Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Buddystyczny luz kontra obiektowa spina

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31363
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 8:27, 29 Wrz 2021    Temat postu: Buddystyczny luz kontra obiektowa spina

Jest takie podejście, mocno faworyzowane przez myśl buddyjską, o iluzoryczności konstruowania wszelkich bytów z doznań. Bo rzekomo miałoby być jakoś lepiej (nigdy mi nikt z buddystów nie wytłumaczył pod jakim właściwie względem jest to lepiej, kończy się na samych atakach na ową "iluzoryczność") gdy, zamiast marnować swoją energię na domykanie doznań w obiekty, zostawimy naszą percepcję na tym bezobiektowym etapie.

Dotykamy tutaj odczucia, które nieraz jest określane jako oświecenie buddyjskie. Nie mam jakichś systematycznych doświadczeń w tym względzie, ale odrobinkę jakby mam, musnęło mnie parę razy coś chyba w tym stylu. Jest z resztą chyba wciąż dostępny ten słynny już wykładzik na TED-zie, gdzie kobieta przeżyła epizod bardzo podobny do "buddyjskiego oświecenia", doznając szczególnego urazu mózgu. Oczywiście nie chcę tu głosić, że ogólnie wszelki rodzaj buddyjskiego oświecenia jest mi znany. Być może są jakieś wyższe etapy doświadczenia bezobiektowości, które coś wnoszą do sprawy (których "muśnięć" nigdy nie przeżyłem), jednak skupiając się na samej głównej idei już można parę kluczowych wniosków wyprowadzić.
Sformułujmy sobie przepis na ten rodzaj "oświecenia":
1. Należy wprowadzić umysł w stan silnego napięcia poznawczego, dążności do ustalenia stanu faktycznego jakiegoś zagadnienia
2. Jednocześnie trzeba (odwrotna tendencja umysłu!) wyłączyć obiektowość przetwarzania informacji - zostawić doznania w postaci natywnej - nie konstruując z nich w umyśle obiektów, niejako "tylko czuć, obierać bodźce w postaci bezpośredniej, a nie myśleć co tam w głębi jest".
3. Jak się dobrze uda, to odczujemy jakąś formę euforii, bardzo przyjemny stan, w którym "wszystko stanie się jasne i pewne", zaś umysł ogarnie jakaś forma przeświadczenia, iż znalazł się niejako na właściwym miejscu, że problemy życia znikły, ze jest tylko owo wspaniałe, nie wymagające mentalnej spiny, wszechpostrzeganie.

Sam ten stan jest na pewno atrakcyjnym, interesującym przeżyciem. Nie neguję tego. Neguję jednak to, co co niektórzy próbują z owego przeżycia stawiać jako rodzaj tezy - wniosku, polegającego na uznawaniu, iż obiektowość postrzegania jest jakąś "iluzją".

Może warto by odnieść się do samego pojęcia iluzji - czym ono jest?
- Iluzję definiuje się z grubsza tak, że gdy umysł posiada do wyboru jakieś dwie instancje oglądu, percepcji rzeczywistości, z których jedna odnosi się do jakiegoś trwałego oglądu owej rzeczywistości, a inna jest tymczasową, ulotną, to umysł wybiera tę ulotną biorąc ją za trwały osąd świata.
Czy - tak rozumiana - iluzja ma tu szansę stosować się jako pojęcie?
- Moja odpowiedź brzmi: to zależy.
Najbardziej zależy od tego, JAKIE FORMUŁUJEMY SWOJE OCZEKIWANIA.
Jeśli ktoś ma oczekiwanie, że obiektowość, którą konstruujemy z doznań będzie absolutna, idealna, to rzeczywiście takie przekonanie jest niespełnialne, czyli będziemy tu mieli jakąś postać iluzji dla umysłu. Ale WYSTARCZY ZAAKCEPTOWAĆ FAKT OGRANICZEŃ OBIEKTOWOŚCI, aby odsunąć zarzut iluzji.
Obiektowość działa w tym zakresie, w jakim może działać. Nie jest absolutna, musimy pogodzić się z tym, że przy głębszej analizie zaczniemy dostrzegać jej rozmycie. I w tej postaci przyjęta obiektowość - bardziej jako NARZĘDZIE umysłu - a nie jakaś "ostateczna prawda" (piszę w cudzysłowie, bo pojęcie prawdy samo jest obiektowe, więc samo podlega zarzutowi, iż będzie się rozmywało przy dokładniejszej analizie).

Bezobiektowość euforyczna nie jest żadnym rozwiązaniem. Jest przyjemna, ale jest po prostu stanem. Można by ją porównać do zażycia narkotyku, który też zapewni nam niezwykłe przeżycia, ale ostatecznie nie wyniknie z owych przeżyć nic szczególnie trwałego.

Poza tym występuje coś takiego jak bezobiektowość mroczna. Kiedyś o niej więcej napiszę.

Jest jeszcze bezobiektowość gnuśna. Dotyczy ona ludzi, którzy odrzucili przetwarzanie obiektowe do tego stopnia, że zatracili głębsze moce twórcze w tym świecie. Stali się pięknoduchami, osobami przesadnie skupionymi na jałowej postaci "duchowości" i płytkiej emocjonalności, skupionej na samym przeżywaniu jako takim, na przeżywaniu bez myślenia i bez działania, czyli bez efektu. Tego rodzaju osoby niczego dla społeczności nie tworzą, choć często mają o sobie bardzo wygórowane mniemania.

W moim przekonaniu zdrowa osobowość charakteryzuje się jakąś postacią równowagi pomiędzy doznawaniem i chwytaniem aspektów doznań w obiekty. Życie w świecie, a nie w pseudohipisowskiej komunie domaga się UŻYWANIA OBIEKTOWOŚCI w myśleniu, rozumowaniu. Obiektowość ma swoje granice, ale fakt istnienia owych granic nie oznacza, iż sama obiektowość jest iluzją.

A to, że ów stan luzu emocjonalno - intelektualnego, jaki towarzyszy przyblokowaniu obiektowego przetwarzania informacji, jest przyjemny, daje poczucie wzniosłości, niezwykłości... - Cóż tak rzeczywiście jest. Ale na przeżywaniu takich stanów nasza egzystencja nie powinna się zakończyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31363
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 9:47, 29 Wrz 2021    Temat postu: Re: Buddystyczny luz kontra obiektowa spina

Obiektowość postrzegania a stres
Są ludzie, których ja postrzegam jako przesadnie obiektowych w swoim postrzeganiu. Oni zawsze wszystko mają na twardo po coś, zawsze coś gonią, twardo stwierdzają, traktują życie trochę tak, jakby zarządzali jakimś magazynem, w którym przestawia się paczki. Są to też zwykle zadaniowcy - osoby silnie zorientowane na cel.
Z przeciwnej strony mamy ludzi mało obiektowych i zadaniowych, raczej obserwatorów rzeczywistości niż jej zarządców. Byłyby to też osoby z mniejszym zapotrzebowaniem racjonalizację i redukcję rzeczywistości do tego, co zostało sformułowane jako cel.

Dla tego, jaki typ osobowości ktoś przejawia, w dużym stopniu wpływ ma profil energetyczny. Obiektowość zwykle wymaga większej energii, niż obserwacyjność, która też jest bliższa bardziej biernym postawom. W szczególności u osób z deficytami energii wymuszanie obiektowości może być stresujące. W ogóle akt rozpoznania w doznaniach czegoś znanego, wymaga całkiem solidnego popracowania naszego osobistego "komputera". Tutaj musi się dokonać niemało obliczeń - związanych z przeszukaniem bazy danych wspomnień, porównywania aktualnego wrażenia do tych zapamiętanych. Na to potrzebna jest energia, zaś gdy tej energii komuś brakuje, pojawi się odczucie dyskomfortu, stresu.
Z drugiej strony stresujące też może być postawienie umysłu w sytuacji odwrotnej, czyli posiadania nadmiaru energii, której nie potrafimy wydatkować. Wtedy właśnie obiektowość postrzegania zaczyna pełnić dodatkową rolę - przejmowania nadmiarowych zasobów energetycznych.
To z resztą dość spójnie łączy się z pewnych obserwacjami na temat zachowań ludzkich - zadaniowcy to zwykle ludzie energiczni, z nadmiarem energii. Oni chcą się w aktywności rozładować. Ludzie bardziej stonowani, refleksyjni nie sprawiają wrażenia tryskających energią. Dla nich często zmuszenie się do bardziej obiektowego przetwarzania informacji wiąże się ze stresem.
Czyli stresogenność aspektu obiektowego dość znacząco zależy od typu osobowości.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 10:49, 29 Wrz 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31363
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:01, 29 Wrz 2021    Temat postu: Re: Buddystyczny luz kontra obiektowa spina

Michał Dyszyński napisał:
WYSTARCZY ZAAKCEPTOWAĆ FAKT OGRANICZEŃ OBIEKTOWOŚCI, aby odsunąć zarzut iluzji.


Jak ja osobiście widzę zagadnienie obiektowości i mentalnej spiny z nią związanej, w kontekście drugiego bieguna, czyli postrzegania, które unika wiązania wrażeń w obiekty?

Przede wszystkim uważam, że kluczem do poprawnego potraktowania tego zagadnienia jest PRZEFORMUŁOWANIE OCZEKIWAŃ względem obiektowości. Niedojrzałym, nieskutecznym potraktowaniem byłoby tu identyfikowanie tych form postrzegania obiektowego, jakie udało nam się do doznań skonstruować, jako jakiejś ostatecznej prawdy.
Obiektowość postrzegania jest tylko NARZĘDZIEM umysłu.
Narzędzia, jak to narzędzia, mają swoje ograniczenia, cechy mniej bądź bardziej korzystne do celów takich czy innych. Obiektowość postrzegania nie jest ani dobra, ani zła. Może być używana mniej, bądź bardziej celowo, mniej bądź bardziej skutecznie w kontekście postawionych celów.
Każda obiektowość postrzegania jest jakąś REDUKCJĄ.
Redukcja oznacza przybliżenie, zaniedbanie jakichś aspektów wrażeń i wniosków z nich wynikających, względem alternatywnych wniosków. Redukcja sama w sobie jest niezbędna, bo nie sposób jest ogarniać na raz całej rzeczywistości, musimy więc wybierać. Ale znowu - w związku z tym należałoby unikać nierealnych oczekiwań, że nasze redukcjonistyczne podejście zapewni nam jakąś absolutność dla tak tworzonych wniosków.
Czyli - DOPÓKI PAMIĘTAMY O OGRANICZENIACH - dopóki rozumiemy co właściwie się dzieje w tej maszynce epistemicznej, jaką tworzy konstruowanie obiektów z doznań, nie formułujemy wobec niej nieadekwatnych oczekiwań, dopóty wszystko będzie ok. Nie popełnimy grubych błędów. Błąd, iluzoryczność pojawia się dopiero wtedy, gdy ta całą obiektowościowo - redukcyjna "maszynka" zostanie przez kogoś uznana za absolut.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31363
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:18, 01 Paź 2021    Temat postu: Re: Buddystyczny luz kontra obiektowa spina

Michał Dyszyński napisał:
Obiektowość postrzegania jest (tylko) NARZĘDZIEM umysłu.
...
Każda obiektowość postrzegania jest jakąś REDUKCJĄ.
...
Czyli - DOPÓKI PAMIĘTAMY O OGRANICZENIACH - dopóki rozumiemy co właściwie się dzieje w tej maszynce epistemicznej, jaką tworzy konstruowanie obiektów z doznań, nie formułujemy wobec niej nieadekwatnych oczekiwań, dopóty wszystko będzie ok. Nie popełnimy grubych błędów. Błąd, iluzoryczność pojawia się dopiero wtedy, gdy ta całą obiektowościowo - redukcyjna "maszynka" zostanie przez kogoś uznana za absolut.

Powstaje podstawowe pytanie: czy coś tu jest jakimś rozwiązaniem?
- Aby odpowiedzieć na to pytanie, najpierw należałoby sformułować cel - rozwiązanie miałoby być CZEGO?
- W buddyzmie wiele mówi się o pokonaniu cierpienia. Więc może o to chodzi, aby nie cierpieć...
Ja muszę przyznać, że nigdy nie rozumiałem, co buddyści głoszą o cierpieniu w kontekście identyfikowania się, obiektowości. Sam nie widzę związku pomiędzy - przynajmniej moim - identyfikowaniem się z czymkolwiek (może też i częściowo dlatego, że nie specjalnie nigdy się z czymkolwiek identyfikowałem), a cierpieniem. Jeśli czuję cierpienie, to raczej z powodów somatycznych, bólu fizycznego, dolegliwości ciała. Cierpię gdy moim najbliższym źle się dzieje, ale akurat tego rodzaju cierpienia nie chciałbym z siebie usunąć, uważając je za konieczność, związanym z samym faktem człowieczeństwa. Cierpię w jakimś stopniu, gdy nie mogę naprawić zła, które się dzieje, ale też nie jest to cierpienie bardzo silne, bo jakoś mam świadomość tego, że nie wszystko na tym świecie ode mnie zależy.
Jest jeszcze coś, co można by określić jako cierpienie, co byłoby chyba najbliższe buddyjskim podejściom, ale co jest dość szczególne - wyrzuty sumienia, albo ogólne postacie negatywnej samooceny. Znowu stawiam sobie pytanie: czy chciałbym się tych - samoocennych - moich problemów pozbyć?
- Otóż wcale nie chciałbym!
Samoocena jest bowiem zwyczajnie drogowskazem dla racjonalności decyzji, działań, ogólnie mojego życia.
To samooceną tworzę doświadczenia życiowe. Samoocena jest mi niezbędna do tego, aby podjąć niezliczone decyzje. Bez niej - czyli choćby bez jakiegoś uwzględnienia w rozumowaniu czemu podołać potrafię, a czemu nie - nie byłbym w stanie ocenić, w czym mam szansę odnieść sukces, a w czym od razu muszę uznać swoją słabość. Bez samooceny nie da się podjąć żadnego życiowego wyzwania - podjąć pracy, w której potem należałoby funkcjonować w jakiejś harmonii z tym, co potrafimy robić, podbiec do uciekającego autobusu, czy przeskoczyć przez przeszkodę. Samoocena jest niezbywalnym narzędziem zmagania się z rzeczywistością, warunkiem racjonalności działań.
Wyrzuty sumienia są jakimś efektem samooceny. Z nimi może być ten problem, że w sytuacji, gdy zrobiliśmy coś, z czym się kompletnie nie identyfikujemy, odrzucamy to, a jednak jawnie to zrobiliśmy, to na tym konflikcie pomiędzy realnością naszego życia, a oczekiwaniami możemy się zablokować. Bo co się stało, to się nie odstanie, więc nie mamy jak cofnąć czasu, a z drugiej strony akceptacji dla tego, co się stało też nie potrafimy udzielić. Bez jakiejś trzeciej drogi byłby tu impas nie do przezwyciężenia.

Czy jest tu trzecia droga?
W moim przekonaniu chrześcijaństwo taką drogę wskazuje.
W jej ramach dochodzi do pewnego (nie całkowitego) zrelatywizowania oczekiwań względem tego, jacy powinniśmy być. Oto uznajemy, że nie jesteśmy doskonali, popełniamy błędy, słabość jest częścią naszej natury. Jest to takie pomieszanie akceptacji z jej zaprzeczeniem. Mocno szczególne pomieszanie...
Bo akceptujemy to, że przez nas coś nieprawidłowego się dokonało. Uznajemy to bez jakiegoś mataczenia, usprawiedliwiania akrobacjami myślowymi, tworząc udawane konstrukcje wybielające nasze sumienie. Nie, prawdy nie wolno jest zakłamywać. Ale też tępimy ostrze tej negatywnej samooceny. Owo tępienie ostrza wyrzutów sumienia oparte może być o takie trzy filary jak:
- racjonalność - uznanie rzeczywistości, w jakiej przyszło nam funkcjonować - uświadomienie sobie, że w warunkach niepełnego dostępu do informacji i interpretacji na ich temat, a także innych słabości natury, z jaką się rodzimy, do błędu prędzej czy później musi dojść. Musi dojść przy założeniu, że spotykamy się z przypadkowymi konfiguracjami przesłanek, które nieraz złożą się w taką stronę, że damy się skołować. I błąd zaistnieje.
- emocjonalne zaakceptowanie błędów innych ludzi, przebaczenie im, co konstruuje dalej prawo do przebaczenia sobie. Jeśli wiemy, że potrafimy przebaczyć naszym winowajcom, to konstruujemy coś w rodzaju "ogólnego prawa przebaczenia", które mówi, że przebaczenie w naszej konstrukcji psychicznej ma swoje miejsce, jest regułą obowiązującą. A więc dlaczego nie miałoby się należeć nam? - Ono należy się także nam! Im bardziej przebaczymy winowajcom, którzy nas skrzywdzili, tym bardziej konstruuje się w naszym systemie myślowego ogarniania rzeczywistości (także w warstwie podświadomej), zwrotnie działający werdykt: mam prawo do jakiejś postaci zrelatywizowania także własnego błędu, przebaczenia sobie. Wtedy okazuję się spójny - przebaczenie w moim systemie ocen - po prostu jest, zostało uznane jako zasada, która ma sens, jest niezbywalna.
- miłość, poczucie więzi z innymi istotami - jeśli dla kogoś jesteśmy ważni, jeśli skierowaną ku sobie miłość, pragnienie tego, abyśmy trwali, niezależnie od tego, co złego stało się naszym udziałem, to nawet gdybyśmy zrobili coś, czego sami sobie wybaczyć nie potrafimy, to i tak konstruuje się tu coś ponad owo samopotępienie. Sami siebie możemy uznać za niegodnego, ale jeśli ktoś nas pragnie, kocha, jeśli bez nas by cierpiał, to już teraz DLA TEJ KOCHAJĄCEJ OSOBY gotowi jesteśmy przebaczyć sobie. I przebaczamy.

W ten sposób można sobie poradzić z problemem cierpienia wynikającym z negatywnej samooceny. Wypieranie go narzuconym sobie luzem, w którym nic nie miałoby mieć znaczenia, próbą zdyskredytowania istnienia w ogóle, miałaby szansę powieść się jedynie wtedy, gdybyśmy zdobyli klucz do ostatecznego duchowego samounicestwienia się, gdybyśmy mogli "wyjąć wtyczkę z kontaktu" i wyłączyć tę energię, jaka wciąż dopływa, nakazując świadomości i podświadomości analizę docierających wrażeń. Ci, którzy nie wierzą w życie po śmierci ciała za taką wyciągniętą wtyczkę mogą uznać samobójstwo. Ale przecież nie wiemy na pewno, czy coś jest, czy nie ma niczego "po tamtej stronie". W szczególności osoby, które wierzą w egzystencję po śmierci ciała, a już szczególnie w konieczność rozliczenia się ze swoim życiem po śmierci, dostępu do owej wtyczki nie mają (a przynajmniej nie wierzą, iż go mają).
Opisana droga pokonania cierpienia związanego z negatywną samooceną może być chyba zasadnie nazwana drogą pokory. Pokora jest tu potrzebna zarówna w obszarze racjonalnym i epistemicznym - uznawania rzeczywistości zamiast własnych chciejstw, ale też i lęków. Po prostu uginamy tutaj swoje chciejstwa, bo coś po prostu jest. Pokora jest potrzebna aby zrównać swoją sytuację z sytuacją innych ludzi, czyli uznać iż tak jak ja przebaczam, tak samo należy mi się przebaczenie. Wreszcie pokorę trzeba z siebie wydobyć, aby zaakceptować tę miłość, którą nam inni dają, a którą za chwilę my powinniśmy odwzajemnić.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 18:31, 01 Paź 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin