Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 37558
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:00, 01 Gru 2025 Temat postu: Krytyka pozorna, czyli markowanie argumentów w dyskusji |
|
|
Spotykałem się ostatnio dość często z dyskusjami, które pozornie były bardzo krytyczne, bardzo polemiczne względem tez, które prezentowałem, jednak ich moc krytyczna była dramatycznie pozorancka, w istocie bardzo słaba (o ile w ogóle o takiej mocy dało się mówić). Jakie są typowe objawy krytyki pozornej, czyli tej skupionej na robieniu wrażenia obalania tez i argumentacji oponenta, choć w istocie ani tych tez, ani argumentacji nawet często nie dotykają?...
Spróbuję wypunktować kilka cech pozornej krytyki:
1. Krytyka jest skupiona na formie wypowiedzi oponenta, a nie widać odniesienia do treści - np. doszukuje się emocji w użytych słowach, a potem krytykuje rzekomą "emocjonalność".
2. Krytyka nie odnosi się do całości koncepcji, a tylko do wyrwanego z toku argumentacji sformułowania, przy czym postawiony problem bywa zwyczajnie omówiony dalej w tekście.
3. Krytyku konstruuje chochoły różnego rodzaju - np. poprzez doprowadzenie sugestii oponenta do absurdalnej skrajności.
4. Krytykujący tryumfalnie ogłasza, że skoro jego oponent o czymś w swojej wypowiedzi nie wspomniał, to znaczy, na pewno tego nie uwzględnia, czyli "popełnił błąd". Tymczasem bywa tak, że w tej akurat wypowiedzi ktoś skupia się na czymś innym i wystarczyłoby zadać mu pytanie "a jak widzisz ten nie poruszany aktualnie aspekt sprawy?", a wtedy okaże się, że oczywiście jest uwzględniane w całościowym ujęciu wszystko co trzeba i jak trzeba.
5. Ogólnie oskarżający, tryumfatorski ton wypowiedzi, próbujący zamykać wskazane kwestie ma zasugerować, że tu już oponenta całkowicie jest pogrążony uwagami, w sytuacji gdy od strony rzeczowej argumentacja oskarżającego jest słaba, że ogłaszanie owego tryumfu albo rzekomego "zdemaskowania" słabości w argumentacji oponenta było pozorne. Tryumfatorski ton dodatkowo zdaje się mieć na celu zniechęcenie oponenta do spokojnego przedstawiania rzeczowych argumentów, bo przekierowuje on uwagę na aspekt "kto - kogo" w tej dyskusji, odwracając uwagę od meritum, czyli de facto nie podejmuje on realnej polemiki z argumentami drugiej strony.
6. Krytykant po prostu nie przyjmuje do wiadomości wyjaśnień w danej kwestii, ignoruje je, wciąż wpierając tylko swoją wersję.
7. Krytykant zalewa polemikę gęstą masą sugestii pozornych, czasem przypominających argumentację, ale najczęściej sprowadzających się do ogólnego wątpienia.
Ten punkt 7 dodatkowo skomentuję.
W zasadzie wszystko można postawić w wątpliwość, a nawet ja uważam, że TRZEBA stawiać sprawy w wątpliwość. Jednak kluczowe jest tu pytanie NA JAKIM ETAPIE I W JAKIEJ FORMIE te wątpliwości są wyciągane. Jeśli w ogóle myślimy, to też wątpimy, to ciągle czuwamy nad tym, czy gdzieś tam nie popełniamy kolejnego błędu. Problem jest w tym, że ZALEWANIE WĄTPLIWOŚCIAMI LUŻNO RZUCANYMI sabotuje de facto dyskusję, w odróżnieniu od DOCIEKANIA WYBRANEJ, WAŻNEJ WĄTPLIWOŚCI W SPRAWIE. Jeśli oponent ucieka się do taktyki dyskusyjnej zwalania na oponenta wielu różnej ważności wątpliwości jakie tylko w sprawie da się sformułować, to nie sposób jest na taką masę klarownie odpowiadać, dyskusja się rozłazi. Dodatkowo jeśli jakaś cześć tych wątpliwości jest po prostu banalna, jest typu, że można je postawić praktycznie każdemu twierdzeniu w każdej dyskusji (np. typu "przecież każdy może się mylić", albo "nigdy nie możesz być pewny, czy przedstawiane fakty nie zostały spreparowane" itp.), to takie wąpliwości nie są rzeczową, tylko TAKTYKĄ BLOKUJĄCĄ, swoistą próbą "zakrzyczenia" oponenta owymi wątpliwościami. Dobrze dyskutowalna na raz jest jedna wątpliwość, którą się rozstrzyga, bo jest rzeczywiście ważna, znamienna dla tematu dyskusji. Powiedzmy, że dwie (w rzadszych przypadkach) trzy wątpliwości w jednej wypowiedzi są nieraz częściowo do ogarnięcia, ale już raczej nie kompleksowo, co najwyżej pod wybranym kątem, bo wtedy jest za duża ilość okoliczności do rozważań.
To zalewanie wątpliwościami i ogólnie słabymi argumentami jest znamienne dla dyskusji osób, które mają na celu WYGRYWANIE DYSKUSJI, A NIE WYJAŚNIANIE CZEGOKOLWIEK w omawianych sprawach.
Ktoś stosujący taką taktykę ma chyba przekonanie, że skorą przedstawił tak dużą liczbę sugestii przeciw oponentowi, to wygrał. Bo porównanie ilości słów i ilości zarzutów przechyla szalę na jego stronę. Ale takie "wygrywanie", w którym nastąpiło rozmycie istoty sprawy, rozczłonkowanie się na bezkształtną masę zarzutów ogólnikowych, niejasnych, naciąganych jest realnie wygrywaniem, tylko PRZY ZAŁOŻENIU METODOLOGII, ŻE ILOŚĆ NEGATYWNYCH SUGESTII ZNACZY WIĘCEJ NIŻ JAKOŚĆ ARGUMENTACJI.
Dla każdego dociekliwego dyskutanta, czy obserwatora dyskusji, ważniejsze jest skupienie się na tych KWESTIACH, KTÓRE RZECZYWIŚCIE STANOWIĄ PROBLEM W SPRAWIE, a nie rozdrabnianie się w argumentacji na dziesiątkach wątpliwości bardzo różnej klasy znaczenia, czasem banalnych i pozornych.
|
|