Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sukces społeczny a doskonalenie świadomości i duchowości

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31382
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:10, 21 Gru 2023    Temat postu: Sukces społeczny a doskonalenie świadomości i duchowości

Od strony biologicznej i kulturowej jesteśmy zaprogramowani na dwa cele (pomijając samo przetrwanie):
1. Znalezienie partnera do rozmnażania i przekazanie genów potomstwu
2. Sukces społeczny
Inne cele - np. rozwój duchowości - pojawiają się później, są wtórne (co nie znaczy, że tym słowem "wtórność" poniżam ich ważność).

Nasze działania, zachowania obliczone na sukces społeczny są na tyle automatyczne, bezwiedne, iż większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że im podlega, albo uważa je za tak niezbywalne, oczywiste, absolutne, iż nie jest w stanie zrelatywizować większości wynikających z nich odruchów, pomysłów.
Rozwój "pełnego człowieczeństwa", rozwój w duchowości i mocy osobowej domaga się jednak zrelatywizowania tego celu, jakim jest sukces społeczny (podobnie domaga się zdobycia kontroli nad pragnieniem zdobycia partnera i rozmnażania). Nie oznacza to całkowitego zanegowania potrzeby owego sukcesy, ale jego umniejszenie w kontekście innych pragnień, przekonań, decyzji. Dążenie do celów społecznych u dojrzałej osoby jest podporządkowane uporządkowanemu, głębszemu myśleniu, stawianiu sobie bardziej ogólnych celów, idei, nawet niektórych intuicji.
Zrelatywizowanie automatyzmu celów społecznych nie jest łatwe. One są bowiem w nas na poziomie instynktu, na poziomie tego, co odbieramy jako "coś, co po prostu jest". Dopiero problemy w ułożeniu sobie relacji z innymi ludźmi uświadamiają człowiekowi, że to wszystko samo się nie uporządkuje. Aby jakoś wziąć w garść naszą osobowość, niezbędne jednak jest nie tylko wzbudzenie w sobie chęci ku temu, ale też - w znacznym stopniu samodzielne - opracowanie metody. No i trzeba sobie zwizualizować nowy życiowy mastercel.

Jeśliby celem głównym nie miał być sukces społeczny, to co w zamian?
- Może jakaś forma duchowej harmonii
- Może głębsze rozumienie i działanie w zgodzie z nim
- Może uporządkowanie własne w kontekście idei prawdy i dobra?...

Sukces społeczny na instynktowny, pierwotny sposób rozumiany, zwykle okazuje się być prostacki, na krótką metę. Ot, po prostu chcemy, aby nas lubiano, szanowano, doceniano. Ale życie jest skomplikowane, więc szybko okaże się, że realizacja takiego chcenia natrafia na rozliczne trudności. Szybko okaże się, że albo nasze otoczenie pod tym względem nie daje się nakłonić do naszego celu, albo my sami nie potrafimy być na tyle skuteczni w wyznaczaniu sobie celów roboczych, aby rzeczy spiąć w całość. Wtedy pojawia się frustracja związana z tym, że jedni nas nie chcą lubić, inni wręcz próbują wykorzystywać, jeszcze inni nie spełniają pokładanych w nich innego rodzaju naszych nadziei i pragnień. Robi się z tego bałagan, robi się brak możliwości satysfakcjonującego działania.

Trzeba pewnej dojrzałości, aby dostrzec, że tak na dłuższą metę nie mamy szans na zrealizowanie naszych pierwotnych celów społecznych w sposób doskonały, a często nawet wystarczająco satysfakcjonujący na średnim poziomie. Problem jest w tym, że nie bardzo umiemy czymś te cele zastąpić. A żyć trzeba... A jeśli nie mielibyśmy walczyć o lepsze docenienie naszej osoby, to o co właściwie?...
- Tu każdy natknie się na bardzo podstawowy dylemat: o co mi w tym moim istnieniu tak ostatecznie chodzi?
Czego w życiu chcę już tak bardziej osobiście, tak dla siebie (choć może w tym "dla siebie" zawrze się też działanie dla dobra innych)?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31382
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:23, 21 Gru 2023    Temat postu: Re: Sukces społeczny a doskonalenie świadomości i duchowości

Okazuje się, że posiadanie licznego rodzeństwa statystycznie negatywnie wpływa na inteligencję [link widoczny dla zalogowanych].
W artykule z linka wyżej tłumaczy się to zmniejszoną uwagę ze strony rodziców, jaką mogą oni poświęcać swoim dzieciom. Ja uważam, że tak naprawdę to czynniki są znacznie bardziej złożone. Pewnie jest tu udział tego efektu statystycznego, iż w typowym społeczeństwie rodziny wielodzietne częściej tworzą się w niższych warstwach społecznych. Innym efektem pewnie będzie też i to, że żyjąc w dużej gromadzie rodzeństwa, młody człowiek z konieczności bardziej zajmuje się kwestiami społecznymi niż swoim rozwojem indywidualnym. I efekt tego widać w testach.
Standardowa inteligencja - odwrotnie niż inteligencja emocjonalna - jest bowiem bardziej domeną samotników, ludzi skupiających się na rozumie jako takim, a nie na więzach społecznych. Te więzy społeczne - ich rozwój, konieczność reagowania w tym obszarze - silnie będą konkurowały ze skupieniem się mentalnym na ideach, samokrytycyzmie, czyli też doskonaleniu zrozumienia siebie, co jest z kolei warunkiem lepszego rozumienia świata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2210
Przeczytał: 177 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:19, 21 Gru 2023    Temat postu:

Bardzo ciekawy temat.
Dwa pytanka i komentarz sobię pozwolę.

Michał Dyszyński napisał:
Od strony biologicznej i kulturowej jesteśmy zaprogramowani na dwa cele (pomijając samo przetrwanie):
1. Znalezienie partnera do rozmnażania i przekazanie genów potomstwu
2. Sukces społeczny
Inne cele - np. rozwój duchowości - pojawiają się później, są wtórne (co nie znaczy, że tym słowem "wtórność" poniżam ich ważność).


Chciałem zapytać się o tę "ważność". Tak jak zauważasz, niektóre cele mamy zaprogramowane, a inne nie np. cel rozwoju duchowego nie wydaje się być w nas tak silnie zaprogramowany, w zasadzie to wielu ludzi chyba nie odczuwa potrzeby, by się jakoś silnie tu rozwijać itd.
Czy z racji tego, że te niektóre cele (jak znalezienie partnera, przekazanie genów itd.) są w nas zaprogramowane to wynika z tego, że one są dla nas jakoś ważniejsze od tych nie zaprogramowanych? Lepiej w życiu się im poświęcić, bo są ważniejsze, i dopiero najwyżej jak już je osiągniemy to dopiero potem zacząć realizować się w tych nie zaprogramowanych celach?

Cytat:
A żyć trzeba...


Moi bliscy widzą, że sporo czasu poświęcam "czemuś innemu", jak mówię, że to jest refleksja nad sensem życia i rozwój duchowy to słyszę, pytanie "po co mi to?", "co z tego będziesz miał?" "weź się za realne życie". ;-P
Kiedy ja nie potrafię inaczej. Dla mnie pewne rzeczy do osiągania, które ludzie uważają za ważne, podstawowe, konieczne dla własnego bytu, ja uważam za podrzędne. Dużo myślę o zbawieniu, o stawaniu się lepszym człowiekiem, duchowo rozwiniętym. To nie są cele, których realizacja bardzo rzuca się w oczy jak np. kupno nowego auta, którym można się zaprezentować i pokazać, że ja w życiu coś osiągnąłem. :think:
Czy można ludziom silnie zorientowanym na cele "zaprogramowane" jakoś wytłumaczyć, że ten cel o sensie życia i rozwoju duchowym też jest ważny, może nie najważniejszy w naszym ziemskim życiu (w tym sensie, że te cele nie powinny spychać do podziemi podświadomości celów zaprogramowanych), ale jednak warto mu się trochę poświęcić, że to jest z pożytkiem dla człowieka?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31382
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:46, 21 Gru 2023    Temat postu:

Katolikus napisał:
Moi bliscy widzą, że sporo czasu poświęcam "czemuś innemu", jak mówię, że to jest refleksja nad sensem życia i rozwój duchowy to słyszę, pytanie "po co mi to?", "co z tego będziesz miał?" "weź się za realne życie". ;-P
Kiedy ja nie potrafię inaczej.

Miewałem podobnie. Na szczęście raczej mam dość tolerancyjną ogólnie rodzinę, ale z różnych stron pojawiają się głosy radzące mi, abym był bardziej "normalny". Ja też nie potrafię nie myśleć o tym, co mi się do myślenia ciśnie.
Sam sobie zadaję pytanie: jak inni potrafią żyć bez tego?
Właściwie to w pewnym stopniu zazdroszczę ludziom, którzy potrafią odnajdować swoje spełnienie emocjonalne, po prostu robiąc to, co wszyscy - zarabiając pieniądze, mając różne sukcesy, jednych lubiąc, innych nienawidząc... W innym stopniu jednak im współczuję, bo ta duchowość i filozofowanie są przecież bardzo ciekawe, więc jak ktoś żyje bez nich, to chyba jest mu nudno. :think:
Te pragnienia "bardziej zaawansowane" może są jakoś wrodzone. Ja od dziecka sobie je stawiam. Pamiętam jak moi rodzice wspominali, ze mając zaledwie kilka lat wspinałem się na wsi na orzecha i na głos gadałem do siebie, zadając sobie pytania i samemu odpowiadając na nie. To też powodowało, że bardziej niż większość ludzi lubiłem pobyć sobie w samotności. Samo tak "się chciało", nikt mi tego nie narzucał, nie zmuszał do tego.

Nawet już w obszarze myślenia, dyskutowania widać spore różnice, co dla kogo jest "tym naturalnym" argumentem. Dla jednych argumentem w różnych sprawach jest aspekt przynależności społecznej - czy należysz, czy nie należysz do tych, czy tamtych. Dla mnie argument z przynależności jest jedynie argumentem przy rozważaniu problemu samej tej przynależności. Gdy myślę o sprawach innych, niż moja przynależność, staram się wręcz jakoś odsunąć, zneutralizować wszelkie myśli i odczucia ku przynależności społecznej wiodące. Inni mają to inaczej.
Może jest coś takiego, jak wrodzony "charakter epistemiczny", który każdy trochę ma po swojemu?...
Bo podobnie jest z samokrytycyzmem. Dla mnie pytanie o to "co robię źle?" jest tak oczywiste, tak ciągle sobie zadawane, że jest po prostu częścią mojej natury. Nie postrzegam zatem znalezienia w sobie czegoś złego jako porażki, lecz prędzej jest to sukces - osiągnięcie (cząstkowe) stawianego sobie celu. Ale mam wrażenie, że dla pewnych osób pytanie o własne błędy związane jest z dyskomfortem psychicznym, bo jako domyślną przyjmują oni opcję "ja jestem ten fajny, kompetentny i lepszy", więc pomyślenie inaczej wywoła u nich przykrość. To jest gdzieś w emocjach, jest spontaniczne, działa niezależnie od narzucania sobie tych postaw.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin