Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje życiowe zasady
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 2:25, 15 Lis 2024    Temat postu:

Mam zasadę, że osoby próbujące się wywyższać nade mnie, lansować się jako autorytet, którego miałbym się słychać, a już szczególnie (nad)używać władzy i dominacji wobec mnie, traktuję (po stwierdzeniu, że powyższe zachodzi) jako z jednej strony nieprzyjemne, nawet może niebezpieczne postacie na mojej życiowej drodze, ale w mojej hierarchii szacunku posadowione nisko - będą potraktowane jako niedojrzałe mentalnie, nieodpowiedzialne intelektualnie i ogólnie dla mnie mało atrakcyjne ludzkie "zawalidrogi". Z takimi ludźmi raczej będą szukał okazji do rozstania się i oczywiście niekontynuowania znajomości w przyszłości. Takim osobom też z zasady cofam ważny dar, który innym osobom domyślnie ofiarowuję MOJĄ SZCZEROŚĆ. Nadętym bufonom, dominatorom szczerości nie ofiarowuję, z zasady ją cofam, czekając okazji, aby się ode mnie odprd...lili.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:39, 20 Lut 2025    Temat postu:

Moją fundamentalną zasadą osobistego rozwoju jest:
Im bardziej czuję, że emocjonalna, bezwiedna strona mojej osobowości pragnęłaby coś zlekceważyć, ukryć, zracjonalizować, zakłamać, tym bardziej jako obowiązek wobec siebie mam potraktować rozpoznanie owego czegoś priorytetowo!
Krótko mówiąc, michałowymi zasadami samorozwoju jest:
- przyjrzeć się najbardziej temu, co moja mentalność "pisze drobnym drukiem".
- jeśli czuję przed czymś nieokreślony lęk, to mam obowiązek uczynić powód owego lęku najpierw jawnym.
- jeśli czuję wewnętrzną presję, aby zracjonalizować jakieś wewnętrzne sprzeczności, to obowiązkowo uznaję ten właśnie aspekt sprawy jako priorytet w potraktowaniu go żelazną zasadą obiektywnego rozpatrzenia, niezależnie od przykrych emocji, jakie mogą się przy tym pojawiać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:39, 24 Lut 2025    Temat postu:

Jedna z moich aktualnych życiowych zasad przeszła bardzo głęboką ewolucję od postaci znacząco w jedną stronę do wychylenia na koniec w stronę znacząco przeciwną (choć w żadnym wypadku nie zaliczyłbym owej "przeciwności" jako skrajność). Chodzi mi o postawę uległości i posłuszeństwa władzom (ludzkim) maści właściwie wszelakiej.

Zaczynałem życie jako dziecko, które z wychowania "głosu nie ma" i słucha się "starszych". I ja to akceptowałem. Nie byłem raczej zbuntowanym nastolatkiem, jako dziecko byłem raczej "grzeczny", rodzicom posłuszny (bez może wielkiej przesady, bo jak to dziecko, zdarzały mi się co jakiś czas naturalne wybryki). W wieku młodzieńczym i jako młody dorosły, też się nie buntowałem, nie wchodziłem (raczej... potem drobne wyjątki mogły się pojawiać) w konflikty z władzą, prawem, przełożonymi. Jeśli konflikt jakiś był, to dlatego, że już zupełnie nie potrafiłem sobie UŁOŻYĆ SPRZECZNOŚCI pomiędzy wskazaniami czy to różnych autorytetów, czy w ramach sprzeczności jednego autorytetu (który najwyraźniej sam nie umiał się zdecydować, czego ode mnie oczekuje). Byłem (w jakiś sposób chyba nawet nadal jestem) osobą prawomyślną. Jeśli się na coś nie zgadzam, co władza ta czy inna mi by chciała nakazać, to ta moja postawa nie wynika z emocji, nie jest (raczej... o ile się poprawnie diagnozuję) związana z pragnieniem stawiania na swoim, a raczej wynika z konfliktu z istotnymi wartościami, które świadomie wyznaję, które są w moim światopoglądzie. I potrafię się wyczerpującą wytłumaczyć, dlaczego akurat ta dyrektywa danej władzy jest niezgodna z moimi głębokimi przekonaniami.
Wyrzucałbym sobie, gdyby moje nieposłuszeństwa władzy brały się z nastawienia kapryśnego, emocjonalnego, gdyby były one wynikiem jakiejś formy demonstracji czy lansowania się na kogoś. Ale raczej takiej postawy nie przejawiam - jeśli coś mam przeciw władzy, to dokładnie wiem, co to jest i dlaczego takie jest, jak to przedstawiam.

Dziś jest wobec władzy Z ZASADY SCEPTYCZNY. Pierwszym moim prawem postępowania wobec kogoś, kto mi coś próbuje nakazywać, jest zadanie pytania:
Nakazujesz mi coś... A kto ty właściwie jesteś? Z jakiego tytułu stawiasz się nade mną?
A nawet jeśli ktoś jakiś tytuł do postawienia się nade mną wyciągnie, to bardzo dokładnie, z programową nieufnością, podejrzliwie się temu tytułowi przyjrzę. A potem zapewne zadam dodatkowe pytania, aby upewnić się, czy nie mam naprzeciw siebie kogo kogoś jawnie złego, KTO NAMAWIA DO ZŁEGO, WYMUSZA ZŁO.
Skąd to mam?...
Z doświadczenia i z nauki historii. Historia ludzkości podaje tak liczne przykłady nadużywania władzy, zdobywania władzy przez socjopatów, sadystów, okrutników, pyszałków, drani, że prostym wnioskiem z analizy historycznej tych przypadków jest wg mnie uznanie, iż do władzy najbardziej garną się osobnicy najmniej odpowiedzialni, nieetyczni, toksyczni, źli. Nie twierdzę przy tym, że wszyscy ludzie u władzy są tacy, bo znam też historyczne przykłady władców względnie odpowiedzialnych, w jakimś stopniu dobrych. Ale na tyle wysokie jest ryzyko, że losowo wybrany (czyli spotkany w aktualnych okolicznościach życia) władca jest osobą o bardzo niskich pobudkach i etyce, że absolutnie nie wolno jest wg mnie dawać żadnemu władcy mentalnego czeku in blanco.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:41, 25 Lut 2025    Temat postu:

Mam zasadzę: patrz nie tylko na to, co teraz i jest blisko, ale staraj się też widzieć dalej, rozumieć szerszą perspektywę.

Czasem trzeba się skupić tylko na jednym. Ale to czasem tak jest, bo w większości przypadków jest jakiś margines, w którym da się umieścić dystans do sprawy, porównanie jej z alternatywami, podjęcie próby przewidywania, co należałoby przedsięwziąć na dalszym etapie, gdy zrealizuje się ten najbardziej aktualny cel. Patrząc na to, co jest dalej, popełnia się mniej błędów, bo często już zawczasu trzeba skorygować pewne elementy aktualnego działania, aby uwzględnić to, czego może teraz jeszcze dobrze nie widać, ale zapewne stanie się ważne w przyszłości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:30, 25 Lut 2025    Temat postu:

Lepiej byłoby dla mnie szybciej umrzeć, ale jako dobry człowiek, niż długo żyć jako zły człowiek.
Lepiej dla mnie byłoby zostać poniżonym i wzgardzonym, ale nie popierającym zła, niż wywyższonym i nagrodzonym, ale idącym ze złem, krzywdzeniem ramię w ramię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:58, 12 Mar 2025    Temat postu:

Z zasady, czyli jako formę narzuconego sobie OBOWIĄZKU MENTALNEGO lekceważę opinię osób wyraźnie kapryśnych, niedbających o odpowiedzialność za to, co np. wcześniej stwierdzały.

Poważnie, czyli biorąc już do siebie, traktuję za to takie uwagi, które pochodzą od osób/podmiotów wykazujących następujące cechy:
1. Ważą swoje słowa, czuwają nad tym, aby nie "chlapnąć" byle czego w ferworze dyskusji
2. Jeśli wykaże im się jakiś błąd, nieścisłość (co powinno być raczej rzadkie, ale wciąż zdarzyć się może), to UMIEJĄ SIĘ PRZYZNAĆ do uchybienia, a przy tym przeprosić, jeśli kierowali uwagi jako zarzut. To świadczy najbardziej wymownie, że POPRAWNOŚĆ PRAWDZIWOŚĆ CENIĄ WYŻEJ, niż stawianie na swoim.
3. Umieją uzasadnić SKĄD BIORĄ SIĘ ICH OCENY, czyli mają świadomość jak przebiega ich rozumowanie, co jest założone, a co bierze się obserwacji i do tego obserwacji, których powtarzalność też jest u nich pod kontrolą świadomości
4. Umieją panować na emocjami, a także widać, że funkcjonują u nich MECHANIZMY KONTROLI POTENCJALNYCH BŁĘDÓW.


Jeszcze dodatkowo skomentuję wyróżniony punkt drugi. Osoby, u których wyraźnie dominuje aspekt stawiania na swoim ponad zdolność do krytycznej analizy rzeczywistości, z zasady będą przeze mnie traktowani jako mało wiarygodne źródło ocen. Ta zasada jest u mnie na twardo ustawiona i ma działać na wszystkich poziomach świadomości i podświadomości. Gdyby ją skrajnie sformułować, to brzmiałaby ona np.: wszyscy despoci poznawczy są z definicji niewiarygodni, a zatem ich oceny są domyślnie traktowane jako potencjalnie głupie.
Dlaczego tak?
- Jest na to bardzo "logiczne" uzasadnienie - bo skoro ktoś mechanizmem ambicjonalnej życzeniowości blokuje sobie szerszy ogląd rzeczywistości w celu podbudowania sobie ego i rzekomego "mania racji", to zapewne JUŻ WCZEŚNIEJ, czyli gdy ROZPOZNAWAŁ INNE ASPEKTY SPRAW to też u niego wiodło prym w nastawieniach. To zaś oznacza, iż taki człowiek:
- nie starał się dostrzec wszystkich ważnych aspektów spraw
- naciągał rozpoznania do potrzeb swoich życzeń i ambicji, czyli po prostu ZAKŁAMYWAŁ rzeczywistość
- oszukiwał przy ocenie wpływu innych czynników na sprawę.
Taki ktoś zapewne z dawien dawna wadliwie rozumuje, a więc jego osądy są niskiej jakości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:52, 21 Mar 2025    Temat postu:

Z zasady staram się nie rozpamiętywać tego, na co kompletnie nie mam wpływu. Także unikam rozpamiętywania własnych zarówno zwycięstw (sukcesów), jak i porażek. Ograniczam się do stwierdzania sobie, co było i jak było, wyciągnięcia wniosków na przyszłość, ale unikam włączania w to dodatkowych emocji. Gdy wyciągnę już wnioski, to staram się dalej nie wracać do tego, skupiam się na zadaniach na przyszłość.
Dlaczego taką postawę przyjmuję?...
Bo zauważyłem, że mocje rozpamiętywania spraw raczej mnie osłabiają, niszczą, niż dają coś pozytywnego. Pozytywny jest aspekt wyciągniętej nauki, dostrzeżenia swoich błędów, czasem uznanie, że jakaś moja strategia się sprawdziła, ale to jest pozytywne, dopóki emocje trzymam od tego na dystans. Gdy emocje zaczynają się do sprawy mieszać, robi się tylko gorzej - nagle zaczynają opadać mnie dziwne wątpliwości, pojawia się ciągota w stronę formułowania pretensji, albo pytanie, czy może niewystarczająco zostałem doceniony, może źle potraktowany. To mi nie tylko psuje dobrostan psychiczny, wprowadzając w przykry nastrój, ale też wprowadza zły ferment do relacji z ludźmi, których w wyniku takiego rozpamiętywania nagle zaczynam dodatkowo oceniać, kombinować jakieś ich winy, uchybienia. Tymczasem nie uważam, abym miał być sędzią tych ludzi. Tymczasem w zdecydowanej większości przypadków z tym, co się kiedyś stało, nie ma nic mądrego do zrobienia (poza wspomnianym wyciągnięciem wniosków z błędów, ale to też jako stwierdzenie faktu, a nie do roztkliwiania się nad winami czy może jakimiś rewanżami).
Wyjątek od tej reguły czynię jedynie dla przypadków, które wyraźnie są nierozwiązane w moim sumieniu, gdy trzeba coś zadośćuczynić, naprawić. Ale nawet wtedy też staram się szybko przechodzić do jakichś konkluzji, praktycznych rozstrzygnięć, a nie procedować wspomnienia w duchu niekończącego się obwiniania.
Dlaczego tak?...
Bo czas życia jest krótki. Skupiając się na tym, co i tak już nie ma szansy być poprawione, traci się energię, którą należałoby wykorzystać twórczo, robiąc coś dobrego. Bo takie rozpamiętywanie prowadzi do zaniechania czynienia dobra teraz, a oprócz tego, jak wspomniałem wcześniej, jest psychicznie osłabiające i niosące zły ferment do relacji z ludźmi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:35, 16 Maj 2025    Temat postu:

Od jakiegoś czasu mam zasadę, aby bezwzględnie starać się zamieniać postawę narzekania, bezradności w postawę działania, aktywności, brania byka za rogi. Za każdym razem gdy się przyłapię na narzekaniu, staram się wziąć na wewnętrzną rozmowę, w której zadaję sobie pytania/problemy:
- Co właściwie chcesz, Michale, osiągnąć tym narzekaniem? Co się według ciebie zmieni na lepsze, jeśli ponarzekasz? (pytanie najczęściej okaże się retoryczne)
- Na jakie aspekty sytuacji wpływasz, gdy przypisujesz komuś winę, albo stwierdzasz, "oj jak źle tu się dzieje"?
- Jeśli ktoś wysłucha twoich narzekań, to się tym wzmocnisz?... Na jakiej zasadzie to wzmocnienie miałoby wystąpić?...
- Patrząc na to, jak odbierasz narzekania innych ludzi, jakiej reakcji spodziewasz się po nich, gdy tym im narzekasz (albo ich ewentualnie obwiniasz)?...
- Czy na pewno chcesz, aby w nawyk weszła ci postawa, że zamiast myśleć o tym, jak konkretnie zadziałać dla poprawienia problematycznej sytuacji, będziesz się skupiał jak o tej problematycznej sytuacji gadać, wyliczając jej negatywy?

Ten ostatni aspekt - tworzenia się postaw nawykowych - wydaje mi się tu szczególnie istotny. Jeśli się do czegoś przyzwyczajamy, to zwykle potem mamy coraz mniejszą skłonność do robienia wbrew temu, w nawyk wchodzi nam, że dzieje się ciągle to samo. Narzekanie stwarza nawyk traktowania sytuacji na zasadzie "życie służy, aby w nim biadolić i narzekać, a nie aby zmieniać je na lepsze". A to jednak według mnie nie o to chodzi. :nie:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:05, 22 Maj 2025    Temat postu:

W moim systemie wartości bardzo ważny jest pewien rodzaj testu, który staram się wykonywać wobec swoich przekonań - testu opisania swoich przekonań słowami.
Co prawda nie twierdzę, że wszystko dobrze słowami opisać się da. Może nawet będą wyjątki od tej reguły, którą tu przedstawiam, ale to muszą być rzeczywiście (a do tego uzasadnione) wyjątki. Bo regułą, którą uznaję, jest, że pierwszym pomysłem na weryfikację, czy np. mam w czymś poprawny osąd będzie: to teraz, Michale, sam sobie (na początek rzecz dzieje się tylko w moim umyśle, choć niewykluczone jest rozszerzenie tej zasady na dyskusje z ludźmi) wytłumacz, możliwie klarownie: DLACZEGO WŁAŚCIWIE tak uważasz, jak to uważasz?
I następnie staram się "rozdwoić" na dwie - przeciwstawne - role: opisującego i KRYTYCZNEGO oceniającego te opisy. Szukam dziur w tych swoich opisach, szczególnie egzaminując się pod kątem:
- czy nie myślę tu życzeniowo
- czy nie biorę wszelkich niejasności i mglistości sprawy jak świadczących za moim poglądem, zamiast uznawać (zgodnie z intelektualną uczciwością), że jak nie wiadomo czegoś, to znaczy, że nie jest to potwierdzenie, tylko brak wskazania.
- czy moje opisy odnoszą się tylko do założeń i fantazji, czy też może jest w tym jakiś aspekt obiektywizujący
itp.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:42, 28 Maj 2025    Temat postu:

Aby sprawdzać swoją wolność, testuję się pod kątem, czy rzeczywiście jestem gotów zrobić to, co deklaruję. Nie uznaję rzucania słów na wiatr. Jeśli komuś zatem mówię, że coś tam zrobię w odpowiedzi na coś, to powinienem czuć, że faktycznie jestem gotów zrobić. W życiu relatywnie rzadko blefuję (co nie znaczy, że nigdy nie blefuję).
To też oznacza, że jeśli komuś czymś zagrożę, to nie jest to czcza groźba, nie jest to tylko gra z mojej strony, lecz gotów jestem swoją groźbę wprowadzić realnie w życie. Oczywiście nie grożę nikomu śmiercią, czy krzywdzeniem go, ale mogę zagrozić np. zerwaniem (albo znaczącym ograniczeniem) znajomości, form kontaktu. Przy czym też zdaję sobie sprawę, że groźby działają w obie strony - ja też mogę zostać tak samo potraktowany. I nawet testuję się pod tym kątem - co by było gdyby, ktoś z kim normalnie kontakt chciałbym mieć, odseparował się ode mnie. Czuję się w obowiązku taką sytuację uwzględnić, być gotowym do jej zaakceptowania.
Z drugiej strony nie chcę być postrzegany jako ten, który cokolwiek na kimkolwiek wymusza, a co za tym idzie, bardzo rzadko czymkolwiek grożę. Jednak wobec pewnych osób niezbędne się okazuje jawne określenie swoich granic. Wtedy mówię np.: jeśli dalej będziesz mnie traktować tak, jak to robiłeś/aś do tej pory, to moja reakcja będzie następująca... To jest forma groźby, ale nie jakaś poważna groźba, lecz po prostu postawienie granic.
Dla części osób testowanie granic, na co sobie mogą pozwolić wobec innych, jest stałym elementem ich życia, często ponawianą "towarzyską grą". Ja nie lubię takich gier. Do pewnego stopnia je toleruję, ale mam tej tolerancji wyraźne granice. Więc częstym moim oczekiwaniem wobec ludzi będzie "nie pogrywaj ze mną, bo potraktuję cię jako manipulanta, a dalej będzie to oznaczało wyraźną degradację twojego człowieczeństwa i osoby w moich oczach". W ogóle z tymi, co często z ludźmi (szczególnie ze mną) pogrywają, słabo się dogaduję. Jesteśmy w tym zakresie "z innej bajki".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 10:56, 04 Cze 2025    Temat postu:

Sformułowałem sobie jakiś czas temu zasadę: poszukiwanie przyczyn problemów zaczynam od siebie - od tego, jak ja coś zadecydowałem.
Jeśli się przyłapię na tym, że winą za moje nieusatysfakcjonowania najpierw mam ochotę obarczyć kogoś innego, to przymuszam się do zmiany tego podejścia.
Poszukiwanie winy (a przynajmniej źródeł problemu) w sobie ma tę zaletę, że znalezione rozwiązania są do wdrożenia - wszak to ja tu decyduję, to ode mnie zależy, co dalej zrobię. Znalezienie "rozwiązania" problemu, które miałby wdrażać ten ktoś, a nie ja, jest niekonstruktywne, bo trudno jest namawiać innych do własnej wizji spraw.
Dlatego w licznych przypadkach nawet po prostu rezygnuję z rozważania, kto tu (poza mną jest winny), bo to i tak niczemu nie ma szansy posłużyć. Traktuję wtedy zachowania innych ludzi jako "stałe elementy sytuacji", nie napieram w celu ich zmienienia. Dopiero jak widzę, że własnymi, niezależnymi metodami nie mogę przewalczyć istotnego problemu, podejmuję próbę przekonania kogoś do zmiany jego postawy. Ale regułą domyślną, regułą na start jest: Michale, widzisz coś do zmiany? - Zaczynaj te zmiany od siebie!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:06, 07 Cze 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Sformułowałem sobie jakiś czas temu zasadę: poszukiwanie przyczyn problemów zaczynam od siebie - od tego, jak ja coś zadecydowałem.
...
Michale, widzisz coś do zmiany? - Zaczynaj te zmiany od siebie!

Dotyczy to także kwestii pomocy sobie i komuś.
Zanim poproszę kogoś o pomoc, najpierw staram się pomóc sobie sam. Nie proszę innych o pomoc, przed zrobieniem wszystkiego, co wydaje mi się możliwe, żeby samemu sprawę załatwić. Ale też...
Jeśli ktoś mnie prosi o pomoc, a ja widzę, że nie współpracuje, że sam sobie pomagać nie zamierza, tylko na mnie zwala zadanie "zrób tak, żebym był zadowolony/a", to ja już z doświadczenia wiem, że to i tak się nie uda, bo osoby taką postawę wobec innych przyjmujące z reguły próbują osiągać satysfakcję poprzez kapryszenie. Postawa kapryszenia jest nie do zaspokojenia, ona jest wieczna, bo jednym kapryśnym żądaniu przychodzi drugie, trzecie... potem setne i milionowe.
Sam nie kapryszę, ale też nie dam się wmanewrować w układ, w którym na początek ktoś mnie wciąga (pod dowolnym pretekstem) w jakieś swoje gierki, w których ja mam wykonywać coś na jego życzenie, a on potem mnie z tego rozlicza, narzekając, jak to moje działania okazały się "niewystarczające". Kapryśnika nie da się zadowolić, bo on najczęściej nawet nie za bardzo chce być w konkretnej sprawie zadowolony, on po prostu chce kaprysić.
Sam próbuję zablokować w sobie ciągoty do kapryszenia, ale też gdy ktoś inny prosi mnie o pomoc, to ja - owszem - mogę mu pomóc, ale wtedy też będę oczekiwał:
- dostosowania się (przynajmniej częściowo) do tego, jak ja tu owej pomocy udzielam (nie godzę się na bycie zarządzanym)
- wdzięczności, a nie sarkania na mnie i emocjonalnego krytykanctwa.
- a na koniec starań ku temu, aby na przyszłość taki ktoś dopracował się jakiejś własnej ścieżki samodzielnego radzenia sobie ze swoimi problemami.
Niespełnienie tylko jednego z punktów powyższej listy jest dla mnie wystarczającym powodem, aby od razu takiej osobie szukającej i mnie pomocy powiedzieć coś w stylu: wybacz, ale mam inne priorytety, ty radź sobie sam/a.

Każdy ma swoje życie i ja też mam swoje. Jeśliby ktoś miał przeświadczenie, że może sobie uczynić ze mnie swojego niewolnika, któremu się zrzędzi i narzuca swoją wolę, a potem pretensę, to trafił pod zły adres.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 12:10, 07 Cze 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:43, 14 Cze 2025    Temat postu:

Mam zasadę, że jeśli pojawia się jakiś problem, w którym mogę go rozwiązać własnymi siłami, ale też mogę skorzystać z rozwiązania go przez kogoś, to preferuję zdecydowane to pierwsze. Sam się staram rozwiązywać swoje problemy, traktując to jednocześnie jako test mojej osobowości i trening umiejętności. A dopiero jeśli czuję, że nie daję rady, to skłaniam ku poszukiwaniu pomocy, którą zresztą i tak będę starał się ograniczyć tylko do poziomu, w którym już ja sobie dalej sam poradzę.
Jest to trochę związane z potraktowaniem innych na podobnej zasadzie - tzn. uważam, iż z kolei oni też powinni najpierw skupić się na swoich problemach, w kontekście ewentualnej pomocy dla mnie. Ja nie chcę im zabierać czasu i energii na pomaganie mi, w sytuacji, gdy sam sobie i tak poradzę. Ewentualnie może jeszcze ktoś inny potrzebuje pomocy, więc jeśliby zaangażował kogoś do pomocy mi, w sytuacji, gdy i tak sobie z problemem radzę, to ten trzeci może być pozbawiony pomocy, z racji na to, że to mi (niepotrzebnie), a nie jemu została ona udzielona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:30, 15 Cze 2025    Temat postu:

Staram się na ludzi patrzeć pod kątem ich zalet, a na siebie pod kątem moich wad.

I, wbrew pozorom, nie jest to jakimś masochizm z mojej strony, ale postawa sprzyjania doskonaleniu osobowości. Bo to na błędach się uczymy, więc warto jest te swoje błędy poznać. Zaś spojrzenie na ludzi od dobrej ich strony sprawia, że łatwiej jest wytrwać w postawie życzliwości, cierpliwości i niedestrukcyjnych form kontaktu z drugim człowiekiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35520
Przeczytał: 74 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:44, 17 Cze 2025    Temat postu:

Z despotami poznawczymi programowo raczej (...) nie dyskutuję. Ściślej - czynię tu relatywnie często wyjątki, bo inaczej musiałbym pewnie zrezygnować z dyskusji z większością osób, ale traktuję taki rodzaj dyskusji jako stan nienormalny, a co za tym idzie, przy dyskusji z despotą poznawczym czuję się w znacznym stopniu zwolniony z dochowywania pewnych zasad, które bym starał się utrzymać przy dyskusji z dyskutantem pełnowartościowym.

Jaka jest moja osobista definicja "despoty poznawczego"?...
Despotą poznawczym nazywam osoba, którą w dyskusji można rozpoznać przede wszystkim po postawie wyrażania złości w przypadku, gdy jego partner w dyskusji "ośmiela się" mieć zdanie inne, niż ma sam ten despota.
Krótko mówiąc, despota poznawczy nie toleruje żadnego sprzeciwu w dyskusji wobec swoich przekonań.
Staram się unikać dyskusji z despotami poznawczymi przede wszystkim dlatego, że są one frustrujące, niesatysfakcjonujące, związane ze "złą krwią", wyrażaniem negatywnych emocji, przy jednocześnie ogromnych trudnościach z ustaleniem w ogóle jakie stanowisko w samej sprawie taki despota reprezentuje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin