Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Witold Gombrowicz a Chrześcjaństwo

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Sztuka a światopogląd
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:37, 20 Sty 2006    Temat postu: Witold Gombrowicz a Chrześcjaństwo

Witold Gombrowicz a światopogląd chrześćjański.

Wstęp
Wielu myśli o Gombrowiczu, że jego pomysły, prowokacje są nic nie wartą zabawą. Jego pisarstwo często kojarzy się wyłącznie z „pupą” i „gębą”. Sądzi się iż jego twórczość to jeszcze jeden objaw degeneracji kultury. Tym czasem sprawy mają się inaczej. Na przykład istnieją ciekawe aspekty filozofii Gombrowicza, które sprawiają, że trzeba na nowo przemyśleć jego stosunek do religii. Jest to jak najbardziej uprawnione skoro Gombrowicz lubił „zakładać maski”.

Aby zadanie stało się wykonalne należy przyjrzeć się na początku jego ateizmowi. Można mieć poważne wątpliwości co do jego autentyczności. Bogactwo myśli Gombrowicza i jego wypowiedzi sprawia, że trudno postawić tu ostateczną tezę, czy przeprowadzić bardzo ścisłe rozumowanie. Rozmaite cytaty, spostrzeżenia krytyków i własne przemyślenia mogą co najwyżej pokazać ścieżki jakimi mógł podążać autor.

Ostateczna teza pracy to: hipoteza, że można dokonać pouczającej syntezy (bez żadnego uszczerbku dla obu stron) miedzy światem wyłaniającym się z myśli Gombrowicza a chrześćjańską wizją rzeczywistości.) Jednakże celem tego artykułu nie jest udowodnienie, że Gombrowicz wierzył w Boga i to prawie po katolicku. Nie da się tego zrobić, ponieważ istnieje rozdźwięk między znaczeniem dosłownym słów wygłaszanych przez Gombrowicza, a ich znaczeniem w kontekście jego filozofii. Czyni to dzieła Gombrowicza bogatymi w wiele możliwych interpretacji.

Jeden z interpretacyjnych tropów odkrył wielki przyjaciel Witolda Gombrowicza, Józef Wittlin, pisząc: „Poszukiwanie prawdy, demaskowanie kłamstwa- pisze-jest zajęciem tak starym jak świat-nauki i sztuki Minęło już 1918 lat od owego Piątku, gdy pewien namiestnik rzymskiego cesarza na Bliskim Wschodzie zapytał Skazańca, który zeznał, że „przyszedł, aby dać świadectwo prawdzie”:- cóż to jest prawda?- Nie otrzymał odpowiedzi. Ale dla wielu ludzi właśnie śmierć owego Skazańca, poniesiona jeszcze tego samego dnia, jest odpowiedzią na to pytanie. Więcej: jest źródłem prawdy jedynej i uniwersalnej. Dla wielu- nie dla wszystkich. Większość dale nie wie i jak Piłat pyta lub znużona brakiem odpowiedzi, rezygnuje z niej, zadawalając się surogatem prawdy, pół-prawdami lub kłamstwem. Cały trud dalszego poszukiwania stał się udziałem znikomej mniejszości. Toteż każdy uczciwy apokaliptyk, choćby trzymał się jak najdalej od prawdy Krzyża- już przez samą trawiącą go pasję szukania prawdy i odkrywania rzeczy zatajonych – jest jak gdyby draśnięty drzazgą z tamtego Drzewa. Może to być zatwardziały profan, bluźnierca, ikonoklasta, rozbijacz fetyszów, przed którymi padają plackiem całe narody. To może być- Witold Gombrowicz”. A więc już w samym dążeniu do poznania prawdy i istoty rzeczy, odkrycia faktycznej kondycji człowieka można dopatrzyć się cechy wspólnej dla przesłania chrześćjaństwa i postawy Gombrowicza.

Czy nie można tej myśli pogłębić i ciekawie uzasadnić? Być może jego filozofia zgadza się z przesłaniem Biblii; ale zanim rozpatrzy się możliwość pozytywnej odpowiedzi trzeba powiedzieć o tym co połączyło tak różnych twórców jak Wittlin i Gombrowicz? Tym bardziej, że ich niewątpliwie głęboka przyjaźń może stanowić dowód w sam w sobie na fałsz tych którzy widzą w Gombrowiczu wyłącznie bluźniercę czy profana. Gdyby Gombrowicz w istocie tak radykalnie zwalczał tradycję i wartości ich przyjaźń (a także pomoc jaką udzielał Wittlin Gombrowiczowi) nigdy by się nie wydarzyła.

Teoretycznie powinno dzielić ich przecież wszystko. Pierwszy jako wierny uczeń romantyków pisał wiersze, drugi widział w kulcie poetów i poezji cos sztucznie narzuconego. Wittlin pielęgnował tradycje i wartości, studiował przeszłość, dzieła klasyków i innych autorów. Gombrowicz zaś starał się udawać, że od niej ucieka, dystansować się, swoich kolegów po piórze czytał wertując chcąc wychwycić przede wszystkim sposób pisania i myślenia. Mieli także przeciwstawne sobie charaktery. Wittlin cechowała skromność i niechęć do narzucania własnego zdania, zaś pisarskie ego Gombrowicza zdawało się dążyć do pochłonięcia i podporządkowania sobie całego świata. Krytyk literacki Jerzy Jarzębski stwierdził, że: Wittlin znalazł wspólną płaszczyznę porozumienia z Gombrowiczem nie na poziomie jakichś „poglądów” czy poetyki, ale w twierdzeniu o istnieniu wygnanego w świat „Ja” artysty.

Z tym ciekawym wyjaśnieniem można polemizować choćby przez to, że pisanie jako ekspresja stanowi samo w sobie właśnie „narzucanie” odbiorcy określonego obrazu, określonych myśli. Można pójść za ciosem i powiedzieć, ze to właśnie Wittlin po przez użycie tradycyjnych form także dąży do zaprowadzenia ładu i własnego „Ja”.

Zresztą owa przeciwstawność Jarzębskiego należy do pozornych przez to, że w samym sięganiu, reinterpretowaniu dzieł przeszłości istnieje element pewnej odwagi przejawiającej się w przekonaniu, że zostały one stworzone specjalnie dla nas i dla naszego użytku. Jeśli zaś chodzi o skromność to warto zauważyć, że właśnie Ten sam, który powiedział: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.”, Stwierdził paradoksalnie: A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie.” Paradoksalne, bo wiemy, o jakim wywyższeniu tu mowa, przez mękę i krzyż.

Problem postawiony przez Jarzębskiego jest fikcyjny bo Gombrowicz po prostu wypracował nietypową formę wyrażania swego „ego”, dzięki czemu udawało mu się bulwersować bliźnich. Niezwykłość metody sprawia, ze wydaje nam się ono bardziej ekspansywne niż u innych osób.

Właśnie owa nietypowość charakteru i niezrozumienie przez krytykę uratowało go przed błędem skorzystania z możliwości powrotu i tworzenia w PRL. Pięknie o jego zachowaniu napisał Gustaw Gruziński: „Gombrowicz, który stał twardo (Her stole ich…) w obronie każdego słowa w swoich pismach, nie godził się na żadne układy i kompromisy, uważał za nienaruszalne to, co wyszło spod jego pióra, (…) Ile z tym było w PRL wydawniczych problemów, ile wymyślano forteli i kruczków, żeby jakoś obejść surowe dyspozycje pisarza, ilu wciągano w grę autentycznych adwokatów i zwykłych kauzyperdów! Gombrowicz, drwiący Gombrowicz „antynarodowy” czy „antypolski” w oczach „patriotycznych niezłomnych”, do końca nie zapomniał ni na chwilę, czym są godność i powołanie pisarza.”

Powyższe cytaty pokazują Gombrowicza w bardzo pozytywnym świetle, przesadnie może nawet heroizując go. Słabo w nich widać jak skomplikowaną i trudną miał on osobowość. Wiadomo choćby ile krytycznych,, a nawet krzywdzących słów napisał Gombrowicz pod adresem katolików i nie tylko. Zna jego słowa mówiące, że po prostu przestał interesować się Bogiem w wieku kilkunastu lat. Można przeczytać o docinkach które czynił Jerzemu Andrzejewskiemu w okresie jego fascynacji katolicyzmem. Inna sprawa, że prawdopodobnie słusznie podejrzewał u niego nieautentyczność potrzeby duchowej. Mimo to nie można mieć całkowitej pewności czy wyznawał ateizm.

Wystarczy tu wspomnieć o głoszonych przez niektórych znawców tematu tezach, według których w jego dziennikach pojawia się słowo „Bóg” w tak wielu kontekstach i tak często, iż nie ma możliwości sprowadzenie go do zwykłej figury retorycznej.

Innym argumentem jest to, że Gombrowicz, poruszał jakiś temat w swym pisarstwie, kiedy czuł się z nim związany emocjonalnie, a właśnie katolicyzmowi i katolikom poświęcił więcej miejsca niż jakiejkolwiek innej religii czy wyznaniu. Trudno natrafić na jego głębsze rozważania, dotyczące innego wyznania niż rzymskokatolickie. Można dowodzić, że w krytyce religii i „Boga” Gombrowiczowi nie chodzi o proste odrzucenie tych rzeczywistości jako takich, ale o walkę z „formą”. Jednakże byłby to zbyt słaby powód, aby zacząć pisać tą rozprawę. Można by ten fakt tłumaczyć od biedy zainteresowaniem pisarza polskością i tym podobnymi argumentami; gdyby nie prawdziwa zagadka, jaką stanowi długoletnia i wyjątkowa fascynacja Gombrowicza „Boską komedią” Dantego. Zwieńczył ją w Dzienniku poematem. A trzeba tu pamiętać o tym, ze miejsce poezji w literaturze przyrównywał do użycia cukru w kuchni. Zarzucał jej zbytnią arystokratyczność i wydumanie .

Gombrowicz kontra Dante.

Już jeden z pierwszych utworów Gombrowicza „Ferdydurke” nawiązuje do „Boskiej komedii”, jej pierwsze akapity parodiują styl pierwszej pieśni tej księgi. Co więcej można w niej wyodrębnić trzy części odpowiadające kolejno dantejskiemu: „piekłu”, (szkoła), czyśćcu (mieszkanie państwa Młodzików), niebu (dworek wiejski).

O wiele bardziej otwarta dyskusja Witolda Gombrowicza z Dantem znajduje się w jego dzienniku z lat 1961-1966 gdzie tworzy on nową wersję fragmentu z pieśni części pierwszej Boskiej komedii i jednocześnie dyskredytuje talent autora tego dzieła. Jak zwykle szeroko uzasadnia i interpretuje swoje poczynania. O to tylko fragment wiersza Dantego i próba poetycka Gombrowicza. Sama w sobie jest wystarczająco wymowna. Tekst Gombrowicza zaznaczyłem kursywą.

Przeze mnie droga do smętnej krainy
Przeze mnie droga do wiecznej żałoby
Przeze mnie droga w otchłań zatraconych

Przez mnie droga do krainy, która
Bezdenna wiecznie otchłań swoją goni
Przeze mnie droga tam, gdzie Zło wieczyście
Sobą się kazi i siebie pożera
Przeze mnie droga w plemię zatraconych
Niezmordowanych…

Gombrowicz w swej autointerpretacji ma rację twierdząc, że jego koncepcja głębiej oddaje i bardziej współcześnie wyobrażenie o rzeczywistości zaświatów, Właśnie czytając go w tym miejscu czytelnik może pełniej zrozumieć ze „zło diabelskie” jest czymś istniejącym dla samego siebie. Wyraża się przez rozpacz i chęć zemsty, gniewu pomimo świadomości swej ostatecznej przegranej. Bunt Szatana wynikał z pychy dążącej zawsze do zamknięcia się w swej formie, wykończenia się i odizolowania od świata, pragnieniu osiągnięcia nie tyle doskonałości w czymś, a stanu bycia doskonałością samowystarczalną, szczelnie zamkniętą formą, czyli śmiercią. Ponieważ tego nie da się osiągnąć ze względu na potęgę życia wyrażającego się w ciągłym dążeniu do pomnożenia się, pojawiła się, więc chęć u niego odseparowania się a zarazem nienawiść i gniew wobec wszelkiego życia. Dlatego też Szatan świadomie i celowo postanowił sprzeciwiać się wiedząc, ze przegra, że to będzie bunt „spartaczony” z konieczności.

Aby jednak tak spekulować będąc świadomym potęgi zła, która według niektórych ujawniła się na niespotykaną skalę w niedawno minionym dwudziestym wieku, trzeba założyć istnienie Boga albo przynajmniej możliwość „ostatecznego zwycięstwa dobra”. Nie ukrywam dla mnie wizja Gombrowicza jest bardziej bliska chrześćjaństwu niż to co napisał Dante. Szkoda tylko, że Gombrowicz ścigając się w kunszcie liryki zgubił atmosferę ludowej pieśni, z „Boskiej komedii”. Dla wielu też będzie jego piekło czystą spekulacją, ponieważ ich zdaniem takie rozważania do niczego konkretnego nie prowadzą przynajmniej tu na Ziemi. Za głębie płaci także utratą lekkości, prostoty w odbiorze.

W ramach małej wycieczki warto przyjrzeć się wypowiedzi Gombrowicza deklarującej ateizm, w jakiś dziwny ironiczny sposób: „Nie róbcie zemnie takiego demona. Ja będę po stronie porządku ludzkiego (i nawet po stronie Boga, choć nie wierzę) aż do końca moich dni; także umierając.” Może ono wskazywać, że nasz autor w jakiś sposób utożsamiał się z ideałami chrześćjańskimi. W tym samym miejscu mówi też choćby o jego zdaniem niezniszczalnej u ludzi potrzebie sensu, sprawiedliwości, miłości. Najwyraźniej podróż przez formy dla Gombrowicza stanowiła sposób na pokonanie w jego mniemaniu absurdalnego i potwornego względem tych potrzeb świata. Mówiąc prościej podróż do Boga. Oczywiście można przyjąć też wersję mniej korzystną dla udowadnianej tu tezy, miał jego intelekt swoje „horyzonty”, których nie mógł przekroczyć. Nie widział albo nie potrafił wyciągnąć konsekwencji ze swojej filozofii, także zmierzyć się z problemami, jakimi ona rodzi.

Przypuszczalnie mamy tu przykład gdy właśnie co innego znaczy stwierdzenie rozumiane potocznie, a co innego jeśli weźmiemy specyficzny kontekst. Bo co mówi Gombrowicz? Nie tyle, że nie wierzy w Boga sensie nie ma go, co ja będę sprzeciwiał się formie, co stanowi tak naprawdę jej obronę i stwarzanie gdyż nie da się jego zdaniem z niej ostatecznie uwolnić. Pamiętajmy dla niego każdy z nas to „Bóg” (napisałem z dużej gdyż autor prawie nigdy nie pisał Boga z małej), bo stwarza w formie siebie i innych. Dlatego też właściwym pytaniem w jego filozofii gombrowiczowskiej brzmi nie czy istnieje Bóg ale w jakiego Boga wierzysz? Jak wiadomo najgłębsze przekonanie autora mówi o konieczności przekraczania formy, świadomego jej kreowania, dystansowania się od niej. Teraz możemy wykazać zaskakującą zbieżność miedzy tym, co głosił Gombrowicz a istotą chrześcijańskiego Boga (także przeciwstawiającego się formie) i wiary w niego. Dla wyjaśnienia w Starym Testamencie i nie tylko formy są zwane między innymi bożkami.

Najważniejsza sprawa, konstrukcja filozoficzna u Gombrowicza opiera się na założeniu istnienia „Ja” dążącego do pełnego wyrażenia się w świecie. Pytania brzmią, czym jest tak naprawdę to ja, skąd się wzięło, czym się kieruje? Dlaczego ktoś dążący do jego wyrażenia ma być lepszy od przeciętnego Kowalskiego? Jakie są kłopoty z formą i jaka jest jej natura? Jeden z fragmentów napisanych przez Gombrowicza wskazuje na jego ciekawe przeczucia w tej materii.

Gombrowiczowskie „Ja”

Witold Gombrowicz jako intelektualista miał swoisty problem stanowiący zarazem jego potężną siłę. Posiadał genialną intuicję, żelazną wolę obnażania prawdy, miejscami niesamowicie świeże spojrzenie na świat, wspaniałe przeczucia filozoficzne, świetny dowcip i wyrobione pióro pełne polotu. Ale brakowało mu swoistego szlifu, wykończenia, konsekwentności, jaką miał znajdujący się względem niego na antypodach, niemniej wielki Reymont. Gombrowicz ten nasz rycerz z krainy humoru wiecznie walczący z formą zapominał czasami o substancji. Brakowało mu dopełnienia….

Teorię, że nasz autor przeczuwał bliskość z kościołem katolickim, nie zdając sobie sprawy z jej rozmiarów potwierdza następujący fragment: „Bliski stał mi się Kościół w swej nieufności do człowieka- i moja nie chęć do formy, moje pragnienie wycofania się z kształtu, owo stwierdzenie „to jeszcze nie jestem ja”, które towarzyszy każdej mojej myśli i uczuci, pokrywa się z intencjami jego doktryny, Kościół boi się człowieka i ja boję się człowieka. Kościół nie ufa człowiekowi i ja nie ufam. Kościół przeciwstawiając doczesność wieczności, ziemi-niebo, usiłuje zapewnić człowiekowi ten właśnie dystans do jego natury, który i mnie jest konieczny. A nigdzie wyraźniej nie zaznacza się to pokrewieństwo, jak w naszym podejściu do Piękności. I ja i on-Kościół- obawiamy się piękności na tym padole łez, dążymy do jej rozładowania, pragniemy bronić się przed nadmiernym oczarowaniem. Decydujące jest dla mnie, że i on, i ja domagamy się rozdwojenia człowieka, on- na ludzki i boski pierwiastek, ja- na życie i świadomość. Po okresie, w którym sztuka, filozofia, polityka rozglądały się za człowiekiem integralnym, jednolitym, konkretnym, dosłownym wzrasta zapotrzebowanie na człowieka nieuchwytnego, będącego grą sprzeczności, fontanną wytryskającą z antynomii, systemem nieskończonej kompensacji. A ten, kto nazwie to „eskapizmem” (brakiem kontaktu z rzeczywistością), jest niemądry.”

Na początek jedna uwaga można śmiało pozamieniać owe podziały bez żadnej szkody czy wypaczenia myśli. Bo według kościoła to właśnie ów intelekt stanowi cząstkę „duchową”, mam od razu ochotę dodać kolejną uwagę, ale wolę wrócić do próby odpowiedzi na pytania, aby czytelnik cokolwiek zrozumiał.

Gombrowicz zdawał sobie sprawę z problemów, jakie przysparza jego koncepcja „Ja”. Wahał się między sprowadzeniem go do międzyludzkiego a jałowym dualizmem. Nie mógł obrać pierwszej drogi, bo, z jakiej racji owo „Ja” miałoby cierpieć będąc ograniczone formą, która go stwarza? Dlaczegoż maiłoby dążyć do pełnego wyrażenia się, co miałoby ono wyrazić, skoro równie dobrze mogłoby się tak jak w postmodernizmie utożsamić z wybraną przez siebie formą? Oczywiście Gombrowicz nigdy nie zostałby postmodernistą, uznałby ten, nurt filozoficzny za utopijny. Zdawał sobie sprawę z tego, że formy mają swoje konsekwencje dwojakiego rodzaju.

O pierwszej z nich pisał zupełnie innym językiem Bocheński: „Cele każdego działania- a tym samym cele jakiegoś systemu dynamicznego- rozpadają się na cele immanentne (wewnętrzne) transcendentne (przekraczające, zewnętrzne). Kiedy na przykład myję samochód wtedy immanentnym (wewnętrznym) celem tej czynności jest zawsze i wyłącznie czystość wozu. Ten celnie zależy zupełnie od woli działającego, lecz jest narzucony przez strukturę czynności bądź rzeczy. Kiedy dokonuję tej czynności muszę zmierzać do celu. (…) Jasne, że ów cel immanentny (wewnętrzny) (czystość wozu) objawia się tu jako środek, ze względu na ów inny cel transcendentny (zewnętrzny). (…) W związku z tym nasuwa się pytanie o wolność w stosunku do celów wewnętrznych. Aż za często się zdarza, że ludzie boją się immanentnych (wewnętrznych) celów swoich tworów; nazywają je „mechanizmem” i chcieliby je zastąpić celami swobodnie wybranymi. Są to jednak dziecinne nieporozumienia. Mogę z pewnością zaniechać mycia wozu; co do tego jestem wolny. Ale jeśli się zdecyduję go umyć wówczas nie ma już wówczas żadnej wolności ze względu na strukturę i cel immanentny (wewnętrzny) mycia.” Druga to taka, że jedna przeradza się w drugą, nie można się od niej uwolnić i zawsze jest formą gwałtu na naszym „Ja”. Jedna pasuje do drugiej bądź nie i nie można dowolnie jak chce postmodernizm nimi żonglować. Nie można także wyzwolić się ostatecznie od formy, opuszczając jedną dostajemy się w ręce drugiej.

To nasze „ja”, które ma dążyć przekraczając do wyrażenia siebie nie należy do sfery psychiki, w której także zachodzi gra między formami stwarzanymi w nas przez innych. Nie może też przynależeć do świata zewnętrznego natury gdyż Gombrowicz uważał jej świat za całkowicie obcy sferze ludzkiej, i upupiający, co wyraża się choćby w jego opisach: „A tym czasem pupa wzbijała się w górę i ziała miliardem iskrzących się promieni nad światem, który był jak gdyby namiastką świata, wyciętą z kartonu, podmalowaną na zielono i oświeconą z gór palącym blaskiem”. „Pośród obcych krzewów i ziół drżałem jak liść na wietrze, wyzuty z ludzi, a deformacje uczynione mi przez nich stały się bez nich niedorzeczne i niczym nieusprawiedliwione.”

Dorobek przeszłości i naukę traktował podobnie. Pierwszą jako trudno zrozumiałą, zbyt skomplikowaną dla jednego człowieka rzeczywistość otrzymaną w spadku, drugą również, jako sferę oddania się człowieka obcym mu, mechanicznym w swej istocie siłom „postępu” i „metody”. Wskazywał na niemożność opanowania przez jednego człowieka wiedzy w stopniu dostatecznym do jako takiego rozumienia, co czyni z niego wiecznego szkolnego ucznia. Sytuacja ta została zilustrowana właśnie w pierwszych rozdziałach „Ferdydurke”. Tłumaczył też prowokacyjnie zainteresowanie braci studenckiej ideami skrajnie lewicowymi istotą nauki, jej kolektywialnością i przeciwstawiał sztuce. Mówił, iż nie pojmuje przychylności środowiska artystycznego dla poglądów lewicowych, marksistowskich głoszących jako najlepsze rozwiązanie organizacji społecznej kolektyw.

Mogłoby się wydawać, że celem owego „ja” jest opanowanie jak największej liczby ludzi, oczarowanie, podwyższenie swego statutu społecznego, ale skoro tak, czemu jak słusznie zauważył w swej książce Leszek Nowak „Gombrowicz człowiek wobec ludzi”, dlaczego zamiast postulować, aby każdy pisarz został biznesmenem, albo przez pewien okres czasu zajmował się polityką zamierzał…. Napisać kolejny dramat. Tenże sam autor pisze dalej o problemie, od którego odpadł sam Gombrowicz, wskazuje, że to, co nas przekracza i znajduje się między formami odsyła nas do czegoś z poza świata ludzkiego i międzyludzkiego. Inni ludzie nas nie przekraczają, bo zawsze „ja”, „ja” i jeszcze raz „ja”. Słusznie postuluje, aby przyjąć, że podróż przez formy ma charakter kierunkowy; zastanówmy się, ku czemu taka wędrówka może zmierzać sięgając po jednio ze źródeł naszej kultury Biblię.

A może Biblię napisał Gombrowicz?

Wiele już napisano o Biblii, tak często powtarzane są na jej temat twierdzenia, że mówi o historii zbawienia, o wędrówce człowieka do Boga, iż można nazwać je banałami. Warto więc wzbić się ponad przeciętność powszechnych, nawet słusznych sądów, aby rzucić na nią nowe światło. Ta niezwykła księga, a raczej zbiór ksiąg powstał na przestrzeni, co najmniej kilku stuleci. Zawiera w sobie wszystkie możliwe style i formy literackie począwszy od hymnu, przypowieści na zapisach kronikarskich skończywszy. Jeśli wierzyć jej świadectwu mówi o istocie, z spoza tego świata, która pragnie ukazać człowiekowi prawdę o sobie jako stwórcy i o nim samym.

Mówi się „Stwórcy”, ale czy w pełni rozumie się to słowo? Sam akt stwarzania zakłada przekroczenie formy, nadanie czemuś nowych treści. Ale Bóg Biblii to nie tylko stwórca. To ktoś więcej to ktoś, co ciągle wyrywa ludzi ku nieznanemu, ciągle stawia ich w sytuacji wyboru i drogi. Nie przypadkowo w ewangeliach padają znamienne słowa: „Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.” (…) „Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego.

Nie ma problemu z interpretacją, co ma oznaczać woda będąca symbolem oczyszczenia i chrztu. Ale co oznacza „być z ducha”? Znana jest odpowiedź życie po, chrześćjańsku, ale co to jest życie po chrześcijańsku? To coś więcej niż wypełnianie bożych przykazań, to przede wszystkim wspaniała przygoda z powołaniem. I tu dochodzi sie do kluczowego punktu. O tuż bardzo wiele nasłuchałem się o tym w różnych audycjach i nie tylko, jak należy je rozpoznać i jak szukać działania bożego w naszym życiu. Wymusza to próby nowego spojrzenia na siebie, rozpoznania w przeszłości i teraźniejszości czegoś, co posłuży do przekroczenia, odkrycia Boga, to tak naprawdę afirmacja Boga, ale zaraz potem środek przekroczenia formy.

Bóg sprawia, że człowiek właśnie staje się „z Ducha” Taki człowiek jest tożsamy z człowiekiem gombrowiczowskim. Najlepszym przykładem ludzi nie tyle gombrowiczowaskich co zmuszonych do postawy gombrowiczowskiej są dla mnie sami apostołowie, których Jezus powołał i przemienił niepostrzeżenie dla nich samych.

Zauważmy tu, że samemu Gombrowiczowi trudność sprawiało czysto racjonalne uzasadnienie własnej postawy, może także dlatego, iż zniweczyłoby to jej sens. Nie musze już dowodzić istnienia Boga gdyż utożsamiam go z Tajemnicą i Nieznanym. I nie interesuje mnie tu jakaś konkretna zagadka, powiedzmy tajemnicza choroba pana Kwiatkowskiego, ale Tajemnica jako taka, która objawia nam się wśród form.

A jak powiedziano wcześniej nie da się mówić o przypadkowości wśród nich. Sama przypadkowość jak i celowość są określeniami nieprzystającymi do tego świata, wciąż stwarzanego i który się stwarza. Ich używanie w codziennym życiu wynika wyłącznie z naszej ograniczonej natury. Jak wiemy ludzie oceniają dość dowolnie czy coś ich zdaniem należy do rzeczy przypadkowych, czy też posiadających przyczynę. Takie oceny są najczęściej formułowane pod tezę: „widzę to, co chcę widzieć” i opierają się na subiektywnym wartościowaniu różnych faktów oraz chwilowym stanie wiedzy. Oczywiście pomijam tutaj sytuacje losowe tworzone przez człowieka celowo takie jak gra w totolotka. Zresztą sam fakt istnienia czegoś takiego dowodzi, że mogą istnieć celowo sytuacje losowe i potencjalnie na odwrót, co potwierdza moją tezę, iż nie można ich użyć do ogólnego opisu rzeczywistości, w której żyjemy.

Wracając do Biblii zawiera ona w sobie także mity i przypowieści ilustrujące rzeczywistość nadprzyrodzona oraz losy ludzkości. Można w niej wyróżnić także ich kilka rodzajów. Gombrowicz nie tylko miał ciekawy stosunek do mitu o czym świadczy następujący fragment: stwierdził kiedyś „Niechęć, jaką odczuwam do idei jako takiej, pozwala mi znaleźć modus, vicendi z ludźmi, którzy ją wyznają. Pytanie, które stawiam katolikom nie jest, jakiego Boga wyznają, a tylko: jakimi pragną być ludźmi? A zadając je liczę się z niedorozwojem człowieka. W moim pojęciu oni zespolili się w grupę, podległą pewnemu mitowi, aby wzajemnie się stwarzać. Dla mnie przez to mit ma charakter pomocniczy, a ważne jest, jaki człowiek rodzi się pod jego wpływem,”

Z tego, co napisałem wyżej może wynikać, iż pytania, między którymi wybiera autor są tożsame. Z tekstu nie można wywnioskować, w jakim znaczeniu autor użył słowa mit. Można go użyć w trzech znaczeniach. W negatywnym sensie, czyli coś nieprawdziwego, ahistorycznego, zmyślonego; lub w dwóch pozytywnych jako: ponadczasowej opowieści, wyrażającej jakąś prawdę, wydarzającej się wciąż na nowo w różnych wariantach albo jako coś, co często niespodziewanie dla współczesnych urosło do rangi sacrum, rzeczy ponadczasowej. Archetypu, symbolu, źródła. Odwrotnie niż w poprzednim przypadku zdarzenia niezwykłe, lecz niedostrzeżone przez ogół poprzedzają proces idealizacji i ufantastycznienia. Pierwszy rodzaj mitów w sensie pozytywnym ilustrują opowieści Greków o Olimpie i herosach, drugi Chrześćjaństwo najszerzej rozumiane, wraz z jego apokryfami, czy ludowymi opowieściami o Jezusie. Dzieła Gombrowicza można także interpretować jako mit, albo wyróżnić w nich elementy mitotwórcze Całokształt pisarstwa wskazuje, że rozumiał go najprawdopodobniej w kilku znaczeniach. Bardzo często tworzył w powieściach coś na wzór mitu. Jego metoda pisarska polegała na przetwarzaniu zdarzeń możliwych, nieszczególnych, zwyczajnych w taki sposób, aby urastały one do rangi wielkiego symbolu, przenośni.

Na przykład w powieści „Opętani” stary, popadający w ruinę zamek Hrabiego z ukrytymi skarbami urasta do metafory Polski i jej tradycji. Tak też jest z szkołą, do której dostaje się Józio w „Ferdydurke”. Niespodziewanie staje się ona światem „nauki”. Oczywiście mitotwórczość jego można widzieć inaczej, powołując się choćby na rozgrywający się w świecie półsnu dramat „Ślub”. Tu sferę mitu będziemy rozpatrywać w pierwszym pozytywnym sensie tego słowa, jako coś oddającego prawdę ponadczasową dzięki stykowi rzeczywistości i wyobraźni.. Trzeba zastrzec, że dla Gombrowicza rzeczywistość międzyludzka szła przed rzeczywistością poza ludzką.

Można sprawę postawić inaczej, jakiemu mitowi zawierzasz, jaki cię porwie? Jaką drogę obierzesz wśród mnogich tradycji? Aby czytelnik lepiej zrozumiał jak tą kwestię stawia Gombrowicz przytoczę inną jego wypowiedź: „Co do Boga. Nie ma co marzyć o Bogu absolutnym na wysokościach, w dawniejszym stylu. Ten Bóg rzeczywiście mi umarł, nie wynajdę w sobie takiego Boga żeby nie wiem co, nie ma we mnie na to materiału. Ale istnieje możliwość Boga jako środka pomocniczego, drogi-mostu wiodącego do człowieka.” W takim miejscu jak to trzeba zwrócić szczególną uwagę na język jakiego używa Gombrowicz, bo znowu używa on słów w specyficznym kontekście. Tak, naprawdę ów „Bóg pomocniczy” będzie także absolutem ale w innym tego słowa znaczeniu. Ten absolut zejdzie na Ziemię, co według Chrześćjan dokonało się już ponad dwa tysiące lat temu. Samo zaś twierdzenie, że Bóg to ścieżka do drugiego człowieka to proste odwrócenie powszechnie znanego zdania, że droga do Boga wiedzie przez innych ludzi.

Wierzący może powiedzieć, że nie jest jego winą, iż Bóg wybrał sobie małość, aby upokorzyć możnych tego świata i objawia się przede wszystkim jako sługa, uczy też nas, że właśnie z tego wypływa prawdziwa potęga i władza. Gombrowicz przy jednej ze swoich rozpraw z polskim katolicyzmem wypowiada ciekawą maksymę: „Aby dzieciństwo stało się dozwolone trzeba doprowadzić dojrzałość do bankructwa.” Moim zdaniem chrześćjańska eschatologia ten postulat spełnia. Właśnie sytuacje grzechu, w tym grzechu prarodziców spostrzegam jako skompromitowanie dojrzałości. Zobaczmy teraz jak można zinterpretować chrześćjaństwo w świetle myśli Gombrowicza?

W samym akcie zstąpienia Boga na Ziemię i scalenia jego natury z ludzką w Jezusie, mamy przykład przekroczenia formy. Chrystus stwierdził w swym nauczaniu za pomocą przypowieści: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.” Oznacza to, że wtajemniczy sposób jest on obecny w każdym z nas. Chrystus całym swoim życiem potwierdził, że idzie do tych, że jest najbliżej tych, którzy zdaniem ówczesnych ludzi znajdowali się najdalej od Boga, nie mieli szans na zbawienie.

Ale na tym nie koniec, przyszedł nie po to, aby przywrócić nam formę rajską, z sprzed upadku prarodziców, lecz po to, aby podnieść nas ponad nią, włączyć w wewnętrzne życie Boga. Jak uczy kościół katolicki zaczątek tego życia na Ziemi to Eucharystia, która w sposób utajony uobecnia Jezusa na Ziemi. On mocą swego ducha włącza nas w plan zbawienia i jedno ciało kościoła. Oczywiście stanowi ona też pamiątkę ofiary złożonej na krzyżu, dziękczynienie i uwielbienie Boga Ojca….

Powiedziałem wcześniej, że chrześćjaństwo opiera się na micie. Owszem, ale swym głównym nurcie na micie antymitycznym to znaczy zbudowanym nie jako wbrew regułom dążenia do wykończonej formy, pełni, idealizacji. To bardziej dramat niż mit. W jego centrum znajduje się krzyż dopełniony eschatologicznie zmartwychwstaniem…. Tyle, że owo powstanie z grobu Jezusa bez fanfar, z rozesłaniem uczniów, zesłaniem Ducha Świętego jeszcze bardziej pogłębia zaprzeczenie formy….

Właściwe, dlaczego jeszcze nikt nie przeanalizował chrześcijaństwa pod kontem formy? Dziś zapominam często, jakim skandalem była śmierć na krzyżu. Sam krzyż, obumarłe drzewo przypominające rozłożonego człowieka. Nie można go nazwać „pełnym”. Wyraża krzyk przeciwstawiający się pełni zamknięciu, kwiatowi lotosu, kuli. Świetnie to wyraził Gilbert Chesterton w swojej powieści „Krzyż i kula”.

A ile w Nowym Testamencie poświęcono miejsca tym centralnym wydarzeniom? Parę krótkich rozdziałów. Nie będę wspominał o oszczędnym ich stylu, nie upiększaniu postaw uczniów Jezusa…. W ewangeliach jednym z przykładów walki z formą jest krytyka faryzeizmu. Inne miejsce „przekroczenia formy” w kościele to sakrament pokuty i chrzest. W tym ostatnim staje człowiekowi wszczepione życie boże. Dzięki temu może lepiej wędrując przez życie ukazywać obraz Boga w człowieku, czyli to gombrowiczowskie „Ja”. Ja którego bogactwo nie wyczerpie się przez całą wieczność i starczy dla wszystkich/ Oczywiście Biblie napisano innym językiem niż dzieła Gombrowicza, ale jednak światy obu dzieł mają coś ze sobą wspólnego, wspólną podstawę.

A może pomyłka?

Praca stanowi bardziej nową interpretację, zagłębienie się w sposób myślenia Gombrowicza, można ją uznać za naciąganą, obszernie skrytykować podpierając się wieloma innymi fragmentami niż te przytoczone przeze mnie. Pozwoliłem sobie nawet na reinterpretację pewnych pojęć takich jak „młodość”, z którego wbrew autorowi zrobiłem wielki pozytyw. Także zamiast za autorem mówić o Bogu ograniczonym odkrywam Boga samo ograniczającego się….

Zdaje sobie sprawę, iż dokonałem nowego odczytania nie tylko Gombrowicza ale i chrześcijaństwa; wynika z niej postulat nowego rozumienia religii i głębszego duchowego jej przeżycia. Na swoją obronę mam tu to, że Gombrowicz niechętnie przełamywał przeciwności, miotał się wśród nich nie mogąc wybrać. Cóż…. Myśl Gombrowicza jest bardzo bogata, jego teksty wyjątkowo różnorodne i trudne do stworzenia spójnego systemu. Lubił prowokować, bawić się z czytelnikiem. Jako pisarz od odbiorcy wymaga współpracy, współtworzenia dzieła. Czasem trzeba przejść nad jego słabszymi wywodami do porządku dziennego.

Przyznaję się dla mnie Gombrowicz i jego myśl nie bóstwo, nie wielki autorytet, lecz trampolina. Ale chyba takich czytelników chciał mieć Gombrowicz skoro napisał w swej powieści „Ferdydurke”: „A teraz przybywajcie gęby! Nie, nie żegnam się z wami obce i nieznane facjaty nieznanych facetów, którzy mnie czytać będziecie (…) uczyńcie mi nową gębę abym musiał przed wami uciekać w innych ludzi i pędzić, pędzić, pędzić przez całą ludzkość”.


Mnie osobiście bardziej interesują nowe możliwości spojrzenia na świat jakie daje sposób myślenia Gombrowicza o świecie, jego postawa intelektualna niż kurczowe trzymanie się tego, co powiedział on czasem w sposób nieprzemyślany na jakiś temat. I myślę, że właśnie dlatego ten tekst spodobałby się jego bohaterowi.



. 0.5.04.20005




J. Wittlin „Apologia Gombrowicza”, cyt. za: Pisma Pośmiertne…, op. cyt., s. 273-274.
Za Jerzym Jarzębskim „Podglądanie Gombrowicza”, s, 152-153. Wydawnictwo Literackie Kraków 2000.
Za Jerzym Jarzębskim „Podglądanie Gombrowicza”, s, 157. Wydawnictwo Literackie Kraków 2000.
Ew. Mateusza 11:29, Biblia Tysiąclecia. [link widoczny dla zalogowanych]
Ew. Jana 12:32, Biblia Tysiąclecia. [link widoczny dla zalogowanych]
Gustaw Herling Gruziński. „Dziennik pisany nocą” 4 kwietnia 1998. s. 170.
Witold Gombrowicz Dziennik 1953-1956. 339-351. Wydawnictwo literackie 1986/.
Dziennik 16.10.966.
Dziennik 1957-1961. 1, Wtorek.
Witold Gombrowicz „Autobiografia pośmiertna” s. 246-247.
J. M Bocheński, 1993. Przyczynek do filozofii przedsiębiorstwa przemysłowego.
Ferdydurke, str. 248
Ferdydurke str. 191.
Dz. 1957- 1961, s 2160-261.
Witold Gombrowicz „Autobiografia pośmiertna”, s 333-334.
Leszek Nowak „Człowiek wobec ludzi”, str. 207.
Leszek Nowak „Człowiek wobec ludzi”, str. 207.
[link widoczny dla zalogowanych] Ew. Jana 3:8, Biblia Tysiąclecia.
Witold Gombrowicz „Autobiografia pośmiertna” str. 245-246.
Witold Gombrowicz. „Autobiografia pośmiertna” s. 288.
Biblia Tysiąclecia Mt 20,24-28
Witold Gombrowicz „Autobiografia pośmiertna” s, 290.
Biblia Tysiąclecia. Mt. 25,45
KKK, 1402-1409; 1322-1336; 1358-1361; 1413.
Witold Gombrowicz „Autobiografia pośmiertna s, 293.
Witold Gombrowicz „Ferdydurke” str, 253.
______________
Mysle, ze juz dopowiednio poprawiłem ten mój tekst. :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
1KOR13




Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konstancin - Jeziorna

PostWysłany: Pon 12:05, 23 Sty 2006    Temat postu:

Tekst bardzo dobry, ale nie ze wszystkim się zgodzę:

Cytat:
Pamiętajmy dla niego każdy z nas to „Bóg” (napisałem z dużej gdyż autor prawie nigdy nie pisał Boga z małej), bo stwarza w formie siebie i innych.


Owszem, jedną z cech chrześcijańskiego Boga jest to, że ma możliwości stwórcze - z tym że tutaj trzeba uważać, bo Bóg chrześcijański ma nieskończone możliwości stwórcze, z racji Jego Wszechmocy - natomiast jednostka u Gombrowicza ma skończone (bo bardzo ograniczone przez czynniki zewnętrzne, które są nieuchronne, i które na jednostkę zawsze oddziałują, tworząc ją bez jej woli) możliwości stwórcze, tak więc nie można stwierdzić, że dla Gombrowicza człowiek jest Bogiem.

Cytat:
Teorię, że nasz autor przeczuwał bliskość z kościołem katolickim, nie zdając sobie sprawy z jej rozmiarów


Moim zdaniem zdawał sobie w pełni sprawę z jej rozmiarów...

Cytat:
Mówi się „Stwórcy”, ale czy w pełni rozumie się to słowo? Sam akt stwarzania zakłada przekroczenie formy, nadanie czemuś nowych treści.


No właśnie. A jednostka u Gombrowicza nigdy nie jest w stanie sama w pełni przekroczyć formę, zawsze pozostanie od niej w jakiś sposób uzależniona!

Pozdrawiam,
1KOR13
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:19, 29 Sty 2006    Temat postu:

[quote]Pamiętajmy dla niego każdy z nas to „Bóg” (napisałem z dużej gdyż autor prawie nigdy nie pisał Boga z małej), bo stwarza w formie siebie i innych.


Owszem, jedną z cech chrześcijańskiego Boga jest to, że ma możliwości stwórcze - z tym że tutaj trzeba uważać, bo Bóg chrześcijański ma nieskończone możliwości stwórcze, z racji Jego Wszechmocy - natomiast jednostka u Gombrowicza ma skończone (bo bardzo ograniczone przez czynniki zewnętrzne, które są nieuchronne, i które na jednostkę zawsze oddziałują, tworząc ją bez jej woli) możliwości stwórcze, tak więc nie można stwierdzić, że dla Gombrowicza człowiek jest Bogiem.

Mój argument jest poprawny. wszechmoc nie jest konieczną cehca boga jeśli weźmiemy pod uwage na przykład mity różnych starożytnych ludów. A zreszta się zgodzę, tym bardziej, ze specjalnie wziołem owo Bóg w cydzusłów. Podbnie w cydzusłowiu zwraca się Jezus w Ewangeliikiedy móiw: "bogami jesteście" . Zreszta to dopuiero byłby problem gdyby Gombrowicz uważął jednostkę za Boga absolutnego. :-) Można za to utrzymywać, że ma byc Bogiem. Mam nadzieję, ze pamietszasz wykłady na forumapologetyki Jacka Śwęckiego? Na prawdę nie widać zbiezności celów? Teorię, że nasz autor przeczuwał bliskość z kościołem katolickim, nie zdając sobie sprawy z jej rozmiarów


"Moim zdaniem zdawał sobie w pełni sprawę z jej rozmiarów... "

Moim tez, to tylko taki argumentacyjny ukłon w stronę czytelników inaczej go rozumiejących.
Cytat:
Mówi się „Stwórcy”, ale czy w pełni rozumie się to słowo? Sam akt stwarzania zakłada przekroczenie formy, nadanie czemuś nowych treści.


No właśnie. A jednostka u Gombrowicza nigdy nie jest w stanie sama w pełni przekroczyć formę, zawsze pozostanie od niej w jakiś sposób uzależniona!

Jasne, ze tak inaczej świat musiałby porozpadać sięna atomy ni nie można by mówić o przeszłosci.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
1KOR13




Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konstancin - Jeziorna

PostWysłany: Pią 16:57, 03 Lut 2006    Temat postu:

Cytat:
Można za to utrzymywać, że ma byc Bogiem. Mam nadzieję, ze pamietszasz wykłady na forumapologetyki Jacka Śwęckiego? Na prawdę nie widać zbiezności celów?


Jeżeli myślisz o idei przebóstwienia, to pewna zbieżność faktycznie może występować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:20, 03 Lut 2006    Temat postu:

Tak właśnie o nej myśle, a zważywszy, ze od czasu poznania Jackowego kerygmatu uważam ją za centralną ideę chrześcjaństwa... .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
1KOR13




Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konstancin - Jeziorna

PostWysłany: Nie 16:43, 05 Lut 2006    Temat postu:

Ok. W takim razie chyba doszliśmy do porozumienia w tym temacie :) .
Tak myślę sobie, czy nie jest dobrym pomysłem zdawać maturę ustną z polaka właśnie z zagadnienia podobieństw światopoglądu Gombrowicza do teologii chrześcijańskiej. Co myślisz o tym? Z czego Ty zdajesz? Ja już od początku pierwszej klasy sobie trochę myślałem, jak takie coś mogłoby wyglądać. A ponieważ niedługo będzie można zgłosić własne propozycje tematu na przyszły rok, to :D Do zagadnienia podszedłbym inaczej niż Ty w Twoim artykule - oparłbym się przede wszystkim na ukazaniu zbieżności pomiędzy "zamknięciem do świata" z pism Janowych a formą u Gombrowicza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:49, 08 Lut 2006    Temat postu:

Ciekawy pomysł. Wiesz ja na mature jeszcze inaczej to rozwiązałem bo zajmuję się podobieństwem w ukazaniu motywu wędrówki u Gombrowicza a pewne wybrane dzieła literackie. A najlepsze, że w konspekcie wśród literatury umieściłem swój tekst. :-) Acha omów pomysł swój z nauczycielką, może będziesz musiał trochę więcej literatyury ująć. I sam zauwazysz jak mało to czasu 15 minut na wypowiedź.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
1KOR13




Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konstancin - Jeziorna

PostWysłany: Pią 20:22, 10 Lut 2006    Temat postu:

Akurat to już zauważyłem - raz gdy prowadziłem na filozofii lekcję o św. Augustynie, drugi raz, gdy na religii miałem wygłosić "krótki referat" o modlitwie (wyszło trochę długo ;) ).

Pozdrawiam,
1KOR13
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Radosław




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1722
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:09, 10 Lut 2006    Temat postu:

W szkole miałeś filozofię? Pewnie w ramach ściezki eduukacyjnej zrobili lekcje. Ja tyle szczęścia nie miałem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
1KOR13




Dołączył: 11 Gru 2005
Posty: 120
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Konstancin - Jeziorna

PostWysłany: Sob 9:53, 11 Lut 2006    Temat postu:

Tak, jestem na profilu z dodatkową filozofią, przez dwa lata mam po godzinie tygodniowo :) .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Sztuka a światopogląd Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin