Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Nasza, moja, czy czyja jeszcze jest wiara?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31043
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 15:58, 28 Gru 2017    Temat postu: Nasza, moja, czy czyja jeszcze jest wiara?

Od lat toczą się tu dyskusje na linii ateizm - teizm. Opatrzyły mi się, W dużym stopniu uważam je za owoc swoistego niedogadania stron, braku porozumienia co do znaczenia pojęć, a w innej części jakby z psychologii, z osobistych lęków, że przychylając się do zdania drugiej strony będziemy musieli zrezygnować z czegoś bardzo ważnego we własnym obrazie świata, z czegoś stojącego ogólnie "na straży sensowności" myślenia w ogóle.
Po stronie ateistów chyba jednym z podstawowych "psychologicznych lęków" dotyczących światopoglądu wydaje mi się przekonanie, iż przyjmując w ogóle aspekt wiary w rozumowaniu otworzymy swoistą puszkę Pandory z koniecznością uwierzenia we wszystko bez żadnych podstaw. I pewnie wielu ateistów właśnie w ten sposób wyobraża sobie wiarę teistów - jako coś zupełnie arbitralnego, nie wynikającego z żadnych uczciwych przesłanek, a wmontowanego w myślenie praniem mózgu aplikowanym przez teistyczne nauczanie. W tym kontekście uwolnieniem umysłu miałoby być odrzucenie tej "tyranii" nauczania religijnego i skupienie się na tym, co daje się potwierdzać niezależnie i obiektywnie, co zatem jest prawdziwe, bo sprawdzone, a nie jest wymuszone autorytarnym oddziaływaniem na społeczeństwa.
Osobiście uważam, że trochę racji w tym podejściu ateiści nawet i mają - niestety, tradycyjne nauczanie religijne zdaje się nadużywać argumentu wiary przodków, konieczności bycia tacy jak inni (np. w modelu Polak - Katolik), dość skąpo oferując przy tym argumenty ogólniejsze, nie odwołujące się do posłuszeństwa, konformizmu, przynależności do tej czy innej frakcji społeczeństwa.
Z drugiej jednak strony ów lęk ateistów (myślę, że nie tylko domniemany przeze mnie) opiera się jednak na NAIWNEJ WERSJI TEIZMU. Dla mnie właśnie ów autorytarny model jest tą naiwną wersją teizmu; z resztą wersją sprzeczną wewnętrznie. Bo jeśli ostatecznie argumentem za przyjęciem teizmu (załóżmy chrześcijańskiego, bo piszę do Polaków, a przynajmniej polskojęzycznych i znających jakoś polskie realia ludzi, gdzie chrześcijaństwo jest dominującą religią) miałoby być to, co wyznawali nasi przodkowie, to działalność misjonarzy należałoby uznać jako coś niewłaściwego - wszak działają oni na terenach, gdzie panują inne religiie, a więc inni przodkowie wyznaczyli już co jest poprawnym światopoglądem, zaś chrześcijaństwo byłoby tam wrogim, niewłaściwym wtrętem.
Tak więc, jeśli mamy w ogóle dyskutować intelektualnie, rozsądnie, a nie tylko na zabój upierając się każdy przy swoim, przy tym jak to u niego było, to musimy odrzucić nadrzędność "argumentu z wiary przodków" na rzecz innych - bardziej ogólnych - rodzajów argumentacji.
skoro tak, to stawiamy sprawę otwarcie szukajmy NAJLEPSZEGO MOŻLIWEGO ŚWIATOPOGLĄDU TAK W OGÓLE, a nie najlepszego jako najbardziej "naszego z naszych" (w sensie społecznym) światopoglądów. To oznacza też, niestety, (dla katolików niestety ;-) ) konieczność rezygnacji z myślenia w stylu "wierzę, w Boga, bo tata, dziad i pradziad tak wierzyli". Ten argument - z przodków i autorytetów - jest po prostu za kiepski, właściwie to prawie żaden argument.
Jeśli odrzucimy ten argument, jako coś, co nie powinno pojawić się w uczciwej dyskusji (czy w rozumowaniu w ogóle też?... ), to trochę nam "oczyści" koncepcja wiary. Wiara przestanie być po prostu dzieckiem konformizmu i posłuszeństwa, a stanie się jakimś ukoronowaniem wewnętrznych przemyśleń i przeświadczeń. Dalej pozostanie wiarą - w tym sensie, że będziemy w stanie dowieść obiektywnie naszych przekonań - ale będzie juz NASZĄ WIARĄ (tutaj słowo "naszą" rozumiem teraz w sensie osobistym, a nie społecznym).
Skoro tak, skoro uznamy, że prawidłową wiarą jest jednak tak, która zawiera odpowiednio silny aspekt osobisty - czyli oparcie się o WŁASNE przemyślenia, własne wyobrażenia, logikę, przeświadczenia, a nie tylko będzie biernym przejęciem twierdzeń narzuconych nam nauczaniem i autorytaryzmem, to jasnym stanie się odpowiedź na pytanie: dlaczego wierzę w Boga, a nie wierzę w krasnoludki (i raczej NIE UWIERZĘ JUŻ w krasnoludki)?
Odpowiedź ta będzie prosta - wierzę w Bóga, bo mam POWODY (nie dowody) dla swojej wiary, zaś powodów do uwierzenia w krasnoludki (wystarczających) nie posiadam.

Teza, którą chcę w owym temacie wygłosić brzmiałaby więc z grubsza następująco: rozsądna wiara powinna być w znaczącym stopniu MOJA. Wiara z samego konformizmu właściwie w ogółe nie jest prawdziwą wiarą, jest atrapą wiary, udawaniem - bo jeśli we wnętrzu, w myślach człowieka odpowiedzią na pytania, problemy światopoglądowe jest "tak uważam, bo tak mi powiedziano", to tym "prawdziwym wierzącym" wcale nie jest odpowiadający bezpośrednio człowiek, ale źródło jego nauczania. Zaś sam odpowiadający człowiek jest tylko "nośnikiem", kanałem przekazu, a nie podmiotem wiary.

Takie podejście w jakiś sposób chyba też godzi strony sporów światopoglądowych. Nagle zaczyna mieć sens dyskusja, pojawia się element wspólnoty w wymianie mysli. Tym elementem wspólnym są ODCZUCIA, PRZEKONANIA, WYOBRAŻENIA, a nie upieranie się w stylu "tak to tam napisano, więc tak musi być", podczas gdy druga strona po prostu od początku neguje wiarygodność źródła, w którym owo coś napisano.

Wtedy wreszcie okazuje się kim naprawdę jest teista wierzący w swojego (!) Boga - nie (jak to sobie wyobraża niejeden ateista) osobą ze złamanym kręgosłupem myślowym, tylko posłuszną swoim religijnym "mocodawcom", kimś zmanipulowanym przez guru sekty (jakkolwiek wielka i poważana by owa sekta nie była), lecz - przynajmniej częściowo - pogodzonym z własnymi odczuciami, przeświadczeniami myślacym PODMIOTEM. W tym kontekście dopuszczanie w rozumowaniu aspektu wiary nie jest otworzeniem "puszki Pandory", generującej konieczność przyjmowania wszelkich poglądów, nawet jeśli się nam nie podobają (gdyby wiara miałaby być całkiem arbitralna i bez powodu), lecz po prostu UZNANIEM WŁASNEGO PRAWA DO DECYDOWANIA W SYTUACJI NIEPEŁNYCH DANYCH I NIEPEŁNEGO MODELOWANIA.

Wiara jest uznaniem tej podstawowej mocy i atrybutu osoby - WYBORU OSOBISTEGO, czyli dokonywanego nie tylko z samych okoliczności świata, lecz Z WŁASNOŚCI WYBIERAJĄCEGO - z jego przekonań, doświadczeń, preferencji myślowych, nawet pewnych filtrów postrzegania. To wywyższenie rozumu, docenienie siebie, przyznanie sobie samemu prawa do bycia tym, kim się jest. Bo nie jest się z kolei jakimś upiornym "niewolnikiem obiektywizmu" (co bywa problemem ateistów), kimś przymuszonym do ciągłego zaprzeczania sobie i ganienia siebie za to, ze się jest sobą, a nie myśli w sposób niezależny "spoza siebie", lecz kimś kto uznał siebie za coś cennego, niesprzecznego. Taki ktoś - pogodzony ze sobą i z aspektem wiary w sobie - ostatecznie zasadnie w sposób samodzielny zadecyduje co uzna za prawdę, a nawet co uzna za dobro. Może popełnić w tym błąd, ale JEŚLI BĘDZIE ROZWAŻNY, to ZSYNCHRONIZUJE swoje poglądy z poglądami innych ludzi, czy ideami przez jakąś grupę wyznawanymi. Może w czymś ze swego indywidualizmu ustąpi, być może zrezygnuje patrząc na sprawę z punktu widzenia początkowego swojego odczucia, startowego stanowiska, ale też coś zachowa - wciąż pozostanie sobą, choć jakiejś (peryferyjnej) części siebie zaprzeczy. Ostatecznie dorobi się takiej wersji swojego obrazu świata, która będzie dzieliła (niesprzecznie) z innymi ludźmi to, co się da dzielić i uwspólniać, a pozostawi jako indywidualne, to co indywidualnym zostać powinno.
Będzie więc ŁĄCZYĆ DWIE NATURY - własną i wspólną.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:08, 29 Gru 2017    Temat postu:

Wiara jest Natury; wiara, to doznawana świadomie, rozumowo Wola.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin