzę w to, nawet jeśli by to kolidowało z przypisywaniem Bogu wszechmocy. To jest mój wybór wiary. A każdy wybierze wiarą, jaką mu jego rozum i serce wskazują. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin