Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Iluzoryczne utożsamienia, a degradacja w obszarze wartości

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31254
Przeczytał: 90 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:50, 03 Lut 2022    Temat postu: Iluzoryczne utożsamienia, a degradacja w obszarze wartości

W rozwoju osobowości często podnosi się problem iluzorycznych utożsamień. Wiele na ten temat jest w buddyzmie, więc akurat o tym aspekcie sprawy chciałbym tu mniej napisać. Chcę napisać o zagrożeniu dla duchowości znacznie bardziej niedocenianym, wspominanym w różnych religijnych księgach, a "położonym na drugim końcu mapy osobowości".
Względnie łatwo jest wskazywać na iluzoryczne utożsamienia ludzi - zbytnie związanie się z osobami, dążeniem do bogactwa, sławy. Niewątpliwie ten problem występuje, a u ludzi przyziemnych zdaje się być tym dominującym. Jednak to nie jest tak, że jakikolwiek problem mentalny w ogóle występuje jako "coś w jedną stronę". Czasem trudno jest dostrzec ów przeciwny kierunek, ale on zawsze da się wskazać. Mięśnie dzielą się na zginacze i prostowniki. Jak tylko jeden z tych rodzajów by występował dla jakiejś kończyny, to miałaby ona ruchomości, człowiek by jej nie kontrolował, bo musiałaby ona być w stałym przykurczu. Podobnie jest z problemami mentalnymi.
Człowiek COŚ w życiu powinien mieć - jako cel, jako powód do trwania, rozwoju. Jest taki - niestety kto wie, czy nie dominujący - w podejściu do duchowości kierunek, w którym dominuje krytyka względem wszystkiego tego, co człowiek pragnie, robi, czym się zajmuje. Bo rzekomo zawsze ów człowiek powinien porzucać tę niedoskonałą ziemską, składającą się z przywiązań doczesnych warstwę siebie i....
... no właśnie! Co właściwie ma robić, ku czemu się kierować?

W Indiach jest nawet taka grupa ortodoksów duchowości, którzy kompletnie niczego nie mając, poświęcili się prawie całkowicie egzystencji wyzbytej z pragnień egzystencjalnych - chodzą nadzy i żyją tylko z tego, co im ludzie ofiarują. Bo przecież (rzekomo, a na pewno dla nich) nic innego się nie liczy, tylko to bezkompromisowe dążenie do wyższych poziomów duchowości...

Ja mam swoje własne, osobiste doświadczenie w tym względzie. Też na pewnym etapie życia kierowałem się w stronę bardziej zaawansowanych wyrzeczeń. Nawet w jakiejś części udało mi się swoją psychikę wdrożyć do jakiegoś takiego stanu niepragnienia niczego, nie oczekiwania niczego. Nie był to stan przyjemny... :(
Właściwie był to stan swoistej duchowej depresji, w którym co prawda nie ma pragnień dotyczących świata, ale pozostaje jedno - nurtujące, dogłębnie wołające gdzieś z pustki pytanie: po co mi ta egzystencja?
Poczucie bezsensu egzystencji, związane chyba nieuchronnie z wyzerowaniem sobie celów życiowych i pragnień, jeśli się je odczuje tak na dobre, rodzi też bunt, chęć zmiany owego stanu. Człowiek zaczyna poszukać czegoś, mimowolnie kieruje się w stronę myśli: MIEĆ POWÓD!
Powód do tego, aby w ogóle odczuwać to następne odczucie, jakie pojawia się na horyzoncie percepcji. Jeśli każde doznanie człowieka już na start dostawałoby automatyczną flagę "niepotrzebne, do odrzucenia", to psychika takiego człowieka pogrąża się w negatywizmie i cierpieniu. I chyba lepiej jest mieć nawet te niedoskonałe przyziemne pragnienia i cele, niż procesować mentalnie całe to owo cierpienie.
Ale jeszcze lepiej byłoby chyba mieć COŚ POZYTYWNEGO, coś co powoduje, że każda następna chwila naszej egzystencji, byłaby pełnym nadziei WYCZEKIWANIEM na to, co ma się zdarzyć, każda następna chwila miałaby w sobie zawrzeć obietnicę jakiejś RADOŚCI, poczucia spełnienia.

Prostym rozwiązaniem byłoby "to znajdź sobie cokolwiek" i się tego trzymaj. Ale to chyba tak nie zadziała. Pierwszy lepszy "cokolwiek" będzie emocjonalnie niestabilny - w końcu napór doznań z nim związany, pojawienie się negatywnych doświadczeń dokona w nim erozji. Lepszy byłby nie cokolwiek, a TO WYBRANE, to coś co MIAŁOBY MOC MENTALNEGO PORWANIA NAS w stronę świata jakoś wspaniałego, atrakcyjnego, ekscytującego, co byłoby WARTOŚCIĄ, Z KTÓRĄ CZUJEMY SIĘ NIEMAL ZESPOLENI, KTÓRA JEST W NAS, ALBO WRĘCZ JEST NAMI. Czując coś takiego, wreszcie bylibyśmy spełnieni. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin