Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Piekło jako ostateczna samotność

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:14, 05 Sie 2024    Temat postu: Piekło jako ostateczna samotność

Od jakiegoś czasu wierzę, że piekło jest po prostu ogromną samotnością. Zresztą moje osobiste doświadczenie, które już wcześniej opisywałem, związane z krótkotrwałym przeniesieniem mojego odczuwania, świadomości w stan wielkiego cierpienia też było właśnie przeniesieniem się w samotność. Ale nie chodzi tu o "zwykłą" samotność, nie chodzi o samotność, z której za chwilę wyjdziemy. Ja dziś rozumiem piekło jako samotność na zawsze, powiązaną z koniecznością nieustannego wpatrywania się w to, kim się staliśmy - we własną nicość, nieuporządkowanie. Paradoksalnie może się okazać, iż wobec takiego stanu lepszą alternatywą jest doświadczanie cierpienia typu palący ogień, niż bycie w tym sam na sam ze sobą...
W religii (chrześcijańskiej) też piekło jest opisywane jako odrzucenie. Bóg nie organizuje przecież potępieńcom specjalnie jakichś miejsc tortur. Jeśli piekło w ogóle miałoby mieć rację bytu, to nie potrzebowałoby jakiegoś dodatkowego zasilania, czy doglądania. Wystarczy do niego samotność.
Tyrani i despoci też krzywdzą innych w jakimś stopniu z powodu skrytego w nich mentalnego osamotnienia. Są oni w znacznym stopniu temu osamotnieniu sami winni, choć... owa wina chyba może być kwestionowana na zasadzie wskazania, iż on inaczej nie potrafią funkcjonować. Despota w swoich złych emocjach "jest napędzany" głębokim poczuciem pustki, które koniecznie chce rozładować. Owa pustka jest formą właśnie wewnętrznego osamotnienia. Problem w tym, że obecność innych istot w standardowej postaci despocie nie jest w stanie owego osamotnienia zmniejszyć. Despota nie umie czerpać z kontaktu z drugą osobą pozytywnych emocji, bo za bardzo pragnie się wywyższać, za bardzo postrzega relację z innymi na płaszczyźnie rywalizacji, wykazywania swojej przewagi i "mocy".
W ostatecznym rozliczeniu Bóg nie może krzywdzicielom rzucać na pożarcie jakichś dusz, aby taki krzywdziciel mógł się na nich wyżywać, czy rozładowywać frustracje. Mamy tu na ziemi czas, w którym powinniśmy nauczyć się układania sobie relacji z innymi istotami w sposób, niedestrukcyjny z jednej strony, ale też i SATYSFAKCJONUJĄCY SZCZERZE NAS SAMYCH z drugiej.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:09, 09 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:05, 05 Sie 2024    Temat postu: Re: Piekło jako bezbrzeżna samotność

Piekło w wyżej opisanym sensie może być zdefiniowane jako: konieczność nieustannego wpatrywania się w to, kim się jest, co się uczyniło (albo czego się nie uczyniło, choć należało).

Weźmy tyrana, który spowodował wojnę. Oto przychodzi czas rozliczenia, a on musi patrzeć na to, co się stało w efekcie jego decyzji - widzi cierpienie jednej osoby, drugiej, trzeciej,... setnej... dziesięciotysięcznej,...milionowej... I wie, że to się stało z jego decyzji, którą teraz należałoby jakoś obronić, jakoś wytłumaczyć: DLACZEGO TO UCZYNIŁEM?
Albo nawet mały domowy despota, który dręczył swoją rodzinę, niekończącymi się pretensjami, roszczeniami, napadami złości... Oto teraz mu się "wyświetla film" z jego życia (motyw wyświetlania się filmu z całego życia jest nawet obecny u osób, które tylko przeżyły bardzo niebezpieczny epizod w życiu, a przeżyły), oto widać po kolei każdy bezsensowny (bo trudno jest mu nadać akceptowalny sens) akt pustej napastliwości wobec osób, które chciały tylko dobrze dla owego despoty, albo po prostu chciałby normalnie żyć. I oto ten mały despota rodzinny ma do obejrzenia ów film ze swojego życia - patrzy jak bardzo jego wybory były bezcelowe, ku niczemu nie prowadzące, jak bardzo były związane ze słabością, uległością drobnym frustracjom, nieuporządkowaniu emocjonalnemu. I będzie "dźwięczało" pytanie: dlaczego nic ze sobą nie robiłeś?...
Dlaczego nie naprawiłeś tego, co - jak to liczne przesłanki wskazywały - nie przynosi nic dobrego ani tobie, ani twoim bliskim.

Jest taki subtelny symptom nieuporządkowania natury, symptom zła: - BRAK SENSU w tym, co robimy.
Jeśli wokół nas dzieją się wciąż mało sensowne rzeczy, a duża część z nich wyraźnie jest związana z naszymi postawami i decyzjami, to jest to BARDZO POWAŻNY POWÓD DO ZASTANOWIENIA. Dlaczego tego nie zmieniam? Dlaczego tkwię w tym, co jest jałowe, puste, złe?...

Większość grzechów aktywnych ma swoim źródle GRZECH ZANIECHANIA. To, że coś nas wytrąciło z równowagi, że zrobiliśmy jakąś głupotę z impulsu, incydentalnie, da się jakoś obronić, można to wytłumaczyć tym, że przecież nie mieliśmy czasu się nad tym zastanowić. Ale jeśli ktoś POWTARZALNIE prowokuje te same bezsensowne sytuacje, to nie może się już tłumaczyć przypadkowością.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:33, 09 Paź 2025    Temat postu: Re: Piekło jako bezbrzeżna, ostateczna samotność

Niedawno życie dorzuciło mi dodatkowy "kamyczek" do tej koncepcji piekła jako samotności. Tym kamyczkiem były dyskusje to na sfinii, a w szczególności dyskusje z osobami, które nie umieją wyjść poza postawę oskarżania.

Niektórzy ludzie w swoim "oskarżycielskim szale" są tak zapamiętali, tak nieprzejednani, aby cokolwiek próbować zrozumieć, spojrzeć na sprawy z innej strony, zrelatywizować swoje emocje i nastawienia, że odgradzają się od innych barierą, przez którą nic się nie może przedrzeć.

Czy bardzo daleko posunięta postawa oskarżania może być głównym powodem swoistego „samozesłania” się duszy do piekła?

Czym jest owo odgrodzenie się duszy od innych, które niszczy wszelką szansę na relację z drugą duszą?…
- Widzę je w postawie: ja zawsze narzucam, ja oskarżam, ja nie słucham, nie dostosowuję się, tylko na wszystkich patrzę z pozycji wyższej – z uzurpowanej przez siebie roli sędziego wszystkich i wszystkiego.
Jeśli jest taka dusza, która umie tylko oskarżać, a niczego do siebie nie przyjmuje, to ona sama – niejako z własnego wyboru – stawia się ponad każdą relacją wzajemną z drugą duszą. Wtedy taka żądająca dla siebie owej nadrzędności dusza JUŻ JEST W SAMOTNOŚCI. Ale czy jest też już w piekle?…
To „piekło” jakie przeżyłem w swoim śnie, o którym wcześniej pisałem było piekłem duszy samotnej i wyalienowanej. Nie było w tym piekle diabłów, nie było ognia piekielnego, a niewysłowione cierpienie jakie dusza odczuwała wynikało tylko z poczucia własnej nicości i samotności. I ja wierzę, że dla stworzenia prawdziwego piekła wystarczy tylko taka właśnie samotność.

Dusza do takiego piekła zsyła się sama – to piekło jest JEJ WYBOREM w tym sensie, że to ona wzniosła ową barierę wobec każdej innej duszy. To ona sama stawia kwestię potencjalnej relacji z drugą duszą na zasadzie:
- ja oskarżam tę drugą duszę
- ja zawsze żądam, domagam się uległości
- ja o wszystkim decyduję i nikogo nie słucham
- ja nie interesuję się tym, co ktoś ma mi do powiedzenia
- ja chcę dla siebie wyłącznej decyzyjności w każdej sprawie
- ja nikogo nie respektuję
- ja nigdy nie ustępuję
- ja muszę zawsze być zwycięzcą
Taka dusza zatem…
dostanie to, czego „chce”. Dostanie WYCOFANIE SIĘ WSZYSTKICH INNYCH DUSZ z kontaktu z duszą żądającą i oskarżającą.
Skoro inne dusze takiej wiecznie oskarżającej duszy nie odpowiadają, skoro zostały odrzucone w swojej indywidualności i jestestwie, to konsekwencją tego będzie BRAK KAŻDEJ INNEJ DUSZY w przestrzeni mentalnej duszy oskarżającej. Skoro nikogo nie akceptujesz, to nikt ci się nie będzie narzucał!
Jest ci druga duszą wrogą? – zostanie ci ten wróg zabrany, teraz już dla ciebie nie ma wroga
Jest ci druga dusza podłą i niemiłą? – To co niemiłe i podłe zostanie ci odjęte.
Nie chcesz nikogo słuchać? – Więc nikt do ciebie się nie odezwie – wedle tego, jak sama stawiasz sprawy.
Nie ustępujesz w niczym? – Oto w samotności jesteś panem wszystkiego w swojej przestrzeni – panem absolutnym i niepodważalnym! Tylko ty tu decydujesz, a nikt ci nie zaprzeczy.
Jesteś, duszo nieprzejednana, zwycięzcą i panem swojej przestrzeni mentalnej, nikt tu niczego ci nie zmieni, nikt niczego nie narzuci, nikt o nic nawet nie spyta.
Świat całkowitej samotności to ten twój świat – bytuj w nim na zawsze, bo tylko do takiego świata pasujesz.

Tu nie trzeba decyzji jakiegoś sędziego, który by wbrew woli zsyłanej do piekła duszy owo zesłanie zarządzał. Tu dusza sama wybrała, nawet sama określiła warunki swojego wiecznego bytowania – ona JUŻ WCZEŚNIEJ BYŁA W KAPSULE ODGRODZONEJ OD INNYCH DUSZ, a teraz tylko to się zatwierdza i realizuje, jako jej ostateczny wybór.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:36, 09 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 2:09, 10 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Niedawno życie dorzuciło mi dodatkowy "kamyczek" do tej koncepcji piekła jako samotności.
(...)


Piekło jako radykalna samotność dość często pojawia się w rozważaniach "nowych" teologów. Mnie się wydaje, że człowiek nie jest powołany do radykalnej samotności, tylko do szczęścia we wspólnocie. Taka radykalna samotność byłaby zatem wbrew ludzkiej naturze. Tego nie da się znieść na dłuższą metę, a co dopiero na wieczność! Tak mi się wydaje, tak sobie myślę. A jeśli byłoby tak, że nie da się tego znieść, to albo taka wadliwa świadomość zapragnie nieistnienia, albo zacznie otwierać się na Boga, który czeka na ten właściwy moment, co do którego nieomylnie wie, że w końcu nastąpi (czyli to odbicie się potępiającej się świadomości od dna własnego nieuporządkowania) i będzie mógł ruszyć z pomocą jakiej ta konkretna świadomość potrzebuje?

Ty Michał, jeśli dobrze rozumiem to bardziej podkreślasz decyzję człowieka, który w swej wolności wybiera bycie takim, a nie inaczej ukształtowanym człowiekiem. Ja bardziej podkreślam niezależne okoliczności, których, człowiek stał się ofiarą. Dlaczego w drogę życia musi być wpisane ryzyko potępienia? Nie wiem. Czy to jest jakiś rodzaj konieczności? Bez względu na to chyba zgadzamy się, że piekło istotnie odnosi się do niewłaściwie ukształtowanej psychiki ludzkiej, jestestwa, natury, czy jak to tam będziemy próbowali nazwać. Nie ważne, czy to człowiek w swej wolności wybrał, aby takim się stać, czy po prostu życie go przerosło, to nie zmienia to tego, że niebo, jeśli istnieje to nie jest miejscem dla wadliwie ukształtowanych ludzi. Nie dlatego, że ktoś nimi gardzi, ktoś ich odtrąca. Oni po prostu nie są wstanie tam zafunkcjonować, jak ryba wyjęta z wody i położona na lądzie.


Cytat:
Tym kamyczkiem były dyskusje to na sfinii, a w szczególności dyskusje z osobami, które nie umieją wyjść poza postawę oskarżania.


Nie umieją i to jest chyba istotne w problemie piekła. Ja będę podkreślał, że człowiek jest tylko człowiekiem. Świat jest skomplikowany i jego mechanizmy mocno nas przenikają, a człowiek nie przychodzi z gotową instrukcją jak żyć i co jest dobre, a co złe. Jest raczej pogubiony, nawet jeśli tak o sobie nie myśli..
Wiem, że ta argumentacja cię nie przekonuje, bo odpowiesz, coś w stylu, że liczy się to, że człowiek stał się wadliwy i w tym jest problem, a nie w tym, co do tego doprowadziło (osobista wolność vs "świat").


Cytat:
Niektórzy ludzie w swoim "oskarżycielskim szale" są tak zapamiętali, tak nieprzejednani, aby cokolwiek próbować zrozumieć, spojrzeć na sprawy z innej strony, zrelatywizować swoje emocje i nastawienia, że odgradzają się od innych barierą, przez którą nic się nie może przedrzeć.

Czy bardzo daleko posunięta postawa oskarżania może być głównym powodem swoistego „samozesłania” się duszy do piekła?

Czym jest owo odgrodzenie się duszy od innych, które niszczy wszelką szansę na relację z drugą duszą?…
- Widzę je w postawie: ja zawsze narzucam, ja oskarżam, ja nie słucham, nie dostosowuję się, tylko na wszystkich patrzę z pozycji wyższej – z uzurpowanej przez siebie roli sędziego wszystkich i wszystkiego.
Jeśli jest taka dusza, która umie tylko oskarżać, a niczego do siebie nie przyjmuje, to ona sama – niejako z własnego wyboru – stawia się ponad każdą relacją wzajemną z drugą duszą. Wtedy taka żądająca dla siebie owej nadrzędności dusza JUŻ JEST W SAMOTNOŚCI. Ale czy jest też już w piekle?…


Myślę, że człowiek ma słabą świadomość konsekwencji własnych postaw. Ale może, gdy człowiek zrozumie, jaka jest prawda i do czego został powołany, co jest istotą szczęścia i spełnienia to będzie chciał odrzucić te wadliwe postawy, może nie od razu, ale w końcu przyjedzie taki czas..

W każdym razie wychwyciłeś potężne zagrożenie dla człowieka i jego szczęścia, spełnienia. Nawet jeśli sytuacja jest do wybrnięcia to chyba nie warto w to się pakować. W ogóle nie warto pakować się w żadne wadliwości, ale ludzie i tak się pchają. Może tak musi być. :think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 2:12, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:57, 10 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Myślę, że człowiek ma słabą świadomość konsekwencji własnych postaw. Ale może, gdy człowiek zrozumie, jaka jest prawda i do czego został powołany, co jest istotą szczęścia i spełnienia to będzie chciał odrzucić te wadliwe postawy, może nie od razu, ale w końcu przyjedzie taki czas..

Tu dotykamy tego kluczowego aspekty idei piekła: "gdy człowiek zrozumie"...
A jeśli kompletnie nie chce niczego rozumieć?
Postawa oskarżania jest tylko zewnętrznym efektem pewnej głębszej postawy: niechęci do zrozumienia czegokolwiek.
Zamiast rozumienia jest właśnie oskarżanie, jest stwierdzanie "swego", narzucanie. Gdyby nastąpiło to wahniecie w stronę chęci rozumienia, to byłaby szansa na to, że taki ktoś się zacznie zmieniać. Problem jest w tym jednak, że taka osoby tylko na zewnątrz wszystko STWIERDZA, tylko głosi swoje manifesty, ale nie potrafi spojrzeć na samą siebie krytycznie, aby potem coś w sobie zmienić. Taka osoba "woli" nawet cierpieć, niż podjąć emocjonalny trud samokrytycyzmu.
I problem największy chyba jest w tym, że jest to właściwość WEWNĘTRZNA - głęboko osobista. To nie jest coś, co świat komuś wmontował, owa niechęć do spojrzenia samokrytycznie, czyli w pokorze na swoje życie, emocje, pragnienia nie może być tłumaczona na zasadzie "zły świat mnie tak zmanipulował", bo owa odpowiedź na wyzwania życiowe jest już tym czymś, co przychodzi z wewnątrz osobowośći - jest jej cechą, "jest nią - jest tą osobowością".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 12:02, 10 Paź 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:32, 10 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Myślę, że człowiek ma słabą świadomość konsekwencji własnych postaw. Ale może, gdy człowiek zrozumie, jaka jest prawda i do czego został powołany, co jest istotą szczęścia i spełnienia to będzie chciał odrzucić te wadliwe postawy, może nie od razu, ale w końcu przyjedzie taki czas..

Tu dotykamy tego kluczowego aspekty idei piekła: "gdy człowiek zrozumie"...
A jeśli kompletnie nie chce niczego rozumieć?
Postawa oskarżania jest tylko zewnętrznym efektem pewnej głębszej postawy: niechęci do zrozumienia czegokolwiek.
Zamiast rozumienia jest właśnie oskarżanie, jest stwierdzanie "swego", narzucanie. Gdyby nastąpiło to wahniecie w stronę chęci rozumienia, to byłaby szansa na to, że taki ktoś się zacznie zmieniać. Problem jest w tym jednak, że taka osoby tylko na zewnątrz wszystko STWIERDZA, tylko głosi swoje manifesty, ale nie potrafi spojrzeć na samą siebie krytycznie, aby potem coś w sobie zmienić. Taka osoba "woli" nawet cierpieć, niż podjąć emocjonalny trud samokrytycyzmu.
I problem największy chyba jest w tym, że jest to właściwość WEWNĘTRZNA - głęboko osobista. To nie jest coś, co świat komuś wmontował, owa niechęć do spojrzenia samokrytycznie, czyli w pokorze na swoje życie, emocje, pragnienia nie może być tłumaczona na zasadzie "zły świat mnie tak zmanipulował", bo owa odpowiedź na wyzwania życiowe jest już tym czymś, co przychodzi z wewnątrz osobowośći - jest jej cechą, "jest nią - jest tą osobowością".


Jeśli nie chce kompletnie niczego rozumieć to stanięcie w prawdzie po drugiej stronie życia nic nie znaczy.
I w ogóle musisz chyba się zgodzić, że jeśli jest tak jak piszesz (ja mam spore wątpliwości) to Bóg stworzył człowieka z dziwną, kłopotliwą naturą, która przeszkadza człowiekowi w osiągnięciu trwałego szczęścia i spełnienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:48, 10 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Myślę, że człowiek ma słabą świadomość konsekwencji własnych postaw. Ale może, gdy człowiek zrozumie, jaka jest prawda i do czego został powołany, co jest istotą szczęścia i spełnienia to będzie chciał odrzucić te wadliwe postawy, może nie od razu, ale w końcu przyjedzie taki czas..

Tu dotykamy tego kluczowego aspekty idei piekła: "gdy człowiek zrozumie"...
A jeśli kompletnie nie chce niczego rozumieć?
Postawa oskarżania jest tylko zewnętrznym efektem pewnej głębszej postawy: niechęci do zrozumienia czegokolwiek.
Zamiast rozumienia jest właśnie oskarżanie, jest stwierdzanie "swego", narzucanie. Gdyby nastąpiło to wahniecie w stronę chęci rozumienia, to byłaby szansa na to, że taki ktoś się zacznie zmieniać. Problem jest w tym jednak, że taka osoby tylko na zewnątrz wszystko STWIERDZA, tylko głosi swoje manifesty, ale nie potrafi spojrzeć na samą siebie krytycznie, aby potem coś w sobie zmienić. Taka osoba "woli" nawet cierpieć, niż podjąć emocjonalny trud samokrytycyzmu.
I problem największy chyba jest w tym, że jest to właściwość WEWNĘTRZNA - głęboko osobista. To nie jest coś, co świat komuś wmontował, owa niechęć do spojrzenia samokrytycznie, czyli w pokorze na swoje życie, emocje, pragnienia nie może być tłumaczona na zasadzie "zły świat mnie tak zmanipulował", bo owa odpowiedź na wyzwania życiowe jest już tym czymś, co przychodzi z wewnątrz osobowośći - jest jej cechą, "jest nią - jest tą osobowością".


Jeśli nie chce kompletnie niczego rozumieć to stanięcie w prawdzie po drugiej stronie życia nic nie znaczy.
I w ogóle musisz chyba się zgodzić, że jeśli jest tak jak piszesz (ja mam spore wątpliwości) to Bóg stworzył człowieka z dziwną, kłopotliwą naturą, która przeszkadza człowiekowi w osiągnięciu trwałego szczęścia i spełnienia.

Rzeczywiście mamy tu "kłopot z naturą człowieka". Nie chcę ostatecznie tu niczego twierdzić, nie dekretuję rozstrzygnięcia (w szczególności daleki jestem od tego trybu masywnego stwierdzania z uporem, jakie znamy z postaw znanego wszystkim apologety). Też widzę ten kłopot. Natomiast jakby z drugiej strony widzę PROBLEM – PYTANIE: do jakiego stopnia Bóg przeznaczył człowiekowi jego WOLNOŚĆ.

Nie wiem, czy kiedyś myślałeś o tym z tej strony, ale jeśli nie, to ja jawnie owo zagadnienie teraz chcę postawić. Powiedzmy, że oto my niejako stawiamy się „na miejscu Boga”, czyli stwarzamy jakąś istotę, której planujemy dać wolność. Pytanie jest: DO JAKIEGO STOPNIA owa wolność miałaby zostać owej istocie (w wersji boskiej - człowiekowi) dana?
Można „suwak” tej wolności ustawić na
- „daję wolność minimalną, daję parę rzeczy do zadecydowania, ale trzymam ową wolność z dala od wszelkich zagrożeń, więc owa istota będzie mogła wybierać co najwyżej kolor swojego obuwia”
… przypadki pośrednie…
- daję wolność maksymalną, daję dostęp „do wszystkiego, co stanowi o osobowości”, co oczywiście wiąże się też i zagrożeniem użycia owej wolności w sposób trwale konfliktujący samą tę osobowość wewnętrznie.

Tu ktoś może pomyśleć sobie: jeśli grozi to najgorsze, to może ustawmy nasz suwak na wolności jakiejś pośredniej – jeszcze bezpiecznej, a już dającej znaczący margines decyzji. Powstaje wtedy kolejne pytanie: czy w ogóle taki bezpieczny punkt ustawienia dla suwaka wolności istnieje?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 16:47, 10 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, czy kiedyś myślałeś o tym z tej strony, ale jeśli nie, to ja jawnie owo zagadnienie teraz chcę postawić. Powiedzmy, że oto my niejako stawiamy się „na miejscu Boga”, czyli stwarzamy jakąś istotę, której planujemy dać wolność. Pytanie jest: DO JAKIEGO STOPNIA owa wolność miałaby zostać owej istocie (w wersji boskiej - człowiekowi) dana?


Moje przemyślenia (inspirowane zresztą twoim głębokim namysłem i jeszcze kilku innych myślicieli) idą w tę stronę, że ten świat służy stwarzaniu wolnego człowieka. Ten świat jest jakimś etapem na drodze do celu. Nie mam pojęcia, kim człowiek będzie w wersji finałowej, czyli jak będzie wyglądać, myśleć, podejmować decyzje i jaka będzie tego jakość. Nie wiem tego. Wydaje mi się, że wolność nie jest nam jeszcze dana, tylko jest stwarzana, czyli ten suwak się pomalutku przesuwa coraz wyżej. Najpierw były jakieś proste organizmy, później jakieś zwierzęta, nasi przodkowie to "małpy" i z czasem zaczęła pojawiać się istota ludzka. Do wolności pewnie jeszcze daleko, ale ten etap zerowej wolności mamy chyba już za sobą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:26, 10 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem, czy kiedyś myślałeś o tym z tej strony, ale jeśli nie, to ja jawnie owo zagadnienie teraz chcę postawić. Powiedzmy, że oto my niejako stawiamy się „na miejscu Boga”, czyli stwarzamy jakąś istotę, której planujemy dać wolność. Pytanie jest: DO JAKIEGO STOPNIA owa wolność miałaby zostać owej istocie (w wersji boskiej - człowiekowi) dana?


Moje przemyślenia (inspirowane zresztą twoim głębokim namysłem i jeszcze kilku innych myślicieli) idą w tę stronę, że ten świat służy stwarzaniu wolnego człowieka. Ten świat jest jakimś etapem na drodze do celu. Nie mam pojęcia, kim człowiek będzie w wersji finałowej, czyli jak będzie wyglądać, myśleć, podejmować decyzje i jaka będzie tego jakość. Nie wiem tego. Wydaje mi się, że wolność nie jest nam jeszcze dana, tylko jest stwarzana, czyli ten suwak się pomalutku przesuwa coraz wyżej. Najpierw były jakieś proste organizmy, później jakieś zwierzęta, nasi przodkowie to "małpy" i z czasem zaczęła pojawiać się istota ludzka. Do wolności pewnie jeszcze daleko, ale ten etap zerowej wolności mamy chyba już za sobą.

Ale chodzi mi o pozycję startową tego suwaka. Czy - jeśłibyś wiedział, że ta pozycja, z racji na ustawienie nisko, blokuje wyraźnie pewne obszary wolności, blokuje rozwój świadomości tak bardzo, iż z góry wiadomo, że nie zostaną osiągnięte kluczowe poziomy rozumienia przez daną osobę, a jednocześnie wiadomo, iż te same obszary mogą się "wyrodzić", mogą stanowić zagrożenie, że osobowość pogrąży się w upadku - to czy należałoby to ryzyko podjąć?
Czy, inaczej mówiąc, czy ów suwak na start ustawiony miałby też już być ustawiony w obszarze ryzyka?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:29, 11 Paź 2025    Temat postu:

Nie wiem, jak bym ja poustawiał. Mogę tylko wierzyć, że Bóg wyznacza pole wolności i daje każdemu tyle wolności, ile każdy potrzebuje, by się móc rozwijać. Wierzę też, że są jakieś zabezpieczenia w całej tej układance, by człowiek nie mógł zrobić sobie nieodwracalnej krzywdy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:46, 11 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Nie wiem, jak bym ja poustawiał. Mogę tylko wierzyć, że Bóg wyznacza pole wolności i daje każdemu tyle wolności, ile każdy potrzebuje, by się móc rozwijać. Wierzę też, że są jakieś zabezpieczenia w całej tej układance, by człowiek nie mógł zrobić sobie nieodwracalnej krzywdy.

Chyba szlachetna jest ta wiara. Ja trochę się ku niej skłaniam, ale nie wykluczam, że może ona okazać się płonna.
Jeszcze nieraz myślę o opcjach pośrednich - np. tych wskazanych przez wuja, że piekło jest wieczne w sensie subiektywnym, albo o wymyślonej przeze mnie opcji piekła, które asymptotycznie wygasza cierpienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 3:16, 12 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Nie wiem, jak bym ja poustawiał. Mogę tylko wierzyć, że Bóg wyznacza pole wolności i daje każdemu tyle wolności, ile każdy potrzebuje, by się móc rozwijać. Wierzę też, że są jakieś zabezpieczenia w całej tej układance, by człowiek nie mógł zrobić sobie nieodwracalnej krzywdy.

Chyba szlachetna jest ta wiara. Ja trochę się ku niej skłaniam, ale nie wykluczam, że może ona okazać się płonna.
Jeszcze nieraz myślę o opcjach pośrednich - np. tych wskazanych przez wuja, że piekło jest wieczne w sensie subiektywnym, albo o wymyślonej przeze mnie opcji piekła, które asymptotycznie wygasza cierpienia.


Trudny temat, bo zawierający dużo niejasności. W katolicyzmie wierzy się, że przed piekłem chroni człowieka stan łaski oraz śmierć w przyjaźni z Bogiem, a żeby to osiągnąć to najlepiej przyjąć chrzest, pokutować, spowiadać się, przyjmować komunię. W protestantyzmie pewnie będzie inna nauka. Tu na forum też myślimy inaczej. A jaka jest prawda? :think: Nie wiadomo, a żyć jakoś trzeba. Bóg wie wszystko, a my musimy mierzyć się z niepewnością i tą poplątaną naszą naturą. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:49, 12 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Trudny temat, bo zawierający dużo niejasności. W katolicyzmie wierzy się, że przed piekłem chroni człowieka stan łaski oraz śmierć w przyjaźni z Bogiem, a żeby to osiągnąć to najlepiej przyjąć chrzest, pokutować, spowiadać się, przyjmować komunię. W protestantyzmie pewnie będzie inna nauka. Tu na forum też myślimy inaczej. A jaka jest prawda? :think: Nie wiadomo, a żyć jakoś trzeba.

Właśnie wychodząc z tej perspektywy skupiam się na TYM, CO MI DOSTĘPNE. Nie dociekam rzeczywistości przyszłej, do której nie mam teraz wglądu, ale patrzę na to, co mam teraz. Wierząc, że to życie ziemskie jest po coś, staram się dociec, po co.
Czy mam tu jakieś szanse ustalenia czegoś możliwie konkretnie?…
- Wg mnie mogę właśnie spojrzeć na KOMPLETNOŚĆ I NIESPRZECZNOŚĆ MOJEJ OSOBOWOŚCI. Jeśli ta osobowość będzie wadliwa, to będzie taka i w tej rzeczywistości i w innej. Jeśliby to życie ziemskie miało mieć sens wykraczający poza epizodyczne tu zaistnienie, to chyba śladem w stronę właściwego podejścia będzie przyjrzenie się KIM SIĘ OKAZAŁEM, co mnie realnie przepełnia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:23, 12 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Właśnie wychodząc z tej perspektywy skupiam się na TYM, CO MI DOSTĘPNE.


Czy mógłbyś nieco rozwinąć temat i przybliżyć, co masz na myśli pisząc o tym, co widzisz jako tobie dostępne?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 15:13, 12 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Właśnie wychodząc z tej perspektywy skupiam się na TYM, CO MI DOSTĘPNE.


Czy mógłbyś nieco rozwinąć temat i przybliżyć, co masz na myśli pisząc o tym, co widzisz jako tobie dostępne?

Dostępne są mi:
- moje uczucia
- moje reakcje
- moje myśli
- moje wrażenia
- moje wiary, cele, marzenia, przewidywania.
Z tym mogę coś zrobić, tu mogę stawiać pytania z szansą na odpowiedź, która jest czymś więcej niż pustym gdybaniem.
Dlatego dla mnie religia jest praktycznie DROGĄ, jest badaniem odniesień ja - rzeczywistość.
Unikam zatem tworzenia zaawansowanych przypuszczeń o innych ludziach, o absolutach w nieskończoności, bo cokolwiek bym sobie o tym nie zaczął roić, to nie będę miał jak tego potwierdzić.
Ale mogę wykrywać moje własne błędy.
Więc na tym się skupiam na BADANIU SPÓJNOŚCI pomiędzy opisami, które umiem stworzyć. Wszystko, czym dysponuję do działania z tym, bierze się z mojego umysłu.
Ktoś może powiedzieć: to jest jakiś skrajny egocentryzm!
- Na to odpowiem: w jednym sensie tak, a w innym nie.
Nie jest to bowiem egocentryzm w znaczeniu szukania swojego zadowolenia, czy wywyższania się nad innych, ale faktycznie jest PRAKTYCZNE STWIERDZENIE, że mogę działać jedynie na tym, co jest w mojej gestii, dyspozycji. Nie umiem zmieniać myślenia innych ludzi, a nawet gdybym umiał to robić władczo, to bym z tego nie skorzystał ze względów etycznych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:30, 19 Paź 2025    Temat postu:

Hej Michał! W innym temacie napisałeś takie zdanie:

Cytat:
wizja piekła - najstraszniejszej z możliwych do pomyślenia okoliczności bytu.


Może trochę dziwne pytanie, ale.. dlaczego w ogóle piekło jest tą najstraszliwszą rzeczywistością dla istot świadomych i czujących? Co w piekle jest takiego maksymalnie przerażającego twoim zdaniem? I czy myślisz, że Bóg też nie chce piekła, ale z konieczności musi być (nawet jeśli tymczasowe)?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:36, 19 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Hej Michał! W innym temacie napisałeś takie zdanie:

Cytat:
wizja piekła - najstraszniejszej z możliwych do pomyślenia okoliczności bytu.


Może trochę dziwne pytanie, ale.. dlaczego w ogóle piekło jest tą najstraszliwszą rzeczywistością dla istot świadomych i czujących? Co w piekle jest takiego maksymalnie przerażającego twoim zdaniem? I czy myślisz, że Bóg też nie chce piekła, ale z konieczności musi być (nawet jeśli tymczasowe)?

Tak właśnie myślę, że Bóg nie chce piekła. Ale też uważam piekło za DOMYŚLNĄ PERSPEKTYWĘ DUSZY SPLĄTANEJ WEWNĘTRZNIE.
Może Bóg ma tu "plan B"?...
Trochę (a może nawet "więcej niż trochę") na to liczę.
Przerażające w piekle zaś jest to, że konstruuje ono cierpienie, z którego nie ma jak wyjść.

Ale też uważam, że umysł POWINIEN się zmierzyć z perspektywą piekła. Zmierzyć się, nie oznacza zostać do piekła wtrąconym. Ale zmierzyć się TRZEBA.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:44, 19 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ale też uważam, że umysł POWINIEN się zmierzyć z perspektywą piekła. Zmierzyć się, nie oznacza zostać do piekła wtrąconym. Ale zmierzyć się TRZEBA.


Zmierzyć w sensie przemyśleń teoretycznych, tak jak my tu np. na forum, czy masz na myśli, aby każdy tego doświadczył?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:33, 20 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ale też uważam, że umysł POWINIEN się zmierzyć z perspektywą piekła. Zmierzyć się, nie oznacza zostać do piekła wtrąconym. Ale zmierzyć się TRZEBA.


Zmierzyć w sensie przemyśleń teoretycznych, tak jak my tu np. na forum, czy masz na myśli, aby każdy tego doświadczył?


Najbardziej to myślę o postawieniu sobie przed oczy następującej możliwości: jeśli moja osobowość, jestestwo, umysł, dusza okażą się bardzo głęboko splątane, pokręcone, będą do gruntu wadliwe, to takiej osobowości nic nie uratuje przed totalną degradacją, która może nawet trwać w czasie, nie być prostym wyłączeniem odczuwania.
W tym jest na pewno przestroga, ale nie tylko przestroga, bo tez WSKAZANIE KIERUNKU, w którym to, co splątane, jakoś się rozplątuje, ścieżki krzywe duszy się prostują, nierówności mentalne się niwelują. Do tego jesteśmy powołani.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3435
Przeczytał: 72 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:06, 20 Paź 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ale też uważam, że umysł POWINIEN się zmierzyć z perspektywą piekła. Zmierzyć się, nie oznacza zostać do piekła wtrąconym. Ale zmierzyć się TRZEBA.


Zmierzyć w sensie przemyśleń teoretycznych, tak jak my tu np. na forum, czy masz na myśli, aby każdy tego doświadczył?


Najbardziej to myślę o postawieniu sobie przed oczy następującej możliwości: jeśli moja osobowość, jestestwo, umysł, dusza okażą się bardzo głęboko splątane, pokręcone, będą do gruntu wadliwe, to takiej osobowości nic nie uratuje przed totalną degradacją, która może nawet trwać w czasie, nie być prostym wyłączeniem odczuwania.
W tym jest na pewno przestroga, ale nie tylko przestroga, bo tez WSKAZANIE KIERUNKU, w którym to, co splątane, jakoś się rozplątuje, ścieżki krzywe duszy się prostują, nierówności mentalne się niwelują. Do tego jesteśmy powołani.


Gdy próbuję bliskim mi osobom to zakomunikować, że życie człowieka się nie kończy na świecie doczesnym, że najważniejsze jest to, jakimi stajemy się ludźmi, i że to nie jest bez znaczenia dla nas, bo ma to swoje konsekwencje to lecą w moją stronę takie argumenty, że to jest tylko moja wiara; że nie ważne, co jest po śmierci, liczy się "tu i teraz"; ważne jest, by zadbać o swój byt ziemski; co ja w ogóle przejmuje się czymś, co jest niesprawdzone..

Dobija mnie to, jak bliskie mi osoby, wg mojej oceny, rozmijają się z głębszą refleksją nad życiem. Ale wydaje mi się, że ludzie ogólnie myślą w perspektywie doczesnej i niechętnie podejmują tematy sensu swojego istnienia. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37602
Przeczytał: 78 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:28, 20 Paź 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Dobija mnie to, jak bliskie mi osoby, wg mojej oceny, rozmijają się z głębszą refleksją nad życiem. Ale wydaje mi się, że ludzie ogólnie myślą w perspektywie doczesnej i niechętnie podejmują tematy sensu swojego istnienia. :think:

Trochę rozumiem tych ludzi, bo też wiem, dlaczego ja jestem tu jakby inny. Bo ja... Nie mam wyjścia. Ja w doczesności się zwyczajnie DUSZĘ, mam tej doczesności serdecznie dość, ona mnie prawie pali, wyniszcza, sprawia mi cierpienie. A jak się ktoś czuje z czymś dobrze, to przecież nie będzie tego zmieniał. Ja się muszę zmieniać, nie mam tu wyjścia, bo mam spalone mosty, bo już stałem się taką osobą, która na tym świecie czuje się trochę jak ryba wyciągnięta z wody. A ludzie wokół świetnie (no może nie wszyscy, a do tego nie zawsze) się w doczesności czują.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin