Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moralizatorski powód opowiadania się za absolutnością prawdy

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35184
Przeczytał: 58 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:55, 15 Maj 2025    Temat postu: Moralizatorski powód opowiadania się za absolutnością prawdy

Nieraz krytykuję opowiadanie się za uznaniem idei prawdy za "absolutną". Mam w tej krytyce oponentów, którzy mają swoje motywy do propagowania idei prawdy właśnie jako "absolutnej". Ciekawe wydaje mi się spojrzenie na ten spór od chyba mało typowej strony - motywów psychicznych, które są odejściem od ściśle logicznej argumentacji, a sięgają w pewną postać "epistemicznej demagogii i psychologii".
Żeby już nie mącić określeniami dalekimi od konkretów, spróbuję uderzyć w zagadnienie od strony pewnej (hipo)tezy - oto twierdzę, iż najczęstszym motywem opowiadania się uznania prawdy za "absolutną" jest swoista DYDAKTYKA, ZWIĄZANA Z WALKĄ Z EMOCJAMI i PRAGNIENIEM OSZUKANIA KOGOŚ W SWOICH DEKLARACJACH. Absolutysta (tak tutaj będę roboczo nazywał osoby opowiadające się traktowaniem prawdy jako "absolutnej") często będzie wyciągał argument w rodzaju: jeśli prawda nie będzie uznana za "absolutną", to każdy będzie sobie ją mógł ogłaszać dowolnie po swojemu, będzie potencjalnie oszukiwał. Zatem... prawda musi być głoszona jako "absolutna".
Ten motyw "wychowawczej" roli użycia terminu "absolutny" w kontekście idei prawdy dość często wypływa w dyskusjach i chyba wiele osób wierzy, iż ma on sens. Oto "absolutność" ma prawdy ma (rzekomo, w myśleniu absolutystów) zabezpieczać jakoś przed mataczeniem uznaniami, przed subiektywnym głoszeniem, co tam się komu zachciało... Tylko czy ten argument ma sens i moc?... :think:

Według mnie ów argument bazuje na założeniu, że jak się delikwenta (potencjalnie mataczącego ocenami, uznaniami) "postraszy" tym, że przecież prawda jest "absolutna", to ten miałby z tego właśnie tytułu zmienić swoją postawę. Problem w tym, że wg mnie takie myślenie jest złudne. A jest złudne z kilku powodów:
1. Po pierwsze sam motyw mataczenia rozpoznaniami bardzo rzadko wynika z premedytacji. Mataczący sam nie wie, że oszukuje, co najwyżej trochę intuicyjnie czując, że naciąga uznania i oceny. On, nawet jeśli mataczy, jednocześnie najczęściej jest przekonany, że robi to "z ważnych powodów", zaś owe powody mają wyższy priorytet, niż to co przeciw jego przekonaniom się wyciąga. Mataczącego nie da się przekonać, że czyni coś wbrew prawdzie, bo on nie uważa, że wystąpił wbrew prawdzie, a zatem w jego przekonaniu zarzut o "zlekceważenie absolutu" zwyczajnie się nie stosuje.
2. Mataczący równie dobrze może ów atrybut absolutności zastosować jako obronę swojej pokrętnej argumentacji - na zasadzie: skoro prawda jest "absolutna", a ja wiem, że bronię słusznej sprawy (bo tak mi się wydaje, że właśnie słusznej prawdy bronię), to właśnie z racji na ową jedyność i absolutność prawdy mam prawo obstawać przy swoim wbrew wszystkiemu i wszystkim. Wszak (tak myśli sobie mataczący uznaniami delikwent) prawda jest jedna i ostateczna, a więc to musi być ta moja prawda! I żadne tam mądralińskie argumenty tu nie mają mocy - skoro jest "absolut" (ktorym moja wizja prawdy) naprzeciw nich... A to, że oponent z kolei swoją wizję sprawy traktuje jako też "absolutną prawdę" dla mnie nie jest żadnym argumentem, bo to na pewno tamten się myli...
3. W ogóle argument z dydaktyzmu, wywierania "słusznego" wpływu na psychikę sam w sobie jest mocno dyskusyjny, a wręcz "śliski", z racji na to, że bazuje on na niejasnych aspektach psychologicznych, odwołuje się do zasady, że "uznając coś, kierujemy się naciskami psychologicznymi, a nie twardymi faktami i modelami". Ten argument więc sam w sobie jest zaprzeczeniem absolutności uznań, jest daniem priorytetu zasadzie "niech argumentacyjnie wygrywa to, co psychologicznie dobrze motywuje ludzi", co jest przecież dokładnym zaprzeczeniem zasady "niech wygra to, co jest absolutem, czyli czymś niezależnym od psychologii i gry motywacyjnej". Inaczej mówiąc ów argument z dydaktyzmu, zastosowany do idei absolutu prawdy jest po prostu wewnętrznie sprzeczny.

Z moich obserwacji wynika, że potrzebę nazywania prawdy "absolutną" odczuwają szczególnie takie osoby, które w duchu opowiadają się właśnie za subiektywizmem idei prawdziwości, z których część wręcz każdą tezę gotowa jest uznać za "prawdziwą", jeśli tylko ta teza będzie wspierana przez wystarczająco silny ośrodek władzy.
I chyba do nich dlatego to tak przemawia, bo czują, że jeśli zostaną "zostawieni sobie", niepostraszeni groźbą "nie oszukuj, bo tam jest absolut", to zaczną mataczyć, to naruszą wszelki sens i prawdziwość, czyli na potęgę właśnie mataczyć właśnie będą.

Tymczasem osoby, które postrzegają ideę prawdziwości jako bazującą na kryterium WYPEŁNIANIE SIĘ ZASAD WERYFIKACJI w ogóle omijają w swoich mentalnych narracjach to zagadnienie motywowania się psychologicznego dodatkowym przymiotnikiem "absolutna" doczepionym do prawdy. Oni po prostu skupiają się na zoptymalizowaniu swojego modelowania rzeczywistości, w celu osiągania możliwie najwyższego poziomu spójności opisu i modelu. Oni od początku myślą mało "personalnie", od początku ROZUMUJĄ NIE PO TO, ABY JAKKOLWIEK OSZUKIWAĆ, bo skupiają się na funkcjach, na stwierdzonych okolicznościach, wypełnionych schematach. Im owo motywowanie się do nieoszukiwania, jakie absolutystom ma zapewniać przymiotnik "absolutna" do niczego nie jest potrzebny, ani też niczego i tak nie zmienia.

Jeśli już bym zatem o jakimś bardziej poprawnym dydaktyzmie epistemologicznym miał tu mówić, co wg mnie lepszą tego dydaktyzmu formą niż straszenie absolutnością prawdy byłoby spostrzeżenie, że zakłamując prawdy najbardziej szkodzimy samemu sobie - to to za chwilę my w dalszych uznaniach będziemy bazowali na fałszywych (własnych) ocenach. Więc po co sobie samemu szkodzić?... :shock:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:19, 15 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35184
Przeczytał: 58 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:48, 15 Maj 2025    Temat postu:

W moim obrazie epistemicznym każdy ludzki pogląd jest (tylko) opinią.
Nikt nie jest w stanie stwierdzić nic absolutnego, bo absolut jest ideą, która domaga się spełnienia kryteriów, jakich żaden ludzki umysł spełnić nie jest w stanie. Aby zasadnie można było mówić o "absolutności" stwierdzenia, to stwierdzenie musiałoby być:
- Spełnione we wszystkich wszechświatach (a nikt nie jest w stanie sprawdzić, tego spełniania się)
- Spełnione w każdej sensownej logice (a nikt nie jest w stanie sprawdzić, tego spełniania się)
- Sprawdzone w sposób niepodważalny, że nie ulega się żadnej formie złudzenia (a żaden człowiek nie jest w stanie tego sprawdzić)
- Być dopasowane do każdego potencjalnego umysłu - nawet wykraczających poza ludzką wyobraźnię umysłów kosmitów bytujących jako inteligentne galarety, czy inteligentne komety.
- Być sprawdzone, że nie zachodzi w tym kolizja w żadnym czasie, miejscu, okolicznościach (a nikt z ludzi nie jest w stanie tego sprawdzić).

Dlatego wg mnie ci, którzy mówią o "absolucie" prawdy w istocie:
- albo mówią o czymś, do czego sami nigdy nie mają, nie mieli, ani nie będą mieli dostępu, od czego ich mentalna struktura jest tak odległa jak od najdalszej znanej galaktyki
- albo upichcili sobie obraz bardzo ułomny, życzeniowy "absolutu" - obraz naciągany pod próbę wpływu na innych i manipulowania w dyskusjach na zasadzie naiwnego oczekiwania "jak im powiem, że to moje stwierdzenie jest "absolutne", to tym sposobem sprytnie zamknę usta moim oponentom, wszak ci się przestraszą, że przeciw czemuś absolutnemu występują".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin