Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

scenki z zaświatów
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: JanelleL / ŻURNAL JanelleL
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:05, 28 Lis 2020    Temat postu: scenki z zaświatów

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:18, 28 Lis 2020    Temat postu:

Potem scena jakby w kontynuacji.. jakaś leżanka, a na niej jakby mumia - postać cała zawinięta w czarne bandaże, w jej oczodoły wetknęte dwie gomuły z tkaniny i wyraźny głos o niej > że "znowu jest brzemienna" .. na podłodze w pozycji na czworaka kobieta o pełnych kształtach, wijąca się jak w egzorcyzmie, z na pół odkrytymi pośladkami, z odbytu wypływała jej krew, nie stale, a przy mocniejszych konwulsjach. Jej skóra stawała się czarna .. Potem trzymałam ją jakby obejmując w ramionach, była duża i silna, ale dało się ją opanować mocnym uściskiem. Miałam przy swojej twarzy jej głowę, była mokra, pokryta chłodnym śluzem, jak noworodek, wypluwała z siebie mnóstwo diabolicznych słów i jakiś głos obok powtarzający wyraźnie wszystko, co mówiła tak, żebym dobrze słyszała ..ale nic nie pamiętam z tego poza jakąś frazą zawierającą "liście klonu" nie bałam się jej, mimo, że było to straszne i to, co prócz tych słów wyrzucała z siebie, jakieś czarne strzępy ..i one dookoła niej prozrzucane na podłodze. Wiedziałam, że musi się stać całkiem czarna, a potem będzie już dobrze.

27.11


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 19:12, 28 Lis 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:23, 02 Gru 2020    Temat postu:

Wypiłam trzy sprawiedliwe miarki oliwy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:01, 03 Gru 2020    Temat postu:

W drodze na dworzec, grupka żołnierzy na przepustce , wśród nich Olaf i chciał całusa :*

Gloria obcięła włosy na długość powyżej ramion i znów u nas w domu na dłużej. Robiła swoje show. Było wesoło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 0:06, 10 Gru 2020    Temat postu:

Naprawa progu w aucie. Odstawiłam samochód nie czekając na telefon od mechanika i dobrze zrobiłam, bo mechanik nie miał wyjścia, a myślał żeby się wykręcić od roboty.. potem oglądałam jak to robi, coś zespawał przy podwoziu potem oglądałam nowy kawałek karoserii, wszystko ładnie.
Potem jazda jakby przed naprawą.. samochód jakby się udławił ... stanął na drodze i nie wiedziałam co dalej, w tylnim lusterku nadjeżdżała policja i problem ze światłami awaryjnymi , ale w końcu dało się włączyć.. przejechali. Zepchnęłam samochód na pobocze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 1:32, 11 Gru 2020    Temat postu:

W kościele msza, siedziałam w bocznej nawie pod ścianą. Potem po niej jakieś porządki, remonty, ksiądz młody wymyslił, żeby Matkę Boską pociąć > żeby miała takie nacięcia ukośne, równoległe wzdłuż całej postaci swojej. Zapalili pod nią świece żeby podgrzać wosk...bo niby była z wosku lub dekorowana woskiem, żeby była bardziej miękka, wówczas da się to łatwo zrobić. Ja dostałam nóż oprawiony na wysięgniku i miałam nim wyżłobić nacięcia. Stojąc na drabinie zaczęłam to robić, ale po zrobieniu kilku okazało się, że nie starcza drabiny i że trzeba jakoś inaczej dostać się do rzeźby. Figura Matki Boskiej była nie tam, gdzie jest (w ołtarzu głównym) ale naprzeciwko, tam, gdzie jest chór. Zainstalowana jakby w powietrzu, nie na cokole.. wokoło niej kilka innych mniejszych i poniżej głowa Pana Jezusa w koronie cierniowej, sama głowa. Kiedy nie mogłam sięgnąć dalej aby dokończyć, zeszłam i szukałam jakiegoś innego dogodnego dojścia do niej, ale nijak nie było możliwości, a nawet to wcześniejsze wydało mi się niedostępne już... Wróciłam na miejsce, gdzie stała drabina, a na posadzce cała kałuża ciemnoczerwonej mazi, wygladająca na kałużę krwii, rozdeptana przeze mnie chwilę wcześniej chociaż tego nie czułam w ogóle, że chodzę po czymś takim...i zaczęłąm krzyczeć, co oni wymyślili, co to ma być?!... Z dużej figury, którą nacinałam spłynęła cała farba i Matka Boska wyglądała jak z szarego betonu, podobna do takich jakie są na cmentarzach. Głowa Jezusa natomiast była cała zakrwawiona, jakby ta farba spłynęła na głowę i zabarwiła ją kolorem zakrzepłej krwi. Twarz przez to wyglądała na bardzo, bardzo cierpiącą, kolce korony cierniowej były duże i ostre i całość wyglądała bardzo realistycznie, jakby to była prawdziwa głowa a nie rzeźba ..ale wiedziałam, że to wosk i nie chciałam myśleć, że może to być krew. Ale wosk był w dwóch kolorach, smuga ciemnoczerwona w kolorze jakby zakrzepłej krwi przeplatała się ze smugą jasnej krwistej czerwieni. Zbierałam z posadzki trochę jednego, trochę drugiego.. zastygał w dłoni.. zrobiłam jeden ulepek i był dziwny ...ani jak wosk, ani jak krew ..może jak pomieszane jedno z drugim ... szukałam innych podobieństw, żeby nie myśleć, że to krew..
Weszłam po schodach na górę, a tam, po jednej stronie chóru ksiądz młody zrobił jakąś dużą salę gimnastyczną wyłożoną zieloną wykładziną ... głośna muzyka zachodnia, słowa jak w takich piosenkach - nie pasowało do miejsca kultu.. i dzieci grały w jakąs grę, rzucały piłkami, były siatki, bramki. Byłam tym bardzo zdziwiona i oburzona, i tym, że sobie tak spokojnie grają podczas gdy na dole dzieją się takie rzeczy. Krzyczałam, że co to za pomysł z tym nacinaniem. Powiedziałam co się stało i żeby przyszli to zobaczyć. Ksiądz nie spieszył się zbytnio, ale jakaś dziewczyna bardzo tym zaaferowana wybiegła i zaczęła sie wdrapywać po ścianie do pomnika Matki Boskiej, wydając z siebie jakieś przeraźliwe krzyki i udało się jej..a przecież oglądałam ze wszystkich stron i widziałam, że się nie da. Potem się nienaturalnie uczepiła jej dłoni i jakby lewitowała w pozycji poziomej do posadzki i było wręcz niemożliwe, żeby tak zrobić.. Byłam coraz bardziej przerażona, co się tu dzieje, że to może jakieś demony, że co ja tam robię i co w ogóle zrobiłam..ale był mój mąż i jakiś dość spokojny... Powoli zszedł i ksiądz, był niezbyt przejęty tym wszystkim.. A wszędzie dookoła panował duży bałagan. Oprócz tego, że ta plama niby wosku, niby krwii porozrzucane rzeczy jakby po remoncie, powywracane jakieś stołki małe. Odeszłam i usiadłam w kącie na ławce, podkuliłam nogi do siebie i chciałam płakać ..ale jakoś nie mogłam. Miałam na sobie sukienkę i nakrywałam kolana, żeby zupełnie je schować i naciągnęłam sukienkę aż do kostek. Mąż się zwrócił do mnie moim panieńskim nazwiskiem, i pochwalił, że dobrze usiadłam, przyzwoicie, tak jak trzeba.

10.12





W domu moim rodzinnym, w jednym pokoju syn sąsiadów Sebcio, zupełnie jakby u siebie i zarządził, że należy wyłączać wszystkie zasilacze, żeby nie ciągnęły nocą prądu, a rano robił pretensje o to, że i w jego komputerze wyłączono, a w jego nie można, bo coś się mu psuje, że zbyt drogi był aby się zepsuł...bo on zawsze ma lepsze wszystko od innych. Zdenerwowałam się więc i powiedziałam co o tym sądzę .. zaraz, z pokoju siostry wystawił głowę mąż wychowawczyni mojej córki, żebym się uciszyła, bo ja niby jak zwykle, że ciągle jakaś afera.. >> Co? ... ja ciągle awantury wszczynam i moje słyszał, a sąsiada pretensji nie słyszał? .. Uwagi człowiekowi nie mogę zwrócić w swoim własnym domu?! na palcach mam chodzić, a ktoś będzie się szarogęsił? Nie słuchał tylko znów zamknął się w pokoju ... coś jeszcze odpowiadał zza drzwi ..Nie wytrzymałam i nazwałam go przybłędą. Poszłam do swojego panieńskiego pokoju, tam moja córka i powiedziałam jej, że będzie mieć problemy w szkole, bo zaraz o wszystkim będzie wiedzieć jej wychowawczyni, a jest mściwa baba ... w pokoju lokatorzy nawrzucali mi jakichś suszarek na bieliznę, szpargałów i denerwowałam się jeszcze bardziej, bo i tak mało miejsca... na koniec weszła moja matka i obruszona na mnie jakbym ja była wszystkiemu winna, ani trochę chętna żeby jej cokolwiek wyjaśniać, stała po stronie tamtych. Własna matka we własnym domu... Siedziałam potem przygnębiona na kawałku swojego łóżka.

11.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 0:28, 12 Gru 2020, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:57, 12 Gru 2020    Temat postu:

Z Basią babska rozmowa i mnie zaskoczyła propozycją.. zaproponowała mi romans ze swoim mężem Sławkiem, moim kolegą z klasy.. Nie wiedziałam co mam powiedzieć, a nie chciałam jej urazić, bo to miła dziewczyna i lubimy się.. i w takiej mojej konsternacji rozmowa się urwała.. Potem już we trójkę. Sławek proponował mi pracę agentki nieruchomości.. mówił na czym by miała polegać i że musiałabym stale wyjeżdżać. Basia z boku trzymała go za rękę jak dobra żona i nie odzywała się ... ja mając w pamięci rozmowę z nią myśłam sobie w duchu, że niby praca, a o co innego mu chodzi, tylko nie chce powiedzieć wprost. Niezbyt uważnie więc go słuchałam, nie będąc tym zainteresowana, bo nie dla mnie taki ani taki zawód, ani takie propozycje.. Myśłałam jak wyrazić swoją odmowę ... Na stole leżały zdjęcia nasze stare z lat szkolnych i kilka nowych, dużych, jak ze studia fotograficznego. Na jednym, które bardzo przykuło moją uwagę, ja jako mała dziewczynka na kolanach u Sławka..zdziwiło mnie, bo jesteśmy w tym samym wieku, ale zdjęcie było bardzo ładne, ja na nim taka śliczna, wesoła i on jak ojciec albo starszy brat, szczerze uśmiechnięty. Wzięłam do ręki i patrzyłam długo na nie.

Jakaś duża impreza, ludzie ubrani w eleganckie ubrania. Lady Diana przepiękna, olśniewająca.. w swojej słynnej stylizacji > czarnej sukni ("revenge dress") z naszyjnikiem z pereł na szyi siedziała pośród zaproszonych gości wyraźnie oczekując czyjegoś przybycia. I przyszedł .... Jarosław Kaczyński :O ... ubrany w czarny smoking. Diana wyraźnie poruszona jego przybyciem.. on jednak, zamiast podejść najpierw do niej, zawrócił jakby coś ważniejszego go zatrzymało. Inni mężczyźni stojący wokół, dyplomatycznie wyrażali zniesmaczenie jego zachowaniem> jak można kazać księżnej czekać na siebie? ... ale ona sama nabrała rumieńców i jeszcze niecierpliwiej czekała na niego.

12.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 19:12, 12 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:42, 13 Gru 2020    Temat postu:

Stara droga na cmentarz, piaszczysta i kręta.. za skrzyżowaniem z polną drogą biegnącą na "górki Sowie" kępa kwiatów, rosnąca prawie na środku drogi. Wiele w niej rodzajów kwiatów, najbardziej wyraźne wśród nich kwitnące na fioletowy róż anturium .. Przystanęłam i zastanawiałam się co by zrobić z tą kępką > tak na środku drogi sobie rośnie.. pewnie zaraz zostanie rozjechana przez jekieś auto i rozglądałam się za dogodnym miejscem na przesadzenie kwiatów. Najlepsze miejsce na poboczu było już zajęte przez młode niewysokie jeszcze drzewka, a tam gdzie było luźniej za wiele cienia .. w końcu znalazłam jakieś w miarę dobre stanowisko. Nie miałam żadnych narzędzi ogrodniczych i wygrzebywałam piach rękami. Rozdzieliłam kwiaty wedle ich rodzaju i posadziłam .. i zaraz potem jakiś rwetes dochodzący z oddali, że niby mój ojciec przyjechał. Zebrałam się więc do powrotu ..i myśl taka, że gdyby wcześniej przybył na pewno by mi pomógł przy pracy.. Popatrzyłam przed odejściem na przesadzone rośliny i w jednej chwili całkiem inne spojrzenie na tę sprawę > że po co to w ogóle zrobiłam?.. przecież skoro tyle czasu rosły i nikt ich nie rozjechał, to możliwe, że nadal rosłyby sobie spokojnie.. nie widać aby droga była zbyt ruchliwa, sceneria jak sprzed czterdziestu lat, może w ogóle samochody tędy nie jeżdżą, a tylko z rzadka jakaś furmanka..
Kwiaty przez tę zmianę stały się dla mnie bardziej widoczne i pomyślałam, że dla innych też będą.. i teraz, idący na cmentarz ludzie będą je zrywać i zabierać na groby, bo takie piękne i jak w sam raz dla zmarłych.. a już w pewien sposób myślałam o nich jak o swojej własności....... i doszłam do wniosku, że źle zrobiłam, że trzeba było je zostawić w spokoju, tak jak sobie rosły.

13.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Nie 20:49, 13 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:05, 15 Gru 2020    Temat postu:

Ojciec nalał wody do miski i podstawił mi abym wymoczyła nogi. Włożyłam stopy na chwilę i zaraz szybko je wyjęłam. Woda była tak przeraźliwie zimna, że czułam zimno aż do szpiku kości .. on zdziwiony na to. Włożył swoje stopy do miski i tak siedział mocząc je spokojnie.. stwierdził, że dla niego woda jest dobra.


Miałam uszyć sąsiadce sukienkę na jakąś imprezę i już byłam w trakcie szycia, wiadomo było, że z sukienką zdążę na pewno..ale przyszła jej córka i też chciała sukienkę. Dała mi materiał i poprosiła żebym zrobiła miarę od ręki. Miała posiedzieć, a ja jej miałam szybko wyciąć i zszyć do miary. Mierzyłam ją centymetrem i wycięłam sukienkę od razu, bez formy. Dziwnie mi się wycięła u góry i sądziłam, że będzie źle leżeć w podkrojach pach..ale okazała się dobra.. Potem ta impreza. Dużo ludzi. Sala jakby w podziemiach. Chciałam wyjść na zewnątrz, ale schody zastawione ludźmi. Rozmawiali jak to się rozmawia przy takich okazjach.. przy papierosie, kieliszku.. Ludzie niby uśmiechnięci do siebie, ale pod tymi uśmiechami mnóstwo złych myśli, nieszczerych intencji. Kiedy zaczęłam to widzieć pod ich nogami zaczął się tworzyć bałagan ..im więcej tego widziałam tym bałagan był większy ..całe schody zawaliły się bałaganem.. ludzie jakby tonący w nim, nieświadomi tego, jakby tego nie widzieli co ja. Chciałam się wydostać stamtąd.. musiałam się wdrapywać po tych stosach, niektórzy ludzie zastawieni po same uszy, że czasem nadepnęłam na jakąś głowę... ale udało mi się wyjść. Na zewnątrz spokój ... jakiś samolot cicho przeleciał nad drogą, zmierzchało się. Czułam się jakbym była dużo młodsza .. Szłam do jakiegoś budynku, który stał w miejscu gdzie stoi sklep, a przedtem była tam mleczarnia i rozlewisko do którego spływała deszczówka z okolicy. Po drodze spotkałam Mariusza .. on też młodszy i jakby inny, inny nawet niż kiedyś, kiedy był młody...jakby odmieniony .. zwykle kiedy na niego patrzę, takie uczucie jakby miał na sobie transparenty lewackie.. ale nie było tego. Szliśmy razem i miło rozmawialiśmy, żartowaliśmy.. i powiedział, żebym mu dała rękę.. zażartował, że będzie wyglądać jakbyśmy byli na randce. Spodobał mi się żart i dałam mu dłoń i miłe uczucie. Uśmiechaliśmy się do siebie. Przed budynkiem, do którego wchodziliśmy spotkaliśmy dyrektora szkoły .. wchodził w jakieś inne drzwi, nad głową trzymał gazetę.. jakby się chronił przed deszczem, ale deszcz nie padał.. Śmialiśmy się, że jesteśmy na randce, on dobrotliwie na nas poparzył, jakby nam przytaknął, że dobrze, dobrze.. i wszedł w drzwi.
My weszliśmy do pomieszczenia, w którym jakaś młoda dziewczyna o średniodługich blond włosach, tak prostych jakby właśnie wyprostowała je prostownicą, siedziała ze słuchawkami na uszach i patrzyła w duży ekran. Nadzorowała ruch lotniczy. Była bardzo, bardzo zmęczona, ale nie mogła opuścić fotela. Przyszedł jakiś inny młody chłopak, też znajomy, choć nie pamiętam kto.. mówił, że jej praca nie będzie już miała racji bytu, że nie będzie w ogóle potrzebna. Było to przykre, bo kto by chciał słyszeć, że nie będzie potrzebne to, co robi... Myśleliśmy, że mówi o tym co się dzieje aktualnie, że samoloty latają w niewielkim stopniu.. ale on zaraz wyjaśnił, że wszysttko się zmieni, ludzie nie będą podróżować fizycznie, ale będą już wkrótce przemieszczać się duchowo, będą się teleportować i samoloty staną się zbędne, będą śmiesznym przeżytkiem. Leżeliśmy na podłodze, na miękkim dywanie. Z Mariuszem prowadziliśmy w trakcie tych wykładów swój randkowy wątek, chciał i pocałowałam go w policzek .. i ten drugi się obruszył, że jak to tak ..a on? .. No, nie mogę każdemu dawać buziaków, że z nim nie jestem na randce.. chociaż... takiego przyjacielskiego, w policzek może dostać.. podniosłam się i pocałowałam też jego. Dziewczyna cały czas nadzorowała ruch lotniczy. Dalej rozmowa o uczynkach, o tym ile w nich dobra dla innych, a ile egoizmu i tak myślałam nad swoimi motywacjami... Za oknem wyszło różowe światło i powiedziałam, że muszę iść, zrobić coś dobrego dla innych.. złapać dla nich pejzażyk, że może to nie praca, ale się trzeba czasem solidnie nabiegać .. aparat miałam w domu ..dom jakby w okolicy gdzie ta sala weselna .. Jeszcze przed wyjściem przytuliłam się do Mariusza, pocałowałam go tak jak chłopca, w usta.. taki dobry pocałunek.. Mariusz taki dobry, bez skazy ... Uczucie szczęścia.

15.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Wto 12:45, 15 Gru 2020, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 11:36, 16 Gru 2020    Temat postu:

Jakaś sportsmenka, niby moja koleżanka, wysoka dziewczyna.. mecz piłki nożnej i Jerzy Dudek (choć sam jest bramkarzem) miał strzelać karne do jej bramki, jeden po drugim. Strzelał pewnie i wynik był już 6:1 .. że nawet robił sobie żarty z tego strzelania .. na koniec żal mu się jej zrobiło i dał jej ewidentne fory, i obroniła ze dwa razy, ale był to kolejny powód do naśmiewania się z niej..on się naśmiewał, publiczność się naśmiewała, dziennikarze. Potem wywiad z nią i ona w odpowiedzi na pytania zaatakowała Dudka w sposób bardzo złośliwy, do tego ewidentnie nieuczciwy, o coś go oskarżyła nieprawdziwego. Przy okazji i mi się oberwało. Rzuciła i pod moim adresem jakieś paskudne oskarżenia i byłam tym zszokowana, bo z jakiej to niby okazji. Żeby jeszcze to była choć w części prawda, a to wierutne kłamstwo! I o ile wcześniej było mi jej żal z powodu tego nieudanego meczu, o tyle po tym jak się zachowała - ani trochę. Pomyślałam, że słusznie oberwała - za swój wredny charakter. Potem doszło między nami do konfrontacji. Stałam naprzeciw niej, jakby na jakimś krześle, ona szła w zaparte i dalej kłamała.. w pewnej chwili już nie wytrzymałam i walnęłam ją z całej siły w "ten pusty łeb" .. jak to sie mówi w takich chwilach. Myślałam, że zaraz będę mieć kłopoty, bo wszyscy widzieli, ale nie .. ona też nie brnęła dalej. Zakończyło to jakby ten temat.
Miałam klucz do jej mieszkania.. czy mi dała z jakiegoś powodu, czy może mieszkałyśmy razem lub zajmowałyśmy wspólnie jakieś tymczasowe lokum na czas rozgrywek piłkarskich.. Ja byłam na takich zasadach tam, że jakby na doczepkę do niej. Zastanawiałam sie co robić. Zostawiłam trochę swoich rzeczy, bałaganu swojego i wypadało posprzątać. Nie chciałam tam wracać, narażać się na kolejne spotkanie z nią ... Ale wzburzenie mi minęło i postanowiłam jednak pojechać i zrobić porządek. Nikogo nie było w mieszkaniu. Kiedy porządkowałam rzeczy pomyślałam, że w sumie nie powinnam tego robić pod jej nieobecność, bo jeszcze zaraz zrobi ze mnie złodziejkę..ale za niedługo przyszła. Weszła do domu z synem (chociaż jest bezdzietna) ... chłopiec jakieś 7 lat. Spodziewałam się, że rzuci się na mnie ale nie zrobiła tego. Zapytała tylko czy się wyprowadzam.. odpowiedziałam, że tak. Atmosfera nieco smutna, jak wtedy kiedy opada kurz po walce i widać pobojowisko.

16.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Śro 11:54, 16 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:02, 18 Gru 2020    Temat postu:

Palił się Pałac Kultury i Nauki, widok od Alei Jerozolimskich ... duże pomarańczowe jęzory ognia wydostające się z pięter po lewej stronie gmachu, poniżej tarasu widokowego .Kilka pięter niżej, po obu stronach mniejsze płomienie, Zdarzenie to komentowane przez gapiów bardziej jak atrakcja miasta niż nieszczęście.


miejsce na obrazek

17.12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:20, 18 Gru 2020    Temat postu:

W mieście, późny wieczór..jakbym skądś wracała lub dokądś nie dotarła i nie miałam gdzie przenocować. Otwarta biblioteka..duże witryny od strony ulicy. Stare, wysokie regały na książki. Chodziłam między nimi i szukałam jakiegoś miejsca w którym bym się mogła położyć i przespać. Jakaś leżanka, niby tapczan pod oknem. Położyłam się, nakryłam się białą leciutką kołdrą i zasnęłam. W pewnej chwili nagłe przebudzenie.. przyszła bibliotekarka.. wyglądała jak Ewa Demarczyk, choć we śnie nie miałam odczucia jak w innych snach, że to na pewno ta osoba.. mimo, że nawet głos i mimikę twarzy miała podobną. Zaczełam się od razu tłumaczyć i przepraszać. Już się podnosiłam do wstania.. ale ona powiedziała, żebym została, że jeśli nie mam gdzie spać mogę tu spędzić noc, że ona tu i tak pracuje do rana, a pewnie i tak nikt nie przyjdzie. Byłam bardzo jej wdzięczna, nakryłam się znów kołdrą i ułożyłam wygodnie i spokojnie do snu. Potem scena w tej samej bibliotece, ta sama kobieta. Przyjechałam w odwiedziny z córkami. Wesoła atmosfera, choć trochę zamieszania.. prosiłam dzieci żeby nie robiły bałaganu.

Znajoma, starsza kobieta przyjechała do nas i schowała się pod kocem zasuniętym jak śpiwór, miała się z kimś spotkać i nie chciała zbyt wcześnie się pokazywać ... w międzyczasie przyszła moja znajoma, kobieta w średnim wieku ..a moja najmłodsza córka wyczaiła tamten śpiwór i to, że ktoś jest w nim schowany, odsunęła suwak i wskoczyła do środka. Kokosiła się w nim jak to mają w zwyczaju małe dzieci.. Rozgłosiła potem, że ktoś tam jest. Kobieta wyszła z ukrycia i okazało się, że jest matką tej, która przyszła jako druga, wyglądały bardzo podobnie, jakby to była jedna i ta sama osoba w dwóch wersjach wiekowych ..stanęły obok siebie.. bardzo dawno się nie widziały z powodu jakichś niesnasek rodzinnych ... na koniec przyszła moja koleżanka i poznała w nich swoją babcię i matkę ...Patrzyły na siebie trochę z nieufnością, trochę ze zdziwieniem .. trochę ze wzruszeniem i stanęły wszystkie trzy jak do zdjęcia, od najmłodszej do najstarszej, wszystkie bardzo do siebie podobne... Zaproponowałam im wspólną fotkę przy tym spotkaniu .. bo może już nie być takiej okazji skoro tak rzadko się widują ... Wzięłam aparat, zrobiłam ze dwa zdjęcia i zaczął się zacinac. Wyszłam z nim na dwór .. a tam ciepłe turkusowe morze. Piękny widok mnie zachęcił i poszłam pomostem wgłąb morza. Ludzie siedzieli na deskach i moczyli nogi w ciepłej wodzie, ryby pływały .. coś zobaczyłam i chciałam uwolnić ręce, położyłam aparat na pomoście i odeszłam na chwilę dalej, kiedy się po chwili odwróciłam aparatu już nie było... Patrzyłam więc kto z siedzących na molo mógł go wziąć i jakaś młoda dziewczyna się nim bawiła nieco po kryjomu, chowając w ręczniku ..pomyślałam, że pewnie mi nie odda, ale poprosiłam o oddanie i zwróciła mi go.

Wyszłam z domu i szłam do swojego auta. Na odgłos mojego nadejścia z bud dwóch bezdzietnych suczek wyskoczyły nasze szczeniaki .. znacznie podrosły i już wesoło biegały. Z nimi jakiś obcy szczeniak, dużo większy od naszych, puchaty, biszkoptowy w białe łatki. No ładnie, pomyślałam ... to jeszcze jeden kłopot..skąd się wziął?.. i od razu taka myśl, że może sąsiadka w ramach złośliwego żartu nam podrzuciła .. Szczeniak dopadł mojej nogawki i szarpał ją niegroźnie.

18.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pią 22:38, 18 Gru 2020, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:32, 19 Gru 2020    Temat postu:

Wracałam z kimś polną drogą, z lasu do domu. Po prawej stronie dom sąsiadki, dalej prześwit pośród drzew i zobaczyłam sarny w oddali. Minęłam swój dom, bo naprzeciwko, za skrzyżowaniem z drogą dojazdową do wsi stały dwie grupki łoszaków ..piły wodę z niewielkiego rozlewiska, które powstało po roztopach. Już sięgałam po aparat, zamierzałam zatrzymać samochód nieco przed skrzyżowaniem i wyskoczyć na zdjęcia..ale nadleciał samolot. Leciał bardzo nisko głośno bucząc.. coś się złego działo. Samolot wojskowy, jakie czasem tu przelatują ..spłoszył mi zwierzynę, zrobił zwrot w powietrzu i kółko nad nami, i rozbił się zaraz za drogą, nieco dalej od miejsca, w którym stały młode łosie. Kiedy się zorientowałam, że nie będzie dobrze, jeszcze przed jego upadkiem, włączyłam nagrywanie i wybiegłam na łąkę od naszej strony drogi. Z samolotu poleciały w moim kierunku jakieś odłamki...odstrzelił pulpit..siedziała w nim jakaś kobieta. Potem jakby to była jakaś zepsuta zabawka i uderzała mnie w plecy łopatkami wirnika silnika ...Miałam na sobie ulubiony brązowy płaszcz, pomyślałam, że już po nim .. i że co za wredna kobieta za sterami, że nie może odpuścić, tylko mnie okłada tak tymi łopatkami.. za chwile wszystko już ustało w bezruchu. Myśl taka, żeby zadzwonić i poinformować o zdarzeniu, że nie można mi udzielić pomocy, że takie niby przepisy ..a zaraz i druga.. jakby pokusa, że mam nagranie z wypadku i że powinnam zadzwonić do jakiejś stacji i sprzedać je, ale odgoniłam ją.. Za chwilę pojawili się gapie i już dzwonili po służby ratunkowe...uznałam, że wobec tego ja już nie muszę. Poszłam więc w stronę drugiej wsi. Zatrzymałam się przy pierwszej figurce. Wyglądała jak nagrobek, była trochę potłuczona, ozdoby poprzewracane. Podeszłam i chciałam je postawić, ale zaraz zorientowałam się, że stoję w lodowatej wodzie po kostki, w zwykłych skórzanych kozakach. Odeszłam ..ale o dziwo buty wcale nie przemokły ... postanowiłam wrócić jak ziemia obeschnie. Z oddali głos mojego pasażera, dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że to moja mama siedziała ze mną w aucie.. wołała mnie abym już wracała.

Chciałam wejść do szkoły odebrać jakieś nasze rzeczy, ale szkoła stale zamknięta, bez możliwości wejścia dla rodziców. Byłam z dziećmi, było już ciemno... okazało się, że drzwi wejściowe nie zostały zamknięte na klucz i weszłyśmy. Na piewszym piętrze..w oddali głosy sprzataczek.. a potem dyrektora. Czułam się trochę jak przestępca, ale postanowiłam, że nie będziemy uciekać .. pomyślałam, że w końcu to nasza szkoła. Dyrektor powiedział do nas, żebyśmy wzięły co mamy wziąć i zaraz wyszły, bo będą zamykać drzwi na noc i ze sprzątaczkami poszedł na dół.

19.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 22:42, 19 Gru 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:44, 21 Gru 2020    Temat postu:

Miałam przejść kurs na położną. Już byłam zapisana na jakiś inny kurs, ale w trakcie wyszło, że jednak będzie taki.

20.12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:01, 21 Gru 2020    Temat postu:

Wyjrzałam za okno ze swojego pokoju, bo jakieś ładne światło.. Za oknem słońce znajdujące się w miejscu i na wysokości jak obecnie niedługo przed zachodem, około godziny piętnastej, a wokół niego tęczowe kręgi, wiele ich.. powtarzające się jak przy podwójnej tęczy, bardzo wyraźne te bliższe słońca, im dalsze tym bardziej rozmyte.. cudowne, zachwycające zjawisko.

21.12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:09, 26 Gru 2020    Temat postu:

Całowałam się z kimś .. tak jak się całuje dziecko, tak pieszczotliwie ...niby z mężczyzną, a jednak z kobietą, początkowo beztrosko .. ale po chwili obawa, że coś w tym jest niewłaściwego i zaraz następna, że dorosły to nie dziecko i że wcześniej czy później będzie coś więcej niż pocałunki i napięcie wewnętrzne w zwiazku z tym, chęć odwrotu .. ładna twarz tej kobiety, patrzyłam na nią już z daleka nie z bliska.. i coś w jej oczach takiego, co potwierdziło słuszność mojego oddalenia się.

Wychodziłam z kościoła i przed drzwiami wejściowymi wielki tłum ludzi. Wnosili trumnę mojej koleżanki Marzeny.. i byłam bardzo zdziwiona.. jak to możliwe? Przecież dopiero co widziałam ją w sklepie, weszła do niego w pośpiechu na przedświąteczne zakupy, na parkingu stała jej bajeczna czerwona honda, taka ładna, że nawet ciutkę pozazdrościłam.. a teraz... na placu przed wejściem jej samochód, już nie czerwony, a czarny ... Zasmuciłam się bardzo. Stanęłam za fotelem kierowcy, jakby tuląc się do boku auta. Pogłaskałam go po krawędzi dachu, jakbym to ją chciała w ten sposób pożegnać i przeprosić za to, o czym pomyślałam wtedy na tym parkingu, ale wzdygnęłam się, szybko opuściłam rękę, żeby mnie nie uznali za jakąś stukniętą.

26.12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:26, 27 Gru 2020    Temat postu:

Nad morzem znów ..po lewej jakieś ruiny, pozostałości murów układające się w płaszczyźnie w kwadraty, prostkąty ..niewysokie, sięgające może do połowy ud, stare betony, po prawej morze, cofnięte jak po odpływie .. Woda odsłoniła nacieki wapienne, które tworzyły regularne, półkoliste, jakby koronkowe wykończenie u podnóża murów podobne do brzegów ciasteczek "petitki". Nie były stworzone ręką człowieka- morze samo je "wypracowało"... aż trudno było w to uwierzyć. Wzdłuż całego wybrzeża mnóstwo szpargałów wyrzuconych przez wodę, dużo zwykłych śmieci, muszelek, kawałków drewna, ale i bursztynów oraz rzeczy wartościowych . Znalazłam jakies dwie figurki przedstawiające postaci kobiece.. jedna z nich jak postać Matki Boskiej Fatimskiej ..zupełnie biała, z utrąconą koroną ... myślałam przez chwilę, że to może butelka jak na wodę święconą i że ma zepsutą nakrętkę, ale jednak była to rzeźba jakby z alabastru ..drugiej nie przyglądałam się zbytnio.. mąż mnie już wołał i byłam trochę zła na niego.. że tyle tu ciekawych rzeczy, a on mnie już woła.. wzięłam obie figurki i niezadowolona poszłam.. z zamiarem takim, żeby jak tylko będę już wolna, przyjść nad brzeg i poszukać skarbów.

Roman Giertych jakby w jakimś pozytywnym świetle.

27.12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:18, 28 Gru 2020    Temat postu:

Lekcja francuskiego, jakiś egzamin, ale dość swobodna atmosfera, spory zgiełk ...jakby to był egzamin próbny. Cała sala dawnych koleżanek z klasy. Przerwa na posiłek, przywieźli catering i trzeba było wyjść na korytarz i sobie przynieść. Po kolei każda z nas wychodziła po swoją porcję. Zajmowałam z Iwoną ławkę w połowie sali, w środkowym rzędzie. Dziewczyny siedzące w ławce przed nami przestawiły swoją tak, aby siedzieć twarzą do nas, a tyłem do tablicy i nauczycielki. Zabierałam się do jedzenia i podniosłam dłoń aby się przeżegnać przed posiłkiem...Nauczycielka stała przy biurku pod oknem, na podwyższeniu, miała na nas dobry widok z góry. Zwróciła uwagę na ten mój gest i patrzyła co dalej zrobię. Ja widząc, że na mnie patrzy, opuściłam rękę nie przeżegnawszy się .. potem jakaś druga podobna sytuacja i we mnie od razu taka myśl, że drugi raz się odwróciłam od swojej wiary .. że to już dwa razy..

Wjechałam samochodem na podwórko mojego rodzinnego domu, wykręciłam jak do wyjazdu. Przed domem dawny płotek i ławka, zastawione czymś schody przed wejściem. Weszłam do domu po coś, miałam za chwilę jechać odstawić samochód do warsztatu i coś musiałam zabrać. Wbiegłam na klatkę schodową i na górę do średniego pokoju ... w tym czasie wyszedł jakiś problem i rozpętała się kłótnia. Za chwilę, za mną wpadł mój ojciec, bardzo wnerwiony na mnie. Popchnął mnie. Upadłam na podłogę, a on stał nade mną i z wściekłością mnie bił - pasem, czy czymś takim ... Krzyczał przy tym głośno za co mnie bije, ale nie pamiętam z tego zupełnie nic ... potem jakimś sposobem uciekłam. W biegu schowałam kluczyk od samochodu pod koc leżący przy schodach wejściowych, na którym siedziała jakaś stara kobieta. Spod koca wypadły jaby małe flakoniki na perfumy .. ale już nie zbierałam. Wybiegłam na łąkę i biegłam przed siebie.. i znalazłam się w innym miejscu, na polu obsianym rzepakiem - ten jakby opadły z kwiatów .. biegłam już wolniej, bez takiego stresu jak przedtem ..z córką, za nami czarny, kudłaty kot, niezbyt przyjemny z pyska, ale nie bałam się go.. Odwracałam się za siebie tylko zdziwiona.. co za kot, że goni człowieka jak pies. Kiedy dogonił nas, złapałam go i z całej siły wyrzuciłam daleko przed siebie. Upadł na ziemię i miałczał przeraźliwie z bólu .. był rozpłaszczony przez chwilę i wyglądał jak sama skóra z głową kota .. i nawet żal mi się go zrobiło ... ..po chwili zaczął się zwijać w kłębuszek .. zmienił się z dużego czarnego i wściekłego w jasnego małego kotka.

28.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pon 20:11, 28 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:20, 29 Gru 2020    Temat postu:

Sąsiadka Krysia, kobieta w wieku moich rodziców od jakiegoś czasu wdowa dała anons matrymonialny i miała kilka odpowiedzi. Umówiła się na przyjazd pierwszego "kawalera" ..dumna z tego, że ma "rwanie" .. wystroiła się, wyfryzowała, pomalowała ..zaprosiła jakąś znajomą i ona miała prowadzić rozmowę między nimi. Okazało się, że ta znajoma to jakaś "fest baba" kuta na cztery kopyta i zaraz z buta do kwestii praktycznych przeszła, spraw finansowych ... tamta z płaczem wybiegła z domu, zawodząc, że już nie chce, że jak to wyszło "w ogóle" i co ten człowiek sobie pomyśli "w ogóle" ...

Szłam z córkami na dworzec, przez jakieś stare osiedle. Okolica ponura ... Zatrzymałam się, bo widok jak na starym zdjęciu..jakiś plac pomiędzy starymi obskurnymi kamienicami , w głębi, w bramie kilka kobiet, a na placu ze dwudziestu mężczyzn ustawionych w rzędzie jak na zbiórce przed meczem, czy przed jakąś pracą porządkową ... wszyscy w staromodnych ubraniach. Wyciągnęłam aparat żeby zrobić zdjęcie, ale zauważyli mnie i zrobiło się jakieś poruszenie. Pomyślałam.. no ładnie, będę mieć teraz kłopoty. Powiedziałam dziewczynom, żeby same poszły, że znają drogę. Ja weszłam do jednej kamienicy i schodami na górę .. jakby znajomy adres, znajoma starsza rodzina.. zajmowali mieszkanie po moich przodkach. Lokum zaniedbane, okna bez szyb, brakowało drzwi w futrynach .. stare nie malowane dawno ściany ... ruina. Ale mieli sporo pamiątek, szpargałów głównie. Kobieta pokazywała mi różne przedmioty. Wyciągnęła stary uszkodzony różaniec, wykonany ze sporych okrągłych paciorków z matowego błękitnego szkła. Nie miał krzyżyka i pierwszego paciorka.. i od razu poznałam. U mojego brata widziałam oderwany od różańca sam krzyżyk z jednym takim samym paciorkiem ..... Jakiś głos mi przypomniał o córkach.. że co za matka ze mnie... jak mogłam kazać im samym iść przez taką okolicę? Wyszłam więc pospiesznie. Minęłam jakieś stare garaże..za nimi, po prawej stronie kolejny plac i znów spora grupka ludzi.. palili ognisko, skakali przez ogień i bawili się głośno... Szłam dalej z taką myślą, że córki na pewno doszły bezpiecznie na dworzec, że najstarsza na pewno o to zadbała. Doszłam do jakiegoś sklepu z odzieżą, weszłam. Zauważyłam ni to żakiet ni to pelerynkę, ciekawy wzór.. rękawy długie, a przód żakietu krótki, kończący się powyżej talii .. uszyty z połyskliwej lamy, bardzo dobre szycie, pięknie leżał i zastanawiałam się nad kupnem... ale na jaką okazję niby go włożę? .. Sylwestra nie będzie ... ale może kiedyś jeszcze będzie i wzięłam. Zjawiła się moja siostra i proponowałam jej drugi, który wisiał obok.
Potem sala szkolna .. córki też były i jakby przed zabawą, światła migały i co chwilę ktoś przechodził. Szedł Robert i powiedział do mnie .." O, cześć! " >a nie jesteśmy na "cześć" zawsze mówimy sobie "dzień dobry"

Larwy moli ... jakieś ogromne .. jak się przegapiło ten moment kiedy można je rozgnieść na ścianie zmieniały się w ogromne pędraki nie takie mieszczące się na dłoni, a wielkości noworodka. I miałam straszny kłopot, próbowałam rozgnieść jednego i nie mogłam ... bo jak rozgnieść coś, co jest wielkości noworodka ... i potem jakiś stres, że trzeba wyszukać wszystkie larwy moli i zatłuc je zanim się zamienią w wielkie pędraki.

Jakieś szafy drewniane w korytarzu, stare drewno.. zaparzyłam mocną kawę i malowałam drzwi wywarem, jak bejcą ... tworzyły się zacieki i wyglądało to dziwacznie, niezbyt estetycznie. Robiłam to tylko dlatego żeby cokolwiek zrobić, żeby nie było, że nic nie zrobiłam.

29.12




Na placu przyszkolnym duży namiot, jakby tunel z płaskim dachem, w kształcie litery L. Płachty namiotu nie dosięgały do ziemi i od dołu zawiewał wiatr, w namiocie było zimno i nie dało się w nim mieszkać. Gmina wpadła na pomysł, żeby zrobić z tego namiotu lokal mieszkalny i zostal od środka ocieplony grubymi płytami ze styropianu. Miałam w nim mieszkać. Powierzchnia użytkowa namiotu znacznie się zmniejszyła, było już cieplej, ale nadal u dołu szczelina choć mniejsza już i podłoga nieocieplona .. do tego mieli mi dać jakąś pracę i sobie żartowałam sama do siebie, że oho.. teraz będę sobie siedzieć na ciepłej posadce w budżetówce.

30.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Czw 23:05, 31 Gru 2020, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:24, 31 Gru 2020    Temat postu:

W dawnym domu, kuchnia mojej mamy .. mąż w domu niby mój, ale nie taki jak mój. Jakieś dwie jego kobiety i ja jako żona .... jedna z kobiet drobniutka jak "fraszka", robiła jakieś ciasto, a on wyjątkowo niedobry dla niej, wredny bardzo i się oburzyłam na niego jak ją traktuje ..ona zastraszona, ale bardzo jej zależało żeby było dobrze i starała sie jak mogła, chodziła do niego do pokoju i nadskakiwała mu. On ciągle niezadowolony i ciągle wymyślał jak by jej dopiec i jak by się najlepiej ustawić, żeby jemu było jak najlepiej.. słyszałam jego myśli jak w nich obmyślał swoje sprawy domowe i finansowe .. Weszłam do niego, rzuciłam na niego groźne spojrzenie i jakby zamilkł (w tych myślach) ... pomyślałam sobie jaka ja głupia, że jeszcze mi się z nim kolejnego dziecka zachciało... z takim draniem. Poszłam do kuchni, powiedziałam do tej kobiety, żeby sobie odpoczęła, żeby się nie przejmowała .. wzięłam od niej to ciasto, które robiła i zdenerwowana rzuciłam na stół, dosypałam dużo soli, chlapnęłam wody .. zagniotłam i wyszła mi masa solna. Pomyślałam sobie, że trudno....jest jaki jest, ale tu nie o niego chodzi, a o dziecko...i jeszcze bardziej mi się tego dziecka zachciało.

31.12


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Czw 23:44, 31 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:01, 02 Sty 2021    Temat postu:

Miałam rodzić dziecko i mąż zawiózł mnie do szpitala, nie został ze mną. Na sali porodowej położna Barbara.. objęła mnie swoimi pulchnymi, silnymi ramionami i powiedziała, że urodzi za mnie. Ja trochę oszołomiona, wszystko działo się tak szybko, że nie było chwili na zastanawianie się .. dziecko było już w drodze i za chwilę urodziłabym sama, ale nie czułam bólu .. położna wyciągnęła je ze mnie i włożyła do swojego brzucha. Usadowiła się potem na łóżku porodowym odwrotnie niż powinna.. na czworaka, nogami u wezgłowia i w takiej dziwnej pozycji, kołysząc biodrami rodziła moją córkę. Dziewczynka wyglądała na większą niż są noworodki.. patrzyłam na nią i zaczęły mnie nachodzić różne wątpliwości... Dziecko miało zamiast grubej pępowiny cieniutki sznureczek przy pępuszku..ale reagowało prawidłowo. Myślałam czemu położna tak zrobiła.. po co było rodzić dwa razy to samo dziecko.. przecież po wyjęciu go z mojego brzucha było już narodzone. Przyglądałam się uważnie twarzyczce, czy może nie zostało podmienione, ale nie - ta sama buzia, którą zobaczyłam przez krótką chwilę zanim trafiła do brzucha położnej, poza tym jakby mi ktoś tłumaczył, że nie ma żadnego innego noworodka na oddziale ..... Obok druga kobieta wpisywała w formularz godzinę przyjścia dziecka na świat.. i godzina była bardzo ważna dla mnie, od wpisanych minut zależało czy będzie się pokrywać z jakąś ważną rocznicą... powiedziała głośno coś jakby 11.15 lub 11.35 i ulga, że godzina jest dokładnie taka jak być powinna.

1.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 0:29, 02 Sty 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:22, 02 Sty 2021    Temat postu:

Wojtek, mąż koleżanki, leśniczy z zawodu podjechał pod naszą bramę. Zdejmował z wozu pocięte bale brzozowe, z drzew, które były powalone jesienią przez trąbę powietrzną i układał pod nasze ogrodzenie. Bale różnej wielkości i grubości. Podeszłam i zapytałam z jakiej to okazji, przecież nikt od nas nie zamawiał. On na to, że są, to przywiózł, bo to resztki i niebawem nie będzie już, a na pewno się przydadzą. Ktoś mnie zawołał i odeszłam na chwilę w stronę domu, potem wróciłam do bramy i dalej ciągnęłam temat... że skoro już przywiózł, to trzeba mu zapłacić. Nie chciał pieniędzy, ale ja dalej, że tak nie może być ..przecież się napracował, a i samo drewno kosztuje.. Powiedział w końcu - "okej.. cztery stówki". Odpowiedziałam, że dobrze.. ale pomyślałam sobie, że to sporo jak na taki niespodziewany wydatek ... Obejrzałam ile tych bali i było ich trochę. Dobra... w sumie się nie znam na tym ile opał kosztuje, ale skoro tak mówi, to pewnie jest uczciwa cena - w końcu leśniczy, to się zna, do tego znajomy, uczciwy człowiek.

2.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 22:26, 02 Sty 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 0:45, 04 Sty 2021    Temat postu:

Byłam u sąsiadki i zachwalałam jej krzewy winorośli, były takie mocne u korzeni i tak pięknie oplatały podporę, sięgając wysoko ponad głowę... na to ona, że jak mi się podobają, to zaraz mi coś przyniesie. Poszła i za chwilę przyszła z piękną zaszczepką krzewu. Powiedziała, że to bardzo dobra odmiana, nagradzana medalami, że będę miała pyszne jasne winogrona z niej.. Zapytałam kiedy mam ją zasadzić. Ona, że teraz najlepiej. Trochę byłam zdziwiona.. jak to teraz.. w zimie? Powiedziała, że teraz jest dobra pogoda i żebym ją posadziła. Oglądałam podwórko i zastanawiałam się nad dobrym miejscem dla niej.

Jechałam drogą obok Dawidka i zatrzymałam samochód... mimo zimy zakwitły drzewka owocowe rosnące wzdłuż drogi po ich stronie. Gałązki całe obsypane białymi, dużymi kwiatami, większymi niż zazwyczaj. Pomyślałam, żeby pójść do Kasi i zapytać czy mogę zrobić zdjęcia drzewkom... nie musiałam pytać, ale poszłam. Na drzwiach jakaś naklejka ciekawa z jakimś napisem i wyjęłam telefon, żeby ją szybko pyknąć na focię.. i w tej właśnie chwili Kasia otworzyła drzwi.. Wyszła głupia sytuacja .. patrzyła na mnie ze zdziwieniem i już się miałam tłumaczyć ..ale skończył się sen.

Poszłam na mszę, taką codzienną, byłam zwyczajnie ubrana. W kościele młodzi ludzie ustawieni do bierzmowania i sobie przypomniałam, że to dziś. Zaczynała się ceremonia, stanęłam między nimi.. oni tacy odświętni, że nie pasowałam tam .. wyglądało,jakbym była zupelnie nieprzygotowana .. Ale nie wyszłam, stałam mimo tego codziennego ubrania.

Znowu dom rodzinny .. miała przyjechać Gloria, wprowadzić się do nas, dowiedziałam się o tym na kilka chwil przed jej przyjazdem i trochę zdenerwowana, że nigdy mnie nikt nie uprzedzi zawczasu,... i nie wiadomo skąd znów zrobił się duży bałagan. W pokoju, w którym szyłam, pod ścianami nastawiane różności jak w jakiejś pakamerze, na środku dużo więcej miejsca niż jest w rzeczywistości..ale przez ten bałagan pod ścianami pokój wyglądał koszmarnie. Próbowałam cokolwiek ogarnąć.. było już mało czasu, ale niewiele zrobiłam, tylko się upociłam, ukurzyłam ... Poszłam potem na podwórko dziadków znajdujące się po sąsiedzku, za stodołą, jakbym chciała oderwać się od tego co przed chwilą robiłam, odstresować, ale tam też wszędzie widziałam jakieś nieporzadki, pełno szpargałów .. jakbym nie dostrzegała niczego innego tylko te rzeczy stojące w nieładzie ... i jedna niesamowita rzecz... ze studni wybiła woda i wyglądało to jakby zastygła fontanna - nie zamarznięta, ale stojąca w miejscu. Podeszłam, napiłam się z niej wody, i była pyszna, taka kryształowo pyszna. Wracałam przez otwarte wrota stodoły na nasze podwórko i pod bramę zajechały na raz dwa samochody. Jednym, dużym, transportowym przyjechała Gloria z ładnym brzuszkiem i z kilkuletnią śliczną dziewczynką .. tym drugim jakaś znajoma, której zupełnie się nie spodziewałam ... Trochę głupia sytuacja i nie wiedziałam jak się zachować, jak wytłumaczyć tej drugiej o co chodzi w tym wszystkim... do tego wyglądałam koszmarnie po tych porządkach i ta świadomość, że dom zupełnie nie przygotowany na przybycie gości... czułam dyskomfort z powodu własnej aparycji, więc trzymałam się na dystans.. Gloria popatrzyła na mnie, ona taka elegancka, a ja jak od garów i też nie wiedziała co ma robić ... Sytuację uratowała wielka balia z wodą > stała w stodole tuż przy otwartych wrotach i mimo chłodu była w niej ciepła woda... moje dzieciaki zrobiły sobie z niej basen, pluskały się i starsze, i młodsze z goglami na twarzach, nurkowały... nad wanną unosiła się ciepła para, a kto by nie wszedł do balii starczało dla każdego miejsca. Gloria wołała żebym i ja przyszła się wykąpać, wydawało mi się to niemożliwe aby woda sama z siebie była ciepła, dobra do kąpieli, ale sprawdziłam i była jak w sam raz.

Wyjazd do miasteczka. Miałam załatwić jedną małą sprawę u fotografa - odebrać dawne zdjęcie mojego syna. Postanowiłam, że z córką pojedziemy autobusem .. w drodze zachodziłam w głowę co wymyśliłam głupiego.. że niby dla jednej małej sprawy nie warto było jechać samochodem?.. przecież autobusem wyjdzie nas drożej, do tego będzie problem z powrotem.. a po zdjęcie można było zadzwonić i też by mogli przesłać na meila... Wysiadłyśmy na dworcu, tam dawna poczekalnia. Jacyś młodzi chłopcy w zimowych paltach żołnierskich i jakieś żarty sobie z nas robili ... Miałam w kieszeni jakieś zapisane karteczki, zabrali je, czytali i się śmiali.. miałam też w kieszeni zabytkowy, nazistowski stempel pocztowy i przybijali nim te karteczki dla żartu..potem poszli. Został tylko jeden z nich i czytał co było napisane na tych karteczkach i on się nie śmiał, był jakiś przejęty, nic nie mówił.. złożył je w jedną, przybił stemplem i oddał mi.. Poszłyśmy w stronę sklepów, oglądałam sie za siebie... żołnierz szedł z tyłu, powoli, ze spuszczoną głową. Przeszłyśmy główną ulicę, kupiłyśmy jakieś słodycze, wyjęłyśmy lizaki ...weszłyśmy z nimi do sklepu odzieżowego, wszystko dookoła jak kiedyś, dawno temu. Sprzedawca zwrócił córce uwagę, że z jedzeniem należy wyjść ze sklepu..córka się tłumaczyła, że nic nie ubrudzi.. ja schowałam twarz w kołnierzu, żeby nie widać było patyczka wystającego z ust ...wyjmując lizak ulepiłabym torebkę, albo ubranie. Obejrzałam co mają na wieszakach..i po chwili wyszłyśmy ..nic tam ciekawego nie było co by można było kupić, chociaż zza szyby towar wydawał się bardzo atrakcyjny. Ludzie dookoła bez maseczek ... zastanawiałam się co jest, że mają odsłonięte twarze.

3.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pon 1:34, 04 Sty 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:57, 06 Sty 2021    Temat postu:

Jakieś tymczasowe lokum, bardzo prosty jakby domek kanadyjski, turystyczny, w kształcie prostokąta. Zaraz za przedsionkiem jadalnia, w której przodem do okna tarasowego postawiona była moja maszyna do szycia.. dalej, w tym samym pomieszczeniu aneks kuchenny. Byłam sama w domku. Gotowałam rosół, cały duży garnek. Szykowałam się do wyjazdu i myślałam czym mam jechać i jak by zapakować ten rosół bezpiecznie do samochodu. Postanowiłam wziać samochód męża. Rosół jednak zostawiłam. Spieszyłam się na wyjazd i już wyszłam do samochodu, ale zawróciłam, bo zapomniałam wziąć kluczyki do auta. Okazało się, że ich nie ma, że dzieciaki prawdopodobnie gdzieś posiały. Zdenerwowałam się i już zaczynałam gadać na nich ..ale coś jakby mi podpowiedziało, żebym zajrzała pod starą szafkę w przedsionku na której stał telefon. Kluczyk leżał pod nią. Postanowiłam jeszcze sprawdzić czy wszystkie światła są pogaszone, a okna zamknięte. Duże szklane drzwi wychodzące na taras były uchylone. Zamknęłam i zasłoniłam je długimi bordowymi zasłonami. Pomyślałam .. jak to dobrze, że zginął ten kluczyk i że wróciłam do domu.. inaczej ktoś mógłby łatwo wtargnąć, jakiś złodziej.. i nie chodziło o to, że było tam coś cennego, co można byłoby ukraść, bo nie było, ale o sam fakt, że ktoś taki mógłby w ogóle wejść do domu i w nim przebywać. Drzwi i tak wydały mi się od środka lipnie zabezpieczone, ale z zewnątrz zamknięcie wyglądało bardzo solidnie. Wsiadłam do auta i pojechałam... Wyprawa z przewodnikiem do Wielkiego Kanionu. O dziwo nie robiłam zdjęć.. ten temat nieobecny, jakbym w ogóle nie wiedziała o czymś takim. Staliśmy na jakimś wysokim wzniesieniu mając widok z góry na kanion.. Zachwycałam się widokami, barwami... Ukształtowanie terenu podobne jak w rzeczywistości.. ale na ścianach wzniesień, od mojej prawej strony wielkie pionowe odłupania. Na powstałych w wyniku tego, nieco szarawych, pionowych ścianach powstały jakby płaskorzeźby i wytężałam wzrok aby zobaczyć co przedstawiają .. były to naturalne formy układające się w różne desenie skalne.. niektóre przypominały mi jakieś znane symbole ... Przewodnik pokazał ręką na lewo, i powiedział, że tam jest największa, najpiękniejsza ściana, a widok na niej jest niewiadomego pochodzenia... spojrzałam, a tam jak wyrzeźbiony obraz wojny, (głównie ludzi walczących ze sobą) On opowiadał o nim.. zachwycał się powstałymi kształtami .. Ja szybko odwróciłam wzrok na poprzednie widoki.. jakbym uznała, że to nic ciekawego wobec tych naturalnie ukształtowanych form, że nie wart jest uwagi.

6.01

Przełożona Ch. we frywolnej sesji fotognraficznej

7.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Pią 23:29, 08 Sty 2021, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JanelleL.
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 16 Paź 2014
Posty: 2310
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:58, 09 Sty 2021    Temat postu:

Jakieś zgromadzenie ludzi, zapełniony plac, czy boisko .. ja gdzieś na jego obrzeżu, obok mnie syn, któremu robiłam wymówki, że ma na sobie brudną przepoconą koszulkę. Strofowałam go o to, że jak się mógł nie przebrać i przyjść .. I nadszedł Robert (ten sam, który innym razem, wcześniej, powiedział mi cześć zamiast dzień dobry) .. Był dużo młodszy niż w rzeczywistości i jakiś bardzo ucieszony na mój widok, było to widać w oczach. Stanął przy mnie i szeptał mi coś do ucha .. ja trochę rozkojarzona tym zdenerwowaniem na syna....a syn cały czas stał z drugiej strony w tej okropnej koszulce.. i odpychałam go ręką od siebie, żeby chociaż Robert nie poczuł jej zapachu, bo co sobie pomyśli, że jakiś brudas z niego .. tym bardziej, że zaraz sie zakręcił i szeptał mi do drugiego ucha. I krępująca była dla mnie ta sytuacja, bo skąd niby u niego taka śmiałość?? Ale usłyszałam jak powiedział, że jego żona jest bardzo chora, że nie ma już dla niej szans, bo to ciężka białaczka.. Ja zasmucona i poruszona tą wiadomością, ale wokół jakiś straszny chaos ..... i ta koszulka syna, i jeszcze wszyscy widzą, że ten mi coś do ucha szepcze ... Odsunęłam go od siebie na nieco większy dystans.. powiedziałam, że zna mój numer i niech zadzwoni, to porozmawiamy o tym na spokojnie, że w takim razie trzeba się pomodlić za jego żonę, mszę zamówić, że może jeszcze w tym nadzieja ... ale z drugiej strony takie myśli, że wszyscy widzieli jak do mnie mówił na ucho i jeśli na nieszczęście, nieboga zemrze, to zaraz dorobią teorię, że coś między nami było przed jej śmiercią, że jeszcze ją dobiło to, a przecież to nieprawda... I jakies narastające oburzenie na Roberta.. że czemu niby z takim zadowoleniem mówił to do mnie, że co on sobie w ogóle myśli w tej swojej głowie..

Pieśń jakiegoś dawnego, starego podróżnika, rymowana, chwaląca zalety i zapach mydła marsylskiego.

W szkole były ponoć organizowane jakieś zajęcia zimowe dla dzieci, można było przyjść do takiego szkolnego mini kina. Córki się bardzo napaliły, męczyły mnie, więc zabrałam je i poszłyśmy.
Na dworze było już ciemno. W szkole pusto, żadnych innych dzieci nie było i poomyślałam, że pewnie to jakaś pomyłka, ale zaraz wyszła pani Joanna i zapytałam ją o to kino.
Ona przytaknęła, że oczywiście, jest taka możliwość..ale niezbyt zadowolona z naszego przyjścia, czy z powodu późnej pory, czy dlatego, że w ogóle ktoś przyszedł. Mimo to uprzejma. Dała mi jakieś pudełko, szybko powiedziała co mam z tym zrobić i poszła do domu.
Weszłyśmy na świetlicę, była dużo mniejsza niż w rzeczywistości.. taki niewielki pokoik. Pomimo ciemności na zewnątrz, okna zasłonięte ciężkimi kotarami .. bardzo ciepło i przytulnie. Miękkie sofy pod ścianą, zaraz za drzwiami stolik, a na nim dwa laptopy... Otworzyłam pudełko, były w nim karty plastikowe, jakieś kształtki płaskie z przezroczystego tworzywa.. brakowało instrukcji co z tym robić, a to co powiedziała wychowawczyni na nic się zdało.
Odłożyłam pudełko na bok i szukałam w internecie pomocy. Myślałam, żeby zadzwonić do niej i jeszcze raz zapytać, ale postanowiłam nie zawracać jej głowy. Dziewczynki wybiegły na korytarz i robiły dużo hałasu.. Wzbierało we mnie zdenerwowanie, bo minęło już sporo czasu, a przecież nie będziemy tam siedzieć nie wiem do której.. nadal nie wiedziałam jak to uruchomić, one coraz głośniej hałasowały.. i trochę zdenerwowana na panią Joannę, jak mogła tak rzucić dwa zdania i sobie pójść do domu, i jeszcze na to, że się w ogóle dałam wkręcić w przyjście tutaj, że dzieciaki rządzą (???!!!) ... ale udało mi się wpaść na jakiś trop i była szansa, że się odpali to kino...Wówczas się okazało, że zginęły plastikowe kształtki, a były bardzo poptrzebne. Na koniec jeszcze zajrzał dyrektor... zszedł z piętra, z teczką jak po skończonej pracy i z dezaprobatą w oczach spojrzał na mnie i na dzieci ... i odczułam, że chodziło mu o te hałasy, o to że dzieci biegają, a ja siedzę przy komputerze .. i że w ogóle najlepiej by było, jakby nikt tu nie przyszedł, żeby mógł spokojnie przed powrotem do domu zamknąć szkołę ..ale nic nie powiedział .... Ja też o dziwo nie tłumaczyłam się na zaś. Wyszedł ze szkoły. Zawołałam dzieciaki i powiedziałam, że nic z tego i wracamy do domu.. że chciały do kina, a w niczym mi nie pomogły tylko jeszcze narobiły ambarasu, że nawet nie były tym kinem zainteresowane, tylko bieganiem po korytarzach ... i niech mnie już więcej nie proszą o żadne wyjście na takie zimowisko, bo i tak się nie zgodzę więcej.

9.01


Ostatnio zmieniony przez JanelleL. dnia Sob 19:13, 09 Sty 2021, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: JanelleL / ŻURNAL JanelleL Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin