Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37556
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 13:36, 09 Paź 2025 Temat postu: Wielkość człowieka samokrytycznie usposobionego |
|
|
Coraz bardziej dociera do mnie, że fundamentalną miarą wielkości naszego człowieczeństwa jest zdolność do uczciwiej, szczerej, bazującej na obiektywnym spojrzeniu samokrytyki. Kiedyś myślałem, że samokrytycyzm jest powszechny, że każdy go umie wdrożyć w swoim życiu, że każdy naturalnie potrafi spojrzeć na siebie w kontekście potencjalnych błędów, może win (niekoniecznie od razu win, ale przynajmniej z ich perspektywą), może wskazań do podjęcia pracy nad sobą.
Dziś widzę, że samokrytycyzm – szczególnie w dojrzałej, rozwiniętej postaci – jest właściwie cechą unikalną, duchowo elitarną.
Co wskazałbym jako głównego wroga postawy samokrytycyzmu?
- Chyba jakieś wewnętrzne przekonanie, że na tym świecie mamy coś do wygrania w obszarze inwazji na osobowości i życia innych ludzi, że koniecznie trzeba kogoś innego do czegoś zmusić, okazać mu swoją wyższość, często mieć ambicję gnębienia go, bo (rzekomo) świat jest areną jakiejś pierwotnej walki o swoje wywyższenie.
Kiedy zaś zaczyna się zdolność do samokrytycyzmu?…
- Zaczyna się ona wtedy, gdy do człowieka dotrze ta fundamentalna prawda, że tak naprawdę to mamy siebie i tylko siebie, że naszym istnieniem nikomu łaski nie robimy, ani nikt inny swoim istnieniem nie robi łaski nam. Co prawda okazujemy się wobec innych ludzi, jako ci dobrzy, albo źli, pomocni, albo wredni, lecz narzucanie inwazyjne ludziom własnych mniemań jest bezcelowe, to niczego nie zmieni, nie pomoże nam w niczym.
Jest jakiś fundamentalny błąd w przekonaniu, że można swoją osobowość, jej poprawność, własne zbawienie utkać z tych niezliczonych aktów inwazyjnego narzucania ludziom swoich sformułowań, racji, przekonań. A niektórzy w tym narzucani upatrują chyba swojego spełnienia, swojego ja.
Aby przebudzić się do tej formy człowieczeństwa, które owocuje uczciwym samokrytycyzmem trzeba PÓJŚĆ NA PUSTYNIĘ. Mistycy różni mówili o tym „doświadczeniu pustyni”, jest to motyw powtarzający się. Nawet Jezus przed rozpoczęciem działalności publicznej przeżył okres pustyni. Nie chcę tu owego doświadczenia pustyni upraszczać, bo pełni ono więcej niż jedna rolę, ale na rolę w kontekście tego wątku chcę wskazać: pustynia jest odcięciem się od relacji z innymi ludźmi, przez co człowiek staje się zmuszony BYĆ SAMEMU Z SOBĄ, SKONFRONTOWAĆ SIĘ Z WŁASNĄ OSOBĄ, bez owego przerzucania naszych lęków, dylematów, wartościowania siebie na sytuacje, w których „ktoś – coś”, w których na innych zwala się własne błędy, innych czyni się zakładnikami naszych rozterek, inni nam stają się czegoś „winni”. Pustynia stawia sprawy prosto – jesteś ty sam! Do siebie I TYLKO DO SIEBIE miej pretensje, w sobie szukaj błędów, win. Bo zostałeś odcięty od relacji z innymi, już nie ma na kogo przerzucać swoich frustracji, nie ma u kogo szukać pocieszenia, nie ma na kim się wyżyć...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 13:51, 09 Paź 2025, w całości zmieniany 2 razy
|
|