Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Używam słowa wiara, gdy wiem o co chodzi

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:59, 12 Cze 2023    Temat postu: Używam słowa wiara, gdy wiem o co chodzi

Z pewną, dość powszechną w licznych środowiskach praktyką religijną jest mi zdecydowanie nie po drodze. Chodzi o użycie słowa "wiara" w odniesieniu do koncepcji bardzo silnie niejasnych, nawet jawnie sprzecznych. Ja osobiście przyjmuję takie znaczenie słowa "wiara", w którym wierzyć można w coś, co się w pewnym minimalnym stopniu ogarnia mentalnie, gdy wiadomo przynajmniej o co chodzi.
Czyli mogę "wierzyć" w to, że Kowalski odda mi pożyczone pieniądze, jako że w pewien minimalny sposób umiem podłożyć pod słowa "pieniądze", "oddać" treści budujące jakieś zrozumienie sytuacji. Nie powiem jednak, że wierzę w "in2n -n389", czy inny zbitek literowy nie oferujący mojemu umysłowi szans na stworzenie dlań zrozumiałej treści.
Wierzyć można wg mnie zatem tylko w coś, co spełnia pewne minimum spójności, sensowności, powiązania z rozumieniem.

Nie będę też w stanie "uwierzyć", że 2+2=5. Bo mój umysł, choć już jakieś znaczenia pod zapisaną frazę podłożyć potrafię, to całościowo nie składa mi się to w kontekst, który konstruowałby w moim umyśle coś akceptowalnego.

Mam wrażenie, że spora część osób rozciąga znaczenia słowa "uwierzyć" na idee, które są tak niejasne, tak wzajemnie skonfliktowane, że tworzą właściwie głównie chaos. Potem te osoby twierdzą, że przecież w wierze "nie trzeba rozumieć", bo na tym wiara polega, że się coś przyjmuje przy braku zrozumienia, czy pełnej wiedzy. Otóż uważam, że jednak jest granica dla tego poziomu niezrozumienia, przy którym słowo "wiara" w to jest jeszcze adekwatne. W totalną niejasność według mnie nie da się uwierzyć.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:04, 12 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:57, 12 Cze 2023    Temat postu: Re: Używam słowa wiara, gdy wiem o co chodzi

Wiara nie wymaga pełnego zrozumienia, ani pewności. Ona jest dopełnieniem tego, co jakoś potwierdzone, jest wytyczeniem kierunku, a niekoniecznie opisem stanu docelowego. Jednak to wytyczenie kierunku pewne minimum wyłonienia z chaosu musi jednak oferować. Wskazanie kierunku musi być wskazaniem, a nie powiedzeniem "idź gdziekolwiek".
A jeśli nawet trafia się wiara w coś, co jest słabiej niż inne wiary określone, to też nie powinien to być stan permanentny - bo wierzymy w coś, co się będzie zapewne wyjaśniało. Bo chcemy postępować w wiedzy i rozumieniu tego, co na początku jest tylko słabo zarysowane. Przynajmniej tak jest najczęściej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31395
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:13, 13 Cze 2023    Temat postu: Re: Używam słowa wiara, gdy wiem o co chodzi

Warto zadać pytanie: czy można być posłusznym temu, czego się nie rozumie?

Albo może jeszcze trochę inaczej postawię ten problem zadając pytanie: jak realnie ma szansę wyglądać posłuszeństwo czemuś niezrozumiałemu?

Przykładowo oto przychodzi do kogoś zadanie: dokonaj splątania kwantowego dwóch dowolnie wybranych problemów filozoficznych?
Typowy człowiek w ogóle ma znikome pojęcie o tym, jak działa splątanie kwantowe. A nawet fizyk, który się mechaniką kwantową para, choć może umiałby dokonać splątania kwantowego np. dwóch kubitów w komputerze kwantowym, to zapewne stanie bezradny wobec zadania plątania kwantowego zagadnień filozoficznych. Mamy zatem sytuację, w której formalnie, słownie zadanie zostało postawione, ale nikt nie wie, jak się to robi, co właściwie trzeba zrobić, jak sprawdzić, czy to zostało zrobione.
Ktoś powie, bo czegoś takiego jak splątanie kwantowe dwóch problemów filozoficznych nie ma. Niby jest w tym racja, rzeczywiście (chyba... nie chce mi się nawet sprawdzać) w literaturze nie spotyka się podobnego pojęcia. Nie jest jednak wykluczone, że już w głowie jakichś teoretyków została sformułowana podobna idea (sam osobiście za chwilę się nią zajmę, bo choć wymyślałem ją raczej przypadkowo łącząc pojęcia, to uważam, że ciekawe byłoby zastanowić się nad próba sformułowania takiej idei). A może za parę miesięcy zostanie ona opublikowana, spodoba się, a po paru latach już spora część świata myślicieli i naukowców zacznie ją w swoich konstrukcjach analitycznych uwzględniać.
Wszystkie idee matematyczne, czy z fizyki teoretycznej miały taki właśnie rodowód, że najpierw powstawały w głowie ich odkrywcy, potem były publikowane, dzięki czemu "rozlewały się" w świecie nauki, aż do sytuacji, gdy były powszechnie stosowane przez większość naukowców.
To oznacza, iż nie można zasadnie powiedzieć w trybie absolutnego stwierdzania, iż idea splątywania kwantowego koncepcji filozoficznych nie ma kompletnie sensu, jest "nie istniejąca". Może nie jest aktualnie znana jako coś sformułowanego, ale w trybie potencjalnego rozwoju myśli ludzkiej, taka idea może tylko czeka na jej odkrycie i zastosowanie.
Wracając jednak do reakcji umysłu na pojawiające się zadanie użycie tej idei już tu i teraz... Umysł nie będzie wiedział, co z takim zadaniem zrobić. Zapewne więc odmówi w ogóle realizacji takiego zadania. Ale...
... dołóżmy do tej układanki dodatkowy element SPOŁECZNIE MOTYWOWANEJ KONIECZNOŚCI realizacji wszystkich zadań od tego, kto je stawia - autorytetu, który żąda tu posłuszeństwa. Zadanie ma być wykonane i kropka. Nie ma odwołania. Co z tym zrobi umysł?...
Umysł postawiony wobec czegoś niemożliwego, a absolutnie wymaganego, zacznie KOMBINOWAĆ ZBLIŻONE INTUICJE. Jakieś wyobrażenie pod słowo "splątanie" sobie podstawi, dorzuci jakąś formę "kwantowości" (może i "od czapy" to będzie, ale gdy nie ma kryteriów poprawności wykonanie "od czapy" i poprawne jest nieodróżnialne), potem złączy jakiś aspekt jednej idei filozoficznej z drugą i stwierdzi: nooo, zadanie wykonałem.

Inny umysł zrobi coś znacząco innego w to miejsce, ale przy braku kryteriów, też może ogłosić wykonanie zadania. Wlaściwie to robiąc cokolwiek, a potem kombinując jakieś argumenty (ich jakość może być bardzo kiepska, ale przy braku kryterium nawet nie ma jak się jej czepiać), może to ogłosić jako wykonanie zadania.

Jest takie przysłowie, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. I tak wg mnie jest z zadaniami, które nie konkretyzują celu, bo są postawione w sposób, który odbiorcom NIE WYTYCZA JASNEJ ŚCIEŻKI. Uważam, że należy odrzucić w ogóle takie stawianie sprawy, w którym coś niezrozumiałego dla odbiorców może być postawione jako zadanie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin