Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Uważanie się za kogoś ważnego, wartościowego

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:40, 21 Lis 2025    Temat postu: Uważanie się za kogoś ważnego, wartościowego

Stawiam pytanie: czy człowiek powinien się uważać za ważnego, wartościowego?
Odpowiedzi udzielane na to pytanie najczęściej rozpadają się na dwie przeciwstwane narracje:
1. Narracja dowartościowująca, traktująca człowieka jako wartość z samego założenia (rodzaj humanizmu), a dodatkowo "dopalająca" nieraz to podejście czasem od strony chrześcijańskiego uznania za osobę, kochaną przez Boga, stworzoną przez Niego, przeznaczoną do zbawienia, czy też związana z zachwytem nad dziełami człowieka
2. Narracja sugerująca, że uznanie swojej wartości jest objawem pychy, że prowadzi do wywyższania się (w religii czasem z sugestią buntowania się przeciw nadrzędnej roli Boga).
Ta druga narracja jest często wyciągana przez religijnych fundamentalistów, ortodoksów z jednej strony, a zwolenników ideologii władzy i kolektywizmu z drugiej (znane komunistyczne "jednostka niczym, jednostka bzdurą", bo rzekomo tą największą wartością jest partia i idea komunistyczna).
Pierwsza narracja też ma swoje różne aberracje, najczęściej związane z życzeniowym potraktowaniem wszelkich ludzkich emocji i działań jako dobro samo w sobie, nie dostrzegając skonfliktowania wewnętrznego tego "dobra", czyli lekceważąc wymogi spójności, prawdy. Takie postawy bezkrytycznej formy akceptacji wszystkiego, co (nieraz mocno zaburzeni i niemoralnie) ludzie wymyślą i zrobią znamionują też naiwne kierunki w pedagogice, wychowaniu, czy różnych wymyślnych ideologiach. bazujących na jednostronnym negowaniu "tradycyjnego" (czyli domyślnie rzekomo domagającego się odwrotnej reakcji) wychowania i kształtowania osobowości.

Sam uważam, że naszym obowiązkiem (także - dla osób wierzących - obowiązkiem chrześcijańskim) jest uznanie swojej osobowej wartości i ważności. Ale myliłby się ten, kto by przypisywał mi owo uznanie jako bezwarunkowe. Bo uważam, że w zastrzeżeniach jakie stawia narracja przeciwne - negująca przynajmniej część form uznawania tego, co ludzkie za wartość - jest "coś na rzeczy". Zagrożenie pychą przy "nieostrożnym", albo naiwnym uznawaniu naszej osobowej wartości również uważam za poważne.

Pytaniem jest zatem: jak uznać swoja wartość, ważność, nie popadając przy tym w pychę?
- Najkrótszą (choć uproszczoną) odpowiedzią tutaj byłoby pewnie: pychę utrącić da się w uznaniach swojej osobistej wartości, jeśli ktoś umie szczerze uznać tę swoją wartość NIE RYWALIZUJĄC przy tym z innymi ludźmi.
Byłoby to zatem uznanie w stylu: ja jestem wyjątkowy, wartościowy, ważny, ale inni ludzie są tu na tym samym z grubsza poziomie - też są (nie mniej ode mnie) ważni, wartościowi. I nie należy pytać się o to, kto tu jest wyżej, a kto niżej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:47, 21 Lis 2025    Temat postu: Re: Uważanie się za kogoś ważnego, wartościowego

Znowu zastrzegam, że moje refleksje będą osobiste. I to przynajmniej z kilku powodów takie będą
- po pierwsze dlatego, że nie znam (co nie znaczy, że takowych nie ma) podobnych refleksji w literaturze, więc nie wiem, na co się powołać.
- po drugie dlatego, że skoro jest rzecz o wartości osoby, to nie ma co ukrywać, iż aspekt osobowy w narracji myślowej jest naturalny. Bo ma taki być, a tryb osobisty niech to podkreśli.
- po trzecie, tu się wszystko łączy w całość - świadomość ja, wartość, osoby, prawo do wypowiedzi, bycie ocenionym przez siebie i przez innych i parę jeszcze innych aspektów, z których właśnie ów osobisty jest niezbywalny.

Przyznam się, że relatywnie nie tak dawno rozpocząłem w sobie rodzaj przemiany w stronę od pewnej formy deprecjonowania siebie, do uznawania własnej osoby za wartość. Wiem, że dla wielu fundamentalistycznie myślących ludzi byłoby to powodem do oskarżenia mnie o pychę, ale ja uważam, że ta postawa, której próbuję się mentalnie dopracować, żadną pychą nie będzie. Poza tym w samych owych oskarżeniach, czy próbach deprecjonowania osoby, jakie fundamentaliści czy inne ideologie władzy się lubują aktualnie widzę wyraźną pychę oskarżycieli, którzy narzucanie innym swoich zasad, ocen i woli traktują jako im przynależne, zaś w drugą stronę to już ma nie działać. Dzisiaj zatem traktuję jako objaw złej woli, jako formę mentalnej agresji tę ochoczość oskarżania o pychę kogoś, kto swoją osobistą godność uznaje.
Ale do tego, aby owo uznawanie swojej osobistej godności i wartości rzeczywiście dobrze oddzielić mentalnie od pychy, nie wystarczy tylko sama intencja. Tu trzeba rozwiązać pewne narzucające się sprzeczności, ustalić (także w swoich emocjach i pragnieniach) pewne "fakty mentalne", określić się, jako ktoś opowiadający za konkretnym wartościami, a inne odrzucający.
Dzisiaj zatem uznaję swoją wartość i godność, choć jednocześnie...
... wobec ludzi unikam jej akcentowania, spierania się o nią, domagania się jej. Wręcz na swój sposób niekiedy CIESZĘ SIĘ Z LEKCEWAŻENIA MOJEJ OSOBY. :shock:

Szczególnie cieszę się, gdy mnie lekceważą głupcy. W oczach głupców w ogóle najchętniej bym zniknął, został uznany za nieistniejącego. Jednym z najbardziej rozpoznawalnych przysłów (chyba o biblijnym rodowodzie) jest "lepiej z mądrym zgubić, jak z głupim znaleźć". I ja dzisiaj mocno z sensem tego przysłowia się identyfikuję. Wolę być niezauważony przez głupców, aby ci nie próbowali ze mną zbytnio wchodzić w komitywę. Znam swoją wartość, a brak uznania owej wartości przez głupców nie będzie mnie niepokoił wizerunkowo, a jednocześnie zapewni mi spokój od awansów do przyjaźni i wsparcia, jakich bym się mógł spodziewać od głupców uznających mnie za godnego i wartościowego (głupcy bardzo "po swojemu" rozumieją godność i wartość).
Poza tym, akurat ci, których mam za głupców ogólnie cenią sobie inne wartości i idee, więc i tak bylibyśmy niekompatybilni na dalszych etapach "współpracy" (raczej chyba bardziej pasowałoby tu określenie "szamotanina" niż rzeczywista współpraca).

Na szczęście ci, których mam za głupców z zasady gonią za tym co niesie ze sobą blichtr, co jest związane z wywyższaniem się, buńczucznością, nadymaniem się z powodu rzekomej wyższości. Więc jak ja się wycofam, to przez większość głupców będę zignorowany i to o to właśnie chodzi!

Swoją godność i wartość upatruję bowiem W CISZY WEWNĘTRZNEJ, w POUKŁADANIU SWOJEJ PSYCHIKI, w ŚWIADOMOŚCI RZECZY. Tego i tak z zewnątrz nikt (a już szczególnie głupiec) nie zobaczy, bo tego nie widać bezpośrednio.
Tu ktoś może mi odpowiedzieć: a skąd ty - Michale - w ogóle miałbyś wiedzieć, że te wartości zdobyłeś, że na ich przyznanie sobie zasługujesz?...
- Na to ja odpowiem: oczywiście NIE WIEM!. Nie wiem tego (a gdyby tak było to i tak się bym z tym nie obnosił), czy wartość typu cisza i wewnętrzne poukładanie rzeczywiście mi przysługują. Więc jeśli ktoś uważa, że nie przysługują, to może mieć rację. Jedyna tu mocną okolicznością jest to, że ja aspiruję jedynie do tych wartości, zaś stopień ich osiągnięcia jest niejasny. Ale ja z zasady W OGÓLE NIE WYSTAWIAM DO KONKURENCJI tego aspektu ciszy i poukładania, nie ubiegam się, aby ktoś mi je uznawał, zaliczał mi. Szczerze mówiąc, "mam gdzieś", czy ktoś mi je łaskawie zaliczy, co też...
... jest samo w sobie potwierdzeniem samego faktu, że to o WEWNĘTRZNE wartości tu mi chodzi, czyli i tak DECYDUJE TU TO, CO JA UZNAJĘ I CZUJĘ. Czasem czyjaś ocena może być (trochę...) pomocna, w aspektach, w których moje poukładanie, albo jego brak generują (a przynajmniej powinny generować) jakieś zewnętrzne objawy, które powinny być dostrzeżone. Wtedy zwrotny sygnał i niezależnej obserwacji owych objawów mógłby być cenny. Ale to dotyczy tylko tych konkretnych aspektów, a nie całej mojej wartości i godności.
Tak więc WOLĘ, gdy moja cisza pozostaje tylko moją wartością.
Ktoś tu spyta: a w takim razie, po co tutaj w tym piszesz?..
Jeśli ktoś bowiem chciałby mieć konsekwentnie owej wartości ciszy i osobistej godności w sobie, to nawet nie miałby potrzeby o nich pisać na publicznym forum (może co najwyżej w prywatnym pamiętniku).
Powodem, dla którego o tym piszę jest to, że przekonałem się niejednokrotnie o dobrej roli podzielenia się doświadczeniami i przemyśleniami osobistymi. Sam nieraz skorzystałem mentalnie z tego, że ktoś o swoich odkryciach życiowych i doświadczeniach napisał, a także czasem ludzie mi sygnalizują, że potrafią skorzystać z moich opisów tego rodzaju. Więc, bez jakiegoś epatowania, czy narzucania komuś czegoś, bez sugerowania, iż ktoś tu jest lepszy, albo gorszy, po prostu chcę opisać do czego doszedłem w przemyśleniach na stan dzisiejszy. Pewnie za jakiś czas jakaś część tych wniosków się albo zdezaktualizuje, albo częściowo będzie warto doprecyzowania, może zmiany, ale tak to już jest, że DOSKONALENIE SIĘ JEST DROGĄ, czyli też i ZMIANĄ, czyli też i z góry przecież uznajemy, iż DOSKONALENIE JEST POTRZEBNE TYLKO WTEDY, GDY NA POCZĄTKU JEST COŚ NIE W PEŁNI DOSKONAŁE.
Ciekawe... to, że nie jestem doskonały samo w sobie też nieraz traktuje jako (przyznaję, nieco paradoksalną) formę wartości. Bo dzięki tej niedoskonałości MAM POWÓD I SPOSOBNOŚĆ TESTOWAĆ SIĘ jako ten, kto ku doskonałości zmierza. Wierzę, że dla Boga ta moja niedoskonałość nie jest problemem. Ona jest zamierzona, a Bóg mnie akceptuje takim, jaki jestem. Jak się udoskonalę, Bóg mnie zaakceptuje znowu - kolejnym aktem akceptacji, trochę aktem odmiennym w podmiocie, ale niezmiennym w samej istocie akceptacji wynikłej z miłości i szacunku.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 17:20, 21 Lis 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin