Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Konstrukt epistemiczny

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 9:47, 11 Sie 2023    Temat postu: Konstrukt epistemiczny

Dzisiaj w wątkach w innych działach zamieściłem komentarze, które podsumowują pewne spojrzenie na rozumowanie w ogóle. Umieszczam je niniejszym tu na blogu w celu archiwizacji, a także, aby już konkretnie tym problemem zająć się może w przyszłości.

Michał Dyszyński w wątku Duchowość i moralność naiwna napisał:
Irbisol napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Irbisol napisał:
Więc co wg ciebie bardziej jest ściemą - Jahwe czy Allach?

Nie stawiam tak sprawy - co jest bardziej ściemą?

To chyba jedyne postawienie sprawy, które umożliwia jakąkolwiek odpowiedź przy pozostaniu przy swojej religii.
Więc skoro wybierasz coś, czego ocena realnego zaistnienia nie jest istotna - to co jest kryterium?

Uświadomiłeś mi tym pytaniem, jak mocno różnią się nasze metodologie epistemiczne. Moja jest z ducha...
kwantowa. Ta "kwantowość" związana jest z tym, że niemal cały czas myślenia nad dowolnym zagadnieniem widzę je jako superpozycję możliwości, a nie jeden wybrany, konkretny stan. A już szczególnie nie decyduję o czymś, do czego model jeszcze nie został odpowiednio ściśle skonstruowany.
Gdyby rzecz rozpatrzeć na zagadnieniu JAHWE, czy Allach, to widzę sprawę jako ZBIÓR PARAMETRÓW, z których
- część wspiera obie opcje
- część wspiera tylko opcję z JAHWE
- część wspiera tylko opcją Allach
- część jest przeze mnie w ogóle nie wymodelowana, a w a ostatecznym rozrachunku (jak już więcej będę w stanie ustalić i sprawy rozstrzygnąć) zechcę je uwzględnić.
Do tego każdy z tych parametrów sam w sobie funkcjonuje w jakimś modelu, który też dopiero tworzę.

Każde moje zderzenie się umysłu z (jakimkolwiek) bardziej złożonym problemem (filozoficznym) będzie zatem oparte o naprzemienne
- konstruowanie definicji
by za chwilę
- używanie definicji w celu określania jakiegoś stanu rozumienia
z czego dalej z kolei wyniknie
- potrzeba doprecyzowania definicji
by potem tych definicji
- użyć w celu określenia nowo wymodelowanego stanu rozumienia spraw
ale to znowu wywoła efekt posiadania nowego spojrzenia na sprawy, czyli powstanie zagadnienie ich kolejnego przedefiniowania...
itd....
Myślenie uważam za ciągły wzrost w dochodzeniu do coraz to większej precyzji obrazowania rzeczywistości umysłem.
Na żadnym z etapów niczego całkowicie nie odrzucam, ani też niczego nie przyjmuję jako jedyną opcję. Opcje się nawzajem kontrują, uzupełniając obraz swoim istnieniem. Gdy myślę o idei dobra, to w tle mam pytanie o zaprzeczenie tej idei, czyli o zło. Jest jang i yin, czyli jeśli coś decyduję jakoś, to nie tylko dla istnienia tego "jakoś", ale też z powodu, że "nie jakoś" posiada właściwości, które mi epistemicznie nie pasują. Czyli gdy myślę o dylemacie "jakoś - niejakoś", to nie anuluję uznawania jednej opcji, gdy wybieram drugą, lecz "obie trzymam w garści", zaś mój wybór jest pochodną świadomości o tym, jak funkcjonują w układance obydwie opcje.
Wracając do kwestii Boga, to... POSZUKUJĘ obrazu Boga, który będzie tym najlepszym. Mam problem z tym, aby w ogóle PROBLEM ZDEFINIOWAĆ. Opcja Allach zawiera w sobie jakąś PROPOZYCJĘ DEFINICJI. Uwzględniam tę propozycję, testując na ile skierowanie się w jej stronę ma sens. Z drugiej strony podobnie czynię z opcją JAHWE - też staram się w ogóle jakoś ją z umysłem połączyć, zacząć kojarzyć, o co w niej może chodzić. Jednak na początkowym etapie przecież mam tylko SŁOWA. Do tych słów będę musiał dokonstruować szersze idee (własności, powiązania), bo dopiero w takiej całościowej postaci mogę mówić o rozumieniu, a dalej też o tym, że w ogóle mam prawo twierdzić iż w taj sprawie mam swoje stanowisko.
Z fedorem obok spieram się w kwestii przyjęcia czegoś od autorytetów. Jest w tym obecny ten sam problem - czy mam prawo JAKO JA uważać, iż coś "twierdzę", albo że to jest "moim stanowiskiem", jeśli w istocie tylko ceduję rozumowanie na owe autorytety, a sam de facto nie mam zielonego pojęcia o własnościach tego, w co (jak deklaruję) "wierzę". Na to się nie godzę. Ja "wierzę" dopiero wtedy, gdy mój umysł trzyma w garści cały proces i jego składniki - ma wymodelowaną definicję, jakoś tam rozumie własności, jest w stanie posługiwać się daną ideą przy rozwiązywaniu problemów. W przeciwnym wypadku nie mam prawa powiedzieć, że w to "wierzę", a co najwyżej mógłbym zadeklarować "wierzę, że to co tamci głoszą, a czego osobiście nie rozumiem, ma sens, którego jednak teraz nawet nie jestem w stanie ani odczuć, ani wyjaśnić, czyli wierzę ogólnie w kompetencję tamtych person, które coś podały do głoszenia". Ale przy tym nie mam prawa się wypowiadać, jako ktoś, kto wierzy w sam ten "przedmiot wiary", bo to nie jest realnie przedmiot wiary, ale de facto "przedmiot niejasności w traktowaniu spraw".

Jeszcze inaczej rzecz ujmując, zarówno JAHWE jak i Allach są w rozumieniu BRAMAMI przez które umysł wchodzi na jakiś obszar traktowania zagadnienia. Mogą to być bramy z różnych stron wiodące do tego samego celu. Któraś z tych bram może szybciej doprowadzić do celu (tak zakładam). Któraś może skierować w mylnym kierunku i to też rozważam, albo tylko w jakimś wybranym aspekcie może mylić. Nie decyduję jakoś całościowo o usunięciu jednej z tych bram z układanki, bo być może przyda ona mi się do zrozumienia czegoś w tym obrazie całościowym. A ten obraz całościowy i tak będzie (tak zakładam) BOGATSZY, NIESKOŃCZENIE BARDZIEJ ZŁOŻONY od tego, co jest widoczne na start, czyli gdy używa się słowa "JAHWE", bądź "Allach".


Michał Dyszyński w wątku Co z Biblii może wynikać na temat Boga napisał:
fedor napisał:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Cytat:
a teraz w przypadku tak złożonego dzieła jak Biblia, zachowujesz się jakby interpretacja nie miała miejsca, albo tak jakbyś ty był poza problemem interpretowania. Sam sobie robisz wodę z mózgu wierząc, że my "Boga prawdziwego zamieniliśmy na boga pluszowego" - to jaki jest Bóg jest właśnie kwestią sporną i podlegającą interpretacji.


Nigdzie nie wykazałeś mi, że coś źle interpretuję. Znalazłeś sobie kiepską wymówkę w kwestii tego żeby pod pretekstem "problemów interpretacyjnych" nie przyjmować tych tekstów z Biblii o Bogu, które przeczą idei twojego boga pluszowego. Ale to jest podcinanie gałęzi na jakiej się siedzi. Bo jeśli ja nie mam dostępu do prawdy o Bogu z powodu bariery interpretacyjnej, to ty tak samo

Katolikus nie pisał, że "źle interpretujesz", ale że W OGÓLE INTERPRETUJESZ


No i co z tego. Dla niego sam fakt interpretacji jest już wymówką do tego żeby zignorować to co mu piszę. W dodatku to działa w obie strony na zasadzie miecza obosiecznego. Jeśli chciał sobie w ten sposób znaleźć pretekst do tego żeby olać to co mu piszę to jest to bardzo kiepski bo pretekst bo ja mogę zrobić dokładnie to samo i z tego samego powodu w stosunku do tego co on pisze. Uczepił się tego w desperacji jak ostatniej deski ratunku ale to w niczym mu nie pomoże bo działa to na zasadzie miecza obosiecznego

Nie chcę się wypowiadać za intencje katolikusa autorytatywnie, ale - już patrząc z mojej perspektywy - nie chodziło mu o to, że chciałby zingorować Twoje uwagi, ale o to, że traktuje je jako jedną z wielu możliwych interpretacji.
Którą z tych interpretacji ostatecznie przyjąć, a którą odrzucić?
Znowu tutaj napiszę za siebie, ale chyba będzie to ważne od strony metodologii myśli. Nie chodzi wg mnie o to, aby decydować od razu, obstawiając tylko jedną opcję. Jeśli nawet jakąś opcję odrzucę, to też nie będzie to tak, iż zapomnę ją i wyprę, ale ona zapisze się w mojej pamięci jako co prawda nie wykorzystana możliwość, jednak istniejąca w układance rozumowania.
Ja ogólnie swoją drogę duchową widzę bardziej jako WZROST ROZUMIENIA, niż jako opowiadanie się po stronie tej, czy innej w jakiejś dychotomii. Chcę ROZUMIEĆ WSZYSTKO, WIDZIEĆ WSZYSTKO, a drugorzędne dla mnie jest to, czy w świetle takiego, czy innego postawienia problemu, wyłania się bardziej opcja na tak, czy opcja na nie. Najczęściej unikam rozstrzygania tego, a już na pewno unikam rozstrzygania czegokolwiek na etapie, gdy nie posiadam wystarczająco precyzyjnego zdefiniowania problemu.
Bo rozstrzyganie na zasadzie "mówię, że w danej kwestii obowiązuje opcje TAK, choć sam nie wiem, co to konkretnie oznacza, bo nie umiem tego sobie precyzyjnie wyobrazić, umieszczać w rozumowaniach" uważam za robienie z własnego rozumu wała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:10, 11 Sie 2023    Temat postu: Re: Konstrukt epistemiczny

Uzupełnieniem dyskusji nad zagadnieniem byłby ten tekst, który dodałem w innym wątku:
Michał Dyszyński w wątku Czy Biblia może mylić? napisał:
fedor napisał:
Nie jest też napisane aby te autorytety ignorować. Cały czas obowiązuje to:

„Bądźcie posłuszni waszym przełożonym i bądźcie im ulegli” (Hbr 13,17 BT)

Ten tekst nie znika tylko dlatego, że znalazłeś sobie pretekst w postaci innego tekstu. Jedno z drugim tu w pełni koreluje jeśli chodzi o te dwa wersy. Badamy wszystko, włącznie z tym, co mówią nam autorytety. A jak się nam nie podoba to opuszczamy Kościół. Jak typowy "katolik ale" znowu wybrałeś sobie tylko to co jest zgodne z twoją anarchią i resztę tradycyjnie zignorowałeś

Nie znika. Ale w obliczu "drugiej strony" powstaje PYTANIE O SYNTEZĘ, o POGODZENIE sprzecznych ujęć tak, aby z tego wyłonił się niesprzeczny sens.
Z tym sobie Twoja metodologia myślenia nie radzi. Widzisz opcje "każda osobno", umiesz jedynie się przełączać pomiędzy skrajnościami - raz bierzesz coś, a ignorujesz kontekst, a za chwilę ten kontekst przywrócisz (bo jest niezbędny, aby w ogóle cokolwiek rozumieć), gdy już o tym pierwszym przestajesz myśleć. Czyli po prostu w ten sposób UKRYWASZ SPRZECZNOŚCI MYŚLI. Ukrywasz to przed własnym umysłem, który to własny umysł robisz notorycznie w bambuko.

Tutaj mamy dość dobry przykład, jak to u Ciebie działa. Raz co prawda uznasz, że każdy decyduje swoim rozumem. Ale już za chwilę...
pojawia się narzucony zewnętrznie obowiązek, aby ten "własny rozum" był realnie tym cudzym rozumem, zewnętrznym sformułowaniem. Jak z tej sprzeczności wybrnąć?...

Ty robisz to w ten sposób, że wypierasz jedną część na chwilę (tutaj np. "zapominasz" o tym, że jednak rozumowanie zachodzi w konkretnym rozumie, jest osobiste), przywołujesz sobie i utwierdzasz to przeciwne (teraz zewnętrzne sformułowanie jest tu wszystkim, jest "całą prawdą"). Nie synchronizujesz jednak w żaden sposób tych przeciwieństw, nie wskazujesz ścieżki, KTÓRA BY POGODZIŁA SPRZECZNOŚCI, lecz sobie tak jesteś raz w jeden opcji, raz przeciwnej.
Przypomina mi się w tym kontekście stary żydowski dowcip - dykteryjkę o krawcu, który dostał za mało materiału na marynarkę, którą miał uszyć. Więc krawiec wziął ten materiał i uszył z niego plecy. Klient dostał plecy do przymiarki i w lustrze je obejrzał, i zaakceptował, po czym umówił się na obejrzenie całości. Krawiec uszył przód marynarki, ale z racji na brak materiału, musiał wziąć go z pleców. Teraz jak klient przyszedł, to już akceptował przód marynarki. O plecach teraz nie było mowy...

To jest oczywiście niezwykle trudne, fundamentalne zagadnienie - UZYSKAĆ NIESPRZECZNOŚĆ w traktowaniu rzeczywistości. Jak się zezwoli sobie na bałagan myślowy, to problem ze sprzecznymi tendencjami i opcjami zaczyna się "rozwiązywać" właśnie tą metodą, że się ogląda raz jedną raz drugą stronę medalu, zapominając w każdej z nich o tym, co się uznało poprzednio. Powstaje synkretyczne rozumowania, w którym tak naprawdę nie wiadomo, o co chodzi. A jak w rozumowaniu nie wiadomo o co chodzi, to...
w rozumowaniu wygrywają emocje! Emocje bowiem najczęściej ostatecznie po prostacku zadecydują za czymś, ignorując więzy znaczeniowe i logiczne, a z to wysyłając mocny sygnał do ośrodka nagrody "jest ok!".
Tymczasem wcale nie jest (logicznie patrząc na sprawę) ok. Zostało dokonane oszustwo, zaprzeczono samemu sobie. Tylko że problem został zamieciony pod dywan.

Wracając do konkretu.
W sytuacji gdy mamy dwie instancje problemu (np. problemu teologicznego)
- własne jego rozumienie
- jakiś zapis doktrynalny (np. sformułowanie stworzone przez urząd nauczycielski KRK)
to pojawia się problem ich zsynchronizowania. Ale przecież
żadnej doktryny nie da się uznać inaczej, jak za pomocą myślenia, które jest AKTEM OSOBISTEGO WGLĄDU w sprawę.
Ułudą jest idea przyjęcia doktryny bez osobistego myślenia o niej. Nie da się niczego przyjąć, uwierzyć w to, nie myśląc o tym.
Tu ktoś powie: noooo nie chodzi mi o to, aby w ogóle przestać myśleć osobiście, ale o to, aby myśleć po swojemu tylko do granicy, za którą już jest zewnętrznie sformułowana doktryna.
Ale to też tak nie działa, bo przecież chyba chodzi o to, aby doktryna jakoś dostała się do umysłu, a nie była osobno od niego. Jeśli umysł ma się za chwilę przyznać do tego, że "przyjął doktrynę", to chyba (...) znaczy, że ta doktryna jakoś do umysłu dotarła, połączyła się z systemem pojęciowym, coś tam zaczęła znaczyć. To jednak nie zdarzy się samo, nie da się tego biernie "wlać" do rozumu. Każde przyjęcie jakiegoś stwierdzenia (a już szczególnie złożonej idei) w istocie - tam wewnątrz umysłu - będzie związane z serią aktów "rozpychania się" idei nowych, wiązania ich z istniejącymi w umyśle przekonaniami, intuicjami. Umysł dokona serii decyzji, w zakresie MIKROPOWIĄZAŃ ZNACZENIOWYCH - coś anuluje w swoim obrazie rzeczywistości, coś zmodyfikuje.

Najgorszą ze strategii jest wg mnie traktowanie problemu na zasadzie "każde rozumowanie osobno", czyli nie wiązanie niczego w całość, nie czynienie żadnych synchronizacji, nie negocjowanie wewnętrzne powiązań rozumienia. Wtedy sprzeczne ujęcia są traktowane jako poprawne, a sprzeczność myślenia w ogóle staje się normą.


Tu dalsza część tej dyskusji, która chyba nieco wnosi do sprawy:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Znowu odleciałeś. Problemem nie jest to, że ty musisz coś rozważyć rozumem. Problem jest w tym, że ty nie akceptujesz swym rozumem tego co naucza Kościół. A to jest już wolny protestantyzm, a nie katolicyzm. Nie ma żadnej sprzeczności w używaniu rozumu i posłuszeństwu doktrynie katolickiej bo jak najbardziej można niezależnie dochodzić do tych samych wniosków co Kościół i na tym właśnie polega katolicyzm. Ty zaś z racji na swą anarchistyczną naturę uważasz, że używanie rozumu polega na niezgadzaniu się z tym co naucza Kościół. To jest liberalizm i lewacki anarchizm, a nie katolicyzm

Przeczytałem pozostałe komentarze, ale nie będę ich sam komentował, bo w gruncie rzeczy jest wciaż o tym samym, więc nie ma sensu się powtarzać.
Ogólnie: nie zrozumiałeś, może nie chciałeś zrozumieć, może wyparłeś, może Cię to nie interesuje (czy co tam jeszcze) tego głównego, o czym piszę. Nie chcesz/nie potrafisz DOSTRZEC tego, o czym piszę. A ja nic na to nie poradzę.
Może zwyczajnie nie masz takiej możliwości mentalnej, może jest inny powód. Ale najwyraźniej w ogóle nie wiesz, o czym tam pisałem, bo żadnego nawiązania DO SENSU I TREŚCI do tego Twoje komentarze nie czynią. Za to jest Twoja odpowiedź typu "idziemy w zaparte, w kółko powtarzając swoje". Chyba szkoda czasu i energii, abyś jeszcze raz wypisywał to, co poznałem jako Twoje stanowisko. Dla mnie jest ono jasne, jest zaklasyfikowane jako brak zdolności DOJRZENIA GŁÓWNEGO PROBLEMU.

Na brak zdolności postrzegania nic nie poradzę. :( To jest poziom rozumienia spontaniczny, nie sposób go wymusić.
Jak ktoś nie rozróżnia kolorów to żadną perswazją mu się tego rozróżniania nie wywoła (i nie jest ten brak rozróżniania też jego winą). Jeśli zatem nie widzisz (nie rozróżniasz sensu) problemu REALNEGO PRZYJĘCIA IDEI, która ma formę sformułowania, a powinna być ZINTEGROWANA Z UMYSŁEM, to z Tobą po prostu na ten temat nie podyskutuję.
Tu chyba ja podpisuję protokół rozbieżności w tym sensie, że to, o czym ja piszę, jest dla Ciebie mentalnie niedostępne, a ja ten fakt niedostępności uznaję i się dalej już "nie czepiam".
Nie klasyfikuję naszej dyskusji w kontekście czyjegokolwiek tu zwycięstwa/porażki czy innej formy "zaorania". Rozważam też opcję, że może to Ty masz rację.. Może to ja coś przeoczyłem?.. :think: Nie mam gwarancji, że tego nie ma.
Jednak z racji na niekompatybilność między nami postrzegania SAMEGO MYŚLENIA JAKO TAKIEGO, braku porozumienia się w kwestii FUNDAMENTALNYCH ZAŁOŻEŃ NA TEMAT PROCESU ROZUMOWANIA dalsza dyskusja w tym temacie wygląda mi na pozbawioną szansy na dogadanie się. Dzięki za dotychczasowe starania. :*

I jeszcze dalej:
Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
No i jak zwykle skończyło się na narracji o narracji. Tak to już z Michałem jest. Oczywiście uważam, że w pełni rozumiem co pisałeś i ustosunkowałem się do wszystkiego. Tego samego w drugą stronę nie widzę. No ale niech już zostanie jak jest

Może to faktycznie jest moja wina...
Po prostu ja NIE DOSTRZEGAM, abyś przejawił jakąkolwiek formę odniesienia do tych zagadnień, które w kontekście naszej rozmowy uważam za kluczowe. Oczywiście ja też postrzegam rzeczywistość w oparciu o symptomy i mój model rozumienia, tak więc może Ty (w jakimś tam sensie) odniesienie myślowe, do tego o czym piszę posiadasz. Ja mogę stwierdzić tylko, że jeśli taki sens występuje, to z tego co napisałeś, ja nie byłem w stanie rozpoznać jego symptomów. Nic więcej nie mogę stwierdzić - w końcu ja też postrzegam, tak jak postrzegam, jestem "niewolnikiem" własnych możliwości postrzegania rzeczywistości. W ramach tej "niewoli" jednak mogę w swojej uczciwości jedynie zasygnalizować brak z mojej strony powodów do rozpoznania, iż rzeczywiście tutaj rozmawiamy o tej samej idei modelowania przyjęcia jakichś tam przekonań przez umysł. Nie byłem w stanie też zarejestrować żadnej formy "ustosunkowania się" do tej idei (zakładając tu umowę językową, iż zignorowanie problemu nie traktujemy jako "ustosunkowanie się" do niego).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:42, 11 Sie 2023    Temat postu: Re: Konstrukt epistemiczny

Czas chyba na rodzaj podsumowania. Model rozumowania, przyjmowania czegoś jest następujący:
1. Umysł jest stawiany w rzeczywistości, w której odbiera DOZNANIA.
2. Doznania są klasyfikowane, choć reguły tej klasyfikacji są dopiero tworzone. To, jaką konstrukcję one utworzą buduje właśnie to w jakim kierunku rozwinie się świadomość, umysł.
3. Wraz z napływem nowych doznań, wcześniejsza STRUKTURA ROZUMOWANIA, a z nią też rozpoznawania, klasyfikacji doznań będzie MODYFIKOWANA.
4. Każde doznanie jest INTERPRETOWANE właśnie tą strukturą, która się wzięła z oceny wcześniejszych doznań. Jedynie na samym początku życie umysłowość człowieka startuje w oparciu o BIOS tworzony genetycznie (także w jakimś stopniu w oparciu o doświadczenia życia płodowego), czyli z wykorzystaniem INSTYNKTÓW.
5. Interpretowanie doznań (także nowych idei, o których się myśli) polega na WIĄZANIU ZE STRUKTURĄ ROZUMIENIA jako się posiada. Ważne tu jest spostrzeżenie, że zawsze się tę strukturę posiada NA JAKIMŚ ETAPIE.
6. Rozwój możliwości interpretacji (czyli też ROZUMIENIA) zagadnień, nad którymi osobowość pracuje, zależy ściśle od tego, jak konstruuje się/modyfikuje owa struktura rozumowania. Tu wchodzi w grę aspekt SPÓJNOŚCI, który jest da facto tożsamy ze zdolnością do użycia wniosków z wcześniejszych doświadczeń w nowych warunkach, do nowych zadań. To co spójne, jest jednocześnie TWORZĄCE ZASADĘ rozumowania, a więc też dające dalej opcję użycia wniosku z tej zasady dla sytuacji, które rozpoznano jako podpadające pod ową zasadę.

Tu dotykamy ciekawego problemu UŁUDY przyjęcia zewnętrznej idei w sposób pełny, niejako niezależnie od posiadanego systemu interpretacji. Problem ten ujawnił się w dyskusji nad tym, czy np. katolik może "po prostu przyjąć" to, co głosi urząd nauczycielski Kościoła. W naiwnym rozumieniu taki katolik, zobligowany przynależnością do Kościoła, powinien "przyjąć nieomylną doktrynę podawaną w dokumentach kościelnych".
Na czym tu polega naiwność?
- Polega ona na ZIGNOROWANIU tego, że przyjąć do umysłu każdy może tylko TYM SYSTEMEM ROZUMIENIA JAKI SOBIE W ŚWIADOMOŚCI WYBUDOWAŁ, a do tego tylko tak, jak mu ta wybudowana struktura rozumienia pozwala.
Inaczej mówiąc, jeśli ktoś nie ma struktury rozumienia kompatybilnej z tezą, którą mu głosi autorytet, to tej tezy po prostu nie przyjmie. I nie jest to kwestia jego dobrej czy złej woli, ale kwestia czysto funkcjonalna - logiczna.

Integrystyczne skrzydła w Kościele będą podkreślały, uznawaną przez siebie konieczność przyjęcia określonych tez doktrynalnych. Z moich obserwacji wynika, że praktycznie żaden z integrystów nie stawia sobie pytania o samą MOŻLIWOŚĆ ZINTEGROWANIA Z UMYSŁEM danej tezy doktrynalnej (są to "integryści", ale nie w sensie "integrowania" z umysłem, lecz wyłącznie w sensie jak najmocniejszego "zintegrowania" osób z grupą, do której się podkreśla przynależność - integracja z grupą/organizacją odbywa się kosztem integracji rozumianej jako tworzenie spójnego rozumienia). Dlaczego tych pytań integryści sobie nie stawiają?
- Ja osobiście uważam, iż przede wszystkim dlatego, że integrystom właściwie NIE ZALEŻY NA TYM, ABY TEZY DOKTRYNALNE ZOSTAŁY ZINTEGROWANE Z UMYSŁEM wiernych! Dla integrysty "przyjęciem" tezy doktrynalnej jest nie wyrażenie wobec niej sprzeciwu, powtórzenie jej z dodatkiem "ja w to wierzę", a potem DEKLAROWANIE samej z nią zgodności, połączone zwykle z deklaracją posłuszeństwa i przynależności do organizacji. Zrozumienie przez odbiorcę owej tezy...
... ono w ogóle jest nie jest traktowane jako coś potrzebnego, ważnego. Będzie tu nieraz powtarzane "nie musisz rozumieć, musisz wierzyć". Wierzyć w coś, czego się nie rozumie...

No właśnie! Nie chcę tego zagadnienia kwitować jest ono arcyciekawe!
Na ile da się "wierzyć" w coś, czego się nie rozumie?...
Będzie o tym później.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin