Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z anałów współczesnej myśli lewicowej

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kawiarnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:58, 28 Paź 2007    Temat postu: Z anałów współczesnej myśli lewicowej

Regres męskości.

Dlaczego Izabela Łęcka zachwycała się trzeciorzędnym artystą (skrzypek Molinari) czy obleśnym bawidamkiem (Kazio Starski), a pogardzała mężczyzną silnym i szlachetnym (Stanisław Wokulski)? W „Regresie człowieczeństwa” Konrada Lorenza czytamy: „W przypadkach, kiedy wybór partnera płciowego należy do samicy, współzawodnictwo samców polega prawie wyłącznie na rozwinięciu możliwie najbardziej efektywnej >techniki reklamiarskiejpanie ludzkość< nie jest bezpośrednio przedmiotem miłości, lecz zostaje taktycznie przeciwstawiona przedmiotowi nienawiści”. Postępowy humanitaryzm, u źródeł którego leży oświeceniowy dogmat o sprzeczności religii z ideą społeczeństwa egalitarnego (wolnego od dyskryminacji), jest współczuciem na pokaz, przypominającym „stare baby, które nawzajem zarażają się szlochem”. Dziś każdy nowy przejaw feministycznej filantropii jest przez lewicę przedstawiany jako bramka strzelona kapłańskiej drużynie na jej własnym podwórku. Każda zaś próba kojarzenia historycznych i psychospołecznych uwarunkowań ideowo-politycznej elity z nurtami myśli antyburżuazyjnej (fr. bourgeois - mieszczanin) postponowana jest złowieszczym zarzutem „antyinteligenckości”.

Mieszczanie do bicia.

Wystarczy przejrzeć największe magazyny kobiece, aby zdumieć się ich wrażliwością na los ekscentrycznych mniejszości. Ale prasa ta z zasady nie współczuje chorym na stwardnienie rozsiane, nieustannie natomiast graficiarzom dewastującym nasze domy („artyści”). A jaki jest stosunek tych wydawnictw do zwykłych ludzi? Oto fragment tekstu „10 powodów, dla których warto mieć wrogów” z wielkiego magazynu, znanego z promowania tolerancji: „Ukierunkuj agresję. Wrogowie mają duże znaczenie jako przysłowiowi chłopcy do bicia. Mając ich zawsze pod ręką, możesz wyładować agresję wtedy, gdy odczuwasz taką potrzebę. Tym sposobem unikasz awantur w rodzinie czy wśród przyjaciół”. Czy walka o prawa mniejszości nie jest graniem na nosie chłopcom do bicia? Czy dla spoistości własnej grupy nie warto zabawić się w obyczajową rewolucjonistkę? Czy tego samego te panie uczą swoje dzieci - dla odprężenia bicia innych dzieci? Ile dla tego środowiska rzeczywiście znaczy los zmęczonej, zaniedbanej i wierzącej w „parafiańskie zabobony” włókniarki, w której rodzinie rzeczywiście dochodzi do przemocy? Wydaje się, że tyle, co kultura Pigmejów, za którą zresztą kobiety wyzwolone dałyby się przed kamerami posiekać. Nie potrzeba szkła powiększającego, aby dostrzec w tym gigantyczną hipokryzję. Wyemancypowane panie przyznają się do niej otwarcie (z poczucia bezkarności raczej niż z rozsądku). Piszą to, czego niejeden subtelny apologeta lewicy nie śmiałby wyszeptać, ale co chętnie zaakceptuje w myśl zasady „wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółkami”.

Esse est percipi

„Istnieć to być postrzeganym” - to teza skrajnego idealizmu subiektywnego, która przy okazji nieźle streszcza psychologię wielu kobiet i demokratycznych polityków. W tym pierwszym przypadku zwracanie na siebie uwagi stało się racją istnienia. Jak bowiem wytłumaczyć tak ogromne stłoczenie pań wokół zawodów modelki, aktorki czy telewizyjnej prezenterki? Podobnie z politykami. Kogo publiczność nie widuje, ten w politycznym obiegu nie istnieje. Dlatego podstawową sprawnością demokratycznego polityka jest autoreklama. To nie przypadek, że narodzinom demokracji w starożytnej Grecji towarzyszyło powstanie kasty specjalistów od retoryki i reklamy - sofistów. Kto choć trochę interesuje się współczesną humanistyką, wie, jak istotną rolę odgrywa w niej nawrót do klasycznej sofistyki, przeciwstawianej sokratejskiemu „racjonalizmowi fallokratycznemu”. Jak twierdzi Jean-Francois Lyotard, jeden z czołowych autorów ponowoczesnych, refleksję polityczną charakteryzuje dziś „radykalny feminizm antyfilozoficzny”. Kulturowym wzorcem staje się „mała dziewczynka” - byt, niczym sofiści, beztroski w podejściu do prawdy. Sokratejskość jako strażnik twardego rygoru logiki formalnej, cnót obywatelskich i rycerskich - Sokrates służył w formacji hoplitów - okazuje się zagrożeniem dla społeczeństwa dyskotekowego. Surowe zasady i kategoryczne oceny psują zabawę, są więc zabronione. Powagę zastępuje śmiech, tragedię - komedia. Absolut - „Bóg umarł” - staje się bożkiem ironii. Teraz proces demokratyczny zakorzeniony ma być nie w męskiej elicie peryklesowej polis, ale w rewolucyjnej „topologii sił erotycznych” (Lyotard). Czynnik ten określa dynamikę systemu politycznego jako procesu permanentnej emancypacji. W praktyce rozmiękczenie politycznych gustów i kryteriów wyboru powoduje, że władza przestaje być obowiązkiem, zaszczytem i służbą, a staje się wysokim miejscem na grzędzie, gdzie lepiej widać nowoczesnego polityka i jego asystentki od równego statusu. Wbrew bombastycznym zapowiedziom teoretyków nowej polityki, demokracja nabiera cech infantylnego konkursu piękności. Przesycenie postępową kobiecością wydobywa z demokracji tkwiące w niej od starożytności elementy groteski.

Salomeizacja świata.

Wyemancypowany kaprys raz żąda na tacy głowy Jana Chrzciciela, innym razem daje fortunę na schroniska dla bezdomnych kotów. Raz za pieniądze podatnika chce ugościć uchodźców z całego Magrebu, innym razem zrywa ich córkom chusty z głów. Jest nieprzewidywalny i anarchistyczny. Współcześnie stał się mieszaniną feministycznych roszczeń - niby to lekceważonych, ale i chętnie dyskontowanych przez wiele kobiet w życiu codziennym - oraz odwiecznego sprytu niewiast. Do rangi zasady uniwersalnej podnosi damskie słabości, które dawniej mężczyźni traktowali z przymrużeniem oka. Za wyrozumiałość i dżentelmenerię kobiety rewanżowały się powściągliwością w histerii. Dzisiaj to się zmienia. Wystarczy wskazanie palcem, aby aresztować mężczyznę za molestowanie, a nawet skazać (por. budzący grozę proces w Dzierżoniowie). Skandal, jak trzeba nazwać stronniczośc sfemninizowanych sądów rodzinnych, zaczyna przenikać do sądów powszechnych (65 proc. sędziów sądów rejonowych w Polsce to kobiety). Kobiecy repertuar płaczów, których mężczyźni na ogół nie naśladują, stawia ich na sali sądowej na z góry przegranej pozycji. Tymczasem polscy progresiści szykują nowelizację kodeksu karnego, zgodnie z którą mężczyźnie można skonfiskować jego własne mieszkanie - z hipoteką - na podstawie skargi współmałżonki. Ale kłopoty czekają nie tylko mężczyzn. Feministyczny resentyment w jeszcze większej skali potrafi krzywdzić całe rodziny. Doskonale widać to dzisiaj w USA. Tylko w 1998 roku - na podstawie oskarżeń o molestowanie seksualne i stosowanie przemocy wobec dzieci - całkowicie sfeminizowane i „sfeministkowane” kuratoria i sądy rodzinne doprowadziły do odebrania amerykańskim rodzicom 238 tys. dzieci. Dwustu trzydziestu ośmiu tysięcy! W Ameryce w lawinowym tempie rośnie armia przymusowych sierot, które poddaje się praniu mózgów w państwowych domach opieki (w których funkcje wychowawcze sprawują osoby z tego samego ideologicznie nadania). Nawet Stalin i Dzierżyński unikali podobnych metod. Podobnym zjawiskom w większości liberalnych demokracji towarzyszy daleko posunięta tolerancja wobec pornografii (brutalność w sferze seksu jest semantycznie źródłową formą sadyzmu). Jakkolwiek jej obecności w przestrzeni publicznej powoduje wytwarzanie się wokół niej aury normalności, przeciwnicy dyskryminacji z reguły oprotestowują każdą próbę jej prohibicji czy marginalizacji. Także postępowe panie spierają się „naukowo” głównie o to, czy 16-letnie dziecko („kobieta”) jest, czy nie jest za małe, żeby dopuścić filmowanie najbardziej drastycznych scen z jego udziałem (aby zawrzeć związek małżeński w tym wieku, dziewczyna potrzebuje zgody rodziców; aby uczestniczyć w filmowaniu zbiorowego gwałtu na niej - nie; antycenzuralna ideologia seksualnej wolności wyrywa dzieci spod rodzicielskiej kurateli i oddaje je w ręce sprośnych zbirów - dla dobra dzieci). Trzeba jednak podkreślić, że zwłaszcza feministki mniej uzależnione od pieniędzy i mediów nowej lewicy dostrzegają problem pornografii, choć starają się z nim walczyć w przeciwskuteczny sposób. Jakkolwiek feminizm niejedno ma imię, emancypacyjny idiom zamiast poskramiać, nakazuje z respektem traktować złośnicę. Odczarowana złośnica staje się osobowym wzorcem jako kontrkulturowa aktywistka. Odreagowywanie hormonalnej złości uzyskuje status wyższej formy istnienia. W świecie zachodnim zaczyna dominować ten typ kobiecości - „niegrzeczne dziewczynki” - który traktowany serio i podniesiony do prawodawczej rangi infantylizuje rzeczywistość polityczną i rujnuje stosunki międzyludzkie.

Realność i fikcja matriarchatu.

Ideologiczny i obyczajowy matriarchat już istnieje. Ale upowszechnianie się intelektualnego pozerstwa, do złudzenia przypominającego mentalność literackiej żony modnej, nie znaczy, że wkrótce nastanie matriarchat w sensie politycznym. Podobnie, jak nigdy nie będzie realnej pajdokracji. Zza pleców króla Maciusia I i jego rzeczniczek władzę będzie trzymać postkomunistyczna albo inna mafia. Wagon czekolady dowolnie przekabaci bowiem wyśniony przez panią Łopatkową parlament dzieci, a urzędnicze honory zaspokoją apetyty feministek. Prawdziwa władza pozostanie jednak poza nimi - w rękach zręcznych graczy, którzy z pozoru tylko ustąpili pola łatwo sterowalnym harcowniczkom. Realizacja lewicowych idei byłaby ekstremalnie trudna z Bartoszewskim, Rokitą i Wildsteinem, dużo prostsza z łakomą Zosią Samosią. Wyrażane na łamach prasy nadzieje Aleksandra Smolara na rządy kobiet mogą być odczytywane dosłownie tylko przez tych, którzy nie doceniają błyskotliwej inteligencji tego autora.

Czy to lis, czy to Ibn Ladin?

Zbrodniarz to kuzyn rewolucjonisty. Kariera, jaką zrobiły w kręgach nowej lewicy teksty markiza de Sade, nie jest przypadkiem. Przemoc okazuje się być formą samowiedzy oraz „transgresji” mieszczańskiego porządku. Dewianci i przestępcy są ofiarami społeczeństwa oraz „tradycyjnej” rodziny. Ale zwichnięcie psychiki wyrywa ich percepcję z okowów stereotypu i obłudy. Spoza nich widać autentyczny świat. Meki Majcher jest mędrcem, jego ofiara - mieszczanin, przedsiębiorca, staromodny mąż i ojciec - ostoją represyjnego porządku. Tyradom o prawach mniejszości od dawna towarzyszą zachwyty nad opisami „rozkoszy noża”. Profesor Maria Szyszkowska: „Słynna ‘Opera za trzy grosze’ Brechta wzbudziła we mnie nieoczekiwanie podziw dla żyjącego pełną gębą rzezimieszka”. Dla odprężenia jeszcze raz Konrad Lorenz. Opisał on zwyczaje argusów, które zdają się doskonale odwzorowywać sytuację mężczyzn w Starym Świecie. U tych azjatyckich ptaków - z rodziny pawiowatych - schlebianie gustom samic doprowadziło do wyewoluowania u samców gigantycznych lotek ramieniowych. Są one barwne i piękne, przyciągają wzrok, ale uniemożliwiają latanie. Argusy stały się ociężałe i mało bojowe. Pojawienie się lisa z reguły prowadzi do zagłady całej lokalnej populacji tych ptaków. Czy społeczeństwo otwarte ma prawo eliminować Hannibala i jego piękne słonie z transkulturowego dialogu, zatrzaskując im przed nosem swoje odrzwia? Czy Jane Fonda - która w latach 60. przez Radio Hanoi wygłaszała do amerykańskich żołnierzy pacyfistyczne odezwy w stylu księdza Musiała - stawi czoło międzynarodowemu terroryzmowi? Czy pani Jaruga-Nowacka obroni nas przed epigonami Marka Pola, arcymistrza socjalistycznego absurdu? Czy panie z „Bez dogmatu” zabezpieczą nas przed bandytami wypuszczanymi z więzień pod byle pretekstem i prawem, które przewiduje drakońskie kary za molestowanie, orzekane na podstawie domniemania winy? Owszem, niech nami rządzą Thatcher, Rice i Gilowska. Niech panna Bilewiczówna dyscyplinuje „oficjerów” pana Kmicica i jego samego (zwłaszcza, gdy ten oprócz Butrymów gromi na wizji teczkowe listy). Niech mężczyznami sterują Heloizy, Laury i Maryle. Warto zaryzykować i złożyć swój los w dłonie wszystkich tych agentek patriarchatu. Ale lyotardowska „mała dziewczynka” niech się lepiej zajmie swoją Barbie i jej potulnym partnerem. Jeśli chce, może nawet Kenowi ukręcić łebek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Pon 1:17, 29 Paź 2007    Temat postu:

Dlaczego te bzdety to "anały współczesnej myśli lewicowej"?
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kawiarnia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin