Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ja chcę tylko pomóc - rzecz o istocie chrześcijaństwa

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31265
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 21:05, 23 Cze 2020    Temat postu: Ja chcę tylko pomóc - rzecz o istocie chrześcijaństwa

Jeśli miałbym jakoś przedstawić swoją wizję chrześcijaństwa, to najlepszy do tego sposób, jaki wymyśliłem przyjąłby formą nieco artystyczną, takiego emocjonalnego dialogu pomiędzy Bogiem, a człowiekiem. Proszę o nie traktowanie tego dialogu na zasadzie, iż "Michał wie, co chce Bóg", lecz jako "Michał tak WYOBRAŻA SOBIE, czego pragnie dla niego Bóg".

Człowiek z pretensją do Boga: Dlaczego nie dostaję od razu tego, czego chcę, co by mi się spodobało? Gdybym to dostawał, to byłbym szczęśliwy!
Bóg: Ja chcę ci tylko pomóc dojść do zrozumienia tego, co naprawdę jest dla ciebie cenne, co zaakceptujesz mocą swojej duszy. Gdybyś wszystko dostał od razu, to ani byś tego nie docenił, a więc i radość miałbyś mniejszą, ani nawet często nie osiągnąłbyś żadnego szczęścia, bo szybko kapryśne pragnienie skonfliktowałoby się w tobie z innym pragnieniem. Ostatecznie oba te pragnienia pozostałyby niezaspokojone, a ty czułbyś tylko gorycz niespełnienia. Dopiero gdy zrozumiesz lepiej siebie, gdy zorientujesz się, co jest naprawdę dobre dla twojej natury, gdy poczujesz czym jest dar, wtedy spełnienie twoich pragnień przyniesie ci trwałe i wielkie szczęście.

Człowiek z pretensją do Boga: Dlaczego ten świat jest taki wrogi, tylu w nim nieprzyjaciół, nienawiści. Gdybyś stworzył świat z samymi przyjaznymi istotami, to ja byłbym w nim bezpieczny i szczęśliwy. Załujesz mi szczęścia?
Bóg: Ja chcę ci tylko pomóc odnaleźć twoją prawdziwą naturę. Jest ona rozpostarta pomiędzy stanami bólu, a radości; lęku, a bezpiecznego ukojenia; wrogością, a przyjaźnią, pomocą wiernością prawdziwych przyjaciół. Gdybyś nie poznał zagrożenia i wrogości, nigdy nie zrozumiałbyś wartości przyjaźni, pomocy, poświęcenia. Gdybyś choć trochę nie doznał bólu, nigdy nie doceniłbyś stanu zdrowia, siły, zdolności twórczych. A to oznaczałoby, że nigdy nie doznałbyś prawdziwego szczęścia. Poza tym musisz też zrozumieć, że sam bywasz wrogiem, czasem bez powodu, niszcząc dobro w sobie, nastajesz na innych ludzi. Tu jedno łączy się z drugim - doznając wrogości od kogoś, jesteś w stanie zrozumieć, co się dzieje, gdy ty czynisz się czyimś wrogiem. W świecie wolnych i szczęśliwych istot nie ma przymusu. Ludzie są sobie przyjaźni nie dlatego, że grożą im jakieś kary, ale dlatego, że zrozumieli sprzeczność z własną naturą takich uczuć jak: wrogość, nienawiść, pogarda. Tego twoja natura nie zrozumie, jeśli nie zetknie się z tymi złymi uczuciami i jakoś ich w sobie nie pokona, tak zrozumiejąc, że są one sprzeczne z twoją naturą.

Człowiek z pretensją do Boga: Podoba mi się seks, lubie przyjemne rzeczy, a tutaj religia zabrania mi tylu radości, sugeruje nieraz umartwianie się. To jest zwyczajnie sprzeczne z moja logiką rozumienia. Dlaczego dwoje ludzi, którzy mają ochotę na seks, miałoby czekać do jakiegoś ślubu, albo dlaczego nie miałbym jeśli, pić, ćpać, jeśłi tylko mam na to ochotę? Przecież najczęściej nic złego z tego powodu, że ktoś ma dużo zmysłowych przyjemności się nie dzieje. Żałujesz mi szczęścia?
Bóg: Ja chcę ci tylko pomóc odnaleźć prawdziwe twoje spełnienie i szczęście. Kierując się prosto w stronę doznań zmysłowych, biorąc je bez opanowania, znieważasz subtelne obszary swojej natury, a do tego narażasz się na popadnięcie w nałóg. Żadna władająca tobą przyjemność zmysłowa nie jest ci przyjazna - ona cię zniszczy, degradując w tobie wolę do widzenia rzeczy w równowadze, uczyni cię niewolnikiem. To ostatecznie zablokuje w tobie odczuwanie głębszego szczęścia. Te płytkie, małe szczęścia zdegradują twoją zdolność odczuwania szczęścia na prawdziwie zaawansowanym poziomie, gdzie pojawiają się szczęścia dużo dużo większe. To z resztą dobrze widać po ludziach, którzy ulegli nałogom - alkoholizmowi, objadaniu się, seksoholizmowi. Ci ludzie wysycili w sobie te szczęścia, które tak bez porządku eksploatowali, a potem zostaje im już tylko przymus, poczucie zdegradowania, bycia przedmiotem, a nie podmiotem w życiu. Przyjemność traktowana jako cel sam w sobie, zawsze obraca się przeciw szczęściu człowieka. Ostatecznie przyjemność do ciebie wróci, ale wtedy, gdy nie będzie tobą władać niepodzielnie, lecz stanie się subtelnym darem. Dodatkowo musisz wiedzieć, że seksem wiąże się pewna bardzo ważna, choć trudna do bezpośredniego dostrzeżenia cecha twojej natury, wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, głęboko osadzona w najbardziej intymnych strukturach odczuwania. Jeśli przyjemność z nią związaną roztrwonisz bez łączności z głębszymi uczuciami - miłością, poświęceniem, twórczością - to ją zdegradujesz w sposób niemal uniemożliwiający ponowne jej przywrócenie do stanu dającego pełnię odczuwania. Niewierność naszych serc ma znacznie większy wpływ na głębokie obszary naszego jestestwa, niż to bezpośrednio widać. I jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy - układając się ze swoimi przyjemnościami, z tym, że pohamujesz je nieraz w sobie, uczysz się rozumieć naturę przyjemności w ogóle. Gdybyś miał tylko brać zawsze bezrefleksyjnie, nie biorąc jednocześnie pewnych aspektów radości i rozkoszy w karby, to w końcu zatracisz w sobie harmonię odczuwania, pogubisz się umieszczeniu swojej własnej natury względem dualnych wyzwań świata.

Człowiek z pretensją do Boga: Chcę się czuć doceniony, kochany, a nawet wywyższony. Mierzi mnie uległość i słabość. Pragnę być wielki, pragnę aby to co czuję - jakąś formę wspaniałości mnie, mojego człowieczeństwa, w końcu dzieła boskiego - wszyscy wokół uznali i docenili. Docenili bardziej niż wszystko inne i wywyższyli. Chcę czuć swoją potęgę i wiedzieć, że inni mnie podziwiają. Stworzyłeś mnie, abym działał. Nie potrafię sprawnie działać, myśląc wciaż "tego mi nie wolno, tutaj muszę zważac na czyjeś uczucia, tutaj kogoś się posłuchać, tam brać pod uwagę czyjeś durne zastrzeżenia". Chcę robić wprost to, co czuję, że jest dla mnie ciekawe, ważne dowartościowujące, a nie wciąż jechać na "zaciągniętym hamulcu ręcznym emocji". Jeśli stworzyłeś mnie jako wspaniałe dzieło swoje, to teraz niech świat, niech wszyscy to widzą, dają odczuć. Niech mnie kochają, czczą, doceniają! A nawet może niech mi służą...
Bóg: Ja chcę ci tylko pomóc w osiągnięciu wielkości prawdziwej - takiej, jaką ostatecznie zaakceptujesz bez wątpliwości, jeśli zrozumiesz istotę rzeczy. Pragnienie dominacji rodzi się z uczuć i pragnień danych istotom tego świata. Zwierzęta dominują inne zwierzęta, bo tak im każe instynkt, bo to jest wymóg biologiczny, niezbędny dla przetrwania i rozwoju gatunków. Ty jednak jesteś istotą stojącą wyżej od zwierząt. Zostałeś powołany, aby nimi zarządzać, czyli jakaś forma dominacji ci się rzeczywiście należy, jednak chodzi tu o inny rodzaj dominacji, niż ten, który przedstawiasz. Nie możesz po prostu wziąć wzorców dominacji, a z nią agresji, zniszczenia, wściekłości, pogardy ze świata niższego, zwierzęcego, bo to ostatecznie zniszczy twoją zdolność bycia poprawnym członkiem społeczności, wymiany dóbr z innymi istotami, podobnymi tobie. Wśród ludzi nie zaplanowałem ostatecznie żadnych układów twardej, dominującej władzy, bo zniszczyłoby to szczęście i rozwój istot, na których mi tak zależy. Co prawda ludzie nie są tacy sami, nie są sobie równi w zdolnościach, umiejętnościach, mocy, czy innych wartościach. Te wszystkie wartości będą docenione, uznane. Ale uznane i docenione nie dla pustej chwały, nie dla wywyższania się. Pragnienie wywyższenia jest zawsze powodem do kłamstwa, do uznania czegoś w niezgodzie z harmonią bytu, a ujrzenia tego, w krzywym zwierciadle własnej potrzeby bycia ponad kimś. Prawdę widziec może tylko ten, kto postrzega rzeczy maksymalnie w duchu JAKIMI SĄ, a nie "jakimi chciałbym je ujrzeć aby coś tam mi schlebiło". Kto nie zdusi w sobie pragnienia wywyższania się, ten będzie widział nie świat i istoty w nim zawarte, jakimi one są, lecz ich karykaturalne odbicia w pokrzywionych zwierciadłach własnych wynaturzonych potrzeb, zobaczy wszystko FAŁSZYWIE. A ten kto widzi rzeczy fałszywie, podejmuje nieadekwatne decyzje, błędnie ocenia rzeczywistość, wytycza sobie nierealne cele, realizując je potem na niespełnialnych zasadach. Ostatecznie cały ten fałsz wali się na niego, jako nieuchronna konsekwencja jego postawy życiowej. Poza tym wywyższanie się jednych nad drugimi prawie zawsze jest związane z czynieniem jakiejś krzywdy. Ja nie pozwolę, aby te istoty, których kocham doznawały permanentnie krzywd od istot jakoś do nich podobnych, ale nieuporządkowanych mentalnie, pogubionych w oddaniu się głupiej potrzebie władania. Ja sam, choc najbardziej przysługiwałoby wywyższenia z racji największej mocy, wiedzy, wszystkich przymiotów, w osobie Jezusa Zbawiciela okazałem się światu jako ten, który nie chce nikogo zdominować, lecz uniżył się tak dalece, jak to tylko było możliwe. Nie czynię tu dla siebie wyjątku, nie pragnę nikogo niewolić. Ale też nie mogę pozwolić, aby jedne istoty będące w mojej pieczy, niewoliły, gnębiły, dominowały inne istoty. Wreszcie dominacja i wywyższanie się tak czysto logicznie jest drogą donikąd. Bo nawet gdyby komuś udało się wygrać ten wyścig do wywyższania, nawet gdyby zdominował absolutnie wszystkich, to od momentu. w którym by ten cel osiągnął, zorientowałby się, że stracił całkowicie to do czego dążył. Oto nikogo już nie mógłby zdominować i poniżyć, bo wszyscy byliby zdominowani i poniżeni, niewarci uwagi, niewarci nawet tego, aby uznać ich wymuszone hołdy. Z resztą, gdy jasne jest, że wszystkie hołdy, jakie nam się składa są wyłącznie wymuszone, to jaka jest z tych hołdów radość i satysfakcja? - Przecież zupełnie żadna! Taki ktoś zostałby niesamowicie samotny, rozczarowany, że wszyscy wokół nie mogą mu niczego ofiarować - wszak on nimi gardzi, więc jak tu uznać dar od kogoś, kim się gardzi?... Ja tu doznać cokolwiek pozytywnego ze wzgardzonego źródła?... Zastałaby tylko gorycz, złość, a na koniec wściekłość na samego siebie - że wybrało się złą emocję istnienia, emocję która nigdy nie zapewni szczęścia, a wyłącznie rozczarowanie. To zaś oznacza, że ostatecznie taki dominator, na sam koniec WZGARDZI SAMYM SOBĄ. Wzgardzi i znienawidzi siebie do tego stopnia, że żadna inna złość, wściekłość, pogarda, nie będzie mogła się z tym równać.
Więc powiadam ci - ze wszystkich sił broń się przed poczuciem wzgardy i chęci wywyższania. Raczej uczyń się tym, który cały świat postrzega jako ważniejszy od siebie - wtedy każdy dar, jaki od kogokolwiek otrzymasz, stanie się w twoich oczach wielkim. Każdy uśmiech, jaki ktoś skieruje w twoją stronę stanie się powodem szczęścia. I to szczęście tylko będzie na ciebie spływało ze wszystkich stron - sam znajdziesz się w raju, sam ten raj sobie zbudujesz, nie czekając na to, czy ktoś zechce cię do niego zaprosić, czy nie. Pokorny to ten, który żyje w świecie pełnym wartości i piękna - takim go sam postrzega, niezależnie od tego, jaki jest ów świat. Pyszny to ten, który żyje w świecie pogardy, małości niczego wartego docenienia - takim ten świat postrzega i każdy świat, na jaki by się dostał, tak będzie przez niego postrzegany.

Ciąg dalszy tego dialogu powinien nastąpić (bo jest w planach). Może i nastąpi... :think:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 23:15, 23 Cze 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31265
Przeczytał: 93 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:54, 14 Lip 2020    Temat postu: Re: Ja chcę tylko pomóc - rzecz o istocie chrześcijaństwa

Michał Dyszyński napisał:
Jeśli miałbym jakoś przedstawić swoją wizję chrześcijaństwa, to najlepszy do tego sposób, jaki wymyśliłem przyjąłby formą nieco artystyczną, takiego emocjonalnego dialogu pomiędzy Bogiem, a człowiekiem. Proszę o nie traktowanie tego dialogu na zasadzie, iż "Michał wie, co chce Bóg", lecz jako "Michał tak WYOBRAŻA SOBIE, czego pragnie dla niego Bóg".


Człowiek z pretensją do Boga: Skoro Twoja wola jest tak cenna dla człowieka. Skoro poznanie jej i zaakceptowanie jest konieczne dla zbawienia, to dlaczego nie została ona podana w sposób bardziej jednoznaczny, pewny, nie dający się zaprzeczyć. Te święte księgi jakie znamy są pisane tak archaicznym językiem, często zawierają sprzeczności, wręcz bzdurne wskazania, których człowiek wieku XXI, znający naukę i ogólnie mający wiedzę o świecie, nie będzie się trzymał, jako że obrażałoby to jego inteligencję. Dlaczego treść świętej księgi nie została wypisana na niebie, na każdym kamieniu, dlaczego nie został podana ze ścisłością naukową, dlaczego da się wskazać w tak wiele nieścisłości, a przynajmniej niejednoznaczności w jej przekazie?...
Bóg: Tylko taka, jaką dostajesz forma świętych ksiąg jest tą, która jest w stanie pomóc ci zrozumieć siebie i swoje życiowe powołanie. To co dostajesz tu na ziemi, w tym teście życia jest pewnego rodzaju całością. Gdyby święte księgi wyraziście i absolutnie jednoznacznie wyrażały moją moc, to straciłyby szansę na ten rodzaj oddziaływania na człowieka, który przed nimi postawiłem. Gdyby np. absolutnie pewne i oczywiste było to, że Biblia jest darem ode mnie, a przez to gdyby nikt nie ośmielił się wątpić w jej zapisy, to też nikt nie zadawałby pytań, nie stawiałby sobie problemów, które Biblia ma właśnie wyłonić i sprowokować w kontekście uczuć i rozumienia każdego człowieka. A już na pewno nie stawiałby sobie tych problemów uczciwie, tak jak są, lecz jedynie w lękliwym trybie strachu przede mną,moją mocą, niepodważalnością mojej woli. I tak problemem jest to, że tak wiele ugrupowań religijnych, zamiast mądrość ksiąg religijnych uczciwie rozważać, próbuje owe księgi uczynić bożkiem samym w sobie, używanym jedynie do bezrefleksyjnego czczenia. Tego bardzo chciałbym uniknąć - sytuacji, w której człowiek przestał docierać do treści i ukrytych znaczeń, jakie dawałem ludzkości przez proroków, a w całości zaczął koncentrować się na jałowych hołdach ksiąg jako takich, słów jako takich. Drugim powodem, dla którego święte księgi nie mogą być zbyt idealne, jest to, że stanowią one rodzaj odbicia życia jakie znamy, odnoszą się do życia, a życie odnosi się do nich. Te księgi mają służyć lepszemu zrozumieniu natury człowieka - tej natury, jaką tenże człowiek poznaje swoim życiem. Gdyby księgi były idealne, to w kontraście do nieidealnego życia, jakiego człowiek doznaje, zostałyby umieszczone zupełnie w osobnym przedziale umysłu, byłoby "księgi zawsze sobie, a życie zawsze sobie". Księgi są nie tylko po to, aby akceptować ich treść, ale aby w tę treść wątpić. Bo rozumienie jest właśnie subtelną grą tych dwóch aspektów - akceptacji i wątpienia. Akceptujemy tylko po, przynajmniej minimalnym, etapie wątpienia. Kto nie zwątpił, a tylko od razu przyjął, ten...
... nigdy nie przemyślał tego, co przyjmuje, a więc UMYSŁEM NIE PRZYJĄŁ, lecz przyjął samą emocją akceptacji. Poprawnej aktywności umysłu nie da się odseparować od wątpienia. Wiara, zrozumienie, akceptacja są bowiem ROZWIĄZANIEM WĄTPLIWOŚCI POSTAWIONYCH PRZED UMYSŁEM. Ktoś, kto nie zwątpił choć trochę, ten także naprawdę ani nie uwierzył, ani nie zrozumiał, ani ostatecznie nie akceptował, tylko zignorował problem pytań o sprawę. Kto nie próbował czegoś rozwiązać inaczej, ten nigdy nie wybrał, nie zna alternatywy, może wykonywać daną rzecz jedynie na podobieństwo automatu, a nie podmiotu wybierającego.
Święte księgi mówią o ważnych rzeczach, czasem najważniejszych dla człowieka rzeczach. Gdyby stworzono przekaz ode mnie tak, że wszyscy przyjęliby go bez pytań i wątpliwości, zawsze automatycznie godząc się na zaprezentowaną im ścieżkę ujęcia sprawy, to właśnie zostaliby odseparowani od tego co jest moim celem, a dla człowieka darem - jak najbardziej pogłębionej refleksji nad swoim człowieczeństwem, związkiem człowieka z Bogiem, miłością, spełnieniem.
Święte księgi są też dziełem ludzi, nie tylko moim. I tak ma być. Człowiek, nawet w tej swojej ułomności, nawet w tym aspekcie kontaktu ze mną powinien być w sposób niezbywalny zawarty. Święte księgi są formą pieśni nie tylko o mnie, ale i o człowieku, który do mnie dąży, nosi znamię tego człowieka, jest pokazaniem, że nawet w tym aspekcie sprawy, człowieczeństwo jest niezbywalne.
To, że aby odszukać moją wolę w świętych księgach, trzeba się natrudzić, samo w sobie jest darem dla człowieka. Dzięki temu darowi, człowiek ma szansę wykazać swoje zdolności, umiejętności, a na koniec mieć z tego satysfakcję. Aby poznać moją wolę, trzeba uruchomić wszystkie pozytywne moce swojego umysłu, uczuć, intuicji, trzeba przejrzeć niejedną fałszywą, mylną sugestię, trzeba wreszcie dostać ode mnie dodatkowe, bezpośrednie wsparcie w postaci natchnienia. Tylko w taki sposób święta księga będzie budowała poprawną więź człowieka i Boga - będzie wykuwała się w działaniu, trudzie, wymuszając pełne zaangażowanie wszystkich mocy mentalnych człowieka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin