Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Krzywdzenie się w związkach - skomplikowane zagadnienie

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 96 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:52, 13 Sie 2023    Temat postu: Krzywdzenie się w związkach - skomplikowane zagadnienie

Od jakiegoś czasu na sfinii wypłynął temat relacji między ludźmi, także w kontekście wzajemnego krzywdzenia się. Krzywdzenie - wedle niektórych osób - może przybierać także formę bierną, unikania związku, nie reagowania. Czy bierność może być krzywdzeniem?...
Osobiście uważam, że choć pewien rodzaj, szczególnie wyrafinowanej, obłożonej dodatkowymi relacjami, domniemaniami, oczekiwaniami bierności może zbliżać się do krzywdzenia kogoś, to bezpieczniej jest jednak nie uznawać bierności za krzywdzenie, a jeśli już to najwyżej w bardzo szczególnych przypadkach. Piszę "bezpiecznie" myśląc o tym względzie spraw, aby z kolei nie stanąć po stronie krzywdzicieli, nie zamienić ofiary z prześladowcą.
Bo mamy dwie, przeciwstawne możliwości krzywdzenia:
- krzywdzenie agresją aktywną, napastliwą, inwazyjną, czasem nawet fizyczną
- krzywdzenie stwarzaniem barier emocjonalnych, dystansem, milczeniem, nie dopuszczaniem do relacji.
Niektórzy posuwają się nawet do zrównania tych dwóch typów postępowań, jako równoważnych, a jeszcze w skrajnej postaci pojawiają się określenia, że "krzywdzenie biernością jest gorsze". Przeciwko temu ostatniemu stwierdzeniu to ja już występuję zdecydowanie. Przypadki, w których bierność w związku jest krzywdzeniem są według mnie na tyle pomniejszego kalibru, na tyle rzadkie, zapewne wydumane, iż będzie to naprawdę daleki margines tego szerokiego spektrum sytuacji, w których ktoś jest krzywdzony, a ktoś jest napastnikiem. Zdarzą się takie sytuacje (temu nie przeczę), ale zdecydowana większość tego spektrum krzywdzenia jest jednak po stronie agresji czynnej, napastliwej, a nie tam gdzie nastąpiło wycofanie kogoś z bliższych relacji. Dlaczego w ogóle jednak tak stawiałbym sprawę?...

Tworzę w ogóle ten wątek ze świadomością, że aby rzecz wyłożyć będę musiał poruszyć wiele elementów, skonstruować pewną układankę, zdemaskować emocjonalne iluzje, wejść w powiązania trudnych emocji. Jak zacznę o tym pisać, to pewnie i tak większość czytelników tu wymięknie, nie będzie chciała nawet się zapoznać z tym wszystkim. Niestety, to naprawdę JEST SKOMPLIKOWANE i tu jest WIELE ELEMENTÓW, z których żadnego nie da się usunąć bez konsekwencji, którą jest mocne zaburzenie obrazu całości.
Dlaczego to jest takie trudne?
Bo istotą poczucia bycia skrzywdzonym jest NIEZASPOKOJENIE WAŻNYCH POTRZEB!
Jednak ludzie te potrzeby mają często różne, nieraz odmienne, aż do przeciwstawności. Weźmy sytuację dwojga ludzi, którzy byli jakiś czas razem w relacji romantycznej, ale oto jedna z tych osób miała tej drugiej już dość i zerwała relację, podczas gdy druga chciałaby tę relację utrzymać. Mamy tu dwie strony - z których każda chce czegoś dokładnie przeciwnego.
- Jedna osoba powiada: krzywdzisz mnie, bo nie chcesz ze mną być.
- Druga osoba na to: krzywdzi mnie twoje zachowanie, narzucanie się mi, męczę się z tobą.
Kto tu kogo (bardziej) "krzywdzi"?...
Obie strony mogą mieć POCZUCIE krzywdy, bo obie odczuwają ten stan (raz bycia razem w takim układzie jaki powstał, raz unikania siebie) jako krzywdę, z racji na to, że czują potrzebę, aby było zgodnie z ich oczekiwaniami. Ale nie ma przecież żadnej formy obiektywnego rozstrzygnięcia, czy para powinna być razem, czy powinna się rozstać. Jest tu słowo przeciw słowu, potrzeba przeciw potrzebie.
Osoba, która chce zakończyć relację, bo czuje się z tą drugą źle, uważa za krzywdę wobec siebie, gdy relacja jest jej narzucana. Tymczasem są jawnie toksyczne osobowości, które nie przyjmują do wiadomości tego, że druga strona nie chce być z nimi. Co kilka miesięcy w mediach pojawia się doniesienie czy to o tzw. rozszerzonym samobójstwie, czy o zabójstwie, którego dokonuje osoba odrzucona z jakiegoś związku. Najczęściej zabójcą jest przemocowy mąż, który najpierw był tyranem w małżeństwie, a potem gdy udaje się jego ofierze zrzucić tę tyranię, dostaje rozwód i odchodzi z dziećmi, "znieważony nieposłuszeństwem" były małżonek dochodzi do wniosku, że takiej zniewagi on płazem puścić nie może, że "ona będzie z nim, albo nie będzie już jej wcale" i posuwa się do morderstwa swojej byłej, często też zabijając przy okazji dzieci. Takich przypadków było opisanych w mediach wiele. Ten schemat się powtarza.

Tu niejeden powie: ale to są przypadki skrajne.
Na co ja odpowiem: owszem, te są skrajne, ale graniczą one w spektrum sytuacji z tymi mniej skrajnymi, gdzie do zabójstw już nie dochodzi, ale są wieloletnie gehenny sądowych i rodzinnych sporów, te z kolei są blisko sytuacji, gdy tylko strony rozstały się we wzajemnych pretensjach i złości itd. Tak z góry nie sposób jest określić gdzie jest więcej winy - czy po stronie tej, która zrywa relację, czy tej, która pragnie ją zachować. Z jednej strony mamy zerwania relacji z pobudek bardzo egoistycznych, ale z drugiej mamy też pobudki egoistyczne w utrzymywaniu związku, w którym dana osoba jest tyranem i prześladowcą, a że lubi ona prześladować, to nie na rękę jest jej, iż ofiara owego prześladowania się uwalnia. Bywa więc i tak, i tak...

Można krzywdzić kogoś zarówno egoistycznym zerwaniem związku, jak i egoistycznym traktowaniem tego związku, prześladowaniem w nim kogoś, a przy oczywiście nie dawaniem swojej ofierze szans na uwolnienie się. Jak jest w konkretnym przypadku?...
- Bez dostępu do szczegółów danej sprawy, po prostu nie wiadomo....

Dlatego i ja nie chcę tutaj wskazywać jednego rozstrzygnięcia, jakiegoś opowiedzenia się kto krzywdzi bardziej/częściej - czy osoba zrywająca związek, czy pragnąca go zachować - a wolę się zastanowić nad aspektem, który jest kanwą całej tej sytuacji konfliktowej, chcę spytać: dlaczego w ogóle mamy potrzebę związku?
W pobliżu też będzie od razu pytanie: dlaczego mamy potrzebę zakończenia związku?
Można by też w tym kontekście spytać nawet o potrzebę bycia w samotności, potrzebę spokoju, potrzebę nie bycia wciąż na czyjeś żądanie i dla zaspokojenia potrzeb tego kogoś.
Osobiście trochę traktuję związek jako jakby... pracę. :shock:
W standardowym związku pojawia się cała masa zadań do realizacji - martwienie się o drugą stronę, reagowanie na jej potrzeby, dostosowywanie się, pomaganie jej. Te potrzeby, na które się reaguje, bo druga strona takowe potrzeby posiada mogą być/są różne - potrzeba rozładowania seksualnego, potrzeba bliskości psychicznej, wygadania się, pomocy w sprawach bytowych, finansowych, uspokajania zdenerwowania.
W związkach toksycznych są już bardziej mroczne potrzeby do zaspokojenia - potrzeba poczucia władzy i dominacji, odreagowywania frustracji, kapryszenia, złoszczenia się, wylewania na kogoś różnych złych emocji. Toksyczne osoby, czyli zwykle osoby, w których buzuje złość, wściekłość, agresja będą odreagowywały te uczucia właśnie na najbliższych. Najpierw często próbują coś z tymi frustracjami robić z użyciem używek (alkohol, narkotyki), a potem próbuję je przelać na najbliższych sobie ludzi. Wtedy stają się tyranami, prześladowcami. Ale nie trzeba aż tyranii, ani nawet złej woli, aby w związku pojawiło się poczucie krzywdy. Czasem wystarczy do tego zwykłą NIEKOMPATYBILNOŚĆ POTRZEB I OCZEKIWAŃ. Gdy jedna osoba bardzo pragnie widzieć związek jako bycie głównie razem, raczej z dala od "towarzystwa", a druga - wręcz przeciwnie - pragnie bywać, wspólnie się bawić, realizować potrzebę bogatych relacji społecznych, to już samo takie mijanie się owych potrzeba spowoduje, iż wygrana w tej kwestii jednej strony takiego związku, będzie z automatu przegraną, koniecznością ciągłego dostosowywania się, walki ze swoimi emocjami i potrzebami tej drugiej. Jeśli dla jednej strony związku bardzo liczy się prestiż, a druga uznaje kwestie prestiżowe jako nieistotne, to trudno będzie się im w tej kwestii dogadać, to wymuszona na korzyść jednej strony postawa całego związku, będzie formą krzywdy względem tej drugiej, której potrzeb nie wzięto pod uwagę. Podobnie bywa w kwestii seksu - tam gdzie jedna strona ma wyraźnie mniejsze potrzeby pod tym względem niż druga, albo odczuwa swoje spełnienie mocno inaczej, oczekując na przykład jakichś dodatkowych romantycznych okoliczności, zamiast szybko "odwalać główną robotę", podczas gdy pierwszej stronie związku wydaje się taki postulat romantyczności niepotrzebny (oczywiście to jest tylko przykład, bo powodów niedopasowania wzajemnego pod tym względem może być wiele różnych).

Gdyby jakoś ogólnie zdefiniować ten podstawowy problem w związku to byłoby to z grubsza: związek nie krzywdzi żadnej z jego stron, jeśli czuje ona w tym związku zaspokojenie swoich najważniejszych potrzeb, nie połączone ze znaczącym dyskomfortem przy zaspokajaniu potrzeb strony przeciwnej.
To, że jakieś potrzeby, którejś ze stron zaspokojone nie są, często nie jest kwestią winy, czy złej woli tej drugiej. Bo nieraz jest tak, ze ona po prostu nie jest w stanie - nie może, nie umie ich zaspokoić. W takich sytuacjach obwinianie się nie ma podstaw. Trzeba wtedy uznać, iż "nie jesteśmy z tej samej bajki" i albo się rozstać, albo jakoś drastycznie zmienić (co bywa możliwe, ale też często wymaga monstrualnego wysiłku psychicznego).

W każdym razie poczucie krzywdy będziemy mieli, jeśli jedna ze stron będzie w kontekście związku miała wrażenie iż z jednej strony jej potrzeby są nie zaspokajane, a z drugiej czuje ona się wykorzystywana, bo musi wciąż zaspokajać potrzeby drugiej strony, czyli że jest wykorzystywana w związku.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 20:17, 13 Sie 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 96 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:38, 15 Sie 2023    Temat postu: Re: Krzywdzenie się w związkach - skomplikowane zagadnienie

Michał Dyszyński napisał:
W każdym razie poczucie krzywdy będziemy mieli, jeśli jedna ze stron będzie w kontekście związku miała wrażenie iż z jednej strony jej potrzeby są nie zaspokajane, a z drugiej czuje ona się wykorzystywana, bo musi wciąż zaspokajać potrzeby drugiej strony, czyli że jest wykorzystywana w związku.

W tym kontekście jedno warto chyba podkreślić - ASPEKT SPONTANICZNY, NAWET BEZWIEDNY.
Bo do wielu rzeczy oczywiście można się zmusić. Niektórzy naturalnie mają wysoki poziom wewnętrznej kontroli, naturalnie zmuszają się do wielu rzeczy w życiu. O takich ludziach nieraz się mówi z podziwem, jacy to oni są zdyscyplinowani, pracowici, poukładani. Jest to chyba rodzaj daru od losu, genów, czasem też wychowania, ze ktoś bez jakiejś tytanicznej wewnętrznej pracy i zmagań jest w stanie zmuszać się do różnych zadań życiowych.
Są ludzie, którzy - z racji na swoją konstrukcję psychiczną - nie mają tej cechy, którym trudno jest w ogóle skłonić swój "aparat mentalny" do współpracy w ramach tej, czy innej sytuacji życiowej.
Podświadomie zbiegamy do takich układów z ludźmi i światem, w których tego zmuszania się mamy niezbyt dużo, jak najbliżej swoich możliwości i komfortu psychicznego. To jest spontaniczne samo w sobie i jest współpracą z innymi spontanicznymi aspektami naszej natury. Te aspekty spontaniczne są niezbywalne, jeśli tylko nasze życie nie miałoby okazać się końcu "orką na ugorze", czy wręcz gehenną.
Nie sposób na dłuższą metę zdrowo mentalnie funkcjonować, zmuszając się do wszystkiego. I podobnie w koszmar zamienia się życie kogoś, kto musi się zmuszać do kontaktu z osobą, którą los postawił komuś na życiowej drodze. Choć do pewnego stopnia, niejeden raz oczywiście zmusić się w życiu trzeba.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 96 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:48, 15 Sie 2023    Temat postu: Re: Krzywdzenie się w związkach - skomplikowane zagadnienie

Osobiście uważam, że zdrową zasadą w związkach, przynajmniej w tych przypadkach, gdy mamy możliwość wyboru, jest nikt nikomu łaski nie robi.
To oznacza, ze twardą granicą odniesienia w przypadku sporów, zarzutów jest opcja: skoro ci/nam nie pasuje taka relacja, to należy się rozstać.
Opcja rozstania się "przywraca rozsądek" w tych wzajemnych roszczeniach, ale też i w odwrotnym tłumaczeniu się "gdybym się zmienił, to nie byłbym uczciwy sam ze sobą".
Jeśli jest niedopasowanie w związku, to jasnym jest, że JAKICHŚ ZMIAN NALEŻAŁOBY DOKONAĆ. Jest tylko pytanie KTO I JAKICH zmian ma dokonać.
Zmuszanie tylko drugiej strony do zmian, sugerowanie, że to ona ma się dostosować do nas - to już jest nieuczciwe, nierówne postawienie sprawy. To jest właściwie wstęp do tej - właściwej - agresji mentalnej.
W związkach, w których nie ma aspektu wymusu (jak np. w relacji rodzic - dziecko), zawze będzie tak, że ta strona, która miałaby za dużo w sobie zmieniać, na którą zrzucono w całości ciężar poprawy relacji w związku, może sobie skalkulować, że łatwiej jej będzie bez związku w ogóle, niż branie całego tego ciężaru na swoje barki.
I ja uważam, że warto jest mieć tę świadomość, iż po ową opcję ktoś może sięgnąć - może nasz partner, a może my...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31341
Przeczytał: 96 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 0:15, 16 Sie 2023    Temat postu: Re: Krzywdzenie się w związkach - skomplikowane zagadnienie

Są ludzie, którzy mają o wszystko pretensje, twierdzą, że niemal wszyscy ich krzywdzą. Jeśli ktoś u siebie postrzega takie postrzeganie ludzi, to raczej powinien się mocno zastanowić, czy owo "krzywdzenie" nie jest jego subiektywnym odbiorem świata. Komuś, kto sam z siebie interpretuje wszystko jako "krzywdzenie", nie sposób jest wybić tej tendencji z głowy. A to on powinien się (bardziej) zmienić, nie koniecznie (a przynajmniej w mniejszej mierze) świat.

Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 0:15, 16 Sie 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin