Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Rozliczenie światopoglądu człowieka z arbitralnością

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:40, 07 Kwi 2017    Temat postu: Rozliczenie światopoglądu człowieka z arbitralnością

Od paru lat funkcjonuje u mnie wewnętrznie taka prywatna "definicja" typowego (bo nie każdego) ateizmu: ateizm - w typowym, najczęściej spotykanym wydaniu - to światopogląd polegający na braku ostatecznego rozliczenia się z zagadnieniem arbitralności w myśleniu.

Jest to dla mnie jednocześnie jeden z powodów, dla których (jest ich przynajmniej kilka) sam jestem teistą - tutaj byłby to powód z klasyfikacji "logika". Formułuję ów powód następująco: I TAK BĘDĘ KIEDYŚ MUSIAŁ WYBRAĆ W JAKIMŚ STOPNIU ARBITRALNIE, na wiarę, opierając się bardziej na wyczuciu, intuicji niż na ścisłym, odłączonym od widzimisię osoby, rozumowaniu.

Ateista (typowy, choć nie każdy), dla mnie, to CZŁOWIEK ZŁUDZEŃ, to ktoś kto zorientowawszy się, że dla posiadanych przekonań warto mieć uzasadnienia, argumenty, UWIERZYŁ w bardzo ryzykowną (nie potwierdzoną, a właściwie to łatwą do odrzucenia na zasadzie dość prostego rozumowania) tezę, iż da się każdy pogląd uzasadnić w sposób pełny, czyli da się całkowicie wyeliminować arbitralność z rozumowania. Ta wiara jest zazwyczaj potrzebna ateiście do zdyskredytowania teizmu, który, rzekomo, miałby być czystą arbitralnością. Ale ani teizm nie jest tak arbitralny, jak to się z pozoru wydaje, ani też atakowanie go za ową arbitralność nie jest tak poprawne, jak się to ateistom chciało.

Co robi typowy ateista z tym problemem, iż co rusz pojawiają się sytuacje przeczące owemu naiwnemu założeniu?
- Ano OSZUKUJE (samego siebie głównie). Narzędziem oszustwa najczęściej stosowanym jest stosowanie niespójnych zasad weryfikacji, wnioskowania. Zasady są niespójne, bo używają ARBITRALNEGO (znowu ta arbitralność, ale skoro - jak pisałem wcześniej - ktoś jest z niej nie rozliczony, to będzie ją wadliwie umieszczał w rozumowaniu) zmieniania reguł weryfikacji w zależności od tego, czy coś ma wspierać, czy zagrażać głoszonym przez siebie tezom.

Przykłady
Nierozliczony z arbitralnością ateista jest (najczęściej - nie wszyscy ateiści są tak samo głęboko nierozliczeni z arbitralnością) przekonany, że:
1. nauka jest w stanie ustalić prawdziwość zagadnień w oderwaniu od ZAŁOŻEŃ, od arbitralnie ustalonych (przyjętych formą wiary, przekonania bez dowodu) parametrów, aksjomatów, definicji
2. w ogóle JAKIEKOLWIEK TWIERDZENIE może być zasadnie uznane za słuszne (albo nie słuszne) bez odwołania się do ZAŁOŻONEGO ARBITRALNIE systemu aksjomatycznego.
3. Jeśli gdzieś występuje wiara, arbitralność w myśleniu to mamy do czynienia z "błędem rozumowania"...
- takie to nieprawidłowe (!) przekonania wciąż kołaczą się po obwodach nerwowych, nie rozliczonego z arbitralnością ateisty.

Ateiści lubią teistom stawiać zarzut "z psychologii" - polegający na tym, że teiści wymyślają sobie dobrego Boga, który się nimi opiekuje i da im życie po śmierci, co miałoby świadczyć, że w rozważaniu/budowaniu swojego światopoglądu nie są obiektywni.
Ale pytanie o obiektywność nie jest takie proste. Czy wybierając opcję "nie ma Boga" będziemy bardziej obiektywni?...
- tej opcji (ateizmu) można postawić bardzo podobne zarzuty, jak w przypadku teizmu. Np. wybieraniem opcji bezpieczniejszej ze strachu przed rozliczeniem życia (piekłem).
Jak zrobić, aby było obiektywnie? Albo w innym sformułowaniu: jak najskuteczniej wyeliminować arbitralność z rozumowania?

Jak pisałem, typowa ateistyczna ścieżka w tym względzie wygląda mi na naiwną. W jej ramach zamiast przyjrzeć się temu jak arbitralność jest wpleciona w rozumowania, sugeruje się, iż można dokonać rzeczy logicznie niemożliwej - uzasadniać tezy nie mając przy tym żadnych elementów myślenia założonych, przyjętych bez dowodu. To udawanie zwykle dalej popiera się intuicyjnym (naiwnym) odbiorem nauki, w myśl którego, skoro nauka jest w stanie wspomagać tworzenie zadziwiających osiągnięć techniki, to znaczy, że musi niejako "znać prawdę samą z siebie", czyli może być masterargumentem problemu o to, skąd bierzemy podstawy do swoich przekonań. Bliższa analiza pokazuje jednak, że to podejście jest naiwne i bałamutne, bo ani nauka sama nie twierdzi, że "posiadła prawdę" (wszak wciąż swoich prawd szuka, zmienia, doskonali), ani też te prawdy, które nauka ustaliła, nie dadzą się poprawnie zaprząc do uzasadnienia światopoglądu. Poza tym nauka sama arbitralność w swoim rozumowaniu stosuje (arbitralnie zakładając metodologię i aksjomatykę swoich modeli).

Są to niby oczywiste myśli. Ale dojście sobie z nimi do ładu we własnej głowie nie jest proste. W szczególności w umysłach większości ludzi wciąż tkwi zakorzeniona silnie INTUICJA ABSOLUTNEJ WIEDZY I PRAWDY - uważamy, że jak coś przyjęliśmy to "tak jest i już", że prawdy, które hołubimy w myślach są niepodważalne.
Ale jest też i przeciwny aspekt sprawy - też jakoś niebezpieczny dla umysłu - przekonanie, że skoro wszystko jest niepewne, to nie można (nie warto) nic twierdzić. Jest zagrożenie jakiegoś takiego totalnego, nihilistycznego sceptycyzmu.

Prawdą jest więc, że arbitralności w rozumowaniu się nie ominie. Z drugiej strony, świadomość tego, że musi ona wystąpić nie znaczy, że wszystkie arbitralności są sobie równe! Arbitralnym można być mądrzej, ale i głupiej. Stwierdzenie "na pewno jutro wstanie słońce", mimo że nie absolutnie pewnym, a więc jest jakoś arbitralne, wydaje się być rozsądniejsze od stwierdzenia (też arbitralnego): jutro na niebie mieszkańcy Mediolanu zobaczą siedmiogłowego smoka, który żarem swojego oddechu spali 7 samochodów.

Tym co możemy się ścigać w życiu jest JAKOŚĆ NASZYCH ARBITRALNOŚCI. Arbitralność może budować podstawy modelu fizycznego, ale potem w stosowaniu model stosuje się już z grubsza według reguł. Arbitralność jest w nim ograniczona - działa na początku, ustawia warunki rozumowania, ale potem mamy grę w myślenie o znanych zasadach. W odróżnieniu od tego (rozsądnego) podejścia mamy postawę ludzi, którzy nie szukają reguł, ale zawsze próbują wszystko ogłaszać arbitralnie. Tacy ludzie nie wiedzą właściwie co twierdzą, gdy coś twierdzą, bo ich twierdzenia są zawsze widzimisię, ich jedynym (!) potwierdzeniem jest właśnie arbitralność.

Podsumowując - nie da się całkowicie odejść od arbitralności w rozumowaniu. Ale chyba dobrą strategią jest ograniczanie jej poprzez jasne, niezależne od widzimisię osób formułowanie problemów i zasad ogólnych. Te zasady formułujemy w dużym stopniu arbitralnie, ale już po ich sformułowaniu arbitralność zaczyna ustępować regułom.

Na koniec dodam bardziej osobistą uwagę: jestem wdzięczny mojemu teizmowi za jego wkład ukształtowanie logiczności mojego rozumowania. Podstawą do tej wdzięczności jest właśnie opisany wyżej przeze mnie aspekt sprawy - zwrócenie uwagi na z jednej strony konieczność posiłkowania się arbitralnością, ale z drugiej ograniczeniom w jej stosowaniu. Będąc jeszcze ateistą, myślałem naiwnie (podobnie do tych postaw, które wyżej krytykuję), myślałem, że prawdy "są same z siebie", z wyłączeniem aspektu osobowego. Teizm uświadomił mi HIERARCHIĘ ROZUMIENIA, uświadomił mi to, że I TAK ZAWSZE JAKOŚ JESTEM PODMIOTEM, że mogę wybrać - arbitralnie - swój punkt wyjścia do wszelkiego rozumowania. Jest jednak i druga strona tak tworzącej się wolności rozumowania: Co bym nie wybrał, będą konsekwencje! Nawet rozliczenie przed samym sobą, "przed własnymi widzimisiami" też jest rozliczeniem. I to wcale nie takim łatwym do zaliczenia... :shock:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 15:05, 07 Kwi 2017, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 14139
Przeczytał: 23 tematy


PostWysłany: Pon 14:09, 10 Kwi 2017    Temat postu: Re: Rozliczenie światopoglądu człowieka z arbitralnością

Właściwie sam podsumowałeś naszą dyskusję, robiąc te same błędy (co nie znaczy, że ze wszystkim się nie zgadzam).

Przede wszystkim, w zupełnie nieuprawniony sposób mieszasz do kwestii ateizm. Są ateiści, którzy mogą zgodzić się ze wszystkim, co napisałeś, co tacy, którzy się z niczym nie zgodzą oraz wszelkie ich kombinacje, zgadzające się lub nie z różnymi twierdzeniami, które tu przedstawiłeś. Ateizm nie ma tu nic do rzeczy.

Wybór czegoś na wiarę jest nieunikniony, ale - jak to już wielokrotnie pisałem, czym innym jest:
- wybór losowy
- wybór przy roboczych założeniach
- wybór w wyniku wiary religijnej
Sam wybór też wcale nie określa jednoznacznie ani światopoglądu, ani do tego światopoglądu delikwenta podejścia, co lansuje Wuj, uparcie twierdząc że jedno w drugie (postępowanie <-> światopogląd) jest odwzorowane jednoznacznie.

Co do twierdzeń i metod weryfikacji - dobry przykład jest w wątku obok przy rankingu religii dających najlepszy "wgląd w rzeczywistość duchową".
Można po prostu stanąć obok i stwierdzić "nie da się tego określić". I NIE JEST to skrajny sceptycyzm, o którym piszesz. Jeżeli totalnie brakuje narzędzi do oceny czegoś, to nie ma nic złego w tym, żeby decyzji czy oceny nie podejmować (chyba że okoliczności wskazują, że jest inaczej).
Zresztą dalej się poprawiasz dając przykład twierdzenia o wschodzie Słońca.

I niestety - fakt, że czasami wiary trzeba użyć (zupełnie innej niż religijnej - chodzi o sam mechanizm, nie obiekt wiary) nie usprawiedliwia w niczym wiary w jakieś nieudowodnione byty. Chyba że przyznasz się do chciejstwa.

Sam widzisz, że bez teizmu, któremu zawdzięczasz zrozumienie niektórych aspektów, też da się je zrozumieć.

Wszystko i tak zostało już napisane w wątku obok, więc chyba tutaj nie ma sensu tego ciągnąć - chyba że ktoś rzuci na sprawę jakieś inne światło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 16:55, 10 Kwi 2017    Temat postu: Re: Rozliczenie światopoglądu człowieka z arbitralnością

Irbisol napisał:
I niestety - fakt, że czasami wiary trzeba użyć (zupełnie innej niż religijnej - chodzi o sam mechanizm, nie obiekt wiary) nie usprawiedliwia w niczym wiary w jakieś nieudowodnione byty. Chyba że przyznasz się do chciejstwa.

Sam widzisz, że bez teizmu, któremu zawdzięczasz zrozumienie niektórych aspektów, też da się je zrozumieć.

Sorry, ale znowu ten sam błąd tutaj wprowadzasz - znowu wyciągasz paradoksalną definicję wiary (choć parę razy się już o potknęliśmy). Przecież...
Wiara jest ZAWSZE w coś nieudowodnionego!
- Nie rozumiem jak możesz stawiać zarzut z tego, że ktoś wierzy w "nieudowodnione byty"? Toż jak by te byty były udowodnione, to nie byłoby kwestii wiary wobec nich. W to co się wie, co ma się udowodnione, już się nie "wierzy".
Każdy rodzaj wiary jest też formą chciejstwa. Nie tylko "chyba się przyznam do chciejstwa" w tym zakresie, ale W PEŁNI ŚWIADOMIE I Z ABSOLUTNĄ PREMEDYTACJĄ przyznam się tu do chciejstwa! Potem zaś PO RAZ KOLEJNY to potwierdzę.
Tak - to jest chciejstwo, wiara w nieudowodnione byty, a nawet widzimisię.

A z pierwszych sformułowań posta byłem przekonany, że tę kwestię już wyjasniliśmy... :cry:

W mojej diagnozie jakoś wewnętrznie się NIE ROZLICZYŁEŚ z zagadnieniem arbitralności i wiary. Choć w jednych momentach zdajesz się akceptować, że wiara jest rzeczywiście czymś, co rozstrzyga już nie samą mocą uwarunkowań zewnętrznych (świata), lecz splata te uwarunkowania z tym co tworzy OSOBĘ (przekonania, wybór, wolność), to już za chwilę o tym "zapominasz". Zapominasz, bo chyba NIE ZAAKCEPTOWAŁEŚ tej "skazy" na obrazie rzeczywistości, że oto coś jest niepewne, nie wynikające jednoznacznie, jest subiektywne. Przypuszczam, że po prostu nie potrafisz wiary/elementu osobowej wolności wcisnąć mentalnie do owej epistemologicznej układanki, że wciąż "w środku" coś do Ciebie "woła": trzeba ustalić JAK JEST, tylko to może być prawdą, co ściśle wynika z zewnętrznego świata, co funkcjonuje niezależnie od osoby. To przekonanie (tkwiące mocno w podświadomości, i nie rozliczone ze świadomością) generuje brak akceptacji poprawnego pojęcia wiary w ogóle. Potrafisz akceptować tylko paradoksalną wizję "wiary" - jako czegoś, co odnosi się do rzeczy pewnych, udowodnionych.
To moja hipoteza. Może błędna, tak "psychologizująca". Ale wydaje mi się prawdopodobna o tyle, że mi też zajęło nieco czasu, zanim ujrzałem koncept wiary względnie wyraźnie, oczyszczony z paradygmatu, że wszystko da się wiedzieć, jak i że wszystko TRZEBA wiedzieć, bo niewiedza jest formą błędu. Tymczasem to podejście jest w gruncie rzeczy odrzuceniem idei wolności jako takiej. To swego rodzaju "epistemologiczny determinizm", który skutkuje dalej kolejnymi paradoksami myślowymi (choć to szeroki temat, na zupełnie inną okazję).


Oczywiście masz trochę racji w ostatnim zacytowanym sformułowaniu. Świadomość tego, czym jest wiara, czy konieczność zakładania pewnych rzeczy bez dowodu nie występuje tylko w religii. Religia właściwie nie koniecznie musi pomagać w uświadomieniu sobie tej hierarchii myśli, na szczycie której zawsze będą rzeczy, które przyjęliśmy arbitralnie, a którymi weryfikujemy resztą twierdzeń. Ale MI OSOBIŚCIE to mentalne pchnięcie w stronę ważności osoby, w stronę tego, że to nie ja jestem epistemologicznym niewolnikiem świata, lecz to ten świat musi "czekać łaskawie", aż ja - tutaj pan i władca - raczę coś tam uznać tak, a nie inaczej. Doznania bowiem są ze świata, ale są też czymś akonceptualnym - są szmerem zmysłów, a nie "prawdą". Prawdę - reguły, definicje, wzorce tworzymy już tylko umysłem, tylko uznaniem czegoś za nadrzędne, a innego za podrzędne w układzie rozumowania. Uznajemy to arbitralnie - jakąś formą uznania, wiary, chciejstwa, "wydawania się".


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 20:25, 10 Kwi 2017, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 14139
Przeczytał: 23 tematy


PostWysłany: Wto 14:03, 11 Kwi 2017    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Sorry, ale znowu ten sam błąd tutaj wprowadzasz - znowu wyciągasz paradoksalną definicję wiary (choć parę razy się już o potknęliśmy). Przecież...
Wiara jest ZAWSZE w coś nieudowodnionego!

Często w tego typu dyskusjach obu stronom wydaje się, że to ta druga nie nadąża.
Żeby wyjaśnić sprawę, oświadczam, iż doskonale wiem, że obiektem wiary zawsze jest coś nieudowodnionego - co więcej, wiem o tym od wielu lat.
Wczytaj się w ten fragment:
że czasami wiary trzeba użyć (zupełnie innej niż religijnej - chodzi o sam mechanizm, nie obiekt wiary) nie usprawiedliwia w niczym wiary w jakieś nieudowodnione byty. Chyba że przyznasz się do chciejstwa

Czyli - jeżeli MUSZĘ uwierzyć, że chodnik się nie zapadnie (bo inaczej nie mógłbym funkcjonować, chodnik wygląda na trwały, ludzie po nim chodzą i nic nie trzeszczy) - to nie znaczy to, że TAK SAMO możesz uwierzyć w COKOLWIEK i jest to TAK SAMO usprawiedliwione.

Robisz dokładnie to samo, co Wuj kilka lat temu - próbujesz zrównać dwa różne sposoby rozumowania i podejmowania decyzji, mające wyłącznie jedną wspólną cechę jakościową (bo ilościowo różnią się diametralnie): brak dowodu. "Ty też przecież wierzysz ...."

I niestety, ale wiara w chodnik chciejstwem nie jest.

Cytat:
zdajesz się akceptować, że wiara jest rzeczywiście czymś, co rozstrzyga już nie samą mocą uwarunkowań zewnętrznych (świata), lecz splata te uwarunkowania z tym co tworzy OSOBĘ (przekonania, wybór, wolność), to już za chwilę o tym "zapominasz".

Problem w tym, że ta wiara twierdzi coś nt. świata zewnętrznego.
Mogę uwierzyć w X albo w Y, gdzie X i Y odnoszą się do świata zewnętrznego i wzajemnie się wykluczają.
Wg ciebie wiara w dowolny z nich jest w porządku. Ja natomiast nie widzę powodu do okłamywania samego siebie.
Nie muszę wiedzieć wszystkiego. Ale też nie oznacza to, że jeżeli czegoś nie wiem, to muszę uzupełniać to wiarą. Czasami muszę, a czasami nie - co prowadzi do wniosku jak w cytacie.

Nie wahaj się jednak wskazywać jakieś błędy (choćby "błędne") w moim rozumowaniu, bo może czegoś się dowiem albo zrozumiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31312
Przeczytał: 102 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:02, 11 Kwi 2017    Temat postu:

Irbisol napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Sorry, ale znowu ten sam błąd tutaj wprowadzasz - znowu wyciągasz paradoksalną definicję wiary (choć parę razy się już o potknęliśmy). Przecież...
Wiara jest ZAWSZE w coś nieudowodnionego!

Często w tego typu dyskusjach obu stronom wydaje się, że to ta druga nie nadąża.
Żeby wyjaśnić sprawę, oświadczam, iż doskonale wiem, że obiektem wiary zawsze jest coś nieudowodnionego - co więcej, wiem o tym od wielu lat.
Wczytaj się w ten fragment:
że czasami wiary trzeba użyć (zupełnie innej niż religijnej - chodzi o sam mechanizm, nie obiekt wiary) nie usprawiedliwia w niczym wiary w jakieś nieudowodnione byty. Chyba że przyznasz się do chciejstwa

Czyli - jeżeli MUSZĘ uwierzyć, że chodnik się nie zapadnie (bo inaczej nie mógłbym funkcjonować, chodnik wygląda na trwały, ludzie po nim chodzą i nic nie trzeszczy) - to nie znaczy to, że TAK SAMO możesz uwierzyć w COKOLWIEK i jest to TAK SAMO usprawiedliwione.

Nie rozumiem Cię.
Odpowiedz mi na to proste pytanie: W CO w ogóle może być wiara?
A. w rzeczy udowodnione
B. w rzeczy NIE udowodnione
A czy B?

Czy wierzę "tak samo", czy nie "tak samo" - zostawmy sprawę. Przyjmij tu NAJWYGODNIEJSZĄ DLA SIEBIE OPCJĘ. Przyjmij, że zaakceptowałem to pragniesz stwierdzić (w chodniki, albo i nie chodniki - wszystko jedno). Tu mamy wyjaśnione.
Ale powiedz mi, jak chcesz "WIERZYĆ" w coś co jest udowodnione.
Bo ja tego Twojego stanowiska nie ogarniam.
:cry:
To co piszesz brzmi mi mniej w więcej w stylu: przyjmijmy, że mamy psa, który jest skrzydlatym słoniem, to wtedy dalej wynika z tego ... . Czy ktoś rozumie takie podejście? Czy ktoś wie o co miałoby chodzić nawet w dalszym rozumowaniu?...

Irbisol napisał:
Michał napisał:
Cytat:
zdajesz się akceptować, że wiara jest rzeczywiście czymś, co rozstrzyga już nie samą mocą uwarunkowań zewnętrznych (świata), lecz splata te uwarunkowania z tym co tworzy OSOBĘ (przekonania, wybór, wolność), to już za chwilę o tym "zapominasz".


Problem w tym, że ta wiara twierdzi coś nt. świata zewnętrznego.

Oczywiście, że wiara "twierdzi" na temat świata zewnętrznego (ściślej nie sama wiara, ale to dzięki wierze powstaje możliwość twierdzenia czegokolwiek).
Bo sam świat wewnętrzny "nie twierdzi" nic. Świat zewnętrzny jest tylko źródłem doznań. Patrząc na drzewo z grubsza identyczny obraz widzi: geniusz, idiota, pies, jaszczurka, kosmita z cywilizacji wyprzedzających ludzkość o 100 mln lat. Geniusz coś może stwierdzić, na temat drzewa, bo MA BAZĘ ROZUMOWANIA - MODEL, idiota, pies, czy jaszczurka nic nie będzie twierdzili, tylko będą mieli doznania, ale nie będą miały "czym" twierdzić, bo twierdzenie jest zawsze bytem pochodzącym ze świata idei. Doznania są zbiorem bodźców, które NIE SĄ W STANIE NIC TWIERDZIĆ.
Jeśli się czymś twierdzi cokolwiek na temat świata (!) TO TYLKO ZAŁOŻENIAMI - MODELEM.
Jeśl fizyk opisuje spadek ciała - to modelem grawitacyjnym, zasadami matematyki i metodologią naukową (która została ZAŁOŻONA MECHANIZMEM WIARY w jej kształt i sensowność). To właśnie jest to "medium, którym się twierdzi". Świat niczego nie twierdzi, bo twierdzić nie może. Świat jedynie dostarcza bodźce - doznania, które ewentualnie stają się powodem do jakiegoś twierdzenia.
Twierdzimy cokolwiek ZAŁOŻONYM systemem kryteriów, ZAŁOŻONYM językiem, ZAŁOŻONĄ metodologią, ZAŁOŻONĄ logiką. Wszystko to zostało WYKREOWANE UMYSŁEM w sposób DALEKI OD KONIECZNEGO, jest konceptem, propozycją ogarniania rzeczy myślą.
Jeśli ty się dziwisz, jak ktoś potrzebuje wiary do tego, aby coś twierdzić na temat świata, to jak się dziwię jeszcze bardziej pytając: a jak inaczej?


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 20:16, 11 Kwi 2017, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Apologia kontra krytyka teizmu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin