Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

A8 Tresmontant, Problem istn. Boga. Materializm marksistowsk

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
juki




Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Sob 22:10, 04 Mar 2006    Temat postu: A8 Tresmontant, Problem istn. Boga. Materializm marksistowsk

Ten rozdział był rewelacyjny na tamte czasy. Dziwiłem sie bardzo, że cenzura przepuściła i tylko czas (grudzień 1970 r,) może to wytłumaczyć.
Dzisiaj jednak niestety poglądy ten nie upadly wraz z systemem, który je promował. Dlatego polecam szczególnie wspólczesnym ateistom.

A8 MATERIALIZM MARKSISTOWSKI

Zgoda! – powie nam ktoś na to – Wszechświat nie jest boski. Można na to przystać. Marksiści, racjonaliści skwapliwie przystają na to, że Wszechświat nie jest boski, a panteizmy minionych wieków stanowią w istocie zmitologizowane formy myślowe. Co do nas, nie głosimy niczego podobnego. Nie orzekamy, że Wszechświat jest boski, orzekamy natomiast, że istnieje, i to nam wystarcza. Nie ma potrzeby czegokolwiek dodawać do tego stwierdzenia. Nie ma potrzeby dodawać ani stwierdzenia, że Wszechświat jest boski, ani że stworzony.
To zagadnienie chcemy teraz rozpatrzeć.
Mogliśmy dostrzec trudności, jakie dotychczas stwarzały metafizyki Jedni. Chcemy rozpatrzeć obecnie, jakie trudności stwarzają dziś filozofie, które za wszelką cenę usiłują podtrzymać tezę, iż Wszechświat jest Bytem absolutnym, niezależnym od żadnego innego bytu, gdyż jest on jakoby jedynym Bytem, jaki istnieje. Rozważając bacznie to, co wiemy dzisiaj o Wszechświecie i jego ewolucji, widzimy od razu, jak to krok za krokiem piętrzą się trudności nie do przezwyciężenia, jeśli chcemy polegać na doktrynie, według której Wszechświat istnieje sam jeden, w sposób ontologicznie wystarczający. Trudności te są dla nas dzisiaj bardziej widoczne niż dla starożytnych, wiemy bowiem o Wszechświecie to, czego starożytni nie mogli nawet przewidzieć, a mianowicie, że Wszechświat podlega nieodwracalnej ewolucji oraz że ma swą historię. Chcąc jak Parmenides podtrzymać tezę, iż Wszechświat to byt, i uznając zarazem, iż podlega on procesowi ewolucyjnego stawania się, musielibyśmy sięgać po sztuczne czy wprost werbalne dialektyki, które, gdyby je brać dosłownie musiałyby nas znów doprowadzić do mitologii najbardziej archaicznych. Obecnie nie mamy żadnej pozytywnej racji, by uważać gwiazdy za substancje „boskie” (znamy ich skład chemiczny...), nie mamy żadnego ważnego motywu, by Wszechświat uważać za boski, co więcej – gdybyśmy tylko usiłowali podtrzymać tezę o jedyności Wszechświata, to nawet gdybyśmy odrzucili animizm kosmiczny i panteizm, dostrzeglibyśmy, jak z konieczności wbrew naszej woli zmierzamy ku doktrynom identycznym co do swej istoty z doktrynami, które niegdyś ten panteizm animistyczny wyrażały. Ateizm, jak zaraz się przekonamy, nieuchronnie popada w panteizm, choćby tylko trochę brał Wszechświat pod rozwagę.
Przypomnijmy przede wszystkim, że w
terminologii marksistowskiej sam termin materializm ma dwa zupełnie różne znaczenia, oraz że nader często występuje między nimi chwiejność.
Według jednego z przyjętych znaczeń tego wyrazu materializm oznacza przeciwstawność wobec idealizmu, w tym sensie, że materializm stwierdza obiektywne istnienie świata, niezależnie od poznającego go umysłu człowieka. Kiedy więc dla nowożytnego idealizmu świat to tylko „moje wyobrażenie” świata, a byt świata sprowadza się do tego „wyobrażenia” – esse est percipi, to według materializmu marksistowskiego, rozumianego w opisanym znaczeniu, świat istnieje niezależnie od poznającego go podmiotu ludzkiego, istnieje przed człowiekiem i nie sprowadza się do jego „wyobrażenia” świata.
I tak, w pracy pod tytułem Ludwig Feuerbach i koniec niemieckiej filozofii klasycznej Engels pisze:
„Zagadnieniem najważniejszym i podstawowym dla każdej filozofii, a szczególnie dla filozofii nowożytnej, jest zagadnienie stosunku bytu do myśli”.
Tak samo pisze Lenin w pracy Materializm a empiriokrytycyzm: „Mówiąc ogólnie materializm uznaje byt obiektywny (materię) za niezależny od świadomości, wrażeń, doświadczenia itd., w ogóle od człowieka (...) Materia jest kategorią filozoficzną, służącą do określenia obiektywnej rzeczywistości, danej człowiekowi w jego wrażeniach (...) Materia jest tym, co przez swe oddziaływanie na narządy naszych zmysłów wytwarza wrażenie. Materia jest obiektywną rzeczywistością, która udostępniona nam jest we wrażeniach (...) Materializm i idealizm ujawniły różność swych stanowisk poprzez odpowiedź, jaką dają w kwestii źródeł naszego poznania, w kwestii związku między poznaniem (...) a światem fizycznym”.
Tak samo wreszcie wypowiada się Stalin:
„Wbrew idealizmowi, który stwierdza, iż naprawdę istnieje tylko nasza świadomość, iż świat materialny, byt, przyroda istnieją tylko w naszej świadomości, w naszych wrażeniach, wyobrażeniach i pojęciach – filozoficzny materializm marksistowski wychodzi z faktu, że materia, przyroda, byt stanowią obiektywną rzeczywistość, która istnieje poza świadomością i od niej niezależnie” (Zagadnienia leninizmu).
Jest to powiedziane zupełnie jasno. „Materializm”, rozumiany w tym znaczeniu, jest dokładnie tym, co niegdyś nazywano „realizmem”, tzn. doktryną, według której obiektywna rzeczywistość, świat materialny i fizyczny istnieją niezależnie od mej poznającej go świadomości. Marksiści nazywają „materią” to, co Arystoteles nazwał bytem, substancją, to on, konkretną rzeczywistością.
Kiedy wszakże bierze się wyraz „materializm” w tym znaczeniu, trzeba by orzec, iż Arystoteles jest „materialistą”, św. Albert Wielki, św. Tomasz, św. Bonawentura i w ogóle wszyscy filozofowie scholastyczni to „materialiści”, ponieważ głoszą ściśle tę samą tezę, którą wypowiedzieliśmy za Engelsem, Leninem, Stalinem, tę mianowicie, że byt istnieje niezależnie od naszej świadomości.
Dodać trzeba, że w walkę przeciw filozoficznemu idealizmowi filozofowie tomistyczni włożyli więcej energii, przejawili w niej więcej stanowczości i przedstawili analizy bardziej skuteczne niż filozofowie marksistowscy. Jeśli czytelnik przypadkiem przeczyta dzieła filozofów tomistycznych z początku tego wieku, to zobaczy, że dla tych uczniów św. Tomasza najbardziej odrażającą kreaturą, którą przepędzają niestrudzenie, jest właśnie idealizm wywodzący się od Kartezjusza i Kanta.
Występuje jeszcze inne jednak znaczenie słowa „materializm” i jest rzeczą wielce niedogodną dopuszczać do chwiejności między znaczeniem pierwszym i drugim.
To drugie znaczenie słowa „materializm” zostało dobitnie wyrażone przez Engelsa w cytowanej już jego pracy Ludwig Feurbach i koniec niemieckiej filozofii klasycznej.
„Zagadnienie stosunku bytu do myśli (...), mianowicie pytanie, co jest elementem pierwotnym, duch czy przyroda, w odniesieniu do sformułowań Kościoła sprowadza się do pytania: Czy świat został stworzony przez Boga czy też istnieje od wieczności?”
„Zależnie od sposobu, w jaki odpowiada się na to pytanie, filozofowie dzielą się na dwa wielkie obozy. Po jednej stronie są ci, którzy stwierdzają pierwotność ducha wobec przyrody i dopuszczają zatem jakiekolwiek stworzenie świata, przy czym to stworzenie u filozofów, np. u Hegla, bywa często jeszcze bardziej dziwaczne i jeszcze mniej możliwe do pomyślenia niż w chrystianizmie, i ci filozofowie stanowią obóz idealizmu. Inni, którzy uważali przyrodę za element pierwotny, należą do różnych szkół materialistycznych.
Dwa wyrazy: idealizm i materializm nie oznaczały na początku nic innego, jak to właśnie, nie należy ich więc używać w innym znaczeniu.”
„Materializm pojmuje przyrodę jako jedyną rzeczywistość... Nie istnieje nic poza przyrodą i człowiekiem.”
Słowo „materializm” rozumiane w tym znaczeniu jest jeszcze nader jasne: oznacza ono doktrynę, według której istnieje jeden tylko świat, i to świat niestworzony.
To właśnie stanowi dla nas problem: czy sam tylko jeden świat jest do pomyślenia?
Zwróćmy tu uwagę na pewną zbieżność, którą dostrzegliśmy już przedtem: idealizm np. Fichtego lub Brunschvicga oraz materializm Marksa i Engelsa, mimo swych wzajemnych przeciwstawności, zwracają się wspólnie przeciw żydowskiej i chrześcijańskiej doktrynie o stworzeniu świat. Materializm jak i absolutny idealizm z odrazą odrzucają pogląd o stworzeniu świata. Zobaczymy, jakie to ma następstwa.
Materializm w drugim znaczeniu nie dotyczy tylko problemu poznania, jak to dopiero, co zauważyliśmy, ale określa on nader precyzyjną ontologię, i to taką, według której świat jest niestworzony i wieczny. On jest jedyną rzeczywistością. On jest Bytem, dokładnie tak samo jak u Parmenidesa, ale z wszystkimi konsekwencjami tych trudności, które wzięły się z tego, co wiemy dzisiaj, a czego nie wiedzieli starożytni, mianowicie z faktu, że Wszechświat rzeczywiście znajduje się w stanie ewolucji. Nie stoimy już wobec kosmosu filozofów greckich, Parmenidesa i Arystotelesa. Wiemy, że Wszechświat do kosmogeneza, historia i proces. Okrycie ewolucji kosmicznej i biologicznej skomplikowało problem. Wbrew Parmenidesowi marksiści nie ulegają już pokusie zaprzeczania faktowi, jaki stanowi stawanie się. Trzeba więc zrozumieć je i włączyć w poprawną filozofię przyrody.
W dobrze znanej pracy Ekonomia narodowa a filozofia Marks wyraża swój pogląd odnośnie do problemu stworzenia. Człowiek i świat zawdzięczają swe istnienie tylko sobie samym. Są to byty samowystarczalne, selbstaendig. Nie istnieją dzięki innemu bytowi, ale są niezależne. Ja istnieję wszakże dzięki innemu bytowi nie tylko wtedy, jeśli muszę go uznać jako podtrzymujący moje istnienie, ale tym bardziej wtedy, jeśli nadto stworzył on moje życie i jest źródłem mego życia. Moje życie ma z konieczności takie uzasadnienie poza mną, jeśli tylko nie jest ono dziełem mego własnego aktu stwórczego.
Stworzenie, zauważa Marks, jest pojęciem trudnym do wyparcia ze świadomości prymitywnej. Istnienie z siebie (das Durchsichselbstsein) Przyrody i Człowieka jest dla niej nie do pojęcia, gdyż takie istnienie z siebie sprzeciwia się nawykom myślowym, związanym z ręcznym wytwarzaniem w życiu praktycznym. Mówiąc inaczej, jeśli tylko rozumiemy dobrze te wywody Marksa, pogląd o stworzeniu trudno wyprzeć ze świadomości prymitywnej, gdyż pracownik fizyczny nawykł do wyrabiania przedmiotów, do wytwarzania ich, i z powodu tego właśnie nawyku jest on skłonny mniemać, że sam świat został zrobiony. Na to Bergson mógłby powiedzieć, że nawyków myślowych, zapożyczonych z życia praktycznego, nie należy przenosić do systemów przemyśleń filozoficznych.
Marks dodaje, że pogląd o stworzeniu doznał potężnego ciosu z chwilą odkrycia ewolucji Ziemi, tzn. jak sam pisze, cos ten przyszedł ze strony nauki, która dała nam poznać, iż kształtowanie się Ziemi i stawanie się Ziemi to historyczny proces, to samostwarzanie się, Selsterzeugung.
Tutaj sofizmat jest oczywisty: odkrycie faktu ewolucji kosmicznej to rzecz bezsporna, ale odkrycie to wcale nie pociąga za sobą wniosku, jakoby ewolucja kosmiczna miała być „samostwarzaniem się”. Fakt historycznej genezy świata wcale nie pociąga wniosku, jakoby ta geneza i ta ewolucja historyczna miała być samoewolucją. Stwierdziwszy fakt ewolucji Marks wypowiada następnie pogląd, że ewolucja ta jest ontologicznie wystarczająca i że dokonuje się ona kosztem swych własnych sił.
Odkrycie ewolucji, ciągnie dalej swą myśl Marks, ewolucji, która dokonuje się sama z siebie, kosztem swych własnych sił, stanowi w praktyce jedyny sposób obalenia poglądu o stworzeniu świata.
Na pytanie, jakie narzuca istnienie świata, na pytanie dotyczące stworzenia go, Marks odpowiada, iż jest to pytanie wywodzące się z abstrakcji. Sam się zapytaj, replikuje Marks, jak dochodzisz do tego pytania. Sam się zapytaj, czy twoje pytanie nie bierze się z pewnego punktu widzenia, na który ja odpowiedzi dać nie mogę, gdyż jest to punkt widzenia fałszywy i absurdalny. Skoro bowiem stawiasz pytanie o stworzenie przyrody – człowieka i świata, dokonujesz wtedy abstrakcji przyrody i człowieka. Zakładasz ich nie istnienie, a chcesz bym dowiódł ci ich istnienia. Powiem ci po prostu: porzuć swą abstrakcję, a wtedy pytanie upadnie samo. Jeśli wszakże chcesz koniecznie obstawać przy swej abstrakcji, to bądź konsekwentny przynajmniej wobec siebie samego: skoro chcesz uważać, iż człowiek i przyroda nie istnieją, myśl i o sobie samym, jako nie istniejącym, ponieważ ty również jesteś Przyrodą i Człowiekiem. A jeśli nie zdobędziesz się na to, by mniemać, iż sam nie istniejesz, to trudno i darmo, nie pytaj mnie już więcej o stworzenie, skoro bowiem myślisz o tym problemie i pytasz, co ja o nim sądzę, to wiedz, iż abstrakcja bytu przyrody i człowieka, jakiej chcesz dokonać, nie ma żadnego sensu. A może jesteś egotystą do tego stopnia, że mniemasz, iż możesz w myśli unicestwić wszystko, a mimo to siebie samego utrzymać jako byt? Mógłbyś mi na to odpowiedzieć – nie chcę występować z tezą o niebycie przyrody i człowieka. Ja pytam po prostu o sam ów fakt, wskutek którego doszła do istnienia przyroda i człowieka (Endstehungsakt), zupełnie tak samo jak pytam specjalistę w zakresie anatomii o ukształtowanie się narządów. Marks swemu rozmówcy odpowiada tak: Dla kogoś, kto jest socjalistą, to, co nazywa się historią świata, nie jest niczym innym jak genezą, powstawaniem i kształtowaniem się (Erzeugung) człowieka poprzez pracę ludzką, tak że człowiek ma oczywisty i nieodparty dowód na swe własne powstanie, mianowicie z siebie samego, durch sich selbst, przez sam proces genezy. Pytanie o Byt zewnętrzny, o Byt, który miałby rzekomo istnieć ponad Przyrodą i Człowiekiem, pytania z przesłanką zakładającą nierzeczywistość Przyrody i Człowieka – dzisiaj praktycznie (praktisch) stawiać nie sposób.
W tym wywodzie niejedno jest godne uwagi. I tak przede wszystkim nie ma żadnych wątpliwości, że tezy Marksa są tezami swoiście metafizycznymi, ontologicznymi, gdyż głosi on pogląd, iż świat przyroda i człowiek nie zawdzięczają swego bytu, żadnemu innemu bytowi, a istnieją same z siebie. Są ontologicznie wystarczające. Marks przypisuje światu i przyrodzie to, co teologowie monoteistyczni przypisują Bogu, mianowicie istnienie samoistne, a se. Marks orzeka: durch sich selbst sein. Co więcej, jak widzieliśmy, Marks nawet samej ewolucji przypisuje ontologiczną wystarczalność, co sprowadza się do stwierdzenia, iż jest ona samostwarzaniem się, Selbsterzeugung.
Mamy oto ontologię, metafizykę w najpełniejszym znaczeniu tego terminu. Nie są to na pewno stwierdzenia naukowe. Żadna nauka jako taka nie może nam wmówić, że świat istnieje sam z siebie, że jest ontologicznie wystarczający, ani że ewolucja to samostwarzanie się. Marksiści często mawiają: „Rzeczywistość i nic więcej! Nauki pozytywne i nic więcej!” Możemy stwierdzić, iż jeśli chodzi o Marksa, to do danych naukowych dodaje on atrybuty wywodzące się z metafizyki, z ontologii, a nawet, trzeba to dopowiedzieć do końca, również z teologii, mianowicie, gdy głosi doktrynę o ontologicznej wystarczalności przyrody i człowieka, co do których orzeka on ich samostwarzanie się.
Wiem dobrze, iż marksiści odrzucają stanowczo ów termin „metafizyka”. Nieważne wszakże jest słowo, tu chodzi o sedno sprawy. Jeśli już marksiści nie chcą, by w związku z ich doktryną mówić o „metafizyce” i „ontologii”, niechaj sami zaproponują inny termin dla określenia tez, według których Wszechświat istnieje jakoby sam z siebie, a ewolucja kosmiczna to samostwarzanie się.
Pomylono chyba pojęcie aktu stworzenia z pojęciem wytwarzania. Takie pomieszanie pojęć zdarza się często. Otóż wiadomo, że według wyobrażeń w Biblii i w ogóle w myśli chrześcijańskiej, która głosi pogląd o stworzeniu, stworzenie jest z istoty swej czymś innym niż wytwórczość typu ludzkiego. Wytwórca ludzki wychodzi z już istniejącej materii czy tworzywa, by wytworzyć dany przedmiot. Swoistość aktu stworzenia, według wyobrażeń w Biblii i w ogóle wyobrażeń chrześcijańskich polega na tym, że nie wychodzi on z istniejącego już poprzednio tworzywa. Wskazaliśmy już na sofizmat, związany z naukowym odkryciem faktu ewolucji: fakt ten sam z siebie nie pociąga za sobą wniosku, iż ewolucja to samostwarzanie się . Otóż to właśnie głosi doktryna Marksa, podjęta przez Engelsa, u jednego i drugiego zasadzająca się, jak się zdaje na fakcie ewolucji historycznej. Występuje przejście od jednego porządku rzeczy do drugiego, od stwierdzenia historycznego faktu ewolucji do tezy metafizycznej, dotyczącej założonej z góry cechy ontologicznej tejże ewolucji, a takie przejście jest, oczywiście bezzasadne.
Znamienny jest sposób, w jaki Marks w swym rozumieniu czuje się zwolniony od odpowiedzi na pytanie dotyczące stworzenia świata. Pytanie, jakie narzuca sam byt Wszechświata, a wynikłe wobec faktu, iż posiadł on Byt, jest już jakoby pytaniem fałszywym, gdyż z góry zakłada ono, iż Wszechświat mógłby nie istnieć. Kiedy stawia się takie fałszywe pytanie, dopuszcza się wpierw wyobrażenia nie istniejącego Wszechświata, a następnie zadaje się pytanie kolejne, jak to Wszechświat posiadł ów Byt. Marks twierdzi jednak, iż nikt nie może wyobrazić sobie Wszechświata nie istniejącego. Nikt nie może wyobrazić sobie Wszechświata zupełnie unicestwionego, skoro bowiem usiłuje się myśleć o Wszechświecie jako nie istniejącym, to tak usiłujący myśleć sam przecież istnieje, kiedy podejmuje ten myślowy wysiłek. Samemu nie można się unicestwić. Ponieważ w samej rzeczy całkowite unicestwienie w myśli człowieka i przyrody jest niemożliwe, więc pytanie o stworzenie świata jest pseudopytniem biorącym się stąd, iż zajęło się fałszywy punkt widzenia.
Dostrzec można bezpośrednie pokrewieństwo między analizą Marksa a Bergsonowską krytyką pojęcia nicości, o której mówiliśmy wyżej. Różnice są nie mniej znamienne: w streszczonym przez nas wywodzie odnaleźć można w końcu tylko kilka odnośnych uwag, podczas gdy analiza Bergsona w jego Ewolucji twórczej jest pogłębiona. Tak czy owak, pozostaje faktem, iż intuicję odnośnie do tej kwestii można wiązać z tezą, której Bergson dowiódł po mistrzowsku: nigdy nie można wyobrazić sobie absolutnej nicości, pojęcie nicości jest pojęciem pustym, pociągającym za sobą sprzeczność; prawdę mówiąc, to słowo bez treści.
Analiza Marksa nie posuwa się tak daleko i nie podejmuje problemu nicości absolutnej: wywodzi on tylko po prostu, iż nie można wyobrazić sobie unicestwienia świata i człowieka. Kiedy usiłuje się wyobrazić unicestwiony świat, samemu musi się istnieć, by sobie to wyobrazić. Nie można osiągnąć wyobrażenia, że nie istnieje się samemu. Pojęcie nieistnienia świata i człowieka – mówi się nam – to tylko „abstrakcja”. Pojęcie to mogłoby nas jednak zaprowadzić daleko, i to w kierunku zupełnie innym niż przewiduje Marks. Mianowicie mogłoby ono nas zaprowadzić wprost tam, gdzie zapuszczał się Spinoza: nie możemy wyobrazić sobie siebie samych jako nie istniejących, bo doświadczamy i czujemy, iż jesteśmy wieczni... Marks ni uznałby na pewno tego wniosku w odniesieniu do człowieka: nie uznałby na pewno nieśmiertelności duszy! Marksizm wyciąga jednak aż tak daleko idące wnioski, wynikające z przyjętych zasad, kiedy chodzi o Wszechświat: Wszechświat ma być wieczny.
Można by postawić zarzut, że choć rzeczywiście nie jesteśmy zdolni wyobrazić sobie samych siebie jako nie istniejących, to przecież jest faktem, że przed blisko dwoma miliardami lat ludzkość nie istniała, a dla każdego z nas najwyżej jeden wiek wyznacza dres naszego istnienia. Okoliczność iż nie możemy wyobrazić sobie samych siebie jako nie istniejących, niczego nadzwyczajnego więc nie dowodzi. Nie umiemy sobie wyobrazić siebie samych jako nie istniejących, jako że teraz istniejemy. Wiemy jednak dobrze, że kiedyś nie istnieliśmy i – według Marksa również – niebawem nie będziemy istnieć. Dlaczegóż by to wszystko nie miało się odnosić z równą zasadnością również do Wszechświata? Okoliczność, iż nie jesteśmy zdolni wyobrazić sobie nie istniejącego Wszechświata, nie dowodzi, iż Wszechświat jest wieczny, a już najmniej, jak to widzieliśmy, iż miałby on być konieczny. Jeżeli fakty stwierdzone przez astrofizykę pouczyły nas, że Wszechświat nie jest odwieczny, że istnienie jego ma początek, to winniśmy wprost uznać, iż owa „abstrakcja”, pojmowana jako bezzasadna, w samej rzeczy urzeczywistniła się, skoro był czas, kiedy Wszechświat jeszcze nie istniał. Spotkamy się z tym właśnie problemem w dalszych naszych rozważaniach, w związku z tym, że marksiści najczęściej odrzucają „model” Wszechświata dopuszczającego jego początek.
Ostatni wreszcie argument podejmowany dzisiaj chętnie przez marksistów mija się chyba z filozoficzną analizą problemu. Nikt nie przeczy temu, że człowiek pracuje nad swym własnym rozwojem, iż historia jest dziełem człowieka, a praca ludzka jest skuteczna. Ale nie o to przecież chodzi. Postawiony problem dotyczy samego bytu Wszechświata i człowieka. Nie można na serio orzekać, iż człowiek to „samostwórca”. Tą metaforą czy alegorią posługują się dzisiaj często. Należy spodziewać się, iż nikt nie bierze jej dosłownie.
Tak więc marksistowska krytyka pojęcia stworzenia wydaje się z punktu filozoficznego nader słaba. Polega ona na szeregu stwierdzeń, które wywodzą się stąd, iż rzeczywistości przypisuje się wystarczalność ontologiczną. Winniśmy zadać sobie pytanie, na czym zasadzają się te stwierdzenia.
Hegel głosił, iż Bóg, Absolut rodzi się w miarę upływu czasu, i to poprzez proces tragiczny. Bóg staje się. Absolut to wynik rozwoju. Jest on tylko u kresu tego, co istnieje rzeczywiście.
Marksizm przenosi teogonię heglowską na płaszczyznę kosmogoniczną. Nie mówi się już, iż Bóg rodzi się i stopniowo urzeczywistnia. Twierdzi się wszakże, iż świat i materia stwarzają się stopniowo, kosztem swych własnych sił wewnętrznych. W obu przypadkach właśnie Byt absolutny rodzi się i urzeczywistnia stopniowo: dla Hegla tym Bytem absolutnym jest Duch, który stopniowo, poprzez tragiczny bieg dziejów, dochodzi do świadomości samego siebie. Z marksistowskiego punktu widzenia Bytem absolutnym i niezależnym od żadnego innego bytu jest świat, jest materia, która, jako niestworzona i istniejąca samoistnie, staje się stopniowo tym, co widzimy: materią żywą, potem materią „myślącą”, a wszystko to dzieje się kosztem jej własnych sił wewnętrznych.
Engels wyciąga wnioski kosmologiczne i fizyczne z zasad wysuniętych przez Marksa. „Ruch jest to sposób istnienia materii. Nigdy i nigdzie nie widziano i widzieć nie można materii bez ruchu (...) Materia bez ruchu jest tak samo nie do wyobrażenia jak ruch bez materii. Ruch zatem nie może być stworzony lub zniweczony jak i sama materia... Ruch nie może więc być stworzony.”
Owo „zatem” i owo „więc” pozwalają nam myśleć, że śnimy, czy też, by wyrazić się ściślej, zadajemy sobie pytanie, czy aby nie śnimy. Orzekać, iż materia zawsze jest w ruchu, to jedna sprawa. Wywodzić stąd, iż materia nie może być stworzona ani unicestwiona, to już inna sprawa, i doprawdy nie widzimy możliwości, jak od jednego stwierdzenia można przechodzić do drugiego... Powtarzamy raz jeszcze, dokonuje się tutaj pewnego przeskoku od danych naukowych do stwierdzenia, które wymaga wprost odwołania się do metafizyki, a nie wiadomo, w imię czego dokonuje się tej operacji.
W Dialektyce przyrody Engels pisze: „Tak jak astronomia, podobnie i fizyka w wyniku ostatnich badań osiągnęła całkowitą pewność co do wiecznego obiegowego ruchu materii znajdującej się w ruchu”. „Wykazano w ten sposób, że cała materia poddana jest ruchowi w obrębie wiecznego nurtu i obiegu.”. „Niezniszczalność ruchu i materii jest niepojęta.” „Rozżarzona materia systemów słonecznych (...) wytworzyła się w sposób naturalny w wyniku przeobrażeń ruchu, które z natury właściwe są materii w ruchu.” „Bez końca powtarzający się w czasie odwieczny proces pojawiania się kolejnych światów (...) jest tylko logicznym następstwem równoczesnego istnienia w nieskończonej przestrzeni niezliczonych światów (...) Wieczna jest tylko materia, która w ruchu przeobraża się wiecznie, tak jak i prawa, które rządzą jej ruchem i procesem jej przeobrażania się. Ten cykl dokonywać się będzie w przestrzeni i czasie bez przerwy i bez spowolnienia, miliony słońc i globów takich jak Ziemia ujrzą światło dzienne i ulegną zagładzie (...) Mimo wszystko jesteśmy pewni, iż materia poprzez wszystkie swe przeobrażenia pozostaje wiecznie ta sama, iż żadne z jej atrybutów nie może zaginąć oraz iż z tą samą twardą koniecznością, która unicestwia na Ziemi najszlachetniejszy wykwit materii, mianowicie umysł myślący, materia musi go zatem wytworzyć również gdzie indziej i kiedy indziej.”
Jak to przyznał sam Engels, kosmologia marksistowska podejmuje w ten sposób pewne podstawowe tezy filozofów greckich, jacy wystąpili jeszcze przed Sokratesem, wprawdzie nie tezę Parmenidesa, który głosił, iż Wszechświat, jako Byt czysty i po prostu Byt, nie dopuszcza stawania się, ale tezy Anaksymandra z Miletu i Heraklita z Efezu.
Tak więc – pisze Engels – powracamy do koncepcji wielkich twórców filozofii greckiej, według których istnienie całej przyrody, od jej elementów najmniejszych do największych, od ziaren piasku do słońc, od pierwotnej tkanki komórkowej do człowieka, polega na wiecznym rodzeniu się i śmierci, w ciągłym procesie, wśród nieustannych ruchów i zmian. Zachodzi tu jednak istotna różnica: to, co u Greków było tylko genialną intuicją, dla nas staje się wynikiem rygorystycznych badań naukowych i wynikiem doświadczeń, a więc stwierdzeniem wyrażonym w formie o wiele bardziej określonej i wiele jaśniejszej. Empiryczny dowód cyklicznego ruchu w przyrodzie nie jest jeszcze oczywiście, zupełnie wolny od luk, są one jednak bez większego znaczenia w porównaniu z tym o czym wiadomo już z pewnością.”
Samoistność (aseitas, jak mawiają teologowie), ontologiczna wystarczalność ewolucji kosmicznej, którą obwieszcza się jako „samostwarzanie się” – oto są metafizyczne tezy. charakteryzujące marksizm, a różniące go od zwykłego angnostycznego pozytywizmu, jeśli chodzi o problemy porządku metafizycznego. „Czymże jest agnostycyzm – pisze Engels – jeśli nie wstydliwym materializmem?”
Wieczność Wszechświata, wieczność materii i ruchu, niezniszczalny charakter Wszechświata i materii, o której się mniema, iż własnymi siłami wytwarza wszystko, co pojawia się we Wszechświecie, nieskończoność Wszechświata w czasie i przestrzeni – oto z kolei tezy fizyczne, charakteryzujące kosmologię marksistowską. Widać od razu, iż tezy te implikują całą metafizykę, stanowiąc dla niej przesłanki: można powiedzieć, iż pochodzenie ich jest dedukcyjne.
Rzeczywiście bowiem, aby podtrzymać tezę, głoszącą, iż Wszechświat to Byt, Byt absolutny i niezależny od żadnego innego bytu, trzeba właśnie założyć iż Wszechświat jest wieczny. Bo gdyby miał mieć początek istnienia, trudno byłoby uznać go za Byt absolutny: jest to ta sama argumentacja co u Parmenidesa. Zobaczymy, iż w samej rzeczy, nawet po przyjęciu wieczności Wszechświata problem nie jest rozwiązany. Nie można stwierdzać ontologicznej wystarczalności Wszechświata dlatego, że zakłada się jego wieczność. Nie wystarczy przyjąć, iż Wszechświat jest wieczny, by wykluczyć doktrynę głoszącą jego stworzenie. Jeśli wszakże wieczność nie jest tu warunkiem wystarczającym, jest ona przynajmniej warunkiem koniecznym. Tymczasem Engels po to właśnie występuje z założeniem, że Wszechświat jest wieczny, aby obronić podstawową tezę, głoszącą, iż jest on nie stworzony. Ale przecież stwierdzamy stawanie się we Wszechświecie. Marks i Engels wiedzą, że istnieje ewolucja biologiczna i ewolucja kosmiczna. Odrzucając idealizm, nie są oni skłonni podawać w wątpliwość faktu stawania się, jak czynił to Parmenides. Przeciwnie – zupełnie tak samo jak Arystoteles, Marks i Engels wychodzą z tego faktu, jaki stanowi proces stawania się.
Jak jednak pogodzić wtedy ów fakt stawania się, ów fakt ewolucji kosmicznej z tezą, według której Wszechświat jest Bytem wiecznym?
Można to osiągnąć zupełnie po prostu, orzekając, że stawanie się i ewolucja, jaką stwierdzamy we Wszechświecie, same są wieczne, tzn. cykliczne. Powracają one do swego punktu wyjścia. Nie jest to pitagorejska doktryna „wiecznych powrotów”, którą potem podjął Nietsche. Nie ma powtórzenia się takiego samego i identycznego. Jest tu jednak doktryna bardzo bliska doktrynie Anaksymandra : materia, jako że ona jedna tylko istnieje, swymi własnymi siłami wytwarza życie i świadomość, w ogóle wszystko, co ma się w świecie pojawić. A skoro w jakimś systemie słonecznym czy nawet w galaktyce siły te się wyczerpią, materia gdzie indziej odtworzy życie i świadomość, gdyż z założenia jest wieczna i niezniszczalna.
Jak widać, kosmologiczne tezy Engelsa są doskonale dobrane do podstawowych zasad filozofii marksistowskiej i marksistowskiego ateizmu. Chodzi jednak wpierw o pewność, czy jest to postępowanie prawidłowe, by tezy zależne wprost od nauk pozytywnych wywodzić w ten sposób z zasad metafizycznych, jakie przyjęło się na początku. Jest to metoda, jaką stosował Kartezjusz, który swą fizykę wywodził z metafizyki. Czyż jest to metoda naukowa? Metoda naukowa polega na wychodzeniu nie z przyjętych a priori zasad metafizycznych, ale z danych sprawdzalnych doświadczalnie, bez jakichkolwiek wyobrażeń przyjętych uprzednio.
Co więcej, a to już kwestia druga, winniśmy zadać sobie pytanie, czy doktryna kosmologiczna Engelsa jest zgodna z danym naukowymi.
Marksizm nazywa siebie filozofią naukową, całkowicie zasadzającą się świadectwie nauk pozytywnych. Do świadectw nauk pozytywnych dodawać niczego nie wolno: taka jest dewiza marksistowska w filozofii. A jest to jedna z racji, dla których marksizm żąda odrzucenia wszelkiej „metafizyki”.
Pięknie! Zauważyliśmy już wszakże, że konstytutywne tezy ontologii marksistowskiej nie wywodzą się z porządku nauk pozytywnych. Żadna nauka doświadczalna jako taka nie może orzec w sposób dla nas wiążący, czy Wszechświat jest niestworzony czy też stworzony, ontologicznie wystarczający czy też niewystarczający, Czy ewolucja biologiczna dokonuje się jej siłami własnymi, albo czy jest kierowana przez czynnik inny niż ona sama. Tego rodzaju stwierdzenia nie wywodzą się już z porządku nauk doświadczalnych, ale z analizy filozoficznej. Należałoby więc starannie unikać orzekania o charakterystycznych tezach ontologii marksistowskiej, iż są one tezami „naukowymi”. Są to tezy we właściwym rozumieniu tego słowa metafizyczne.
Powstaje jednak pytanie, na czym zasadzają się te tezy metafizyczne. Napotykamy tu pytania, wysunięte poprzednio w związku ze stwierdzeniami Parmenidesa i musimy je podjąć ponownie w związku z Marksem: obiektywna rzeczywistość nie daje podstaw do wysuwania podobnych stwierdzeń. Są one zawieszone w próżni.
Przyjrzyjmy się teraz tezom fizycznym kosmologii marksistowskiej, tym tezom przynajmniej, które są zależne bezpośrednio od porządku nauk pozytywnych. Do nauk pozytywnych bowiem należy rozstrzygnięcie, czy wszechświat jest nieskończony w czasie i przestrzeni czy też skończony, czy jest wieczny, czy nie.
Czy tezy wysunięte przez Engelsa, które muszą być głoszone dla potrzymania filozoficznych zasad marksizmu, zgodne są z danymi nauk pozytywnych? Czy zasadzają się one na tym co dzięki astrofizyce wiemy dzisiaj o Wszechświecie?
Widzieliśmy, iż astrofizyka współczesna wcale nie naprowadza nas na konstytutywne tezy kosmologii marksistowskiej, mianowicie na wieczność Wszechświata nieskończonego w przestrzeni. Jak już jednak powiedzieliśmy, nie będziemy przesądzać o ostatecznych wnioskach z kontrowersji, jakie mają miejsce jeszcze obecnie. Współczesna astrofizyka, wywodząca się z relatywistyki, zwraca się ku „modelowi” Wszechświata skończonego w czasie i przestrzeni, a filozofia marksistowska ma spore kłopoty z przyłączeniem się do tej kosmologii czy z przyswojeniem jej sobie.
Powiedzmy otwarcie, że nader skwapliwie przystano by dzisiaj na pogląd, iż Wszechświat nie jest boski, a panteizm to metafizyka obecnie już nie do przyjęcia. Przynajmniej umysły o formacji naukowej, o kulturze racjonalistycznej, skwapliwie by to uznały. Ale z czego to wynika? W samej rzeczy, filozofowie, którzy nie chcą stwierdzić, iż Wszechświat jest boski, przypisują jednak Wszechświatowi, i to w sposób bezzasadny i arbitralnym cechy i atrybuty właściwe bytowi absolutnemu, który teologowie nazywają Bogiem. Marksiści jak najbardziej stanowczo odrzucają termin panteizm, nie uznając go, ale przypisują Wszechświatowi dokładnie te same cechy, które metafizyki panteistyczne przypisują kosmosowi, mianowicie: ontologiczną wystarczalność, smoistność, wieczność i nieskończoność. Już Feuerbach wskazał na związki, jakie faktycznie zachodzą między panteizmem a ateizmem: „Ateizm to panteizm na opak”. Marks i Engels nie uznali, a marksiści współcześni również nie uznają terminu panteizmu dla scharakteryzowania swej doktryny, pozostaje jednak faktem, że ich doktryna odnośnie do Wszechświata głosi dokładnie to samo, co głosiły doktryny panteistyczne starożytności, orzekające, iż Wszechświat to Byt, Byt jedyny i konieczny, Byt niezależny od innego bytu, a więc Byt absolutny. Jak widzieliśmy, Marks posuwa się aż do stwierdzenia, iż ewolucja to „samostwarzanie się”; oznacza to przypisywanie Wszechświatowi tych cech, jakie mitologie teogoniczne przypisywały swym bogom. Marksiści bardzo lubią mawiać: „Wszechświat, i nic więcej”, „przyroda, i nic więcej”. W rzeczywistości dodają oni do tego pewne stwierdzenia, i rozliczne, mianowicie stwierdzenia, według których świat jest niestworzony, samostwarzający się, wieczny, nieskończony i niezniszczalny.
Jak zobaczymy, nie jest łatwo wyzbyć się panteizmu. Nie wystarczy odrzucić termin, jeśli pozostaje sedno rzeczy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin