Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32959
Przeczytał: 60 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 15:21, 16 Gru 2022 Temat postu: Test wiary - wiara w rozum, czy w przemoc i dominację? |
|
|
Mam wrażenie, że spora grupa ludzi pokłada swoją wiarę w przemoc. Funkcjonują oni trochę na zasadzie jak na tym znanym filmiku, gdzie nauczyciel ogłasza, iż 2+2=5, zaś uczniowie, pod groźbą śmierci, muszą deklarować swoją z tym fałszem zgodność.
W tle problemu jest tu pytanie: czy do zwycięzców - dominatorów należy się przyłączyć, nawet jeśli są to źli, kłamliwi ludzie?
Chyba dla niektórych na szczycie hierarchii jest właśnie owo fizyczne zwycięstwo. Ci podepczą wszelkie etyczne, czy intelektualne wartości i opowiedzą się po stronie tyranów, byle być ze zwycięzcami.
Sam chrześcijaństwo rozumiem jako wezwanie do postawy dokładnie przeciwnej do opisanego wyżej oportunizmu. Jezus, w swojej drodze krzyż jest SAM wobec hordy wrogów. A pomimo tego Jezus nie odstępuje od swoich ideałów. Potrzeba trzymania ze zwycięzcami nie zmienia jego stanowiska, nie skłania do uległości. Będąc sam przeciw światu Jezus okazuje swoją MOC. Tylko bardzo silna jednostka jest w stanie obronić prawdę przeciw wszystkim. W ten sposób wyłania się ta najwyższa postać człowieczeństwa, aż prosi się zakrzyknąć "oto człowiek!" (Ecce homo).
Po drugiej stronie są ci SŁABI, którym dopiero ich grupa nadaje znaczenie i godność. Nie mając własnej mocy duchowej, słabeusz stara się podpiąć pod coś, co mu tej mocy udzieli, czasem nawet depcząc przy tym własne sumienie, uczciwość, stając się sprzecznym ze sobą.
Jezus nie musi wygrać wobec ludzi, skoro wie, że nie odstąpił od prawdy. Prawda u Niego jest na szczycie wartości. Wrodzy ludzie, świat ze swoją przemocą, choćby nawet wygrali, nie są w stanie zachwiać postawą Jezusa, który - paradoksalnie - właśnie dzięki temu, że został pokonany w sensie fizycznym, okazał jak bardzo jest silny (w prawdzie). Gdyby Jezus tylko deklarował swoje wartości, gdyby swoją męką nie dał dowodu, jak bardzo w nie wierzy, zawsze podlegałby potencjalnemu zarzutowi, iż "tylko deklaruje".
Ale chyba każdemu człowiekowi, prędzej czy później, życie postawi podobny dylemat: stanąć po stronie wygrywających, ale kłamców, czy też być tym samotnym, ale wiernym prawdzie, rozumowi, uczciwości?
I każdy się opowie po jakiejś stronie, dając tym rodzaj dowodu z okazania W CO NAPRAWDĘ WIERZY.
Przy czym zwykle jest tak, że strona która kłamie, która prawdą mentalnie wzgardziła, nie przyzna się do tego. Najczęściej będzie miała słowo "prawda" na swoich ustach, najczęściej z uporem i przemocą będzie ogłaszała swoje kłamstwa jako "stwierdzone fakty" (czy jakby tego jeszcze inaczej nie nazwać). Kłamca nie ma zwyczaju przyznawać się do tego, że jest kłamcą, będzie to ukrywał, kłamiąc nie tylko w kwestii pozostałych stwierdzeń, ale i w tym jaki jest status jego słów.
Chrześcijaństwo stawia kwestię życia na płaszczyźnie testu. Jesteśmy testowani głębiej niż tylko na płaszczyźnie deklarowania, wyznawania, lecz także (a właściwie to szczególnie w ten drugi sposób) W OPARCIU O WYBORY, których dokonujemy.
Stając po stronie zwycięzców - dominatorów, zamiast po stronie prawdy, zapewne znajdziemy sobie do tej postawy jakiś pretekst. Nie jest to problem, bo pretekst można wymyślić sobie właściwie na wszystko. Jeśli się na taką postawę zdecydujemy, to gdzieś "tam w środku" będziemy wiedzieli, albo przynajmniej czuli że to jest tylko pretekst, więc będzie to nas to kłuło. Najczęstszą strategią pozbywania się owego kłucia jest (znowu!) zastosowanie jakiejś postaci twardej dominacji, uporu w samym stwierdzaniu swego, bez podnoszenia zarzutów, bez rozumnego odpowiadania na pytania, które stawiają wątpliwość wobec naszego stanowiska.
Jak zachować uczciwość w tej sytuacji? Uznać, że zawsze trzeba przegrywać?... Uznać się za orędownika frajerstwa i looserstwa?
- Aż tak daleko, aby postulować coś podobnego bym się nie posunął. Chodzi mi bardziej o to, aby wygranych nie stawiać na szczycie wartości, lecz gdzieś niżej. Na szczycie powinna być prawda. Problem jest też niestety i w tym, że wiele naszych decyzji, wiele postaw jest czynionych nieświadomie, albo przynajmniej nie do końca świadomie. Jest coś takiego jak nastawienie w emocjach, oparte o intuicję, nad którym mamy znacznie mniejszą kontrolę świadomości, niż nad tym co potrafimy słownie sformułować. Pragnienie wygrywania za wszelką cenę (czyli też za cenę prawdy) nieraz się pojawi. I jeśli w ogóle mielibyśmy z nim skutecznie walczyć, to przynajmniej warto jest złożyć sobie świadomą deklarację "nie chcę przyłączać się do kłamców i drani, nawet jeśliby oni wygrywali!".
Jest tylko problem: na ile rzeczywiście SZCZERZE potrafimy sobie coś takiego wewnętrznie zadeklarować?...
|
|