Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Słowa Jezusa
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:16, 25 Maj 2020    Temat postu:

Semele napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
Netlis napisał:

Towarzyski pelikan

Ok a czy to jest oficjalna interpretacja czy twoja osobista?

Moja osobista, ale nie wiem, na ile sprzeczna z oficjalną interpretacją np. KRK, mam wrażenie, że stanowisko Kościoła jest w tym aspekcie bardzo niejednolite, bo co katolik to inne spojrzenie.

Ja nie jestem ani katolikiem, ani chrześcijaninem, nie należę do żadnej oficjalnej wspólnoty, ale też od żadnej się nie odcinam.


Kiedyś cos pisałaś o wartościach chrześcijańskich.

Sympatyzuję z chrześcijaństwem, co nie znaczy, że jestem chrześcijanką. Kiedyś ktoś mnie pouczył, że nie ma takiego wyznania jak chrześcijaństwo :D Wyznaje się konkretną religię np. katolicyzm, protestantyzm, prawosławie etc.

A ja jestem wolnym ptakiem i religiami się co najwyżej inspiruję, ostatecznie wszystko przepuszczam przez siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:18, 25 Maj 2020    Temat postu:

Coś zostaje na sitku?
A wychowanie w dzieciństwie jakie było?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:26, 25 Maj 2020    Temat postu:

Semele napisał:
Coś zostaje na sitku?

To co jest ze mną kompatybilne :D
Cytat:
A wychowanie w dzieciństwie jakie było?

Katolickie, ma się rozumieć, ale nie ortodoksyjnie, tylko ludowo. Polski przaśny katolicyzm polegający na chodzeniu co niedziela do kościółka i zmawianiu pacierza, który definitywnie porzuciłam jak wiele osób w dniu bierzmowania.
Czasem się śmieję, że Duch Święty mnie do tego natchnął :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:42, 25 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:

Sympatyzuję z chrześcijaństwem, co nie znaczy, że jestem chrześcijanką. Kiedyś ktoś mnie pouczył, że nie ma takiego wyznania jak chrześcijaństwo :D Wyznaje się konkretną religię np. katolicyzm, protestantyzm, prawosławie etc.

A ja jestem wolnym ptakiem i religiami się co najwyżej inspiruję, ostatecznie wszystko przepuszczam przez siebie.

Ja mam dokładnie przeciwne przekonanie, niż ten ktoś. Większość ludzi świadomie wyznających prawosławie, protestantyzm, katolicyzm za naprawdę ważne wyznaje podstawowe zasady, czyli ogólnie chrześcijaństwo.
Mi osobiście, choć mienię się katolikiem, nie specjalnie wydaje się ważne, kto stoi na czele organizacji kościelnej. Ktoś tam zawsze jest - u nas papież. Tak jak kraje mają swojego prezydenta, czy premiera. Szczegóły teologiczne różnicujące te konkretne wyznania też uważam za drugorzędne.
Ważne jest to, co wspólne - odkupienie grzechów ofiarą Jezusa, oczekiwanie na zjednoczenie z Bogiem, przebaczenie, miłość bliźniego. To jest istota sprawy. Już nawet taka kwestia jak Trójca Święta dla mnie jest o tyle mniej istotna, że i tak nie prowadzę pomiędzy tymi trzema osobami, składającymi się na ów obraz rywalizacji, czyli np. to, że one są "równe" uważam za coś i tak poza moim zakresem rozważań. Przecież wcale nie wiem, jakie pytania miałbym postawić, aby wyszła mi teza przeciwna - o nierówności owych osób.
Nie zamierzam zatem "kruszyć kopii" o teologiczne pojęcia, których i tak bym nie różnicował. Równość osób mi odpowiada (choć nie wiem na czym polega), ale jakby teologowie powiedzieli, że ta równość jest jakaś "nie do końca równa", to też bym się nie czepiał. W każdym przypadku bowiem i tak nie wiem o co by tu miało chodzić. I zdaje się, nikt tego nie wie. Przyznam nawet, że trochę sympatyzuję z niektórymi protestanckimi zasadami - np. tymi, które promują skromność, nie wywyższanie się wśród kleru. Ale ogólnie staram się być tolerancyjny - tak względem innych, jak i własnego wyznania. To jednocześnie oznacza, że nie toczę bojów o nic specjalnie - każdy niech żyje tak, jak mu jego sumienie dyktuje. Dlatego jak się mnie pytają o wyznanie, to częściej odpowiadam "chrześcijanin" niż "katolik" - wszak to co wspólne, chrześcijańskie, traktuję jako wewnętrzne, swoje, a to co szczególnie wyróżnia katolicyzm (forma władzy nad instytucją kościelną i zarządzania tą instytucją) bardziej toleruję, niż się z tym identyfikuję.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:42, 25 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kruchy04
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 25 Sie 2016
Posty: 3337
Przeczytał: 40 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:47, 25 Maj 2020    Temat postu: Re: Słowa Jezusa

Michał Dyszyński napisał:
Netlis napisał:
Ostatnio natrafiłem na takie słowa Jezusa:

"Jesteśmy w tym świecie ale nie jesteśmy z tego świata".

Co one oznaczają?

A możesz napisać skąd to cytat?
- Bo nie udało mi się wyszukać. Dobrze byłoby znać kontekst. Znalazłem tylko nieco podobne, choć inne:
Ewangelia Jana 12 napisał:
(25) Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.

Ten ostatni kontekst ja bym tłumaczył następująco:
Jesteśmy wrzuceni na świat, który stwarza problemy, zagrożenia, choć i daje swoje radości. Możemy po prostu próbować starać się maksymalizować przyjemność, a minimalizować przykrości i cierpienia - wtedy de facto będziemy zarządzani układem tego świata, będziemy "spływali do miejsc o najniższym potencjale", co oznacza NASZE DOSTOSOWANIE SIĘ do świata, czyli niejako zrezygnowanie z oparcia się o szerszy osąd, o zrozumienie wykraczające poza to, co gdzieś w głębi umysłu.
Jest inna droga - taka, w której prosty rachunek przyjemności i bólu (tak świat nami steruje) ubieramy W SZERSZY KONTEKST NASZEGO ROZUMIENIA. Może nie oznacza to całkiem pójście pod prąd, czy w ogóle ignorowanie świata, jednak oznacza ISTOTNE DOŁOŻENIE WŁASNEGO OSĄDU, czasem zbuntowanie się regułom świata w imię "bo ja uważam inaczej". Kto daje sobie prawo uważania inaczej - bo tak jest sensowniej, zgodnie z naszą dobrą wolą, kto gotów jest poświęcać swoje przyjemności, albo czasem idzie w jakąś stronę pomimo bólu, niesie swój krzyż, ten BUDUJE SIEBIE, sprawdza to, kim jest, nie zakopuje swoich talentów. Inaczej mówiąc - grzechem jest oportunizm wobec świata. Bo kto jest oportunistą, ten "olał" samego siebie, wyżej postawił zewnętrzne okoliczności, naciski, ludzi, względy.
Wielu dąży po prostu do przyjemności, uważając iż w ten właśnie sposób promują, wzmacniają siebie. W istocie jednak większość przyjemności i przykrości jest nam narzucona - genetycznie, czy kulturowo. To nie jesteśmy my - świadomi, tylko my - co dał świat. A chodzi o to, abyśmy byli MY - KTÓRZY ODCZULI, PRZEMYŚLELI I ŚWIADOMIE WYBRALI, to kim chcielibyśmy być, czuć się, rozumieć. To powinno zatem być coś przetrawionego wewnętrznie, wypróbowanego w naszej osobowości, przetrawionego naszym jestestwem.
Przy czym nie chodzi bynajmniej o to, aby się od razu na siłę pakować w jakieś bunty. Bunt dla samego buntu tez byłby formą zależności od świata, bo reagowanie na zasadzie "jestem zawsze przeciw" oznacza de facto też bycie sterowanym, tylko na zasadzie negatywnej. Chodzi o to, aby POZNAĆ SIEBIE, aby odnaleźć osobisty sens. Ten sens musi być niesprzeczny, niepodległy, suwerenny - także suwerenny względem jakiejś chęci sprzeciwiania się czy buntowania. To da się osiągnąć poprawnie chyba jedynie z pomocą Boga, w szczególności pomocy Ducha Świętego. Oczywiście samemu też trzeba próbować, bo Duch Święty działa subtelnie, często niezauważalnie. Odnaleźć prawdziwego siebie można bowiem jedynie odnajdując siebie w Bogu.


To nie samowite jak teiści robią instrukcję do instrukcji xD

Wasza analiza to nic innego jak intensywna obróbka bardzo czytelnych wskazówek tak, aby wskazywały nie to co wskazują, ale to, co chcesz by wskazywały. Jezus mówił prosto i do prostych ludzi, co wyraźnie podkreślał słowami "niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie". Ale jestem pewien, że nawet sens tego zdania będziesz potrafił wykoślawić.

co Jezus chciał tak prosto powiedzieć w tym omawianym fragmencie?

Służę:
Cytat:
(25) Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.


Macie nienawidzić swoje życie - zero radości, uśmiechu, planów, czy rozwoju osobistego. Macie NIENAWIDZIĆ swoje życie. Myślę, że to właśnie chciał powiedzieć. Trzeba na prawdę sporej gimnastyki, żeby zdanie "Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je" zinterpretować jako "Chodzi o to, aby POZNAĆ SIEBIE, aby odnaleźć osobisty sens".

Ja powtórzę jeszcze raz: "niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie". Cholernie daleko od tego jesteś Michał interpretując każdą naukę podług własnych kryteriów. Innymi słowy sam jesteś sobie nauczycielem a Jezus Ci służy za firmowy breloczek.


Ostatnio zmieniony przez Kruchy04 dnia Pon 20:55, 25 Maj 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Netlis




Dołączył: 18 Maj 2020
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:48, 25 Maj 2020    Temat postu:

Podoba mi się interpretacja, która zaprezentował Szary obywatel i Towarzyski pelikan, pozostałe też są ciekawe, ale te dwie są moim zdaniem najbardziej zgodne z zamysłem autora/autorów Biblii.

Niech te słowa wybrzmią w naszych sercach i pozwolą wyzwolić się z ucisku Szatana.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 21:02, 25 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.


Kruchy04" napisał:
Macie nienawidzić swojego życia - zero radości, uśmiechu, planów, czy rozwoju osobistego.

Myślę, że nic z tych rzeczy, a jedynie chodzi o to, że kochając życie, musisz się podporządkować przemocy - stać się niewolnikiem, bać się - czyli i tak nie żyjesz swoim życiem, a tym co strachem jest na tobie wymuszone ... nie nawiedzić, czyli nie chcieć, z jednej strony stajesz się wolnym, od strachu, z drugiej zmieniasz rzeczywistość w sensie społecznym.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:09, 25 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Ja mam dokładnie przeciwne przekonanie, niż ten ktoś. Większość ludzi świadomie wyznających prawosławie, protestantyzm, katolicyzm za naprawdę ważne wyznaje podstawowe zasady, czyli ogólnie chrześcijaństwo.
Mi osobiście, choć mienię się katolikiem, nie specjalnie wydaje się ważne, kto stoi na czele organizacji kościelnej. Ktoś tam zawsze jest - u nas papież. Tak jak kraje mają swojego prezydenta, czy premiera. Szczegóły teologiczne różnicujące te konkretne wyznania też uważam za drugorzędne.
Ważne jest to, co wspólne - odkupienie grzechów ofiarą Jezusa, oczekiwanie na zjednoczenie z Bogiem, przebaczenie, miłość bliźniego. To jest istota sprawy. Już nawet taka kwestia jak Trójca Święta dla mnie jest o tyle mniej istotna, że i tak nie prowadzę pomiędzy tymi trzema osobami, składającymi się na ów obraz rywalizacji, czyli np. to, że one są "równe" uważam za coś i tak poza moim zakresem rozważań. Przecież wcale nie wiem, jakie pytania miałbym postawić, aby wyszła mi teza przeciwna - o nierówności owych osób.
Nie zamierzam zatem "kruszyć kopii" o teologiczne pojęcia, których i tak bym nie różnicował. Równość osób mi odpowiada (choć nie wiem na czym polega), ale jakby teologowie powiedzieli, że ta równość jest jakaś "nie do końca równa", to też bym się nie czepiał. W każdym przypadku bowiem i tak nie wiem o co by tu miało chodzić. I zdaje się, nikt tego nie wie. Przyznam nawet, że trochę sympatyzuję z niektórymi protestanckimi zasadami - np. tymi, które promują skromność, nie wywyższanie się wśród kleru. Ale ogólnie staram się być tolerancyjny - tak względem innych, jak i własnego wyznania. To jednocześnie oznacza, że nie toczę bojów o nic specjalnie - każdy niech żyje tak, jak mu jego sumienie dyktuje. Dlatego jak się mnie pytają o wyznanie, to częściej odpowiadam "chrześcijanin" niż "katolik" - wszak to co wspólne, chrześcijańskie, traktuję jako wewnętrzne, swoje, a to co szczególnie wyróżnia katolicyzm (forma władzy nad instytucją kościelną i zarządzania tą instytucją) bardziej toleruję, niż się z tym identyfikuję.

Masz w tym rację, że większość np. katolików i być może w innych państwach też protestantów, prawosławnych nie zna ani nie poważa specjalnie doktryny, tylko że ich się właśnie określa mianem katolików czy tam protestantów/prawosławnych kulturowych/ludowych.

Ja będąc przez tyle lat "katoliczką" nie rozumiałam w ogóle, jak ważną rolę w katolicyzmie odgrywa transsubstancjacja. Dopiero na katolickim forum ktoś mi wyjaśnił, że to jest fundamentalna różnica pomiędzy katolikami i np. protestantami, ze katolik wierzy w to, że podczas Mszy św. przystępując do Eucharystii naprawdę zjada się ciało Chrystusa, a u protestantów to jest tylko pamiątka, symbol. A ja całe życie jako "katolik" traktowałam to po protestancku...

W oczach takiego prawdziwego katolika, który naprawdę zna doktrynę, naprawdę czuje, że zjada ciało Chrystusa podczas Mszy św., przywiązuje wagę do tych wszystkich detali, taki katolik kulturowy to jest pseudokatolik. On w ogóle nie rozumie katolicyzmu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:20, 25 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
W oczach takiego prawdziwego katolika, który naprawdę zna doktrynę, naprawdę czuje, że zjada ciało Chrystusa podczas Mszy św., przywiązuje wagę do tych wszystkich detali, taki katolik kulturowy to jest pseudokatolik. On w ogóle nie rozumie katolicyzmu.

Dla mnie z tą transsubstancją to też jest niejasna sprawa. Pewnie marny ze mnie katolik. :(

Problem w tym, że ja - z racji mojej osobistej filozofii - do słów przywiązuję chyba nieco inne znaczenia, niż zwykle ludzie. W ogóle to w całości jest "zupełnie inaczej", niż chyba przeciętny człowiek myśli. Mam swoja osobistą epistemologię i prywatną semantykę. W jej ramach pewne funkcjonalności standardowego rozumienia są inaczej obsługiwane, może nawet w pewnych sytuacjach nie obsługiwane. Dlatego w ogóle traktuję często ludzi, jakby byli z innego plemienia, posługiwali się innym językiem. I ja dopiero, gdy z nimi rozmawiam, to swoje myśli "tłumaczę na polski" wedle tego rozumienia, jakie uważam za domyślne w rozumieniu moich współrozmówców, ale które często nie są moim natywnym językiem myśli (choć oczywiście podobieństwa też są duże). Świadomość tego powoduje, że jestem chyba nieco bardziej tolerancyjny widząc wyrażenia, myśli, które są nie po mojemu. Traktuję to jako normę - wszystko jest trochę nie po mojemu, wszystko i tak trzeba tłumaczyć z michałowego na polski. Więc różnica większa, czy mniejsza nie jest już tak znacząca.
Przy czym wcale nie myślę, że ja wiem lepiej. Zakładam, że jest nieskończona liczba potencjalnych języków, a każdy język ma swoje zalety i wady - jedne pojęcia obsługując lepiej, a inne gorzej, niż konkurencja. Ostatecznego rozstrzygnięcia w większości przypadków w ogóle nie będzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:43, 25 Maj 2020    Temat postu:

Michal, dlatego moim zdaniem takie osoby jak m.in. Ty powinny unikać mówienia o sobie "katolik", bo to może wprowadzać w błąd.

Lepiej mówić, że się wyznaje michalizm i wtedy nie trzeba się tłumaczyć z tego, co twierdzą jacyś katolicy.

"Chrześcijanin" już jest bezpieczniejszym terminem, ale dla wielu osób pustym, bo do tego worka można wsadzić wiele sprzecznych ze sobą poglądów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:45, 25 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
Jezus mówił prosto i do prostych ludzi, co wyraźnie podkreślał słowami "niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie". Ale jestem pewien, że nawet sens tego zdania będziesz potrafił wykoślawić.

co Jezus chciał tak prosto powiedzieć w tym omawianym fragmencie?

Służę:
Cytat:
(25) Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.


Macie nienawidzić swoje życie - zero radości, uśmiechu, planów, czy rozwoju osobistego. Macie NIENAWIDZIĆ swoje życie. Myślę, że to właśnie chciał powiedzieć. Trzeba na prawdę sporej gimnastyki, żeby zdanie "Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je" zinterpretować jako "Chodzi o to, aby POZNAĆ SIEBIE, aby odnaleźć osobisty sens".

Ja powtórzę jeszcze raz: "niech wasza mowa będzie tak tak, nie nie". Cholernie daleko od tego jesteś Michał interpretując każdą naukę podług własnych kryteriów. Innymi słowy sam jesteś sobie nauczycielem a Jezus Ci służy za firmowy breloczek


Mam w tym względzie też teorię. TRZEBA być katolikiem chrześcijaninem ale po swojemu.
Taki katolizyzm reformowany. Ciekawe czy będzie to zaliczone na łonie Abrahama :wink: :)


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 22:49, 25 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:53, 25 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Michal, dlatego moim zdaniem takie osoby jak m.in. Ty powinny unikać mówienia o sobie "katolik", bo to może wprowadzać w błąd.

Lepiej mówić, że się wyznaje michalizm i wtedy nie trzeba się tłumaczyć z tego, co twierdzą jacyś katolicy.

"Chrześcijanin" już jest bezpieczniejszym terminem, ale dla wielu osób pustym, bo do tego worka można wsadzić wiele sprzecznych ze sobą poglądów.

Nie zgadzam się z tym odżegnaniem mnie od katolicyzmu. Z mojego punktu widzenia sprawa wygląda nieco inaczej. Tzn. uważam, że w kontekście wiedzy o katolicyzmie, a w tym akceptacji wielu zagadnień teologii katolickiej, to pewnie ponad 90% katolików - choćby się uważali za bardzo prawomyślnych - nie może się ze mną równać. Bo ja sobie mnóstwo zagadnień teoologicznych po prostu przed "oczy" mojego umysłu postawiłem. I znalazłem dla nich w swoim umyśle miejsce, coś tam (na razie nie wchodźmy w szczegóły jak bardzo i jak wiele) zaakceptowałem, jakieś sensy w większości odnalazłem.
Tyle że u mnie żaden sens nie jest taki do końca jednoznaczny - wszystko jest swego rodzaju nieskończoną siecią wzajemnych odniesień, odniesień do odniesień itd.. U mnie nie ma niemal rzeczy, które są tylko na jeden sposób - niemal wszystko jest jakoś wątpliwe, ale też prawie nic nie jest całkiem odrzucone. Więc patrząc od strony pozytywnej, mam pozytywnych (!) w sobie odniesień do katolicyzmu statystycznie dużo więcej, niż przeciętny katolik. A że owe pozytywne odniesienia są tez uwikłane w sieć wątpliwości, zaprzeczeń, aspektów warunkowych...
... cóż, tak po prostu działa mój umysł, że niczego nie postrzega zerojedynkowo, lecz utrzymuje postrzeganie jako współzależną megazłożoną, relatywną sieć znaczeniową. Po prostu tak mam, a więc inaczej i tak nie umiem myśleć. W ramach tego co mam i tak akceptacja dla większości katolickich konceptów jest większa, niż średnia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:06, 25 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Nie zgadzam się z tym odżegnaniem mnie od katolicyzmu. Z mojego punktu widzenia sprawa wygląda nieco inaczej. Tzn. uważam, że w kontekście wiedzy o katolicyzmie, a w tym akceptacji wielu zagadnień teologii katolickiej, to pewnie ponad 90% katolików - choćby się uważali za bardzo prawomyślnych - nie może się ze mną równać. Bo ja sobie mnóstwo zagadnień teoologicznych po prostu przed "oczy" mojego umysłu postawiłem. I znalazłem dla nich w swoim umyśle miejsce, coś tam (na razie nie wchodźmy w szczegóły jak bardzo i jak wiele) zaakceptowałem, jakieś sensy w większości odnalazłem.
Tyle że u mnie żaden sens nie jest taki do końca jednoznaczny - wszystko jest swego rodzaju nieskończoną siecią wzajemnych odniesień, odniesień do odniesień itd.. U mnie nie ma niemal rzeczy, które są tylko na jeden sposób - niemal wszystko jest jakoś wątpliwe, ale też prawie nic nie jest całkiem odrzucone. Więc patrząc od strony pozytywnej, mam pozytywnych (!) w sobie odniesień do katolicyzmu statystycznie dużo więcej, niż przeciętny katolik. A że owe pozytywne odniesienia są tez uwikłane w sieć wątpliwości, zaprzeczeń, aspektów warunkowych...
... cóż, tak po prostu działa mój umysł, że niczego nie postrzega zerojedynkowo, lecz utrzymuje postrzeganie jako współzależną megazłożoną, relatywną sieć znaczeniową. Po prostu tak mam, a więc inaczej i tak nie umiem myśleć. W ramach tego co mam i tak akceptacja dla większości katolickich konceptów jest większa, niż średnia.

A myślisz, ze jakbyś zgłębił w takim samym stopniu inne religie, to nie doszedłbyś do podobnej akceptacji?

Poza tym religia to nie jest tylko warstwa konceptualna, ale też warstwa obrzędowa, uczestniczenie w sakramentach etc. Bez tego wszystkiego to będzie bardziej filozofia, nawet jeśli katolicka.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Pon 23:07, 25 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 23:11, 25 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
A myślisz, ze jakbyś zgłębił w takim samym stopniu inne religie, to nie doszedłbyś do podobnej akceptacji?

Szczerze mówiąc: nie wiem i nie mam tu przypuszczeń. 
towarzyski.pelikan napisał:
Poza tym religia to nie jest tylko warstwa konceptualna, ale też warstwa obrzędowa, uczestniczenie w sakramentach etc. Bez tego wszystkiego to będzie bardziej filozofia, nawet jeśli katolicka.

Staram się w katolickim obrzędach uczestniczyć. Nie zawsze mi to odpowiada, nie wszystkie obrzędy lubię/rozumiem/do końca akceptuję. Ale tak jest ze wszystkim w życiu - z partnerem życiowym, dziećmi, pracą, nawet samym sobą. Nic nie jest czarno - białe (z wyjątkiem czarno-białych filmów i obrazów).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:14, 26 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Szczerze mówiąc: nie wiem i nie mam tu przypuszczeń. 

Tak jak ja to widzę - im bardziej takie otwarte, nieortodoksyjne, elastyczne podejście do własnej religii, tym większe prawdopodobieństwo, że znajdzie się mnóstwo podobieństw między własną religią a innymi religiami, ponieważ jak każdą religię będę traktować w taki otwarty sposób, to siłą rzeczy w pewnym momencie one się ze sobą zbiegną w tych najbardziej istotnych punktach.
A to prowadzi do wniosku, ze "wszystkie religie w istocie są o tym samym".
A wybór konkretnej religii np. katolicyzmu będzie rozumiany jak wybór języka, którym się posługujemy na opisanie tej rzeczywistości. Po prostu jednej osobie z racji backgroundu kulturowego albo jakichś cech umysłu bardziej będzie pasować katolicyzm, innemu protestantyzm, a komuś innemu hinduizm.

Wychodząc od podejścia ortodoksyjnego, to co wyżej opisałam to jest herezja, bo diabeł (istota religii) tkwi właśnie w tych szczegółach i jak się rzeczywiście pochylimy nad detalami, to nam wyjdą skrajnie różne systemy.
I to ortodoksyjne podejście właśnie nie jest elastyczne, otwarte, tylko fundamentalistyczne. Nie ma radosnej twórczości, że każdy sobie interpretuje religię "po swojemu", tylko trzeba słuchać nauczania Kościoła, studiować katechizm etc. I właśnie to ortodoksyjne podejście czyni wybór danej religii czymś więcej niż tylko wyborem języka.
Cytat:
Staram się w katolickim obrzędach uczestniczyć. Nie zawsze mi to odpowiada, nie wszystkie obrzędy lubię/rozumiem/do końca akceptuję. Ale tak jest ze wszystkim w życiu - z partnerem życiowym, dziećmi, pracą, nawet samym sobą. Nic nie jest czarno - białe (z wyjątkiem czarno-białych filmów i obrazów).

Tylko że to zrównuje u Ciebie sferę sacrum i profanum.
Dla ortodoksa absolutnie wszystko w tej sferze obrzędowej ma sens i nie ma miejsca na "dyskusję". To co święte jest święte.
W obliczu epidemii koronawirusa, która pozamykała kościoły, tacy katolicy odczuwali dosłownie "głód Eucharystii", coś dla mnie i dla wielu osób nie do pomyślenia.
Ja z tego powodu właśnie odrzuciłam instytucjonalną religię, bo nie czułam Boga w kościele, ta obrzędowa sfera sacrum była dla mnie nieosiągalna.
Jedynie czytania i kazania, o ile ciekawe (zwykle były nudne) miały dla mnie jakiś sens.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Wto 0:16, 26 Maj 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:36, 26 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Dla ortodoksa absolutnie wszystko w tej sferze obrzędowej ma sens i nie ma miejsca na "dyskusję". To co święte jest święte.

Można sobie używać słowa "święte", czy "absolutne" albo i "bezdyskusyjne". Ortodoksi będą tych słów używali. Tylko ja stawiam wtedy pytanie: CO PONAD SŁOWA?

Mój stosunek do ortodoksów z grubsza opisuje stwierdzenie: to ludzie, którzy mają wielkie słowa na ustach, ale mało w głowie.
Naturą bowiem rozumienia jest zdolność do operowania na PRZESTRZENI ODNIESIEŃ, w tym pytań, wątpliwości, poznania wariantów sprawy
Ten, kto - z lęku przed byciem niepoprawnym - pytań nie stawia, taki ktoś jednocześnie nie wybudował w sobie zrozumienia. Uważam, że ortodoksi są w istocie znacznie bliżsi ateistom niż ja, ze swoim "heretyckim" nastawieniem. Bo oni mają tylko słowa - przy których co prawda bardzo się upierają, czasem wręcz za te słowa gotowi są krzywdzić, zabijać, a w każdym razie atakować "odstępców", jednak w istocie poza zamianą jednych słów niezrozumiałych na inne - z grubsza podobnie nie zrozumiałe, ich umysły są puste. Te umysły obsługuję jedynie proste powtarzanie i instynkt posłuszeństwa liderom. Nie obsługują złożonych znaczeń, nie operują na pojęciach, które teoretycznie stosują, tylko je przedstawiają, tak ja ich nauczono. Nie potrafią posłużyć się swoją wiarą inaczej, jak tylko w odtwórczy sposób. Od strony OPEROWANIA ODNIESIENIAMI ZNACZENIOWYMI ich wiary (także ateistów tutaj na sfinii) nawet wielu ateistów bije takich ortodoksów na głowę. Ja tu na sfinii od ateistów nauczyłem się całkiem sporo o mojej własnej religii. Od ortodoksa bym się tego nie nauczył, bo on by tylko powtarzał te słowa, które zasłyszał, by się upierał jakie one są ważne i jedyne, ale już nie potrafiłby zastosować ich w złożonym rozumowaniu - szczególnie tam, gdzie występuje problem, niejasność, konieczność podjęcia nieoczywistej decyzji.
Oczywiście nie każdy ortodoks jest taki przytępawy w rozumieniu, ale w gruncie rzeczy wielu takich jest - bo nawet jeśli potrafią czasem prześcigać się w jakichś tam cytatach ze swoich świętych ksiąg, to jest w tym raczej ilość, a nie jakość - o rozumowych znaczeniach z nimi nie podyskutujesz, choć jakieś tam słowa będą na Twoje słowa produkowali. Tylko że "konia z rzędem temu", kto będzie w stanie podać jednoznaczne powiązanie owych słów z postawionym problemem.
Przyznam, że trochę tak dyskutuje spora część Świadków Jehowy - nauczona przez swoich guru, cytatami strzelająca, tylko nie za bardzo przejmująca się, czy w ogóle odpowiada na pytania drugiej strony. Po prostu na zadane pytanie zaproponują JAKIŚ cytat. Jakiś, który sobie będzie, ale w rzeczywistości najczęściej nie odpowie na zadane pytanie, jeśli jest ono trudniejsze, wykraczające poza wyuczony kanon. To już z większym poczuciem (po)rozumienia da się dyskutować z ateistą.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 0:37, 26 Maj 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Netlis




Dołączył: 18 Maj 2020
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:41, 26 Maj 2020    Temat postu:

Bóg - nasza prawdziwą tożsamość
Szatan - program który powoduje, ze identyfikujemy się z tym czym nie jesteśmy i przywiązywać się do ziemskich rzeczy.

Może o to w tym wszystkim chodzi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Netlis




Dołączył: 18 Maj 2020
Posty: 481
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:43, 26 Maj 2020    Temat postu:

Bóg - nasza prawdziwą tożsamość
Szatan - program który powoduje, identyfikacje z tym czym nie jesteśmy i przywiązanie do ziemskich spraw.

Może o to w tym wszystkim chodzi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21626
Przeczytał: 140 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 3:13, 26 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
towarzyski.pelikan napisał:
A myślisz, ze jakbyś zgłębił w takim samym stopniu inne religie, to nie doszedłbyś do podobnej akceptacji?

Szczerze mówiąc: nie wiem i nie mam tu przypuszczeń. 
towarzyski.pelikan napisał:
Poza tym religia to nie jest tylko warstwa konceptualna, ale też warstwa obrzędowa, uczestniczenie w sakramentach etc. Bez tego wszystkiego to będzie bardziej filozofia, nawet jeśli katolicka.

Staram się w katolickim obrzędach uczestniczyć. Nie zawsze mi to odpowiada, nie wszystkie obrzędy lubię/rozumiem/do końca akceptuję. Ale tak jest ze wszystkim w życiu - z partnerem życiowym, dziećmi, pracą, nawet samym sobą. Nic nie jest czarno - białe (z wyjątkiem czarno-białych filmów i obrazów).


Jak radzisz sobie ze spowiedzia. W ogóle z tym kim JEST ksiądz w katolicyzmie.
Czy to nie jest taki trochę cywilizowany odpowiednik szamana.
Nie ujmując nic szamanom.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Wto 3:14, 26 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 5:27, 26 Maj 2020    Temat postu:

Cytat:
Bóg - nasza prawdziwą tożsamość
Szatan - program który powoduje, identyfikacje z tym czym nie jesteśmy i przywiązanie do ziemskich spraw.

Może o to w tym wszystkim chodzi?

Święte Słowa Netlisie. Od lat walczę z Szatanem.
W tym roku trawy nie kosiłem. Ostatnio rzadziej się myję i golę ...
O kobiecie pomyślę, ale też z tym walczę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8320
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 6:15, 26 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
podczas Mszy św. przystępując do Eucharystii naprawdę zjada się ciało Chrystusa, a u protestantów to jest tylko pamiątka, symbol.


W sumie mięsa podczas Eucharystii również nie podają, "wspólnota" Jezusa realnie, a nie symbolicznie go ukrzyżowała, a teraz czci Jego zjadając ... chodź wiedział co robi, ale też miał nadzieje.

Bo wśród ostatnich słów chyba było, żeby Bóg odsunął od niego ... ale wola Boga, a nie jego nich się dzieje ...

przy okazji to Bogiem chyba nie był, ale dzieckiem Boga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
towarzyski.pelikan




Dołączył: 19 Sie 2018
Posty: 5538
Przeczytał: 12 tematów

Skąd: Ze wsi
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:09, 26 Maj 2020    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Można sobie używać słowa "święte", czy "absolutne" albo i "bezdyskusyjne". Ortodoksi będą tych słów używali. Tylko ja stawiam wtedy pytanie: CO PONAD SŁOWA?

Mój stosunek do ortodoksów z grubsza opisuje stwierdzenie: to ludzie, którzy mają wielkie słowa na ustach, ale mało w głowie.
Naturą bowiem rozumienia jest zdolność do operowania na PRZESTRZENI ODNIESIEŃ, w tym pytań, wątpliwości, poznania wariantów sprawy
Ten, kto - z lęku przed byciem niepoprawnym - pytań nie stawia, taki ktoś jednocześnie nie wybudował w sobie zrozumienia. Uważam, że ortodoksi są w istocie znacznie bliżsi ateistom niż ja, ze swoim "heretyckim" nastawieniem. Bo oni mają tylko słowa - przy których co prawda bardzo się upierają, czasem wręcz za te słowa gotowi są krzywdzić, zabijać, a w każdym razie atakować "odstępców", jednak w istocie poza zamianą jednych słów niezrozumiałych na inne - z grubsza podobnie nie zrozumiałe, ich umysły są puste. Te umysły obsługuję jedynie proste powtarzanie i instynkt posłuszeństwa liderom. Nie obsługują złożonych znaczeń, nie operują na pojęciach, które teoretycznie stosują, tylko je przedstawiają, tak ja ich nauczono. Nie potrafią posłużyć się swoją wiarą inaczej, jak tylko w odtwórczy sposób. Od strony OPEROWANIA ODNIESIENIAMI ZNACZENIOWYMI ich wiary (także ateistów tutaj na sfinii) nawet wielu ateistów bije takich ortodoksów na głowę. Ja tu na sfinii od ateistów nauczyłem się całkiem sporo o mojej własnej religii. Od ortodoksa bym się tego nie nauczył, bo on by tylko powtarzał te słowa, które zasłyszał, by się upierał jakie one są ważne i jedyne, ale już nie potrafiłby zastosować ich w złożonym rozumowaniu - szczególnie tam, gdzie występuje problem, niejasność, konieczność podjęcia nieoczywistej decyzji.
Oczywiście nie każdy ortodoks jest taki przytępawy w rozumieniu, ale w gruncie rzeczy wielu takich jest - bo nawet jeśli potrafią czasem prześcigać się w jakichś tam cytatach ze swoich świętych ksiąg, to jest w tym raczej ilość, a nie jakość - o rozumowych znaczeniach z nimi nie podyskutujesz, choć jakieś tam słowa będą na Twoje słowa produkowali. Tylko że "konia z rzędem temu", kto będzie w stanie podać jednoznaczne powiązanie owych słów z postawionym problemem.
Przyznam, że trochę tak dyskutuje spora część Świadków Jehowy - nauczona przez swoich guru, cytatami strzelająca, tylko nie za bardzo przejmująca się, czy w ogóle odpowiada na pytania drugiej strony. Po prostu na zadane pytanie zaproponują JAKIŚ cytat. Jakiś, który sobie będzie, ale w rzeczywistości najczęściej nie odpowie na zadane pytanie, jeśli jest ono trudniejsze, wykraczające poza wyuczony kanon. To już z większym poczuciem (po)rozumienia da się dyskutować z ateistą.

Wydaje mi się, ze jak porównywać, to ludzi na podbnym poziome. Sądzę, że więlu katolików otwartych równiez nie posługuje sie jakimś zaawansowanym systemem odniesień, a to co jest dla nich charakterystyczne to, że wszystko odnoszą do siebie, do osobistego upodobania. Tak interpretują np. Pismo, żeby to odpowiadało ich subiektywnemu odczuciu.

I ortodoksi własnie to im zarzucają jako błąd, systemu odniesień trzeba szukać ale w ramach wykładni Kościoła, nie można sobie pozwalac na taką samowolkę.

Ja przez parę ładnych lat dyskusji na forach katolickich poznałam równiez takich bardzo światłych ortodoksów, którzy jak najbardziej rozumują w zaawansowany sposób, ale właśnie nie mają takiego zaufania do własnych subiektywnych mniemań jak katolicy otwarci.

Dla mnie to ortodoksyjne myślenie jest i pewnie zawsze będzie egzotyczne, ale dostrzegam w nim pewną wartośc jaką jest pokora, gotowość uznania nad sobą jakiegoś autorytetu. Ich podejście jest w pewnym sensie bardziej naukowe, bo starają się weryfikowac swoje sądy w sposób obiektywny (czy to jest zgodne z wykladnią Kościoła, Tradycją), a nie na zasadzie "a mi się wydaje", a to wynika z ich podejscia do Kościoła, który nie jest tylko instytucją, tylko jest święta wspólnotą (Matką) pod przewodnictwem Ducha Świętego, stąd się bierze zaufanie do nauczania Kościoła.


Ostatnio zmieniony przez towarzyski.pelikan dnia Wto 8:10, 26 Maj 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31333
Przeczytał: 100 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:10, 26 Maj 2020    Temat postu:

towarzyski.pelikan napisał:
Sądzę, że więlu katolików otwartych równiez nie posługuje sie jakimś zaawansowanym systemem odniesień, a to co jest dla nich charakterystyczne to, że wszystko odnoszą do siebie, do osobistego upodobania. Tak interpretują np. Pismo, żeby to odpowiadało ich subiektywnemu odczuciu.

I ortodoksi własnie to im zarzucają jako błąd, systemu odniesień trzeba szukać ale w ramach wykładni Kościoła, nie można sobie pozwalac na taką samowolkę.

Ja przez parę ładnych lat dyskusji na forach katolickich poznałam równiez takich bardzo światłych ortodoksów, którzy jak najbardziej rozumują w zaawansowany sposób, ale właśnie nie mają takiego zaufania do własnych subiektywnych mniemań jak katolicy otwarci.


Nie ma dobrego wyjścia z dylematu poznawczego, w którym twierdzenia są totalnie utwardzone względem rozpoznań. Jeśli to co twierdzimy na twardo musi być tylko to jedno, jedyne to najmniejsza niezgodność z rozpoznaniem dyskredytuje owo rozpoznanie jako odpowiadające twierdzeniu. Wtedy ortodoksyjna nauka robi się czymś zupełnie nie odnoszącym się do świata - teorią dla teorii, czysto akademicką.
Tymczasem rozpoznania rzeczywistości są, jakie są - jakie ześle nam życie. W zderzeniu z twardością stwierdzeń na ich temat ze strony ortodoksyjnego opisu muszą pojawić się niespójności. Jeśli umysł interpretujący sam jakoś tych niespójności nie rozwiąże, jeśli sam jakoś nie nagnie znaczeń do tego, co postrzega, to albo będzie musiał zrezygnować z zastosowania nauki do rzeczywistości, albo za każdym razem biegać z pytaniami do autorytetów, które najdrobniejszą wątpliwość będą wyjaśniały swoją odgórną wykładnią.
Tak to ortodoksi w istocie są ubezwłasnowolnionymi mentalnie wyznawcami - totalnie zależni od swoich autorytetów religijnych, bo w ich umysłach brakuje kluczy, które łączyłyby rozpoznania rzeczywistości z ich ortodoksyjną nauką.
Tu oczywiście można by zinterpretować całą sytuację jako spisek ze strony autorytetów, które mają parcie na władzę i bardzo pasuje im to, że ich - będący niżej w hierarchii - wyznawcy, muszą co chwila dopytywać się o i jak. I jeszcze pół biedy, gdyby taki autorytet rzeczywiście zawsze był na zawołanie swojego niższego w hierarchii wiernego, gdyby zawsze cierpliwie, a do tego wyczerpująco i zrozumiale tłumaczył jak niespójności ujęcia rozwiązywać. Problem w tym, że autorytety w ten sposób musiałyby za bardzo służyć, za bardzo być na żądanie, a nie sami żądać. Dlatego niestety praktyka jest taka, że autorytety niezbyt chętnie udzielają swoich nauk (podejrzewam, iż częściowo po prostu dlatego, że jak coś powiedzą, to za chwilę pojawią się tego konsekwencje, będzie można ich "chwycić za słowo"), rugając pytających, że "nie wiedzą", nie mają wiary", czy w ogóle nie są tacy, jak być powinni. Do tego dochodzą "wyjaśnienia" robione na modłę polityków - czyli stwierdzeniami tak ogólnikowymi, że nie sposób wyłonić z tego żadnego konkretu.
Całość funkcjonuje patologicznie od strony poznawczej.
Chociaż w pewnych szczególnych sytuacjach autorytety się przydają - gdy problem jest rzeczywiście konkretny i ostatecznie jakiś konkret (mam nadzieję przemyślany) zostanie wyłoniony.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 5:38, 28 Sty 2023    Temat postu: Re: Słowa Jezusa

Netlis napisał:
Ostatnio natrafiłem na takie słowa Jezusa:

"Jesteśmy w tym świecie ale nie jesteśmy z tego świata".

Co one oznaczają?


Słowa skierowane do wierzących, nawróconych. W innym miejscu jest werset mówiący o tym, że kto nie narodzi się na nowo z Ducha, nie może ujrzeć Królestwa Bożego.

Chodzi o to, że u tej osoby doświadczającej nawrócenia/duchowego odrodzenia zmienia się całkowicie postrzeganie świata z materialnego i przyziemnego na bardziej duchowe, system wartości zostaje ożywiony, wiara w Boga, myślenie o Bogu jest na porządku dziennym, pojawia się potrzeba ciągłego rozwoju duchowego/moralnego, zmienia się podejście do życia i śmierci, bo człowiek zaczyna postrzegać ten świat jako mało ważną, krótką wędrówkę i zaczyna patrzeć na życie w odniesieniu do wieczności, do tego co nastąpi po śmierci. Nawet w związku z perspektywą śmierci może się pojawić wewnętrzny pokój, pozbawiony lęków czy jakiejś melancholii, z którą ma problem wiele ludzi. Po prostu wszystko się zmienia, zaczyna się doświadczać tego "Królestwa Bożego" tu i teraz i to staje się wartością podstawową i głównym sensem życia, a reszta to sprawy przyziemne, mniej istotne.


Posłużę się takim cytatem:

"Królestwo nieba musi się zacząć i zostać wypośrodkowane w podwójnej koncepcji prawdy, o ojcostwie Boga i współzależnym z nim braterstwie ludzkim. Przyjęcie takiej nauki uwolniłoby człowieka od długich wieków zniewolenia strachem, a jednocześnie wzbogaciłoby ludzkie życie następującymi darami nowego życia w duchowej wolności:

1. Zdobycie nowej odwagi i wzmożonej energii duchowej. Ewangelia królestwa miała wyzwolić człowieka i zasiać w nim odwagę posiadania nadziei na życie wieczne.

2. Ewangelia niosła posłanie o nowej ufności i prawdziwym pocieszeniu dla wszystkich ludzi, nawet dla biednych.

3. Było to, samo w sobie, nowym standardem wartości moralnych, nową etyczną miarą oceny ludzkiego postępowania. Obrazowało to ideał, wynikający z nowego porządku społeczeństwa ludzkiego.

4. Uczyło o wyższości tego, co duchowe, w odniesieniu do tego, co materialne; gloryfikowało duchowe rzeczywistości i wynosiło nadludzkie ideały.

5. Ewangelia uważała duchowe osiągnięcia za prawdziwy cel życia. Życie ludzkie zyskało nowy dar moralnych wartości i boskiej godności.

6. Wieczne rzeczywistości są wynikiem (nagrodą) sprawiedliwych wysiłków ziemskich. W wyniku uznania szlachetnego przeznaczenia człowieka, ludzki pobyt na Ziemi nabierał nowego znaczenia.

7. Ewangelia potwierdzała, że ludzkie zbawienie jest objawieniem dalekosiężnego, Boskiego celu, który miał być wypełniony i zrealizowany w przyszłym przeznaczeniu, w niekończącej się służbie żyjących wiecznie synów Bożych."


"Podwójna natura Królestwa Bożego:

„Pierwsze to królestwo Boże na tym świecie, najwyższe pragnienie wykonywania woli Boga, bezinteresowna miłość do człowieka, która wydaje dobre owoce doskonalszego, etycznego i moralnego postępowania.

Drugie to królestwo Boże w niebie, cel ludzi wierzących, domena, w której miłość do Boga jest doskonalona i w której wola Boża wykonywana jest bardziej niebiańsko”."


"Poprzez wiarę wierzący wchodzi do królestwa teraz. Dwie rzeczy są konieczne, aby przez wiarę wejść do królestwa:

1. Otwartość na wiarę, szczerość. Żeby przyjść jak małe dziecko, żeby otrzymać synostwo jako dar; podporządkować się wykonywaniu woli Ojca bez zastrzeżeń, w pełnym przeświadczeniu i w prawdziwej ufności w Ojcowską mądrość; żeby wejść do królestwa bez uprzedzeń i z góry wyrobionych sądów; mieć umysł otwarty i być tak pojętnym, jak nie rozpieszczone dziecko.

2. Prawdziwy głód. Pragnienie prawości, zmiany umysłu, zdobycie motywu do stania się podobnym Bogu i do znalezienia Boga."
Źródło: Księga Urantii
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
blackSwan




Dołączył: 25 Maj 2014
Posty: 2210
Przeczytał: 1 temat


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:29, 28 Sty 2023    Temat postu: Re: Słowa Jezusa

Hill napisał:

Źródło: Księga Urantii


A to katolicy czytają takie księgi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Święte Księgi Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin