Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy wojna jest niezbędna dla prawdziwej świadomości?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31332
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 0:17, 24 Lis 2017    Temat postu: Czy wojna jest niezbędna dla prawdziwej świadomości?

Czy pojawienie się konfliktów, wojen jest niezbędne dla ukształtowania się prawdziwej świadomości? - to pytanie od dawna mnie dręczy.
Świadomość traktuję jako tę funkcję bytu rozpoznającego i działającego, która łączy rozpoznania i działania w pewną syntezę będącą CELEM następnego działania. Celowość takiej niedoświadczonej jeszcze (dzięcięcej) świadomości, mając już jakiś cel, będzie starała się go osiągać. A osiągnąwszy jakąś postać owego celu, będzie chciała ją zmaksymalizować, osiągnąć doskonalszą postać. Cele świadomość wybiera sobie w dużym stopniu losowo - ot, żeby spróbować "co by z tego wyszło". I na początku nie wiadomo jest, co właściwie miałoby wyjść, więc niebezpieczeństwo nie będzie zauważone.
W warunkach życia razem z innymi świadomościami pojawi się w końcu cel, który będzie sprzeczny z celem jakiejś jednej (czy wielu) innych świadomości. Realizując swój cel, świadomość wystąpi przeciw tej drugiej/innej świadomości. Powstanie konflikt, dalej być może konflikt ten oprze się o sojusze, zrobi się wojna. Im bardziej świadomość będzie się skupiała na celu jako takim, tym bardziej będzie lekceważyła dobro (cele) innych świadomości (jak psychopata, dla którego liczy się tylko jego kontrola, jego cel, a nie inne istoty czujące). I wszystko to pojawi się jako naturalna konsekwencja tego, iż świadomość tworzy cele, a potem je realizuje. Nic więcej nie trzeba do tego, aby konflikty, wzajemne niszczenie się powstały pomiędzy ludźmi.
Świadomość, która konfrontacji z konfliktem, z problemem dogadania się z inną istotą myślącą i czującą nie przeżyła - taka świadomość jest w swojej konstrukcji niepełna - bo gdyby w końcu ten konflikt się pojawił, bo byłby całkowita nowością, spadłby jak grom z jasnego nieba, nie dając żadnej bazy doświadczeń, porównań.
Więc może wojny, konflikty są ludziom absolutnie niezbędne, aby poznali siebie?
Ale też może lepiej byłoby poznawać siebie nie krzywdząc innych - uczyć się bardziej na cudzych błędach, niż samemu być krzywdzicielem (albo i krzywdzonym).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 0:21, 24 Lis 2017, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:56, 28 Lis 2017    Temat postu:

Jeśli światem rządzi ewolucja, to konflikty - w tym wojny - są nieuniknione.

Ale także jeśli świat jest po to, byśmy samodzielnie poznali siebie samych, to bez zła się nie obędzie. Po pierwsze, musimy przy tym popełniać błędy. A po drugie, błąd da się ocenić jako błąd tylko, gdy ma negatywne skutki.

To, jak bardzo negatywne muszą one być, zależy od tego, jak bardzo cząstkowa jest ta nasza wiedza o sobie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 6:06, 28 Lis 2017    Temat postu:

Patrzę na ten fenomen z punktu widzenia doświadczenia Stanów Zjednoczonych w trakcie Wojny Secesyjnej. Spotkały się 2 diametralnie różne pozycje w aspekcie traktowania osób z Afryki (mimo, iż Natywni/Rdzenni Amerykanie również "mieszali" krew z osobami stamtąd pochodzącymi) i ta różnica pochłonęła zbyt wiele istnień ludzkich. Dlatego u nas nie spieszno jest do rozwiązywania konfliktów zbrojnie. Pomijam politykę amerykańską za granicami USA, bo "najgorsza kurtyzana" mnie nie pasjonuje. Nie jestem w stanie opisać życia w "pasie biblijnym". Ale na podstawie 33 lat życia w stanach progresywnych Massachusetts i Rhode Island potwierdzam, że tak jak w Massachusetts nadal żyje "duch" Paul Revere i tam nikt nikomu na wolność nie nadepnie bez konsekwencji prawnych, podobnie w Rhode Island żyje nadal "duch" Roger Williams i ludzie są otwarci na zmiany, bardziej "wyluzowani" niż w Massachusetts, sympatyczni, pomocni, i konstruktywni. Myślę, że kontekst kulturowy ma ogromne znaczenie, bo kultura narodu ciągnie społeczność - nawet tak zdywersyfikowana jak USA. A społeczność tworzy kulture narodu. Dlatego waro zastanowić się dlaczego kultura narodu podąża za grawitacją i co zrobić aby tak się nie działo. Myślę również, że powdaliny USA jako unii koloni powstałych na ideach Oświecenia ma ogromne znaczenie podobnie jak kultywowanie kluczowej ważności Konstytucji USA jako dokumentu żywego i praktykowanego na co dzień.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31332
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:04, 28 Lis 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Patrzę na ten fenomen z punktu widzenia doświadczenia Stanów Zjednoczonych
... i tam nikt nikomu na wolność nie nadepnie bez konsekwencji prawnych,

Przeniesienie konfliktu na sferę prawną ja z kolei postrzegam jako osobne wyzwanie, a i zagrożenie. Akurat USA chyba są swego rodzaju interesującym "eksperymentem" w tym zakresie. Jak gdzieś czytałem, to kilkanaście procent PKB tego kraju jest "wytwarzane" przez sektor prawny... :shock:
Tu (dygresja) mamy oczywiście osobne pytanie na ile tego rodzaju usługi, jak wzajemna konkurencja opłaconych do gadania ludzi w sądach, powinny być traktowane jako wkład do potęgi gospodarczej państw w ogóle. Ale to jest temat na inną okazję....
Wracając do sprawy przeniesienia sporów ludzkich do "sektora prawnego". Jak widać można (! - przykład to Stany Zjednoczone) zrobić z tego potężny biznes, angażujący w skali kraju dużego setki tysięcy osób. Poniżej zamieszczam tabelę zawierającą ilość osób w różnych krajach przypadających na jednego prawnika:

Licząc populację USA na nieco ponad 300 mln. osób i szacując luźno, iż na każdego prawnika przypada zapewne jedna (choć ja przypuszczam, ze więcej) osób z obsługi (sekreteriat, sprzątanie pomieszczeń itp.), plus sędziowie (z obsługą), plus infrastruktra można szacować iż w tym kraju grubo ponad milion osób ciężko pracuje nad tym, aby...
aby co właściwie?...
- W moim opisie brzmi to: aby PROFESJONALNIE SIĘ KŁÓCIĆ (głównie o pieniądze). Wszak wytworem końcowym pracy prawnika jest właśnie ów profesjonalnie poprowadzony spór. Jeżeli dołożymy do tego dość powszechnie znaną opinię, iż mając dobrego prawnika (drogiego) mamy znacząco większe szanse na wygranie sprawy w sądzie, można mocno zastanawiać się nad tym: CO BARDZIEJ DECYDUJE O WYGRANEJ "ślepa" sprawiedliwość, czy raczej posiadane pieniądze?...
Widać jednocześnie, że są takie kraje jak Finlandia, gdzie prawników na osobę mamy 10 krotnie mniej niż w USA, a jest to kraj całkiem szczęśliwych ludzi (może właśnie dlatego...?).
Ale to była znowu dygresja, choć obrazująca przesłanki tezy, do której zmierzam. Otóż uważam sektor prawny za formę "wojny" - na szczęście prowadzonej w uporządkowany sposób, bez ofiar w ludziach (ściślej: z mocno ograniczoną liczbą ofiar), kontrolowaną. Jednak jest to ewidentnie konflikt, który angażuje emocje (przede wszystkim negatywne), wyzwala agresję, a nawet chyba...
...PODSYCA AGRESJĘ. Bo tam gdzie mamy sporo prawników, szukających okazji do zarobku, gdy zdarzy się sytuacja, w której pojawia się jakiś spór między ludźmi, to w interesie prawnika jest oczywiście zaognienie tego sporu, spowodowanie, aby zaangażowane w spór osoby raczej pociągnęły sprawę w sądzie, niż po prostu się dogadały. Oczywiście dogadanie się jest jedną z opcji, ale - w kraju, gdzie zarabianie pieniędzy jest najwyższym prawem i chlubą (a takim chyba jest USA), będzie to opcja mniej atrakcyjna.
Z drugiej strony można powiedzieć, iż warto się cieszyć, że tak powszechna jest w USA ta uporządkowana forma prowadzenia sporów. To "powinno" jakoś ograniczać te najbardziej agresywne formy spierania się - związane np. z zabójstwami. Problem w tym, że akurat liczba zabójstw w USA też nie jest niska na tle np. krajów europejskich (a raczej należałoby uznać ją za wysoką).

Czyli teza, iż silnie rozwinięty sektor prawny "złagodzi obyczaje" w zakresie zabójstw, raczej byłaby trudna do wsparcia w danym przypadku.
Nie będę ukrywał, że system prawny w USA - tak ogólnie - jakoś nie budzi mojego szczególnego szacunku, czy uznania. Uważam go za przykład działalności co prawda wysoce opłacanej, angażującej pracę i emocje ludzi, ale o efekcie mizernym (o ile nie po prostu fatalnym). W owej dziedzinie dużo się dzieje, faktycznie jest mnóstwo wyroków, toczących się spraw, są tomy napisanych rozpraw itd. Patrząc jednak od strony poprawy życia człowieka, cała ta działalność niczemu dobremu nie służy. Oczywiście to ostatnie piszę w znaczeniu TAK ŚREDNIO, czyli statystycznie patrząc na sprawę, bo nie ulega kwestii, że są tam sytuacje i taki, które należałoby zaliczyć na plus, jak i takie, które są na minus. A układanka oczywiście jest bardziej skomplikowana.

Wracając zaś do mojej analizy na ile wojna (tutaj więc także batalia sądowa) ma wpływ na świadomość, to chyba mamy kolejny przypadek, gdy ta świadomość ma okazję też swoją agresję jakoś zrozumieć, może poddać refleksji. Ale na ile owa refleksja wyjdzie poza proste emocje ("wygrałem!" vs "przegrałem!"), na ile pozwoli człowiekowi ocenić sensowność tej walki o swoje - czasem za wszelką cenę - to jest już osobny problem. Generalnie chyba nastawienie w stylu "wygrać - nie przegrać", które chyba jakoś jest preferowane może emocjami przyćmić ten bardziej ogólnoludzki ogląd sprawy:
- na ile jest sens tak walczyć o swoje do upadłego, wydawać pieniądze na prawników, angażować emocje, niszczyć drugą stronę?...
Czy naprawdę tego potrzebujemy dla naszego człowieczeństwa, do szczęścia, do uznania się za wartościową osobę?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:45, 28 Lis 2017    Temat postu:

Interesująca mapka.

Jeśli o taką walkę chodzi, to co prawda sensu ona nie ma, ale nie da się tak zorganizować społeczeństwa, by ją wyeliminować. Chyba, żeby wszystkich zniewolić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31332
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:01, 29 Lis 2017    Temat postu:

wujzboj napisał:
Jeśli o taką walkę chodzi, to co prawda sensu ona nie ma, ale nie da się tak zorganizować społeczeństwa, by ją wyeliminować. Chyba, żeby wszystkich zniewolić.

Ano nie da się, nie ma sensu. Z resztą, jak pisałem wyżej, do rozwoju świadomości, przejście przez etap wojny (czy choćby zagrożenia, uświadomienia sobie okropności wojny) JEST KONIECZNE. Ciekawe jest to, że ludzie wychowywani w warunkach pokoju dwojako reagują na samą informację o zagrożeniu (także utraty życia) - jedni tym bardziej się boją (ich wyobraźnia pracuje jakby w nadmiarze), podczas gdy inni mają pokusę/chęć, aby w taki obszar zagrożenia się dostać, może się sprawdzić, może poczuć się tym, który życie może odebrać, zranić innych...
Myślę, że świadomość tego, iż NAPRAWDĘ MOGĘ KOGOŚ SKRZYWDZIĆ, ZRANIĆ jest absolutnie niezbędna dla budowy odpowiedzialności i stabilności umysłu. Choć odpowiedź dalsza po tym uświadomieniu też może być różna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 1:14, 29 Lis 2017    Temat postu:

Myślę, że masz rację.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 2:28, 29 Lis 2017    Temat postu:

MD napisał:
Jeżeli dołożymy do tego dość powszechnie znaną opinię, iż mając dobrego prawnika (drogiego) mamy znacząco większe szanse na wygranie sprawy w sądzie, można mocno zastanawiać się nad tym: CO BARDZIEJ DECYDUJE O WYGRANEJ "ślepa" sprawiedliwość, czy raczej posiadane pieniądze?...
Żadne większe. W sprawie kryminalnej oskarża Stan. Prokurator ma ma celu przedstawic dowody oskarzenia. Adwokat obrony je podwaza. Sędzia zarządza procesem ale niczego nie decyduje. Decyduje jednomyślność 12 zaprzysiezonych ławników wybranych z różnych środowisk. Stawka adwokata nie ma żadnego znaczenia. Jeśli ława przysięgłych zdecyduje, że na podstawie przedstawionych dowodów i swiadkow, ktoś jest winien, to sędzia czyta tylko wyrok ale go nie oglasza. To czyni wybrany przewodniczacy lawy przysieglych.

MD napisał:
Czyli teza, iż silnie rozwinięty sektor prawny "złagodzi obyczaje" w zakresie zabójstw, raczej byłaby trudna do wsparcia w danym przypadku.
Jaka teza? Teza jest naukowo udowodniona. Nikt nie twierdzi, ze
MD napisał:
... silnie rozwinięty sektor prawny "złagodzi obyczaje" ...
, bo ewidentnie Stany Zjednoczone to ogromny i zdywersyfikowany kraj. Tak jak na Alasce na 1 adokata przypadnie znacznie mniej ludzi niż w Waszyngtonie, DC, podobnie w dużych miastach jak NYC będzie zagęszczenie adwokatów korporacyjnych, którym nie podlega żadna "pula" klientów, bo zajmują się kontraktami, które u nas są legalnymi i wiążącymi dokumentami z konsekwencjami prawnymi. Podobnie ma sie z adwokatami od realnosci, ktorzy zajmuja sie badaniem prawa wllasnosci obiektow, przygotowaniem do sprzedazy, zakupu, etc.

W Warszawie wiekszosc przestepstw to przestepstwa kryminalne ale nie jest wyspecyfikowane jakiej natury. Jakie bylyby te statystyki gdyby pozwolenie na bron mialo wiecej osob?
[link widoczny dla zalogowanych]

Z ta Finlandia to sie nie przygotowales - na 1000 ludnosci w Finlandii przypada ponad 2 razy wiecej wszelkiego rodzaju przestepstw. Dodatkowo wiek odpowidzialnosci karnej w USA to 6 lat a w Finlandii 15 - zasadnicza roznica :)
[link widoczny dla zalogowanych]
MD napisał:
... kraju, gdzie zarabianie pieniędzy jest najwyższym prawem i chlubą (a takim chyba jest USA)
No wlasnie, dlatego nie ma umow smieciowych i "zaplace ci pozniej, jak bede miec pieniadze" :)

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Śro 3:14, 29 Lis 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31332
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:59, 29 Lis 2017    Temat postu:

Dyskurs napisał:
...ewidentnie Stany Zjednoczone to ogromny i zdywersyfikowany kraj.

Nie chcę tutaj wdawać się w ocenę systemów prawnych, czy w kwestie posiadania broni palnej. To temat na inną okazję. Przypadek Finlandii faktycznie potwierdza to, że każdy kraj jest jakoś inny - Finlandia w tabeli ma "pierwszeństwo" w zakresie posiadania małej ilości prawników, a jednocześnie mamy tam dużo zabójstw. Czyli w tym przypadku zadziałał jakiś dodatkowy czynnik (temat na inną okazję), ale już będąca obok w zestawieniu Szwecja ma i mało prawników, i mało zabójstw (podobnie jak większość krajów Europejskich). Oczywiście przy tak złożonych systemach jakimi są państwa pewnie każdą tezę (jak i tezę do tej pierwszej przeciwną) da się wesprzeć jakimś przykładem. Dyskusje o dostępie do broni palnej są tu świetnym przykładem, bo strony są w stanie przedstawiać bardzo liczne argumenty za swoja tezą - wszystko staje się argumentem (albo przestanie nim być) gdy się "odpowiednio" spojrzy na sprawę. Nie mam ochoty tutaj zabawiać się w wyliczanie owych argumentów.
Wracam natomiast do głównego celu tego wątku - pytania, czy wojna (ściślej ostatecznie uświadomienie sobie istnienia wojen, możliwości czynienia krzywd, bądź bycia samemu krzywdzonym, łącznie z odebraniem życia) kształtuje umysł - świadomość człowieka. W moim przekonaniu tak właśnie jest - patrząc ten ogrom krzywd, śmierci, bólu zadanego jednym ludziom przez innych ludzi, powinno coś się w nas obudzić!
Tutaj z ostatniej chwili mam inny ciekawy nius: [link widoczny dla zalogowanych] - skazany za zbrodnie wojenne Slobodan Praljak wypija truciznę na sali sądowej, a ostatecznie umiera.

Wstrząsnęły mną nie tyle obrazy tego człowieka odbierającego sobie życie, co raczej zupełnie poboczne, inne wideo, na który jest on w otoczeniu swoich pobratymców, ludzi wspierających go. Widać ludzi zjednoczonych w wokół idei nacjonalistycznej, przekonanych że jednak NALEŻY (JEST TO JAKOŚ SŁUSZNE) własny naród stawiać ponad inne narody, że zabijanie ludzi z tamtych narodów nie jest żadną zbrodnią, lecz chyba jakąś zasługą, może koniecznością...
Mamy tu taki skrajnie rywalizacyjny model stosunków międzyludzkich, a w nim dobro rozumiane jako coś silnie zależnego od podziału swój - obcy. Można by mówić o mentalności kalego, o drastycznym braku empatii względem ludzi, którzy są z innego niż nasz kręgu.
Niedawno oglądałem inny film, w którym przedstawiono badania na niemowlętach. Za pomocą odgrywanego teatrzyku z pacynkami badacze starali się ustalić do której pacynki kilkumiesięczne niemowlę poczuje sympatię. Na początek ustalono, że jeśli nie ma dodatkowych elementów, to dziecko wybiera sobie tą pacynkę, którą postrzega jako pomocną (odegrana jest scena w której jedna pacynka pomaga jakiejś trzeciej pacynce próbującej dostać się do pudełka, a druga pacynka przeszkadza). Pacynka przeszkadzająca, okazująca jakąś formę wrogości, czy destrukcji jest odrzucana. Ale co ciekawe, sytuacja zmienia się znacząco, jeśli wcześniej pacynki zostaną w jakiś sposób zakwalifikowane jako uznane za swoje, bądź za obce. Wtedy niemowlak bardziej polubi pacynkę, która pomogła swojemu, albo... przeszkadzała obcemu. Czyli niemowlęta lubią (w sposób naturalny) te pacynki, które są wrogie wobec obcych!
Jesteśmy więc chyba - jako gatunek - zaprogramowani na wrogość wobec obcych, zaś wspieranie swoich. To siedzi w naszych genach, we wrodzonych uczuciach. Zatem trzeba uświadomienia (dojrzałości) aby to genetyczne dziedzictwo pokonać!
Inaczej mówiąc: Pokonanie "wirusa wojny i agresji" KTÓRY JEST W NAS nie odbędzie się samo! Gdybyśmy jako najwyższą zasadę postawili to co "naturalne", to pewnie należałoby stosować zasadę znaną ludom pierwotnym, hołubioną przez kiboli, oczywistą dla nacjonalistów - wspieranie swoich, wrogość wobec obcych. W jakimś sensie wojna i wrogość SĄ NATURALNE, a wystąpienie przeciw nim jest NIENATURALNE. Tak - właśnie nienaturalne!
W Biblii jest mowa o konieczności "narodzenia się z ducha", aby być być "nie z krwi, ani z żądzy ciała". Wiele "naturalnych" odruchów i zachowań odrzucamy - nie kopulujemy na ulicy, w towarzystwie innych ludzi, choć małpy tak właśnie (naturalnie) czynią. Czynności fizjologiczne staramy się czynić w zamkniętych toaletach. Pewne formy odruchowej wrogości też jakoś (wszyscy - nawet kibole i nacjonaliści, gdy dotyczy to swoich) opanowujemy. Jak daleko jednak mamy odejść od tego co wrodzone i naturalne w zakresie np. walki naród przeciw narodowi?...

Tu gdzieś mamy tę podstawową refleksję - JAK W OGÓLE ZABIJANIE, WOJNĘ MOŻNA UZNAĆ ZA DOBRE?
Prosta symulacja i ogląd sytuacji pokazuje, że ten obcy, to taki drugi ja, tylko z tamtej strony. Jeśli my będziemy dążyć do pokonania tamtych, to na tej samej zasadzie tamci będą chcieli pokonać nas. Ofiary na pewno będą po obu stronach. Nawet jeśli wygramy ostatecznie, to wielu z naszych zginie. A co zyskamy? Teren -ziemię?... Czy naprawdę nam aż tak tej ziemi brakuje?...
Ludzie mieszkają w rejonach znacznie gęściej zaludnionych niż Chorwacja, czy Serbia. I są w stanie funkcjonować szczęśliwie. Czy na pewno potrzebna nam jest (jak uważał Hitler) "większa przestrzeń życiowa"?
Są liczne kraje ze szczęśliwymi ludźmi gęsto zaludnione i nieszczęśliwymi dość rzadko zaludnionymi. Ta przestrzeń życiowa nie jest jakimś czynnikiem dającym ludziom szczęście. A jednak to pokonanie wrogów/obcych jest dla pewnego typu ludzi czymś niezwykle ważnym, czymś, czemu gotowi są poświęcić swoje życie. Dlaczego ów cel miałby być tak ważny?! Dlaczego właściwie?! :think:
Na szali mamy - z jednej strony śmierć, krzywda ludzi (także kobiet, dzieci), a z drugiej to poczucie zwycięstwa i teren, z którego wygoni się obcych. Tak ważny jest ten teren i to zwycięstwo, że dla niego należy być mordercą?...
Jak zrozumieć taki wybór, taką motywację?...
Może tego po prostu nie da się zrozumieć, bo gdzieś w głęboko w umysłowości, uczuciach nacjonalisty - zbrodniarza jest ten grzech, ta wadliwość oceny, brak umiejętności spojrzenia na sprawę w oderwaniu od wrodzonej naturalności, którą dostajemy w genach. Mamy człowieka, który myśli NIESAMODZIELNIE, JEGO UMYSŁ NIE DOJRZAŁ, NIE WIDZI PRAWDY WZGLĘDNIE OCZYWISTEJ, ŻE NIC DOBREGO Z TEJ WOJNY NIE POWSTANIE. Emocje niskie w takim człowieku zwyciężają w sposób stały.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin