Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

scenki z zaświatów
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: JanelleL / ŻURNAL JanelleL
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:23, 10 Sty 2021    Temat postu:

Pojechałam do miasteczka, do kościoła, żeby się wyspowiadać. W kościele jakieś nabożeństwo. Byłam o dobrej godzinie, bo jeszcze się nie zaczęła msza. Księża spowiadali, ale pierwszy, do którego podeszłam siedział na ławce rozmawiając z jakąś kobietą. Początkowo myślałam, że spowiada w warunkach niejako "polowych" i stanęłam czekając na swoją kolej. Ich rozmowa się urwała, oboje jakby nie zadowoleni, że ktoś stanął w kolejce. Ksiądz wstał z ławki. Okazał się wysokim, przystojnym brunetem, zupełnie nie przypominającym księdza i bez żadnego słowa wytłumaczenia poszedł do zakrystii. Podeszłam do drugiego konfesjonału, ze dwie osoby przede mną i kiedy przyszła moja kolej, ksiądz wyjrzał zza drzwiczek, spojrzał na kolejkę i powiedział, że już musi iść i też poszedł, a nie powinien, bo było jeszcze trochę czasu... Skierowałam się do konfesjonału proboszcza, ale ten był pusty... Został ostatni, w lewej nawie, pod ścianą i poszłam szybko, aby zdążyć się wyspowiadać przed mszą. Uklękłam przy kratce i już zaczęłam wstępną formułkę, ale jakaś kobieta próbowała się wepchać przede mnie .. Już nieco zniecierpliwiona tymi przypadkami zwróciłam jej uwagę, że jak tak w ogóle można się zachowywać?!.. Otworzyły się drzwiczki, zza nich wyjrzała kobieta, zamiast księdza.. a w środku jakby punkt pocztowy, czy telekomunikacyjny ... Odebrała coś od tej, która się przepychała, a ze mnie głupio żartowała mówiąc prześmiewczo > proszę, proszę mówić ... mamy tu dobre nagłośnienie i każdy szept jest doskonale słyszalny .. Pomyślałam co się tu w ogóle dzieje, cyrk jakiś, czy co?.. dobrze, że nie powiedziałam nic więcej ponad tę formułkę .. wstałam od konfesjonału i zniechęcona wyszłam z kościoła.

10.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Nie 23:26, 10 Sty 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:30, 11 Sty 2021    Temat postu:

Ogladałam na ekranie jakieś spotkanie w sprawie powstania nowego filmu. Znany aktor przedstawiał swoją koncepcję dotyczącą nowej produkcji jakby był reżyserem, czy kimś takim. Wypowiadał się w kwestii dotyczącej wyboru muzyki do filmu i zastrzegał, że absolutnie nie wchodzi w grę nic nowego, że mają to być stare, autentyczne nagrania.. nucił jakieś pieśni rosyjskie z czasów powojennych i polskie przeboje sprzed lat 80-ych ... to był jego główny warunek, bez spełnienia którego nie godził się na pracę przy filmie. Powiedział, że nie będzie brał udziału w nakręceniu kolejnego gniota pod publikę, że ma to być prawdziwy obraz z tamtych lat. Kiedy to mówił, ja zmieniłam swój punkt obserwacji. Nie oglądałam tego na ekranie, a jakbym się znalazła w środku sali. Mężczyzna ubrany był szykownie, niedzisiejszo, miał wąsy i wypowiadał się jakby grał jedną ze swoich ról. Powiedział co miał powiedzieć i wyszedł zostawiając pozostałym na sali sprawę do przedyskutowania. Ja też wyszłam kierując się do toalety. Idąc korytarzem minęłam go rozmawiającego z jakąś kobietą .. po chwili on także udał się do tej samej toalety. Miałam przy sobie małego laptopa, z którym nie wiedziałam co zrobić, zawadzał mi i on też wszedł z podobnym, i powiesił go na poprzecznym drążku, który niby służył do tego celu.. przyjrzałam się jak to zrobił i też w taki sam sposób powiesiłam swojego. Na chwilę się odwróciłam jakby do umywalki.. weszło kilku drabów i mój laptop zniknął z wieszaka. Nie czekając aż wyjdą trzasnęłam drzwiami zamykając je z hałasem i tarasując sobą wyście, krzyknęłam głośno "oddawać laptopa!" > i że nikt stad nie wyjdzie dopóki go nie odzyskam.. I zrobiłam się jakaś bardzo duża, że sięgałam głową do samego sufitu.. Złodzieje szybko oddali moją własność i uciekli... i zaraz wróciłam do swoich normalnych rozmiarów. Stałam naprzeciw tamtego ..i w samej koszuli nocnej ...On rozbawiony całym zajściem i moim wyglądem przełożył mnie sobie przez ramię i kręcił w kólko.. ja też roześmiana, ale próbowałam się uwolnić, krzyczałam żeby mnie puścił, wierzgałam nogami i wykrzykiwałam, że jest głupi, że mi się koszula podciąga do góry i jak ktoś wejdzie to co, cały tyłek na wierzchu?.. a poza tym to się jeszcze nawet nie myłam ... i takie tam inne głupoty zabawne..

11.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pon 21:48, 11 Sty 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:18, 12 Sty 2021    Temat postu:

Siedziałam w sieni domu moich dziadków, przy jakimś stoliku, coś robiłam .. Nadeszła Kaśka z Wieśkiem. Kaśka w moim czarnym skórzanym płaszczu, który kiedyś dostałam od teściowej, a który w bardzo nieprzyjemnych okolicznościach trafił w jej ręce .. Ona rozbawiona, jakby nic się nie stało, jakbyśmy były w dobrych stosunkach koleżeńskich .. Położyła mi na stole ugotowane warzywa i powiedziała, żebym im zrobiła sałatkę. Popatrzyłam na nich ze zdziwieniem wielkim i zapytałam czy się dobrze czują, że tak jak gdyby nic sobie tu przyszli do mnie.. Ona zupełnie beztroskim tonem ciągnęła dalej temat sałatki warzywnej.. Przerwałam jej, że o sałatce nie ma mowy, że póki co, to jeszcze mnie telepie na samo wspomnienie naszego sporu i że nawet mnie nie przeprosiła. Ona na to .. oj dobra, dobra ... >> jakie dobra? Ale skoro tak, to czy już widzi różnicę między płaszczem moim, a płaszczem jej.. że mój jest damski, a jej był po ojcu, męski, szeroki w ramionach i dużo krótszy..i stanęłam naprzeciw niej pokazując tę szerokość ramion ... Potem spojrzałam na nią z dalszej perspektywy i powiedziałam> No, ale dobrze, że w nim chodzisz, bo ładnie ci w nim .. ładniej niż mnie w nim było.
Na niej nieco luźniejszy i trochę dłuższy. Wiesiek stał obok ... mieli jeszcze jakąś inną sprawę do załatwienia, bo mieliśmy niby wspólną działkę ... Za chwilę, zza stodoły wszedł na podwórko mój ojciec, energicznym krokiem i wesół jak kiedyś, kiedy był młody i zapalony do jakiejś roboty. Zawołał Wieśka jak jakiegoś dobrego kolegę i powiedział mu jakby w temacie tej wspólnej sprawy działkowej > chodż, pokażę ci co robię ze śmieciami.. i zaprowadził go za stodołę.

Moja starsza siostra wychodziła za mąż.. spotkała kogoś i szybko się zdecydowali na ślub. Było to duże zaskoczenie dla całej rodziny , tym bardziej, że przyszły mąż był bardzo młodym człowiekiem a do tego ładnym, przystojnym młodzieńcem. W pierwszej chwili chciałam poinformować o tym Marka, jej kolegę z dawnej klasy, ale uznałam, że to głupi pomysł ..i zaraz szybko zabrałam się za szycie jakiejś kreacji dla siebie. Uszyłam sukienkę, ale mi jednak nie pasowała i wyciagnęłam inne ubrania z szafy z myślą, że może spośród nich wybiorę coś bardziej odpowiedniego na taką wyjątkową okazję. Bardzo chciałam wyglądać dobrze, ale nic mi się nie podobało. Szukałam też czegoś ładnego dla mojej najmłodszej córki, ale nijak nie mogłam sklecić gustownych kreacji, we wszystkim wyglądałyśmy jak od tradajca... Przy mnie cały czas jakby jakaś osoba towarzysząca, ktoś z kim miałam iść na wesele, jakiś kolega ..ale bliżej nieokreślony. Swobodnie się przy nim czułam i radziłam się go jak samej siebie. Wybrać kreację było ciężko, ale udało się. Za chwilę jednak wyszedł kolejny problem. Okazało się, że włosy mam jak strach na wróble.. od nasady do połowy jasne, prawie białe, a od połowy czarne Oglądałam się w lustrze.. Jak to możliwe?? I co teraz zrobić?.. myślałam żeby zafarbować całe na ciemno, ale nie po to unikałam tyle czasu farbowania, żeby teraz przez jedną imprezę to zaprzepaścić. Jakby był czas można by obciąć włosy, bo już urosły na dobrą długość i byłyby całe białe, ale czasu nie było. Postanowiłam uczesać włosy w koka i schować te czarne pod białymi, a po weselu obciąć.
Potem już na weselu.. para młoda jakaś nieobecna, jakby przemykała za plecami naszymi, a potem długo ich nie było.. Goście siedzieli przy stołach. Naprzeciwko mnie wujek Krzysiek, który za życia zabawiał towarzystwo rubasznymi żartami. Rozmawialiśmy o młodej parze i powiedziałam, że nawet ich nie widziałam.. na co wujek, że poszli, poszli ...O! i już są.. że wrócili po nocy poślubnej, bo już pies siostrę obwąchuje.. :O

Potem inna okazja, ale jakby na tyłach sali weselnej. Na parkingu stało kilka czerwonych samochodów. W oko wpadł mi czerwony cabriotet Ferrari. Auto było dość duże, o miękkich kształtach, ale dość nowoczesne. Kolega stojący niedaleko powiedział, że jak mi się podoba to mogę zapisać się do klubu, płacić roczną składkę i wtedy będę mogła sobie nim czasem pojeździć. Składka nie była wysoka i od razu się zgodziłam. Dostałam kluczyki i przejechałam się. Jak wróciłam znów rozmowa z tym samym kolegą. Dopiero teraz zobaczyłam kim on jest, że to M.Wrona z którym chodziłam kiedyś do klasy. Był klasowym rozrabiaką, ale poczciwy człowiek z niego wyrósł, wzbudzający zaufanie. Pokazał mi ręką teren po prawej stronie parkingu. Była to wielka zielona, pagórkowata łąka, jakby pole golfowe, ale trawa nieco wyższa, soczysta i mały drewniany domek gdzieś w oddali. Powiedział, że wstępujący do klubu nabywa też prawo do tego terenu. Wspomniał o tym, że moje koleżanki Wioleta i Beata też płacą składki, ja ucieszona tą wiadomością ... ale za chwilę dodał, że dobrze je zna i przy pierwszych problemach finansowych się wycofają z członkostwa i będą chciały odzyskać swoje pieniądze.. No tak, to prawda... ale ja się nie wycofam! .. przecież w sumie składki nie są wysokie, a korzyść ogromna.. że trzeba być krótkowzrocznym, żeby tego nie ocenić.
Kiedy tak rozmawialiśmy jakiś młody chłopak podjechał tym samym autem, którym ja wcześniej jechałam, jakby wrócił z przejażdżki i też odstawił je na parking.

Znów dom moich dziadków. W sieni ogromna bryła soli, na wysokość ponad framugę drzwi, postawiona tak, aby tarasować wejście do naszego dawnego pokoju.. żeby nie wchodzić do niego z sieni tylko przechodząc przez kolejne pokoje. Moja mama rozpalała ogień w kuchniach węglowych i w pokojach zrobiło się ciepło i przytulnie. Pokoje prawie puste, tak jak to jest obecnie. W środkowym nie było dawnej kuchni, tylko wstawiony przenośny piecyk i w nim też mama rozpaliła ogień, ale zapomniała o rurze odprowadzającej dym, nie wystawiła jej przez okno na zewnątrz i się zadymiło. Szybko wygasiłam ogień i otworzyłam okno na oścież aby wywietrzyć pomieszczenie. Przyszli wujek z ciocią .. jacyś nad wyraz serdeczni, gościnni ... nie robili problemów z powodu ani naszej tam obecności, ani nawet tego zadymionego pokoju...bardzo cieszyli się, że jest ciepło.

Lekcja muzyki. Znów Robert.. tym razem jako nauczyciel. Pisaliśmy słowa do piosenki. Każdy kolejny uczeń miał do ułożenia jedną rymowaną zwrotkę do melodii "O gwiazdo miłości" i potem ją głośno odczytywał. Robert nachylony nad ostatnim stolikiem, na końcu sali, w ferworze klasowego zapału twórczego zapisywał na kartce jedną zwrotkę po drugiej ..potem nuciliśmy sprawdzając czy pasują do muzyki i wszystkie się ładnie zgrywały.. ostatnią ja dyktowałam i to było coś takiego:
...i przyszedł zły chłopiec i zadrwił z dziewczyny co kochała go
Pamiętaj zły chłopcze i wiedz o tym że
za wszystko się płaci, za wszystko co złe

12.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Wto 23:52, 12 Sty 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:22, 19 Sty 2021    Temat postu:

Mój mąż prezentował swoje zęby .. miał je jak nowe, takie równe i białe, że aż nienaturalne .. a potem z tego nad nimi zachwytu wyginał się w pomnikowych pozach .. i zrobił się cały biały, jak z biskwitu, czy alabastru .. tyle, że się poruszał jak żywy człowiek. Popatrzyłam z dezaprobatą, ręce załamałam nad tymi pomysłami.. i stwierdziłam, że teraz to już nie pasujemy do siebie ani w jednym kawałku.

Stałam w szkole przy tablicy i wypisywałam ksiażki do kupienia na nowy rok szkolny. Może trzech nauczycieli siedziało przy jednej ławce, tak jak siedzą zazwyczaj uczniowie, albo jakaś wizytacja. Jadłam makowiec i jednocześnie odpowiadałam na pytania, ale nie czułam skrępowania z powodu maku między zębami, nawet się uśmiechałam. Ksiadz zapytał czy na pewno dobre książki do religii kupiłam na nowy rok .. i co zrobię jak się okaże, że będą inne. Odpowiedziałam, że po co się martwić na zaś.. przecież jak będą nie te co trzeba, to zrobię tak jak zwykle - jak się nie będzie opłacało zwrócić, to odłożę na półkę i może kiedy indziej się przydadzą.

Jakieś małe dwie dziewczynki w wieku 5-7 lat, jedna trochę starsza od drugiej. Siedziały na sofie i się bawiły w dziewczęce zabawy, obie takie słodkie i niewinne. Dwóch chłopców, szczupłych, wysokich, ok. piętnastoletnich patrzyło na nie jakby zza ekranu, potem na żywo, ale tak, że one początkowo nie widziały .. Potem, kiedy podeszli bliżej zaczęły się śmiać, jak to czasem dziewczynki, zakrywając sobie usta, nie spodziewały się niczego złego... Chłopcy nagle napadli je i brutalnie zgłwałcili, że widok ich zmasakrowanych ciał był przerażający ...aż trudno było uwierzyć, że zrobiły to jeszcze dzieci dzieciom.

14.01




Jakieś przyjęcie, jakby pożegnalne. Proboszcz był gospodarzem. Goście usadzeni w rzędach po kilka krzesełek. Częstowano jabłkami i wszyscy się zachwycali nimi.. jakby to było jakieś wykwintne danie. Pani Jadzia kroiła jabłko rozmawiając ze mną i pomyślałam, że dla mnie też kroi, więc wzięłam ćwiartkę i nadgryzłam ..ale ona zabrała talerz dając mi do zrozumienia, że kroiła dla siebie. Przeprosiłam ją i odłożyłam na jej talerz ten nadgryziony przeze mnie kawałek. Szukałam jakiegoś jabłka dla siebie, ale już nie było. Z przodu siedział proboszcz z moją młodszą siostrą i odkroili ze swoich jabłek tylko z jednej i drugiej strony po kawałku po gniazdo nasienne, zostawiając resztę i zapytałam, czy mogę wziąć to co zostawili. Powiedzieli, że tak. Jabłka były już mniej soczyste i jędrne niż te pierwsze, ale nie było innych. Chciałam pokroić, ale nie szło mi za dobrze, bo miałam tępy nóż, a nie chciałam zmarnować ani kawałka miąższu. Poszłam więc do pani Jadzi wziąć ten bardziej ostry. Zostawiła dla mnie tę nadgryzioną ćwiartkę i podała mi na talerzu sięgając z końca rzędu nad głowami siedzących na krzesełkach .. Zapytałam, czy by jej nie dać w zamian kawałka z tych, które dostałam. Podziękowała, powiedziała, że się już najadła i więcej nie chce, żebym ja zjadła.
Jakieś małżeństwo zaczęło się przekomarzać gdzieś z boku, w rzędzie za mną.. Okazało się, że to była para artystów, on skrzypek, ona śpiewaczka.. bardzo ze sobą skłóceni, że nawet nie mogli na siebie patrzeć. Skrzypek miał właśnie wystąpić przed publicznością. Wyszedł ze skrzypcami i zaczął grać Carmen. Żona śpiewała z krzesełka.. nie jako solistka, a jako osoba z publiczności, tak jakby mu chciała przeszkodzić, zdenerwować go. Skrzypek grał płynnie jakby w ogóle nie słyszał tego jej śpiewu nie w rytm do muzyki ... ale po pierwszym akcie był tak zmęczony, że chwiał się na nogach i nie było pewne, czy zagra dalej. Ale widocznie zagrał i z jeszcze większą mocą, bo obudziła mnie bardzo głośna muzyka i bardzo głośny śpiew .. jakby jedno chciało "przekrzyczeć" drugiego.. ale już w tym samym rytmie i on, i ona.

Miałam rodzić dziecko i byłam umówiona na jakąś konkretną godzinę, jak nie na poród, a na wizytę do lekarza. Lekarz się spóźniał, a ja sobie przypomniałam, że nie dopełniłam wszystkich czynności przed porodem. Korzystając ze spóźnienia lekarza wróciłam szybko do domu, żeby dokonać aktu golenia przedporodowego.

15.01



Dwa wybuchy. Pierwszy w dalszej okolicy w jakiejś fabryce fajerwerków. Za niedługo drugi .. tak jakby za naszym lasem... ale nasz dom jakby w innym miejscu, przy dużej trasie. Akurat stałam przy lesie, przed drogą i odczułam falę uderzeniową, i wiedziałam w którym miejscu na trasie to się stało. Zaraz potem jakiś chaos.. paraliż komunikacyjny, problem z dostawami. Jakiś człowiek obiecywał klientom towar, ale nie był pewien kiedy dotrze od dostawcy z Rosji.. Nie jeździły samochody, nie było paliwa. Jakiś człowiek na rowerze przejeżdżał ptrzez wieś.. z przodu przed kierownicą zamontowana przyczepka z ułożonymi jedna na drugiej skrzynkami, w których były gęsi, kaczki. Paczki zasłaniały mu widok drogi, ale on jechał pewnie i szybko. Moja mama na ten widok głośno krzyczała z zachwytem - o, Artysta! To jest dopiero artysta!

16.01.



Zaczynałam od nowa pracę i przenosiłam się do jakiegoś sklepiku w Arkadii. Kończyli właśnie przygotowanie powierzchni sklepowej.. instalowali taki jakby gotowy segmencik sklepowy wstawiany w całości od strony przejścia w przestrzeń handlową. Sklepik ładny, jasny, dobrze oświetlony, dużo miejsca.. Zastanawiałam się jak to będzie wszystko wyglądać, jak sobie z tym poradzę, przecież utrzymanie tego na pewno dużo kosztuje. Myślałam o szyciu, ale jednak wyszło, że będzie to sklep z męską odzieżą, że nie będę szyc, tylko sprzedawać.. ktoś jakby mi pomagał w organizacji, ktoś bardziej operatywny, ale w sposób nie narzucający niczego i wszystko się dobrze układało. Początkowo żal mi było tego, że zrezygnuję z zawodu, ale od razu byli klienci i to co wydawało mi się bardzo trudne i nie do przebrnięcia okazało się proste, a nawet przyjemne. Myślałam o sprowadzeniu męskich dodatków.. fularów, krawatów. Byłam zajęta tymi wszystkimi sprawami.
Przyszły koleżanki z wcześniej zajmowanego wspólnie mieszkania. Opowiadały gdzie się zainstalowały .. W pewnej chwili przyszedł ktoś i powiedział, że poszukuje poprzednich lokatorek, że został wysłany przez szefa, który przyjechał i tam aktualnie przebywa, i nakazał mu przyprowadzić osoby, które przed nim zajmowały ten lokal. Udałyśmy się wszystkie z nim.. i się okazało, że szef to Władimir Putin. Zasiadał przy stole, przed nim jakiś okazały pamiętnik. Chciał abyśmy się mu wpisały do niego.. I dziewczyny się wpisywały swoimi imionami dopisując w polu nazwisko jakąś nazwę kwiatka > i była Aga Konwalia, Monika Jaśmin itd..ale nie robiły tego dla zabawy, ale dlatego, że naprawdę tak się nazywały. Na koniec ja się miałam wpisać.. on nieco rozgniewany, bo zrobił się jakiś chaos dookoła i powstał niewielki bałagan.. jakies papierki na podłodze. Powiedziałam, że to nic takiego, że zaraz się sprzątnie i będzie dobrze.

W miasteczku, gdzieś na osiedlu.. Dorota, znajoma, żona leśnika zakręcona jak to ona, prosiła żebym jej dała mój samochód, bo musi dojechać pilnie na stację kolejową. Ja trochę zdziwiona tym pomysłem.. a jak niby ja wrócę do domu jeśli ona weźmie mój samochód - nie byłam zbytnio chętna, ale była w potrzebie więc się zgodziłam. Czasu nie było już za wiele i musiałaby się spieszyć.. a jeszcze w tym pośpiechu zgubiła kluczyk. Szukałyśmy go, a czas uciekał.. i już było wiadomo, że nie zdąży. Kluczyk ja znalazłam .. wpadł w trawę, z której wystawał tylko złoty łańcuszek na którym był zawieszony.. Kluczyk trafił z powrotem do mnie i już nie było potrzeby pożyczać auta.

Jakaś klientka przyszła do mnie z nowym szyciem, a zostało jeszcze stare, z dawna, którego nie skończyłam. Przepraszałam, że tyle czasu i powinno być zrobione, a nie jest. Ona na to, że nie szkodzi.. i tak moda się zmieniła i już nie chce tamtego. Chce coś nowego. Ja ucieszona, że nie żywi do mnie pretensji, ona ucieszona, że będzie mieć nową kreację .. przytuliłyśmy się na zgodę po przyjacielsku.

17.01



Porzadkowałam szafę. Wstawiłam do niej czarną tekstylną półeczkę, w której na samym dole chciałam zmieścić duży kupon materiału. Nie za bardzo chciał się zmieścić i kombinowałam na różne sposoby ... I przyszedł mój mąż.. powiedział , że ma mi coś do przekazania od mojego szkolnego kolegi Tomka, ale to jakieś "gówno". Ja nieprzyjemnie zaskoczona tym i przygotowana na coś bardzo nimiłego .. ale on powiedział, że tamten mu powiedział, żeby mi przekazał, że byłam jedną z najfajniejszych koleżanek jakie miał w życiu. Ucieszyłam się .. i jednocześnie zastanawiałam się czemu mój mąż taką dobrą wiadomość określił takim słowem.

Pieśń "Liczę na Ciebie Ojcze"

18.01



U Jerzego Urbana w domu. Bylam młoda i jakby niewidzialna. Chodziłam i przyglądałam się staremu człowiekowi o takiej reputacji jaką ma, chcąc w nim znaleźć jakieś pozytywne cechy, zobaczyć coś dobrego, szlachetnego, za co można by go było szczerze pokochać. On siedział przy biurku jak jakaś ropucha, ale wokół niego kwiaty pięknie kwitnące w doniczkach ..i pomyślałam, że jeśli tak mu kwitną kwiaty doniczkowe, to znaczy, że o nie dba ...i cieplejsze na niego spojrzenie.

Robert z żoną zamieszkali w naszym domu. Zajęli pokój z dużym łóżkiem, dla nas przez to mniej miejsca i większe niewygody.. na dodatek dom nie przygotowany na przyjęcie gości, bałagan... jakies nitki czarne poroznoszone w domu po moim szyciu. Ja skrępowana tą gościną , ale najbardziej bałaganem.. Przy każdej okazji porządkowałam co mogłam. Nie byłam zbytnio zadowolona z tej wizyty, ale to mój mąż ich zaprosił i on sam oddał największy pokój i swoje łóżko. Kiedy korzystali z łazienki weszłam tam, aby trochę ogarnąć. Na środku pokoju stały duże pojemniki z nawalonymi do środka nieposkładanymi ubraniami, na łóżku pełno nitek i zbierałam je.. Nagle wszedł Robert i do mnie jakby znów na ucho : "co tak sprzątasz po mojej dupie?" .. zaskoczył mnie nie dość tym wejściem nagłym co bardziej tym tekstem i odpowiedziałam, że jest chamem nad chamy i wcale mi się nie podoba jego obecność w moim domu, że mieszkam jak mieszkam i mój bałagan, moja sprawa ... na co on, że "może i bałagan, ale tu wreszcie się może porządnie wysrać".
Tak mnie wnerwił tym, że myślałam, że mu dam w gębę, ale zaraz się uśmiechnął i zrozumiałam, że nie o to chodziło o czym pomyślałam. Pisał teksty do piosenek i dobrze mu się pisało. Mój mąż wyniósł z pokoju te duże pojemniki i sam się wziął za układanie ubrań, miał z Robertem jakieś wspólne tematy o sprawach religijnych .. ja też jakoś lepiej nastawiona do gości. Oglądałam świąteczny, złocony katalog z kosmetykami i jego żona też miała taki sam i zamawiałyśmy u tej samej znajomej .. czyli już można było o czymś zacząć rozmowę. Nawet jakieś rymowanki mi przychodziły do głowy, jakieś muzyczki, żeby mu pomóc... refrenik śmieszny do piosenki disco polo "nie bądz moją poduszką" ... I tak przez zapomnienie weszłam do "ich" pokoju w butach, naszykowana już do wyjścia a miałam coś wyjąć zza łóżka. Nie zdejmując butów, ostrożnie, żeby nie zabrudzić pościeli przyklękłam na łóżku ...akurat weszła żona i trochę głupia sytuacja, bo sobie może pomyślała, że dosłownie wlazłam z butami do ich łóżka.. i mimo, że łóżko nasze, a tylko tymczasowo ich, przeprosiłam i ostrożnie z niego zeszłam, żeby nawet koniuszkiem buta nie zahaczyć pościeli.

Jechałam autem i nagle w drodze zgasł silnik. Pomyślałam, że pewnie nie było oleju silnikowego już i się zatarł. W podłodze były nożne pedały jak w rowerze i dzięki nim udało mi się zjechać na pobocze. Wyszłam na zewnątrz i jakaś lampka wskazywała rzeczywiście brak oleju. Zaczęłam płakać.. jak mogłam do tego dopuścić, przecież chrobotał dziwnie i mogłam pomyśleć o sprawdzeniu poziomu oleju, że to ja jestem winna śmierci silnika... ale zaraz i złość na człowieka który robił przegląd, że nie powiedział, nie sprawdził...dlaczego? ..poza tym spieszyłam się na mszę w intencji chorego i już nie zdążę dojechać... Ale za chwilę pomyśłałam, że poszukam sklepu, w którym można kupić olej, może jak wleję to zadziała. Było ciemno, ale sklepy jeszcze otwarte. Po drodze zobaczyłam Jarka ze stacji benzynowej, ale postanowiłam nie podchodzić do niego, by w rozpaczy jeszcze za bardzo się rozgadać. Oleju nigdzie nie znalazłam, więc wróciłam na miejsce gdzie pozostawiłam samochód. Wsiadłam do środka, przekręciłam kluczyk i jednak odpalił.. i nie chrobotał, jakby się sam naprawił. Na dodatek godzina była dobra i jeszcze zdażę do kościoła. Postanowiłam, że po powrocie do domu sprawdzę poziomy wszystkich płynów, bez odkładania na później.

W szkole parter przeznaczony na przyjmowanie pacjentów chcących się zaszczepić przeciw covid, głównie dla pracowników szkoły, emerytowanych i obecnych, dla ich rodzin. Na piętrach niby normalna szkoła... ale nie było za wiele uczniów. Ja biegałam po korytarzach jak przedszkolak, ale byłam duża... biegałam po schodach, na dół i na górę ... zbiegłam też na parter... nikt mnie nie przepędzał, jakby to było wszystkim obojętne. Moja przedszkolanka z dzieciństwa w szlafroku ... mówiłam jej kilka razy dzień dobry, ale ona nie odpowiedziała... tylko wzięła jakiś rozpylacz do odkażania powietrza i spryskiwała nim powietrze wokół siebie. Pomyslałam, co za czasy, że już nawet człowiek człowiekowi boi się dzień dobry odpowiedzieć bo covid...

19.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Śro 12:49, 20 Sty 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:38, 21 Sty 2021    Temat postu:

Ja do mojej mamy > siano i słoma, żebyś miała dużo siana i słomy, pamiętaj!
Siano i słoma ... myślałam o tym, że będzie potrzebna do wyściełania nory w ziemi. Przyszłam do domu i myślałam jak tę kryjówkę zrobić, że trzeba byłoby znaleźć odpowiednie miejsce, wykopać duży dół i wyściełać go słomą i sianem... ale bardzo napadało i podwórko było całe w błocie. No i jak tu robić kryjówkę??
Przyszedł wujek ze swoim starszym synem i obaj weszli na drzewo, na dużego jesiona, który rósł za naszym płotem. Wujek bardzo szczęśliwy, rozbawiony tą wspinaczką.. powiedział, że się czuje jak za młodych lat, kiedy wchodził na to drzewo z taką łatwością. Ciocia siedziała w domu przy stole naprzeciwko okna .. i wołała nas, chciała nam coś pokazać. Miała w telefonie taką pajęczą nitkę do łapania much. Trzeba było nacisnąć przycisk i nić jak serpentyna wyskakiwała z obudowy i łapała muchę.

20.01



Myszkowałam po strychu.. dosłownie jak mysz. Chodziłam po rurach od centralnego ogrzewania, po kablach elektrycznych i po pudłach z ubraniami, po ubraniach... Wyszperałam jakąś spódnicę o ciekawym kroju - pod spódnicą wierzchnią zupełnie gładką była druga - spodnia do której były wszyste wszystkie kieszonki, dużo różnych kieszonek. Oglądałam ją dokładnie... Potem przechodząc nad schodami wróciłam do swojej ludzkiej postaci i rozmiarów...i wisiałam teraz zaczepiona o jakieś rurki, które uginały się pod moim ciężarem. Bałam się, że zaraz się oberwą, że będzie jakaś przez to awaria, że zacznie wyciekać woda albo porazi mnie prąd. Było zbyt wysoko na skok, ale musiałam skoczyć.. i skoczyłam.. i się udało "wylądować na czterech łapach" . Z dołu wyglądało to inaczej, wysokość nie była taka duża, aby się trzeba było jej bać, tak jak się bałam przed skokiem.

21.01
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:59, 24 Sty 2021    Temat postu:

Jechałam autem po zaśnieżonej drodze .. zobaczyłam jakiś ciekawy widok i zatrzymałam samochód na drodze, nikt nie jechał za mną, więc dałam na wsteczny .. z tyłu za mną w dość bezpiecznej odległości zakręt .. ale nagle z bardzo dużą szybkością nadjechał jakiś samochód, nie zdążył wyhamować i skasował mi lewy tył.. wyleciał z drogi na lewy pas. Ja zjechałam na wstecznym na prawe pobocze, przejechałam przez rów wypełniony wodą i zatrzymałam się za nim, na lące. Zaraz porzyjechały lawety i jakaś kobieta reprezentująca ubezpieczyciela... i do mnie > o , to znowu pani ??! Mój samochód nie doznał wielkich uszkodzeń, bez problemu dało się go poodginać jakby był z jakiegoś miękkiego tworzywa, tamten natomiast miał skasowany cały przód, do tego było to bardzo drogie auto i kobieta już mówiła o tym, że szkoda zostanie ściągnięta z mojego oc .. a po tym wypadku nastepne ubezpieczenie będę miała bardzo, bardzo wysokie... jakby dając mi do zrozumienia, że wina spadnie wyłącznie na mnie.. jakby ten kierowca jadący tak szybko w tych warunkach w niczym nie zawinił. Człowiek od lawety pytał się mnie czemu zjechałam na tę łąkę.. przecież łatwiej by mnie było ściągnąć z drogi, że teraz dodatkowo kupa roboty z tym będzie. O dziwo kierowca samochodu, który we mnie wjechał jakiś opanowany, a nawet serdeczny.

Ksiądz młody postanowił zorganizować imrezę WOŚP .. wygłaszał ogłoszenia i zachęcał do wzięcia udziału w jej zorganizowaniu, przekonywał jak ważna jest pomoc. Był bardzo entuzjastycznie do tego nastawiony, jak ktoś kto chce coś zrobić i bardzo zależy mu na tym, żeby włączyło się w to jak najwięcej osób. Wydało mi się to podejrzane, bo normalnie nigdy nie poparłby żadnej inicjatywy, za którą stoją ludzie o poglądach sprzecznych z jego zasadami moralnymi i religijnymi, nawet gdyby sama inicjatywa była dobra.. bo piekło jest wybrukowane dobrymi intencjami.... Pomyślałam, że może i jego coś omotało, że się chce lansować na takiego cool księdza, że może robi to dla poklasku i zyskania popularności.

Wsiadłam do autobusu bez biletu, miałam do przejechania tylko jednen przystanek. Jakiś człowiek rozklejał ogłoszenia w autobusie, można też było u niego kupić bilety i postanowiłam, że kupię. Wzięłam kilka sztuk. Jeden kosztował osiem złotych. Stanęłam przy kasownikiu i zastanawiałam sie czy skasować bilet .. cena za taki krótki przejazd wydała mi się zbyt wysoka i kusiło mnie, aby jednak nie kasować. Ale pewien człowiek wyglądał podejrzanie.. że może być kontrolerem i jednak przyłożyłam bilet do kasownika. W tym samym czasie człowiek ów odwrócił się w moją stronę i zażadał dokumentów, bo jego zdaniem jechałam bez biletu. Kategorycznie odmówiłam.. a i inni pasażerowie byli oburzeni za co niby chce mnie spisać?.. przecież kupiłam bilet i właśnie go kasowałam... On na to, że jednak jechałam bez biletu przez połowę drogi.. Kasownik w międzyczasie kasował bilet, ale jakoś powolnie, a kiedy go wyjęłam nie było śladu skasowania. Autobus dojechał do mojego przystanku i wysiadłam kończąc tym spór z kanarem. Zastanawiałam się czemu tak łatwo odpuścił, czemu pozwolił mi opuścić autobus... Potem w domu..coś robiłam i po jakimś czasie usiadłam przy komputerze, włączyłam go .. Z drugiej jakby strony scenka jak ten człowiek od kontroli biletów czeka aż załączę komputer i wtedy mnie zlokalizuje i spisze zdalnie.. i zadowolony, że wreszcie odpaliłam komputer, poderwał się do swojej pracy.

23.01



Grażynka przyszła zapytać mnie o to czy bym jej nie pożyczyła tysiąc złotych, powiedziała że jest w pilnej potrzebie, ale nie zdradziła szczegółów. Ja trochę zaskoczona tą nagłą prośbą.. i było to dziwne dla mnie, bo po pierwsze bardziej żadała niż zapytała, a zwykle jest uprzejmą, kulturalną osobą .. poza tym czemu ona miałaby ode mnie pożyczać skoro pracuje w Niemczech i ma pieniądze, a ja w ogóle nie pracuję. Temat pieniędzy w ogóle dla mnie niewygodny i widząc te niespójności byłam jeszcze gorzej nastawiona. Powiedziałam jej szczerze o tym, o czym myślałam i ona nieco obrażona na mnie .. poza tym, jeśli chce pożyczyć, a zaraz będzie wyjeżdżać to jak niby mi zamierza oddać?.. a na to aby jej dać bez oczekiwania zwrotu w tej chwili mnie nie stać, bo akurat sporo wydatków na dzieci. Ona nie rozwiała żadnej mojej wątpliwości tylko cały czas jakby obrażona ... poszła do swojej siostry i poprosiła ją o to samo, a jej siostra zwykle klepie biedę .. więc też odeszła z niczym.. i wróciła do mnie, ale ja już z nią nie dyskutowałam, postawiłam sprawę jasno, że w tej chwili po prostu nie mogę jej pożyczyć i kropka.

Jakieś sprawy w szkole, jakby przed końcem roku i już zaczynały się wakacje. Moje koleżanki młodziutkie, śliczne, Aneta z podstawówki ..i już przyjechał mój brat na wakacje, taki przystojny i pomyślałam, żeby ich może zeswatać, bo taką ładną byliby parą ... i dla innych koleżanek, a to jeden kolega, a to drugi do pary ... ja jakbym była starsza niż one, ale w tej samej klasie. Gdzieś w tle mój sąsiad, pan Miecio, jakiś podejrzliwy wobec mnie, ale nie wiedziałam o co niby ... I już się trzeba było zbierać do wyjścia.. Uczniowie wychodzili .. widziałam przez okno jak klasami od najmłodszych do najstarszych, w nieregularnym szyku wszyscy szli jak w pochodzie do cudownych wakacji, machając rękami i radośnie podskakując .. i wtedy sobie przypomniałam o moim aparacie.. gdzie jest ?..i zaczęłam go szukać, pytałam tych co jeszcze zostali czy nie wiedzą gdzie jest moja pykawka... i szkoda mi było, że takie widoki mi uciekną sprzed nosa, ale ktoś przyniósł mi aparat i wybiegłam ze szkoły. Moja klasa zaczekała na mnie i poszliśmy razem.

Sąsiadka Kasia u nas w domu ze swoją córeczką, poszła do pokoju ją nakarmić i po chwili wróciła pokazując mi małą, że się nie rusza, że nie oddycha. Powiedziałam, że to niemożliwe, że zaraz będzie wszystko dobrze. Dziecko było sztywne, jak plastikowa lalka .. złapałam ją za nogi i mocno potrząsałam. Dziecko zwymiotowało jakimiś niteczkami, jakby cienkim makaronem i mlekiem, i po chwili wróciło do życia. Znów pan Miecio, teść Kasi ... jakby gdzieś w tle, widział całe zajście i jakby już nie miał wobec mnie podejrzeń, po tym co zobaczył ... Kasia wróciła z dzieckiem do pokoju. Stanęłam przy oknie i zaczął padać śnieg. Piękne duże płatki śniegu spadały z nieba. Był dzień, ale na dworze bardzo ciemno.. jakby to chmury były tak gęste, że zatrzymały całe światło. Tylko wąski promień słońca wpadał przez przesmyk między drzewami na łąkę przed domem, że wyglądała ona jak jasna polana pośrodku ciemnego lasu .. Widok tak piękny, że wybiegłam z domu .. za mną, za chwilę wybiegła Kasia i ganiałyśmy się, bawiłyśmy w tym śniegu wesoło .. Pan Miecio wracał do swojego domu opłotkami... Dookoła jakby noc, tylko na tym kawałku polany śliczne słońce, płatki śniegu mieniły się w jego promieniach, iskrzyły się zaspy miękkiego puchu ... i zapatrzyłam się na ten widok.. i pomyślałam, że tak radośnie jest biegać z Kasią ..ale to nie to ..i zatęskniłam za mężczyzną, za tym, żeby może wrócić do męża, do jego łóżka i się rozmarzyłam przez chwilę ...ale zaraz spojrzałam na tę ciemność dookoła, jak wszystko w niej tonie, i pomyślałam, że przez chwilę jest coś pięknego, a zaraz za tym idą inne sprawy, że z mężczyzną bywa jak bywa, że zaraz będzie problem, bo węże, bo antykoncepcja, bo dziecko... chce lub nie chce, bo jak by przyszło urodzić, to się trzeba będzie zaszczepić, albo zostać w domu zdana na samą siebie... a dzieci .. też wpadną w tę ciemność jak w pułapkę i ja też znowu razem z tym wszystkim ... że to już nie jest świat na takie sprawy... że gdyby był inny, taki jak na tej polanie i gdyby mężczyzna nie był z tej ciemności... że wtedy znów wszystko byłoby możliwe.

23.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pon 19:01, 25 Sty 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:35, 27 Sty 2021    Temat postu:

Zmarł mój dziadek i wyjęto przy tej okazji trumnę babci z dotychczasowego grobu na naszym cmentarzu, aby ją złożyć w nowym, wspólnym, gdzieś dalej, w mieście. Na tę wieść kilka nieznajomych postaci w tym jakaś wysoka, bardzo szczupła, jakby zasuszona kobieta strasznie złorzeczyły, z wielką wściekłością odnosiły się do tego pochówku ... Nie wiedziałam co o tym myśleć, bo nie wiadomo mi było dotąd aby ktoś miał do moich dziadków tak wielkie animozje, ale pomyślałam, że może są jakieś nieprzyjemne zaszłości, jakieś dawne rodzinne tajemnice, o których mi nie wiadomo. Trochę też mnie dziwiło czemu ma być przeniesiony grób dziadków od nas ze wsi do miasta.
Potem moment przywiezienia trumien na nowe miejsce.. i znów te same osoby. Przeszły jedna po drugiej jakby w pochodzie pożegnalnym, obrażając przy tym moich dziadków. Ta sama, chuda kobieta rzuciła na ich trumny zgniecione czarne chusteczki .. zaraz wszystkie odeszły nie uczestnicząc w dalszej ceremonii. Trumny nie zakopane do ziemi, a wstawione do jakiegoś sarkofagu .. Potem długie nabożeństwo, ale jakby moje własne .. ktoś jeszcze obok mnie na ławce, zapalone świece.. siedziałam blisko nagrobka modląć się i pilnując aby już nikt nie zakłócał ich spoczynku.
Przyszła grupa młodych ludzi, jakby jakaś wycieczka. Zrobili trochę zamieszania jaki robią turyści i poszli ... Wstałam z ławki, przeszłam przez salę i otworzyłam drzwi znajdujące się na jej końcu.. a za nimi kolejna sala, w niej znajomi nauczyciele od nas ze szkoły. Siedzieli dziwnie usadzeni - na ławkach pod ścianą, po kilka osób na każdej, wśród nich dyrektor. Zwróciłam się do pani Joanny jak do dobrej koleżanki > Joasiu, a co wy tu robicie? .. ona odpowiedziała, że mają radę pedagogiczną i żebym wyszła, bo zaraz dyrektor się zdenerwuje. Wyszłam, zamknęłam drzwi.. i też pomyślałam o co chodzi? .. to już i u nas w szkole miejsca i warunków nie ma na posiedzenie rady, że do miasta trzeba przenosić takie spotkania...

Na naszej łące .. jeszcze śnieg, ale pod nim woda, w co niżej położonych miejscach. Łąka kończy się przy strumieniu, po którego drugim brzegu jest cmentarz. Doszłam do strugi nie mocząc za bardzo butów i zaraz wracałam do domu, ale w drodze powrotnej już dużo więcej wody pod śniegiem, a w miejscu, gdzie jest obniżenie terenu, taki niby naturalny rów, wyglądało jakby jej było po kostki. Rozglądałam się dookoła, ale wszędzie tak samo mokro. Nie było innego sposobu aby go przebyć, niż dać dwa szybkie susy i zamoczyć się najmniej ile się da. I tak zrobiłam. Ale przy pierwszym susie wpadłam nogą w wodę po kolano, a przy drugim już po pas. Szybko złapałam się brzegu.. i udało mi się wydostać z mokradła. Spłoszyłam przy tym kilka łabędzi, które wzniosły się nad jego powierzchnię i odleciały trochę dalej, ale pozostały na naszej łące. Wracałam sama trochę jak spłoszona, bo nigdy nie było w tamtym miejscu tak głęboko.. głębiej niż w strumieniu ..ale i ucieszona, że teraz mamy i my łabędzie u siebie. Przed domem ojciec na mój widok po swojemu rozbawiony > a nie mówił mi żebym tam uważała? .. Ja z nowym planem, że będę uważać, ale będę tam chodzić aby obserwować łabędzie.

27.01



Nasz proboszcz zaniemógł z pamięcią, a miał dużo różnych spraw z ludźmi ..m.in. układ z jakimś człowiekiem, że ten podawał mu numery, a on grał w totka. Sytuacja jak dzwonił do tego człowieka i mówił do niego.. "no podaj te numery, podaj! " .. i jeszcze kupował jakieś mieszkanie, i niedokończone formalności.. i dużo spraw innych stanęło w toku. Pojawili się jacyś ludzie z papierkami i chcieli coś na tym ugrać, składali jakieś niedorzeczne zeznania. Moja mama miała też zeznawać i miała jakieś dowody na ich nieuczciwość. Któryś z nich potrącił proboszcza, ten upadł, ale po tym upadku wróciła mu pamięć

I jeszcze jakby scena sprzed tego upadku, po którym wrócił do zdrowia ... Na prośbę mamy poszłam pomóc w sprzątaniu plebanii ... trzeba było sprzątnąć lodówkę i były w niej dwie spore torebki obranych ze skórki cytryn, w jednej cytryny wyglądały na trochę nadpsute...proboszcz zachowywał się jakby zdziecinniał, jakby nie był do końca świadom tego, co robi.. Wziął tę torebkę z zepsutymi cytrynami, wyjął cytryny, kroił na duże plastry i zjadał jak jabłka, jakby nie czuł ich kwaśnego smaku. Ja od razu się poderwałam, żeby mu je zabrać, ale jak obejrzałam torebkę z bliska, okazało się, że cytryny są świeże, nie zepsute i mu oddałam skoro mu smakował .. Mówił, że mam chyba jakieś problemy z sercem i przyniósł mi jakiś przyrząd - był to biustonosz do pomiaru rytmu serca.. pokazywał przycisk, z boku na fiszbinie, który jego zdaniem reguluje te sprawy .. ja popatrzyłam na to co wymyślił z wyrozumiałością i powiedziałam, że na mnie się nie nada, bo za duży i podziękowałam... on popatrzył jakby nie do końca widział co ma w ręku i poszedł odnieść na miejsce. Siedziałam na podłodze, coś układałam i pilnowałam aby siadać skromnie, żeby przypadkiem czegoś nie zobaczył i nie wszedł na temat majtek... później ktoś jeszcze inny przyszedł , a on nagle przypomniał sobie moje imię i powiedział > o, Janeczka ...nie wiedziałem, że jesteś dostępna? ... Ja na to..a to czemu bym miała być niedostępna kiedy trzeba pomóc człowiekowi albo porozmawiać jak człowiek z człowiekiem?..

28.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 21:13, 30 Sty 2021, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:42, 30 Sty 2021    Temat postu:

Miały być chrzciny jakby mojego dziecka. Moja mama załatwiła sprawy z terminami. Ja miałam uszyć sukienki dla siebie, dla siostry mojej i jakiejś młodziutkiej matki chrzestnej. Początkowo fasony były skomplikowane i potrzeba było dużo czasu aby to wykonać i ja już w stresie, a czasu bardzo szybko ubywało.. i zaczęłam myśleć nad prostszymi fasonami.. dla młodej dziewczyny o prostej niebieskiej sukieneczce z bufiastymi rękawami jaką miała na sobie Roksana... jakaś zmiana w kreacji dla siostry.. mimo tego uproszczenia czas nadal zbyt szybko upływał, a ja za nic nie mogłam się zabrać do pracy. Zaczęłam rozpatrywać taką ewentualność, aby wybrać coś gotowego..i wyciągnęłam dla siebie jakieś dziwne jak na tę okazję, zbyt ozdobne ubranie- spódnicę i bluzkę zrobione jakby na szydełku, z nitki w kolorze starego złota i wykończone błyszczącymi, dźwięczącymi złotymi cekinami, perełkami. Położyłam na łóżku żeby były gotowe do założenia. Szukałam też czegoś dla siostry, ona już trochę obrażona, że nie zrobię jej nowego, a tylko wystarczy mi czasu na tę niebieską sukienkę.. i przez te wszystkie problemy trzeba było przełożyć chrzest dziecka.. i myśłałam jak to wyszło nieładnie, że wszystko załatwione, a tu taka klapa o jakieś bzdury. Mama na to, że niby nie będzie problemu, wystawiona dla nas ławka w kościele nikomu nie zawadzi, ale mi to bardzo przeszkadzało, że wszystko odłożone przez tak błache sprawy i że nawet nie uprzedzimy o swoim nieprzybyciu.

Nowa książka, nieduża, tomik wierszy a w nim odręczna notatka autora.. pod tekstem drukowanym któregoś wiersza dopisane > przychodzicie po słowo aby zgasić pożar
i słowem otrzymanym gasicie pożary

30.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 23:07, 30 Sty 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:33, 18 Mar 2021    Temat postu:





...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:08, 21 Kwi 2021    Temat postu:

Z naszego domu wychodziło się jak z pokoju mojej mamy.. zaraz za ścianą był pokój mojego brata i dalej jeszcze jeden i ucieszyłam się, że ktoś tak dobrze to wymyślił, i że jak dobrze pogadam z rodzeństwem, to byłoby dla nas jak w sam raz ..akurat o te dwa pokoje więcej. I nasz dom i te dwa pokoje były jasne, ściany błękitno- turkusowe, drzwi białe, wszędzie panował ład, żadnych szpargałów po kątach. Za oknem świat chylący się ku jakiejś katastrofie, ku jakiemuś kataklizmowi, ale w tym domu czułam się bezpiecznie, jakby był poza tym światem na zewnątrz. Wyjrzałam przez jedno okno, z którego widać wieżę kościelną.. a ona obstawiona jakimiś rusztowaniami, wokół niej żółto czarne dźwigi, maszyny budowlane, banery maskujące i zerwałam się żeby zrobić zdjęcie, ale nie miałam pod ręką aparatu. Wbiegłam po niego na górę wołając radośnie> ale będę miała temacik!! .. Ale na piętrze już inna sceneria> znalazlam się w Warszawie, biegłam schodami zamontowanymi na zewnątrz, wokół jakiegoś wieżowca, miałam widok na Aleje Jerozolimskie. Miasto po zmierzchu, oświetlone lampami, reklamami.. Jakaś ciężarówka jadąca w stronę ulicy Grójeckiej wiozła położony na przyczepie pomnik Mikołaja Kopernika. Pomnik czarny, ale model sfery niebieskiej był pomalowany na złoto. I znów żałowałam, że nie mam przy sobie aparatu .. choć nawet gdybym miała, to nie zrobiłby mi w tych warunkach dobrego zdjęcia... ale i taka myśl, że jak pobiegnę szybciej, to może jeszcze zdążę i spróbuję..i rozpędziłam się jeszcze bardziej, ale zaraz był zakręt i wypadłam za "burtę" schodów, i spadałam w dół.. wokół wieżowca głęboka woda. W jednej krótkiej chwili dużo myśli .. najpierw zdziwienie, że to się dzieje naprawdę, że z takiego głupiego powodu..i żal, że ominą mnie tewszystkie przemiany, i że taki marny koniec mój miał być, w zimnej wodzie, jak topielec?.. ale przed samym upadkiem myśli skierowane do Boga, że skoro taka była Jego wola, to dobrze.. że jestem na to gotowa, że zostawiam wszystko za sobą i w Jego ręce się powierzam. I wpadłam z dużą siłą w głębinę > bardzo realne uczucie wzburzonej wody opływającej całe ciało jakby już w zwolnionym tempie. Po chwili jednak woda zaczęła mnie wypierać do góry, nadal żyłam i byłam przytomna, woda nie była taka zimna jak się tego spodziewałam i miałam w płucach trochę powietrza.. i pomyśłałam, że jeśli tak, to widać nie taki scenariusz dla mnie, wobec czego nie mogę się poddać i muszę zawalczyć o swoje życie i spróbować wypłynąć na powierzchnię..i wyciągnęłam ramiona, aby się wzbić ku górze,

Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Śro 0:18, 21 Kwi 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:09, 04 Maj 2021    Temat postu:

Jakieś spotkanie artystyczne w naszej szkole z Kasią Nosowską, ale jakieś niezaplanowane, jakby przypadkowe, jak gdyby wszyscy się znajdowali w budynku w warunkach tymczasowych, polowych. Kasia w wielkim, czarnym pióropuszu, obok miała wiele dziwacznych nakryć głowy i co chwilę zakładała inne opowiadając z wielkim przejęciem o swoich wcieleniach artystycznych, ile ich miała, ile było pseudonimów i fikcyjnych postaci, z którymi się identyfikowała.. ile lat miała będąc taką, a inną postacią, że raz 20 a innym razem 80. Moja córka gdzieś wybiegła, ja siedziałam na jakimś łóżku w koszuli nocnej i dość niezgrabnie się z niego podniosłam aby pójść po dziecko. Kasia spojrzała na mnie z dezaprobatą i powiedziała, że się gramolę jak jakaś krowa i jakieś inne obraźliwe słowa rzuciła w moją stronę. Chciałam to zignorować, ale będąc już prawie przy drzwiach nagle się odwróciłam i szybko do niej podeszłam, złapałam ją za lewą nogę i ściągnęłam z fotela, aż się jej sukienka podwinęła kompromitująco i wszyscy zobaczyli jej goły tyłek. Trzymałam mocno jej lewą stopę i czarnym, grubym markerem napisałam na jej zewnętrznej stronie, zaczynając od pięty przy palcach kończąc "k r o w a !" i przesylabizowałam głośno co piszę.. po czym wybiegłam z sali i dopiero chwilę później za mną jakcyś ochroniarze.. Korytarz jak u nas w szkole na piętrze, w dawnym sklepiku nasz pokój. Biegłam za córką i zaraz wpadłyśmy do pokoju. Zamknęłam szybko drzwi na klucz. Ale zaraz pomyślałam, że w sumie to po co mam się ich bać i ukrywać przed nimi. Dostała za swoje zachowanie, ale niczego złego jej nie zrobiłam i oni mi nic nie mogą zrobić za to.

W lumpeksie dostawa jakichś niespotykanych dizajnerskich ubrań, wszystkie jak nowe, pięknie ułożone w kosteczkę.. wyciągnęłam kilka i szybko wzięłam sporą stertę do przejrzenia, reszta została w oka mgnieniu rozebrana przez klientki. Przeglądałam piękne rzeczy, jedna ładniejsza od drugiej, z czego pamiętam w szczegółach jeden złotawy sweterek, z pięknymi kieszeniami w kształcie kwiatów piwonii i malachitowymi ściągaczami. Odłożyłam kilka, ale po jakimś czasie urok tych rzeczy prysł i wydały mi się jakby dla przebierańca .. dla mnie zupełnie niepotrzebne, których nigdy na siebie nie włożę i zrezygnowałam z zakupu. Tylko ten sweterek postanowiłam kupić dla dorosłej córki.

3.05


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Wto 0:30, 04 Maj 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:30, 05 Maj 2021    Temat postu:

Wujek Tyzio za drogą naprzeciwko domu mojej mamy. Stał jakiś zmartwiony i jakby wychudzony. Zapytałam co się stało, on początkowo nie chciał powiedzieć, ale za chwilę się odwrócił i pokazał jak źle leżą na nim spodnie, jakie są opięte i niewygodne. Ja na to, żeby się nie martwił, że jeśli chce uszyję mu takie jak lubi, luźne i po co mu się martwić tym. On bardzo ucieszony tak jakby mu gwiazdka z nieba spadła, że naprawdę będzie miał nowe wygodne spodnie. Pomachał mi zza drogi i poszedł do domu.

Przyszła pani Regulska i pokazałam jej nasze mieszkanie. Było inne niż w rzeczywiśtości, trochę jak bunkier, tylko ze dwa okna w domu .. Jakaś wysoka ściana w przejściu i zamontowane, wielkie kilkupiętrowe łóżko, które dostałam od znajomego. Miejsce do spania zawieszone na samej górze, bardzo wysoko i zjeżdżalnia którą się z niego zjeżdżało na dół .. Nagle zerwał się jakiś ogromny wiatr, zrobiło się ciemno jak w nocy, wyłączyli prąd. W tej ciemności słychać było pojedyncze przeraźliwe trzaski pękających szyb i bardzo silny wiatr wpadał do pokoju. Wołałam panią Regulską i nie odzywała się. Myślałam, że coś w nią uderzyło ..ale kiedy wiatr nieco ucichł znalazłam ją. Schowała się między wersalką a stołem. Żyła i miała się dobrze, była tylko bardzo przestraszona. Pod paznokieć wbiły mi isę jakieś szkiełka, jakby zawieszone na nitce i pociągając za nią wyciągnęłam jedno po drugim, na końcu było największe szkiełko i najbardziej bolało. Za chwilę przyszła moja mama i ktoś jeszcze i pokazywałam co się stało. Oni na to, że to nic wielkiego.. że we wsi dopiero pożoga, ogromne zniszczenia, że kościół też mocno ucierpiał. I pojechaliśmy do wsi. W kościele powybijane wielkie okna.. poprzewracane krzyże, jakieś barokowe, ozdobne kolumny porcelanowe z aniołkami i esami floresami przewrócone i rozbite, ktoś wziął kawałek dla siebie, ja też oglądałam jakiś element ale odłożyłam na miejsce, robiłam zdjęcia tych zniszczeń.. nadal wiało ale już nie tak mocno. Ksiądz organizowł prace porządkowe. Najbardziej ucierpiało okno, w którym obecnie znajduje się witraż przedstawiający Jana Chrzciciela.. tyle, że witraży nie było, a okna z przezroczystych szybek, jak dawniej. Ksiądz biadolił, że ledwie naprawili, że aż sto szybek w jednym oknie, a znów nieszczęście takie i tyle pracy będzie.
Ludzie się kręcili, wystrój nieco inny niż w rzeczywistości ..
Wyszłyśmy z kościoła i wracałyśmy do domu. Moja mama kierowała moim samochodem, ja na tylnym siedzeniu. Na poboczu drogi jakieś gomuły z mokrego siana, ale brązowe, przed nami korek, kilka samochodów jechało bardzo powoli, a moja mama rozpędzona o mało nie wjechała w płot.. wjechała w te gomuły. Przy jej domu wysiadły sąsiadki i ja też chciałam wysiąść. Pakowałam sprzęty do wyjścia sięgając po nie zza tylnich foteli do bagażnika. Ona miała pojechać dalej, jakby wrócić do mojego domu jak ja to zwykle robię.

5.05


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Śro 22:31, 05 Maj 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: JanelleL / ŻURNAL JanelleL Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin