 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35105
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 14:17, 01 Kwi 2025 Temat postu: Strategia mentalna unikania/rugowania samego siebie |
|
|
Chciałbym podzielić się spostrzeżeniami z realizacji chyba dość ciekawego eksperymentu mentalnego, który próbuję od lat przeprowadzić na sobie. Eksperyment ten polega na tym, że próbuję w licznych aspektach mojej świadomości unikać, separować się od samego siebie (w szczególny sposób, w jakimś aspekcie).
Tu od razu krytyczny odbiorca pewnie pomyśli sobie: bzdury ten Michał pisze, bo niemożliwe jest "separowanie się" jeśli nie występuje podmiot separujący się, czyli sam cel jest postawiony w sposób absurdalny. Zarzut jest (przynajmniej w jednej z narracji myślowych) słuszny, więc muszę się chyba najpierw wytłumaczyć, o co właściwie mi chodzi w wyrażeniu "unikać/separować się od siebie". Bo rzeczywiście dawno już porzuciłem naiwną myśl, że da się zrealizować pierwszą narzucającą się postać owej intuicji (skądinąd znanej z różnych postulatów, także religijnych):
- nie mania ja
- odrzucenia siebie
- zaprzeczenia sobie.
itp.
W rzeczywistości, jeśli sam akt świadomy osobowy występuje, to musi być jakiś podmiot, który decyzję o nim podjął, a ten podmiot można utożsamić właśnie z owym "ja", "siebie", "moja osobowość" itp. Podobny problem występuje z interpretacją wielu tekstów buddyjskich, w których też ten czy ów będzie sugerował "nieistnienie ja", czy coś podobnego.
Dlatego należałoby sprawę wyklarować, zdefiniować podziały pojęciowe, odpowiadając na pytania typu:
- Co tu jest usuwane, a także co po tym zostaje?
- Czym jest ten podmiot, który owo "coś" usuwa?
Z tym zadaniem, niestety, też nie jest łatwo, bo nawet nie mamy tu dobrych, gotowych pojęć, którymi można by się posłużyć w opisach. Należałoby zdefiniować jakieś podziały, jakieś linie rozgraniczające aspekty osobowości dające się usuwać/modyfikować/redukować od tych, które pozostaną (zakładając, że w ogóle nie myślimy o jakimś totalnym wyłączeniu świadomości). Ja w swoim czasie wszedłem na tę drogę usuwania "czegoś swojego" z ... (też nie wiem, jak nazwać to całe ze mną związane, a w szczególności to "inne", które po tym usunięciu zostanie).
Zadanie usuwania, unikania samego siebie można z resztą przeprowadzić na wiele sposobów, zdefiniowanych różnie w zależności od tego, o jakim aspekcie życia i świadomości mówimy. W szczególności możliwe jest:
1. Usunięcie "siebie" jako aspektu społecznego - w znaczeniu "nie ma mnie dla innych ludzi", co czasem może wiązać się z życiem eremity.
2. Usunięcie "siebie" w znaczeniu zaprzeczenia typowym ambicjom, jakie się ma, żyjąc w społeczeństwie, ale też już w aspekcie bardziej osobistym.
3. Usuwanie (częściowe) "siebie" poprzez (mniej lub bardziej chaotyczne) redukowanie wybranych aspektów osobowości - np.:
- ograniczenie swojej sprawczości
- ograniczenie swojego prawa do decydowania wobec ludzi
- wyparcie się różnych swoich pragnień, próby życia przeciw nim
- wyparcie się różnych aspektów intelektu, oceny rzeczywistości (np. jak tu postulują integryści, próby bycia "posłusznym", tak aby "nic nie robić samemu" - co jest niemożliwe w sensie bezpośrednim, ale zapostulować się da)
- zaprzeczenie swojej godności, prawom takim, jakie dajemy zwykle człowiekowi itp.
Moje dalsze uwagi będą dość luźno czerpały z faktu, iż powyższą listę w ogóle sformułowałem, a także z tego, iż sprawa nie jest oczywista, czasem wskażę na ten, czy inny element z ww. listy.
W rozważaniach chciałbym wyjść od luźno przeze mnie tu zasugerowanej formy negacji ja w tradycji buddyjskiej. Tak do końca to trudno powiedzieć, co ten, czy inny buddysta ma na myśli, gdy neguje istnienie ja, ale można się też spotkać z w miarę konkretną interpretacją, iż chodzi o NIEUTOŻSAMIANIE SIĘ z ... (no właśnie Z CZYM się właściwie mielibyśmy nie utożsamiać, jeśli mamy się nie utożsamiać z czymś, co wg buddystów i tak "jest iluzją", czyli tego nie ma... ). Pytanie o ten "drobiazg" buddystów zwykle mija się z celem, bo większość z nich na takie niewygodne pytania szybko chowa się za szczelną zasłoną wyniosłości, traktowania pytającego z góry, czasem odsyłania go do różnych tekstów buddyjskich, które rzekomo "wszystko wyjaśniają", choć realnie nie wyjaśniają właściwie niczego (ale twierdzić, że wyjaśniają, upierać się przy tym zawsze można, tym bardziej, że w tradycji buddyjskiej, kto nie rozumie, ten jest adept, czyli ten gorszy, a kto zrozumiał, jest oświecony, czyli mistrz). Nie spotkałem się w tych (nie twierdzę, że jakoś bardzo licznych) tekstach buddystów z wystarczająco skutecznym intelektualnie określeniem tego "czegoś" z czym się utożsamiać nie należy. Raczej będziemy tu zwodzeni pohukiwaniem na nas, jacy to głupi jesteśmy, że nie rozumiemy, gdy dalej pytamy, albo niejasnymi sformułuwaniami kierowani od Annasza do Kajfasza. Bo może rzekomo dopiero przeżycie oświecenia nam to wyjaśni, ale tego też obiektywnie nie da się stwierdzić, bo oświecenie jest bardzo indywidualnym, niedającym się zobiektywizować fenomenem. Dlatego, aby już nie znęcać się na manierach wyniosłych sformułowań buddystów, spróbuję rzecz ugryźć od innej strony - samokrytycznie, czyli opisując pewne własne doświadczenia, które może nie będą wyjaśnieniem sprawy, ale przynajmniej będą budowały jakąś narrację, wokół której dalej można będzie budować różne zgody i niezgody na nią, albo rozwijać ją w różne strony. Czyli będzie to nie moje wyjaśnienie sprawy, a raczej, pełne wątpliwości i pytań zagajenie.
Co próbowałem wyrugować, jako to "ja", którego się by nie chciało mieć/obsługiwać sobą?...
1. Najpierw spróbowałem odebrać sobie prawo do decydowania. Ale szybko ten pomysł upadł, bo szybko się zorientowałęm, iż samo zdecydowanie o tym, aby odebrać sobie prawo do decydowania, już jest formą decyzji, czyli ta próba jest sprzeczna - eliminuje samą siebie. Wyszło więc na to, że negowanie/unikanie ja poprzez jakąkolwiek decyzję, która udaje, że nie jest decyzją, będzie robieniem sobie wody z mózgu i należy to uznać za próbę nieskuteczną.
2. Podobnie nieskuteczna jest próba negowania jakichkolwiek rozpoznań (one te są formą decyzji, ale nie przekładającą się na działania sprawcze, lecz poprzestającą na samym pierwszym etapie - rozpoznawania aspektów rzeczywistości). Jeśli coś, z jakiejś dziedziny rozpoznaję, to negując to, automatycznie (wynika to wprost z logiki) wskazuję przeciwdziedzinę, co... też jest rozpoznaniem i też jest oceną.
3. Odrzuciłem też jako skrajnie zakłamaną, strategię co prawda rozpoznawania czegoś i działania, ale mataczenia z nazywaniem tego za pomocą określeń "to nie ja to decyduję", albo "to czysta logika to stwierdza, ja tu niczego nie dodaję od siebie". Z góry uznałem to mataczenie za kolejne wydanie robienia sobie wody z mózgu, czyli coś do odrzucenia. Bo jeśli swoimi oczami coś zobaczyłem, a w moim mózgu się dokonało powiązanie wrażeń wzrokowych z rozpoznaniem, a nawet przypisaniem temu czemuś nazwy, to nie ma co udawać, że działał tu ktoś inny, niż ja.
4. Próba odrzucenia ja poprzez bycie posłusznym autorytetom, też została przeze mnie ostatecznie zakwalifikowana, jako rozszerzenie udawania opisanego w punkcie 3, tylko tym razem w powiązaniu z jakimś dowiązaniem do (też własnych!) rozpoznań różnych fraz, pochodzących od autorytetów. To także ja sam bym (arbitralnie) wiązał owe frazy z moimi rozpoznaniami, więc nie mam co udawać, iż bliżej nieokreślone "coś absolutne" zrobiło to za mnie. Nie - twarde fakty pokazują, że za każdym razem będzie to moja świadomość i moja decyzja.
5. Najwięcej wysiłków, nieporozumień wewnętrznych, problemów związane było z negowaniem siebie na płaszczyźnie prób blokowania różnych emocji i celów życiowych. Cały ten punkt 5 jest jednak na tyle ogólny, że zostawię go na następny etap rozważań...
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35105
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:05, 03 Kwi 2025 Temat postu: Re: Strategia mentalna unikania/rugowania samego siebie |
|
|
Na poziomie czysto poznawczym, metodologicznym rugowanie siebie będzie polegało na BILANSOWANIU I KONTROWANIU OCEN. Chodzi przede wszystkim o to, aby nie oceniać okoliczności w trybie samosprawdzającej się przepowiedni, samopotwierdzając własne wcześniejsze przekonania.
Świadomy poznawczo człowiek wie, że istnieje takie zagrożenie zakłamywania, skrzywiania rozpoznań do tych opcji, których się najbardziej spodziewamy, alby ich chcemy. I jeśli celem jest poznanie możliwie bliskie obiektywnemu, należy jakoś ten fałszujący efekt zablokować, albo przynajmniej wyraźnie zredukować. I w tym sensie też ruguje się w rozpoznaniach "siebie" - nie w znaczeniu całości osobowości, lecz w znaczeniu tych chciejstw, aby wyszło na "po mojemu".
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|