Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:27, 15 Paź 2025    Temat postu: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Jestem człowiekiem, który nie chce nikomu niczego narzucać. Nie chcę też, aby cokolwiek mi narzucano. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że rodzimy się jako jednostki dopiero uczące się swojej sprawczości, swojego wpływu na świat i innych ludzi. Człowiecza osobowość na start swojego rozwoju przechodzi przez etap próbowania "co mogę?". Tylko z wypróbowaniem się, co jesteśmy w stanie zrealizować, także narzucić światu, narzucić ludziom człowiek będzie w stanie jakoś określić siebie, zaufać swoim decyzjom, określić możliwości swojej woli.

Życie rzuca człowieka w obszar starcia ze światem, z rzeczywistością, ale też i z samym sobą – ze swoimi instynktami, pojawiającymi się pragnieniami, narzucanymi z zewnątrz sugestiami. I wobec nich każdy z nas próbuje się określić, próbuje ustalić „dokąd jeszcze jestem ja?”, albo „co tutaj mogę, a co jest poza moją gestią?”.

Piszę to osobiście (ktoś by powiedział, że „egocentrycznie”), od siebie, bo inaczej nie bardzo widzę możliwość przekazania najważniejszych idei tego wątku. Bo cały ów wątek ma w tle właśnie osobowość i jej granice, tu „egocentryzm” nawet „narcyzm” jest właśnie tematem głównym, więc pisanie z pozycji własnej jest zarazem sposobem ujmowania sprawy, jak i od razu ilustracją zagadnienia od strony przynajmniej jednej opcji narracyjnej.

Piszę o strony opcji narracyjnej osoby, która w tym dylemacie narzucania czegoś otoczeniu vs unikania tego narzucania wszędzie tam, gdzie po drugiej stronie pojawia się wolna osobowość, STAJE PO STRONIE UNIKANIA NARZUCANIA, po stronie zostawienia sprawy na płaszczyźnie „niech każdy wybiera w swojej sprawie jak najbardziej SAM”.

To można potraktować jako moje credo związku ze światem:
- Określić, co jest moje, a co zewnętrzne (także co dotyczy innych istot wolnych, czujących)
- Wolę sprawczą pragnę skupić na tym, co moje.
- Wobec innych istot przyjmuję postawę NIE NARZUCANIA.

Postawa nienarzucania (się, nienarzucania swoich ocen) nie powinna być jednak pomylona z jakimś totalnym wycofaniem się, czy brakiem wpływu na ludzi i świat. Wywieram wpływ, bo żyję – bo zajmuję miejsce w przestrzeni, bo zostałem wpasowany w jakieś układy społeczne. I dopóki żyję, będę przez innych spostrzegany, będą oni słyszeć wydawane przeze mnie dźwięki. Wywrę zatem na innych wpływ, a czasem nawet...
Unikanie wywierania wpływu okazuje się WŁAŚNIE WYWIERANIEM WPŁYWU, tylko innego rodzaju wpływu.
To jest jedno z ciekawszych moich życiowych odkryć – przekonanie się, iż im bardziej z pewnych układów starałem się wycofywać, im bardziej unikałem bycia dostrzeżonym, słuchanym, tym bardziej (przynajmniej część ludzi) wyczulała się na moje słowa i zachowania, albo czasem zarzucała mi nawet, iż swoim wycofywaniem się próbuję na nich jakoś… wpłynąć!
Bo chyba mamy zapisane już w naszych odruchach to, aby dostrzegać (bardziej) właśnie to, co się próbuje ukryć. Więc jak ktoś widzi intencję ukrywania się kogoś jako osoby, to tym bardziej próbuje dociec powodów tego odkrycia, tym bardziej go to zaczyna interesować. Być może jest to pokłosie życia naszych przodków w warunkach, gdy w ukryciu czaił się niejeden drapieżnik. Zatem mamy teraz odruch szczególnego zwracania uwagi właśnie na to, co się nie chce narzucać, co się lubi chować w cieniu.

Ja jednak chowam się (nieraz… nie zawsze przyjmuję tę postawę) w cieniu wcale nie po to, aby zaatakować, czy aby wymuszać w pokrętny sposób zainteresowanie moją osobą, ale po prostu… dla mojego świętego spokoju. Bo lubię mieć po prostu czas dla siebie – na swoje przemyślenia, na porządkowanie mojej wewnętrznej przestrzeni, albo choćby po to, aby mieć spokój od ludzkiego gadania…

Piszę tak od siebie, bo chcę ten własny sposób patrzenia uczynić punktem wyjścia do narracji, która porówna dwie postawy:
- postawa ekspansji na inne osobowości, a więc często postawa narzucania innym ocen, rozwiązań spraw, towarzystwa.
- postawa unikania owej ekspansji, podejście „niech każdy decyduje za siebie”, niech każdy ma swój świat, bo silnie cenimy tutaj prywatność.

„Wynalazek” prywatności w ogóle chyba jest relatywnie nowy w historii stosunków społecznych ludzkości. Na pewno i wcześniej on był jakoś stosowany, jednak samo to słowo „prywatność” pojawiło się w języku polskim dopiero za mojego życia; w dzieciństwie i młodości się z nim nie spotykałem. W tym kontekście zagadnienie wątku będzie dotyczyło dychotomii: prywatność vs włączanie się w intensywne relacje społeczne.
Ja cenię sobie prywatność, ale inni cenią sobie relacje społeczne, które pragną właśnie zintensyfikować. Kwestia tych upodobań wydaje się być w znacznym stopniu wrodzona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:39, 15 Paź 2025    Temat postu: Re: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Mechanizmem szczególnie mocnego narzucania czegoś jednostkom dysponuje WŁADZA. Ale są też po prostu NARZUCAJĄCE JEDNOSTKI, które zwykle do zdobywania władzy dążą, choć niekoniecznie po formalną władzę sięgają. Władza jest przypadkiem szczególnym zagadnienia wywierania wpływu ludzi na siebie. Są jednostki o relatywnie dużym wpływie na innych, jednak realizowanym nie twardymi narzucającymi metodami, a miękkimi, związanymi z działaniami na poziomie półświadomym, z oddziaływaniem na emocje, ukryte intencje. Gdzieś w tym wszystkim jest też zawarty aspekt MANIPULACJI – czyli mniej jawnego wpływu na innych ludzi. Władza jawna narzuca sugestie zwykle twardymi metodami, choć…
… Najczęściej też nie stroni od manipulacji, czy narzucania także w sposób bardziej skryty. Niektórzy jednak manipulują głównie skrycie, nie określając celów, nie komunikując jawnie, co pragną osiągnąć.

Chcę tu zastrzec, że choć słowo „manipulacja” ma raczej negatywny emocjonalny wydźwięk, to ja tutaj traktuję je dość neutralnie. Zamierzam powstrzymać się od wyraźnego ocenienia manipulacji jako czegoś z gruntu złego, ponieważ zdaję sobie sprawę, że WYSTĘPUJE PŁYNNE PRZEJŚCIE, NIE DO KOŃCA OKREŚLONA GRANICA pomiędzy manipulacją rozumianą jako coś złego, inwazyjnego, a wpływem etycznie usprawiedliwionym. Dobrym przykładem na to, że aspekt manipulacji nie jest łatwy w jednoznacznej ocenie jest postępowanie wobec małych dzieci, czy osób mentalnie nieporadnych. Przed dziećmi, przed niektórymi już nieporadnymi osobami starszymi jesteśmy zmuszeni ukrywać różne informacje, z którymi owe słabe osobowości by sobie nie poradziły, które mogłyby je silnie zdestabilizować emocjonalnie, a ostatecznie uczynić im krzywdę. Dlatego nie mówimy dzieciom niektórych trudnych prawd, dlatego nie wymagamy od staruszków w demencji orientowania się w ich wielu obowiązkach (to jest ogólnie chyba nie w pełni rozwiązane zagadnienie prawne, jak postępować z ludźmi, którzy z jednej strony są traktowani jako osoby w pełni odpowiedzialne za siebie, a z drugiej – zwykle z racji właśnie na wiek, czy poziom intelektualny – de facto nie są w stanie tej odpowiedzialności udźwignąć).

W każdym razie manipulacja jakoś graniczy z jednej strony z wpływem inwazyjnym, agresywnym na ludzi na siebie, a z drugiej jednak też jakąś formą ochrony emocji tych jednostek słabych, które nie są w stanie udźwignąć pełni odpowiedzialności za siebie.
Tyle, że ten problem jest jeszcze głębszy…
Zasadnym jest bowiem pytanie: czy większość ludzi tak do końca jest w stanie być za siebie odpowiedzialna?
Prawie każdy człowiek odkrywa pewne granice swojej sprawczości, rozumienia. Pragnienia życiowe nieraz tak potrafią ludzi niewolić, że z pozoru „normalny” człowiek w wielu sytuacjach zachowuje się, jakby z jego rozumem było coś „nie do końca tak” – wyraźnie daje się poniewierać w związkach, popada w nałóg od
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:53, 15 Paź 2025    Temat postu: Re: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Gdy wyrażam swoją (łagodnie mówiąc…) mało przychylne podejście wobec postawy władzy, czy narzucania mi czegokolwiek, spotykam się nieraz z zarzutem, że moja postawa jest „buntem”. Jest w tym głębokie niezrozumienie. Jestem daleki od chęci buntowania się, jak chcę po prostu BRAKU RELACJI Z JAKĄKOLWIEK WŁADZĄ. Jeśli władza jest na planecie A, to ja nie mam nic do niej, sam chcę być na planecie B, oddzielonej rozległą przestrzenią od planety A. Nie mam ochoty na żaden bunt, bo nie chcę mieć z żadną władzą nic wspólnego – ona ma być sobie, a ja sobie.

Ciekawe jest, że ludzie, którzy władzę cenią i lubią, zwykle właśnie na tej płaszczyźnie stawiają zagadnienie władzy, że ma być „albo posłuszeństwo, albo będzie bunt”. Ale nie ma u nic trzeciej opcji, polegającej na tym, że nikt nikomu niczego nie narzuca. Tymczasem u mnie domyślną jest właśnie ta trzecia opcja – brak relacji. Jeśli ma być relacja w trybie władzy, to ja uciekam. Jeśliby ktoś mi dał do wyboru: albo będziesz żył pod czyjąś władzą, albo tracisz swoje życie, to ja wybieram tę drugą opcję – wolałbym nieistnieć.
A buntować się… też nie mam ochoty. Najmniejszej ochoty nie mam na wysiłek buntowania się. Buntowanie się jest mi z grubsza tak samo przykre jak uleganie władzy – bo też będzie związane z opresją, z jakiś (bezsensowną z punktu widzenia moich odczuć) walką. Więc ani się nie buntuję, ani nie zamierzam być władzy posłuszny, bo w ogóle sama relacja władczości i podległości jest mi wstrętna w jakiejkolwiek postaci – zarówno ze mną u władzy (i tryumfującym) jak i ze mną podległym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:04, 15 Paź 2025    Temat postu: Re: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Pewnie owo spostrzeżenie już jakiś myśliciel zapisał, ale ja ze swojej strony chcę je tutaj zamieścić: potrzeba władzy jest wprost proporcjonalna do stopnia opresyjności i patologicznego charakteru relacji wzajemnych w danym społeczeństwie.
Społeczeństwo ludzi pokojowo nastawionych, zrównoważonych mentalnie obywa się praktycznie bez władzy – wtedy ludzie po prostu dogaduję się ze sobą. A że wtedy nikt nie ma jakichś skrajnie wygórowanych, egoistycznych pragnień, skoro nie żąda dla siebie jakoś więcej, niż to by miało dostać się innym, to konflikty naturalnie w takim społeczeństwie się wygaszają, zaś nowe nie powstają.
Za to władza staje się potrzebna, nawet niezbędna wtedy, gdy zaczynają w danym społeczeństwie szaleć jednostki zdegenerowane, destrukcyjne – zabójcy, rabusie, ludzie roszczeniowi i gniewni. Wtedy pojawia się zapotrzebowanie na osoby i instytucje, które owych destruktorów zneutralizują, pozwalając reszcie społeczeństwa funkcjonować harmonijnie.
W społeczności ludzi zrównoważonych, życzliwych sobie, rozsądnych, nieroszczeniowych, niepragnących ugrać dla siebie więcej, niż to jest potrzebne, niepotrzebujących się wywyższać nad innych władza robi się zbędna – ona nie ma bowiem zadań do wykonania.

Dodałbym jeszcze, że gdy spośród znanych mi ludzi ceniących sobie władzę jako taką zdecydowana większość to ludzie emocjonalni i w jakiś sposób gwałtowni, skłonni do agresji w słowie, albo czynie. I myślę, że tak oni czują ten świat, że skoro sami na co dzień obcują z własną gwałtownością, z pragnieniem inwazyjnego narzucania czegoś innym, to potem pojawia się projekcja owych uczuć na świat – że ten świat, bez dodatkowego hamulca pod postacią twardej władzy – też miałby być taki gwałtowny, opresyjny. Ci ludzie, sądząc po własnych emocjach, są przekonani, że inaczej się nie da, jak tylko siłą poskramiać opresyjne żądze w ludziach. I to do tego niezbędna miałaby być władza.
Tymczasem ludzie z przeciwnego bieguna, ludzie naturalnie wszystkim życzliwi, skorzy do ustępstw (jeśli trzeba, jeśli są ku temu podstawy, ale ci ludzie chętnie uznają uzasadnione podstawy) wierzą w świat wedle ich miary i ich psychiki – świat, w którym sporne kwestie daje się wzajemnie uzgadniać. Wszak w tym świecie wszyscy chcą się dogadać, chcą wygaszać spory, aby łączyć wysiłki w działaniu dla wspólnego dobra.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:27, 15 Paź 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:36, 15 Paź 2025    Temat postu: Re: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Podkreślam tu mój osobisty, nawet emocjonalny stosunek do postawy narzucania i władzy, bo zdaję sobie sprawę, że tu jest klucz do rozstrzygania tego zagadnienia – to, co się czuje. Ja czuję głęboki wewnętrzny, emocjonalny, ale też i w jakiś sposób duchowy wstręt do postawy wywyższania się i opresji. Ten wstręt jest tak głęboki, że tysiąc razy bardziej wolałbym nie żyć w ogóle, niż żyć w warunkach opresji. Jeśliby mnie życie nieodwołalnie wmanewrowało w relację silnej władzy to emocjonalnie zostałbym już „zabity”, wtedy już tylko marzyłbym o swoim unicestwieniu, straciłbym wszelką motywację, do istnienia, czy działania. Mógłbym wtedy tylko zamknąć się w postawie „to mnie już zabijcie, bo ja niczego nie chcę poza przerwaniem tego, w czym się aktualnie znalazłem”.
Zdaję sobie sprawę jednak z tego, że emocjonalnym spełnieniem się pewnego typu ludzi będzie walka o wywyższenie, toczenie sporów, wymuszanie czegoś na innych. Ci z kolei nie zrozumieją takiej postawy jako moja, bo dla nich dopiero możliwość toczenia walk o swoją lepszość, o zwycięstwo – dopiero to emocjonalnie nadaje im sens życia. Cóż, ludzie są po prostu różni.

Chyba jest jeszcze i taka zależność, że ludzie wewnętrznie uporządkowani, są jednocześnie tymi, którzy sami ze sobą czują się relatywnie dobrze. Tacy ludzie nie szukają sposobu na odreagowywanie swoich frustracji, bo im ten samoistne, wewnętrznie indukowane frustracje nie doskwierają. Ci ludzie też nie szukają sobie ofiar, na których by odreagowywali swoje złe humory, nie wiadomo skąd pojawiający się gniew, żal, poczucie niedocenienia.
Zupełnie inaczej odczuwają samych siebie ci, którzy są szarpani niepewnością, poczuciem poniżenia, frustracjami różnej natury. Tacy ludzie, nie dając sobie samodzielnie z tym rady, próbują to wewnętrzne ciśnienie jakoś upuścić, często będą chcieli je na kogoś przelać. I tacy ludzie szukają sobie ofiar, nad którymi będą sprawować władzę, aby potem z racji tej władzy łapać te okruchy tryumfu z tytułu własnej sprawczości, inwazyjności, zdolności do wpływania na czyjeś samopoczucie, emocje. Ludzie nieuporządkowani wewnętrznie chcą zwykle z siebie „spuścić nadmiary entropii”, udowodnić sobie, że nie jest z nimi tak źle, że „dają radę”.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:52, 15 Paź 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37453
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:57, 15 Paź 2025    Temat postu: Re: Intencja ogólna narzucania, kontra nienarzucania niczego

Dlaczego tak mi zależy, aby nie narzucać, aby nie być tym twardo stwierdzającym „swoje”?
- Kto wie, czy nie najbardziej dlatego, że to aktualne „moje” wydaje mi się niepewne, niekompletne, niesatysfakcjonujące. Czekam na LEPSZE MOJE, SZUKAM LEPSZEGO JA. A fiksując się silnie na czymś co jest, automatycznie zamykałbym sobie szanse na to coś lepsze. Więc wciąż chcę się otwierać na to wyższe i lepsze niż tę aktualną mojość i to aktualne ja.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin