Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 7:31, 08 Cze 2023    Temat postu: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Myślenie w ogólności może być rozpatrywane w narracji, która posługuje się dwoma skrajnymi podejściami:
- podejście w stylu agitatora jest skrajnie celowe, nakierowane na wypromowanie jakoś tam zdefiniowanego (często w dużym stopniu intuicyjnie) stanu uznanego za warty propagowania.
- podejście w stylu myśliciela rezygnuje z silnej celowości działań umysłu, dopuszczając wewnętrzne zmiany, rozwój, korektę pierwotnego stanowiska.

Agitator jest typowo odporny na argumenty w sensie możliwości zmian w swoich przekonaniach, on argumenty przeciwników zwalcza. Agitator jest formą mentalnego wojownika za jakąś sprawę.
Myśliciel może formułować jakąś koncepcję bazową, lecz to nie przesądza tego, iż owa koncepcja zostanie zachowana w toku dyskusji. Często będzie tak, że owa koncepcja przekształci się w nową koncepcją, ewentualnie tylko ubogaci się, zmieni.

Agitator "w stanie czystym" jest skrajnym dogmatykiem, który nigdy nie zmieni zdania, często nawet nie bardzo rozumiejąc potencjalne zarzuty wobec jego koncepcji. Będzie się skupiał na zewnętrznych atrybutach owej koncepcji, promując je wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.
Myśliciel "w stanie czystym" jest właściwie pozbawiony poglądów, a przynajmniej należy się spodziewać, iż jeśli jakiś pogląd na start posiada, to zapewne nie utrzyma się ona długo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 7:36, 08 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Agitator do swojego funkcjonowania niezbędnie potrzebuje przeciwnika, czy choćby odbiorcy - słuchacza, którego agitator próbuje zindoktrynować swoimi przekonaniami. Agitator nie posiada praktycznie trybu samozwrotnego - przemyśleń zewnętrznych.

Myśliciel z kolei "równie dobrze czuje się" dyskutując z kimś, jak i rozważając idee w zaciszu własnego umysłu. Jest w znacznym stopniu samowystarczalny.

Największą zatem karą (właściwie unicestwieniem) dla agitatora jest samotność, opuszczenie. Nie mając publiki agitator traci rację bytu, degeneruje się.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:23, 08 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Postawa agitatora jest nie poznawcza, lecz aktywna - sprawcza. Agitator ZMIENIA STANY ŚWIADOMOŚCI INNYCH. Agitator (przynajmniej w czystej postaci) zatem niczego się nie dowiaduje, dowiadywanie się nie jest jego celem.

Postawa myśliciela jest odwrotna - on sprawczość "odstawia na boczny tor", za to obserwuje rzeczywistość niezależną od jego pragnień, czy celów, mających zmieniać cokolwiek.

Spotykając się z ludźmi w przestrzeni dyskusji warto jest według mnie SAMEMU SIĘ ZDIAGNOZOWAĆ, co jest naszym celem:
- czy celem poznanie (postawa myśliciela)
- czy celem jest podporządkowanie jakoś swojej woli świadomości, może deklaracji innych ludzi (postawa agitatora).
Łączenie owych celów najczęściej niweczy każdy z nich. Bo wymuszając odczyty "poznawanej" rzeczywistości wedle założonego schematu, będziemy oszukiwali, że w ogóle poznajemy. Z drugiej strony jeśli ktoś choć trochę szczerze miałby poznawać rzeczywistość, to znaczy, że już bierze pod uwagę to, iż SIĘ DOSTOSUJE do tego, co zewnętrzna rzeczywistość mu przedstawi, a to często będzie kolidowało z realizacją schematu, związanego z działaniem sprawczym.

W podobny sposób też wiele frustracji można sobie zaoszczędzić, oceniając postawy dyskusyjne innych osób w ramach zakwalifikowania do jednej z tych dwóch kategorii - czy mamy do czynienia z agitatorem, czy z myślicielem.
Jeśli naszym dyskutantem, oponentem w dyskusji jest jawny agitator, to można sobie z góry darować poznawczy charakter tej dyskusji. Wtedy od razu warto jest przygotować się na to, że nasz oponent będzie faktami, ocenami, okolicznościami dyskusyjnymi manipulował, aby osiągnąć swój cel. Taki oponent też nie weźmie pod uwagę nawet najbardziej oczywistych, przekonujących argumentów - on uznania racji innej niż jego własna nie bierze pod uwagę. Celowo byłoby takiego oponenta "spisać na straty" w sensie poznawczym. Z takim oponentem można za to grać wedle tej gry, którą on uznaje - np. samemu agitować. Wtedy będziemy mieli to, co zwykle się dzieje w dyskusjach (tu na sfinii w szczególności), czyli sytuację, gdy dyskutanci wciskają swoje przesłanki, argumenty, okoliczności, a ignorują to co druga strona im tu oferuje. Jest to forma przepychanki, w której w większości przypadków nikt nikogo nie przekona, nawet mając najsilniejsze, najbardziej obiektywne argumenty. Bo tu druga strona bycia przekonaną w ogóle nie bierze pod uwagę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:34, 08 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Model agitacyjny myślenia, a w szczególności dyskutowania ma oczywiście swoje miejsce - społeczne, związane z promowaniem tego, co w wierzymy (a nie zawsze da się rozumowaniem daną wiarę wystarczająco wesprzeć, więc często nie ma tu alternatywy). Model myśliciela ma inne miejsce - poznawcze.

Wszystko byłoby ok - tzn. i rozumowanie byłoby sensowne i dyskusje byłyby niefrustrujące, gdyby strony JAWNIE OPOWIADAJĄCE SIĘ ZA KONKRETNYM MODELEM, TRZYMAŁY SIĘ JEGO LOGIKI.
Co przez to rozumiem?
- Chodzi mi o to, że argumentując w modelu agitacyjnym, czyli opierając się o przekonania niedyskutowalne rozumowo (przynajmniej w znacznym stopniu takie), powinniśmy jasno deklarować swoją misję i tryb przekazu: ja teraz zachęcam do przekonań, dla których nie mam wyrazistego rozumowego uzasadnienia, ale mam tu swoje osobiste przekonanie.

Odwrotnie też - dyskutant, który odżegnuje się od trybu agitacji, taki, który tylko rozważa alternatywy, jakoś powinien swoją intencje zasygnalizować tym, partnerom w dyskusji, którzy oczekują wyraźnego określenia się po stronie określonych stronnictw, ideologii, przekonań. Powinno być jasne, że ten dyskutant nie będzie bronił konkretnego stanowiska, bo on bardziej BADA PRZESTRZEŃ ROZUMOWAŃ, niż przedstawia już konkretne stanowisko. Wtedy też nie byłoby nieporozumień.

Problem zaczyna się wtedy, gdy działania stron mijają się z oczekiwaniami. Wtedy na przykład ktoś oczekujący uwzględniania wielości stanowisk, w szczególności także jego argumentacji może się niemile zdziwić, że jest ignorowany, ponieważ drugiej stronie nie pasuje to do jej agitacji. Z drugiej strony też rozczarowanie spotka taką osobę, która przygotowała się na twarde starcie dwóch agitujących stronnictw, a dostaje tylko mało przekonujące rozważania, co by było gdyby... a może jeszcze co by było w innym przypadku i jeszcze innym...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 15:08, 09 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Po czym najwyraziściej rozpoznamy, czy naszym dyskutantem jest myśliciel, czy agitator?
- Po stosunku do argumentów niewygodnych
Twardy agitator w obliczu argumentu realnie podważającego to, za czym on agituje, praktycznie nigdy nie przyzna się, że ma tu problem. Zwykle agitatorzy stosują cały arsenał działań pomocniczych, mających za zadanie ukryć, że problem rzeczywiście występuje.
Typowe zabiegi ukrywające stosowane przez agitatorów to:
- Podmiana zarzutu na inny, dający się jakoś odsunąć (czasem stawiający zarzut, albo obserwator da się tam zmanipulować)
- Reakcja emocjonalna, nerwowa, napastliwa, albo sugerując obrażenie się agitatora, w związku z tym "z takimi argumentami on nie będzie dyskutował"
- Odwracanie uwagi, czasem postawieniem jakiegoś zadania dodatkowego przed stawiającym trudny zarzut, czasem to zadanie wygląda nawet na merytoryczne, bo dotyczy konieczności doprecyzowania czegoś w samych zarzucie. Jednak zdrowy rozsądek podpowiada najczęściej, że jest to forma czepiania się, wybieg formalny.
- Sprowadzenie zarzutu do skrajnej przesady, przez co zasugerowanie iż jest on mało racjonalny. Wtedy stawiający zarzut musi doprecyzować, iż nie chodzi mu o jakąś wynaturzoną postać jego argumentu, lecz postać zawierającą się w granicach rozsądku.
- Cała gama ataków ad personam, próby wykazywania większego autorytetu, sugerujące iż na bliżej nieokreślonej zasadzie zarzut jest niepoprawny. Ale każdy obserwator, który DOCIERA DO TREŚCI odrzuci taką manipulację, jako bezprzedmiotową, nie związaną z samą materią zarzutu.
- Próby powoływanie się na względy lojalnościowe, na to, że pogląd dotyczy mniejszej grupy wyznawców i ogólne inne poboczne wobec samej merytorycznej treści zarzutu.

Jak z kolei na celny zarzut reaguje myśliciel?
- Życzliwym jego przyjęciem! Nawet często radością, iż oto pojawił się nowy ciekawy problem do rozpatrzenia; problem wcześniej przeoczony.
Myśliciel bowiem jako najwyższą wartość poczytuje sobie nie obronę konkretnej, aktualnej, czy wyznawanej w jego grupie postaci poglądu w sprawie, lecz ZAWSZE SZUKA MOŻLIWIE NAJLEPSZEJ formy opisu problemu.

Agitator w istocie lekceważy reguły poprawności myślenia, bo wyżej niż te reguły stawia obronę poglądu wcześniej sformułowanego, w postaci dokładnie takiej, w jakiej ten pogląd sformułowano. Postawa agitatora wyklucza de facto rozwój, doskonalenie koncepcji, jest zachowawcza z natury.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:10, 09 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Można by zadać pytanie, na ile postawy zarówno agitatora, jak i myśliciela mają realnie szanse być "czyste". Wydaje się, że zarówno coś takiego jak 100%owy agitator, jak 100%owy myśliciel "nie występuje w przyrodzie". Nawet najbardziej dogmatycznie przywiązany do swojej idei agitator będzie jednak w jakimś tam pomniejszym stopniu musiał reagować na to, co pisze dyskutant, z którym omawia się dane zagadnienie, a także najbardziej nawet tolerancyjny wobec wszystkich poglądów myśliciel, nie używa swojego rozumowania na raz we wszystkie opcje tak samo bezstronnie, lecz musi coś wybrać najpierw, rozważyć to w jakiejś tam (choćby losowo tworzonej) preferencji, a nie niezależnie od niczego. Poza tym, każdy człowiek ma jakieś emocje, jakieś podświadome nastawienia, które też będą wpływały na jego wybory. Realnie to o agitatorach i myślicielach należy mówić bardziej w kontekście SKALI ZJAWISKA, czyli preferencji do tego, a nie przeciwnego podejścia.

Podejście całkiem pozbawione "elementu agitacyjnego", czyli bez jakiejś wybiórczości i pewnego uporu przy wybranej opcji byłoby poza tym najczęściej niezrozumiałe dla obserwatorów, którzy jednak oczekują, aby zasugerować im jakąś preferencję w rozumowaniu. A także skrajnie agitacyjne podejście, czyli pozbawione pewnego minimum rozważań także niewygodnych aspektów rozumowania, byłoby zbyt wyraziście dogmatyczne, rażąco stronnicze, czym zniechęcałoby do przekonania się do agitowanej koncepcji. Zatem agitator zwykle jednak będzie starał się sprawić wrażenie, że niewygodnym dla niego argumentem się zajął, że nań odpowiedział. Jakieś pozory będzie chciał zachować, nawet jeśli już w samym meritum spraw realnie zarzuty zignorował.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:33, 11 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Warto zauważyć, że agitator sam jako taki NICZEGO NIE ROZPOZNAJE (tutaj sprowadzam problem do skrajnej postaci, bo w postaci pośredniej tyczy się to STOPNIA (nie)rozpoznawalności). Agitator jest tubą swojego autorytetu - źródła, któremu zawierzył i nie patrzy sam na to co on konkretnie osobiście miałby myśleć i czuć, lecz próbuje jakoś uzyskać rozpoznanie od wzorca, z którego czerpie. Czyli wlaściwie agitator nie ma prawa przekazywać swoich ocen jako "moja" ocena, tylko od początku powinien ją tytułować jako: moja próba zastosowania wzorca zewnętrznego X do oceny.
W tym sformułowaniu mamy jednak frazę "moja" próba. Skoro "moja" to jakiś element indywidualności myślenia, odczuwania agitatora jest. I tak będzie zawsze, bo nawet agitator pozostaje człowiekiem, indywidualnością w jakimś stopniu. On tylko tę swoja indywidualność może ograniczyć, ale jej do całkowitego braku nie jest w stanie zredukować.
Mimo to, trudno jest powiedzieć, że agitator - jako on - coś ocenił. On tu był jako bliżej niesprecyzowany element w znacznej mierze chaotycznych powiązań swojej świadomości, z tą ideą, którą jego świadomość była w stanie zrozumieć przy pobieraniu jej ze wzorca - od autorytetu. Tak więc uczciwy agitator powinien nie wypowiadać się właściwie jako od siebie, a przynajmniej zaznaczać jakoś, że on sam jest w niesprecyzowanym związku z dokonaną oceną.

Jest tu o tyle ciekawy aspekt sprawy, że należałoby jeszcze jakoś minimalnie choćby zdefiniować co to jest jest "on sam" - podmiot oceniający. Realnie oceniający będzie jakąś formą syntezy
- czynników nieświadomych, intuicyjnych, często wrodzonych
- czynników podświadomych, częściowo świadomych
- czynników uświadomionych, jakoś tam modelowanych umysłem.
Ocena pochodzi od jakiejś mieszaniny tego co świadome i nieświadome, dlatego nie sposób jest najczęściej ustalić, na ile jakaś ocena jest tak do końca "nasza". Owa "naszość" oceny powstaje gdzieś na styku pomiędzy
- tym co uświadomione i modelowane
- tym, co bezwiedne, spontaniczne, ale jakoś bliskie świadomości.
Gdzieś w tle jeszcze oddziaływa na efekt ta warstwa podświadomości głębokiej. Nad tym splątaniem trudno jest zapanować. Tu się robi chaos. I to chaos jest tym większy, im bardziej te czynniki są nieuświadamiane, niekontrolowane intelektem. A już najbardziej chaotyczna robi się taka ocena, w której to, co niekontrolowane nijak intelektem ma najwięcej do powiedzenia - wtedy zwykle będzie wyciąganie wniosków kompletnie po pozorach, przypadkowych podobieństwach, luźnych skojarzeniach. Logiczne względy wtedy idą już na dobre w odstawkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:08, 13 Cze 2023    Temat postu: Re: Agitator kontra myśliciel - jako modele rozumowania

Sam uważam się (biorąc ten model za kryterium oceny) zdecydowanie za myśliciela, a nie agitatora. Co to u mnie oznacza?
- Z grubsza chodzi o to, że swoje myślenie, ambicje wiążę z tym, co SAM ZROZUMIEM, a nie z tym, kogo do czego miałbym przekonać.

Właściwie to niemal sobie odhaczyłem jako coś zbędnego przekonywanie ludzi do moich racji. Co prawda PRZEDSTAWIAM owe racje, ale to nie znaczy, że chciałbym kogokolwiek namówić, aby skopiowali moje poglądy. Chciałbym zostać WYSŁUCHANY I UWZGLĘDNIONY w czyichś refleksjach, ale owo uwzględnienie niech już zajdzie NA WARUNKACH DANEJ OSOBY.
To oznacza, iż nie przekonuję nikogo do teizmu - mojego światopoglądu. Nie przekonuję do niego także dlatego, że mam swoją drogę duchowości, swoje doświadczenia, indywidualną historię życia, którą uważam za właściwą tylko mi, a bardzo trudną do zaadaptowania w rozumowaniu kogokolwiek innego, niż ja.
A już szczególnie nie chciałbym aby ktoś przyjął moje racje w trybie jakiejś PRESJI z mojej strony. Przyjmowanie czegoś na siłę, przymusem, "obowiązkiem bycia zgodnym" uważam za drogę fałszu.
Dlaczego przymus i presja rodzą fałsz?
Dlatego, że człowiek nie posiada dostępu do żadnej formy obiektywnego kryterium, jak rozstrzygać dylematy poznawcze. Czyli jeśli natrafiamy na dowolny problem, w którym trzeba rozstrzygnąć, czy rzecz ma się tak, czy odwrotnie, to jest to w większości przypadków UNIKALNA SYTUACJA, w której rozstrzygnięcie jest jedyne w swoim rodzaju, domagające się USTALENIA UNIKALNEGO ZWIĄZKU OKOLICZNOŚCI Z POSTAWIONYM PYTANIEM. Ustalenie owego związku poprawnie jest możliwe tylko wtedy, gdy UWZGLĘDNIMY WSZYSTKIE WAŻNE OKOLICZNOŚCI SPRAWY, czyli trzeba do zagadnienia podchodzić z pewnego rodzaju czujnością, uważnością, delikatnością, aby nie zgubić jakiegoś odczytu, który może w danych warunkach jawi się jako słaby, choć w rzeczywistości może mieć wielkie znaczenie. Gdy pojawia się presja, przymus nagięcia się do twardego wzorca, umysł zaczyna lekceważyć swoje spostrzeżenia, zaczyna gubić obraz sprawy. Efektem jest po prostu fałsz, bo to, co rzeczywiście jest, co obiektywnie stanowi element problemu zostanie pominięte w zbieraniu danych i rozstrzygnięciu. A może to być kluczowa dla tego rozstrzygnięcia kwestia.
Dlatego unikam w ogóle dla siebie wszelkich form poganiania rozpoznań, presji w myśleniu, dodatkowych intencji o niejasnym związku z istotą problemu. Jest taki obraz, bodaj w tradycji buddyjskiej, że aby w tafli jeziora ujrzeć odbicie krajobrazu, to ta tafla musi być niezmącona, spokojna, a umysł, który ma w sobie utworzyć jakąś formę odbicia rzeczywistości też taki powinien być. Więc walczę mentalnie o ten spokój, brak zaburzeń dodatkowych przy rozpoznawaniu rzeczywistości, staram się ABY PRZEMÓWIŁO MAKSYMALNIE TO, NA CO PATRZĘ, nie zaś jakieś osobne intencje, naciski, narzucone wzorce.
To nie znaczy oczywiście, że rezygnuję z porównania tego, co dostrzegam z wzorcami. Do tego też zwykle dochodzi, ale DOPIERO PO ODCZYCIE, który sam ma być niezmącony. Gdy wiem, jak rzeczy mają się w sobie, a nie w splątanym obrazie z moimi dodatkowymi intencjami, to teraz już mogę nawet te intencje dołączyć, wzorce zastosować.
Innym ludziom też nie chcę zgotować bałaganu w ich umyśle, dlatego też i moje racje chciałbym przedstawić jako nie splątane z jakąś formą presji, uporu, dominacji, lecz tak delikatnie, jak to tylko się da. I żeby wtedy ta osoba SAMODZIELNIE ZADECYDOWAŁA, co chce z tą moją racją zrobić, na jakich warunkach uwzględni (albo może odrzuci), to co zaoferowałem swoimi sugestiami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21659
Przeczytał: 137 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:19, 13 Cze 2023    Temat postu:

fedor to agitator bez dwóch zdań...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:57, 13 Cze 2023    Temat postu:

Semele napisał:
fedor to agitator bez dwóch zdań...

Tu mi się skojarzyło jeszcze jedno, co odróżnia agitatora od myśliciela.
Myśliciel stara się, aby personalne kwestia nie zaburzały mu oglądu rzeczywistości, czyli powstrzymuje się przed szukaniem winnych, wskazywaniem kogoś palcem, pretensjami do osób.
Myśliciel W SAMYM MYŚLENIU (bo jako człowiek, to już osobna sprawa) nie jest ani wrogi, ani jakoś namolnie przyjazny, jest bowiem ZDYSTANSOWANY I BEZSTRONNY, a nawet stawia sobie to zdystansowanie jako cel. Jak najdłużej myśliciel będzie zatem starał się daną sprawę rozpatrywać w oderwaniu od personalnych rozstrzygnięć, czy konotacji,
Po co tak?
- Aby NIE ZABURZYĆ SOBIE OSĄDU.
To co personalne, jest automatycznie emocjonalne i ambicjonalne. Czyli będzie zaburzało osąd. Myśliciel będzie za wszelką cenę bronił osądu obiektywnego, niezależnego od chciejstw, potrzeb promowania się, walki stronnictw.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:18, 13 Cze 2023    Temat postu:

Agitator nie stawia sobie (albo stawia bardzo rzadko w skrajnie uproszczonej postaci) pytania CZY coś jest? On nie ustala w dyskusji żadnej formy stanu faktycznego, czyli nie bierze pod uwagę ewentualności, że to on się myli, że przyjdzie mu zmodyfikować własne stanowisko. Agitator ma za cel i jako pytanie: jak przeforsować swoją wizję spraw.

Muszę przyznać, że ja sam od jakiegoś czasu U SIEBIE tropię wszelkie postacie postawy agitatora. Tropię je, aby potem je wytępić niczym mentalne robactwo i wroga mojej osoby. Nie zakładam, że aspektu agitacji w mojej postawie nie ma, lecz - przeciwnie - zakładam, że ona jest, a pytaniem głównym będzie: GDZIE jest? Potem zaś pojawi się problem, jak się z tym uporać, aby wrócić do postawy prawdy.
Aby nie być w dominującym stopniu (! bo w jakimś stopniu zakładam, że jednak będę) agitatorem, staram się każdy zarzut, który miałbym postawić komuś, najpierw odnieść do siebie, zaatakować się nim, spytać się siebie, czy sam nie robię tak samo. Tu quoque ma nie być mi żadnym wykrętem - pytam się, czy sam nie podlegam temu, co komuś zarzucam, bo gdyby tak było, oznaczałoby, że mój zarzut jest niesłuszny. Bo wtedy tak prawdopodobne jest, iż to co stawiam jako zarzut jest czymś naturalnym i koniecznym. Wtedy to, że temu podlegam świadczy o wadliwości ogólnej dla stawianego zarzutu.

Tu quoque może być wadliwością postawy dyskusyjnej, jeśli ogranicza się do reakcji "na odczepnego", czyli gdy nie idzie za nim uzasadnienie, czy dany typ postawy jest właściwy. Jeśli jednak wyraźnie widać, że coś, ktoś chce postawić jako zarzut, jest powszechnie obowiązującą okolicznością, czy postawą, a w szczególności sam stawiający temu podlega, to świadczy tylko o tym, że zarzut jest zwyczajnie nieuczciwy, wadliwy.
Aby nie być agitatorem zatem staram się "najpierw spróbować na sobie" ostrza mojej krytyki. Nieraz potem w dyskusjach wychodzi to, że niektórzy są przekonani, iż ja tylko "od siebie do kogoś" krytykuję, że nie wziąłem pod uwagę tego, iż sam mogę podlegać jakiemuś zarzutowi. Najczęściej (oczywiście mogę zawsze coś przeoczyć, więc nie napiszę tu "zawsze") jednak wziąłem pod uwagę to, że sam zarzutowi podlegam. Wziąłem od uwagę, próbowałem dopasować do swoich postaw i tez. Czasem znalazłem powód, aby zarzut względem siebie uznać, innym razem jednak tę hipotezę odrzuciłem z braku solidnych podstaw. Różnie tu bywa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:39, 13 Cze 2023    Temat postu:

Warto by tu też postawić chyba bardzo podstawowe pytanie: czy czasem trybu masywnego agitowania nie da się usprawiedliwić?
Może agitowanie jest jednak słuszną postawą? - Słuszną, bo szczerą, nie owijającą w bawełnę intencji, które się ma w dyskusji... :think:

Nie byłbym uczciwy, gdybym tego pytania nie rozpatrzył, solidnie przy przykładając się do argumentów za agitacyjnymi postawami. Niewątpliwie są istotne argumenty za tym, aby agitować. Oto część z nich:
1. Wspomniana wcześniej szczerość. Jeśli ktoś coś uważa, to przecież za tym optuje, traktuje jako coś dobrego, więc naturalnym jest, iż innym jak najlepiej chce tę swoją postawę przedstawić, eliminując przeciwne postawy.
2. Jest to w społeczeństwie oczekiwane - właściwie to (szczególnie ostatnio w mediach) tak ogólnie w komunikowaniu wszyscy raczej się agitują, a nie przekonują obiektywnymi argumentami. Wiec postawa zbyt zdystansowana będzie do jakiegoś stopnia słabo zrozumiała, odczytywana jako zakłamana.
3. Agitacja nie oznacza wrogości (a przynajmniej nie musi oznaczać). Jest oczekiwane, że każdy agituje do swego, więc jest to wspólna gra, a z nią nic złego, bo obie strony godzą sie na jej reguły.
4. Człowiek w myśleniu potrzebuje mieć cel - kierunek myśli. Nie da się myśleć przecząc sobie, czy we wszystkie kierunki na raz. Zatem jeśli podejmuję jakiś kierunek myśli, to naturalnym i oczywistym jest, że podporządkowuję mu wszystkie zasoby rozumowań i przekonań. Inaczej chyba się nie da...
5. Agitując w kwestiach religijnych, np. za teizmem chrześcijańskim, agituje się za zbawieniem, czyli za dobrej osoby, którą pragniemy nawrócić. Chcemy przecież uchronić tę osobę od potencjalnego piekła. Chcemy, aby uwierzeniem w jedyną poprawną religię zapewniła sobie zbawienie, a nie wieczne potępienie. Więc tutaj "wszystkie ręce na pokład", nie ma bardziej szczytnego celu, nie ma wątpliwości, gdy rzecz toczy się o najwyższą stawkę! Podobnie jest w innych niezwykle ważnych kwestiach - za nimi trzeba przecież agitować, bo są one fundamentalne.
Czy w obliczu choćby tych argumentów, jakie tu przedstawiono (a pewnie ich listę można poszerzać) jest sens krytykować postawę agitowania, a bronić jakiejś "miałkiej i nijakiej" postawy "biurokratycznego obiektywizmu", czy jakiejś zadufanej we umysł intelektualnej wolności?... :shock:
- Cóż... Jednak będę bronił tych ostatnich idei - wolnej myśli, obiektywizmu, bezstronnego traktowania spraw, równego traktowania partnerów w dyskusji, nie narzucania poglądów, poszukiwania błędów także w swoich przekonaniach, pozytywnego reagowania na krytykę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:40, 13 Cze 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Niewątpliwie są istotne argumenty za tym, aby agitować. Oto część z nich:
1. Wspomniana wcześniej szczerość. Jeśli ktoś coś uważa, to przecież za tym optuje, traktuje jako coś dobrego, więc naturalnym jest, iż innym jak najlepiej chce tę swoją postawę przedstawić, eliminując przeciwne postawy.
2. Jest to w społeczeństwie oczekiwane - właściwie to (szczególnie ostatnio w mediach) tak ogólnie w komunikowaniu wszyscy raczej się agitują, a nie przekonują obiektywnymi argumentami. Wiec postawa zbyt zdystansowana będzie do jakiegoś stopnia słabo zrozumiała, odczytywana jako zakłamana.
3. Agitacja nie oznacza wrogości (a przynajmniej nie musi oznaczać). Jest oczekiwane, że każdy agituje do swego, więc jest to wspólna gra, a z nią nic złego, bo obie strony godzą sie na jej reguły.
4. Człowiek w myśleniu potrzebuje mieć cel - kierunek myśli. Nie da się myśleć przecząc sobie, czy we wszystkie kierunki na raz. Zatem jeśli podejmuję jakiś kierunek myśli, to naturalnym i oczywistym jest, że podporządkowuję mu wszystkie zasoby rozumowań i przekonań. Inaczej chyba się nie da...
5. Agitując w kwestiach religijnych, np. za teizmem chrześcijańskim, agituje się za zbawieniem, czyli za dobrej osoby, którą pragniemy nawrócić. Chcemy przecież uchronić tę osobę od potencjalnego piekła. Chcemy, aby uwierzeniem w jedyną poprawną religię zapewniła sobie zbawienie, a nie wieczne potępienie. Więc tutaj "wszystkie ręce na pokład", nie ma bardziej szczytnego celu, nie ma wątpliwości, gdy rzecz toczy się o najwyższą stawkę! Podobnie jest w innych niezwykle ważnych kwestiach - za nimi trzeba przecież agitować, bo są one fundamentalne.
Czy w obliczu choćby tych argumentów, jakie tu przedstawiono (a pewnie ich listę można poszerzać) jest sens krytykować postawę agitowania, a bronić jakiejś "miałkiej i nijakiej" postawy "biurokratycznego obiektywizmu", czy jakiejś zadufanej we umysł intelektualnej wolności?... :shock:
- Cóż... Jednak będę bronił tych ostatnich idei - wolnej myśli, obiektywizmu, bezstronnego traktowania spraw, równego traktowania partnerów w dyskusji, nie narzucania poglądów, poszukiwania błędów także w swoich przekonaniach, pozytywnego reagowania na krytykę.

Obronę postawy myśliciela zacznę od skomentowania tych powyższych punktów za postawą agitacji:
1. Szczerość.
Ja jestem aktualnie szczery, gdy nie agituję, tylko staram się rozważyć za i przeciw w uczciwym bilansie. Szczerość polegającą na twardej obronie stanowiska, które jakoś tam powstało, ale być może aktualnie są argumenty za jego zmianą, uważam za wadliwą, właściwie to nieszczerą.
2. Oczekiwania społeczne.
Dojrzały człowiek nie spełnia oczekiwań społecznych, jak leci. Spełnia te, które uznał za słuszne. Więc nawet jeśli społeczeństwo oczekuje ode mnie postawy, która jest fałszywa, to ja mam swoje zdanie w kwestii spełnienia tego oczekiwania.
3. Agitacja nie musi oznaczać wrogości, ale często ku niej ewoluuje, a poza tym zawiera w sobie element wrogiej propagandy przeciw uczciwemu, bezstronnemu osądowi. Ogólnie też słabym argumentem jest, gdy wskazujemy, że coś nie robi czegoś gorszego. Agitacja może i wrogości nie oznacza, ale myślicielska postawa tym bardziej pod tym względem jest ok.
4. To, że agitujący jasno opowiada się za kierunkiem myśli.
W sumie słusznie, że się opowiada, ale każdy kierunek, gdy okazuje się błędny i tak należałoby skorygować. Zatem nie ma sensu trzymać się jednego kierunku na ślepo. Myśliciel tez wytycza sobie kierunki myśli, ale gdy przestają być one perspektywiczne, to je porzuca, a przynajmniej potrafi zestawić z kierunkami myśli alternatywnymi.
5. Agitacja za zbawieniem. Taka słuszna...
Tylko, że jest pytanie, co stanie się, gdy agitowany zorientuje się, że naciągaliśmy, wręcz oszukiwaliśmy w imię realizacji tego celu. Czy nie poczuje się oszukiwany, a tym oszustwem znieważony? Czy aby na pewno nie uzna, że skoro agitator został już raz przyłapany przy oszukiwaniu do tego czegoś, co agitator nazwał "zbawieniem", to może w ogóle wszystko to jest w całości blagą, zaś żadne zbawienie nie jest dostępne, albo jeśli nawet jest, to zdobywa się go inną drogą, niż sugeruje agitator - oszust?...
6. Nie zrobiłem wcześniej numerka przy ostatnim argumencie, ale też warto go skomentować - sugestię, że agitowanie za czymś, co ogłosiły jakieś autorytety (religijne), to znaczy, że sprawa jest na tyle uczciwa i słuszna, że nie należy "być krnąbrnym" wobec tych autorytetów i odrzucać ich przekazu.
Problem z autorytetami jest taki, że da się znaleźć praktycznie dla każdego twierdzenia autorytety za, jak i przeciw niemu. Zatem wybrać ten właściwy autorytet trzeba i tak samodzielnie. Jaką metodą?...
- Chyba metodą czujnego, inteligentnego, nie dającego się naciągać oszustom, ważenia argumentów za i przeciw. Czyli trzeba zastosować strategię obiektywnego myśliciela - przynajmniej na początku, gdy wybiera się autorytet dla siebie. Ale potem, gdy już się ten nasz autorytet wybrało, to czy mamy być bezkrytyczni?...
- Niby dlaczego właściwie mielibyśmy ów krytycyzm sobie przyblokować, skoro wiemy dobrze, że przy wszystkich wyborach (a więc także tych związanych z wyborem autorytetu) można się pomylić. I tak na szczycie jest ten sam obiektywny rozum, który autorytet najlepszy wyłaniał. I nie przestał ten rozum być chyba sprawny. Wręcz nawet się udoskonalił przy pracy związanej z wybieraniem. Może też dalej doskonali się dzięki współpracy z wybranym autorytetem. Z resztą autorytet rzadko jest na miejscu, gdzie rozum musi dokonywać wyborów, więc i tak w tysiącach przypadków będzie ten rozum musiał zadziałać. Czyli wciąż jest w grze.
Nie widać tu dobrego argumentu, dla którego rozum miałby nagle ulec wybranemu przez siebie autorytetowi. Kto powołuje władzę, ten też ma uprawnienia, aby ją odwołać.

Za preferencją dla postawy myśliciela jest z resztą więcej argumentów:
1. Agituje się DO CZEGOŚ. Czyli nawet to, co miałoby być przedmiotem agitacji, jakoś trzeba wyłonić. Ale czym to wyłonimy?... Inną agitacją, innym naginaniem faktów i okoliczności pod jaką tezę?...
- Tylko pod jaką tezę, jeśli jeszcze nie mamy nic wyłonionego. Aby wyłonić pierwszą tezę, nie możemy się posłużyć tezą inną. Z definicji nie możemy, bo wyłaniamy właśnie tezę pierwszą, czyli z założenia nie mającą wzorca dla wyboru. Możemy ją wyłonić tylko w trybie poszukiwania prawdy obiektywnej - trybie bezstronnego myśliciela, który waży przesłanki bez naginania się żadnego wcześniej zdefiniowanego wzorca. Czyli znowu tryb myśliciela okazuje się tu ważniejszy.
2. Nawet agitując będziemy spotykali opór, inne argumenty, które jednak jakoś wypada często obalać. Postawa powtarzania w kółko swego bez odniesienia się do słusznych ewidentnie zarzutów może być przez większość odebrana jako brak kompetencji. A aby nawiązać do znaczeń czyichś argumentów trzeba jakoś zrozumieć o co w nich chodzi, czyli przygotować się postawą myśliciela - dającą osąd obiektywny.
3. Myśliciel ma tę przewagę nad agitatorem, że ZDOBYWA COŚ DLA SIEBIE - większe rozumienie, obiektywny osąd, pozwalający na adekwatne decyzje. Agitowanie jest działaniem na zewnątrz, jego efekty dzieją się w innych świadomościach. Jest z tego nieraz satysfakcja (jeśli agitacja się powiedzie, jeśli manipulacje agitatora odniosą skutek), ale trwałego pożytku raczej nie będzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:44, 13 Cze 2023    Temat postu:

Myślę, że jest jeszcze jeden motyw, który przyświeca działaniom agitatorów: poczucie sprawczości, władzy.
Agitator manipulujący świadomościami innych ludzi czuje się trochę jak zdobywca dzikich terenów, jak imperator, który najechał czyjś umysł. To może dawać mu satysfakcję, a do tego czasem wiąże się z dodatkowymi korzyściami, gdy okaże się, że agitowany zostanie na dobre przez agitatora zdominowany, aż do zniewolenia. Wtedy można się tym zdominowanym posłużyć w różnych celach. I kto wie, czy to jest nie najważniejszy dla wielu motyw agitacji.
Czy mam argument przeciw temu?
- Tak, oczywiście. Argument ETYCZNY. Tak nie należy robić. Ludzi się nie niewoli, nie manipuluje, ale stara się ich uwolnić, czynić bardziej samodzielnymi. Manipulowanie jako stała praktyka jest szatańską metodą, jest złe.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31388
Przeczytał: 104 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:57, 15 Cze 2023    Temat postu:

Sam w dyskusji przyjmuję regułę, iż wolno mi agitować za czymś DOPIERO JAK SIĘ NA TO ŚWIADOMIE ZDECYDUJĘ, określając sobie powód i ramy dla agitacyjnego podejścia. Zabronione (raczej..., bo nie gwarantuję, że upilnuję się zawsze) jest agitowanie automatyczne, kompulsywne, bezwiedne.
Oznacza to, że obowiązkiem dla mnie jest zajęcie się szczere i życzliwe argumentami oponenta - trochę tak, jakbym ja sobie je formułował.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin