Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy gospodarka ma cel?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:16, 09 Lis 2012    Temat postu: Czy gospodarka ma cel?

Chciałem postawić tu dość fundamentalne pytanie: czy gospodarka, kształt jej rozwoju, powinna być powiązana z jakimś celem?

Pytam nie bez przyczyny, bo przy moich rozmowach z osobami nastawionymi wolnorynkowo dość często natrafiam na pogląd, że w gospodarce dobre będzie to, co robi się samorzutnie, wyłącznie z wolnych wyborów ludzi, że nie należy w żaden sposób ingerować w procesy gospodarcze (a przynajmniej nie powinno to robić państwo). Jedynym rodzajem ingerencji dopuszczalnym przez wolnorynkowców jest prawo, sądy.
Ten pogląd zatem można by zaklasyfikować jako pewien rodzaj WIARY, że procesy samorzutne z pewnością nie spowodują katastrofy, że aparat państwa jest zawsze na tyle głupi, skorumpowany, nieudolny, że wprowadza więcej złego, niż dobrego. I dlatego lepiej w ogóle nie myśleć o żadnych celach gospodarki, bo to gdzieś w tle zawiera w sobie pokusę: jak coś w tej kwestii wymyślę, to może będę chciał to wprowadzić, czy "państwowo zaingerować".

Ale tego rodzaju lęk wydaje mi się dość... nieintelektualny. Tzn. faktycznie, jeśli coś wymyślimy o gospodarce, to pewnie jakieś wnioski z tego wynikną. Ale nie oznacza to bynajmniej, że musimy je wprowadzać w życie, a w szczególności, że jedyną metodą ich wprowadzania jest państwowy interwencjonizm. Dlatego wydaje mi się, ze intelektualnie wolna osoba nie powinna się bać przynajmniej samego myślenia na ten temat, samej oceny, czy coś mi się podoba, czy nie...
Załóżmy zatem, że podstawowym paradygmatem będzie zakaz interwencjonizmu, bez względu na wnioski. Czy wolno nam przynajmniej pomyśleć o tym, że gospodarka ma jakiś konkretny cel?...
Ja uważam, że ową wolnorynkową fobię (zaraz będziesz interweniował państwem) można zdusić, bez względu na wyznawane poglądy i postawić sobie proste pytanie: jaka - w konkretnych przejawach - jest dla mnie dobra gospodarka, a jaka zła? Do jakich stanów gospodarczych bym dążył?...
Oczywiście fanatyczny wolnorynkowiec w tym momencie zechce zakrzyknąć - dobra gospodarka, to tam gdzie jest wolność! Kropka.
Ja jednak - w duchu też wolnościowego (lecz tym razem intelektualnie) - stawiania pytań posunę się dalej: ale co konkretnie chciałbym aby z owej wolności (bądź jej braku - bo też dopuszczę taką możliwość) miałoby wyniknąć?...
Dla mnie dobra gospodarka to taki system, który:
1. nie marnotrawi ludzkiej pracy
2. nie powoduje przesadnych konfliktów, stresów wśród ludzi, wyrazistej niesprawiedliwości zagrożeń
3. ale jednocześnie wymusza pewien dynamizm, aktywność
4. która dba o zasoby naturalne, ekologię, zdrowie ludzi
5. oferuje maksymalną dozę wolności dla ludzi - jednak w granicach pewnego minimalnego poziomu opisanego w poprzednich punktach, w szczególności dotyczących bezpieczeństwa, życia, zdrowia.

To w sumie wydaje się proste.
Przy czym wolnorynkowcy i zwolennicy interwencjonizmu byli (tak deklaratywnie, w stylu "dobrze by było") pewnie do jakiegoś stopnia zgodzić się z takimi celami, ale
wolnorynkowcy wierzą, że dobro dla ludzi zrealizuje się samo w drodze wolnych wyborów rynkowych
"interwencjoniści" w to nie wierzą, więc zakładają konieczność interwencji państwa w określonych obszarach.

Można też mówić o pewnych celach bardziej szczegółowych. Np. o kwestii bezrobocia. I zadać sobie pytanie: czy "psucie" naturalnych mechanizmów rynkowych (interwencjonizm) w celu zmniejszenia bezrobocia jest ceną jaką warto ponieść za to, żeby jakaś duża grupa ludzi nie cierpiała?
I znowu wybór wolnorynkowców i interwencjonistów będzie związany z WIARĄ - jedni zapewne powiedzą, że nadrzędną zasadą jest działanie wszystkiego wyłącznie przez wybór konsumentów, inni że różne formy interwencji (w zależności od przypadku - mniejsze lub większe) byłyby dozwolone, a może nawet jak najbardziej na miejscu.

Mniejsza jednak o wybór. Dla mnie w tym poście najważniejsze jest jeden dość prosty wniosek: WOLNO NAM OCENIAĆ GOSPODARKĘ, BO WOLNO NAM MYŚLEĆ!
Tak jak naturalnym jest zastanawianie się, jakiego osobistego życia chcę (z jakim partnerem/partnerką, w jakim miejscu, z jakimi związkami towarzyskimi i rodzinnymi), tak też naturalne jest rozważanie, jaka gospodarka mi się podoba. I dla mnie jest jasne, że nie muszę do tego dokładać jakiejś nadmiarowej WIARY W JEDYNĄ SŁUSZNOŚĆ interwencjonizmu, czy daleko posuniętej wolności.
Chciałbym więc, aby ludzie nie pracowali na próżno, aby gospodarka nie wymuszała działań nieefektywnych, pozornych, czasem szkodliwych.
Patrząc zaś na realne gospodarki widzę zagrożenia dla tego celu w obu systemach - skrajnie wolnorynkowym, ale i interwencjonistycznym. Choć każde na inny sposób. Choć mają wspólny rdzeń, który nazwałbym PROBLEMEM NIEODPOWIEDZIALNEGO DECYDENTA.
W interwencjonizmie nietrafione inwestycje, źle skierowana ludzka praca zwykle wynika z postawienia na decyzyjnych stanowiskach ludzi z nadania partyjnego z woluntarystycznego chciejstwa władzy. Ale w systemach wolnorynkowych mamy podobny efekt, tylko osiągany innymi metodami - tutaj rozrost bogactwa powoduje "odrywanie się" odpowiedzialności bogaczy za innych ludzi - wydaje im się, ze skoro mają tak dużo pieniędzy, to każda ich zachcianka, bez względu na jej nonsensowność, czy dodatkowe koszty, powinna być spełniona. Tak więc mechanizm jest inny, ale efekt końcowy podobny - marnotrawstwo zasobów naszej planety i ludzkie cierpienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Forged




Dołączył: 28 Kwi 2010
Posty: 619
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Londyn
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:02, 12 Lis 2012    Temat postu:

Pytanie kompletnie źle postawione. Gospodarka sama z siebie to nawet nie istnieje!!! Pytanie jakie należy zadać, to: Do czego (komu) służy PRODUKCJA? Bo to z produkcji wynika gospodarka
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31302
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:08, 12 Lis 2012    Temat postu:

Forged napisał:
Pytanie kompletnie źle postawione. Gospodarka sama z siebie to nawet nie istnieje!!! Pytanie jakie należy zadać, to: Do czego (komu) służy PRODUKCJA? Bo to z produkcji wynika gospodarka

Wydaje mi się, ze takie podejście jest nieco archaiczne. W dzisiejszych czasach nastąpiło już dość daleko idące oddzielenie działalności ludzkiej od produkcji. Całe branże niczego nie produkują, a świetnie się mają: finansowa, prawna, marketingowa, wiele sektorów usługowych. Właściwie to pewnie już przeważają one nad sferą produkcyjną.
I to chyba jakoś nawet jest zrozumiałe. Bo ilość rzeczy, które trzeba wyprodukować, bo człowiekowi są niezbędne do życia nie zmieniła się od starożytności. Żołądki, powierzchnia ciała prawie nam nie urosły (jesteśmy nieco wyżsi, ale to nie jest aż tak duża różnica). W stosunku do możliwości wytwórczych ludzkości, to rzecz zaniedbywalna. A pracujemy nieraz dłużej, niż starożytni. Nie ma sensu wytwarzać produktów dla samego ich wytwarzania. Chyba, że naszym celem będzie kupowanie rzeczy, a potem szybkie ich wyrzucanie (bo gospodarka musi się rozwijać...). I faktycznie jest jakaś część ludzi, którzy - owładnięci nałogiem kupowania - nabywają rzeczy wyłącznie w związku z przelotną zachcianką, a nie jakimiś rzeczywistymi, długofalowymi potrzebami. Ale to jest jakaś tam część. Mamy co prawda więcej rzeczy, niż starożytni, ale przeżylibyśmy i bez nich.
W każdym razie nie ma powodu produkować więcej i więcej. Sensowniej często byłoby produkować mniej, ale za to lepszej jakości, lepiej przemyślanych rzeczy. To co mają robić ludzie, którzy nie produkują?...
Rózne rzeczy - strzyc, kucharzyć, sprzątać w czyichś domach, kłócić się za pieniądze (prawnicy), bić (bokserzy zawodowi), grać na instrumentach, gadać bez sensu...
Może i lepiej, że ludzie - zamiast produkować, a przez to wyczerpywać zasoby planety - działają w sferach niematerialnych - rozrywkowo - emocjonalno - umysłowych.
W zasadzie można by sobie wyobrazić świat przyszłości, gdzie ludziom podłączają do głowy elektrody, do przewodu pokarmowego rurki, a roboty już dbają, zeby takie ciała trwały przy życiu. Tylko umysł by się bawił w wirtualnej rzeczywistości. I pewnie byłoby to ekonomicznie tańsze, niż - taka jak dzisiaj - zaspakajać ludzkie potrzeby materialnie. Tacy ludzie nic by nie produkowali (no, może mocz, kupę, wodę i dwutlenek węgla, jako efekt przemiany materii). A przecież efekt końcowy i tak zawsze jest jeden - ludzkie odczucia, satysfakcja, poczucie spełnienia. Byłoby to samo tylko mniejszym kosztem.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:10, 12 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Nauki społeczne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin