Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Sprawiedliwość karania, a może sprawiedliwość nagrody?...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:26, 23 Lip 2023    Temat postu: Sprawiedliwość karania, a może sprawiedliwość nagrody?...

Gdy ortodoksi myślą o idei sprawiedliwości boskiej, to zwykle "jakoś tak" automatycznie kładą nacisk na to, że Bóg będzie karał grzeszników. Ale idea sprawiedliwości na przecież "dwie strony medalu" - nie tylko tę od karania, ale także od nagradzania. Więc jeśli ogólnie uznajemy za sprawiedliwe wyrównanie jakichś tam bilansów i rachunków krzywd, czy może uchybień, to owo wyrównanie można osiągnąć nie tylko karą tych, co są po gorszej stronie bilansu, lecz też i nagradzaniem tych po dobrej stronie. Można sprawiedliwość okazać wywyższając dobrych, tych którzy może za życia często byli niedocenieni, zgnębienie, byli tymi "ostatnimi", w Bóg ich czyni "pierwszymi" - wywyższa ich, uznaje za wyjątkowo wartościowych.
Sprawiedliwość można osiągać nie tylko karaniem, lecz też uznawaniem, wskazaniem czyichś zasług dobra. Wtedy sprawiedliwi zaczną "świecić jak słońce". Sprawiedliwość skupiająca się na karaniu byłaby niepełna, nieludzka, a wg mnie też i...
nieboska.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:43, 01 Sty 2024    Temat postu:

Sprawiedliwość - czym właściwie jest?...
Polski źródłosłów sugeruje wątek słowa "sprawa". Można chyba od tego wyjść przy analizie pojęcia: sprawie - dliwy, czyli "wiodący ku sprawie". "Sprawiedliwym" w tym ujęciu będzie ten, kto wiąże swoje działania nie z fanaberiami, uprzedzeniami, osobistymi korzyściami, ale skupia się na "sprawach", na tym, co jest prawdziwe, rzeczywiste.

Sprawiedliwość jest neutralna.
Sprawiedliwość nie wyróżnia karania, ani nagradzania. Osoby mentalnie i emocjonalnie niezbyt stabilne mimowolnie będą sterowane emocjami - im silniejsza emocja, tym bardziej ich wysterowuje. Dlatego osoby emocjonalnie mało stabilne także pojęcie sprawiedliwości chętniej zwiążą z tym, co ich emocje wyróżnią. A co wyróżnią?...
Karę! Najlepiej najsurowszą, najstraszniejszą karę!

Piewcy "sprawiedliwości" rozumianej jako konieczność karania bez przebaczenia w istocie ulegają presji swojej emocjonalności, która pełna lęku i gniewu wyróżnia kary jako główny przedmiot ich zainteresowania, jako coś, na czym skupia się ich uwaga.
Oni nie widzą, że ulegają bezwiednym naciskom swojej zwierzęcej natury, nie dostrzegają, iż ich rzekomo "obiektywne" spojrzenie na tę ideę w istocie jest zmanipulowane słabością w zakresie zdolności do krytycznego, niepodlegającego naciskom nieuświadomionych emocji osądu.
Sprawiedliwość rozsądnie rozumiana nie jest żadną sugestią ku karaniu. Rozsądnie rozumiana sprawiedliwość jest skupieniem się na ZASADNOŚCI I OBIEKTYWNYM ROZPOZNANIU SPRAW.
Ale też warto zauważyć, że trudno jest mówić o "sprawiedliwości samej w sobie". Sprawiedliwość będzie inna w zależności od przyjętych dla niej założeń mentalnych, od CELU NADRZĘDNEGO, który wobec tej idei sprawiedliwości sami wytyczymy.

Można bowiem rozumieć sprawiedliwość zorganizowaną wokół dość odmiennych celów - np.
1. sprawiedliwość, której ostatecznym celem jest uszczęśliwienie jak największej ilości istot świadomych.
2. sprawiedliwość, która zadowoli przede wszystkim tych, którzy żądają cierpienia za odstępstwa od jakichś tam zasad, gdzieś tam zapisanych, albo i domniemanych.
3. sprawiedliwość, która każdemu odda to, co on sam w życiu stworzył swoimi decyzjami (karma...)
4. sprawiedliwość, która skupia się na wyrównywaniu rachunków krzywd bez względu na wszystko inne (skrucha, żal za błędy się tu nie liczy)
5. sprawiedliwość, która wyrównuje krzywdy, ale jednak z uwzględnieniem emocji, intencji - wtedy skrucha, żal za złe decyzje ma moc niweczenia przynajmniej części odpowiedzialności.

Żadne z tych założeń nie jest jakoś absolutnie wyróżnione. Można tworzyć różne modele sprawiedliwości przyjmując różne paradygmaty na start.

W zasadzie to religię, szczególnie chrześcijaństwo można by uznać za formę zainicjowania dyskusji o tym, czym jest ta - najbardziej poprawna - sprawiedliwość.
Można rozumieć chrześcijaństwo jako formę zdefiniowania (ofiarą zbawczą Jezusa) takiej postaci sprawiedliwości, jakiej nie znano w Starym Testamencie - sprawiedliwości usprawiedliwienia z wiary.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:43, 01 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:45, 01 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Sprawiedliwość - czym właściwie jest?...
Polski źródłosłów sugeruje wątek słowa "sprawa". Można chyba od tego wyjść przy analizie pojęcia: sprawie - dliwy, czyli "wiodący ku sprawie".

Ja jestem głęboko przekonany, że tym celem, tą "sprawą", ku której ma prowadzić idea sprawiedliwości i jest szczęście i rozwój jak największej ilości istot świadomych. To, aby występek, błąd, zło zostały ukarane jest niższe w hierarchii. Choć kara nieraz jest potrzebna.
Kara, wbrew naiwnym mniemaniom co niektórych, ma też i pozytywne aspekty, czasem jest nawet dobrowolnie przyjmowana. Ukarany, który nie może się pogodzić z własną małością i świadomością błędów, poddając się karze, może dostąpić jakiejś formy ukojenia, odkupienia swojej winy.
Kara dla winowajcy też może zaprowadzić rodzaj ładu u istot bardzo silnie skrzywdzonych. Kara też może być formą ogólniejszej ekspiacji, formą wykazania innym istotom, że przemiana, która się w kimś dokonała jest szczera - oto wcześniejszych grzesznik poddaje się dobrowolnie karze, aby wszyscy widzieli, iż uznał swoje winy, iż nie zakłamuje tego, kim był kiedyś, a przy tym, że już odrzuca tamte postawy, jako niegodne aktualnego ja.

Sprawiedliwość sensownie rozumiana uwzględnia te aspekty - zmienioną świadomość, skruchę, przebaczenie ze strony skrzywdzonych. Sprawiedliwość sensowna nie jest automatyczna, nie jest efektem biurokratycznego wyliczenia, jakie cierpienie ktoś miałby odczuwać za jaki rodzaj przewiny.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 21:46, 01 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:25, 01 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Sprawiedliwość można osiągać nie tylko karaniem, lecz też uznawaniem, wskazaniem czyichś zasług dobra. Wtedy sprawiedliwi zaczną "świecić jak słońce". Sprawiedliwość skupiająca się na karaniu byłaby niepełna, nieludzka, a wg mnie też i...
nieboska.

Nie twierdzę, że sprawiedliwość obejdzie się bez kar zupełnie. Co to, to nie. Ale też, nawet jeśli aspekt kary zostanie uruchomiony, to zasadnym będą pytania:
- na jakich zasadach będzie kara?
- ku czemu ma to ogólnie prowadzić?
Kara nie jest celem samym w sobie. Zresztą swego rodzaju karą dla wielu wcale nie musi być zadawanie im inwazyjne bólu, czy innej formy cierpienia, lecz KONIECZNOŚĆ ZNOSZENIA ŚWIADOMOŚCI SWOICH BŁĘDÓW, wyrzuty sumienia, świadomość tego, że inni nas wyprzedzili, a my nie mamy nic na swoją obronę. Brak nagrody dla wielu też jest karą samą w sobie.
W czasach, gdy jako nauczyciel spotkałem się z ideą oceny opisowej, szczególnie tej stosowanej w pierwszych klasach podstawówki, a już szczególnie w zerówce pojawił się ciekawy aspekt karania. Oto nauczycielki małych dzieci zachęcały małych uczniów do wysiłku ocenami za pomocą przyznawanych słoneczek - pełne słoneczka było najwyższą oceną, zaś słoneczko za chmurką (im większa chmurka tym gorsza ocena), choć miało być oceną tak ogólnie pozytywną, choć z przesłaniem, że jeszcze nie wszystko jest na najwyższym poziomie budowało bardziej negatywny koniec skali. Okazywało się, że już w realnym odbiorze przez dzieci brak pełnego słoneczka (bez żadnej chmurki) był odbierany jako zła ocena i kara. Bo człowiek automatycznie sobie ustala sobie punkt neutralny skali. Czyli jakby nie kombinował z tym, żeby nikogo nie urazić negatywną oceną, jeśli te oceny nie będą idealnie równe, to wszystko co jest gorsze niż alternatywa, automatycznie przejmie rolę kary.
Nie trzeba "specjalnie organizowanego" piekła, wystarczy świadomość własnych błędów, wystarczy spojrzenie na swoje decyzje w prawdzie, aby już pojawił się aspekt kary.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:44, 01 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
wystarczy spojrzenie na swoje decyzje w prawdzie, aby już pojawił się aspekt kary.


Czy to już działa na tym świecie? Chyba nie, bo musielibyśmy mieć dostęp do prawdy o nas i o tym czym naprawdę są nasze zachowania. Ale z drugiej strony czasem sumienie potrafi nas zaboleć i patrząc w lustro brzydzimy się siebie, bo nie możemy znieść, że zrobiliśmy coś złego, godnego potępienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:46, 01 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
wystarczy spojrzenie na swoje decyzje w prawdzie, aby już pojawił się aspekt kary.


Czy to już działa na tym świecie? Chyba nie, bo musielibyśmy mieć dostęp do prawdy o nas i o tym czym naprawdę są nasze zachowania. Ale z drugiej strony czasem sumienie potrafi nas zaboleć i patrząc w lustro brzydzimy się siebie, bo nie możemy znieść, że zrobiliśmy coś złego, godnego potępienia.

Trochę to już działa. Widać to po tych, których gnębią wyrzuty sumienia. Widać to też po tych, którzy czują się gorsi od innych, bo okazali się słabi.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 22:49, 01 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:20, 01 Sty 2024    Temat postu:

Wielu ludzi wyznających różne religie nie potrafią zaakceptować obrazu Boga, który jest miłością. Zawsze musi być jakieś "ale"..
Bóg jest miłością, ALE jest też sprawiedliwy..
Bóg jest miłością, ALE tylko do czasu..
Bóg jest miłością, ALE nie przebaczy tym, którzy nie żałują własnych grzechów..
...

Ja nie potrafię zaakceptować obrazu Boga, którego sprawiedliwość wyraża się w zdaniu "to co zrobiłeś człowieku było złe, a więc za to należy ci się taka kara".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:44, 02 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Wielu ludzi wyznających różne religie nie potrafią zaakceptować obrazu Boga, który jest miłością. Zawsze musi być jakieś "ale"..
Bóg jest miłością, ALE jest też sprawiedliwy..
Bóg jest miłością, ALE tylko do czasu..
Bóg jest miłością, ALE nie przebaczy tym, którzy nie żałują własnych grzechów..
...

Ja nie potrafię zaakceptować obrazu Boga, którego sprawiedliwość wyraża się w zdaniu "to co zrobiłeś człowieku było złe, a więc za to należy ci się taka kara".

Trochę rozumiem te "ale". Być może jest w tym rodzaj lęku, że jak sobie w duszy "za wiele pozwolimy", jak uznamy, że Bóg przecież nas kocha, to może hulaj dusza, piekła nie ma...
Człowiek chce znać miarę na obie strony, gubi się skonfrontowany z jedną stroną medalu, bo nie wie, gdzie jest miara. Ja bym tak do końca nie lekceważył stawiania sobie (choćby dla poczucia wewnętrznej dyscypliny) jakiejś postaci wątpliwości względem uznania, że skoro Bóg tak bardzo nas kocha, skoro Jego miłość jest bezwarunkowa, to nic już w życiu nie stanowi zagrożenia. Bo to nam może naszą psychikę wpędzić w pewien rodzaj zapętlenia mentalnego. Przy czym ja bym owo "ale" stawiał nie po stronie Boga, którego miłość miałaby być relatywizowana, lecz po stronie człowieka, który może się okazać tak wewnętrznie splątany, że nie będzie w stanie odpowiedzieć skutecznie na taką miłość. Jednak pewien rodzaj "ale" trzeba sobie samemu postawić, aby nie stanąć wobec sytuacji, w której z kolei nie bardzo wiadomo, po co jest to życie i cierpienie w nim doznawane. Ono jest realne, czyli i zagrożenie dla duszy jest realne. Tyle, że bariera jest nie po stronie Boga, a człowieka. Jednak jest to realna bariera.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:31, 02 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Przy czym ja bym owo "ale" stawiał nie po stronie Boga, którego miłość miałaby być relatywizowana, lecz po stronie człowieka, który może się okazać tak wewnętrznie splątany, że nie będzie w stanie odpowiedzieć skutecznie na taką miłość.


A co może być tak splątane w człowieku, aby Bóg nie mógł tego "rozplątać"?
Więcej wiary! Nasz Bóg nie tylko jest miłością, ale jest też i wszechmocny!

Cytat:
Jednak pewien rodzaj "ale" trzeba sobie samemu postawić, aby nie stanąć wobec sytuacji, w której z kolei nie bardzo wiadomo, po co jest to życie i cierpienie w nim doznawane. Ono jest realne, czyli i zagrożenie dla duszy jest realne. Tyle, że bariera jest nie po stronie Boga, a człowieka. Jednak jest to realna bariera.


Nie ma żadnych zagrożeń, bo Bóg jest miłością i jest wszechmocny. Bóg nie stwarza światów z możliwymi do zaistnienia problemami, które, by Go przerosły.
Bóg zesłał ludzi na świat nie wyjaśniając sensu życia, czyli co stanowi realne zagrożenie, co daje zbawienie, i że w ogóle jest się nad czym zastanawiać. Tworząc komuś świat z realnymi zagrożeniami nie wyjaśniając wcześniej, że jakieś zagrożenia są, to chyba zaprzeczenie miłości. To byłaby zabawa i igraszka ludzkim życiem.
Bóg jest miłością. Bóg jest wszechmocny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:10, 02 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Przy czym ja bym owo "ale" stawiał nie po stronie Boga, którego miłość miałaby być relatywizowana, lecz po stronie człowieka, który może się okazać tak wewnętrznie splątany, że nie będzie w stanie odpowiedzieć skutecznie na taką miłość.


A co może być tak splątane w człowieku, aby Bóg nie mógł tego "rozplątać"?
Więcej wiary! Nasz Bóg nie tylko jest miłością, ale jest też i wszechmocny!

Cytat:
Jednak pewien rodzaj "ale" trzeba sobie samemu postawić, aby nie stanąć wobec sytuacji, w której z kolei nie bardzo wiadomo, po co jest to życie i cierpienie w nim doznawane. Ono jest realne, czyli i zagrożenie dla duszy jest realne. Tyle, że bariera jest nie po stronie Boga, a człowieka. Jednak jest to realna bariera.


Nie ma żadnych zagrożeń, bo Bóg jest miłością i jest wszechmocny. Bóg nie stwarza światów z możliwymi do zaistnienia problemami, które, by Go przerosły.
Bóg zesłał ludzi na świat nie wyjaśniając sensu życia, czyli co stanowi realne zagrożenie, co daje zbawienie, i że w ogóle jest się nad czym zastanawiać. Tworząc komuś świat z realnymi zagrożeniami nie wyjaśniając wcześniej, że jakieś zagrożenia są, to chyba zaprzeczenie miłości. To byłaby zabawa i igraszka ludzkim życiem.
Bóg jest miłością. Bóg jest wszechmocny.


Problem jest w innym miejscu.
Bóg "zbyt" wszechmocny wobec osoby, stawiałby swoją moc i wolę ZAMIAST samej osoby. Bóg, który kochając musi ratować jakąś istotę, ustawiając w niej po swojemu cudzą psychikę, ratuje nie TĄ istotę, tylko unicestwia starą istotę, a zamiast niej de facto stwarza nową. Bóg chce, aby istota - jego dziecko - była sobą, a nie była czymś na podobieństwo automatu. A sobą istota może być tylko tak, że SAMA ZADECYDUJE.
Bóg pewnie może ratować ludzkie szczęście (choć też nie wiem, na jak długo, jak trwale) zabierając istocie wolność, czyli np. podłączając tę istotę pod kroplówkę jakiego boskiego narkotyku, mógłby nieustannie jej odczucia przekształcać w jakiś rodzaj przyjemności. I może wielu by nawet chciało takiego "raju". Jednak na dłuższą metę to jest bez sensu. Taki raj narkomanów - raj, w którym istoty są szprycowane "szczęściem", same nie tworząc swojego życia, byłby jakimś wynaturzeniem, byłbym czymś dalekim od piękna i doskonałości.
Jest w Biblii ta niesłychanie ważna teologicznie przypowieść o talentach/minach. W niej pochwalona jest odwaga, sprawczość, wzięcie swojego życia w swoje ręce, a jako niespełnienie celu życia podany jest przykład tego sługi, który swoje talenty zakopał. Tam motywacją był strach (czyli podobna motywacja jak u integrystów, którzy właśnie na tej zasadzie zakopują swoje talenty), ale można też zakopać swoje talenty z gnuśności motywowanej "zbytnią wiarą" w miłość Boga, który "przecież nie da kochanej istocie zginąć". Nie chcę tutaj jakoś występować przeciw miłości Boga, ale wydaje mi się, że dobrym podejściem jest - pamiętając o tej miłości i zawierzając jej - jednak traktować swoje życie tak, jakbyśmy to my musieli sami w nim rozwiązywać swoje problemy.
To jest sentencja Ignacego Loyoli: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:52, 02 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Przy czym ja bym owo "ale" stawiał nie po stronie Boga, którego miłość miałaby być relatywizowana, lecz po stronie człowieka, który może się okazać tak wewnętrznie splątany, że nie będzie w stanie odpowiedzieć skutecznie na taką miłość.


A co może być tak splątane w człowieku, aby Bóg nie mógł tego "rozplątać"?
Więcej wiary! Nasz Bóg nie tylko jest miłością, ale jest też i wszechmocny!

Cytat:
Jednak pewien rodzaj "ale" trzeba sobie samemu postawić, aby nie stanąć wobec sytuacji, w której z kolei nie bardzo wiadomo, po co jest to życie i cierpienie w nim doznawane. Ono jest realne, czyli i zagrożenie dla duszy jest realne. Tyle, że bariera jest nie po stronie Boga, a człowieka. Jednak jest to realna bariera.


Nie ma żadnych zagrożeń, bo Bóg jest miłością i jest wszechmocny. Bóg nie stwarza światów z możliwymi do zaistnienia problemami, które, by Go przerosły.
Bóg zesłał ludzi na świat nie wyjaśniając sensu życia, czyli co stanowi realne zagrożenie, co daje zbawienie, i że w ogóle jest się nad czym zastanawiać. Tworząc komuś świat z realnymi zagrożeniami nie wyjaśniając wcześniej, że jakieś zagrożenia są, to chyba zaprzeczenie miłości. To byłaby zabawa i igraszka ludzkim życiem.
Bóg jest miłością. Bóg jest wszechmocny.


Problem jest w innym miejscu.
Bóg "zbyt" wszechmocny wobec osoby, stawiałby swoją moc i wolę ZAMIAST samej osoby. Bóg, który kochając musi ratować jakąś istotę, ustawiając w niej po swojemu cudzą psychikę, ratuje nie TĄ istotę, tylko unicestwia starą istotę, a zamiast niej de facto stwarza nową. Bóg chce, aby istota - jego dziecko - była sobą, a nie była czymś na podobieństwo automatu. A sobą istota może być tylko tak, że SAMA ZADECYDUJE.
Bóg pewnie może ratować ludzkie szczęście (choć też nie wiem, na jak długo, jak trwale) zabierając istocie wolność, czyli np. podłączając tę istotę pod kroplówkę jakiego boskiego narkotyku, mógłby nieustannie jej odczucia przekształcać w jakiś rodzaj przyjemności. I może wielu by nawet chciało takiego "raju". Jednak na dłuższą metę to jest bez sensu. Taki raj narkomanów - raj, w którym istoty są szprycowane "szczęściem", same nie tworząc swojego życia, byłby jakimś wynaturzeniem, byłbym czymś dalekim od piękna i doskonałości.
Jest w Biblii ta niesłychanie ważna teologicznie przypowieść o talentach/minach. W niej pochwalona jest odwaga, sprawczość, wzięcie swojego życia w swoje ręce, a jako niespełnienie celu życia podany jest przykład tego sługi, który swoje talenty zakopał. Tam motywacją był strach (czyli podobna motywacja jak u integrystów, którzy właśnie na tej zasadzie zakopują swoje talenty), ale można też zakopać swoje talenty z gnuśności motywowanej "zbytnią wiarą" w miłość Boga, który "przecież nie da kochanej istocie zginąć". Nie chcę tutaj jakoś występować przeciw miłości Boga, ale wydaje mi się, że dobrym podejściem jest - pamiętając o tej miłości i zawierzając jej - jednak traktować swoje życie tak, jakbyśmy to my musieli sami w nim rozwiązywać swoje problemy.
To jest sentencja Ignacego Loyoli: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.”


Ale żeście mu mózg wyprali, że aż sami musicie go teraz naprostowywać. Teraz jak naćpany powtarza tylko w kółko "Bóg jest miłością" i nic więcej do niego nie dociera. W całej Biblii widzi tylko zdanie "Bóg jest miłością" i nic więcej

Chociaż to Wujek zrobił mu większe kuku na muniu niż ty. Bo ty zachowujesz jeszcze jakiś umiar i proporcje w tym wszystkim

Katolikus napisał:
A co może być tak splątane w człowieku, aby Bóg nie mógł tego "rozplątać"?
Więcej wiary! Nasz Bóg nie tylko jest miłością, ale jest też i wszechmocny!

(...)

Nie ma żadnych zagrożeń, bo Bóg jest miłością i jest wszechmocny.
Bóg jest miłością. Bóg jest wszechmocny.


Bóg jest miłością, hulaj dusza, piekła nie ma. Jezus robił sobie tylko jaja gdy mówił o piekle. Dlatego możesz bluzgać na Boga z kilku kont bo kary i tak nie będzie

Była kiedyś taka sekta, co nazywała się "sekta miłości". Nadawałbyś się tam idealnie


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 14:57, 02 Sty 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:19, 02 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
Bóg jest miłością, hulaj dusza, piekła nie ma. Jezus robił sobie tylko jaja gdy mówił o piekle. Dlatego możesz bluzgać na Boga z kilku kont bo kary i tak nie będzie

Ja też uważam, że "kary" w zwykle rozumianym znaczeniu słowa, domyślnie nie będzie. Ale będzie KONSEKWENCJA.
Wierzę, że w Biblii, choć narracja posługuje się ideą kary, to jest to pewien zabieg komunikacyjny, niezbędny dla opisania rzeczywistości ducha, na którą nie bardzo są dobre określenia w języku. "Kara" jest ideą bliską tej, która odpowiada owej rzeczywistości ducha, jednak są też tu bardzo istotne różnice.
W życiu aplikuje się komuś jakieś cierpienia, przykrości "za karę", co oznacza, iż w pewnym momencie tworzymy jakiś wydzielony z normalnych odniesień zestaw działań, który intencjonalnie ma sprawiać przykrość. Takie są np. więzienia - miejsca nieprzyjemne, w których osadzeni siedzą, bo sąd tak ich skazał. Już nie liczy się stan ich świadomości, ale jak ktoś ma 10 lat siedzieć, to będzie siedział w więzieniu niezależnie od tego, jak bardzo się zmienił, albo niezależnie od tego, jak w ogóle odbiera pobyt w więzieniu (bo niektórzy tak się przyzwyczajają do więziennego życia, że potem nie umieją sobie poradzić na wolności i specjalnie dokonują przestępstw, aby do więzienia wrócić). Po ludzku rozumiana kara jest prostacka, jest postawieniem sprawy "masz cierpieć, bo ci to teraz zasądzono, a silniejsi od ciebie przypilnują, abyś nie mógł tego cierpienia przerwać".

Ja jestem głęboko przekonany, że nie o takiej "karze" jest mowa w duchowym rozliczeniu życia człowieka. Odwołanie się do idei kary jest wg mnie po prostu nieprecyzyjne. Będzie coś do kary podobnego, czyli będzie przykra, związana z cierpieniem konsekwencja złych życiowych wyborów grzesznika, jednak co innego będzie jej istotą, inaczej to zadziała.

Wcześniej to pisałem, ale wierzę, że kluczowe jest to, jaki STAN DUSZY reprezentuje dana osobowość. Lampa powinna mieć tę swoją oliwę, która może zapłonąć, gdy oblubieniec nadejdzie (patrz: Ewangelia Mateusza 25). Ta dusza, która "ma w sobie oliwę", zapłonie na głos Pana, co ją uchroni od nędzy i małości. Karą (bardziej konsekwencją) będzie bowiem najbardziej patrzenie na własną małość i wadliwość. Jak się jest mentalnie nikim, to nie ma co w takim niczym zapłonąć, nie ma tej "duchowej oliwy". "Karą" jest bycie tym, który się NIE NADAJE do szczęścia, zbawienia.
Ale trudno jest ludziom to wytłumaczyć, bo większość stawia sprawy na zasadzie egoistycznej - co będę z tego miał? - pytają, gdy chodzi o motywowanie się do postaw życiowych. Nie pytają zwykle: kim będę, kim się stanę, abym mógł współodczuwać piękno, prawdę i miłość?
Więc narrator biblijny musi posłużyć się najbliższym pojęciem znanym ludziom, czyli pojęciem kary. Pojęcie kary przekazuje tę najważniejszą intencję, która brzmi: jeśli nie spełnisz wymagań przed tobą postawionych, to niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy nie, będziesz zmuszony doznawać stanów emocjonalnych, duchowych zdecydowanie nieprzyjemnych, takich, których nie będziesz chciał, ale nie będziesz w stanie tego powstrzymać.

Co z kolei błędnie sugeruje koncepcja kary, wzięta za blisko ludzkich odniesień, ludzkiego rozumienia?...
- Największym błędem potraktowania rzeczywistości ducha w konwencji (po ludzku rozumianej) kary jest skupienie się na samej osobie sędziego, który arbitralnie (a wg wyobrażeń wielu nawet kapryśnie i emocjonalnie) będzie osądzał człowieka, kierując się swoim widzimisię. Ta sugestia skłania dalej co niektórych do mylnego przekonania, że może z takim sędzią najlepiej byłoby się jakoś "dogadać" w ten sposób, że się mu kadzi, okazuje swoją uległość, wychwala go, korzy przed nim na maksa, a inne wymagania już... można nawet (troszkę...) zaniedbać. Efektem jest postawa religijna w stylu "musimy okazaniem totalnej uległości przebłagać strasznego despotę, to może nam się upiecze...".

Choć warto też zauważyć, że wskazanie arbitralności sędziego może mieć też swój dodatni dydaktyczny skutek, która może nawet pozytywnie zadziałać u osobowości, które myślą skrajnie życzeniowo. Arbitralność sędziego bowiem dla niektórych jest jedyną zrozumiałą granicą, jedynym sposobem przekazania sugestii, że tu się nie da za bardzo skręcić, oszukać, naciągnąć sprawy, bo wielce kompetentny, nieprzekupny, mający pełną wiedzę sędzia wyda swój werdykt. Tak więc ta idea kary jest dość bliska rzeczywistości KONSEKWENCJI DUCHOWYCH, złych wyborów, które są tym, ku czemu zmierza przekaz Biblii.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
fedor




Dołączył: 04 Paź 2008
Posty: 15215
Przeczytał: 91 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:32, 02 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
fedor napisał:
Bóg jest miłością, hulaj dusza, piekła nie ma. Jezus robił sobie tylko jaja gdy mówił o piekle. Dlatego możesz bluzgać na Boga z kilku kont bo kary i tak nie będzie

Ja też uważam, że "kary" w zwykle rozumianym znaczeniu słowa, domyślnie nie będzie. Ale będzie KONSEKWENCJA.
Wierzę, że w Biblii, choć narracja posługuje się ideą kary, to jest to pewien zabieg komunikacyjny, niezbędny dla opisania rzeczywistości ducha, na którą nie bardzo są dobre określenia w języku. "Kara" jest ideą bliską tej, która odpowiada owej rzeczywistości ducha, jednak są też tu bardzo istotne różnice.
W życiu aplikuje się komuś jakieś cierpienia, przykrości "za karę", co oznacza, iż w pewnym momencie tworzymy jakiś wydzielony z normalnych odniesień zestaw działań, który intencjonalnie ma sprawiać przykrość. Takie są np. więzienia - miejsca nieprzyjemne, w których osadzeni siedzą, bo sąd tak ich skazał. Już nie liczy się stan ich świadomości, ale jak ktoś ma 10 lat siedzieć, to będzie siedział w więzieniu niezależnie od tego, jak bardzo się zmienił, albo niezależnie od tego, jak w ogóle odbiera pobyt w więzieniu (bo niektórzy tak się przyzwyczajają do więziennego życia, że potem nie umieją sobie poradzić na wolności i specjalnie dokonują przestępstw, aby do więzienia wrócić). Po ludzku rozumiana kara jest prostacka, jest postawieniem sprawy "masz cierpieć, bo ci to teraz zasądzono, a silniejsi od ciebie przypilnują, abyś nie mógł tego cierpienia przerwać".

Ja jestem głęboko przekonany, że nie o takiej "karze" jest mowa w duchowym rozliczeniu życia człowieka. Odwołanie się do idei kary jest wg mnie po prostu nieprecyzyjne. Będzie coś do kary podobnego, czyli będzie przykra, związana z cierpieniem konsekwencja złych życiowych wyborów grzesznika, jednak co innego będzie jej istotą, inaczej to zadziała.

Wcześniej to pisałem, ale wierzę, że kluczowe jest to, jaki STAN DUSZY reprezentuje dana osobowość. Lampa powinna mieć tę swoją oliwę, która może zapłonąć, gdy oblubieniec nadejdzie (patrz: Ewangelia Mateusza 25). Ta dusza, która "ma w sobie oliwę", zapłonie na głos Pana, co ją uchroni od nędzy i małości. Karą (bardziej konsekwencją) będzie bowiem najbardziej patrzenie na własną małość i wadliwość. Jak się jest mentalnie nikim, to nie ma co w takim niczym zapłonąć, nie ma tej "duchowej oliwy". "Karą" jest bycie tym, który się NIE NADAJE do szczęścia, zbawienia.
Ale trudno jest ludziom to wytłumaczyć, bo większość stawia sprawy na zasadzie egoistycznej - co będę z tego miał? - pytają, gdy chodzi o motywowanie się do postaw życiowych. Nie pytają zwykle: kim będę, kim się stanę, abym mógł współodczuwać piękno, prawdę i miłość?
Więc narrator biblijny musi posłużyć się najbliższym pojęciem znanym ludziom, czyli pojęciem kary. Pojęcie kary przekazuje tę najważniejszą intencję, która brzmi: jeśli nie spełnisz wymagań przed tobą postawionych, to niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy nie, będziesz zmuszony doznawać stanów emocjonalnych, duchowych zdecydowanie nieprzyjemnych, takich, których nie będziesz chciał, ale nie będziesz w stanie tego powstrzymać.

Co z kolei błędnie sugeruje koncepcja kary, wzięta za blisko ludzkich odniesień, ludzkiego rozumienia?...
- Największym błędem potraktowania rzeczywistości ducha w konwencji (po ludzku rozumianej) kary jest skupienie się na samej osobie sędziego, który arbitralnie (a wg wyobrażeń wielu nawet kapryśnie i emocjonalnie) będzie osądzał człowieka, kierując się swoim widzimisię. Ta sugestia skłania dalej co niektórych do mylnego przekonania, że może z takim sędzią najlepiej byłoby się jakoś "dogadać" w ten sposób, że się mu kadzi, okazuje swoją uległość, wychwala go, korzy przed nim na maksa, a inne wymagania już... można nawet (troszkę...) zaniedbać. Efektem jest postawa religijna w stylu "musimy okazaniem totalnej uległości przebłagać strasznego despotę, to może nam się upiecze...".

Choć warto też zauważyć, że wskazanie arbitralności sędziego może mieć też swój dodatni dydaktyczny skutek, która może nawet pozytywnie zadziałać u osobowości, które myślą skrajnie życzeniowo. Arbitralność sędziego bowiem dla niektórych jest jedyną zrozumiałą granicą, jedynym sposobem przekazania sugestii, że tu się nie da za bardzo skręcić, oszukać, naciągnąć sprawy, bo wielce kompetentny, nieprzekupny, mający pełną wiedzę sędzia wyda swój werdykt. Tak więc ta idea kary jest dość bliska rzeczywistości KONSEKWENCJI DUCHOWYCH, złych wyborów, które są tym, ku czemu zmierza przekaz Biblii.


A Biblia gdzie wspiera te wszystkie wnioski, że kary nie będzie i czeka nas tylko miła psychoterapia w postaci jedynie analizowania konsekwencji naszych działań przy jakiejś muzyce relaksacyjnej? Bo tak to mniej więcej przedstawiłeś. Póki co jest to tylko opis twoich życzeń. Biblia zaś robi zupełnie odwrotnie, skalując maksymalnie wzwyż srogość kar. Oczywiście możesz powiedzieć, że Biblii w tym miejscu nie wierzysz. No ale w ten sposób nie słuchasz już Biblii, ani w ogóle kogokolwiek lub czegokolwiek, ale jedynie siebie samego. A zobacz jak Biblia to komentuje:

"Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom" (2 Tm 4,3-4)


Ostatnio zmieniony przez fedor dnia Wto 18:03, 02 Sty 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:14, 02 Sty 2024    Temat postu:

fedor napisał:
A Biblia gdzie wspiera te wszystkie wnioski, że kary nie będzie i czeka nas tylko miła psychoterapia w postaci jedynie analizowania konsekwencji naszych działań przy jakiejś muzyce relaksacyjnej?

Takiej tezy, że będzie tylko co najwyżej "miła psychoterapia" nie głoszę. Psychoterapie czasem są bardzo trudne, traumatyczne. Czasem długo ktoś nie jest w stanie znieść tego, czego psychoterapia wymaga: SPOJRZENIA NA SIEBIE W PRAWDZIE.
Twierdzę, że nikt, kto nie jest w stanie spojrzeć na siebie, na swoje uczynki w prawdzie, nie ma szans na zbawienie (przynajmniej do momentu, gdy tę zdolność zdobędzie). Warunek bycia zgodnym z prawdą (z Duchem Świętym) jest niezbywalny. Niezdolność do jego wypełnienia właściwie sama w sobie jest "karą", bo dusza jednak będzie miała kontakt z tą rzeczywistością, jaką stworzyły jej wybory. Ale jeśli nie ułoży ich sobie w prawdzie, to będzie cierpiała, będzie szarpana tą niezgodnością oczekiwań, które posiada z doznaniami, jakie będą jej udziałem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:04, 02 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Problem jest w innym miejscu..


Marsz rację. Trochę przesadziłem twierdząc, że "nie ma żadnych zagrożeń". Rozsądnie i bez emocji podchodzisz do tematu, a to sprawia, że masz bardziej obiektywny punkt widzenia.

Ja tylko jeszcze może dodam, że po prostu sprzeciwiam się poglądowi, który sugerowałby, że Bóg się naszym życiem bawi, nie przejmuje się tym, że stworzył świat, w którym są możliwe realne zagrożenia dla człowieka. "A jak się uda człowiekowi dojść do tego, by osiągnąć zbawienie to dobrze, a jak wpadnie w realne zagrożenie i uda mu się z tego wydostać to fajnie, a jak nie to będzie sobie cierpiał.." - takie myślenie o Bogu odrzucam. Odrzucam, że Bóg może myśleć w takich kategoriach. Przez chwilę miałem wrażenie, że czytając twoją odpowiedź:
http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/sprawiedliwosc-karania-a-moze-sprawiedliwosc-nagrody,23369.html#772293

wyłania się obraz Boga trochę obojętnego, trochę może bezradnego na sytuację, że człowiek może wpaść w realne zagrożenie.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Wto 23:07, 02 Sty 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:36, 03 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Problem jest w innym miejscu..


Marsz rację. Trochę przesadziłem twierdząc, że "nie ma żadnych zagrożeń".

Warto zwrócić uwagę na jedną okoliczność: jest wiele sytuacji, w których człowiek sam sobie szuka zagrożeń!
Gdy się patrzy na ludzką naturę wybiórczo, to umykają aspekty, na których później myślowo "podwija nam się noga". Dlaczego jest tyle chętnych wchodzenia na niebezpieczne ściany skalne (z których wielu spada, tracąc życie), dlaczego tak wielu z własnej woli zaciąga się do wojska, zostaje najemnikami, dobrze wiedząc, iż łączy się to z narażeniem życia?...
Ale są i pomniejsze zagrożenia, bez których...
mentalnie byśmy nie przetrwali. Dlaczego tak wielu ludzi uprawia sport, gra w gry?...
- Bo mogą się zmagać z tą dychotomiczną wobec ich emocji sytuacją - może mi się uda, a wtedy będzie dobrze, a może jednak mi się nie uda... :shock:
Życie straciłoby dla większości z nas wszelką barwę, gdybyśmy mieli absolutnie zagwarantowane bezpieczeństwo, brak stresu, brak możliwości straty czegoś cennego dla nas. Bo w ogóle to co jawi się jako cenne, jest dokładnie tym co wydarliśmy zagrożeniom, przeciw nim działając. A przynajmniej jest to nasza postawa przeciw trudowi, dyskomfortowi (które są pomniejszym problemem, a z innej strony patrząc zagrożeniem).
Ktoś tu spyta: ale czy zagrożenie aż utraty życia dla osób, które tego zagrożenia nie chcą, jest aby na pewno potrzebne?...
Nie chcę tu teraz jakoś autorytatywnie rozstrzygać tej granicznej, skrajnej kwestii, ale jestem głęboko przekonany, że skoro zagrożenia w ogóle są nam jakoś potrzebne, aby wybudować w sobie osobowość, która posiada w swoim mentalnym "repertuarze" takie coś jak odczuwanie wartości rzeczy idei, a dalej z tego też i emocję uzyskania czegoś jako dar, zdobycz, odczucie satysfakcji, to oczywiście spektrum tych potencjalnych zagrożeń jakieś tam będzie - od małych, do największych zagrożeń. To, czy owe największe zagrożenia są ustawione w taki, czy inny sposób (nawet na śmierć, na potępienie) jest osobną kwestią. Jednak wg mnie na pewno na start warto uświadomić sobie jedno: jakąś pulę zagrożeń musimy w życiu przeżyć, zrozumieć, czasem się na nich wykopyrtnąć.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 20:38, 03 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:48, 03 Sty 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Jednak wg mnie na pewno na start warto uświadomić sobie jedno: jakąś pulę zagrożeń musimy w życiu przeżyć, zrozumieć, czasem się na nich wykopyrtnąć.


Trochę mi się to nadal nie układa. Bo z jednej strony, jeżeli dobrze rozumiem, zagrożenia są wpisane w nasze życie i powinniśmy ich doświadczyć, a z drugiej strony Jezus nauczał, żeby ich unikać w swoim życiu - "szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby". To w końcu unikać zagrożeń, które odbierają mi możliwość zbawienia, czy nie unikać i przeżyć je? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31340
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:21, 03 Sty 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Jednak wg mnie na pewno na start warto uświadomić sobie jedno: jakąś pulę zagrożeń musimy w życiu przeżyć, zrozumieć, czasem się na nich wykopyrtnąć.


Trochę mi się to nadal nie układa. Bo z jednej strony, jeżeli dobrze rozumiem, zagrożenia są wpisane w nasze życie i powinniśmy ich doświadczyć, a z drugiej strony Jezus nauczał, żeby ich unikać w swoim życiu - "szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby". To w końcu unikać zagrożeń, które odbierają mi możliwość zbawienia, czy nie unikać i przeżyć je? :think:

A może właśnie na tym "wąskość" bramy polega, że wchodzimy śmiało tam, gdzie trzeba, bierzemy na klatę ryzyka życiowe, czyli zagrożenia. Jak inaczej miałby się dokonać nasz test?

(47) Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. (48) Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. (49) Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych (Ewangelia Mateusza 13)

(31) Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę (Ewangelia Łukasza 22:31)

(24) Inną przypowieść im przedłożył: Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. (25) Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. (26) A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. (27) Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast? (28) Odpowiedział im: Nieprzyjazny człowiek to sprawił. Rzekli mu słudzy: Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go? (29) A on im odrzekł: Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. (30) Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza. (Ewangelia Mateusza 13)

(13) tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień /Pański/; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest.
(1 list do Koryntian 3:13)


Przez szeroką bramę przechodzą ci, co wierzą, że jakimiś magicznymi sposobami ominą test, że nie będą musieli mierzyć się z zagrożeniami.
Co ludziom się jawi jako ta magiczna metoda, które pozwoli im przemycić się do zbawienia BEZ OKAZYWANIA RZECZYWISTEJ SWOJEJ WARTOŚCI?...
- Niektórzy ślepo próbują zawierzyć jakimś frazom (czyli powtarzać je w kółko), których nawet nie rozumieją
- Są tacy co wierzą w magię bezkrytycznego zawierzenia autorytetom
- niektórzy próbują zaczarować sobie zbawienie za pomocą nadmiarową lojalność wobec grupy swoich, bo rzekomo jak będą z tymi swoimi, to już będzie to dobrze...
- Sporo jest takich, którzy stawiają na jakąś konkretną praktykę - branie udziału bardzo często rytuałach religijnych
- Część wierzy w magię walki z wrogiem, licząc na to, że jeśli walczą, jeśli kogoś tam skutecznie pognębią, to tym zaczarują zbawienie.

Brama jest wąska, bo aby przez nią przejść,trzeba się PRZECISKAĆ, trzeba wybrać drogę, która nie pasuje jedynie do emocji, ale jest bardziej skomplikowana, bo domaga się użycia wszelkich sił mentalnych człowieka - intelektu, woli, wiary, intuicji, odczuwania. I jeszcze wszystko to razem trzeba ze sobą w spójny sposób połączyć. To jest trudne. Dlatego to jest wąska brama.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 21:58, 03 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2190
Przeczytał: 175 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:46, 03 Sty 2024    Temat postu:

Czyli chyba jednak są i takie zagrożenia, na których lepiej się "nie wykopytnąć". ;-P

Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Śro 21:47, 03 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin