Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:05, 23 Kwi 2022    Temat postu: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Przyznam, że ludziom dość często ustępuję. Zdaje sobie sprawę z tego, że przez niektórych będzie to uznane za objaw słabości z mojej strony. Ja mam na ten temat swoje własne zdanie. Bo uważam, że ustępstwo może być oznaką słabości, a może być też odwrotnie - oznaką mocy. Czym się różnią owe sytuacje?

Ustępstwo jest rzeczywiści oznaką słabości w rywalizacji, jeśli jest całkowicie wymuszone przez stronę napierającą, jeśli ustępujący nie widzi w tym najmniejszego sensu dla siebie, ustępując przed siłą. To jest jeden przypadek.
Jest jednak też inny przypadek, który chyba w moim życiu uznałbym za znacznie częstszy - gdy się ustępuje bez poczucia porażki, w znacznym stopniu dobrowolnie.
Ustępować dobrowolnie?... :shock:
Dlaczego tak?...

Ja ustępuję bardzo często dobrowolnie, co jest zwykle spowodowane tym, że NIE ZALEŻY MI NA STATUSIE BYCIA WYGRANYM W SPORZE. Chcesz się czuć wygranym?...
A czuj się! Dla mnie to nie problem... - taka jest moja wewnętrzna reakcja.

Są ludzie, którzy mentalnie żyją w świecie sporu. Jak nie toczą z kimś sporu, to mają odczucie bycia niezrealizowanym, życie nie ma dla nich barwy. Tacy ludzie inicjują wokół siebie wiele sporów, w których za chwilę będą wygrywali, zaliczając sobie za to zwycięstwa i satysfakcje z ich tytułu. Sam mam pewien IDEAŁ CZŁOWIECZEŃSTWA polegający na tym, aby unikać robienia rzeczy instynktownie, bezwiednie, nie panując nad tym, co i jak w sprawie.
Dla mnie bycie "noszonym" przez potrzebę wszczynania sporów i zaliczania sobie zwycięstwo jest objawem słabości, braku poprawnego zdiagnozowania swojej natury, właściwie to po prostu głupoty, bycia niewolnikiem nieuświadomionych impulsów. Bo co mi właściwie miałoby być lepiej z tego powodu, że w jakiś tam sporze odniosłem jakieś zwycięstwo?...
- Najczęściej - poza samą tą satysfakcją zwycięstwa - nie ma żadnych innych efektów. Właściwie to reszta będzie głównie stratą - czasu, energii, nerwów. A może jest tu jakaś przyjemność?...
- Ja nawet przyjemności z wygrywania sporów nie czuję, nawet nie mam z tego tytułu satysfakcji. Często się łapię na tym, że odczuwam dyssatysfakcję, gdy mam wrażenie, że ktoś poczuł się zdominowany przeze mnie.
W większości sporów PERSONALNIE NIE MAM DO WYGRANIA NIC. Właściwie to mam jedynie szansę na przegrane - tocząc spory w aspekcie czysto personalnym jestem (w moim wewnętrznym rozliczeniu) na z góry przegranej pozycji, bo jak wygram spór, to nie będę czuł przyjemności, a może przykrość, a jak go przegram, to też będzie tylko przykrość. Więc od strony moich osobistych emocji, zupełnie nie mam motywacji do wygrywania sporów.
Ale oczywiście jest warstwa nie tylko emocji zwycięstwa. Spory nie wynikają tylko z tego, że ktoś chce sobie coś udowodnić na płaszczyźnie personalnej. Spory mogą być toczone O COŚ, związane są jakimś pragnieniem ustalenia wspólnego stanowiska, dogadania się jak działać dalej. Dlatego nie wycofuję się z każdego sporu - czasem spory toczę, właśnie dla uzyskania efektu ustalenia czegoś, uzgodnienia jakiejś wizji spraw. Właściwie to zdecydowana większość sporów jakie toczę, jest z tego tytułu. Spory ambicjonalne staram się w ogóle pomijać, usuwać z mojego życia i chyba już nauczyłem się robić to względnie skutecznie, co wynika z zastosowania prostej strategii: skoro i tak mi nie zależy na tych zwycięstwach, to albo dyskusję poddaję (bez poczucia porażki), albo stawiam sprawę na zasadzie "można tak myśleć, jak to przedstawiasz, ja mam inne zdanie, ale mogę warunkowo uznać, iż ty też masz jakieś argumenty, więc nich ci tam będzie, ja co powiedziałem, to powiedziałem, nie mam nic do dodania". I jak ktoś chce dalej przedstawiać swoje argumenty, to niech to czyni, ja nie zamierzam na nie już odpowiadać.
Ustępuję też w dużym stopniu dlatego, iż mam świadomość, że do zrozumienia czegokolwiek trzeba mieć mentalną BAZĘ.
Nie da się toczyć sensownej dyskusji, z nią sporu np. o fizyce kwantowej z kimś, kto nie nie ma zielonego pojęcia o fizyce kwantowej. Jeśli ktoś tylko usłyszał o fizyce kwantowej parę zdań, ale teraz używa tych zasłyszanych sformułowań bez zrozumienia, bez zdolności operowania na poziomie konstruowania idei i argumentacji, bo najwyraźniej wystarcza mu ambicjonalny aspekt sporu, to się nie doczeka mojego udziału w sporze z nim. Bo on nawet NIE WIE O CO się spiera. Nie ma tu bazy w postaci odniesienia się do przedmiotu, nie ma możliwości dyskusji. Głupotą i TOTALNĄ STRATĄ CZASU jest udawanie, że tu w ogóle o coś spór się toczy. Z takiego sporu można tylko odejść i to nie z poczuciem porażki, lecz z poczuciem, że ów spór właściwie nie miał szansy się zacząć, że stawianie pytania o wygraną bądź przegraną jest bezprzedmiotowe.

Wymogiem minimalnym do sporu, w którym warto jest uczestniczyć, jest jakaś tam postać ZROZUMIENIA PRZEDMIOTU owego sporu przez strony. Jeśli ten wymóg nie jest spełniony, to ustępstwo jest równoważne z BRAKIEM PODJĘCIA SPRAWY, nie ma tu nawet szansy na kwestię porażki, czy zwycięstwa. Wtedy "ustąpienie" z owej dyskusji nie jest ustąpieniem, tylko STWIERDZENIEM NIEWAŻNOŚCI sporu, zaś niepodjęcie sporu jest WYNIKIEM OCENY, IŻ NIE MA O CZYM DYSKUTOWAĆ.
To, że się taką ocenę wyprowadza samo jest oznaką pewnej MOCY DECYZYJNEJ - świadomości obrazu sprawy. Jest zatem oznaką mocy - tu mocy rozumienia, jak się sprawa ma, a z tym ZAUFANIE SWOIM OCENOM, iż nie ma z kim dyskutować. Słabością byłoby zaś uleganie w takiej sytuacji porywom ambicjonalnym, które nakazywałyby tracić czas na bezprzedmiotowe (najczęściej po prostu czysto personalne) utarczki.

Często ustępuję w taki sposób, że deklaruję ROZBIEŻNOŚCI CELÓW DYSKUSJI.
Jeśli ktoś przystępuje do dyskusji z celem A, zaś ja widzę sensowność dyskutowania o celu B, zaś cel A jest dla mnie nieważny, to gdy się zorientuję, iż mamy ową rozbieżność celów, to właśnie kończę spór z ogłoszeniem "mi o coś innego chodziło, na temat, o którym ty mówisz nie mam swojego zdania, zatem nie toczę tu sporu".
Niby tak ustępuję...
Ale ustępuję nie na zasadzie bycia pokonanym, lecz na zasadzie, iż nastąpiła pomyłka w ogólnym postawieniu sprawy, czyli pytanie o to, kto tu wygrywa jest bezprzedmiotowe. W takiej sytuacji wręcz sam sobie zaliczam rodzaj sukcesu. Jest to SUKCES POPRAWNEGO ZDIAGNOZOWANIA rozbieżności w stawianiu spraw. I dalej traktuję tę umiejętność diagnozowania jak objaw mojej mocy.

Jest jeszcze jeden rodzaj ustępstw, który ma związek z poczuciem mocy, a nie słabości. Trochę to jest podobne do przypadku, gdy do gry w szachy przystąpi dwóch graczy o bardzo nierównych umiejętnościach. Zwykle okazuje się, iż już po paru ruchach wyraźnie ktoś przegrywa. Wtedy ten, który ma przewagę, widząc też, że druga strona nie ma szans, USTĘPUJE - np. powiadając: no to zabierz sobie z szachownicy mojego hetmana, może teraz wygrasz?...
No i zwykle okazuje się, że nawet bez tego hetmana, czyli w teoretycznie będąc bez szans, lepszy gracz i tak wygrywa. Można ustępować dając for słabszemu. Takie ustąpienie jest jawną oznaką mocy.
W dyskusjach też zdarza mi się komuś ustąpić na takich zasadach - np. mogę zgodzić się z błędnym postawieniem sprawy, przy którym upiera się oponent, aby za chwilę okazało się, jak bardzo bez sensu było to upieranie się, bo konsekwencje przemawiają wyraźne za głupotą takiego podejścia.
Właściwie to chyba ten rodzaj "ustępstw" jest najbardziej wyrazistą oznaką mocy. Jeśli już byłby sens posiadania satysfakcji z wygranej w jakimś sporze, to właśnie na tej zasadzie - że się dało komuś for, a i tak wyszło, że wychodzi na nasze.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:07, 23 Kwi 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:27, 23 Kwi 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Tak sobie pomyślałem, że aby się poprawnie zdiagnozować w swoich emocjach i motywacjach chyba muszę dodać jeszcze jeden powód, dla którego nieraz ostentacyjnie wycofuję się ze sporów. Tym powodem jest moje osobiste postanowienie: Michale, nie daj się prowokować, każde nieświadome poddanie się czyjejś prowokacji jest porażką!

To może nawet jest u mnie przesadne, związane z historią mojego życia, może być nawet odczytane jako rodzaj słabości (choć niekoniecznie tak musi być odczytane), ale ja bardzo głęboko się identyfikuję z przekonaniem, iż NIE WOLNO JEST MI DAĆ SIĘ ZARZĄDZAĆ PRZEZ GŁUPCÓW I PRZEZ NIEŚWIADOME IMPULSY.
Danie się sprowokować jest w moim systemie osobistych wartości porażką o "mocy" wielokrotnie przekraczającej moc porażki ustępowania przed jakąś tam presją zewnętrzną. Bo moc zewnętrzna jest czymś, na co nie mam wpływu, czyli muszę wkalkulować to, że czasem będzie ona przytłaczająca, większa niż cokolwiek co mogę przeciwstawić. Tutaj więc jest siła wyższa, która nie zależy ode mnie. Zupełnie inaczej jest w sytuacji, gdy COŚ MOGŁEM ZADECYDOWAĆ INACZEJ. W takim przypadku błędny wybór będzie moją porażką. A przypadek gdy mogłem zachować swoją autonomię, ale czy to moja ambicja, czy impulsywność, czy podleganie kulturowym wzorcom mi narzuconym zadecydowały zamiast mojej rozwagi, pomyślunku, traktuję jako moją ewidentną osobistą porażkę.
Dlatego ja po prostu znacznie mniej boję się porażek w stylu "ktoś okazał się silniejszy", od porażek "to ja okazałem się głupcem, dałem się zarządzać obcym, często wrogim siłom".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 15:29, 23 Kwi 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:36, 23 Kwi 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Ludzie skupieni na rywalizacji, ambitni personalnie, wojownicy z natury rzadko są w stanie spojrzeć z dystansu na siebie. Dla nich "jest oczywiste", że (rzekomo) żyjemy po to, aby okazywać swoją dominację, aby zwyciężać. Dla nich ustępstwo jawi się jako słabość, bo przecież "tylko o zwyciężanie może chodzić, zaś ustępstwo jest porażką z natury rzeczy".

Dla osoby, która aspekt rywalizacji traktuje bardziej jako aspekt "zabawowy" życia, ważność owych zwycięstw może być bardzo niska. Niby bowiem dlaczego mielibyśmy w te rywalizacje chcieć się angażować?...
- Przecież w tym czasie można coś ciekawego się dowiedzieć, coś przeżyć, coś zbudować...

Dla osoby skupionej na przykład na rozwoju intelektu, tą porażką wewnętrznie odczuwaną może wcale nie być przyznanie komuś zwycięstwa, odstąpienie od rywalizacji, lecz może pominięcie jakichś rozpoznań, nie rozwiązanie jakiegoś problemu. To zająć się taką ciekawą sprawą - byłaby porażka!... A to, czy ktoś tam uznaje się za wygranego w czymś tam?... To tylko nieistotna pierdoła...

Tak gdzie jest nasze serce, w czym tkwią te osobiste ambicje i emocje, tam jest skarb naszego życia. Każdy wybiera ten skarb - traktując za swój.
Ogólnie patrząc na nasze życie, to co chwila coś stawiamy wyżej w naszej hierarchii, aby coś innego poniżyć, uczynić mniej ważnym. Jeśli poświęcamy więcej czasu nauce, to mniej go zostaje na przyjemności, czy inne aspekty życia. Jeśli się skupiamy na życiu towarzyskim, to automatycznie mniej osiągniemy w rozwoju indywidualnym. Bo czasu jest ile jest, energii mamy tyle, ile mamy, a nie więcej niż tyle jest jest naprawdę dostępnym.
Są ludzie wyjątkowo ambitni, którzy stawiają sobie cel osiągnięci wszystkiego. W szczególności kobiety - perfekcjonistki potrafią stracić kontrolę nad swoim życiem, właśnie poprzez to, że chcą mieć tej kontroli nadmiar. Próbują być zawsze "naj..." - najlepszymi żonami, matkami, pracownicami, wszystko w rygorze, wszystko w kontroli. Bo gdyby ustąpiły, to byłaby porażka. Aż ich psychika siądzie... Bo rzekomo przecież inaczej "się nie da".
Wtedy czasem przyjdzie refleksja, że może sukcesem jest nie tyle w niczym nie ustąpić, co SKONSTRUOWANIE POPRAWNEJ HIERARCHII CELÓW ŻYCIOWYCH,

Jest pojecie pyrrusowego zwycięstwa - sytuacji, w której cel ostatecznie jest osiągany, ale koszty owego sukcesu przewyższają zyski z zwycięstwa, zaś ostatecznie tracimy, w ostatecznym rozrachunku jest porażka.

Ja staram się ŚWIADOMIE USTĘPOWAĆ.
Jeśli ustąpiłem, bo uznałem rywalizację w jakiejś sprawie za mniej wartościową, niż to, co uzyskuję dzięki ustąpieniu, to nie tracę, nie czuję się przegrany, lecz odwrotnie - wygrywam, bo okazałem rozwagę i nie dałem się wciągnąć w niepotrzebne spory.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 20:38, 23 Kwi 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:35, 24 Kwi 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Ja czasem ustępuję wręcz ostentacyjnie.
Co wyraża to moje ostentacyjne ustąpienie?...
- Przede wszystkim jest pokazaniem, że TO NIE JAKIEŚ TAM RYWALIZACYJNE USTALENIA DECYDUJĄ O MOJEJ WARTOŚCI, że ja MAM WŁADZĘ I KONTROLĘ NA TYM, CO UZNAJĘ ZA ZWYCIĘSTWO, A CO ZA PORAŻKĘ.

Oddając zwycięstwo gratis niejako mówię: to czy ono ma znaczenie, czy go nie ma, zależy od mojej wiary, mojego uznania co jest ważne.
Możesz sobie wziąć to zwycięstwo, jeśli jest ono ważne DLA CIEBIE. Ale ja może w tym przypadku zostawiam sobie prawo do uznawania za ważne coś innego, niż ty tu uznajesz. Czasem jest tak, że to zwycięstwo uważam za coś bezwartościowego.
Kiedy (szczególnie) zwycięstwo jest bezwartościowe?...
- Jeśli gra była ustawiona!

W rywalizacjach życiowych często bywa tak, że jedna ze stron usilnie kombinuje jak przeforsować takie zasady (czy taki brak zasad), że łatwiej jest jej wygrać. Potem taki ktoś uważa się za zwycięzcę, choć rywalizacja uczciwą nie była.
Dlatego ja, jeśli czuję że gra robi się ustawiona, jeśli uznaję, że nie dopełniono w niej ważnych zasad, to oddaję ustawiającemu takie jego "zwycięstwo".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:13, 25 Kwi 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Michał Dyszyński napisał:
Oddając zwycięstwo gratis niejako mówię: to czy ono ma znaczenie, czy go nie ma, zależy od mojej wiary, mojego uznania co jest ważne.
Możesz sobie wziąć to zwycięstwo, jeśli jest ono ważne DLA CIEBIE. Ale ja może w tym przypadku zostawiam sobie prawo do uznawania za ważne coś innego, niż ty tu uznajesz.

Jeśliby dyskusje traktować jako rodzaj gry, jako przestrzeń pewnego STARCIA SIĘ OSOBOWOŚCI, to pojawia się pytanie: co konstytuuje ową grę?

Uważam, że całą ową grę o prymat w dyskusji konstytuuje ZGODA STRON CO DO CELU, uznanie co stanowi zwycięstwo, a co jest porażką.

Istotną kwestią jest tu zatem to, czy do owej zgody doszło, czy też nie.
Teoretycznie każdy może sobie wymyślić dowolny powód do uznania się za zwycięzcę w dyskusji!
Pokazują to choćby dyskusje z trolami. Troling można by opisać jako udział w dyskusji oparty o niestandardowy, skrywany inny, niż domyślny CEL dyskusji.
Zwykły dyskutant może mieć cel w rodzaju przekonania drugiej strony.
Trol ma cel w rodzaju wywołania u drugiej strony jakichś tam silnych emocji.
Dalej trol realizuje swój cel, udając uczestnictwo w celu, który stawia sobie zwykły dyskutant.

Cel trola - wywołanie emocji - jest w jakiś sposób ewolucyjnie wyróżniony, kto wie czy nawet nie jakoś tam domyślny dla wielu. Cel ten wiąże się jeszcze z innym - sprawowaniem jakiejś postaci kontroli. Trol odczuwa satysfakcję z tego powodu, że wywołał emocje u współdyskutanta, czyli trol okazał moc tych emocji wywoływania, dowiódł sobie jakiejś postaci sprawczości.

Walka o prymat w sporze jest także walką o te emocje. Narzucając swoją wersję dyskusji, oczekuje się domyślnie, iż z dyskusją związana jest "wygrana emocjonalna", że druga strona odczuje w emocjach to, iż została pokonana. Irytujący dla osób przyjmujących takie założenie będzie dyskutant, który nie oferuje szansy na kontrolowanie jego emocji.

Zdaje sobie sprawę z tego, że chyba bywam takim dyskutantem...
I nawet nie chodzi tylko o emocje, ale też o SZANSĘ NA UZGODNIENIE CELU DYSKUSJI.
Podchodząc do dyskusji każdy będzie miał jakieś wyobrażenie, co jest owej dyskusji celem. Stawiając pewne zagadnienia będziemy mieli jakiś rodzaj przeświadczenia, co stanowi pozytywne (dla nas) rozstrzygnięcie, a co negatywne, zaś DRUGA STRONA POWINNA PODZIELAĆ OWO PRZEŚWIADCZENIE. Wtedy dyskusja jest jakoś mentalnie zrozumiała.
Myślę, że spora część dyskutantów, która mnie wręcz nie znosi na tym forum, ma negatywne nastawienie do mnie właśnie z tego powodu - że nie bardzo widzą szanse na "emocjonalne uchwyty" dla dyskusji. Nie wiadomo od czego ja poczuję się przegrany, nie wiadomo w co właściwie uderzać. :think:

Kiedyś miałem w podpisie tekst o tym, że nie dyskutuję dla tryumfu w dyskusji. I to jest prawda. Ale też prawdą jest, iż dla wielu może być to postawa nie do zaakceptowania, bo przecież (według nich) "w dyskusji właśnie o to chodzi, aby mieć swój tryumf nad oponentem". Jeśliby tego tryumfu - z założenia - miało nie być, to po co dyskutować?...
Podobnie, jeśli tryumf "ucieka", bo na przykład przez drugą stronę jest inaczej definiowany, to trudno jest z dyskusji osiągać satysfakcję. Pozostaje wtedy tylko irytacja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:30, 25 Kwi 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Michał Dyszyński napisał:
Irytujący dla osób przyjmujących takie założenie będzie dyskutant, który nie oferuje szansy na kontrolowanie jego emocji.

Nie każdy to odkrył. Chcę powyższe zdanie przedstawić jako rodzaj odkrycia, jako zerwanie sobie zasłony z oczu.
Tak naprawdę to gra idzie o te emocje!
Najczęściej o to idzie. Myślę, że nie zawsze.
O emocje, o ich wywoływanie idzie zarówno w miłości, jak i w jej zaprzeczeniu - nienawiści, powiązanej z agresją. W dyskusji może o te emocje chodzić bardziej, bądź mniej. Z resztą chodzi o bardzo różne emocje.
Niektórym w dyskusjach chodzi o to, aby w ogóle być jakimś tam obiektem zainteresowania, aby nie być ignorowanym.
Innym chodzi o to, aby irytować ludzi.
Jeszcze innym chodzi o sugerowanie otoczeniu, że jest się autorytetem, kimś godnym uznania, próbuje się wywyższyć swojego ego.
I pewnie jeszcze nieco innych powodów emocjonalnych.

Dlaczego piszę, że to jest rodzaj odkrycia?
- Bo dzięki uświadomieniu sobie tego, że o owe emocje chodzi, wiele osób może zdiagnozować różne swoje negatywne odczucia w dyskusji - dlaczego w ogóle one wystąpiły?
Diagnozując dlaczego np. ktoś jest niezadowolony, mimo że teoretycznie osiągnął sukces, bo nikt mu już nie zaprzecza, sam uznał iż tezę obronił, czyli jakby wygrał, a tu wciąż jest ta dyssatysfakcja... Dlaczego się doczepiła, dlaczego wciąż jest?
Co robić, aby dyssatysfakcję zamienić na satysfakcję?...
- Może w ogóle nie ma dla kogoś takiego stanu?...
A może ten stan ma szansę się pojawić, dopiero po jakichś zmianach w swoim nastawieniu do tego co jest sukcesem, do ludzi, do życia.

Typową reakcją na dyssatysfakcję jest rozdrażnienie, złość, pragnienie natychmiastowego zastąpienia jej satysfakcją. Ale ta typowa reakcja jest najczęściej niezbyt twórcza, polega na procesowaniu swojego niezadowolenia bez uruchomienia jakiegoś programu zaradczego.
Zmienić siebie w stronę bycia szczęśliwym w wielu przypadkach, czyli tych bez uświadomienia sobie, że może ulokowaliśmy nasze nadzieje w czymś wadliwym, w czymś co nie ma szansy się ziścić, może w ogóle być niemożliwe.
Jeśli ktoś sobie wyobraża szczęście jako spełnienie warunków wzajemnie sprzecznych (a wszystkie mają być spełnione obowiązkowo!), to szczęśliwym po prostu nie będzie. Przynajmniej nie będzie szczęśliwym do czasu, aż zmieni swoje nastawienie.

To jest cenne!
To jest główna droga do trwałego szczęścia!
Zdiagnozować w sobie niemożliwe do zrealizowania marzenia i oczekiwania!
A po zdiagnozowaniu tych niemożliwych celów mentalnych należałoby jeszcze jakoś się zmienić.

Człowiek, gdy ktoś inny mu powie "zmień się" zwykle będzie reagował odrzuceniem, złością, myśląc sobie "ty się lepiej sam zmień! Nie jestem twoim podwładnym, nie będziesz mi rozkazywał, co mam robić!"
Może i słusznie się tak reaguje, bo jest wielu cwaniaków, oszustów, manipulujących, którzy niczego dobrego nam swoimi radami nie oferują. Ale można podejść do sprawy inaczej - postulat zmiany zrealizować NA WŁASNYCH WARUNKACH. Wtedy kontrolujemy to, czy zmiana jest zgodna, czy też przeciwna naszej osobowości, naturze. Wtedy też mamy dopiero realną szansę zamieniać te liczne życiowe dyssatysfakcje w satysfakcje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:18, 20 Maj 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Michał Dyszyński napisał:
uważam, że ustępstwo może być oznaką słabości, a może być też odwrotnie - oznaką mocy.

Ustępstwo może być oznaką wyższej mocy, a przynajmniej nie jest oznaką umniejszenia tej mocy na wiele sposobów:
- jako pokazanie, że ja już nie muszę walczyć o to, w czym ustępuję - w domyśle: mam coś znacznie większego, w obliczu którego ta rywalizacja nie ma znaczenia.
- jako realizacja zasady: mądry głupiemu ustępuje, a głupi się z tego raduje. I pokazanie, że emocja zwyciężania mną nie włada (w odróżnieniu od mojego oponenta).
- jako przytyk do oponenta: jesteś tak tępy i zatwardziały, że ustępuję ci i nie chcę już mieć z tobą żadnej relacji, bo wszystko jest lepsze niż ta relacja z tobą. Bo zorientowałem się, że nie rokujesz w dyskusji - niech będzie po twojemu i spierdalaj, byleś nie mitrężył już mojego czasu...
- bo rywalizacja ma sens jedynie dla oponentów względnie bliskich, prawie równych sobie. Kodeks pojedynkowania się Boziewicza zabraniał pojedynków ludzi bardzo różniących się stanem. A więc i pojedynek ogólnie nie ma sensu, gdy druga strona jest wyraźnie "niższa mentalnym stanem".
- bo wskazuję, że mój oponent nie przestrzega reguł uczciwości, czyli już przegrał walkowerem, co też oznacza, iż dalsza rywalizacja nie tylko nie ma sensu, ale sugeruje mylnie, że jest jeszcze jakakolwiek dalsza "gra". Nie, nie ma tej gry, bo jedna ze stron już przegrała walkowerem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:27, 09 Cze 2022    Temat postu: Re: Ustępstwo objawem słabości, czy mocy?

Przypadek chyba najbardziej wyrazisty sytuacji, w której ustępstwo jest objawem mocy, a nie słabości ilustruje pewna moja partia szachów (może trochę nie w pełni dokładnie pamiętam tę historię, więc częściowo pewnie tu coś dodaję, bądź zmieniam, bo rzecz działa się dziesiątki lat temu)..
Byłem wtedy bardzo początkującym szachistą, a grałem z osobą dużo ode mnie lepszą w tę grę. Po kilku ruchach okazało się, że już jestem o figurę do tyłu. W związku z tym mój przeciwnik zaoferował: dobra, to ja ci ustąpię i też oddam ci moją figurę, co zrówna dalej szanse. Przystałem na to. Ale jak się można spodziewać sytuacja się powtórzyła - straciłem kolejna figurę. Mój przeciwnik znowu zadeklarował - to ja ci znowu ustąpię, oddam podobną figurę i jeszcze dwa piony. Gdy się na to zgodziłem, okazało się, że to też nie pomogło, bo za chwilę byłem w gorszej sytuacji. Wtedy przeciwnik ustąpił jeszcze raz - oddał mi hetmana. Co też nie pomogło, bo partię przegrałem.

Tak to, ustępując mi 3 razy, przeciwnik wykazał swoja bezapelacyjną dominację nade mną, okazał swoją moc w zakresie gry w szachy.
Ostentacyjne ustąpienie komuś w sytuacji, gdy na start była równość, ale ktoś się owej równości zrzeka, ponieważ czuje się bardzo silny, jest według mnie kto wie, czy nie najmocniejszym wyrażeniem swojej przewagi.

Ale działa też i mechanizm w drugą stronę - np. domaganie się lepszych warunków dla siebie niż dla oponenta jest jawnym uznaniem swojej słabości. W dyskusjach to jest dość częste, że dyskutant próbuje się kreować na autorytet, który niczego uzasadniać nie musi, bo "wystarczy, że stwierdzi swoje", ale od oponenta wymaga bardzo silnych uzasadnień. Jeśli ktoś w ten sposób traktuje dyskusję, to jawnie przyznaje się do słabości w niej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 12:59, 09 Cze 2022    Temat postu:

Naśladuj Jezusa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:11, 09 Cze 2022    Temat postu:

Semele napisał:
Naśladuj Jezusa.

Przypadek Jezusa jest może i najbardziej znamienny ze wszystkich. Oto Jezus dobrowolnie oddaje wszystko co tylko możliwe - swoje życie, cierpienie, pozwala się upodlić, uznać za najbardziej wzgardzonego. Naprawdę trudno jest wymyślić, co ty ktokolwiek mógł oddać więcej. A efekt?...
Efekt jest taki, że Jezus może powiedzieć przeciwnikowi (szatanowi, złym mocą, pyszałkom i tyranom świata): chociaż zabraliście mi wszystko, to wciąż nie macie nic...
To co jeszcze macie do wygrania?...
Skoro wszystko czego chcieliście, już macie, dostaliście to, a dalej jesteście nie zaspokojeni, to może błąd jest w was samych?...
Może NIC WAS NIE ZADOWOLI?...
Jesteście bez szans na satysfakcję, bo nawet największe spełnienie się waszych oczekiwań okazuje się bezskuteczne. Czyli słabi jesteście przez to, że PRAGNIECIE W SPOSÓB NIEMOŻLIWY DO ZREALIZOWANIA.

Nic wam nie pomoże, jeśli spełnią się wasze pragnienia, bo słabość jest w was samych!
Jesteście przegrani już na początku. Nie ma dla was szansy na satysfakcję, bo obstawiacie na wyścigach chabetę, która padnie martwa przed dobiegnięciem do mety. Słabość jest w was - na poziomie CELÓW I PRAGNIEŃ.
Choćbym nie tylko ja, ale wszyscy w ogóle wam ustąpili, to i tak to nic wam nie da. Chyba, że zmienicie swoje myślenie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin