Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dlaczego odrzucam nacjonalizm?
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 19:46, 08 Gru 2021    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Michał Dyszyński napisał:
W swoje istocie nacjonalistyczna niechęć do ludzi innej nacji, sprowadza się do postawy: daję sobie prawo do niechęci, nieżyczliwości (w skrajnych przypadkach nawet pogardy i nienawiści) względem ludzi, TYLKO DLATEGO, że są w pewien sposób inni, niż ja.

Zadaję sobie pytanie: czy istnieje nacjonalizm łagodny, nie oparty na niechęci do innych nacji?
Być może...
Gdyby taki się pojawił, to bym nic przeciw niemu nie miał.
Ale jakoś tak jest, że wszelkie znane mi nacjonalizmy, w mniejszym bądź większym stopniu, bazują na niechęci do ludzi innych, niż tych z własnego narodu. Ta niechęć czasem może nie jest bardzo wielka, ale jednak jest. A są też nacjonaliści (można nazwać ich szowinistami), gdzie mówimy już nie o niechęci, ale jawnej, deklarowanej wrogości, czasem nienawiści do ludzi, których jedynym "przewinieniem" jest to, że się urodzili i wychowali z innych rodziców, niż to lubią i akceptują nacjonaliści.

Czy pomiędzy nacjonalizmem i szowinizmem jest jakaś wyraźna granica?
Zwykle się po prostu szowinizmem nazywa nacjonalizm skrajny, głoszący jawne hasła wrogości. Ale to jest dość płynna granica, kiedy "tylko" niechęć, staje się wrogością. Póki co nie jest znana żadna, przyjęta powszechnie przez społeczeństwo, czy socjologów twarda granica pomiędzy niechęcią, a wrogością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 2:27, 12 Gru 2021    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Miałem kiedyś całkiem ciekawe doświadczenie - epizod ze mną samym. Nagle uruchomiło mi się myślenie, które było mocno zgodne z tym, co prezentują zwykle nacjonaliści. Wtedy:
- zaczęły mi się podobać proste klasyfikacje swój - obcy (czyli zapewne wróg)
- za jedyne sensowne wydały mi się twarde rozstrzygnięcia - np. surowe kary, jak najbardziej jednoznaczne przepisy
- ludzi oceniałem szybko, a do tego zwykle skrajnie - zerojedynkowo.
- idee też klasyfikowałem mocno pod kątem: jeśli prosta, emocjonalna, to atrakcyjna, jeśli skomplikowana, wymagająca złożonego myślenia, to jakaś taka miałka, nijaka, mało wartościowa...
- chciałem aby jasno wyłaniały się klasyfikacje w życiu, aby było pewne, co moje, a co nie moje, co z naszych, a co obce. Nagle zwiększonej wartości nabrały takie idee jak: własność, przynależność, związek z grupą.
- to co było skomplikowane, traciło na atrakcyjności.
Ogólnym kierunkiem były: redukcje, polaryzowanie spojrzeń na sprawy, upraszczanie się opinii.
Kiedy to mi się zrobiło?
- Wypiłem wtedy sporo za dużo mocnej herbaty...
Miałem nabuzowane teiną neurony, które domagały się właśnie ode mnie prostoty i jednoznaczności na jak największą skalę. Aż sam się wtedy mocno zdziwiłem, że to tak może dzialać. :shock:
Pamiętam też, że wtedy jakoś chętniej...
przywaliłbym komuś w mordę.

Kto nie rozumie nacjonalistów, temu proponuję taką psychozabawę - właśnie opić się mocnej kawy, herbaty, a potem zrobić sobie wewnętrzny test atrakcyjności różnych idei. Myślę, że całkiem sporo osób powtórzyłoby moje wnioski - czyli przekonałoby się, że na atrakcyjności bardzo zyskują wtedy proste klasyfikacje, emocjonalne rozstrzygnięcia, zredukowane do minimum zasady kontaktu ze światem.
Staram się unikać teraz nadmiernej ilości herbaty. Pewnie w jakimś stopniu dlatego, odrzucam nacjonalizm... :shock:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 2:31, 12 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:05, 04 Sty 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Nie twierdzę, że miłość do swojego narodu musi być tak w ogóle jakoś zła, toksyczna dla psychiki. Myślę, że możliwy jest łagodny, nie popadający w manię wrogości nacjonalizm. Problem w tym, że te przypadki nacjonalizmu oświeconego, nie indukującego w psychice kaskady uczuć, kończących na programowej wrogości do ludzi, których najczęściej na oczy nie widzieliśmy, nie wiemy o nich nic, poza tym, że są z "obcych" - takie przypadki są raczej rzadkie. Z tego co obserwuję, nacjonalizm najczęściej WIEDZIE EMOCJE W STRONĘ WROGOŚCI.
I chyba nie bardzo ma to jak być inaczej...
Nacjonalizm bowiem startuje od postulatu wyraźnego rozdzielenia tego co nasze, względem tego co obce - nasz naród, a dalej te inne narody. Te narody, które są inne, przy założeniu, że własny naród trzeba jakoś szczególnie kochać i wywyższać, najpierw robią się obce, może tylko mniej swojskie, ale już "obcy" w uczuciach zawiera domieszkę lęku, sugestię w stronę wrogości. Potem owi "obcy" w emocjach zaczynają powolutku się polaryzować. Obcy to raczej wróg niż przyjaciel. Więc obcy naród grawituje - czasem szybciej, a czasem wolniej - w stronę wrogiego narodu. A gdy już się "okaże", że te czy inne narody są wrogie, to naturalna stanie się potrzeba obrony przeciw nim, może wystąpienia prewencyjnego. I zaczyna się "zjazd w stronę napastliwości, agresji, czasem nienawiści do grup ludzi, którzy często o nas zielonego pojęcia nie mają, którym nie w głowie wobec nas żadna wrogość. Ale emocje instynktowne, stadne - jeśli nie są poddane kontroli, uświadomieniu - nam ową wrogość wyprodukują.

Nie uważam jednak, że odpowiedzią na zło tworzenia się wrogości z nacjonalizmu należało odpowiedzieć zbyt ostro. W końcu wolny człowiek ma prawo kochać i szanować to, co wybierze. Jeśli chce kochać naród, z którym się identyfikuje, to jakieś zabranianie mu tego, nawet perswadowanie jak to rzekomo źle on robi, byłoby ograniczeniem wolności tego człowieka. Myślę, że kluczem jest tu ŚWIADOMOŚĆ ZAGROŻENIA, związanego z ewolucją uczuć nacjonalistycznych, patriotycznych w stronę wrogości. Kto to zagrożenie widzi, a jest wystarczająco świadomy i silny mentalnie, będzie w stanie powstrzymać swoje uczucia przed staczaniem się we wrogość. Ale do tego trzeba sobie zdobyć coś ważnego - kontrolę nad bezwiednym staczaniem się emocji w skrajne pozycje. Tu niezbędna byłaby jakaś postać dojrzałości, samoświadomości. Tej dojrzałości często brakuje nawet ludziom z włosami przyprószonymi siwizną...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 1:01, 11 Sty 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Kiedyś zastanawiałem się, czy potrafię wymyślić bardziej absurdalny powód do niechęci, wrogości, nienawiści niż ten, żeby kogoś z wrogością traktować tylko z tego powodu, że jest (od urodzenia, czyli bez jego wyboru, decyzji) pod jakimś względem inny?... :think:
Długo myślałem i do dzisiaj nie znalazłem. Być może znalazłbym parę podobnych w absurdalności powodów, ale bardziej absurdalnego to chyba nie.
A tym właśnie jest nacjonalizm w typowej postaci - niechęcią, wrogością, w skrajnej postaci nienawiścią do człowieka
- którego nie znamy, którego zdecydowanej większości cech nie możemy z góry określić
- który nie wybrał tego, do jakiej kategorii go zaliczyliśmy, nie miał na to żadnego wpływu, bo się urodził i wychował w grupie osób, którą my kojarzymy z obcym narodem
- który jest inny od nas, bo w ogóle ludzie nie są tacy sami. Jakby był naszym klonem to czy byłoby to ok?... Chyba też nie. Nie chcemy klonów nas. A tu nagle z tytułu tego, że w sposób naturalny ludzie są rozrzuceni po globie ziemskim, zasiedlając różne tereny i mając różne swoje społeczności, ktoś czyni powód do wrogości... :shock:
- z resztą gdyby ów ktoś chciał jakoś przebłagać nas - nienawistnych względem niego, z powodu tej właśnie narodowej odmienności - i by się zapisywał na siłę, to byśmy się cieszyli, z otwartymi rękami go przyjmowali?... - Najczęściej też nie - a przynajmniej obserwując narodowców, to o ile czują swoja siłę, to bardzo niechętnie przyjmują kogoś obcego za pobratymca. Obcy to obcy! Ma obcym zostać! Więc nawet gdyby ów obcy chciał, to nie bardzo najczęściej ma jak zastopować ową niechęć do niego ze strony nacjonalistów.
- z resztą my sami też przecież jesteśmy - z przyczyn przez nas niezawinionych - jakimś obcym (może wrogim) w oczach innego narodowca. Czy uważamy, że na wrogość czymkolwiek sobie zasłużyliśmy?... Naprawdę niewielu tak uważa, bez względu na to czy są nacjonalistami, czy nie. Czy gdyby akurat okazało się, że jakaś większa grupa agresywnych nacjonalistów z obcego narodu, chce nas skrzywdzić (może zabić) z tego tytułu, że my jesteśmy z innego względem nich narodu, to byśmy temu przyklasnęli? Uważalibyśmy, że się "nam należy"?... No nie sądzę, aby zbyt wielu nacjonalistów było tak do końca konsekwentnych w uznawaniu prawa do wrogości z tytułu bycia innego narodu, że sami by akceptowali i popierali wyrządzaną sobie krzywdę.

Jakieś zrozumienie mogę mieć dla ludzi, którzy wrogo traktują kogoś, bo np. źle się zachowuje (to jego wybór), kradnie i krzywdzi ludzi, ma coś, co warto by mu zabrać (oczywiście rabunek jest ohydny, ale przynajmniej ma jakiś praktyczny sens), jest tak stary i chory, że tylko obciąża społeczeństwo (też to jest ohydne zabijać kaleki, ale przynajmniej można dopatrzyć się tu jakiegoś sensu).
W przypadku wrogości wynikającej z nacjonalizmu mamy właściwie czysty absurd, czyste NIEWYNIKANIE Z NICZEGO, CO DAŁOBY SIĘ PODPIĄĆ POD PRAKTYCZNĄ KORZYŚĆ, JAKIŚ POWÓD SPOŁECZNY.
To jest praktycznie niechęć i wrogość bez powodu, zło bezinteresowne, wrogość dla samej wrogości, której druga strona nie ma jak uniknąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:14, 11 Sty 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Michał Dyszyński o nacjonalizmie napisał:

To jest praktycznie niechęć i wrogość bez powodu, zło bezinteresowne, wrogość dla samej wrogości, której druga strona nie ma jak uniknąć.


Tu jednak można zadać pytanie: czy nacjonalizm jest wrogością, czy tylko szowinizm taki jest?
Nie znam żadnej wyrazistej granicy pomiędzy nacjonalizmem a szowinizmem. Zwyczajowo mówi się, że szowinizm to już faktycznie ten wrogi nacjonalizm. Ale w którym miejscu szowinizm się zaczyna?
- Czy to jest tak, że nacjonalista jest ogólnie życzliwy wszystkim nacjom, a tylko jak staje się szowinistą, to nagle mu się dopiero - od zera do jakiejś tam wartości - nienawiść uruchamia?...
Nie, jak obserwuję nacjonalistów, to większość z nich ma już w sobie jakąś małą niechęć do różnych narodów. Powody są najczęściej drugorzędne. Jakieś tam są. Ale nacjonalizm już w nawet względnie "normalnej dawce" po prostu buduje niechęć do innych ludzi, tylko z tego powodu, że ktoś tak chce, zaliczając ich do odrębnego narodu.

Nacjonalizm jest już od początku OSOBISTYM PRZYZWOLENIEM NA NIECHĘĆ do innych ludzi z powodu tak absurdalnego, że urodzili się w innej grupie narodowościowej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 16:15, 11 Sty 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:13, 09 Lut 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Są ludzie narcyzi - ci są przekonani, że oni są najwspanialsi na świecie.
Znam osoby przekonane, że ich rodzina jest najwspanialsza na świecie.
W niektórych rozmowach wychodziło, że ich wioska, to dopiero hoho... inne wioski się nie umywają, bo nasi chłopaki, jak na weselu w remizie sięgnęli po sztachety, to za tamtym z wioski dalej aż się kurzyło jak uciekali...
Co niektórzy są przekonani, że ich miasto jest najlepsze, lepsze niż inne miasta
Co niektórzy uważają, że wielką wartość ma ich tytuł arystokratyczny, a na przykład ci, co tytułu lorda nie mają, to nic nie warte miernoty
Są też tacy, którzy wywyższają swój naród, jako jedyny najwspanialszy w świecie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:49, 13 Lut 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Z innego wątku, chyba też w tym temacie słuszne
Michał Dyszyński w wątku Dlaczego nacjonaliści popierają obcych nacjonalistów? napisał:
Tutaj może wypadałoby trochę zdiagnozować Z JAKICH EMOCJONALNYCH ŹRÓDEŁ wypływają potrzeby opowiedzenia się po stronie nacjonalizmu. Bo mam tu swoje obserwacje, a także wynikające z nich hipotezy:
- nacjonalizm ma silny związek z uogólnionym lękiem. Obserwuję u większości nacjonalistów znaczny lęk o przyszłość. Instynktownie lęk daje efekt POSZUKIWANIA GRUP WSPARCIA. Nacjonalizm jest właśnie takim ukierunkowaniem się na naturalną grupę wsparcia - sojuszników, jaką jest jakaś wspólnota, a idea narodu jest właśnie taką wspólnotą.
- nacjonalizm ma też wyraźną korelację z postawami rywalizacyjnymi, jest przeniesieniem na grunt społeczny idei rywalizacji. Osoby, które rywalizację mają zapisaną w swoim profilu emocjonalnym będą w naturalny sposób zbiegały myślami w stronę jej ukonkretnienia za pomocą idei rywalizacji narodu własnego z narodami ościennymi, czy dalszymi.
- nacjonalizm jest pierwszym (jakże nieporadnym, ale jednak) krokiem w stronę idei dobra, odejściem od czystego egoizmu. Mając przekonanie, że warto jest chronić, cenić swoją grupę (tu reprezentowaną przez narodowość) jednostka uczy się idei solidaryzmu, odpowiedzialności, poświęcenia. Jest to co prawda bardzo niekompletne podejście do koncepcji dobra, ale jednak jest to krok, który uruchamia podstawowe idee dla idei dobra niezbędne. Głębsza refleksja (następny etap rozwoju po zrelatywizowaniu nacjonalizmu) wskaże dobro rozumiane bardziej spójnie, ale to jest kwestia dopiero dalszego rozwoju. Od czegoś trzeba tę drogę zacząć...
- nacjonalizm jest usprawiedliwieniem dla ludzi szukających w życiu okazji do konfliktu, starcia się, bitwy, agresji. Idea rywalizacji narodów jest naturalnym punktem wyjścia do walki, wojny. W męskiej szczególnie naturze jest nieraz to pragnienie wojowania bardzo silne, związane z przyjemnością, czasem nawet euforią.
- nacjonalizm jest też spełnieniem pewnej potrzeby porządku, jasnych podziałów. Osobiście obserwuję, że są ludzie, którzy bardzo chcieliby mieć swoje życie poszufladkowane, powstawiane w osobne "skoroszyty". Takim "skoroszytem mentalnym" na płaszczyźnie społecznej jest idea narodu - ona zaspokaja pragnienie bycia kimś określonym, poczucia "posiadania właściwego miejsca" w życiu. Nacjonalizm też "wyjaśnia" kto jest przyjacielem, a kto wrogiem w naszym życiu (niezależnie od tego, jak bardzo owo "wyjaśnienie" jest iluzoryczne, to samo poczucia posiadania wyjaśnienia, tu wystarcza)
- nacjonalizm też zaspokaja potrzebę przynależności. Niektórzy ludzie zdają się mieć tę potrzebę bardzo silną (sam się trochę temu dziwię, bo u siebie bardziej obserwuję potrzebę niezależności, albo wręcz samotności, ale to już inna sprawa).

Jak widać, jest przynajmniej kilka emocjonalno - mentalnych powodów, aby skierować się w stronę nacjonalizmu. Dla niektórych owe powody są uzasadnieniem, aby nacjonalistą zostać. Dla mnie takim uzasadnieniem nie są, bo ja uważam, że nad tego rodzaju powodami, powinna PANOWAĆ MOJA WYŻSZA NATURA. Definiuję siebie, jako tego, który właśnie tego rodzaju powodom NIE ULEGA, nawet jeśli częściowo okazywałyby się one korzystne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:40, 13 Lut 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

W tym wątku odpowiem userce Towarzyski Pelikan na jej (całkiem ciekawy) tekst na jej blogu.
Towarzyski.Pelikan napisał:
Pomysł na ten temat wziął się stąd, że zauważyłam, iż forumowe liberały mają problem z rozumieniem pojęć odnoszących się do wspólnoty.
Np. Michał Dyszyński nie rozumie pojęcia naród, wg niego narodowość jest jakimś dodatkiem doczepionym do indywidualnej tożsamości, doczepionej jak piąte koło u wozu. Na co komu jakaś narodowość, nie wystarczy być człowiekiem? Zarzuca nacjonalistom, że chcą państwo uczynić bardziej narodowym, dowalić w tym państwie więcej narodowości.

Jest w tym racja o tyle, że faktycznie pojęcia narodu "nie rozumiem", a przez to też traktuję je jako coś doczepionego jak piąte koło u wozu.
Czego nie rozumiem w pojęciu narodu?
- Praktycznie wszystkiego: od tego, gdzie postawić granicę pomiędzy byciem członkiem narodu, a nie byciem, poprzez czemu to utożsamienie miałoby służyć, a na koniec kto by miał o tym decydować i na jakich zasadach.
Przyjmuję jakoś tam (mocno rozmytą) wizję idei narodu - z grubsza jako coś, do czego ludzie się poczuwają, przez co mają poczucie wspólnotowości, ale
- sami sobie przeczą w zasadach uznawania narodu - bo raz im np. potrzebne są do tego powody historyczne, raz genetyczne, jeszcze inny raz z przyznawania się i poczuwania. Czyli raz kogoś jacyś narodowcy by może w poczet swoim ziomów zaliczyli, ale już za chwilę w podobnej sytuacji by tego zaliczenia odmówili. Bo tak chcą, bo tak mają, bo tak uznali...
Jestem osobnikiem, który ma wykształcenie ścisłe. Pojęcia nieścisłe mocno mi uwierają, w ogóle unikam ich w rozumowaniach. Dla mnie pojęcie narodu jest na tyle życzeniowo, uznaniowo traktowane, że właściwie nie umiem go zaliczyć w poczet poprawnych pojęć. A jak coś jest tak bardzo niepoprawne, to nie istnieje, jest mrzonką.

Drugim powodem, dla którego autorka cytatu wyżej ma rację jest to, że traktuję pojęcie narodu jako piąte koło u wozu - jako coś przeszkadzającego mi, natomiast nie oferującego mi niczego, co byłbym w stanie odczuć jako coś pozytywnego. Prawdopodobnie dlatego, że jestem z natury samotnikiem, nie przepadam za kumplowaniem się z kimkolwiek, kogo dobrze nie poznałem. Szanuję, toleruję różnych ludzi (właściwie to wszystkich ludzi), ale dopóki ich nie poznam osobiście, dopóty traktuję ich jako jedną wielką niewiadomą.
Główny podział ludzi zatem u mnie jest dość prosty:
- Ludzie, których ZNAM - poznałem ich.
- Ludzie mi nieznani.
W tym sensie zapoznany Niemiec jest już w tej samej kategorii co wielu znanych mi Polaków. Dalej od tej kategorii jest nieznany mi Polak. Dlaczego? Bo go nie znam. Proste.

Nie oznacza to jednak, że zupełnie wyprę się SENTYMENTU narodowego. Sentyment jest - polskie wierzby, muzyka Chopina, czy hejnał z wieży Mariackiej są bliskie mi emocjonalnie. Ale ten sentyment nie jest jakoś istotnie wyróżniony w stosunku do wielu innych sentymentów - np. do miejsc, które odwiedziłem, ludzi, których znałem itp.

Z pojęciem narodu właściwie też w emocjach mam też i dyskomfort - rodzaj LĘKU, POCZUCIA ZAGROŻENIA. Jakoś to co narodowe kojarzy mi się z TŁUMEM. A przed tłumem czuję lęk instynktowny, traktuję tłum jako dziką bestię, bezrozumną, a krwiożerczą tłuszczę, która nie ma żadnych zasad etycznych, która bez wahania zrobi najgorszą zbrodnię, tylko dlatego, że ktoś ją podburzył, a ona się rozhuśtała w emocjach. Pewnie gdyby nie to skojarzenie z tłumem - tłuszczą, to bym bardziej pozytywnie, już bez instynktownego lęku, traktował też naród.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:49, 19 Lut 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Odrzucam nacjonalizm (znowu się zastanawiam, czy czasem właśnie ten powód, który teraz opiszę, nie należy uznać za główny) z powodu tego, co ZAOBSERWOWAŁEM W SWOICH UCZUCIACH I MYŚLACH: że nie umiem jednocześnie akceptować nacjonalistycznej postawy i mieć DOBRYCH UCZUĆ.
Nie wiem, jak to działa u innych, może inni potrafią, jednak u mnie to działa tak, że każda próba jakiegoś wzmacniania podziału swój - obcy w traktowaniu ludzi (a to jest według mnie istotą nacjonalizmu - kierowanie się mentalne w stronę "nasi są do chwalenia i wspierania, a obcy do traktowania gorzej, także z niechęcią"), konstruuje we mnie odczucia, które jawnie odczuwam jako sprzeczne z chrześcijaństwem, a dalej też moją duchową naturą.
Ile razy próbuję jakoś wprowadzić do swoich myśli ową postawę "nasi - będę ich promował i wspierał, lekceważąc owych nienaszych w tym układzie", uruchamiają się we mnie myśli i uczucia zbliżone do początków pogardy dla ludzi w ogólności, uczucia lekceważenia tego, co uczynił Bóg stwarzając osoby z innych narodów (czy takie, które do żadnego narodu się nie poczuwają). Tych początków pogardy nie umiem w sobie powstrzymać, nie umiem ich uporządkować na tyle, abym za chwilę mógł szczerze samemu sobie powiedzieć: wypełniam to najważniejsze chrześcijańskie przykazanie, czyli przykazanie miłości Boga i bliźniego. Po prostu tego nie potrafię. :(
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 8:44, 28 Lut 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Jednym z powodów, dla których ostatecznie odrzuciłem nacjonalizm było to, że nie potrafię w sobie odnaleźć praktycznej żadnej KWANTYFIKOWALNEJ bezspornej różnicy pomiędzy złą postacią uczuć narodowych - szowinizmem, a nacjonalizmem, który byłby tym dobrym.
Właściwie, zawsze jak tylko spojrzę na sprawę, to wychodzi mi, że żaden szowinizm nie jest czymś odrębnym, tylko jest takim "większym nacjonalizmem". Gdzie jest granica pomiędzy nimi?...
- Tego właściwie nie wiadomo. To znaczy każdy oczywiście jakąś tam granicę wskazać po swojemu może, lecz ktoś inny tę granicę umieści w innym miejscu, a nie będzie naprawdę mocnych argumentów, aby potencjalny spór obiektywnie rozstrzygnąć.

Przy czym chciałbym też być możliwie uczciwy w tych rozważaniach, więc chcę zauważyć, że problem granicy pomiędzy zbliżonymi do siebie pojęciami jest zawsze trochę płynny. Weźmy alkoholizm vs towarzyskie popijanie alkoholu. Sam co jakiś czas lubię skosztować wina, piwa (piwo ostatnio rzadziej), kiedyś pijałem też mocniejsze alkohole, choć dziś zdrowie mi je raczej wyklucza. Alkoholikiem jednak nie jestem. Dwa razy w życiu po alkoholu film mi się urwał, ale jak na kilkadziesiąt lat życia, to nie jest chyba dużo. Gdyby ktoś mi powiedział, że jestem alkoholikiem, to bym go wyśmiał. I mam tu swój argument główny w postaci: na co dzień wcale nie ciągnie mnie do alkoholu. To, że czasem się napiję, to raczej będzie związane z sytuacjami towarzyskimi, niż z moją ochotą. Ale przyznać muszę, że się czasem alkoholu napiję.
Teraz chcę trochę przenieść ten "model myślowy" na rozróżnienie nacjonalizm (w dobrym znaczeniu) a szowinizm. Szowinizm byłby tu odpowiednikiem alkoholizmu -sytuacją, w której dana osoba nie panuje nad swoją potrzebą picia. I tak szowinista jest fanatykiem dla swojej narodowości, często zachowując się nieracjonalnie w tym względzie.
A (dobry) nacjonalista?...
- Kocha swój naród.
Ale co by miało z tego wynikać dalej...
Mi tak wychodzi, że nacjonalizm jest jakby takim NIEPEŁNYM SZOWINIZMEM.

Jeśliby rzecz porównać znowu do picia, to mielibyśmy
- towarzyskie popijanie - byłoby odpowiednikiem uczuć narodowych w miarę zwykłego człowieka, który ma szacunek dla postaci historycznych związanych ze swoim narodem, szanuje język, historię swojego kraju, ma sentymenty w tym względzie, ale nie prowokuje go to do postaw wrogości względem kogokolwiek.
- picie względnie częste to w tym modelu byłby chyba już "standardowy nacjonalizm". Tutaj mamy już jakąś formę "przegięcia". Tak jak w piciu będą to sytuacje, gdy ludzie wokół zauważają "wiesz, ale ty chyba pijesz trochę za dużo", gdy już dzieje się trochę źle - są problemy z pójściem do pracy, po regularnych popijawach, ogólnie jest problem.
- szowinizm byłby jak alkoholizm. Tutaj już całe zło się zwala na człowieka, który stracił kontrolę nad swoim myśleniem, działaniem, przestał być racjonalnym i rozsądnym.

Problem jest w tym, że tak jak pomiędzy "zwykłym częstym piciem", a alkoholizmem granica jest płynna, tak i pomiędzy nacjonalizmem, a szowinizmem nie ma właściwie wyraźnego punktu, po którego przekroczeniu staniemy jawnie po tej złej stronie mocy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:05, 07 Kwi 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Przymierzałem się do pójścia w stronę uczuć bardziej narodowych, próbowałem być bardziej patriotyczny. Problem (z punktu widzenia pójścia dalej w tę stronę) w tym, że obserwowałem wtedy u siebie wzmaganie się jednych uczuć i postaw, a zanikanie innych - obserwowałem je z punktu widzenia nadrzędnego postulatu, czyli POSTULATU BYCIA DOBRYM CZŁOWIEKIEM, REALIZUJĄCYM CHRZEŚCIJAŃSKĄ ZASADĘ MIŁOŚCI BLIŹNIEGO.
Więc eksplorowałem te swoje uczucia patriotyczne - jak to pięknie by było, aby mój naród był wspaniały, był wielki, był wywyższony. Od razu zaczęło mi przychodzić do głowy: a jak to pięknie byłoby, aby Polska była znowu od morza do morzą! Jak to pięknie by było! :szacunek: Jak wspaniale byłoby, gdyby wszyscy się liczyli - chcą czy nie chcą - z głosem Polaków na początek. Bo w końcu szacunek dla Polski i Polaków musi być! Nie jakiś tam mały szacunek, ale taki powszechny szacunek!
No bo przecież - tak zaczynało mi się myśleć - jak naród jest wspaniały, to nie może być tak, że inne narody tę wspaniałość lekceważą. Więc jakby ktoś tam zaczął lekceważyć ten mój najwspanialszy naród, to należałoby mu (najpierw może delikatnie, ale jak to nie podziałało, tu już "bardziej asertywnie") "przypomnieć", kto tu tak naprawdę jest ważniejszy, kto jest górą. Bo jak wspaniałość jest, to ma być! Nie ma być schowana, czy zlekceważona! To by było nienaturalne i złe.
Więc tak powoli... - obserwowałem to w sobie, zachowując jednak chyba względnie neutralne, poszukujące obiektywizmu spojrzenie na sprawę - wychodziło na to, ze zaczynam dopuszczać przemoc, byle tylko prowadziła do wywyższenia tego, co ja cenię. W drugą stronę by to nie działało, gdyby ktoś inny, kto przecież też kocha swój naród, miał mi narzucać swoje prawa, to bym to odrzucał. Ale ja, ale mój naród, to co innego.
I tak sobie patrzyłem na to, jak moje myśli stają się (przepraszam za wulgaryzm, ale tak to z grubsza czułem) myślami pierdolonego skurwysyna!
Oto moje postrzeganie - niby takich dobrych rzeczy - zaczynało mnie transformować w kogoś, kto usprawiedliwi przemoc, agresję, zło dokonywany na tych obcych, którzy automatycznie stają się coraz bardziej godni pogardy (noooo, chyba że naprawdę silni są, to wtedy należy im się respekt i szacunek...).
Nie potrafiłem tego opanować. Nie potrafiłem rozwijać w sobie uczuć narodowych tak, aby jawnie nie staczać się w zło, w skurwysyństwo pierwszej wody...
Może inni by potrafili... :think:
Nie mogę powiedzieć o każdym, że stanie się skurwysynem, jak mu na narodowym punkcie odbije. Ale patrząc choćby na wypowiedzi, na hasła głoszone, na przyzwolenia zachowań złych, to chyba problem nie jest tylko mój. Patrząc na polskich nazioli, którzy swoim radosnym hajlowaniem szczają na pamięć pomordowanych przez hitlerowców Polaków, będąc sprzecznymi nawet w samym szanowaniu własnego narodu, a tak naprawdę wyznając tylko kult przemocy i bezwzględności, uważam, że coś jest na rzeczy...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:26, 14 Cze 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Stawiałem sobie wielokrotnie pytanie: czy identyfikacja z narodem jest jakoś istotnie wyróżniona spośród wszelkich innych potencjalnych identyfikacji grupowych, stadnych?

Ludzie się identyfikują z bardzo różnymi aspektami swojego życia - miejscowością, w której żyją, płcią, rasą, wykonywanym zawodem, liderem danej grupy. Niektórzy z tytułu tych identyfikacji podejmują bardzo poważne inicjatywy, poświęcają im swoje życia. Ludzie walczą - a to za aspekty płciowości, a to za rasę, a to za poglądy polityczne. Byli i tacy, co poświęcili swoje życie za taką identyfikację.
Stawiam wiec kolejne pytanie: czym jest identyfikacja z grupą?
Czy taka identyfikacja z grupą powstaje z czegoś fundamentalnego, niejako "danego od Boga", może tak bardzo wyróżniającego się, iż zaprzeczanie temu byłoby ewidentnym absurdem?

Interesuję się psychologią. Oto ciekawy link, który rzuca światło na to, jak powstają identyfikację z grupą: [link widoczny dla zalogowanych]
Stamtąd:
Autor artykułu, z linka wyżej napisał:
3. Eksperyment Jane Elliot „Niebieskoocy”

Jane Elliot nie była psychologiem, tylko nauczycielką w podstawówce, ale jej słynne ćwiczenie przeszło do historii jako jedno z najbardziej kontrowersyjnych. Dzień po zastrzeleniu Martina Luthera Kinga, Jane Elliot postanowiła przeprowadzić w swojej klasie niezwykły eksperyment. Podzieliła uczniów na dwie grupy, kierując się kolorem ich oczu. Jednej grupie powiedziano, że jest ważniejsza od drugiej i należy ją lepiej traktować. Wystarczył jeden dzień, by grupa „wyższa” zachowywała się gorzej w stosunku do drugiej, a grupa „niższa” stała się niepewna siebie. Następnie grupy zamieniły się, aby każdy mógł doświadczyć tego samego. Eksperyment Elliot spotkał się z negatywnymi reakcjami, ale pokazał sposób działania uprzedzeń i stereotypów.

4. Eksperyment w parku Robbers Cave

Muzafer Sherif przeprowadził swój eksperyment latem 1954 roku, aby sprawdzić dynamikę zachowań grupy w obliczu konfliktu. Naukowiec zorganizował letni obóz w parku Robbers Cave w Oklahomie. Wzięło w nim udział 24 chłopców, którzy nie wiedzieli, że biorą udział w badaniu naukowym. Chłopcy zostali podzieleni na dwie grupy i przebywali odseparowani od siebie. Na początku postarano się, aby pomiędzy członkami tej samej grupy wytworzyły się więzi sympatii. Następnie obu grupom pozwolono na interakcję podczas sportowej rywalizacji, która szybko zmieniła się we wzajemną wrogość. Aby zmusić antagonistycznie nastawione grupy do współdziałania i zmiany nastawienia do siebie, Sherif kreował problemy, które wymagały od wszystkich współpracy. Realizacja wspólnych celów przyniosła oczekiwane rezultaty – grupy pogodziły się i chętnie razem działały.

Ale podobną dynamikę sympatii grupowych obserwowałem u moich kolegów szkolnych, nawet u siebie. Wystarczy się na obozie harcerskim podzielić na dwie drużyny, które zaczną ze sobą rywalizować o przysłowiową "pietruszkę" (np. o jakiś tam proporzec), a już w myśleniu i odczuwaniu zaczyna dziać dziwny zestaw dowiązań:
- zaczynamy negatywnie postrzegać kolegów, którzy dostali się do przeciwnej grupy, mimo że lubiliśmy ich jeszcze 2 godziny temu.
- zaczynamy czuć silniejszą więź z kolegami ze swojej grupy, nawet jeśli tak naprawdę niezbyt ich lubiliśmy
- zaczynamy dziwnie dzielić rozpoznania świata - na wrogie i sojusznicze, choć w istocie gra jest nieistotna, jest o tę "pietruszkę".
Czy identyfikacja z narodem jakkolwiek wyróżnia się spośród tych pozostałych identyfikacji, które są tak uznaniowe, tak instynktowne?...
Ja absolutnie nie widzę tu żadnego wyróżnika, który narodową identyfikację czyniłby jakąś silnie predefiniowaną obiektywnie. Ludzie z sąsiednich krajów - narodów się mieszali, czasem zmieniali strony, wizualnie są najczęściej nie do odróżnienia. Tym co ich różni najbardziej to KULTURA W JAKIEJ SIĘ WYCHOWALI I LIDERZY. Są to czynniki nie jakieś fundamentalne, lecz zadane przypadkowo, w większości wynikające z miejsca, w jakim przyszło nam się wychowywać. Czy za ten przypadek, że na przykład wychowywali nas ludzie po tej, a nie tej drugiej stronie granicy warto poświęcić swoje postrzeganie świata, wyższe wartości, czasem życie?...
- Moja odpowiedź brzmi: NIE WARTO!
Jako ideał, który może być związany z potencjalnym poświęceniem się, z daleko idącym moim zaangażowaniem się, wymagam czegoś, co nie bierze się z przypadku, z tego W CO WCISNĘŁY MNIE KAPRYŚNE WIATRY ŻYCIA, ale z tego, co ZROZUMIAŁEM, WEWNĘTRZNIE W SOBIE OCENIŁEM, CO JEST BARDZIEJ MOJE, NIŻ NARZUCONE.
Dlaczego?
- Bo nie mam natury niewolnika, bo chcę się czuć podmiotem, a nie przedmiotem. Ulegając grupie, szczególnie jej liderom, sprowadzam się do rangi przedmiotu.

To oczywiście nie znaczy, że zupełnie kontestuję wszelką formę przynależności. Nie wypieram się zatem jakoś ostatecznie ani przynależności narodowej, ani rodzinnej, ani zawodowej. Ale ich znaczenie jest dla mnie nieszczególnie istotne. Ot, czuję sentyment, jest mi miło usłyszeć, gdy inni przedstawiciele mojej grupy okazują się być podziwianymi wspaniałymi ludźmi, lecz nie zamierzam przywiązywać do tego jakieś naprawdę wielkiej wagi. Bo nie chcę się czuć przedmiotem, niewolnikiem przypadków i kaprysów liderów, zarządzających masami za pomocą ich instynktowności. Chcę być podmiotem, kimś odpowiedzialnym, zatem MOJE SUMIENIE stawiam wyżej, niż to, co mi sugerują sympatie grupowe. A nawet uważam, że taka właśnie postawa jest mi przeznaczona od samego Boga, że powinienem ją utrzymywać nie z powodu swojego kaprysu, czy luźnych mniemań, ale jako ETYCZNO - MORALNY OBOWIĄZEK.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:13, 14 Cze 2022    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Nie odrzucałbym nacjonalizmu, który jest w stanie separować się od postawy zaprogramowanej wrogości wobec ludzi, których najczęściej na oczy nie widzieliśmy i nie wiemy o nich ponad to, że nie są z "naszych".
W odrzuceniu nacjonalizmu przeze mnie nie ma zatem jakiejś krytyki szanowania historii przodków, poszanowania pewnych symboli wspólnych dla danej zbiorowości (oczywiście bez przesady, która ociera się o śmieszność i tępe nieracjonalne postawy czczenia zbiorowych "bożków"). Nie mam nic przeciwko sentymentowi do języka, którego się używa, do pamięci po zmarłych osobach ze zbiorowości, w której się żyje.

W zasadzie moje odrzucenie nacjonalizmu jest odrzuceniem instynktownego poddania się mrocznemu pragnieniu rywalizowania z inną grupą, do postaci zaprzedania się tej rywalizacji w ślepej nienawiści, domniemaniu złych rzeczy względem nieznanych sobie ludzi, dzielenia ludzi nie po ich obserwowanych rzeczywistych dokonaniach i cechach, a samym fakcie utożsamienia z jakimś "naszymi", czy "obcymi".
Odrzucam nacjonalizm, który sprowadza się do narzucania mi instynktownego traktowania ludzi, podlegania bardzo pierwotnym emocjom stadnym, nie poddanym kontroli wyższych poziomów świadomości. Najbardziej chodzi o tę bezrefleksyjną wrogość!

Na tę wrogość się nie godzę i gardziłbym sobą, który zaprzedał wyższe moce osądu rzeczywistości, sumienie, obiektywizm, krytyczny rozum w imię posiadania jakiejś grupy, do której się mentalnie bym kleił, odczuwając rodzaj ukojenia i satysfakcji w tym oddaniu się przeświadczeniu, iż "jesteśmy jednością, jesteśmy razem, czujemy swoją siłę, więc jest wspaniale, a poza tym mało co się liczy".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:27, 22 Kwi 2023    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Przeniosłem tutaj treść jednego z osobnych wątków (źródło wykasuję), o tytyle:
Wspólnotowość otwarta, a wspólnotowość duszna i wojownicza

Michał Dyszyński napisał:
W dyskusjach, która prowadziłem na sfinii jakiś czas temu wypłynął temat wspólnotowości. W szczególności pojawił się argument ze strony osoby sympatyzującej z nacjonalizmem (opisuję go już po swojemu, interpretując własnymi słowami), że w ogóle wspólnotowość jest wielką wartością; tak wielką, iż jednostkowe postrzeganie powinno jakoś ustąpić, usunąć się w cień. Wtedy nie do końca potrafiłem się odnieść do owego argumentu o wartości wspólnotowości, nie miałem tych zagadnień przemyślanych. Dzisiaj mi się pewna klapka myślowa domknęła i chyba już mam w miarę spójną koncepcję, która wyłania intuicje, jakie miałem w związku z tym tematem do postaci werbalnej.

Pierwszy wniosek jaki tu mam jest taki, że gdy nacjonaliści na swoją stronę wyciągają argument wspólnotowości, próbując tak odróżnić się od "złych lewaków", którzy plemienność i powiązanie z narodem lekceważą, kwestionują, w istocie naciągają rzeczywistość, w znacznym stopniu ją fałszując. To nie jest bowiem tak, że tylko nacjonalizm zapewnia nam ideę wspólnotowości. Nacjonalizm jest tylko jedną z propozycji wspólnotowości. I warto się przyjrzeć JAKI TYP WSPÓLNOTOWOŚCI on sugeruje.
Drugi ważny wniosek (ważniejszy), jaki chciałbym wskazać, dotyczy właśnie owego typu wspólnotowości, dyskusji nad nim, czyli postawienie pytania: jaki typ wspólnotowości jest bardziej etyczny, prowadzący do doskonalenia i spełnionego życia, a jaki być może ten cel blokuje?
Na tym ostatnim wniosku trochę się skupię, stawiając pytanie: dlaczego wspólnotowość rozumiana na sposób nacjonalistów akurat mi mocno nie pasuje?
Powodem pierwszym jest to, że wspólnotowość plemienną, nacjonalistyczną postrzegam jako duszną, tłamszącą, pełną zaszytej w niej postaw agresji, dominacji. Wspólnotowość nacjonalistów postrzegam jako wspólnotowość przygotowującą się do (niezbywalnej, takiej która kiedyś musi się zrealizować w taki sposób) wojny. Wspólnotowość nacjonalistyczna postrzegam bowiem jako wspólnotowość PRZECIW POZOSTAŁYM WSPÓLNOTOM, lubującą się w stawianiu barier, wykluczaniu jednych przeciw innych, niechętną tym ludziom, których akurat nie zaliczy się do grupy swojaków. Wspólnotowość nacjonalistyczna jest silnie rywalizacyjna, opiera się o paradygmat: pokażemy tym pozostałym (wspólnotom), że jesteśmy od nich silniejsi, potężniejsi, że potrafimy z nimi wygrać, a oni powinni nam ulegać, zostać zdominowani.
Ja z kolei mam zupełnie inny (od tego nacjonalistycznego) ideał wspólnotowości, w której chciałbym żyć, rozwijać się. Nie tylko nie chcę, aby ja, czy moja wspólnota dominowała nad kimkolwiek, lecz przez większość życia moim celem było coś odwrotnego - starałem się dowartościowywać tych, co są niżej ode mnie, próbowałem jakoś dźwigać słabszych i poniżonych. Oczywiście miewałem życiowe wpadki, znajdę w historii mojego życia epizody, których się dzisiaj bardzo wstydzę, gdy dążyłem do wywyższenia siebie, a poniżania innych. Mam nadzieję, że powoli wyrastam z takich postaw, ale też zdaję sobie sprawy, że jeszcze nie jedne okoliczności mogą mnie skołować na tyle, że się pogubię i znowu dam pierwszeństwo tym pierwotnym, zwierzęcym instynktom dominacji. Mam już jednak wiarę w szczerość i spójność swojego myślenia i odczuwania na tyle, aby mieć przekonanie, iż dopóki nic mnie silnie nie rozprasza, dopóki jakoś jestem w harmonii ze swoimi emocjami, to nie pojawiają się we mnie (raczej...) pragnienia wywyższania się, dominowania słabszych, wykazywania innym, jak to są gorsi. Raczej najchętniej bym (nie twierdzę, że to robię często) słabszych próbował wzmacniać, dowartościowywać. Tych, co nie wierzą w swoją wartość bym dowartościowywał i cieszy mnie to, gdy widzę rozwój, wzrastanie, nabywanie mocy i kontroli słabszych istot. To podnoszenie słabszych ku górze (a w żadnym wypadku nie wdeptywanie ich w ziemię) uważam za ważny cel mojego istnienia, za podstawową wartość.
I podobnie jest z moimi pragnieniami na gruncie wspólnotowym - ta moja wymarzona wspólnota, byłaby wspólnotą ludzi, którzy wspierają słabszych, którzy swoją własną wielkość postrzegają nie poprzez zdolność do narzucania innym czegokolwiek przemocą, lecz - odwrotnie - pomagają innym odkrywać ich własną indywidualność, przełamywać wewnętrzne bariery, zwiększać ich wolność osobistą. Wspólnota po mojemu idealna nie stawiałaby też sztucznych reguł i wymogów, ograniczałaby ilość używanych symboli, konwenansów, podziałów co komu wolno, bo komuś innemu, już tego nie byłoby wolno... Także ważna jest tu rola lidera, którego ma wyraźnie inne znaczenie we wspólnotowości po mojemu idealnej - raczej organizuje działalność, niż narzuca cokolwiek, raczej jest autorytetem - przyjacielem, który nie stawia hierarchicznych barier, niż oczekuje hołdów z tytułu swojej funkcji. No i przede wszystkim lider w tej mojej idealnej wspólnocie szanuje wolność, sumienie, indywidualność ludzi, którymi przyszło mu zarządzać (bardziej wspomagać organizacyjnie ich działalność).

Tak więc postrzegam zagadnienie wspólnotowości jako bardzo silnie związane z CELEM, ku któremu wspólnota dąży. Wspólnoty nakierowane na rywalizację i dominację, wspólnoty w których łamie się indywidualność jednostek z racji na to, że tu najważniejsze jest zdobywanie i wywieranie presji, są tymi wspólnotami, których się będę wystrzegał.
Za to chcę wspierać wspólnotowość, która życzliwość, pomocniczość, wspieranie słabszych traktuje jako swój cel.


Dodam na koniec, że moje postrzeganie idealnej wspólnotowości nie jest (co niektórzy mogliby zarzucać) naiwne, oparte o nierealistyczne chciejstwo, że wszyscy ludzie są już teraz dobrzy (choć wierzę, że każdy posiada w sobie jakiejś ziarno dobro, które niestety, nie u każdego wykiełkowało), że nie toczą się na tym świecie konflikty, albo że każdego da się przekonać do dobrych postaw, apelując do jego jasnych stron charakteru. Nie - zdaję sobie sprawę, że są natury tak bardzo zapętlone mentalnie, tak silnie uwikłane w kompulsywną potrzebę narzucania czegoś innym ludziom, a nawet potrzebę wykazywania swojej ważności i sprawczości przez krzywdzenie bliźnich, że akurat wobec nich nie obejdzie się bez jakiejś postaci przymusu, narzucenia zasad. Kluczową sprawą jest tu jednak określenie się: co jest stanem pożądanym, domyślnym, a co traktujemy jako wyjątek, jako aberrację.
Otóż stanem domyślnym jest nie szykowanie wojny, nie kombinowanie jak tu osiągnąć stan większej dominacji nad resztą ludzkości, lecz odwrotnie - stanem domyślnym jest sytuacja, w której nie ma tych, którzy tłamszą, narzucają coś innym.
Mając już ustalony stan bazowy, domyślny, określić można co jest aberracją w tym układzie - dla mnie aberracją jest układ, w którym wywiera się twardą presję, zwalcza kogoś, tłamsi jego możliwości, ogranicza wolność. Jest to aberracją, ale...
to nie oznacza, że w licznych przypadkach nie należy się z tym problemem zmierzyć - także zmierzyć stosując jakąś formą przymusu. I ważne jest tu też, że każdy przymus w tym układzie byłby traktowany jako PRZEJŚCIOWY, STOSOWANY DO MOMENTU, AŻ ZDEPRAWOWANA JEDNOSTKA UDOSKONALI SIĘ MENTALNIE na tyle, że przestanie być destrukcyjna dla wspólnoty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:49, 22 Kwi 2023    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Nie mogę powiedzieć, że całkiem uczuć narodowych nie rozumiem, czy nie posiadam. Mogę je w sobie przywołać właściwie w każdym momencie BLOKUJĄC KRYTYCYZM i kojarzenie DALSZYCH SKUTKÓW, a dając pełnię zielonego światła emocjom, które odbieram jako bardzo pierwotne, instynktowne.
Idąc za głosem instynktów tak bym właśnie myślał, gdyby pojawił się aspekt idei, która jakoś się narzuca odczuwaniu. Byłaby to właśnie idea i emocja bardzo bliska odczuwaniu nacjonalistycznemu - byłoby to takie poniesienie się uczuciom więzi z tymi, którzy są mi najbliżej, których przecież powinienem chronić, promować, szanować. Wtedy same mi się w emocjach układają myśli typu: niech to co nasze, wspólne będzie wywyższone, niech będzie tego chwała, chronić to, wspierać - oto idea! Oto już nie tylko ja, ale moja wspólnota, mój naród, może mój klub... I jestem w tym taki gotów do działania i do poświęceń, jestem aby iść służyć temu ważnemu celowi - chronić to, z czego wyrosłem, co zostało mi dane (przez Boga?...). Oto cel i cnota, sens, i wartość! Oto coś cennego z samej swojej natury! Już nie jakiś prosty egoizm, ale związek z tymi, których dostałem jako swoich! Oto ja - tu jestem i podejmuję to wyzwanie, tę odpowiedzialność! Oto idea!

W pierwotnym odczuciu tak to - przyznam, że nawet chyba pięknie - się objawia. Chciałoby się to tylko wziąć i z tym być. Pierwotne poczucie widzi to jako coś szlachetnego i wzniosłego, dodającego energii i sensu życia. Więc dlaczego to odrzucam?...

Odrzucam to pierwotne poniesienie moich emocji w ten wspólnotową, plemienną emocję, bo WIDZĘ DALSZE KONSEKWENCJE, widzę te sugestie, które już za chwilę się z zawierzenia tej emocji wyłonią.
Co się wyłania z tej emocji wywyższania mojego plemienia?...
- Niechęć, nawet nieusprawiedliwiona WROGOŚĆ wobec ludzi, którzy tylko tym mi "zawinili", że nie są akurat z mojego plemienia.
Te uczucia nacjonalistyczne są silnie rywalizacyjne, wręcz wojenne - z samej swojej natury. Jeśli chcemy wywyższać swoje, jeśli to jest ten szczególnie ważny cel, to nieuchronnie zaczniemy poniżać to nieswoje. Nie ma jak być inaczej!
Jako chrześcijanin nie uważam, abym miał się wywyższać. Wierzę w sens tej frazy wypowiedzianej przez Jezusa:
Mateusz w Ewangelii Mateusza 23:12 napisał:
Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.

Wierzę, że żadną formą presji nie należy wywyższać ani siebie samego, ani swojego plemienia, ani swojego narodu. Czy kiedyś jakieś wywyższenia kogoś (już przez Boga) nie nastąpi?...
- Tego nie twierdzę. Ale ja nie zamierzam o to wywyższenie, tu na Ziemi zabiegać. Chcę robić to co słuszne, to co pomniejsza cierpienie, co przyczynia się do wzrostu świadomości i doskonałości. Wywyższanie się postrzegam jako puste, jako w zdecydowanej większości przypadków formę samochwalstwa, czyli czegoś niskiego, żałosnego. To nie jest dla mnie zatem dobra idea. To jest poroniona idea!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:10, 24 Kwi 2023    Temat postu: Re: Dlaczego odrzucam nacjonalizm?

Jednym z ważnych aspektów odrzucenia nacjonalizmu przeze mnie jest głębsze uświadomienie sobie, że naród nie jest osobą, naród niczego nie czuje.
To co jest robiony tylko dla narodu, a nie dla KONKRETNYCH LUDZI się po prostu zmarnuje.
Tu oczywiście niejeden może powiedzieć, ale przecież naród tworzą ludzie. I ja się oczywiście z tym zgadzam. Tylko co z tego, że naród tworzą ludzie, miałoby wynikać?

Dla mnie wynika tyle, że chętnie dowartościuję CZŁOWIEK - konkretnego człowieka. Powiem człowiekowi, że jest ważny, cenny, mądry itp. Uznam każdemu człowiekowi jest wartość i cnotę. Ale narodowi?...
- Co właściwie mam uznać narodowi?...
Składa się naród z wielu ludzi - mądrych i głupich, pięknych i brzydkich, sympatycznych i wrednych. Nie zamierzam oszukiwać, że wredny nie jest wredny, bo jest z mojego narodu. Nie zamierzam tak oszukiwać choćby i z tego powodu, że najczęściej wredny i zły człowiek krzywdzi nie kogo innego, jak innych członków własnego narodu! Najwięcej krzywd ludzie czynią sobie wśród swoich bliskich - w rodzinach, wśród znajomych. Więc nie zamierzam być jakoś programowo dumny ze swoich rodaków, nie patrząc na to, że ci właśnie skrzywdzili...
innych moich rodaków. To by była sprzeczność w moim traktowaniu świata i ludzi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin