Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

zaufanie podstawa światopoglądu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:23, 02 Sie 2020    Temat postu: zaufanie podstawa światopoglądu

Postawię taką tezę.
ŚWIATOPOGLĄD budujemy na gruncie zaufania.
Odpowiedź na pytanie o etykę w szkole i etykę dla nauczycieli jest pochodna wobec odpowiedzi na pierwotniejsze pytania o rolę szkoły w formowaniu moralnym młodych ludzi, oraz rolę nauczycieli w tym procesie.
Człowiek nie rodzi się gotowy do pełni życia, nie rodzi się dojrzały. Musi z konieczności być pod opieką innych, aby przeżyć, rozwijać się i dojrzewać. Gotowość do (względnie) samodzielnego życia jest właśnie wyrazem dojrzałości. Określenie "względnie" wskazuje, z jednej strony, na wewnętrzne "okrzepnięcie" osoby, na stanie się autonomiczną i przynajmniej do pewnego stopnia samowystarczalną, a z drugiej, na pewnego rodzaju konieczność bytowania i działania w świecie przyrody oraz wspólnie z innymi, a więc społecznego. Samowystarczalność w tym wypadku nie oznacza więc możliwości istnienia i działania monadycznego, poza światem przyrody i społeczeństwa, ale umiejętność bytowania i działania w świecie, oraz wspólnie z innymi. Człowiek ma właściwe sobie możliwości, pewnego rodzaju otwartość na wzrost, na stawanie się, czyli możliwość przyjmowania nowych form. Więcej jeszcze, ma w sobie pewne siły, które mogą ten wzrost powodować. Jednakże zarówno jedno i drugie, to znaczy możliwość nabywania nowych form, doskonałości, oraz siły je spełniające także nie są w pełni gotowe i w pełni rozwinięte od początku, ale w stanie potencjalności. Działanie człowieka rozwija jego chłonność oraz te siły. To wszakże wskazuje, że ma zdolność rozwoju i moc stawania się. Wszystko to określa człowieczeństwo człowieka.
[link widoczny dla zalogowanych]

Co myślicie o takim spojrzeniu. Zamiast używać słowa wiara, bedziemy używać słowa zaufanie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:12, 02 Sie 2020    Temat postu:

To są dwie różne sprawy. Powiedziałbym: światopogląd opiera się na wierze, natomiast na wiarę wpływają różne czynniki. Jednym z nich, szczególnie istotnym podczas formowania się zrębów najwcześniejszej wiary danego człowieka, jest jego zaufanie do osób przekazujących mu wiedzę o otaczającym go świecie. Jeśli w tym procesie wychowawczym położony jest dostateczny nacisk na samodzielność, na rozumienie, na krytyczne myślenie, wtedy rola zaufania innym przestaje być z czasem dominująca, gdyż dobrze przygotowana jednostka potrafi wykrywać miejsca, w których opiera się na zaufaniu oraz potrafi przyswoić sobie mechanizmy pozwalające jej sprawdzać wiarygodność tych, których zaufaniem obdarzyła. Natomiast jeśli proces wychowawczy kładzie nacisk na pamięciowe i bezkrytyczne opanowanie treści podanych jako absolutnie prawdziwe, wtedy to dziecinne zaufanie staje się czynnikiem wiodącym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:20, 02 Sie 2020    Temat postu:

wujzboj napisał:
To są dwie różne sprawy. Powiedziałbym: światopogląd opiera się na wierze, natomiast na wiarę wpływają różne czynniki. Jednym z nich, szczególnie istotnym podczas formowania się zrębów najwcześniejszej wiary danego człowieka, jest jego zaufanie do osób przekazujących mu wiedzę o otaczającym go świecie. Jeśli w tym procesie wychowawczym położony jest dostateczny nacisk na samodzielność, na rozumienie, na krytyczne myślenie, wtedy rola zaufania innym przestaje być z czasem dominująca, gdyż dobrze przygotowana jednostka potrafi wykrywać miejsca, w których opiera się na zaufaniu oraz potrafi przyswoić sobie mechanizmy pozwalające jej sprawdzać wiarygodność tych, których zaufaniem obdarzyła. Natomiast jeśli proces wychowawczy kładzie nacisk na pamięciowe i bezkrytyczne opanowanie treści podanych jako absolutnie prawdziwe, wtedy to dziecinne zaufanie staje się czynnikiem wiodącym.


Tak. Wydaje mi się, że to właśnie teizm w polskim wydaniu jest takim "tłuczeniem".

Może to nawet dobrze
:wink: :)

Natomiast wychowanie osoby, nazwę to "wolnomyslnej" jest o wiele trudniejsze.
Ja mam takie doświadczenie, niegdy nie dostawalam wiazacej odpowiedzi. Na pytanie było pytanie
:)
Jestem nieco zaniepokojona moim podopiecznym. Jednak widzę, ze ateizm we wspolczesnym spoleczenstwie nie jest już takim problemem dla jednostki.
To znaczy bycie ateistą....
Może schody się zaczną jak spotka osobę wierzącą. Chociaż aktualnie wśród takich się obraca. Są to jednak tylko przyjaźnie..


:) :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:21, 03 Sie 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Wydaje mi się, że to właśnie teizm w polskim wydaniu jest takim "tłuczeniem".

Teizm teizmem, ateizm ateizmem, ale przynajmniej w Polsce problemem jest - niech bezpośrednio zainteresowani wybaczą - status finansowy i społeczny nauczyciela, co przekłada się wprost na poziom kadry nauczycielskiej. Powinno być tak, że nauczycielami zostają osoby wybitnie uzdolnione w danej dziedzinie, a programy nauczania powinny być układane przez śmietankę tej śmietanki. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie - poza chwalebnymi wyjątkami (a takie pewno każdy miał szczęście spotkać), ci bardziej uzdolnieni i z co większą siłą przebicia trafiają albo do pracy naukowej albo w ogóle poza naukę i edukację, natomiast wylądować w szkole to zesłanie. Obyś cudze dzieci uczył. Tymczasem takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie...

Nauczyciel da radę przekazać uczniom tylko tyle, ile sam rozumie i tylko w taki sposób, w jaki sam umie wiedzę przyjmować. Jeśli sam musiał z jakiegokolwiek powodu wkuwać na pamięć, to i jego wychowankowie zakończą naukę z wyłącznie tą umiejętnością.

Taka polityka wychowawcza ma zresztą dobre podstawy państwowotwórcze. Jednym z istotnych czynników, które złożyły się na upadek totalitaryzmu PRL, był w miarę wysoki poziom edukacji. To taka autodestrukcja: z jednej strony władza musiała poradzić sobie z potęgą Kościoła i tradycji, potrzebowała więc społeczeństwa wyedukowanego i w miarę otwarcie myślącego (byle je chronić przed zagrożeniami historią i na zgniłym Zachodem); z drugiej jednak strony im bardziej człowiek jest wyedukowany i otwarcie myślący, tym trudniej uszczęśliwić go prowadzeniem na postronku i zakładaniem kagańca na twarz tudzież klapek na oczy. Nowa władza najwidoczniej sprawnie rozpoznała źródło zagrożenia i ten niebezpieczny trend zaczął ostrożnie zawracać... A dziś już bez ogródek mówi się nowych i ulepszonych starych (jak "polityka historyczna") metodach prania mózgów jako o niezbędnikach edukacyjnych IV RP. Suweren ma bezbłędnie rozpoznawać słuszne wartości serwowane przez najwyższe autorytety moralne i kulturalne Wiary i Narodu, a nie dekadencko i liberalnie móżdżyć, relatywizując prawdę na neomarksistowską modłę zgniłego Zachodu i postsowieckich elit wykształciuchowych, amen.

Jasne, w pewnym sensie jest to powiązane z promowaniem narodowo-konserwatywnej wersji wiary w Boga, takiego tradycyjnego polskiego pogańskiego katolicyzmu, bo to i politycznie korzystne i edukacyjnie proste. Ale to jednak dotyczy głównie pokoleń wychowanych w post-peerelowskiej Polsce (głównie a nie wyłącznie, bo i w PRL jak i teraz szkoła szkołą a rodzina rodziną). Co z kolei NIE znaczy, że ateiści czy to z czasów PRL, czy to z czasów trzy-czwartej RP, czy to z niepolskiej reszty świata są samodzielnie i krytycznie myślącą szpicą ludzkości. A gdzieżby tam. I to z wielu powodów "a gdzieżby tam".

Po pierwsze, niezależnie od gadania, ateiści to nie plemię zamieszkujące bezludną wyspę i ich ateizm raczej nie bywa nieskażony myślą o Bogu, lecz jest reakcją na to, co im o Bogu w taki czy inny sposób przekazało ich otoczenie. Jest to więc zazwyczaj ateizm anty-paleoteistyczny, przeciwstawiający jawnym głupotom, zasłyszanym od katolickiej czy protestanckiej konserwy, nie aż tak jawne głupoty zasłyszane od scjentystów. I tutaj nawet nie potrzeba jakiegoś specjalnie wyrafinowanego prania mózgu. Wystarczy, by mózg był całkowicie nieprzyzwyczajony do filozoficznego myślenia - a to nieprzyzwyczajenie to standard, bo skąd ono niby miałoby się brać? Osobnik pozbawiony światopoglądowych bzdur jednego rodzaju nie wygeneruje więc w cudowny sposób spójnego poglądu na świat biorącego pod uwagę choćby tylko te najistotniejsze niuanse poznawcze, bo on patrzy na świat prostolinijnie i naiwnie, nie zastanawiając się nad żadnymi niepotrzebnymi niuansami. Skoro więc Biblia to mit, Katechizm to opium, a nauka i technika to smartfony, przeszczep serca, lot na Marsa... Sprawa jest w takiej sytuacji jasna, nie trzeba odpowiedzi wkładać do głowy.

Po drugie, nawet jeśli czyjś ateizm jest czysty i dziewiczy jak łza krokodyla, to znaczy właśnie tyle, że ten ktoś nie skalał swojego umysłu zdobyczami paru tysięcy lat ludzkiej myśli filozoficznej. Bo tak się złośliwie składa, że kwestia Boga odgrywała w tej myśli ważną rolę już od zarania dziejów. Obojętne dlaczego odgrywała, ale odgrywała, i jeśli kto z nią się nie zetknął, to o nim wiadomo bez wątpienia, że umysłowo startuje od filozoficznego zera. A składa się do tego złośliwie także i tak, że stoimy na ramionach gigantów: to nie my tworzymy całą swą mądrość, lecz nasza mądrość bierze się z tysięcy lat przemyśleń naszych przodków, choćby to były w przeważającej większości bardzo głupie przemyślenia. Bo aby oddzielić głupie od mądrego, trzeba poznać i jedno i drugie, a na samodzielne wydumanie tego wszystkiego nikomu życia nie starczy. Taki dziewiczy ateista jest więc z konieczności naiwnym ateistą, choćby jego umysł był genialny i otwarty. Zaś jeśli ten geniusz i otwartość mają zaowocować mądrością, to umysł musi się ubabrać w tym, co tysiącletnie ludzkie dumanie wylało na świat. No i teraz przypomnę, że to babranie z reguły będzie polegało na tarzaniu się w paleoteistycznym błotku, bo ono jest ogólnodostępne, w każdej zagrodzie jest go w bród.

I to nie jest tylko bolączka polskiej prowincji, bo choć ta ma swój charakterek, to w gruncie rzeczy aż tak mocno od standardów światowej prowincji to ona nie odstaje. Zaś świat, globalny czy nie, jest przede wszystkim prowincjonalny. Z prowincji powstałaś, w prowincję się obracasz, Ziemio nasza jedyna.

Nie ma lekko.


Ostatnio zmieniony przez wujzboj dnia Pon 21:42, 03 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:47, 03 Sie 2020    Temat postu:

Nie ma dziewiczych ateistów. Nawet jeśli w domu ktoś jest wychowany bez chodzenia na msze toreligia dotrze do niego w szkole.
No i patriotyczne wychowanie. Pewien problem z tym mieli zawsze sj.
Świadkowie Jehowy mają stanowczy zakaz oddawania czci symbolom narodowym czy służby w wojsku. Tak więc raczej nie spotkacie wyznawcy tej religii śpiewającego z uwielbieniem hymn narodowy czy otwarcie deklarującego swój patriotyzm. Jak stwierdził Joseph Franklin Rutherford – jeden z przywódców świadków Jehowy – „Patriotyzm pochodzi od diabła”. Takie twierdzenia uzasadniają tym, że ich głównym celem jest podporządkowanie się Bogu, a nie elementom świata zewnętrznego.

Tu przedstawiam przypadek skrajny.
W jakim celu?
Po to aby się zastanowić czy szkoła powinna indoktrynować.
Czy to możliwe aby nie robiła tego?
Zacytuję z tekstu: Nauczanie ma być odideologizowane, to znaczy nie może być podporządkowane zadaniu przekazywania określonego światopoglądu. Więcej nawet, szkoła ma być neutralna wobec procesu formowania światopoglądu dzieci, ograniczać się tym samym do dydaktyki, czyli przekazu informacji uznając, iż zadanie formowania moralnego pozostaje w wyłącznej gestii rodziców (lub innych prawnych opiekunów).
2. Wprawdzie szkoła nie mając w tym względzie zadań pozytywnych, ma jednak zadania negatywne, tzn. powinna zapobiegać formowaniu się pewnych przekonań moralnych (antyspołecznych, dopuszczających okrucieństwo etc.).
3. Szkoła nie ma przekazywać żadnego światopoglądu, nie może być jednak obojętna wobec procesu jego tworzenia, a mianowicie ma być pomocą w samodzielnym budowaniu światopoglądu przez młodzież i dzieci (pozostając jednak neutralną w kwestii rodzaju światopoglądu) 3.
4. Domagamy się od dzieci, by zbudowały sobie jakiś światopogląd. W tym miejscu "nie ma wolności od wolności". Istnieje więc jakby urzędowy nakaz samodzielnego budowania światopoglądu. W tym sensie samodzielność nie jest jedną z możliwych opcji a koniecznością. Wynika to bezpośrednio z postulatu neutralności szkoły, która nie tylko nie ma obowiązku dostarczania gotowych rozwiązań a wręcz powinna tego odmawiać osobom, które nie podejmują (niezależnie od przyczyn) trudu samodzielnego tworzenia światopoglądu.
Mówimy więc nauczycielom: światopogląd dzieci nie jest waszą sprawą, ale musicie dopilnować, by go mieli; nie możecie się wtrącać do jego treści, ale musicie dopilnować, by był on akceptowany społecznie.
Wszystkie te kłopoty biorą się z wymogu neutralności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:06, 03 Sie 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Po to aby się zastanowić czy szkoła powinna indoktrynować.
Czy to możliwe aby nie robiła tego?

Teoretycznie jest to możliwe.

Ale w praktyce taka szkoła, jakie społeczeństwo.

Jak widać na załączonym obrazku, społeczeństwo ma to do siebie, że w czasach burzliwych wypływają mu na wierzch męty z dna. Woda mąci się szybko a potrzebuje czasu, by się odstała. Ze społeczeństwem jest tak samo. A wiatr wieje jak zechce i kiedy zechce.


Ostatnio zmieniony przez wujzboj dnia Pon 23:06, 03 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 6:09, 04 Sie 2020    Temat postu:

wujzboj napisał:
Semele napisał:
Po to aby się zastanowić czy szkoła powinna indoktrynować.
Czy to możliwe aby nie robiła tego?

Teoretycznie jest to możliwe.

Ale w praktyce taka szkoła, jakie społeczeństwo.

Jak widać na załączonym obrazku, społeczeństwo ma to do siebie, że w czasach burzliwych wypływają mu na wierzch męty z dna. Woda mąci się szybko a potrzebuje czasu, by się odstała. Ze społeczeństwem jest tak samo. A wiatr wieje jak zechce i kiedy zechce.


Przypomnialam sobie o filmie: dramat o przestępcy z poprawczaka udającym księdza jest najdojrzalszym jak dotąd dziełem Jana Komasy, celnie ilustrującym, na czym polega problem z Kościołem. To film o fasadowej wierze i polskim piekle. Minitragedia antyczna o potrzebie duchowego oczyszczenia, w której skłóceni mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka na Podkarpaciu uważają siebie za dobrych, przykładnych obywateli, a w środku zżera ich nienawiść, kultywują poczucie krzywdy, nie potrafią wybaczać, szukają kozła ofiarnego. Rolę uzdrowiciela wspólnoty przywracającego kruchy ład moralny pełni przybysz znikąd (wybitna kreacja Bartosza Bieleni) – dobry grzesznik nieuprawniony do pełnienia żadnych funkcji publicznych. Ani kapłan, ani psychoterapeuta. Taki sam człowiek jak wszyscy, tyle że szczery i wolny od uprzedzeń, niezaczadzony pragnieniem władzy, świadomy absurdu sytuacji, a jednak głoszący dobrą nowinę ponad zasadami kanonicznymi, w poprzek instytucjonalnego Kościoła.

Komasa dotyka wielu spraw naraz. Najsilniej oczywiście sfery religijności, która okazuje się prawdziwa tylko wówczas, gdy odrzuca pozór rytuału i ślepej wiary. Mówi też o toczących Polskę podziałach, które po katastrofie smoleńskiej stały się murem nie do przebicia. Odwołuje się do najdelikatniejszych, stłumionych emocji, które domagają się ujścia. Tym, co różni „Boże Ciało” od „Twarzy” Szumowskiej czy wielu innych polskich obrazów krytycznie opisujących współczesność, jest wyraźnie pojednawcza nuta. Ludzki, humanistyczny stosunek do bohaterów, brak pychy i jakichkolwiek oznak pogardy do świata, w którym musi się znaleźć miejsce dla wszystkich. Ten film powstał wyłącznie z serca i miłości. Świetnie, po amerykańsku, opowiadane „Boże Ciało” wydaje się psychoterapeutycznym moralitetem. Trzyma w napięciu lepiej niż klasyczne westerny, egzorcyzmując najciemniejsze polskie kompleksy.


Jeszcze go nie oglądałam.

Zaufać oznacza:
zaufać » w odniesieniu do uwierzenia komuś w coś
dać wiarę, przyjąć za prawdę, uwierzyć, uznać za prawdę, wziąć za dobrą monetę,
Wuj:
Cytat:
Dziecinne zaufanie staje się czynnikiem wiodącym


Dlatego sobie tak mys o późnym poranku, że najlepsze sa teksty źródłowe. Do tego z różnych źródeł.. :)


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Wto 6:14, 04 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8336
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 6:41, 04 Sie 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Dlatego sobie tak mys o późnym poranku, że najlepsze sa teksty źródłowe. Do tego z różnych źródeł.. :)

a ja sobie myślę Semele, że najlepsze jest myślenie, obserwacja, własne doświadczenia, a nie "źródła", które zazwyczaj tworzą tacy, którzy poza swoje źródła, cztery ściany i sufit, rzeczywistości prawie na oczy nie widzą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:56, 04 Sie 2020    Temat postu:

lucek napisał:
Semele napisał:
Dlatego sobie tak myślę o późnym poranku, że najlepsze sa teksty źródłowe. Do tego z różnych źródeł.. :)

a ja sobie myślę Semele, że najlepsze jest myślenie, obserwacja, własne doświadczenia, a nie "źródła", które zazwyczaj tworzą tacy, którzy poza swoje źródła, cztery ściany i sufit, rzeczywistości prawie na oczy nie widzą.


Napisz więc o swojej drodze....
Jak samodzielnie doszedłeś do tej wiedzy czy wiary jaką dzisiaj prezentujesz.
Nie miałeś żadnego mentora. Nigdy go nie szukałeś. Żadnej książki żadnego ludowego gawędziarza, babci , dziadka.

Wszystko się tak samo w Twojej głowie zrodziło bez żadnych bodźców z zewnątrz?
Jak obserwowałeś, jakie metody obserwacji polecasz?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8336
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 18:58, 04 Sie 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Wszystko się tak samo w Twojej głowie zrodziło bez żadnych bodźców z zewnątrz?


nie lubię prymitywów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21422
Przeczytał: 136 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 5:06, 05 Sie 2020    Temat postu:

lucek napisał:
Semele napisał:
Wszystko się tak samo w Twojej głowie zrodziło bez żadnych bodźców z zewnątrz?


nie lubię prymitywów

Prymityw – imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa primitivus „pierworodny, pierwszy w swoim rodzaju”. Nosił je święty Prymityw, męczennik z Galicji w czasach rzymskich, towarzysz świętego Fakunda.

:)http://www.jarekkordaczuk.pl/fakund-patio-project.html,pl


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 5:11, 05 Sie 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 12:09, 05 Sie 2020    Temat postu:

Semele napisał:
lucek napisał:
Semele napisał:
Wszystko się tak samo w Twojej głowie zrodziło bez żadnych bodźców z zewnątrz?


nie lubię prymitywów

Prymityw – imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa primitivus „pierworodny, pierwszy w swoim rodzaju”. Nosił je święty Prymityw, męczennik z Galicji w czasach rzymskich, towarzysz świętego Fakunda.

:)http://www.jarekkordaczuk.pl/fakund-patio-project.html,pl
Siurpryza? 🤣👍💕
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31055
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:30, 05 Sie 2020    Temat postu:

wujzboj napisał:
Semele napisał:
Wydaje mi się, że to właśnie teizm w polskim wydaniu jest takim "tłuczeniem".

Teizm teizmem, ateizm ateizmem, ale przynajmniej w Polsce problemem jest - niech bezpośrednio zainteresowani wybaczą - status finansowy i społeczny nauczyciela, co przekłada się wprost na poziom kadry nauczycielskiej.

Ja bym nauczycieli tu winą tak bardzo nie obarczał.
Sam zbliżam się do 60ej wiosny życia. Jestem dzisiaj przekonany, że najgenialniejszy nauczyciel, w czasach gdy nauczyciele mieli dostęp do mojej głowy, miałby naprawdę znikomą szansę na przekazanie mi tych ważnych idei i prawd, jakie aktualnie mam w swojej świadomości. Powiedziałbym wręcz, że teraz jestem w stanie wyciągać ważne dla mnie wnioski tak z okoliczności dobrych, jak i złych, tak od nauczycieli wspaniałych, jak i fatalnych. Paradoksalnie właśnie analiza błędów cudzych postaw i postępowania nieraz dała mi więcej życiowej nauki, niż ten idealny przekaz od tych mądrych i uporządkowanych.
Ale to może wynika z konkretnego etapu rozwoju umysłu, na jakim aktualnie jestem.
Dzisiaj wiele wracam do starych zdarzeń, okoliczności, własnych reakcji na świat. Czy to efekt jesieni życia?...
- Wg mnie nie. Bo wracam, budując nowe.
Piszę to nie dlatego, że zebrało mi się na zwierzenia, ale z chęci przekazania tej idei, że rozwój umysłu ma swoje naturalne etapy, których nie da się przeskoczyć. Aby coś zrozumieć, najpierw trzeba skądś zdobyć zbiór doświadczeń, które potem naszym zrozumieniem uporządkujemy, nadamy im formę jakiegoś schematu myśli. W czasach szkolnych jesteśmy jeszcze na etapie zbierania danych do analizy, syntezy są rzadkie i pobieżne. Oczywiście trochę ich jest, ale będą one mocno niedoskonałe. Dopiero kolejne odsłony refleksji nad życiem, kolejne lata przemyśliwań, dają szansę na dobudowanie wyższego piętra hierarchii rozumienia. I to najczęściej i tak trzeba zrobić samemu. Nauczyciele niewiele tu pomogą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin