Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Potężne struktury, odjechane wyznania, rozrywkowe sekty...
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 43, 44, 45  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zbigniewmiler
Gość






PostWysłany: Czw 14:49, 20 Sie 2015    Temat postu:

[b]ŚWIADECTWO NAWRÓCENIA ZBIGNIEWA MILLERA NA DROGĘ CHOROBY

kubusiuKAPITAŁ MARKSA40% ani 40% , dla 40%

zbigniewmiller
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 15:16, 20 Sie 2015    Temat postu:

Oczywiście nie wiem jak się miał zloty z 1935 do funta z 1668.

Ale tak można sobie wyobrazić skoro:

Cytat:
Gazeta Daily Mail podała ceny biletów za poszczególne klasy kajut na Titanicu. Klasa pierwsza-luksusowa - 870 funtów (dzisiejsze 50 000 dolarów), klasa pierwsza-zwykła – 30 funtów (1724 dolary), klasa druga – 12 funtów (690 dolarów), klasa trzecia – od 3 do 8 funtów (od 172 do 460 dolarów)


Czyli wartość funta spadła w ciągu ok 100 lat o ok 12 razy (dzisiaj funt to ok 1,5 USD) Ale ja założę tylko spadek funta średnio 4 razy co 100 lat.
Czyli ten funt sprzed roku 1700 miałby wartość ok 16 razy większą jak w roku 1935. (4x4x2,)

Czyli 15 funtów ok 1700 roku to szacunkowo 240 tych z 1935. A to daje ok 1000 ówczesnych, przedwojennych USD. Kurs funta do dolara w latach 30 to było ok 1/4

Roczny dochód polskiego robotnika w 1935 to ok 800-1200 zl.
1 zl to było wówczas 0,2 $

Czyli roczna płaca robotnika wynosiła 160 - 240 dolarów.

Oj mało! Czyżby miał gorzej jak robol w Anglii sprzed 250 lat?
No dobra. Załóżmy spadek wartości funta przez ten czas zaledwie 8 razy.
czyli, że te 15 funtów z 1688 to 120 tych z 1935. Czyli ok 500 USD z 1935.
No nadal marnie.

Nawet jakby to było tylko 5 razy to też by nie wyglądało zbyt różowo.

75 funtów to ok 300 $

No dobra niech wam będzie, aby nie posądzamy o manipulację założę, od 1688 do 1935 funt stracił na wartości TYLKO TRZY razy.
Czyli te 15 to przedwojenne 45 czyli 175 przedwojennych USD.

No i nawet wówczas porównanie z zarobkami wykwalifikowanego robotnika z 1935 w Polsce nie wypada zbyt dobrze.

Bo co to jest jego 240 dolków do 175 - 250 lat temu wyrobnika w Anglii.
Postęp jak cholera.
A chłop, a robotnik rolny, a służący/ca, a robotnik pracujący za 60 zl czyli 800 rocznie (160 USD)
Nawet ten ostatni żył biedniej jak robotnik rolny i wyrobnik w XVII wiecznej Anglii.

Czyli jakby nie było 200-250 lat do tylu.

A jak się weźmie pod uwagę, że już miedzy ok 1600 rokiem 66% Anglików otrzymywała się pracy poza rolą a u nas jeszcze 1939 relacja była odwrotna, to.... no cóż. Opóźnienie w rozwoju ekonomiczno-społecznym ponad 400 lat.

Nie oszukujmy się, przed wojną i to jeszcze w 1939 roku byliśmy społeczeństwem o feudalnej XVII/XVII wiecznej strukturze gospodarczej i społecznej,
I to należy sobie w końcu uświadomić!!!

To, że u nas ilość mieszkańców miast przekroczyła tych na wsi w 1953 a w Anglii w 1820 nie oznacza że byliśmy spóźnieni o 130 lat cały czas przed wojną też. Bo to skok, który zawdzięczamy radykalnym zmianom ustrojowym i społecznym po II. wojnie. Nie sądzę aby rząd londyński gdyby miał szanse rządzić po wojnie w zachodniej strefie wpływów zdobył by się tak radykalne zmiany. No i pytanie skąd by wziął kasę.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:40, 20 Sie 2015    Temat postu:

http://www.sfinia.fora.pl/blog-hushek,67/potezne-struktury-odjechane-wyznania-rozrywkowe-sekty,7376-350.html#246006
rafal3006 napisał:

Twoja tęsknota do komunizmu Komandorze jest żałosna, to gówno już było i na szczęście minęło...

Podsumowując:
Wyłóżcie z Barckim karty na stół, czego chcecie, do czego zmierzacie, skoro tak zawzięcie wymachujecie sztandarem "Komuno wróć!"


Konkretne pytanie:
Czy Komandor (i Pan Barycki) byłby szczęśliwy z powrotu do Polaki komunizmu, czyli legalizacji jedynie słusznej partii (np. PZPR?), a co za tym idzie, zdelegalizowaniem wszelkiej opozycji?
Czyli...
"Gułagi dla wszelkiej opozycji" - jak mawia miszcz Barycki.

W jaki sposób w takim systemie odwołać dyktatora np. Fidela Castro?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JaKrów
Gość






PostWysłany: Czw 16:48, 20 Sie 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
1935 1668.- 870 funtów 50 000 dolarów 30 funtów (1724 dolary), 12 funtów (690 dolarów), od 3 do 8 funtów (od 172 do 460 dolarów 100 lat o ok 12 razy (ok 1,5 USD) 4 razy 100 lat 1700 16 razy 1935. (4x4x2,)15 funtów 1700 240 1935. 1000 30 ok 1/4 1935 to ok 800-1200 zl.1 0,2 $ 160 - 240 dolarów.250 lat? 8 razy.15 funtów 1688 120 1935. 500 USD 1935.5 razy 75 funtów 300 $ 1688 do 1935 funt 15 45 175 1935 240 dolków do 175 - 250 60 zl czyli 800 (160 USD)200-250 lat 1600 66% 1939 400 lat 1939 1953 1820 130 lat



Pewna kobieta od trzydziestu a może i czterdziestu lat liczy. Oblicza. Co ona tak oblicza? Swe oblicze. Od stu lat a może nawet od tysiąca lat, czy może od 30 tysięcy albo od czterdziestu pewne kobiety obliczają swe oblicza.

Produkcja pudru, do obliczania obliczy lic kobiet wzrosła tysiąckrotnie od tego czasu jak wzrosła stu krotnie.

Jak to się dzieje? Wystarczy zmienić kulturę ze Słowiańskiej SATEM na łacińską CENTUM i już mamy wzrost 100 krotny. A kultur było multum. Kultura kamienia łupanego (wzrost dwukrotny), dalej kultura ceramiki sznurowej (wzrost kilkudziesięciokrotny), kultura różańca świętego, a do tego brano kredyty i stosowano dźwignie finansowe.

Nie ma innego wyjścia jak rozstrzelać komandora. Gdyby miał corkę, trzebaby ją zdzielić w łep siekierą, żeby nie rozprzestrzeniała kultury sznurowej.



JaKrów, piątek
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 16:51, 20 Sie 2015    Temat postu:

Już nie mam siły do Was. Żyjecie w jakimś matriksie. jakby wszytko samo za sprawą niewidzialnej ręki rynku spadało z nieba. Nie ważne zacofanie wielowiekowe, nie ważna zacofana struktura społeczna, gospodarcza, oświatowa sięgająca setek lat. Nie ważne zniszczenia wojenne, I. i II.
Nie! Pozostaje wiara, że jesteśmy biedni bo PRL i gdyby nie on to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, bilibyśmy bogaci i żarlibyśmy mięcho, zagryzając cukrem bez kartek i telefonami z telewizorami na przystawkę jadąc na wczasy nowym mercedesem.
I to wszyscy bez wyjątku. Nawet potomkowie parobków z czworaków i małorolnych oraz biedoty miejskiej.

Tak pstryk i już. A komuna to zniszczyła. Jesteście tak tępi, że nie rozumiecie, że bogactwo czy bieda narodów to efekt wielu splotów w ich historii, zaniechań, setek lat pracy i postępu. Nie. Dla was nadrobienie kilkusetletnich strat jest możliwe w 20 lat np.

No się dokształcie może trochę i poczytajcie znanych propagatorów i propagandzistów Stalinowskiech (bo tak go zaraz w swojej tępocie ich okrzykniecie);

Pierwszy komunista i tępak ekonomiczny. Przynajmniej przy takich tuzach intelektu i wiedzy jak Maniek i Kubuś -Stanisław Kuziński, prof. dr hab. ekonomista

Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego na zachodzie Europy nastąpił już w średniowieczu szybki rozwój miast i rynku, a w Polsce proces ten został zahamowany, nie pozwalając na rozkwit rodzimych sił wytwórczych? Wśród różnego rodzaju teorii wysuwa się na czoło rolę gospodarki folwarczno pańszczyźnianej od końca średniowiecza do wieku XIX. Dlaczego ta rola była tak paraliżująca i dlaczego tak długo trwała? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie stwierdzić musimy, że zapóźnienie Polski było już widoczne wcześniej, tj. przed rozrostem gospodarki folwarczno pańszczyźnianej. Różnica w tym wcześniejszym okresie nie była jeszcze tak ogromna jak w okresie, o którym mówimy.
Na zachodzie Europy po okresie wędrówki ludów (w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia 500-1000) i po odparciu najazdu arabskiego rozkwitły związki handlowe ze Wschodem i rozwój miast na południu i coraz bardziej na północy Europy. Czynnik ten nie mógł oddziaływać na ziemie polskie.
Folwark powstał z dawniejszych wspólnot wiejskich zgromadzonych wokół dworu szlacheckiego. Niewielkie jeszcze posiadłości szlacheckie stanowiły dziedzictwo nadań, które otrzymywali wojownicy – rycerze służący królowi. To oni stanowili siłę gromiącą Krzyżaków pod Grunwaldem. Poszerzanie gruntów szlacheckich następowało w rezultacie trzebienia lasów, zagospodarowania nieużytków i nowego osadnictwa. Tylko dwór mógł zapewnić środki dla nowych osadników. Folwark wynoszący przeciętnie 60 ha otoczony był drobnymi poletkami chłopów. Majątki kościelne osiągały kilkakrotnie większe rozmiary. Obraz taki mieli przed oczami nasi rodzice i był często tłem naszej literatury.

Przywileje szlacheckie – zaciskająca się obręcz
Formowanie się stanu szlacheckiego przez stanowienie przywilejów trwało aż do epoki rozbiorów. Okresy przed kolejnymi elekcjami na tron królewski dawały szlachcie sposobność wymuszania nowych przywilejów, z których wycofać się szlachta nie pozwalała. Przywileje dotyczyły zwolnień z podatków, obniżenia ich taryfy, zwalniania szlachcica ze stawania przed sądem królewskim. Już w 1518 r. zniesiono kompetencje tych sądów w sprawach pomiędzy panem i chłopem. Ci zaś podlegali sądowi swego pana. W ten sposób uwieczniono poddaństwo chłopów. Natomiast obowiązki odrabiania pańszczyzny dla dworu wynosiły 2 dni w tygodniu od dwułamowego gospodarstwa. Tak stanowił statut przyjęty w 1520 r. w Toruniu. W ustroju stanowym tylko szlachta posiadała wszystkie prawa polityczne. Ten ustrój właśnie był uznany za praźródło zacofania Polski. Dlaczego gospodarka folwarczno pańszczyźniana stanowiąca bazę tego ustroju trwała na ziemiach polskich tak długo?

Handel zbożowy
Dochodzimy tu do wzajemnie powiązanych procesów. Powstał nowy potężny czynnik umacniający strukturalnie i pogłębiający trwałość tego ustroju, popyt na zboże na zachodzie Europy. Rozwój tamtejszych miast umacniał pozycję folwarku pańszczyźnianego. Cała produkcja niezbędna do utrzymania siły roboczej wytwarzana była w zamkniętym naturalnym kręgu gospodarki chłopskiej. Cała produkcja dodatkowa była wytwarzana jako towar przez folwark. Były to dwa odrębne światy. Chłop nie wytwarzał na rynek i nie mógł nic kupić, szlachcic swoją nadwyżkę nie miał gdzie sprzedać jak tylko na rynku zagranicznym. Możliwości sprzedaży pojawiły się wraz ze wzrostem cen na zboże. Kupcy, głównie Holendrzy, zapuszczali się coraz dalej. Miasto hanzeatyckie Gdańsk stało się główną siedzibą tego handlu. Całe dorzecze Wisły a więc Narew. Bug, San, Pilica, Wieprz, Dunajec, Wisłoka dostarczał zbóż do tej stolicy Prus Królewskich. Było to możliwe po pokonaniu zakonu Krzyżackiego i inkorporacji tej nowej prowincji do Korony (Hołd Pruski) Obliczono, że eksport wzrósł w okresie 1490-1618 z 15 tys. do 300 tys. ton . Dostawy zbóż pochodziły głównie z kilku wsi należących do średniego szlachcica. Z czasem zwiększył się udział eksportu z dóbr magnackich opierającego się także na pracy chłopów pańszczyźnianych.
Odmienna sytuacja miała miejsce w Wielkopolsce. Możliwości zbytu za granicą z braku spławnych rzek były nader ograniczone. Konieczne było szukanie możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym. Przeważały w tej dziedzinie szlacheckie folwarki dwuwioskowe zmuszające do staranniejszych zabiegów o wyniki gospodarcze. Jednocześnie brak było wielkich posiadłości magnackich, dla nich terenem ekspansji były wschodnie rubieży Królestwa i Litwy. Te czynniki powodowały, że już w XV w. zarysowała się istotna różnica poziomu gospodarczego pomiędzy zachodnią a centralną i wschodnią częścią kraju .
O znaczeniu handlu zbożem świadczy także rozwój samego Gdańska, którego ludność w 1600 r. wynosiła 50 tys. a więc 5-krotnie więcej niż stołeczny Kraków. Każda wyprawa do Gdańska była ważnym wydarzeniem w życiu szlachcica. Pozostawiało ono wrażenia nawet dla następnych pokoleń, których życie ograniczało się do własnego folwarku. Barwne, tętniące obcymi językami, dziwne życie pozostawiło jednak niewielkie ślady w zasiedziałej swojskości. Decydujące znaczenie miała hierarchia wartości, którą wyznawał szlachcic. Spokojny żywot szlachcica przeciwstawiał niebezpieczeństwu żywota żeglarza. Bogactwo dające ojczysty zagon pozwalało na złudzenie, że blask przywożony przez okręty nie jest nic wart. „Polak może nie wiedzieć, co to morze, gdy pilnie orze” to znane powiedzenie poety XVI w. Klonowicza.
Ponieważ ani szlachcic ani chłop nie sprzedawali na rynek wewnętrzny, to również zakupy ograniczały się do skromnych rodzimych wytworów. Powstawały małe rynki lokalne ograniczające często swa działalność do dni targowych. Ubogi też był zestaw towarów; płótno lniane, proste obuwie, skóry, owce, wiejskie kowalstwo. Przedmioty zbytku, biżuteria, meble, sukno, książki, jedwabie, aksamity pochodziły z importu.
Co się działo z pieniędzmi otrzymywanymi przez szlachcica za wywóz zboża? Niewielka tylko część przeznaczona była na zakup towarów sprowadzanych przez kupców gdańskich. Stosunek wartości eksportu do importu wynosił jak 5:1. Pieniądze za eksport zboża nie tworzyły nadwyżki zdolnej do stworzenia nowych warsztatów pracy, nie bogaciły mieszczan i miast. Oprócz lokaty pieniędzy w dobra konsumpcyjne, szlachta i magnateria pieniądze wydatkowały na południowy wschód, gdzie służyły rozszerzaniu posiadłości ziemskich i na atrakcyjne towary importowane ze Wschodu (np. tureckie kobierce zdobiące komnaty możnych).
Upadek handlu zbożowego w pierwszej połowie wieku XVI związany był ze spadkiem popytu i cen na zboże na zachodzie Europy, co związane było z nowymi możliwościami produkcji zbóż, głębsza orka, żelazny pług, osuszanie mokradeł.
Paradoksalnie spadek zysków z eksportu zboża stał się bodźcem do zwiększenia powinności chłopów dla folwarków. Szlachcic miał tylko jeden sposób rekompensaty strat: zwiększenie pracy chłopskiej. Zboże nie było więc najlepszym towarem, na którym można było opierać rozwój gospodarki. O wiele lepszym okazały się więc owce w Anglii i żelazo w Szwecji. Oczywiście nie fizyczne właściwości towaru decydowały o jego gospodarczej roli, lecz stosunki społeczne, które tworzyły warunki dla ich wytwarzania. Można byłoby wyobrazić sobie uprawę roli dla pieniądza i rynku w oparciu o wolna siłę roboczą. Katastrofalny upadek gospodarki w XVII w. powstawał nie tylko na skutek upadku eksportu zboża, choć uważa się to za jedną z przyczyn.
Popyt na zboże wzrastał i jego ceny także aż do początku XVI w. Stanowiło to silną presje zwiększanie ciężarów pańszczyzny. Zobowiązania chłopów wzrastały aż do 5 dni w tygodniu. W historii przyjęto pojęcie wtórnego feudalizmu. Chłop pracował wyłącznie na rzecz swego pana. Był do tego zmuszony pod groźba rugowania z ziemi. Utrzymywanie niewielkiego własnego gospodarstwa spoczywało na kobietach i dzieciach. Ponieważ technika uprawy była nader prymitywna a zbiory z jednostki powierzchni dawały tylko 2-3-krotność zasianego zboża – każdy nieurodzaj prowadził do głodu. Ratunek przynosiła czasem łaska pańska.

Nowa katastrofa – wojny
Przyniosły ją wojny szwedzkie i kozackie. W latach 1648-1667 następowały kolejne najazdy. Polska utraciła jedną czwartą swojej ludności. Był to pogrom. Na ruinach miast mówiło się, że tylko wilki wyły. Ruina zniweczyła rozwój osiągnięty przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Straty były porównywalne do poniesionych przez Niemcy w wojnie trzydziestoletniej w XVI w. Majątki szlacheckie były splądrowane lub popalone, inwentarz zrabowany. Wielkie straty przyniosły wojny z początku XVIII w. w tzw. wojnie północnej Wszystko to zaważyło mocno na cofnięciu rozwojowym Polski. Czy można jednak tym ponurym zdarzeniom przypisywać główną przyczynę zacofania Polski? Tak tłumaczą to apologeci dawnych czasów. Przykład wydobywania się z klęsk wojennych w Niemczech i w Czechach świadczy, że ważniejsza jest zdolność podnoszenia się z upadku. W krajach tych następowała dość szybko poprawa sytuacji. Zabrakło w Polsce szczególnie ożywczej roli miast. Słabe mieszczaństwo, które stanowiło koło zamachowe wydobywania się upadku w Niemczech i w Czechach w Polsce nie odegrało żadnej roli.
Biskup Krasicki szydził: „Bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć a gdzieniegdzie domki”. Polska tkwiła w dalszym ciągu w gospodarce folwarczno pańszczyźnianej a to stało na przeszkodzie wydobywania się z katastrof. W XVIII w. nastąpiła niewielka stosunkowo poprawa. Zubożenie folwarku szlacheckiego nie oznaczało zaniku poddaństwa i pańszczyzny. Środek ciężkości przeniósł się jednak w stronę posiadłości magnackich tworzących ogromne latyfundia oparte na darmowej pracy. Pogłębiała się zależność szlachty od magnatów i wyzbywanie się części ziem. Skoro masa szlachecka była biedniejsza nie można było ściągać należytych podatków. Zabrakło pieniędzy na wojsko. Sejmowa władza szlachecka skupiona często wokół wybitnych rodów nie pozwalała na wzmocnienie państwa. Otwierały się wrota do rozbiorów.
W XVIII w. nastąpiły wewnątrz stanu szlacheckiego istotne zmiany, a mianowicie wyraźne rozwarstwienie. Stan ten osiągnął 10 proc. udział w ludności ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji wynosił on tylko 0,03 proc. Sama liczebność świadczy o oczywistych rozmiarach rzesz drobnej szlachty i liczebnym zmniejszeniu szlachty średniej. To otwierało pole dla wzrostu znaczenia wielkich rodów magnackich. Magnaci wykorzystywali możliwości tkwiące w republikańskim ustroju. Magnaci zdobyli poparcie wśród drobnej szlachty uzależniając ja od siebie przy pomocy różnego rodzaju korzyści, np. stanowiska w lokalnych instytucjach i we własnych folwarkach. Decydującym miejscem były sejmiki. Tam można było interes lokalny utożsamiać z interesem i postawą magnata. Szermował on hasłem „złotej wolności”, jako przeciwstawnej władzy królewskiej. Masy pracy pańszczyźnianej były zagarniane coraz częściej przez klucze folwarków magnackich.

Na marginesie
Mówiąc o czynnikach zacofania niepodobna pominąć uwsteczniającego panowania ideologii szlacheckiej. Znalazła ona wyraz w sarmatyzmie, jako ideologii tego stanu. Przyrodzoną jakoby wyższość stanu szlacheckiego wywodzono z jego rzekomego pochodzenia od starożytnych rycerzy - sarmatów. Dzisiaj nazwalibyśmy to rasizmem. Uroki tego stanu znajdowały swój wyrazisty wizerunek w cechach nazywanych przez Wańkowicza infantylnym „chciejstwem” biorącym życzenia za rzeczywistość W „Panu Tadeuszu” Mickiewicz napisał: „szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Dziedzictwo tego sposobu myślenia aż do dzisiaj uważa się za nieodrodne cechy Polaków. Megalomania narodowa i ksenofobia to, rzecz jasna, są znamieniem nie tylko wyłącznie polskości, ale zaszczepienie ich na naszym gruncie przyniosło długotrwałe i dotkliwe szkody.
Wśród czynników zacofania nie podobna pominąć roli kontrreformacji wraz z całym jej antyoświeceniowym bagażem. Protestantyzm będący według M. Webera duchem kapitalizmu ominął Polskę. Nakazy pracowitości, sumienności, obowiązkowości, poleganiu na własnych siłach nie stały się naszymi cechami, mówiąc oględnie.

Spóźniony kapitalizm
Rozwój kapitalizmu w zachodniej Europie wyrastał z potężniejącego znaczenia z tzw. Stanu Trzeciego, głównie mieszczaństwa. Stan ten obejmował coraz większe obszary życia dążąc do wyparcia tradycyjnych bastionów gospodarki feudalnej. Pozbawienie tego stanu wszelkich praw politycznych i postawienie barier do jego wzlotu doprowadziło do rewolucji najpierw w Anglii, ale głównie we Francji.
Słabość stanu trzeciego w Polsce sprawiała, że mieszczaństwo – burżuazja - nie była w stanie ani nie chciała żadnej rewolucji. Burżuazja ta nie stanowiła takiego antagonizmu stanu szlacheckiego jak we Francji czy Anglii. Starała się ona współżyć z klasą feudalną, zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Wystąpiły dwa wielkie zbieżne procesy. Pierwszym było zniesienie pańszczyzny i przekształcenie pracy przymusowej w pracę wolnej siły roboczej. Drugim był przekształcenie własności ziemskiej w towar. Ziemia stała się pieniądzem, była kupowana i sprzedawana. Folwark stał się przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Oba te procesy nie przebiegały w czystej postaci. Chłop stał się właścicielem niewielkiego gospodarstwa, ale pozostały liczne powiązania chłopa z dworem (serwituty, odrobki za użytkowanie ziemi itd.).
Wielka własność ziemska pozostająca po feudalizmie determinuje przebieg rozwoju kapitalizmu nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Europy wschodniej. Określa sam charakter, typ wyróżniający ustrój kapitalistyczny na tych obszarach. Oznacza on bowiem zrośnięcie kapitału pieniężnego, poprzez kredyty, z wielką własnością ziemską. Bolesław Prus genialnie uchwycił to zjawisko w „Lalce”, gdzie „Wokulski zginął przygnieciony złomami resztek feudalizmu”.
Ogromne znaczenie dla późniejszego rozwoju kapitalizmu w Polsce miała dynamiczna eksplozja przemian na Zachodzie. Wyraziło się to w handlu międzynarodowym podboju kolonii i ich rabunku, rozwoju transportu kolejowego, wielu dziedzin przemysłu. Miało to dwojakie konsekwencje. Pierwsza wynikała z braku tych czynników w Polsce. Wzrost kapitalizmu miał dokonywać się w oparciu o własny grunt, nie był organicznym tworem rodzimych sił wytwórczych. Drugą było pozostawanie kraju, jako zaplecza surowcowego, rynku zbytu i importu taniej siły roboczej. Kapitał zagraniczny w Polsce tworzył w wybranych gałęziach wyspy wysokiej techniki i organizacji. Wyspy te nie powodowały z reguły rewolucyjnych zmian w strukturze otaczającego go świata społecznego. Kapitalizm polski nie wyrastał z eliminowania tradycyjnych sfer sposobów produkcji. Rynek był zaspokajany przez pojedynczego szewca, krawca, stolarza, rymarza, kowala i oczywiście w niewielkich rozmiarach przez rolnika, jeśli posiadał skromne nadwyżki towarowe w swojej pozostającej ciągle w wielkiej mierze jeszcze gospodarce naturalnej.
Wielka fabryka kapitalistyczna nie wypierała drobnej wytwórczości w skali nawet w przybliżeniu podobnej, jak to stało się w zachodniej Europie. Rynek miał głównie charakter lokalny a nie ogólnokrajowy. Potencjału popytowego nie mógł tworzyć ani robotnik, gdyż był nieliczny, ani chłop, gdyż nie miał za co kupować. Chłop nie został wyparty z ziemi, ale jego głód ziemi był powszechny. W Kongresówce, a zwłaszcza w Galicji zachodziły procesy rozdrabniania na skutek dziedziczenia gospodarstwa przez kilku potomków. Pozostaliśmy krajem rolniczym. Jeszcze w 1938 r. ludność wiejska stanowiła 70 proc. ogólnej liczby, a w 1950 r. już w nowych granicach jeszcze 61,9 proc . Cały wielki proces urbanizacji, w którego wyniku w rolnictwie pozostało na zachodzie kilka lub kilkanaście procent ludności dokonywał się w Polsce z niemal stuletnim opóźnieniem. Ludność miejska w Polsce stanowiła przed wojną głównie małomiasteczkowe drobnomieszczaństwo. Wygląd tych miasteczek, ich ubóstwo i brzydota to także płody spóźnionego kapitalizmu.
Stopień rozwoju gospodarczego był głęboko zróżnicowany w trzech dzielnicach zaborów. Ujawniła się jego zależność od przekształcenia gospodarki folwarczno pańszczyźnianej w formy kapitalistyczne i powstawania gospodarki wolnych chłopów pracujących na własnej ziemi.
Przed pierwszą wojną światową dochód narodowy na 1 mieszkańca liczony w cenach bieżących wynosił w zaborze Pruskim 113 dolarów w zaborze rosyjskim 63 dol., w zaborze Austriackim 38 dol. . W zaborze Pruskim zniesiono już w 1806 r., w tzw. Regulationsedikt pod wpływem napoleońskiego kodeksu cywilnego. Oprócz tej odgórnej rewolucji późniejsze perspektywy rozwoju gospodarczego związane były z rynkiem Śląska. W Galicji pańszczyzna została zniesiona w latach trzydziestych XIX w. Pozostały tam jednak wielkie klucze majątków folwarcznych Lubomirskich, Tarnowskich, Potockich. Utrzymywali oni w półfeudalnej zależności masy szczególnie drobnych gospodarstw. Również gospodarstwa szlacheckie miały niewielkie obszary i trudno im było wygospodarować nadwyżki służące rozwojowi wytwórczości kapitalistycznej. Były więc wchłaniane często do arystokratycznych latyfundiów.
W zaborze rosyjskim uwłaszczenie chłopów nastąpiło dopiero w 1863 r. Po tym okresie miał miejsce znaczny rozwój przemysłu. Związane to było z otwarciem wielkiego rynku rosyjskiego, co przyniosło rozkwit Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. W 1840 r. Łódź liczyła 119 tys. mieszkańców a w 1890 r. już 315 tys. Można powiedzieć, że właśnie rynek zewnętrzny zastępował skutecznie mizerne rozmiary rynku wewnętrznego.
O ostatecznych rezultatach rozwoju gospodarczego możemy mówić na podstawie (niezbyt doskonałych) porównań dochodu narodowego na 1 mieszkańca w 1929 r. Wynosił on w Polsce 610 zł. W tym samym roku wynosił on we Francji 1810 zł, w Niemczech 1760 zł a w Wielkie Brytanii 1770 zł a więc nieco mniej niż 1/3 poziomu tych krajów. Było to powyżej poziomu osiąganego w krajach Bałkańskich (450 zł), a Ameryce Południowej i Środkowej (bez Argentyny) – 470 zł .

***
Przywołując źródła zacofania cywilizacyjnego naszego kraju ustrzeżemy się przed bałwochwalstwem jego przeszłości, czynów (i bezczynności) naszych przodków. Nie uchylamy się przed złożeniem pokłonu chwale naszego miecza i wielkości umysłów, których też nie brakowało. Oby jasna i ciemna strona naszej historii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu dzisiejszym.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zbigniewmiller




Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 3210
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: urodzony w szklarskiej porebie ,aktualnie we wrocławiu nad fosa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:57, 20 Sie 2015    Temat postu:

jakis SKURWYSYN ,powyzej jakies 5 postów do góry podpisał sie zbigniewmiller-gosc !!!!! to oczywiscie nie mój post i zgłaszam to moderacji..!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:00, 20 Sie 2015    Temat postu:

MOJE ŚWIADECTWO ZGONU


Już nie mam siły do Was. Żyjecie w jakimś matriksie. jakby wszytko samo za sprawą niewidzialnej ręki rynku spadało z nieba. Nie ważne zacofanie wielowiekowe, nie ważna zacofana struktura społeczna, gospodarcza, oświatowa sięgająca setek lat. Nie ważne zniszczenia wojenne, I. i II.
Nie! Pozostaje wiara, że jesteśmy biedni bo PRL i gdyby nie on to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, bilibyśmy bogaci i żarlibyśmy mięcho, zagryzając cukrem bez kartek i telefonami z telewizorami na przystawkę jadąc na wczasy nowym mercedesem.
I to wszyscy bez wyjątku. Nawet potomkowie parobków z czworaków i małorolnych oraz biedoty miejskiej.

Tak pstryk i już. A komuna to zniszczyła. Jesteście tak tępi, że nie rozumiecie, że bogactwo czy bieda narodów to efekt wielu splotów w ich historii, zaniechań, setek lat pracy i postępu. Nie. Dla was nadrobienie kilkusetletnich strat jest możliwe w 20 lat np.

No się dokształcie może trochę i poczytajcie znanych propagatorów i propagandzistów Stalinowskiech (bo tak go zaraz w swojej tępocie ich okrzykniecie);

Pierwszy komunista i tępak ekonomiczny. Przynajmniej przy takich tuzach intelektu i wiedzy jak Maniek i Kubuś -Stanisław Kuziński, prof. dr hab. ekonomista

Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego na zachodzie Europy nastąpił już w średniowieczu szybki rozwój miast i rynku, a w Polsce proces ten został zahamowany, nie pozwalając na rozkwit rodzimych sił wytwórczych? Wśród różnego rodzaju teorii wysuwa się na czoło rolę gospodarki folwarczno pańszczyźnianej od końca średniowiecza do wieku XIX. Dlaczego ta rola była tak paraliżująca i dlaczego tak długo trwała? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie stwierdzić musimy, że zapóźnienie Polski było już widoczne wcześniej, tj. przed rozrostem gospodarki folwarczno pańszczyźnianej. Różnica w tym wcześniejszym okresie nie była jeszcze tak ogromna jak w okresie, o którym mówimy.
Na zachodzie Europy po okresie wędrówki ludów (w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia 500-1000) i po odparciu najazdu arabskiego rozkwitły związki handlowe ze Wschodem i rozwój miast na południu i coraz bardziej na północy Europy. Czynnik ten nie mógł oddziaływać na ziemie polskie.
Folwark powstał z dawniejszych wspólnot wiejskich zgromadzonych wokół dworu szlacheckiego. Niewielkie jeszcze posiadłości szlacheckie stanowiły dziedzictwo nadań, które otrzymywali wojownicy – rycerze służący królowi. To oni stanowili siłę gromiącą Krzyżaków pod Grunwaldem. Poszerzanie gruntów szlacheckich następowało w rezultacie trzebienia lasów, zagospodarowania nieużytków i nowego osadnictwa. Tylko dwór mógł zapewnić środki dla nowych osadników. Folwark wynoszący przeciętnie 60 ha otoczony był drobnymi poletkami chłopów. Majątki kościelne osiągały kilkakrotnie większe rozmiary. Obraz taki mieli przed oczami nasi rodzice i był często tłem naszej literatury.

Przywileje szlacheckie – zaciskająca się obręcz
Formowanie się stanu szlacheckiego przez stanowienie przywilejów trwało aż do epoki rozbiorów. Okresy przed kolejnymi elekcjami na tron królewski dawały szlachcie sposobność wymuszania nowych przywilejów, z których wycofać się szlachta nie pozwalała. Przywileje dotyczyły zwolnień z podatków, obniżenia ich taryfy, zwalniania szlachcica ze stawania przed sądem królewskim. Już w 1518 r. zniesiono kompetencje tych sądów w sprawach pomiędzy panem i chłopem. Ci zaś podlegali sądowi swego pana. W ten sposób uwieczniono poddaństwo chłopów. Natomiast obowiązki odrabiania pańszczyzny dla dworu wynosiły 2 dni w tygodniu od dwułamowego gospodarstwa. Tak stanowił statut przyjęty w 1520 r. w Toruniu. W ustroju stanowym tylko szlachta posiadała wszystkie prawa polityczne. Ten ustrój właśnie był uznany za praźródło zacofania Polski. Dlaczego gospodarka folwarczno pańszczyźniana stanowiąca bazę tego ustroju trwała na ziemiach polskich tak długo?

Handel zbożowy
Dochodzimy tu do wzajemnie powiązanych procesów. Powstał nowy potężny czynnik umacniający strukturalnie i pogłębiający trwałość tego ustroju, popyt na zboże na zachodzie Europy. Rozwój tamtejszych miast umacniał pozycję folwarku pańszczyźnianego. Cała produkcja niezbędna do utrzymania siły roboczej wytwarzana była w zamkniętym naturalnym kręgu gospodarki chłopskiej. Cała produkcja dodatkowa była wytwarzana jako towar przez folwark. Były to dwa odrębne światy. Chłop nie wytwarzał na rynek i nie mógł nic kupić, szlachcic swoją nadwyżkę nie miał gdzie sprzedać jak tylko na rynku zagranicznym. Możliwości sprzedaży pojawiły się wraz ze wzrostem cen na zboże. Kupcy, głównie Holendrzy, zapuszczali się coraz dalej. Miasto hanzeatyckie Gdańsk stało się główną siedzibą tego handlu. Całe dorzecze Wisły a więc Narew. Bug, San, Pilica, Wieprz, Dunajec, Wisłoka dostarczał zbóż do tej stolicy Prus Królewskich. Było to możliwe po pokonaniu zakonu Krzyżackiego i inkorporacji tej nowej prowincji do Korony (Hołd Pruski) Obliczono, że eksport wzrósł w okresie 1490-1618 z 15 tys. do 300 tys. ton . Dostawy zbóż pochodziły głównie z kilku wsi należących do średniego szlachcica. Z czasem zwiększył się udział eksportu z dóbr magnackich opierającego się także na pracy chłopów pańszczyźnianych.
Odmienna sytuacja miała miejsce w Wielkopolsce. Możliwości zbytu za granicą z braku spławnych rzek były nader ograniczone. Konieczne było szukanie możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym. Przeważały w tej dziedzinie szlacheckie folwarki dwuwioskowe zmuszające do staranniejszych zabiegów o wyniki gospodarcze. Jednocześnie brak było wielkich posiadłości magnackich, dla nich terenem ekspansji były wschodnie rubieży Królestwa i Litwy. Te czynniki powodowały, że już w XV w. zarysowała się istotna różnica poziomu gospodarczego pomiędzy zachodnią a centralną i wschodnią częścią kraju .
O znaczeniu handlu zbożem świadczy także rozwój samego Gdańska, którego ludność w 1600 r. wynosiła 50 tys. a więc 5-krotnie więcej niż stołeczny Kraków. Każda wyprawa do Gdańska była ważnym wydarzeniem w życiu szlachcica. Pozostawiało ono wrażenia nawet dla następnych pokoleń, których życie ograniczało się do własnego folwarku. Barwne, tętniące obcymi językami, dziwne życie pozostawiło jednak niewielkie ślady w zasiedziałej swojskości. Decydujące znaczenie miała hierarchia wartości, którą wyznawał szlachcic. Spokojny żywot szlachcica przeciwstawiał niebezpieczeństwu żywota żeglarza. Bogactwo dające ojczysty zagon pozwalało na złudzenie, że blask przywożony przez okręty nie jest nic wart. „Polak może nie wiedzieć, co to morze, gdy pilnie orze” to znane powiedzenie poety XVI w. Klonowicza.
Ponieważ ani szlachcic ani chłop nie sprzedawali na rynek wewnętrzny, to również zakupy ograniczały się do skromnych rodzimych wytworów. Powstawały małe rynki lokalne ograniczające często swa działalność do dni targowych. Ubogi też był zestaw towarów; płótno lniane, proste obuwie, skóry, owce, wiejskie kowalstwo. Przedmioty zbytku, biżuteria, meble, sukno, książki, jedwabie, aksamity pochodziły z importu.
Co się działo z pieniędzmi otrzymywanymi przez szlachcica za wywóz zboża? Niewielka tylko część przeznaczona była na zakup towarów sprowadzanych przez kupców gdańskich. Stosunek wartości eksportu do importu wynosił jak 5:1. Pieniądze za eksport zboża nie tworzyły nadwyżki zdolnej do stworzenia nowych warsztatów pracy, nie bogaciły mieszczan i miast. Oprócz lokaty pieniędzy w dobra konsumpcyjne, szlachta i magnateria pieniądze wydatkowały na południowy wschód, gdzie służyły rozszerzaniu posiadłości ziemskich i na atrakcyjne towary importowane ze Wschodu (np. tureckie kobierce zdobiące komnaty możnych).
Upadek handlu zbożowego w pierwszej połowie wieku XVI związany był ze spadkiem popytu i cen na zboże na zachodzie Europy, co związane było z nowymi możliwościami produkcji zbóż, głębsza orka, żelazny pług, osuszanie mokradeł.
Paradoksalnie spadek zysków z eksportu zboża stał się bodźcem do zwiększenia powinności chłopów dla folwarków. Szlachcic miał tylko jeden sposób rekompensaty strat: zwiększenie pracy chłopskiej. Zboże nie było więc najlepszym towarem, na którym można było opierać rozwój gospodarki. O wiele lepszym okazały się więc owce w Anglii i żelazo w Szwecji. Oczywiście nie fizyczne właściwości towaru decydowały o jego gospodarczej roli, lecz stosunki społeczne, które tworzyły warunki dla ich wytwarzania. Można byłoby wyobrazić sobie uprawę roli dla pieniądza i rynku w oparciu o wolna siłę roboczą. Katastrofalny upadek gospodarki w XVII w. powstawał nie tylko na skutek upadku eksportu zboża, choć uważa się to za jedną z przyczyn.
Popyt na zboże wzrastał i jego ceny także aż do początku XVI w. Stanowiło to silną presje zwiększanie ciężarów pańszczyzny. Zobowiązania chłopów wzrastały aż do 5 dni w tygodniu. W historii przyjęto pojęcie wtórnego feudalizmu. Chłop pracował wyłącznie na rzecz swego pana. Był do tego zmuszony pod groźba rugowania z ziemi. Utrzymywanie niewielkiego własnego gospodarstwa spoczywało na kobietach i dzieciach. Ponieważ technika uprawy była nader prymitywna a zbiory z jednostki powierzchni dawały tylko 2-3-krotność zasianego zboża – każdy nieurodzaj prowadził do głodu. Ratunek przynosiła czasem łaska pańska.

Nowa katastrofa – wojny
Przyniosły ją wojny szwedzkie i kozackie. W latach 1648-1667 następowały kolejne najazdy. Polska utraciła jedną czwartą swojej ludności. Był to pogrom. Na ruinach miast mówiło się, że tylko wilki wyły. Ruina zniweczyła rozwój osiągnięty przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Straty były porównywalne do poniesionych przez Niemcy w wojnie trzydziestoletniej w XVI w. Majątki szlacheckie były splądrowane lub popalone, inwentarz zrabowany. Wielkie straty przyniosły wojny z początku XVIII w. w tzw. wojnie północnej Wszystko to zaważyło mocno na cofnięciu rozwojowym Polski. Czy można jednak tym ponurym zdarzeniom przypisywać główną przyczynę zacofania Polski? Tak tłumaczą to apologeci dawnych czasów. Przykład wydobywania się z klęsk wojennych w Niemczech i w Czechach świadczy, że ważniejsza jest zdolność podnoszenia się z upadku. W krajach tych następowała dość szybko poprawa sytuacji. Zabrakło w Polsce szczególnie ożywczej roli miast. Słabe mieszczaństwo, które stanowiło koło zamachowe wydobywania się upadku w Niemczech i w Czechach w Polsce nie odegrało żadnej roli.
Biskup Krasicki szydził: „Bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć a gdzieniegdzie domki”. Polska tkwiła w dalszym ciągu w gospodarce folwarczno pańszczyźnianej a to stało na przeszkodzie wydobywania się z katastrof. W XVIII w. nastąpiła niewielka stosunkowo poprawa. Zubożenie folwarku szlacheckiego nie oznaczało zaniku poddaństwa i pańszczyzny. Środek ciężkości przeniósł się jednak w stronę posiadłości magnackich tworzących ogromne latyfundia oparte na darmowej pracy. Pogłębiała się zależność szlachty od magnatów i wyzbywanie się części ziem. Skoro masa szlachecka była biedniejsza nie można było ściągać należytych podatków. Zabrakło pieniędzy na wojsko. Sejmowa władza szlachecka skupiona często wokół wybitnych rodów nie pozwalała na wzmocnienie państwa. Otwierały się wrota do rozbiorów.
W XVIII w. nastąpiły wewnątrz stanu szlacheckiego istotne zmiany, a mianowicie wyraźne rozwarstwienie. Stan ten osiągnął 10 proc. udział w ludności ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji wynosił on tylko 0,03 proc. Sama liczebność świadczy o oczywistych rozmiarach rzesz drobnej szlachty i liczebnym zmniejszeniu szlachty średniej. To otwierało pole dla wzrostu znaczenia wielkich rodów magnackich. Magnaci wykorzystywali możliwości tkwiące w republikańskim ustroju. Magnaci zdobyli poparcie wśród drobnej szlachty uzależniając ja od siebie przy pomocy różnego rodzaju korzyści, np. stanowiska w lokalnych instytucjach i we własnych folwarkach. Decydującym miejscem były sejmiki. Tam można było interes lokalny utożsamiać z interesem i postawą magnata. Szermował on hasłem „złotej wolności”, jako przeciwstawnej władzy królewskiej. Masy pracy pańszczyźnianej były zagarniane coraz częściej przez klucze folwarków magnackich.

Na marginesie
Mówiąc o czynnikach zacofania niepodobna pominąć uwsteczniającego panowania ideologii szlacheckiej. Znalazła ona wyraz w sarmatyzmie, jako ideologii tego stanu. Przyrodzoną jakoby wyższość stanu szlacheckiego wywodzono z jego rzekomego pochodzenia od starożytnych rycerzy - sarmatów. Dzisiaj nazwalibyśmy to rasizmem. Uroki tego stanu znajdowały swój wyrazisty wizerunek w cechach nazywanych przez Wańkowicza infantylnym „chciejstwem” biorącym życzenia za rzeczywistość W „Panu Tadeuszu” Mickiewicz napisał: „szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Dziedzictwo tego sposobu myślenia aż do dzisiaj uważa się za nieodrodne cechy Polaków. Megalomania narodowa i ksenofobia to, rzecz jasna, są znamieniem nie tylko wyłącznie polskości, ale zaszczepienie ich na naszym gruncie przyniosło długotrwałe i dotkliwe szkody.
Wśród czynników zacofania nie podobna pominąć roli kontrreformacji wraz z całym jej antyoświeceniowym bagażem. Protestantyzm będący według M. Webera duchem kapitalizmu ominął Polskę. Nakazy pracowitości, sumienności, obowiązkowości, poleganiu na własnych siłach nie stały się naszymi cechami, mówiąc oględnie.

Spóźniony kapitalizm
Rozwój kapitalizmu w zachodniej Europie wyrastał z potężniejącego znaczenia z tzw. Stanu Trzeciego, głównie mieszczaństwa. Stan ten obejmował coraz większe obszary życia dążąc do wyparcia tradycyjnych bastionów gospodarki feudalnej. Pozbawienie tego stanu wszelkich praw politycznych i postawienie barier do jego wzlotu doprowadziło do rewolucji najpierw w Anglii, ale głównie we Francji.
Słabość stanu trzeciego w Polsce sprawiała, że mieszczaństwo – burżuazja - nie była w stanie ani nie chciała żadnej rewolucji. Burżuazja ta nie stanowiła takiego antagonizmu stanu szlacheckiego jak we Francji czy Anglii. Starała się ona współżyć z klasą feudalną, zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Wystąpiły dwa wielkie zbieżne procesy. Pierwszym było zniesienie pańszczyzny i przekształcenie pracy przymusowej w pracę wolnej siły roboczej. Drugim był przekształcenie własności ziemskiej w towar. Ziemia stała się pieniądzem, była kupowana i sprzedawana. Folwark stał się przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Oba te procesy nie przebiegały w czystej postaci. Chłop stał się właścicielem niewielkiego gospodarstwa, ale pozostały liczne powiązania chłopa z dworem (serwituty, odrobki za użytkowanie ziemi itd.).
Wielka własność ziemska pozostająca po feudalizmie determinuje przebieg rozwoju kapitalizmu nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Europy wschodniej. Określa sam charakter, typ wyróżniający ustrój kapitalistyczny na tych obszarach. Oznacza on bowiem zrośnięcie kapitału pieniężnego, poprzez kredyty, z wielką własnością ziemską. Bolesław Prus genialnie uchwycił to zjawisko w „Lalce”, gdzie „Wokulski zginął przygnieciony złomami resztek feudalizmu”.
Ogromne znaczenie dla późniejszego rozwoju kapitalizmu w Polsce miała dynamiczna eksplozja przemian na Zachodzie. Wyraziło się to w handlu międzynarodowym podboju kolonii i ich rabunku, rozwoju transportu kolejowego, wielu dziedzin przemysłu. Miało to dwojakie konsekwencje. Pierwsza wynikała z braku tych czynników w Polsce. Wzrost kapitalizmu miał dokonywać się w oparciu o własny grunt, nie był organicznym tworem rodzimych sił wytwórczych. Drugą było pozostawanie kraju, jako zaplecza surowcowego, rynku zbytu i importu taniej siły roboczej. Kapitał zagraniczny w Polsce tworzył w wybranych gałęziach wyspy wysokiej techniki i organizacji. Wyspy te nie powodowały z reguły rewolucyjnych zmian w strukturze otaczającego go świata społecznego. Kapitalizm polski nie wyrastał z eliminowania tradycyjnych sfer sposobów produkcji. Rynek był zaspokajany przez pojedynczego szewca, krawca, stolarza, rymarza, kowala i oczywiście w niewielkich rozmiarach przez rolnika, jeśli posiadał skromne nadwyżki towarowe w swojej pozostającej ciągle w wielkiej mierze jeszcze gospodarce naturalnej.
Wielka fabryka kapitalistyczna nie wypierała drobnej wytwórczości w skali nawet w przybliżeniu podobnej, jak to stało się w zachodniej Europie. Rynek miał głównie charakter lokalny a nie ogólnokrajowy. Potencjału popytowego nie mógł tworzyć ani robotnik, gdyż był nieliczny, ani chłop, gdyż nie miał za co kupować. Chłop nie został wyparty z ziemi, ale jego głód ziemi był powszechny. W Kongresówce, a zwłaszcza w Galicji zachodziły procesy rozdrabniania na skutek dziedziczenia gospodarstwa przez kilku potomków. Pozostaliśmy krajem rolniczym. Jeszcze w 1938 r. ludność wiejska stanowiła 70 proc. ogólnej liczby, a w 1950 r. już w nowych granicach jeszcze 61,9 proc . Cały wielki proces urbanizacji, w którego wyniku w rolnictwie pozostało na zachodzie kilka lub kilkanaście procent ludności dokonywał się w Polsce z niemal stuletnim opóźnieniem. Ludność miejska w Polsce stanowiła przed wojną głównie małomiasteczkowe drobnomieszczaństwo. Wygląd tych miasteczek, ich ubóstwo i brzydota to także płody spóźnionego kapitalizmu.
Stopień rozwoju gospodarczego był głęboko zróżnicowany w trzech dzielnicach zaborów. Ujawniła się jego zależność od przekształcenia gospodarki folwarczno pańszczyźnianej w formy kapitalistyczne i powstawania gospodarki wolnych chłopów pracujących na własnej ziemi.
Przed pierwszą wojną światową dochód narodowy na 1 mieszkańca liczony w cenach bieżących wynosił w zaborze Pruskim 113 dolarów w zaborze rosyjskim 63 dol., w zaborze Austriackim 38 dol. . W zaborze Pruskim zniesiono już w 1806 r., w tzw. Regulationsedikt pod wpływem napoleońskiego kodeksu cywilnego. Oprócz tej odgórnej rewolucji późniejsze perspektywy rozwoju gospodarczego związane były z rynkiem Śląska. W Galicji pańszczyzna została zniesiona w latach trzydziestych XIX w. Pozostały tam jednak wielkie klucze majątków folwarcznych Lubomirskich, Tarnowskich, Potockich. Utrzymywali oni w półfeudalnej zależności masy szczególnie drobnych gospodarstw. Również gospodarstwa szlacheckie miały niewielkie obszary i trudno im było wygospodarować nadwyżki służące rozwojowi wytwórczości kapitalistycznej. Były więc wchłaniane często do arystokratycznych latyfundiów.
W zaborze rosyjskim uwłaszczenie chłopów nastąpiło dopiero w 1863 r. Po tym okresie miał miejsce znaczny rozwój przemysłu. Związane to było z otwarciem wielkiego rynku rosyjskiego, co przyniosło rozkwit Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. W 1840 r. Łódź liczyła 119 tys. mieszkańców a w 1890 r. już 315 tys. Można powiedzieć, że właśnie rynek zewnętrzny zastępował skutecznie mizerne rozmiary rynku wewnętrznego.
O ostatecznych rezultatach rozwoju gospodarczego możemy mówić na podstawie (niezbyt doskonałych) porównań dochodu narodowego na 1 mieszkańca w 1929 r. Wynosił on w Polsce 610 zł. W tym samym roku wynosił on we Francji 1810 zł, w Niemczech 1760 zł a w Wielkie Brytanii 1770 zł a więc nieco mniej niż 1/3 poziomu tych krajów. Było to powyżej poziomu osiąganego w krajach Bałkańskich (450 zł), a Ameryce Południowej i Środkowej (bez Argentyny) – 470 zł .

***
Przywołując źródła zacofania cywilizacyjnego naszego kraju ustrzeżemy się przed bałwochwalstwem jego przeszłości, czynów (i bezczynności) naszych przodków. Nie uchylamy się przed złożeniem pokłonu chwale naszego miecza i wielkości umysłów, których też nie brakowało. Oby jasna i ciemna strona naszej historii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu dzisiejszym.

Komandor

errata:
Oby jasna i ciemna strona naszej histerii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu jutrzejszym.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:05, 20 Sie 2015    Temat postu:

komandor napisał:
MOJE ŚWIADECTWO ZGONU


Już nie mam siły do Was. Żyjecie w jakimś matriksie. jakby wszytko samo za sprawą niewidzialnej ręki rynku spadało z nieba. Nie ważne zacofanie wielowiekowe, nie ważna zacofana struktura społeczna, gospodarcza, oświatowa sięgająca setek lat. Nie ważne zniszczenia wojenne, I. i II.
Nie! Pozostaje wiara, że jesteśmy biedni bo PRL i gdyby nie on to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, bilibyśmy bogaci i żarlibyśmy mięcho, zagryzając cukrem bez kartek i telefonami z telewizorami na przystawkę jadąc na wczasy nowym mercedesem.
I to wszyscy bez wyjątku. Nawet potomkowie parobków z czworaków i małorolnych oraz biedoty miejskiej.

Tak pstryk i już. A komuna to zniszczyła. Jesteście tak tępi, że nie rozumiecie, że bogactwo czy bieda narodów to efekt wielu splotów w ich historii, zaniechań, setek lat pracy i postępu. Nie. Dla was nadrobienie kilkusetletnich strat jest możliwe w 20 lat np.

No się dokształcie może trochę i poczytajcie znanych propagatorów i propagandzistów Stalinowskiech (bo tak go zaraz w swojej tępocie ich okrzykniecie);

Pierwszy komunista i tępak ekonomiczny. Przynajmniej przy takich tuzach intelektu i wiedzy jak Maniek i Kubuś -Stanisław Kuziński, prof. dr hab. ekonomista

Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego na zachodzie Europy nastąpił już w średniowieczu szybki rozwój miast i rynku, a w Polsce proces ten został zahamowany, nie pozwalając na rozkwit rodzimych sił wytwórczych? Wśród różnego rodzaju teorii wysuwa się na czoło rolę gospodarki folwarczno pańszczyźnianej od końca średniowiecza do wieku XIX. Dlaczego ta rola była tak paraliżująca i dlaczego tak długo trwała? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie stwierdzić musimy, że zapóźnienie Polski było już widoczne wcześniej, tj. przed rozrostem gospodarki folwarczno pańszczyźnianej. Różnica w tym wcześniejszym okresie nie była jeszcze tak ogromna jak w okresie, o którym mówimy.
Na zachodzie Europy po okresie wędrówki ludów (w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia 500-1000) i po odparciu najazdu arabskiego rozkwitły związki handlowe ze Wschodem i rozwój miast na południu i coraz bardziej na północy Europy. Czynnik ten nie mógł oddziaływać na ziemie polskie.
Folwark powstał z dawniejszych wspólnot wiejskich zgromadzonych wokół dworu szlacheckiego. Niewielkie jeszcze posiadłości szlacheckie stanowiły dziedzictwo nadań, które otrzymywali wojownicy – rycerze służący królowi. To oni stanowili siłę gromiącą Krzyżaków pod Grunwaldem. Poszerzanie gruntów szlacheckich następowało w rezultacie trzebienia lasów, zagospodarowania nieużytków i nowego osadnictwa. Tylko dwór mógł zapewnić środki dla nowych osadników. Folwark wynoszący przeciętnie 60 ha otoczony był drobnymi poletkami chłopów. Majątki kościelne osiągały kilkakrotnie większe rozmiary. Obraz taki mieli przed oczami nasi rodzice i był często tłem naszej literatury.

Przywileje szlacheckie – zaciskająca się obręcz
Formowanie się stanu szlacheckiego przez stanowienie przywilejów trwało aż do epoki rozbiorów. Okresy przed kolejnymi elekcjami na tron królewski dawały szlachcie sposobność wymuszania nowych przywilejów, z których wycofać się szlachta nie pozwalała. Przywileje dotyczyły zwolnień z podatków, obniżenia ich taryfy, zwalniania szlachcica ze stawania przed sądem królewskim. Już w 1518 r. zniesiono kompetencje tych sądów w sprawach pomiędzy panem i chłopem. Ci zaś podlegali sądowi swego pana. W ten sposób uwieczniono poddaństwo chłopów. Natomiast obowiązki odrabiania pańszczyzny dla dworu wynosiły 2 dni w tygodniu od dwułamowego gospodarstwa. Tak stanowił statut przyjęty w 1520 r. w Toruniu. W ustroju stanowym tylko szlachta posiadała wszystkie prawa polityczne. Ten ustrój właśnie był uznany za praźródło zacofania Polski. Dlaczego gospodarka folwarczno pańszczyźniana stanowiąca bazę tego ustroju trwała na ziemiach polskich tak długo?

Handel zbożowy
Dochodzimy tu do wzajemnie powiązanych procesów. Powstał nowy potężny czynnik umacniający strukturalnie i pogłębiający trwałość tego ustroju, popyt na zboże na zachodzie Europy. Rozwój tamtejszych miast umacniał pozycję folwarku pańszczyźnianego. Cała produkcja niezbędna do utrzymania siły roboczej wytwarzana była w zamkniętym naturalnym kręgu gospodarki chłopskiej. Cała produkcja dodatkowa była wytwarzana jako towar przez folwark. Były to dwa odrębne światy. Chłop nie wytwarzał na rynek i nie mógł nic kupić, szlachcic swoją nadwyżkę nie miał gdzie sprzedać jak tylko na rynku zagranicznym. Możliwości sprzedaży pojawiły się wraz ze wzrostem cen na zboże. Kupcy, głównie Holendrzy, zapuszczali się coraz dalej. Miasto hanzeatyckie Gdańsk stało się główną siedzibą tego handlu. Całe dorzecze Wisły a więc Narew. Bug, San, Pilica, Wieprz, Dunajec, Wisłoka dostarczał zbóż do tej stolicy Prus Królewskich. Było to możliwe po pokonaniu zakonu Krzyżackiego i inkorporacji tej nowej prowincji do Korony (Hołd Pruski) Obliczono, że eksport wzrósł w okresie 1490-1618 z 15 tys. do 300 tys. ton . Dostawy zbóż pochodziły głównie z kilku wsi należących do średniego szlachcica. Z czasem zwiększył się udział eksportu z dóbr magnackich opierającego się także na pracy chłopów pańszczyźnianych.
Odmienna sytuacja miała miejsce w Wielkopolsce. Możliwości zbytu za granicą z braku spławnych rzek były nader ograniczone. Konieczne było szukanie możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym. Przeważały w tej dziedzinie szlacheckie folwarki dwuwioskowe zmuszające do staranniejszych zabiegów o wyniki gospodarcze. Jednocześnie brak było wielkich posiadłości magnackich, dla nich terenem ekspansji były wschodnie rubieży Królestwa i Litwy. Te czynniki powodowały, że już w XV w. zarysowała się istotna różnica poziomu gospodarczego pomiędzy zachodnią a centralną i wschodnią częścią kraju .
O znaczeniu handlu zbożem świadczy także rozwój samego Gdańska, którego ludność w 1600 r. wynosiła 50 tys. a więc 5-krotnie więcej niż stołeczny Kraków. Każda wyprawa do Gdańska była ważnym wydarzeniem w życiu szlachcica. Pozostawiało ono wrażenia nawet dla następnych pokoleń, których życie ograniczało się do własnego folwarku. Barwne, tętniące obcymi językami, dziwne życie pozostawiło jednak niewielkie ślady w zasiedziałej swojskości. Decydujące znaczenie miała hierarchia wartości, którą wyznawał szlachcic. Spokojny żywot szlachcica przeciwstawiał niebezpieczeństwu żywota żeglarza. Bogactwo dające ojczysty zagon pozwalało na złudzenie, że blask przywożony przez okręty nie jest nic wart. „Polak może nie wiedzieć, co to morze, gdy pilnie orze” to znane powiedzenie poety XVI w. Klonowicza.
Ponieważ ani szlachcic ani chłop nie sprzedawali na rynek wewnętrzny, to również zakupy ograniczały się do skromnych rodzimych wytworów. Powstawały małe rynki lokalne ograniczające często swa działalność do dni targowych. Ubogi też był zestaw towarów; płótno lniane, proste obuwie, skóry, owce, wiejskie kowalstwo. Przedmioty zbytku, biżuteria, meble, sukno, książki, jedwabie, aksamity pochodziły z importu.
Co się działo z pieniędzmi otrzymywanymi przez szlachcica za wywóz zboża? Niewielka tylko część przeznaczona była na zakup towarów sprowadzanych przez kupców gdańskich. Stosunek wartości eksportu do importu wynosił jak 5:1. Pieniądze za eksport zboża nie tworzyły nadwyżki zdolnej do stworzenia nowych warsztatów pracy, nie bogaciły mieszczan i miast. Oprócz lokaty pieniędzy w dobra konsumpcyjne, szlachta i magnateria pieniądze wydatkowały na południowy wschód, gdzie służyły rozszerzaniu posiadłości ziemskich i na atrakcyjne towary importowane ze Wschodu (np. tureckie kobierce zdobiące komnaty możnych).
Upadek handlu zbożowego w pierwszej połowie wieku XVI związany był ze spadkiem popytu i cen na zboże na zachodzie Europy, co związane było z nowymi możliwościami produkcji zbóż, głębsza orka, żelazny pług, osuszanie mokradeł.
Paradoksalnie spadek zysków z eksportu zboża stał się bodźcem do zwiększenia powinności chłopów dla folwarków. Szlachcic miał tylko jeden sposób rekompensaty strat: zwiększenie pracy chłopskiej. Zboże nie było więc najlepszym towarem, na którym można było opierać rozwój gospodarki. O wiele lepszym okazały się więc owce w Anglii i żelazo w Szwecji. Oczywiście nie fizyczne właściwości towaru decydowały o jego gospodarczej roli, lecz stosunki społeczne, które tworzyły warunki dla ich wytwarzania. Można byłoby wyobrazić sobie uprawę roli dla pieniądza i rynku w oparciu o wolna siłę roboczą. Katastrofalny upadek gospodarki w XVII w. powstawał nie tylko na skutek upadku eksportu zboża, choć uważa się to za jedną z przyczyn.
Popyt na zboże wzrastał i jego ceny także aż do początku XVI w. Stanowiło to silną presje zwiększanie ciężarów pańszczyzny. Zobowiązania chłopów wzrastały aż do 5 dni w tygodniu. W historii przyjęto pojęcie wtórnego feudalizmu. Chłop pracował wyłącznie na rzecz swego pana. Był do tego zmuszony pod groźba rugowania z ziemi. Utrzymywanie niewielkiego własnego gospodarstwa spoczywało na kobietach i dzieciach. Ponieważ technika uprawy była nader prymitywna a zbiory z jednostki powierzchni dawały tylko 2-3-krotność zasianego zboża – każdy nieurodzaj prowadził do głodu. Ratunek przynosiła czasem łaska pańska.

Nowa katastrofa – wojny
Przyniosły ją wojny szwedzkie i kozackie. W latach 1648-1667 następowały kolejne najazdy. Polska utraciła jedną czwartą swojej ludności. Był to pogrom. Na ruinach miast mówiło się, że tylko wilki wyły. Ruina zniweczyła rozwój osiągnięty przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Straty były porównywalne do poniesionych przez Niemcy w wojnie trzydziestoletniej w XVI w. Majątki szlacheckie były splądrowane lub popalone, inwentarz zrabowany. Wielkie straty przyniosły wojny z początku XVIII w. w tzw. wojnie północnej Wszystko to zaważyło mocno na cofnięciu rozwojowym Polski. Czy można jednak tym ponurym zdarzeniom przypisywać główną przyczynę zacofania Polski? Tak tłumaczą to apologeci dawnych czasów. Przykład wydobywania się z klęsk wojennych w Niemczech i w Czechach świadczy, że ważniejsza jest zdolność podnoszenia się z upadku. W krajach tych następowała dość szybko poprawa sytuacji. Zabrakło w Polsce szczególnie ożywczej roli miast. Słabe mieszczaństwo, które stanowiło koło zamachowe wydobywania się upadku w Niemczech i w Czechach w Polsce nie odegrało żadnej roli.
Biskup Krasicki szydził: „Bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć a gdzieniegdzie domki”. Polska tkwiła w dalszym ciągu w gospodarce folwarczno pańszczyźnianej a to stało na przeszkodzie wydobywania się z katastrof. W XVIII w. nastąpiła niewielka stosunkowo poprawa. Zubożenie folwarku szlacheckiego nie oznaczało zaniku poddaństwa i pańszczyzny. Środek ciężkości przeniósł się jednak w stronę posiadłości magnackich tworzących ogromne latyfundia oparte na darmowej pracy. Pogłębiała się zależność szlachty od magnatów i wyzbywanie się części ziem. Skoro masa szlachecka była biedniejsza nie można było ściągać należytych podatków. Zabrakło pieniędzy na wojsko. Sejmowa władza szlachecka skupiona często wokół wybitnych rodów nie pozwalała na wzmocnienie państwa. Otwierały się wrota do rozbiorów.
W XVIII w. nastąpiły wewnątrz stanu szlacheckiego istotne zmiany, a mianowicie wyraźne rozwarstwienie. Stan ten osiągnął 10 proc. udział w ludności ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji wynosił on tylko 0,03 proc. Sama liczebność świadczy o oczywistych rozmiarach rzesz drobnej szlachty i liczebnym zmniejszeniu szlachty średniej. To otwierało pole dla wzrostu znaczenia wielkich rodów magnackich. Magnaci wykorzystywali możliwości tkwiące w republikańskim ustroju. Magnaci zdobyli poparcie wśród drobnej szlachty uzależniając ja od siebie przy pomocy różnego rodzaju korzyści, np. stanowiska w lokalnych instytucjach i we własnych folwarkach. Decydującym miejscem były sejmiki. Tam można było interes lokalny utożsamiać z interesem i postawą magnata. Szermował on hasłem „złotej wolności”, jako przeciwstawnej władzy królewskiej. Masy pracy pańszczyźnianej były zagarniane coraz częściej przez klucze folwarków magnackich.

Na marginesie
Mówiąc o czynnikach zacofania niepodobna pominąć uwsteczniającego panowania ideologii szlacheckiej. Znalazła ona wyraz w sarmatyzmie, jako ideologii tego stanu. Przyrodzoną jakoby wyższość stanu szlacheckiego wywodzono z jego rzekomego pochodzenia od starożytnych rycerzy - sarmatów. Dzisiaj nazwalibyśmy to rasizmem. Uroki tego stanu znajdowały swój wyrazisty wizerunek w cechach nazywanych przez Wańkowicza infantylnym „chciejstwem” biorącym życzenia za rzeczywistość W „Panu Tadeuszu” Mickiewicz napisał: „szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Dziedzictwo tego sposobu myślenia aż do dzisiaj uważa się za nieodrodne cechy Polaków. Megalomania narodowa i ksenofobia to, rzecz jasna, są znamieniem nie tylko wyłącznie polskości, ale zaszczepienie ich na naszym gruncie przyniosło długotrwałe i dotkliwe szkody.
Wśród czynników zacofania nie podobna pominąć roli kontrreformacji wraz z całym jej antyoświeceniowym bagażem. Protestantyzm będący według M. Webera duchem kapitalizmu ominął Polskę. Nakazy pracowitości, sumienności, obowiązkowości, poleganiu na własnych siłach nie stały się naszymi cechami, mówiąc oględnie.

Spóźniony kapitalizm
Rozwój kapitalizmu w zachodniej Europie wyrastał z potężniejącego znaczenia z tzw. Stanu Trzeciego, głównie mieszczaństwa. Stan ten obejmował coraz większe obszary życia dążąc do wyparcia tradycyjnych bastionów gospodarki feudalnej. Pozbawienie tego stanu wszelkich praw politycznych i postawienie barier do jego wzlotu doprowadziło do rewolucji najpierw w Anglii, ale głównie we Francji.
Słabość stanu trzeciego w Polsce sprawiała, że mieszczaństwo – burżuazja - nie była w stanie ani nie chciała żadnej rewolucji. Burżuazja ta nie stanowiła takiego antagonizmu stanu szlacheckiego jak we Francji czy Anglii. Starała się ona współżyć z klasą feudalną, zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Wystąpiły dwa wielkie zbieżne procesy. Pierwszym było zniesienie pańszczyzny i przekształcenie pracy przymusowej w pracę wolnej siły roboczej. Drugim był przekształcenie własności ziemskiej w towar. Ziemia stała się pieniądzem, była kupowana i sprzedawana. Folwark stał się przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Oba te procesy nie przebiegały w czystej postaci. Chłop stał się właścicielem niewielkiego gospodarstwa, ale pozostały liczne powiązania chłopa z dworem (serwituty, odrobki za użytkowanie ziemi itd.).
Wielka własność ziemska pozostająca po feudalizmie determinuje przebieg rozwoju kapitalizmu nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Europy wschodniej. Określa sam charakter, typ wyróżniający ustrój kapitalistyczny na tych obszarach. Oznacza on bowiem zrośnięcie kapitału pieniężnego, poprzez kredyty, z wielką własnością ziemską. Bolesław Prus genialnie uchwycił to zjawisko w „Lalce”, gdzie „Wokulski zginął przygnieciony złomami resztek feudalizmu”.
Ogromne znaczenie dla późniejszego rozwoju kapitalizmu w Polsce miała dynamiczna eksplozja przemian na Zachodzie. Wyraziło się to w handlu międzynarodowym podboju kolonii i ich rabunku, rozwoju transportu kolejowego, wielu dziedzin przemysłu. Miało to dwojakie konsekwencje. Pierwsza wynikała z braku tych czynników w Polsce. Wzrost kapitalizmu miał dokonywać się w oparciu o własny grunt, nie był organicznym tworem rodzimych sił wytwórczych. Drugą było pozostawanie kraju, jako zaplecza surowcowego, rynku zbytu i importu taniej siły roboczej. Kapitał zagraniczny w Polsce tworzył w wybranych gałęziach wyspy wysokiej techniki i organizacji. Wyspy te nie powodowały z reguły rewolucyjnych zmian w strukturze otaczającego go świata społecznego. Kapitalizm polski nie wyrastał z eliminowania tradycyjnych sfer sposobów produkcji. Rynek był zaspokajany przez pojedynczego szewca, krawca, stolarza, rymarza, kowala i oczywiście w niewielkich rozmiarach przez rolnika, jeśli posiadał skromne nadwyżki towarowe w swojej pozostającej ciągle w wielkiej mierze jeszcze gospodarce naturalnej.
Wielka fabryka kapitalistyczna nie wypierała drobnej wytwórczości w skali nawet w przybliżeniu podobnej, jak to stało się w zachodniej Europie. Rynek miał głównie charakter lokalny a nie ogólnokrajowy. Potencjału popytowego nie mógł tworzyć ani robotnik, gdyż był nieliczny, ani chłop, gdyż nie miał za co kupować. Chłop nie został wyparty z ziemi, ale jego głód ziemi był powszechny. W Kongresówce, a zwłaszcza w Galicji zachodziły procesy rozdrabniania na skutek dziedziczenia gospodarstwa przez kilku potomków. Pozostaliśmy krajem rolniczym. Jeszcze w 1938 r. ludność wiejska stanowiła 70 proc. ogólnej liczby, a w 1950 r. już w nowych granicach jeszcze 61,9 proc . Cały wielki proces urbanizacji, w którego wyniku w rolnictwie pozostało na zachodzie kilka lub kilkanaście procent ludności dokonywał się w Polsce z niemal stuletnim opóźnieniem. Ludność miejska w Polsce stanowiła przed wojną głównie małomiasteczkowe drobnomieszczaństwo. Wygląd tych miasteczek, ich ubóstwo i brzydota to także płody spóźnionego kapitalizmu.
Stopień rozwoju gospodarczego był głęboko zróżnicowany w trzech dzielnicach zaborów. Ujawniła się jego zależność od przekształcenia gospodarki folwarczno pańszczyźnianej w formy kapitalistyczne i powstawania gospodarki wolnych chłopów pracujących na własnej ziemi.
Przed pierwszą wojną światową dochód narodowy na 1 mieszkańca liczony w cenach bieżących wynosił w zaborze Pruskim 113 dolarów w zaborze rosyjskim 63 dol., w zaborze Austriackim 38 dol. . W zaborze Pruskim zniesiono już w 1806 r., w tzw. Regulationsedikt pod wpływem napoleońskiego kodeksu cywilnego. Oprócz tej odgórnej rewolucji późniejsze perspektywy rozwoju gospodarczego związane były z rynkiem Śląska. W Galicji pańszczyzna została zniesiona w latach trzydziestych XIX w. Pozostały tam jednak wielkie klucze majątków folwarcznych Lubomirskich, Tarnowskich, Potockich. Utrzymywali oni w półfeudalnej zależności masy szczególnie drobnych gospodarstw. Również gospodarstwa szlacheckie miały niewielkie obszary i trudno im było wygospodarować nadwyżki służące rozwojowi wytwórczości kapitalistycznej. Były więc wchłaniane często do arystokratycznych latyfundiów.
W zaborze rosyjskim uwłaszczenie chłopów nastąpiło dopiero w 1863 r. Po tym okresie miał miejsce znaczny rozwój przemysłu. Związane to było z otwarciem wielkiego rynku rosyjskiego, co przyniosło rozkwit Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. W 1840 r. Łódź liczyła 119 tys. mieszkańców a w 1890 r. już 315 tys. Można powiedzieć, że właśnie rynek zewnętrzny zastępował skutecznie mizerne rozmiary rynku wewnętrznego.
O ostatecznych rezultatach rozwoju gospodarczego możemy mówić na podstawie (niezbyt doskonałych) porównań dochodu narodowego na 1 mieszkańca w 1929 r. Wynosił on w Polsce 610 zł. W tym samym roku wynosił on we Francji 1810 zł, w Niemczech 1760 zł a w Wielkie Brytanii 1770 zł a więc nieco mniej niż 1/3 poziomu tych krajów. Było to powyżej poziomu osiąganego w krajach Bałkańskich (450 zł), a Ameryce Południowej i Środkowej (bez Argentyny) – 470 zł .

***
Przywołując źródła zacofania cywilizacyjnego naszego kraju ustrzeżemy się przed bałwochwalstwem jego przeszłości, czynów (i bezczynności) naszych przodków. Nie uchylamy się przed złożeniem pokłonu chwale naszego miecza i wielkości umysłów, których też nie brakowało. Oby jasna i ciemna strona naszej historii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu dzisiejszym.

Komandor

errata:
Oby jasna i ciemna strona naszej histerii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu jutrzejszym.



PS

errata 2
Oby ciemna i jasna strona mojej histerii przynosiły mniej światła dla mądrych poczynań w dniu wczorajszym.

Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:16, 20 Sie 2015    Temat postu:

komandor napisał:
komandor napisał:
[b]MOJE ŚWIADECTWO ZGONU


Już nie mam siły do Was. Żyjecie w jakimś matriksie. jakby wszytko samo za sprawą niewidzialnej ręki rynku spadało z nieba. Nie ważne zacofanie wielowiekowe, nie ważna zacofana struktura społeczna, gospodarcza, oświatowa sięgająca setek lat. Nie ważne zniszczenia wojenne, I. i II.
Nie! Pozostaje wiara, że jesteśmy biedni bo PRL i gdyby nie on to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, bilibyśmy bogaci i żarlibyśmy mięcho, zagryzając cukrem bez kartek i telefonami z telewizorami na przystawkę jadąc na wczasy nowym mercedesem.
I to wszyscy bez wyjątku. Nawet potomkowie parobków z czworaków i małorolnych oraz biedoty miejskiej.

Tak pstryk i już. A komuna to zniszczyła. Jesteście tak tępi, że nie rozumiecie, że bogactwo czy bieda narodów to efekt wielu splotów w ich historii, zaniechań, setek lat pracy i postępu. Nie. Dla was nadrobienie kilkusetletnich strat jest możliwe w 20 lat np.

No się dokształcie może trochę i poczytajcie znanych propagatorów i propagandzistów Stalinowskiech (bo tak go zaraz w swojej tępocie ich okrzykniecie);

Pierwszy komunista i tępak ekonomiczny. Przynajmniej przy takich tuzach intelektu i wiedzy jak Maniek i Kubuś -Stanisław Kuziński, prof. dr hab. ekonomista

Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego na zachodzie Europy nastąpił już w średniowieczu szybki rozwój miast i rynku, a w Polsce proces ten został zahamowany, nie pozwalając na rozkwit rodzimych sił wytwórczych? Wśród różnego rodzaju teorii wysuwa się na czoło rolę gospodarki folwarczno pańszczyźnianej od końca średniowiecza do wieku XIX. Dlaczego ta rola była tak paraliżująca i dlaczego tak długo trwała? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie stwierdzić musimy, że zapóźnienie Polski było już widoczne wcześniej, tj. przed rozrostem gospodarki folwarczno pańszczyźnianej. Różnica w tym wcześniejszym okresie nie była jeszcze tak ogromna jak w okresie, o którym mówimy.
Na zachodzie Europy po okresie wędrówki ludów (w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia 500-1000) i po odparciu najazdu arabskiego rozkwitły związki handlowe ze Wschodem i rozwój miast na południu i coraz bardziej na północy Europy. Czynnik ten nie mógł oddziaływać na ziemie polskie.
Folwark powstał z dawniejszych wspólnot wiejskich zgromadzonych wokół dworu szlacheckiego. Niewielkie jeszcze posiadłości szlacheckie stanowiły dziedzictwo nadań, które otrzymywali wojownicy – rycerze służący królowi. To oni stanowili siłę gromiącą Krzyżaków pod Grunwaldem. Poszerzanie gruntów szlacheckich następowało w rezultacie trzebienia lasów, zagospodarowania nieużytków i nowego osadnictwa. Tylko dwór mógł zapewnić środki dla nowych osadników. Folwark wynoszący przeciętnie 60 ha otoczony był drobnymi poletkami chłopów. Majątki kościelne osiągały kilkakrotnie większe rozmiary. Obraz taki mieli przed oczami nasi rodzice i był często tłem naszej literatury.

Przywileje szlacheckie – zaciskająca się obręcz
Formowanie się stanu szlacheckiego przez stanowienie przywilejów trwało aż do epoki rozbiorów. Okresy przed kolejnymi elekcjami na tron królewski dawały szlachcie sposobność wymuszania nowych przywilejów, z których wycofać się szlachta nie pozwalała. Przywileje dotyczyły zwolnień z podatków, obniżenia ich taryfy, zwalniania szlachcica ze stawania przed sądem królewskim. Już w 1518 r. zniesiono kompetencje tych sądów w sprawach pomiędzy panem i chłopem. Ci zaś podlegali sądowi swego pana. W ten sposób uwieczniono poddaństwo chłopów. Natomiast obowiązki odrabiania pańszczyzny dla dworu wynosiły 2 dni w tygodniu od dwułamowego gospodarstwa. Tak stanowił statut przyjęty w 1520 r. w Toruniu. W ustroju stanowym tylko szlachta posiadała wszystkie prawa polityczne. Ten ustrój właśnie był uznany za praźródło zacofania Polski. Dlaczego gospodarka folwarczno pańszczyźniana stanowiąca bazę tego ustroju trwała na ziemiach polskich tak długo?

Handel zbożowy
Dochodzimy tu do wzajemnie powiązanych procesów. Powstał nowy potężny czynnik umacniający strukturalnie i pogłębiający trwałość tego ustroju, popyt na zboże na zachodzie Europy. Rozwój tamtejszych miast umacniał pozycję folwarku pańszczyźnianego. Cała produkcja niezbędna do utrzymania siły roboczej wytwarzana była w zamkniętym naturalnym kręgu gospodarki chłopskiej. Cała produkcja dodatkowa była wytwarzana jako towar przez folwark. Były to dwa odrębne światy. Chłop nie wytwarzał na rynek i nie mógł nic kupić, szlachcic swoją nadwyżkę nie miał gdzie sprzedać jak tylko na rynku zagranicznym. Możliwości sprzedaży pojawiły się wraz ze wzrostem cen na zboże. Kupcy, głównie Holendrzy, zapuszczali się coraz dalej. Miasto hanzeatyckie Gdańsk stało się główną siedzibą tego handlu. Całe dorzecze Wisły a więc Narew. Bug, San, Pilica, Wieprz, Dunajec, Wisłoka dostarczał zbóż do tej stolicy Prus Królewskich. Było to możliwe po pokonaniu zakonu Krzyżackiego i inkorporacji tej nowej prowincji do Korony (Hołd Pruski) Obliczono, że eksport wzrósł w okresie 1490-1618 z 15 tys. do 300 tys. ton . Dostawy zbóż pochodziły głównie z kilku wsi należących do średniego szlachcica. Z czasem zwiększył się udział eksportu z dóbr magnackich opierającego się także na pracy chłopów pańszczyźnianych.
Odmienna sytuacja miała miejsce w Wielkopolsce. Możliwości zbytu za granicą z braku spławnych rzek były nader ograniczone. Konieczne było szukanie możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym. Przeważały w tej dziedzinie szlacheckie folwarki dwuwioskowe zmuszające do staranniejszych zabiegów o wyniki gospodarcze. Jednocześnie brak było wielkich posiadłości magnackich, dla nich terenem ekspansji były wschodnie rubieży Królestwa i Litwy. Te czynniki powodowały, że już w XV w. zarysowała się istotna różnica poziomu gospodarczego pomiędzy zachodnią a centralną i wschodnią częścią kraju .
O znaczeniu handlu zbożem świadczy także rozwój samego Gdańska, którego ludność w 1600 r. wynosiła 50 tys. a więc 5-krotnie więcej niż stołeczny Kraków. Każda wyprawa do Gdańska była ważnym wydarzeniem w życiu szlachcica. Pozostawiało ono wrażenia nawet dla następnych pokoleń, których życie ograniczało się do własnego folwarku. Barwne, tętniące obcymi językami, dziwne życie pozostawiło jednak niewielkie ślady w zasiedziałej swojskości. Decydujące znaczenie miała hierarchia wartości, którą wyznawał szlachcic. Spokojny żywot szlachcica przeciwstawiał niebezpieczeństwu żywota żeglarza. Bogactwo dające ojczysty zagon pozwalało na złudzenie, że blask przywożony przez okręty nie jest nic wart. „Polak może nie wiedzieć, co to morze, gdy pilnie orze” to znane powiedzenie poety XVI w. Klonowicza.
Ponieważ ani szlachcic ani chłop nie sprzedawali na rynek wewnętrzny, to również zakupy ograniczały się do skromnych rodzimych wytworów. Powstawały małe rynki lokalne ograniczające często swa działalność do dni targowych. Ubogi też był zestaw towarów; płótno lniane, proste obuwie, skóry, owce, wiejskie kowalstwo. Przedmioty zbytku, biżuteria, meble, sukno, książki, jedwabie, aksamity pochodziły z importu.
Co się działo z pieniędzmi otrzymywanymi przez szlachcica za wywóz zboża? Niewielka tylko część przeznaczona była na zakup towarów sprowadzanych przez kupców gdańskich. Stosunek wartości eksportu do importu wynosił jak 5:1. Pieniądze za eksport zboża nie tworzyły nadwyżki zdolnej do stworzenia nowych warsztatów pracy, nie bogaciły mieszczan i miast. Oprócz lokaty pieniędzy w dobra konsumpcyjne, szlachta i magnateria pieniądze wydatkowały na południowy wschód, gdzie służyły rozszerzaniu posiadłości ziemskich i na atrakcyjne towary importowane ze Wschodu (np. tureckie kobierce zdobiące komnaty możnych).
Upadek handlu zbożowego w pierwszej połowie wieku XVI związany był ze spadkiem popytu i cen na zboże na zachodzie Europy, co związane było z nowymi możliwościami produkcji zbóż, głębsza orka, żelazny pług, osuszanie mokradeł.
Paradoksalnie spadek zysków z eksportu zboża stał się bodźcem do zwiększenia powinności chłopów dla folwarków. Szlachcic miał tylko jeden sposób rekompensaty strat: zwiększenie pracy chłopskiej. Zboże nie było więc najlepszym towarem, na którym można było opierać rozwój gospodarki. O wiele lepszym okazały się więc owce w Anglii i żelazo w Szwecji. Oczywiście nie fizyczne właściwości towaru decydowały o jego gospodarczej roli, lecz stosunki społeczne, które tworzyły warunki dla ich wytwarzania. Można byłoby wyobrazić sobie uprawę roli dla pieniądza i rynku w oparciu o wolna siłę roboczą. Katastrofalny upadek gospodarki w XVII w. powstawał nie tylko na skutek upadku eksportu zboża, choć uważa się to za jedną z przyczyn.
Popyt na zboże wzrastał i jego ceny także aż do początku XVI w. Stanowiło to silną presje zwiększanie ciężarów pańszczyzny. Zobowiązania chłopów wzrastały aż do 5 dni w tygodniu. W historii przyjęto pojęcie wtórnego feudalizmu. Chłop pracował wyłącznie na rzecz swego pana. Był do tego zmuszony pod groźba rugowania z ziemi. Utrzymywanie niewielkiego własnego gospodarstwa spoczywało na kobietach i dzieciach. Ponieważ technika uprawy była nader prymitywna a zbiory z jednostki powierzchni dawały tylko 2-3-krotność zasianego zboża – każdy nieurodzaj prowadził do głodu. Ratunek przynosiła czasem łaska pańska.

Nowa katastrofa – wojny
Przyniosły ją wojny szwedzkie i kozackie. W latach 1648-1667 następowały kolejne najazdy. Polska utraciła jedną czwartą swojej ludności. Był to pogrom. Na ruinach miast mówiło się, że tylko wilki wyły. Ruina zniweczyła rozwój osiągnięty przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Straty były porównywalne do poniesionych przez Niemcy w wojnie trzydziestoletniej w XVI w. Majątki szlacheckie były splądrowane lub popalone, inwentarz zrabowany. Wielkie straty przyniosły wojny z początku XVIII w. w tzw. wojnie północnej Wszystko to zaważyło mocno na cofnięciu rozwojowym Polski. Czy można jednak tym ponurym zdarzeniom przypisywać główną przyczynę zacofania Polski? Tak tłumaczą to apologeci dawnych czasów. Przykład wydobywania się z klęsk wojennych w Niemczech i w Czechach świadczy, że ważniejsza jest zdolność podnoszenia się z upadku. W krajach tych następowała dość szybko poprawa sytuacji. Zabrakło w Polsce szczególnie ożywczej roli miast. Słabe mieszczaństwo, które stanowiło koło zamachowe wydobywania się upadku w Niemczech i w Czechach w Polsce nie odegrało żadnej roli.
Biskup Krasicki szydził: „Bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć a gdzieniegdzie domki”. Polska tkwiła w dalszym ciągu w gospodarce folwarczno pańszczyźnianej a to stało na przeszkodzie wydobywania się z katastrof. W XVIII w. nastąpiła niewielka stosunkowo poprawa. Zubożenie folwarku szlacheckiego nie oznaczało zaniku poddaństwa i pańszczyzny. Środek ciężkości przeniósł się jednak w stronę posiadłości magnackich tworzących ogromne latyfundia oparte na darmowej pracy. Pogłębiała się zależność szlachty od magnatów i wyzbywanie się części ziem. Skoro masa szlachecka była biedniejsza nie można było ściągać należytych podatków. Zabrakło pieniędzy na wojsko. Sejmowa władza szlachecka skupiona często wokół wybitnych rodów nie pozwalała na wzmocnienie państwa. Otwierały się wrota do rozbiorów.
W XVIII w. nastąpiły wewnątrz stanu szlacheckiego istotne zmiany, a mianowicie wyraźne rozwarstwienie. Stan ten osiągnął 10 proc. udział w ludności ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji wynosił on tylko 0,03 proc. Sama liczebność świadczy o oczywistych rozmiarach rzesz drobnej szlachty i liczebnym zmniejszeniu szlachty średniej. To otwierało pole dla wzrostu znaczenia wielkich rodów magnackich. Magnaci wykorzystywali możliwości tkwiące w republikańskim ustroju. Magnaci zdobyli poparcie wśród drobnej szlachty uzależniając ja od siebie przy pomocy różnego rodzaju korzyści, np. stanowiska w lokalnych instytucjach i we własnych folwarkach. Decydującym miejscem były sejmiki. Tam można było interes lokalny utożsamiać z interesem i postawą magnata. Szermował on hasłem „złotej wolności”, jako przeciwstawnej władzy królewskiej. Masy pracy pańszczyźnianej były zagarniane coraz częściej przez klucze folwarków magnackich.

Na marginesie
Mówiąc o czynnikach zacofania niepodobna pominąć uwsteczniającego panowania ideologii szlacheckiej. Znalazła ona wyraz w sarmatyzmie, jako ideologii tego stanu. Przyrodzoną jakoby wyższość stanu szlacheckiego wywodzono z jego rzekomego pochodzenia od starożytnych rycerzy - sarmatów. Dzisiaj nazwalibyśmy to rasizmem. Uroki tego stanu znajdowały swój wyrazisty wizerunek w cechach nazywanych przez Wańkowicza infantylnym „chciejstwem” biorącym życzenia za rzeczywistość W „Panu Tadeuszu” Mickiewicz napisał: „szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Dziedzictwo tego sposobu myślenia aż do dzisiaj uważa się za nieodrodne cechy Polaków. Megalomania narodowa i ksenofobia to, rzecz jasna, są znamieniem nie tylko wyłącznie polskości, ale zaszczepienie ich na naszym gruncie przyniosło długotrwałe i dotkliwe szkody.
Wśród czynników zacofania nie podobna pominąć roli kontrreformacji wraz z całym jej antyoświeceniowym bagażem. Protestantyzm będący według M. Webera duchem kapitalizmu ominął Polskę. Nakazy pracowitości, sumienności, obowiązkowości, poleganiu na własnych siłach nie stały się naszymi cechami, mówiąc oględnie.

Spóźniony kapitalizm
Rozwój kapitalizmu w zachodniej Europie wyrastał z potężniejącego znaczenia z tzw. Stanu Trzeciego, głównie mieszczaństwa. Stan ten obejmował coraz większe obszary życia dążąc do wyparcia tradycyjnych bastionów gospodarki feudalnej. Pozbawienie tego stanu wszelkich praw politycznych i postawienie barier do jego wzlotu doprowadziło do rewolucji najpierw w Anglii, ale głównie we Francji.
Słabość stanu trzeciego w Polsce sprawiała, że mieszczaństwo – burżuazja - nie była w stanie ani nie chciała żadnej rewolucji. Burżuazja ta nie stanowiła takiego antagonizmu stanu szlacheckiego jak we Francji czy Anglii. Starała się ona współżyć z klasą feudalną, zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Wystąpiły dwa wielkie zbieżne procesy. Pierwszym było zniesienie pańszczyzny i przekształcenie pracy przymusowej w pracę wolnej siły roboczej. Drugim był przekształcenie własności ziemskiej w towar. Ziemia stała się pieniądzem, była kupowana i sprzedawana. Folwark stał się przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Oba te procesy nie przebiegały w czystej postaci. Chłop stał się właścicielem niewielkiego gospodarstwa, ale pozostały liczne powiązania chłopa z dworem (serwituty, odrobki za użytkowanie ziemi itd.).
Wielka własność ziemska pozostająca po feudalizmie determinuje przebieg rozwoju kapitalizmu nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Europy wschodniej. Określa sam charakter, typ wyróżniający ustrój kapitalistyczny na tych obszarach. Oznacza on bowiem zrośnięcie kapitału pieniężnego, poprzez kredyty, z wielką własnością ziemską. Bolesław Prus genialnie uchwycił to zjawisko w „Lalce”, gdzie „Wokulski zginął przygnieciony złomami resztek feudalizmu”.
Ogromne znaczenie dla późniejszego rozwoju kapitalizmu w Polsce miała dynamiczna eksplozja przemian na Zachodzie. Wyraziło się to w handlu międzynarodowym podboju kolonii i ich rabunku, rozwoju transportu kolejowego, wielu dziedzin przemysłu. Miało to dwojakie konsekwencje. Pierwsza wynikała z braku tych czynników w Polsce. Wzrost kapitalizmu miał dokonywać się w oparciu o własny grunt, nie był organicznym tworem rodzimych sił wytwórczych. Drugą było pozostawanie kraju, jako zaplecza surowcowego, rynku zbytu i importu taniej siły roboczej. Kapitał zagraniczny w Polsce tworzył w wybranych gałęziach wyspy wysokiej techniki i organizacji. Wyspy te nie powodowały z reguły rewolucyjnych zmian w strukturze otaczającego go świata społecznego. Kapitalizm polski nie wyrastał z eliminowania tradycyjnych sfer sposobów produkcji. Rynek był zaspokajany przez pojedynczego szewca, krawca, stolarza, rymarza, kowala i oczywiście w niewielkich rozmiarach przez rolnika, jeśli posiadał skromne nadwyżki towarowe w swojej pozostającej ciągle w wielkiej mierze jeszcze gospodarce naturalnej.
Wielka fabryka kapitalistyczna nie wypierała drobnej wytwórczości w skali nawet w przybliżeniu podobnej, jak to stało się w zachodniej Europie. Rynek miał głównie charakter lokalny a nie ogólnokrajowy. Potencjału popytowego nie mógł tworzyć ani robotnik, gdyż był nieliczny, ani chłop, gdyż nie miał za co kupować. Chłop nie został wyparty z ziemi, ale jego głód ziemi był powszechny. W Kongresówce, a zwłaszcza w Galicji zachodziły procesy rozdrabniania na skutek dziedziczenia gospodarstwa przez kilku potomków. Pozostaliśmy krajem rolniczym. Jeszcze w 1938 r. ludność wiejska stanowiła 70 proc. ogólnej liczby, a w 1950 r. już w nowych granicach jeszcze 61,9 proc . Cały wielki proces urbanizacji, w którego wyniku w rolnictwie pozostało na zachodzie kilka lub kilkanaście procent ludności dokonywał się w Polsce z niemal stuletnim opóźnieniem. Ludność miejska w Polsce stanowiła przed wojną głównie małomiasteczkowe drobnomieszczaństwo. Wygląd tych miasteczek, ich ubóstwo i brzydota to także płody spóźnionego kapitalizmu.
Stopień rozwoju gospodarczego był głęboko zróżnicowany w trzech dzielnicach zaborów. Ujawniła się jego zależność od przekształcenia gospodarki folwarczno pańszczyźnianej w formy kapitalistyczne i powstawania gospodarki wolnych chłopów pracujących na własnej ziemi.
Przed pierwszą wojną światową dochód narodowy na 1 mieszkańca liczony w cenach bieżących wynosił w zaborze Pruskim 113 dolarów w zaborze rosyjskim 63 dol., w zaborze Austriackim 38 dol. . W zaborze Pruskim zniesiono już w 1806 r., w tzw. Regulationsedikt pod wpływem napoleońskiego kodeksu cywilnego. Oprócz tej odgórnej rewolucji późniejsze perspektywy rozwoju gospodarczego związane były z rynkiem Śląska. W Galicji pańszczyzna została zniesiona w latach trzydziestych XIX w. Pozostały tam jednak wielkie klucze majątków folwarcznych Lubomirskich, Tarnowskich, Potockich. Utrzymywali oni w półfeudalnej zależności masy szczególnie drobnych gospodarstw. Również gospodarstwa szlacheckie miały niewielkie obszary i trudno im było wygospodarować nadwyżki służące rozwojowi wytwórczości kapitalistycznej. Były więc wchłaniane często do arystokratycznych latyfundiów.
W zaborze rosyjskim uwłaszczenie chłopów nastąpiło dopiero w 1863 r. Po tym okresie miał miejsce znaczny rozwój przemysłu. Związane to było z otwarciem wielkiego rynku rosyjskiego, co przyniosło rozkwit Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. W 1840 r. Łódź liczyła 119 tys. mieszkańców a w 1890 r. już 315 tys. Można powiedzieć, że właśnie rynek zewnętrzny zastępował skutecznie mizerne rozmiary rynku wewnętrznego.
O ostatecznych rezultatach rozwoju gospodarczego możemy mówić na podstawie (niezbyt doskonałych) porównań dochodu narodowego na 1 mieszkańca w 1929 r. Wynosił on w Polsce 610 zł. W tym samym roku wynosił on we Francji 1810 zł, w Niemczech 1760 zł a w Wielkie Brytanii 1770 zł a więc nieco mniej niż 1/3 poziomu tych krajów. Było to powyżej poziomu osiąganego w krajach Bałkańskich (450 zł), a Ameryce Południowej i Środkowej (bez Argentyny) – 470 zł .

***
Przywołując źródła zacofania cywilizacyjnego naszego kraju ustrzeżemy się przed bałwochwalstwem jego przeszłości, czynów (i bezczynności) naszych przodków. Nie uchylamy się przed złożeniem pokłonu chwale naszego miecza i wielkości umysłów, których też nie brakowało. Oby jasna i ciemna strona naszej historii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu dzisiejszym.

Komandor

errata:
Oby jasna i ciemna strona naszej histerii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu jutrzejszym.





PS

errata 2
Oby ciemna i jasna strona mojej histerii przynosiły mniej światła dla mądrych poczynań w dniu wczorajszym.




PSPS

errata 3
w ciemnym świetle dnia wczorajszego chodziło oczywiście o nasze tyłki a nie przodki


Komandor, środa
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:20, 20 Sie 2015    Temat postu:

Kolejny komunista, stalinista i propagandzista gminnej organizacji partyjnej i tępak:

Piotr Arak

Cytat:
Jest analitykiem think-tanku Polityka Insight. Wcześniej pracował w Programie Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) nad opracowaniem Lokalnego Wskaźnika Rozwoju Społecznego w Polsce, a także w KPRM i Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. Jest ekspertem ds. polityki publicznej inicjatywy United Nations Global Compact. Pracował nad wieloma raportami, m.in. „Polska 2030. Wyzwania Rozwojowe” i „Młodzi 2011”.

Absolwent Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW.


Ze względu na wiek tęskni za komizmem jak ja i jest zindokrywowany w czasach PRL więc pisze tak:

Cytat:
Dlaczego Polska jest relatywnie biednym krajem

Co sprawiło, że kraje Zachodu mogły przeobrazić się w potęgi gospodarcze, a Polska, mimo wielu wysiłków, pozostała krajem o średnio-niskim poziomie zamożności. Według projekcji PwC, Polska dochodem per capita dogoni państwa Europy Zachodniej dopiero w 2050 r.
Na przestrzeni dziejów Polska gospodarka wielokrotnie podlegała gruntownym przeobrażeniom. A charakter tych przemian zadecydował o tym, w jakim czasie rozwijały się i w jakim stopniu były wykorzystywane w Polsce różne istotne dla gospodarki czynniki produkcji, takie jak ziemia i surowce naturalne, praca, czyli wysiłek ludzki włożony w wytworzenie danego dobra oraz kapitał trwały, czyli dobra wytworzone uprzednio, a używane do produkcji innych dóbr (fabryki etc.).

Przypomnę też, że nasza rodzima, powojenna akumulacja kapitału zaczęła się tak naprawdę od 1988 r., kiedy to weszła w życie ustawa o działalności gospodarczej, opracowana według projektu ówczesnego ministra przemysłu Mieczysława Wilczka. Umożliwiła ona każdemu obywatelowi Polski podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach i doprowadziła do aktywizacji ogromnych rzesz drobnych przedsiębiorców.

Mała gospodarka

Po przeszło 20 latach Polska jest innym krajem, ale nadal 24 gospodarką świata. Przez ten czas awansowaliśmy zaledwie o jedną pozycję, wyprzedzaliśmy np. Austrię. W 1990 r. nasze PKB było 25. na świecie.

Licząc PKB per capita (według siły nabywczej) uzyskujemy w globalnych zestawieniach wynik jeszcze gorszy. W 1990 r. Polska była na 52 miejscu wśród blisko 200 ówcześnie istniejących krajów. Wyprzedzało nas wiele państw z małą liczbą mieszkańców, posiadających bogate zasoby naturalne takie jak ropa i gaz oraz kraje, które tworząc preferencyjne warunki inwestycyjne ściągały bogaczy z innych regionów świata. Pierwsza pozycja należała wtedy do Emiratów Arabskich.

Dziś polskie PKB per capita daje nam 48 miejsce na świecie, a przesunięcie w górę listy o cztery pozycje jest słabą pociechą. Pierwszym w tym rankingu jest Luksemburg, a Polskę wyprzedza większość krajów Unii Europejskiej. Wśród krajów dawnego bloku wschodniego jesteśmy zamożniejsi od Łotyszy, Rumunów, Bułgarów i Białorusinów, ale biedniejsi od Czechów, Węgrów, Estończyków czy Litwinów.

Zestawienie obu „rankingów” i porównanie 24 pozycji na świecie pod względem wielkości PKB z 48. miejscem z PKB na głowę mieszkańca wskazuje aż nadto wymownie, że Polska gospodarka jest relatywnie mała i w przeliczeniu na obywateli ten dobrobyt się nie powiększa, a jeszcze maleje.


Gdzie szukać przyczyn tego zjawiska? Proponuję przyjrzeć się zarówno historii jak i czynnikom produkcji, które w zasadniczy sposób wpływają na poziom dobrobytu, a odbiegają od wartości w innych krajach.



Zapóźnione rolnictwo

W USA rolnictwo było tym sektorem gospodarki, który w okresie rewolucji przemysłowej znakomicie wsparł rozkwit krajowego przemysłu, usług i handlu. W Europie ten wpływ był raczej neutralny, natomiast w Polsce rolnictwo w zasadzie hamowało rozwój gospodarczy.

W Europie system feudalny doprowadził do głębokich dysproporcji w posiadaniu zasobów ziemi. Głód ziemi ograniczał rozwój przemysłu, handlu i usług. Nowe technologie podnoszące plony mogły znaleźć zastosowanie jedynie w dużych majątkach ziemskich, pozostawiając gospodarstwa chłopskie w stanie technicznego letargu. Przez to, że tylko część rolników było stać na zakup nowych maszyn takich, jak choćby traktory, które w Stanach Zjednoczonych pojawiły się wraz z samochodami, spowodowało, że europejski przemysł produkujący środki dla rolnictwa napotykał na poważną barierę popytową na rodzimym rynku. Sytuacja ta zmieniła się dopiero po podbiciu przez państwa europejskie dużych kolonii w Afryce i Azji.

W USA pionierzy, zasiedlający nowe tereny, mogli bez przeszkód obejmować tak duże połacie ziemi, jakie byli w stanie obrobić. Produkcja była na tyle wysoka, że istniały warunki do pierwotnej akumulacji (oszczędności). Farmerzy mogli dokonywać inwestycji technologicznych jeszcze bardziej zwiększając swoją produktywność.

Polska nawet na tle Europy nie wypada zbyt dobrze. Po I Wojnie Światowej z rolnictwa utrzymywało się 64 proc. Polaków. Tymczasem jak wynika ze wszystkich analiz Banku Światowego i innych organizacji międzynarodowych, im więcej osób żyje z pracy na roli, tym niższy jest ogólny poziom rozwoju gospodarczego i społecznego danego kraju. Na 40 państw, które ówcześnie dysponowały odpowiednią statystyką pozwalającą je porównywać, w gorszej od nas sytuacji znajdowały się jedynie Liberia, Abisynia, Rosja oraz Turcja. Wśród państw najbardziej rozwiniętych odsetek ludności zatrudnionej w rolnictwie wahał się od 12 proc. w Wielkiej Brytanii do 40 proc. we Francji.

Tuż przed wybuchem II Wojny Światowej polska wieś była nadal przeludniona, a z pracy na roli utrzymywało się około 60 proc. ludności. Po wojnie migracja ze wsi do miast przyspieszyła, ale w innych rozwiniętych krajach proces ten był znacznie głębszy. We Francji w parę lat po drugiej wojnie z rolnictwa żyło tylko 25 proc. społeczeństwa. Podobnie było w krajach względnie zacofanych: w Szwecji – odsetek ten spadł z 55 proc. do 22 proc., w Austrii – z 57 proc. do 30 proc. W połowie XX w. w najbardziej rozwiniętych krajach Europy pracowało w rolnictwie od 6 do 15 proc. ludności. W Polsce dopiero teraz doszliśmy do 12 proc.

Naszym hamulcem jest też produktywność rolna. Znaczące inwestycje w obszary wiejskie (od 11 do 30 proc. wartości ogółu inwestycji w wyposażenie techniczne, budynki i maszyny), kontraktacja dostaw, czy przeprowadzona reforma rolna, która zapewniła kilkuset tysiącom rodzin własne gospodarstwa, rozwój przemysłu i miast, umożliwiający wchłonięcie części ludności wiejskiej, wszystko to sprawiło, że bardzo szybko nastąpiła diametralna poprawa. W 1935 r. różnica w produktywności rolnej z jednego hektara między Polską a Niemcami wynosiła 49 proc., w 1989 r. spadła do 39 proc. Choć od 2004 r. postęp umożliwiła między innymi Wspólna Polityka Rolna w ramach Unii Europejskiej, Polska przestała nadążać za liderami. Ostatnio dystans dzielący nad od Niemców wzrósł – różnica produktywności sięga obecnie 52 proc.

Przemysł 130 lat po Wielkiej Brytanii

Rewolucja przemysłowa zmieniła całkowicie oblicze ówczesnych gospodarek i społeczeństw, podnosząc standard życia na niespotykany dotychczas poziom. Dla historyków wyznacznikami postępu było wydobycie węgla (potrzebnego do pieców hutniczych) oraz produkcja żelaza. Dopiero osiągnięcie pewnego pułapu produkcji żelaza pozwalało bowiem na wszechstronny rozwój przemysłu, a w ślad za nim, na rozwój handlu.

Produkcja żelaza w poszczególnych krajach przekraczała barierę 25 kg per capita w różnych okresach. Zestawiając dane można zauważyć, iż te kraje, które najszybciej pokonały „żelazny” próg przodowały ekonomicznie i społecznie w gospodarce światowej. Wielka Brytania dokonała tego w 1820 r., Belgia – w 1840 r., USA – w 1850 r., Francja – w 1860 r., Niemcy – w 1870 r., Japonia – w 1925 r. Polska, natomiast, osiągnęła go dopiero w połowie lat 50. XX w.

[aż mnie swędzi by dodać - dzięki komunie. K.]



W okresie 1944-1989 władze socjalistyczne postawiły na szybki rozwój przemysłu. W ówczesnej sytuacji politycznej i gospodarczej inwestycje przemysłowe, na początku zwłaszcza w przemysł ciężki, były warunkiem wyciągnięcia nas z zacofania, sięgającego na niektórych obszarach nawet kilku wieków. Przy tej okazji wzrost gospodarczy w porównaniu z innymi państwami zachodnimi był oszołamiający, co zauważał Paul Samuelson w swoich pierwszych podręcznikach do ekonomii.

[ o nie muszę dodawać, stary komuch Arak sam zauważył]

Liczba nowych bądź całkowicie zmodernizowanych zakładów przemysłowych sięgała w tym okresie 10 tysięcy. W książce „Oni”, zawierającej wywiady Teresy Torańskiej z dygnitarzami PRL, jest ciekawy fragment dotyczący industrializacji i „Planu 6-letniego”. Jakub Berman mówi: „Nasz plan 6-letni pierwotnie musieliśmy modyfikować przecież nie dlatego, że chcieliśmy, ale dlatego, że zimna wojna nas do tego zmuszała, narzucając zwiększenie zbrojeń i zmieniając wcześniej ustalone proporcje wydatków, co prowadziło do obniżenia stopy życiowej (…) zdecydowaliśmy się na dynamiczny rozwój i pozostawało nam jedno wyjście: jak manewrować, by zbytnio nie obniżyć stopy życiowej robotnika i jednocześnie zbudować jak najwięcej zakładów, które będą procentować w przyszłości”.

Cały proces uprzemysłowienia socjalistycznego był realizowany z wieloma błędami, do których zresztą komuniści się przyznawali, ale należy docenić jego impet i znaczenie dla późniejszego rozwoju Polski. Zwłaszcza, że aż do lat 90. XX w. i liberalizacji rynku nie było tak dużego programu reform i akumulacji kapitału trwałego potrzebnego dla procesów produkcji.

Niska wartość pracy

W 2011 r. statystyczny Polak pracował w sumie 1937 godzin. Według danych OECD daje to nam wysokie, siódme miejsce tuż za Węgrami (1980), Rosją (1981 godzin), Grecją (2032), Chile (2047), Koreą Płd. (2090), czy Meksykiem (2250). Pod względem czasu spędzonego w pracy zdecydowanie wyprzedzamy takie kraje, jak Czechy (1774 godzin), Turcję (1877), Japonię (1728), Hiszpanię (1690) czy Irlandię (1543). Średnia dla wszystkich krajów OECD wyniosła 1776 godzin, jest więc o 161 godzin niższa od polskiej.

Mimo, że nasza wydajność wzrasta w tempie 3-4 proc. rocznie, to wciąż jesteśmy jednym z najmniej produktywnych krajów w Unii Europejskiej. Część ekspertów zwraca uwagę na to, że mamy archaiczne przepisy regulujące czas pracy, nakłady na prace badawczo-rozwojowe są za małe, a jakość miejsc pracy niedostateczna.

To wszystko prawda, ale istotniejszym zarzutem jest pracochłonność procesu produkcji, typowa dla grupy państw, do których się zaliczamy, takich jak Rosja, Węgry czy Meksyk. Polska wytwarza raczej dobra niskoprzetworzone. Przez to proces produkcji jest bardziej napędzany tanią siłą roboczą, a nie nowymi technologiami. To oczywiście będzie musiało się zmieniać w najbliższych latach, ale na razie pozostaje kluczowym czynnikiem, z powodu którego praca jest nisko opłacana. Potwierdzeniem zachodzących zmian jest to, że coraz krócej pracujemy – w 2009 r. było to przeszło 2000 godzin i byliśmy wtedy trzecim państwem na świecie.

Niski poziom akumulacji kapitału

W czasach PRL nie można było gromadzić dewiz, ani prowadzić otwartej wymiany walutowej. Upaństwowiony proces produkcji uniemożliwiał tworzenie indywidualnej nadwyżki i akumulację kapitału, podobnie jak ograniczone prawo własności i obrotu na przykład nieruchomości. Tymczasem dla możliwości realizacji inwestycji poziom zakumulowanych środków finansowych w gospodarce jest niesłychanie ważny. Credit Suisse raz na rok przygląda się różnym krajom, by ocenić bogactwo w nich gromadzone. Zebrane dane publikuje w tzw. „Wealth Report”.

W Polsce zadłużenie przeciętnego gospodarstwa domowego sięga 20 proc. wartości wszystkich jego aktywów, co jest dosyć typowe dla naszego regionu. Jesteśmy podobnie zadłużeni, co Węgrzy lub Czesi. Obecna recesja gospodarcza Polaków nie ominęła, ale uderzyła w nas mniej boleśnie niż w innych. W 2012 r. aktywa przeciętnego gospodarstwa domowego spadły o 18 proc. w porównaniu z 2011 r., podczas gdy na Węgrzech zmniejszyły się o 25 proc. a w Rumunii aż o 36 proc.

Smutne, ale jako obywatele wciąż nie jesteśmy jeszcze dostatecznie zamożni, by należeć do 1 proc. światowej czołówki. Mamy za mało prawdziwych krezusów – próżno szukać Polaków na listach najbogatszych ludzi globu. Posiadamy jedynie swoich reprezentantów w grupie 10 proc. najzamożniejszych. Jest jednak kolejne „ale”, bo ich liczba spadła w wyniku kryzysu, co oznacza, że fortuny zdobyte w Polsce nie mają tak trwałych podstaw, jak w przypadku innych państw, gdzie krezusów przybywa.

Napawa jednak optymizmem to, że według prognozy Credit Suisse do 2017 r. przybędzie w Polsce 40 tys. milionerów (w dol.). W 2012 r. było ich 38 tys., za pięć lat ma być 78 tys. Podwojenie liczby najbogatszych może oznaczać, że Polacy coraz lepiej potrafią sobie radzić w kryzysie.

Po dekadach tworzenia podstawowego czynnika produkcji, jakim jest kapitał trwały w postaci fabryk, zasobów i możliwości ich wykorzystania, wreszcie przychodzi okres, w którym Polacy akumulują więcej kapitału (widać to także po wskaźnikach oszczędności per capita).

Pozostaje nam czekać na to, by rozwój technologii zwiększył produktywność pracy Polaków i byśmy produkowali bardziej skomplikowane dobra. Umożliwi nam to też absorbcję „nadliczbowego” kapitału ludzkiego, który jest efektem boomu edukacyjnego.

Co zrobić, by Polacy byli bogatsi

Większość zaleceń znajduje się w raportach Światowego Forum Gospodarczego, czy raportach „Doing Business” Banku Światowego. Redukując ograniczenia przedsiębiorczości, zmniejszając obowiązki informacyjne firm, czy dając zachęty podatkowe do inwestowania. Choć jak udowadnia Daron Acemoglu, w swojej książce „Why Nations Fail”, najważniejsze są stabilne, polityczne instytucje demokratyczne.

Można też zwiększyć stopę oszczędzania, bo akumulacja środków jest kluczowa zgodnie z klasycznym modelem wzrostu gospodarczego Roberta Solow. Na lokatach i kontach oszczędnościowych w polskich bankach leży niemal 500 mld zł (106 mld euro). Mniej więcej tyle mają bogaci Norwegowie, ale jest ich osiem razem mniej niż Polaków. Niemcy odłożyli ponad 1,7 bln euro. To szesnaście razy więcej niż Polacy, a przypomnijmy, że Niemców jest tylko dwa razy więcej niż nas. Średnie oszczędności na lokacie Polaka to 2,8 tys. euro (ok. 12 tys. zł) – aż 9 razy mniej niż ma Belg i dwa razy mniej niż posiada Czech.

Oszczędności są zaś motorem gospodarki, bo istnieje szansa, że bank pożyczy je zmyślnemu przedsiębiorcy. Wybór między natychmiastową konsumpcją a oszczędzaniem może być porównany do wyboru iPada teraz, a urządzeniem, które wyprodukuje wiele takich iPadów w przyszłości.

Polsce potrzebne jest wzmocnienie impulsu oszczędnościowego. W tym celu można by zaimplementować jeden z pomysłów wynikających z nowego podejścia do polityki publicznej i tzw. liberalnego paternalizmu oraz behawioryzmu. Do takich należy choćby amerykański program „Save More Tomorrow”, który trafił pod głosowanie w Kongresie za sprawą i z poparciem nietypowej koalicji złożonej ze skrajnych konserwatystów i polityków lewicowych. „Save More Tomorrow” to finansowy program oszczędnościowy, który firmy mogą wprowadzać dla pracowników.

Uczestnicy programu wyrażają zgodę, żeby pracodawca po każdej podwyżce płac przekazywał większą kwotę na ich konto oszczędnościowe. Wzrost stopy oszczędności dokonuje się automatycznie, dopóki pracownik nie zrezygnuje z udziału w programie. Pomysł Richarda Thalera i Shlomo Benartziego, z 2003 r., podniósł stopę oszczędności i poprawił perspektywy milionów pracowników. Średni poziom oszczędzania po pierwszej podwyżce zwiększył się z 3,3 proc. dochodu do 6,5 proc., a po czwartej podwyżce osiągnął 13,6 proc.

Program ma silne oparcie w psychologii – udaje mu się uniknąć bezpośredniego oporu, jaki budzi utrata bieżącej gotówki będącej do dyspozycji pracownika, bo nie wymaga zmiany wydatków. Ponieważ wyższa kwota oszczędności jest powiązana z otrzymanymi podwyżkami, oszczędności nie są traktowane jako uszczerbek w domowym budżecie, lecz rezygnacja z zysku, co jest znacznie łatwiejsze do zaakceptowania.

Automatyczny charakter naliczania oszczędności sprawia, że lenistwo i niechęć do zmian zaczyna działać w długoterminowym interesie pracowników. Bez sztuczek i wprowadzania na manowce.

Może i my bylibyśmy bogatsi oszczędzając systematycznie w imię szybszego rozwoju, bo rewolucję przemysłową przeżyliśmy 60 lat temu.



końcową cześć artykułu zostawiłem by pokazać, że to pisze nie jakiś komuch ale młody człowiek.
I on dostrzega pozytywną rolę PRL w przekształceniach gospodarczych. Dostrzega przyczyny sięgające setek lat i mające swoje źródło w naszym rozwoju już w średniowieczu. Zacofaniu społecznym i gospodarczym z przed lat.
Pomija wojny i zniszczenia ale to krotki artykuł.

Uczta się "tumanki" od mądrzejszych od siebie.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:43, 20 Sie 2015    Temat postu:

komandor napisał:
komandor napisał:
komandor napisał:
[b]MOJE ŚWIADECTWO ZGONU


Już nie mam siły do Was. Żyjecie w jakimś matriksie. jakby wszytko samo za sprawą niewidzialnej ręki rynku spadało z nieba. Nie ważne zacofanie wielowiekowe, nie ważna zacofana struktura społeczna, gospodarcza, oświatowa sięgająca setek lat. Nie ważne zniszczenia wojenne, I. i II.
Nie! Pozostaje wiara, że jesteśmy biedni bo PRL i gdyby nie on to, jak za dotknięciem czarodziejskiej różki, bilibyśmy bogaci i żarlibyśmy mięcho, zagryzając cukrem bez kartek i telefonami z telewizorami na przystawkę jadąc na wczasy nowym mercedesem.
I to wszyscy bez wyjątku. Nawet potomkowie parobków z czworaków i małorolnych oraz biedoty miejskiej.

Tak pstryk i już. A komuna to zniszczyła. Jesteście tak tępi, że nie rozumiecie, że bogactwo czy bieda narodów to efekt wielu splotów w ich historii, zaniechań, setek lat pracy i postępu. Nie. Dla was nadrobienie kilkusetletnich strat jest możliwe w 20 lat np.

No się dokształcie może trochę i poczytajcie znanych propagatorów i propagandzistów Stalinowskiech (bo tak go zaraz w swojej tępocie ich okrzykniecie);

Pierwszy komunista i tępak ekonomiczny. Przynajmniej przy takich tuzach intelektu i wiedzy jak Maniek i Kubuś -Stanisław Kuziński, prof. dr hab. ekonomista

Zasadnicze pytanie brzmi: dlaczego na zachodzie Europy nastąpił już w średniowieczu szybki rozwój miast i rynku, a w Polsce proces ten został zahamowany, nie pozwalając na rozkwit rodzimych sił wytwórczych? Wśród różnego rodzaju teorii wysuwa się na czoło rolę gospodarki folwarczno pańszczyźnianej od końca średniowiecza do wieku XIX. Dlaczego ta rola była tak paraliżująca i dlaczego tak długo trwała? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie stwierdzić musimy, że zapóźnienie Polski było już widoczne wcześniej, tj. przed rozrostem gospodarki folwarczno pańszczyźnianej. Różnica w tym wcześniejszym okresie nie była jeszcze tak ogromna jak w okresie, o którym mówimy.
Na zachodzie Europy po okresie wędrówki ludów (w drugiej połowie pierwszego tysiąclecia 500-1000) i po odparciu najazdu arabskiego rozkwitły związki handlowe ze Wschodem i rozwój miast na południu i coraz bardziej na północy Europy. Czynnik ten nie mógł oddziaływać na ziemie polskie.
Folwark powstał z dawniejszych wspólnot wiejskich zgromadzonych wokół dworu szlacheckiego. Niewielkie jeszcze posiadłości szlacheckie stanowiły dziedzictwo nadań, które otrzymywali wojownicy – rycerze służący królowi. To oni stanowili siłę gromiącą Krzyżaków pod Grunwaldem. Poszerzanie gruntów szlacheckich następowało w rezultacie trzebienia lasów, zagospodarowania nieużytków i nowego osadnictwa. Tylko dwór mógł zapewnić środki dla nowych osadników. Folwark wynoszący przeciętnie 60 ha otoczony był drobnymi poletkami chłopów. Majątki kościelne osiągały kilkakrotnie większe rozmiary. Obraz taki mieli przed oczami nasi rodzice i był często tłem naszej literatury.

Przywileje szlacheckie – zaciskająca się obręcz
Formowanie się stanu szlacheckiego przez stanowienie przywilejów trwało aż do epoki rozbiorów. Okresy przed kolejnymi elekcjami na tron królewski dawały szlachcie sposobność wymuszania nowych przywilejów, z których wycofać się szlachta nie pozwalała. Przywileje dotyczyły zwolnień z podatków, obniżenia ich taryfy, zwalniania szlachcica ze stawania przed sądem królewskim. Już w 1518 r. zniesiono kompetencje tych sądów w sprawach pomiędzy panem i chłopem. Ci zaś podlegali sądowi swego pana. W ten sposób uwieczniono poddaństwo chłopów. Natomiast obowiązki odrabiania pańszczyzny dla dworu wynosiły 2 dni w tygodniu od dwułamowego gospodarstwa. Tak stanowił statut przyjęty w 1520 r. w Toruniu. W ustroju stanowym tylko szlachta posiadała wszystkie prawa polityczne. Ten ustrój właśnie był uznany za praźródło zacofania Polski. Dlaczego gospodarka folwarczno pańszczyźniana stanowiąca bazę tego ustroju trwała na ziemiach polskich tak długo?

Handel zbożowy
Dochodzimy tu do wzajemnie powiązanych procesów. Powstał nowy potężny czynnik umacniający strukturalnie i pogłębiający trwałość tego ustroju, popyt na zboże na zachodzie Europy. Rozwój tamtejszych miast umacniał pozycję folwarku pańszczyźnianego. Cała produkcja niezbędna do utrzymania siły roboczej wytwarzana była w zamkniętym naturalnym kręgu gospodarki chłopskiej. Cała produkcja dodatkowa była wytwarzana jako towar przez folwark. Były to dwa odrębne światy. Chłop nie wytwarzał na rynek i nie mógł nic kupić, szlachcic swoją nadwyżkę nie miał gdzie sprzedać jak tylko na rynku zagranicznym. Możliwości sprzedaży pojawiły się wraz ze wzrostem cen na zboże. Kupcy, głównie Holendrzy, zapuszczali się coraz dalej. Miasto hanzeatyckie Gdańsk stało się główną siedzibą tego handlu. Całe dorzecze Wisły a więc Narew. Bug, San, Pilica, Wieprz, Dunajec, Wisłoka dostarczał zbóż do tej stolicy Prus Królewskich. Było to możliwe po pokonaniu zakonu Krzyżackiego i inkorporacji tej nowej prowincji do Korony (Hołd Pruski) Obliczono, że eksport wzrósł w okresie 1490-1618 z 15 tys. do 300 tys. ton . Dostawy zbóż pochodziły głównie z kilku wsi należących do średniego szlachcica. Z czasem zwiększył się udział eksportu z dóbr magnackich opierającego się także na pracy chłopów pańszczyźnianych.
Odmienna sytuacja miała miejsce w Wielkopolsce. Możliwości zbytu za granicą z braku spławnych rzek były nader ograniczone. Konieczne było szukanie możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym. Przeważały w tej dziedzinie szlacheckie folwarki dwuwioskowe zmuszające do staranniejszych zabiegów o wyniki gospodarcze. Jednocześnie brak było wielkich posiadłości magnackich, dla nich terenem ekspansji były wschodnie rubieży Królestwa i Litwy. Te czynniki powodowały, że już w XV w. zarysowała się istotna różnica poziomu gospodarczego pomiędzy zachodnią a centralną i wschodnią częścią kraju .
O znaczeniu handlu zbożem świadczy także rozwój samego Gdańska, którego ludność w 1600 r. wynosiła 50 tys. a więc 5-krotnie więcej niż stołeczny Kraków. Każda wyprawa do Gdańska była ważnym wydarzeniem w życiu szlachcica. Pozostawiało ono wrażenia nawet dla następnych pokoleń, których życie ograniczało się do własnego folwarku. Barwne, tętniące obcymi językami, dziwne życie pozostawiło jednak niewielkie ślady w zasiedziałej swojskości. Decydujące znaczenie miała hierarchia wartości, którą wyznawał szlachcic. Spokojny żywot szlachcica przeciwstawiał niebezpieczeństwu żywota żeglarza. Bogactwo dające ojczysty zagon pozwalało na złudzenie, że blask przywożony przez okręty nie jest nic wart. „Polak może nie wiedzieć, co to morze, gdy pilnie orze” to znane powiedzenie poety XVI w. Klonowicza.
Ponieważ ani szlachcic ani chłop nie sprzedawali na rynek wewnętrzny, to również zakupy ograniczały się do skromnych rodzimych wytworów. Powstawały małe rynki lokalne ograniczające często swa działalność do dni targowych. Ubogi też był zestaw towarów; płótno lniane, proste obuwie, skóry, owce, wiejskie kowalstwo. Przedmioty zbytku, biżuteria, meble, sukno, książki, jedwabie, aksamity pochodziły z importu.
Co się działo z pieniędzmi otrzymywanymi przez szlachcica za wywóz zboża? Niewielka tylko część przeznaczona była na zakup towarów sprowadzanych przez kupców gdańskich. Stosunek wartości eksportu do importu wynosił jak 5:1. Pieniądze za eksport zboża nie tworzyły nadwyżki zdolnej do stworzenia nowych warsztatów pracy, nie bogaciły mieszczan i miast. Oprócz lokaty pieniędzy w dobra konsumpcyjne, szlachta i magnateria pieniądze wydatkowały na południowy wschód, gdzie służyły rozszerzaniu posiadłości ziemskich i na atrakcyjne towary importowane ze Wschodu (np. tureckie kobierce zdobiące komnaty możnych).
Upadek handlu zbożowego w pierwszej połowie wieku XVI związany był ze spadkiem popytu i cen na zboże na zachodzie Europy, co związane było z nowymi możliwościami produkcji zbóż, głębsza orka, żelazny pług, osuszanie mokradeł.
Paradoksalnie spadek zysków z eksportu zboża stał się bodźcem do zwiększenia powinności chłopów dla folwarków. Szlachcic miał tylko jeden sposób rekompensaty strat: zwiększenie pracy chłopskiej. Zboże nie było więc najlepszym towarem, na którym można było opierać rozwój gospodarki. O wiele lepszym okazały się więc owce w Anglii i żelazo w Szwecji. Oczywiście nie fizyczne właściwości towaru decydowały o jego gospodarczej roli, lecz stosunki społeczne, które tworzyły warunki dla ich wytwarzania. Można byłoby wyobrazić sobie uprawę roli dla pieniądza i rynku w oparciu o wolna siłę roboczą. Katastrofalny upadek gospodarki w XVII w. powstawał nie tylko na skutek upadku eksportu zboża, choć uważa się to za jedną z przyczyn.
Popyt na zboże wzrastał i jego ceny także aż do początku XVI w. Stanowiło to silną presje zwiększanie ciężarów pańszczyzny. Zobowiązania chłopów wzrastały aż do 5 dni w tygodniu. W historii przyjęto pojęcie wtórnego feudalizmu. Chłop pracował wyłącznie na rzecz swego pana. Był do tego zmuszony pod groźba rugowania z ziemi. Utrzymywanie niewielkiego własnego gospodarstwa spoczywało na kobietach i dzieciach. Ponieważ technika uprawy była nader prymitywna a zbiory z jednostki powierzchni dawały tylko 2-3-krotność zasianego zboża – każdy nieurodzaj prowadził do głodu. Ratunek przynosiła czasem łaska pańska.

Nowa katastrofa – wojny
Przyniosły ją wojny szwedzkie i kozackie. W latach 1648-1667 następowały kolejne najazdy. Polska utraciła jedną czwartą swojej ludności. Był to pogrom. Na ruinach miast mówiło się, że tylko wilki wyły. Ruina zniweczyła rozwój osiągnięty przez kilka poprzednich dziesięcioleci. Straty były porównywalne do poniesionych przez Niemcy w wojnie trzydziestoletniej w XVI w. Majątki szlacheckie były splądrowane lub popalone, inwentarz zrabowany. Wielkie straty przyniosły wojny z początku XVIII w. w tzw. wojnie północnej Wszystko to zaważyło mocno na cofnięciu rozwojowym Polski. Czy można jednak tym ponurym zdarzeniom przypisywać główną przyczynę zacofania Polski? Tak tłumaczą to apologeci dawnych czasów. Przykład wydobywania się z klęsk wojennych w Niemczech i w Czechach świadczy, że ważniejsza jest zdolność podnoszenia się z upadku. W krajach tych następowała dość szybko poprawa sytuacji. Zabrakło w Polsce szczególnie ożywczej roli miast. Słabe mieszczaństwo, które stanowiło koło zamachowe wydobywania się upadku w Niemczech i w Czechach w Polsce nie odegrało żadnej roli.
Biskup Krasicki szydził: „Bram cztery ułomki, klasztorów dziewięć a gdzieniegdzie domki”. Polska tkwiła w dalszym ciągu w gospodarce folwarczno pańszczyźnianej a to stało na przeszkodzie wydobywania się z katastrof. W XVIII w. nastąpiła niewielka stosunkowo poprawa. Zubożenie folwarku szlacheckiego nie oznaczało zaniku poddaństwa i pańszczyzny. Środek ciężkości przeniósł się jednak w stronę posiadłości magnackich tworzących ogromne latyfundia oparte na darmowej pracy. Pogłębiała się zależność szlachty od magnatów i wyzbywanie się części ziem. Skoro masa szlachecka była biedniejsza nie można było ściągać należytych podatków. Zabrakło pieniędzy na wojsko. Sejmowa władza szlachecka skupiona często wokół wybitnych rodów nie pozwalała na wzmocnienie państwa. Otwierały się wrota do rozbiorów.
W XVIII w. nastąpiły wewnątrz stanu szlacheckiego istotne zmiany, a mianowicie wyraźne rozwarstwienie. Stan ten osiągnął 10 proc. udział w ludności ogółu społeczeństwa, podczas gdy we Francji wynosił on tylko 0,03 proc. Sama liczebność świadczy o oczywistych rozmiarach rzesz drobnej szlachty i liczebnym zmniejszeniu szlachty średniej. To otwierało pole dla wzrostu znaczenia wielkich rodów magnackich. Magnaci wykorzystywali możliwości tkwiące w republikańskim ustroju. Magnaci zdobyli poparcie wśród drobnej szlachty uzależniając ja od siebie przy pomocy różnego rodzaju korzyści, np. stanowiska w lokalnych instytucjach i we własnych folwarkach. Decydującym miejscem były sejmiki. Tam można było interes lokalny utożsamiać z interesem i postawą magnata. Szermował on hasłem „złotej wolności”, jako przeciwstawnej władzy królewskiej. Masy pracy pańszczyźnianej były zagarniane coraz częściej przez klucze folwarków magnackich.

Na marginesie
Mówiąc o czynnikach zacofania niepodobna pominąć uwsteczniającego panowania ideologii szlacheckiej. Znalazła ona wyraz w sarmatyzmie, jako ideologii tego stanu. Przyrodzoną jakoby wyższość stanu szlacheckiego wywodzono z jego rzekomego pochodzenia od starożytnych rycerzy - sarmatów. Dzisiaj nazwalibyśmy to rasizmem. Uroki tego stanu znajdowały swój wyrazisty wizerunek w cechach nazywanych przez Wańkowicza infantylnym „chciejstwem” biorącym życzenia za rzeczywistość W „Panu Tadeuszu” Mickiewicz napisał: „szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie i jakoś to będzie”.
Dziedzictwo tego sposobu myślenia aż do dzisiaj uważa się za nieodrodne cechy Polaków. Megalomania narodowa i ksenofobia to, rzecz jasna, są znamieniem nie tylko wyłącznie polskości, ale zaszczepienie ich na naszym gruncie przyniosło długotrwałe i dotkliwe szkody.
Wśród czynników zacofania nie podobna pominąć roli kontrreformacji wraz z całym jej antyoświeceniowym bagażem. Protestantyzm będący według M. Webera duchem kapitalizmu ominął Polskę. Nakazy pracowitości, sumienności, obowiązkowości, poleganiu na własnych siłach nie stały się naszymi cechami, mówiąc oględnie.

Spóźniony kapitalizm
Rozwój kapitalizmu w zachodniej Europie wyrastał z potężniejącego znaczenia z tzw. Stanu Trzeciego, głównie mieszczaństwa. Stan ten obejmował coraz większe obszary życia dążąc do wyparcia tradycyjnych bastionów gospodarki feudalnej. Pozbawienie tego stanu wszelkich praw politycznych i postawienie barier do jego wzlotu doprowadziło do rewolucji najpierw w Anglii, ale głównie we Francji.
Słabość stanu trzeciego w Polsce sprawiała, że mieszczaństwo – burżuazja - nie była w stanie ani nie chciała żadnej rewolucji. Burżuazja ta nie stanowiła takiego antagonizmu stanu szlacheckiego jak we Francji czy Anglii. Starała się ona współżyć z klasą feudalną, zwłaszcza wielkich właścicieli ziemskich. Wystąpiły dwa wielkie zbieżne procesy. Pierwszym było zniesienie pańszczyzny i przekształcenie pracy przymusowej w pracę wolnej siły roboczej. Drugim był przekształcenie własności ziemskiej w towar. Ziemia stała się pieniądzem, była kupowana i sprzedawana. Folwark stał się przedsiębiorstwem kapitalistycznym. Oba te procesy nie przebiegały w czystej postaci. Chłop stał się właścicielem niewielkiego gospodarstwa, ale pozostały liczne powiązania chłopa z dworem (serwituty, odrobki za użytkowanie ziemi itd.).
Wielka własność ziemska pozostająca po feudalizmie determinuje przebieg rozwoju kapitalizmu nie tylko w Polsce, ale w innych krajach Europy wschodniej. Określa sam charakter, typ wyróżniający ustrój kapitalistyczny na tych obszarach. Oznacza on bowiem zrośnięcie kapitału pieniężnego, poprzez kredyty, z wielką własnością ziemską. Bolesław Prus genialnie uchwycił to zjawisko w „Lalce”, gdzie „Wokulski zginął przygnieciony złomami resztek feudalizmu”.
Ogromne znaczenie dla późniejszego rozwoju kapitalizmu w Polsce miała dynamiczna eksplozja przemian na Zachodzie. Wyraziło się to w handlu międzynarodowym podboju kolonii i ich rabunku, rozwoju transportu kolejowego, wielu dziedzin przemysłu. Miało to dwojakie konsekwencje. Pierwsza wynikała z braku tych czynników w Polsce. Wzrost kapitalizmu miał dokonywać się w oparciu o własny grunt, nie był organicznym tworem rodzimych sił wytwórczych. Drugą było pozostawanie kraju, jako zaplecza surowcowego, rynku zbytu i importu taniej siły roboczej. Kapitał zagraniczny w Polsce tworzył w wybranych gałęziach wyspy wysokiej techniki i organizacji. Wyspy te nie powodowały z reguły rewolucyjnych zmian w strukturze otaczającego go świata społecznego. Kapitalizm polski nie wyrastał z eliminowania tradycyjnych sfer sposobów produkcji. Rynek był zaspokajany przez pojedynczego szewca, krawca, stolarza, rymarza, kowala i oczywiście w niewielkich rozmiarach przez rolnika, jeśli posiadał skromne nadwyżki towarowe w swojej pozostającej ciągle w wielkiej mierze jeszcze gospodarce naturalnej.
Wielka fabryka kapitalistyczna nie wypierała drobnej wytwórczości w skali nawet w przybliżeniu podobnej, jak to stało się w zachodniej Europie. Rynek miał głównie charakter lokalny a nie ogólnokrajowy. Potencjału popytowego nie mógł tworzyć ani robotnik, gdyż był nieliczny, ani chłop, gdyż nie miał za co kupować. Chłop nie został wyparty z ziemi, ale jego głód ziemi był powszechny. W Kongresówce, a zwłaszcza w Galicji zachodziły procesy rozdrabniania na skutek dziedziczenia gospodarstwa przez kilku potomków. Pozostaliśmy krajem rolniczym. Jeszcze w 1938 r. ludność wiejska stanowiła 70 proc. ogólnej liczby, a w 1950 r. już w nowych granicach jeszcze 61,9 proc . Cały wielki proces urbanizacji, w którego wyniku w rolnictwie pozostało na zachodzie kilka lub kilkanaście procent ludności dokonywał się w Polsce z niemal stuletnim opóźnieniem. Ludność miejska w Polsce stanowiła przed wojną głównie małomiasteczkowe drobnomieszczaństwo. Wygląd tych miasteczek, ich ubóstwo i brzydota to także płody spóźnionego kapitalizmu.
Stopień rozwoju gospodarczego był głęboko zróżnicowany w trzech dzielnicach zaborów. Ujawniła się jego zależność od przekształcenia gospodarki folwarczno pańszczyźnianej w formy kapitalistyczne i powstawania gospodarki wolnych chłopów pracujących na własnej ziemi.
Przed pierwszą wojną światową dochód narodowy na 1 mieszkańca liczony w cenach bieżących wynosił w zaborze Pruskim 113 dolarów w zaborze rosyjskim 63 dol., w zaborze Austriackim 38 dol. . W zaborze Pruskim zniesiono już w 1806 r., w tzw. Regulationsedikt pod wpływem napoleońskiego kodeksu cywilnego. Oprócz tej odgórnej rewolucji późniejsze perspektywy rozwoju gospodarczego związane były z rynkiem Śląska. W Galicji pańszczyzna została zniesiona w latach trzydziestych XIX w. Pozostały tam jednak wielkie klucze majątków folwarcznych Lubomirskich, Tarnowskich, Potockich. Utrzymywali oni w półfeudalnej zależności masy szczególnie drobnych gospodarstw. Również gospodarstwa szlacheckie miały niewielkie obszary i trudno im było wygospodarować nadwyżki służące rozwojowi wytwórczości kapitalistycznej. Były więc wchłaniane często do arystokratycznych latyfundiów.
W zaborze rosyjskim uwłaszczenie chłopów nastąpiło dopiero w 1863 r. Po tym okresie miał miejsce znaczny rozwój przemysłu. Związane to było z otwarciem wielkiego rynku rosyjskiego, co przyniosło rozkwit Łodzi i Zagłębia Dąbrowskiego. W 1840 r. Łódź liczyła 119 tys. mieszkańców a w 1890 r. już 315 tys. Można powiedzieć, że właśnie rynek zewnętrzny zastępował skutecznie mizerne rozmiary rynku wewnętrznego.
O ostatecznych rezultatach rozwoju gospodarczego możemy mówić na podstawie (niezbyt doskonałych) porównań dochodu narodowego na 1 mieszkańca w 1929 r. Wynosił on w Polsce 610 zł. W tym samym roku wynosił on we Francji 1810 zł, w Niemczech 1760 zł a w Wielkie Brytanii 1770 zł a więc nieco mniej niż 1/3 poziomu tych krajów. Było to powyżej poziomu osiąganego w krajach Bałkańskich (450 zł), a Ameryce Południowej i Środkowej (bez Argentyny) – 470 zł .

***
Przywołując źródła zacofania cywilizacyjnego naszego kraju ustrzeżemy się przed bałwochwalstwem jego przeszłości, czynów (i bezczynności) naszych przodków. Nie uchylamy się przed złożeniem pokłonu chwale naszego miecza i wielkości umysłów, których też nie brakowało. Oby jasna i ciemna strona naszej historii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu dzisiejszym.

Komandor

errata:
Oby jasna i ciemna strona naszej histerii przynosiły więcej światła dla mądrych poczynań w dniu jutrzejszym.





PS

errata 2
Oby ciemna i jasna strona mojej histerii przynosiły mniej światła dla mądrych poczynań w dniu wczorajszym.




PSPS

errata 3
w ciemnym świetle dnia wczorajszego chodziło oczywiście o nasze tyłki a nie przodki


Komandor, środa


Kolejny komunista, stalinista i propagandzista gminnej organizacji partyjnej i tępak:

Piotr Arak

Cytat:
Jest analitykiem think-tanku Polityka Insight. Wcześniej pracował w Programie Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) nad opracowaniem Lokalnego Wskaźnika Rozwoju Społecznego w Polsce, a także w KPRM i Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. Jest ekspertem ds. polityki publicznej inicjatywy United Nations Global Compact. Pracował nad wieloma raportami, m.in. „Polska 2030. Wyzwania Rozwojowe” i „Młodzi 2011”.

Absolwent Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW.


Ze względu na wiek tęskni za komizmem jak ja i jest zindokrywowany w czasach PRL więc pisze tak:

Cytat:
Dlaczego Polska jest relatywnie biednym krajem

Co sprawiło, że kraje Zachodu mogły przeobrazić się w potęgi gospodarcze, a Polska, mimo wielu wysiłków, pozostała krajem o średnio-niskim poziomie zamożności. Według projekcji PwC, Polska dochodem per capita dogoni państwa Europy Zachodniej dopiero w 2050 r.
Na przestrzeni dziejów Polska gospodarka wielokrotnie podlegała gruntownym przeobrażeniom. A charakter tych przemian zadecydował o tym, w jakim czasie rozwijały się i w jakim stopniu były wykorzystywane w Polsce różne istotne dla gospodarki czynniki produkcji, takie jak ziemia i surowce naturalne, praca, czyli wysiłek ludzki włożony w wytworzenie danego dobra oraz kapitał trwały, czyli dobra wytworzone uprzednio, a używane do produkcji innych dóbr (fabryki etc.).

Przypomnę też, że nasza rodzima, powojenna akumulacja kapitału zaczęła się tak naprawdę od 1988 r., kiedy to weszła w życie ustawa o działalności gospodarczej, opracowana według projektu ówczesnego ministra przemysłu Mieczysława Wilczka. Umożliwiła ona każdemu obywatelowi Polski podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach i doprowadziła do aktywizacji ogromnych rzesz drobnych przedsiębiorców.

Mała gospodarka

Po przeszło 20 latach Polska jest innym krajem, ale nadal 24 gospodarką świata. Przez ten czas awansowaliśmy zaledwie o jedną pozycję, wyprzedzaliśmy np. Austrię. W 1990 r. nasze PKB było 25. na świecie.

Licząc PKB per capita (według siły nabywczej) uzyskujemy w globalnych zestawieniach wynik jeszcze gorszy. W 1990 r. Polska była na 52 miejscu wśród blisko 200 ówcześnie istniejących krajów. Wyprzedzało nas wiele państw z małą liczbą mieszkańców, posiadających bogate zasoby naturalne takie jak ropa i gaz oraz kraje, które tworząc preferencyjne warunki inwestycyjne ściągały bogaczy z innych regionów świata. Pierwsza pozycja należała wtedy do Emiratów Arabskich.

Dziś polskie PKB per capita daje nam 48 miejsce na świecie, a przesunięcie w górę listy o cztery pozycje jest słabą pociechą. Pierwszym w tym rankingu jest Luksemburg, a Polskę wyprzedza większość krajów Unii Europejskiej. Wśród krajów dawnego bloku wschodniego jesteśmy zamożniejsi od Łotyszy, Rumunów, Bułgarów i Białorusinów, ale biedniejsi od Czechów, Węgrów, Estończyków czy Litwinów.

Zestawienie obu „rankingów” i porównanie 24 pozycji na świecie pod względem wielkości PKB z 48. miejscem z PKB na głowę mieszkańca wskazuje aż nadto wymownie, że Polska gospodarka jest relatywnie mała i w przeliczeniu na obywateli ten dobrobyt się nie powiększa, a jeszcze maleje.


Gdzie szukać przyczyn tego zjawiska? Proponuję przyjrzeć się zarówno historii jak i czynnikom produkcji, które w zasadniczy sposób wpływają na poziom dobrobytu, a odbiegają od wartości w innych krajach.



Zapóźnione rolnictwo

W USA rolnictwo było tym sektorem gospodarki, który w okresie rewolucji przemysłowej znakomicie wsparł rozkwit krajowego przemysłu, usług i handlu. W Europie ten wpływ był raczej neutralny, natomiast w Polsce rolnictwo w zasadzie hamowało rozwój gospodarczy.

W Europie system feudalny doprowadził do głębokich dysproporcji w posiadaniu zasobów ziemi. Głód ziemi ograniczał rozwój przemysłu, handlu i usług. Nowe technologie podnoszące plony mogły znaleźć zastosowanie jedynie w dużych majątkach ziemskich, pozostawiając gospodarstwa chłopskie w stanie technicznego letargu. Przez to, że tylko część rolników było stać na zakup nowych maszyn takich, jak choćby traktory, które w Stanach Zjednoczonych pojawiły się wraz z samochodami, spowodowało, że europejski przemysł produkujący środki dla rolnictwa napotykał na poważną barierę popytową na rodzimym rynku. Sytuacja ta zmieniła się dopiero po podbiciu przez państwa europejskie dużych kolonii w Afryce i Azji.

W USA pionierzy, zasiedlający nowe tereny, mogli bez przeszkód obejmować tak duże połacie ziemi, jakie byli w stanie obrobić. Produkcja była na tyle wysoka, że istniały warunki do pierwotnej akumulacji (oszczędności). Farmerzy mogli dokonywać inwestycji technologicznych jeszcze bardziej zwiększając swoją produktywność.

Polska nawet na tle Europy nie wypada zbyt dobrze. Po I Wojnie Światowej z rolnictwa utrzymywało się 64 proc. Polaków. Tymczasem jak wynika ze wszystkich analiz Banku Światowego i innych organizacji międzynarodowych, im więcej osób żyje z pracy na roli, tym niższy jest ogólny poziom rozwoju gospodarczego i społecznego danego kraju. Na 40 państw, które ówcześnie dysponowały odpowiednią statystyką pozwalającą je porównywać, w gorszej od nas sytuacji znajdowały się jedynie Liberia, Abisynia, Rosja oraz Turcja. Wśród państw najbardziej rozwiniętych odsetek ludności zatrudnionej w rolnictwie wahał się od 12 proc. w Wielkiej Brytanii do 40 proc. we Francji.

Tuż przed wybuchem II Wojny Światowej polska wieś była nadal przeludniona, a z pracy na roli utrzymywało się około 60 proc. ludności. Po wojnie migracja ze wsi do miast przyspieszyła, ale w innych rozwiniętych krajach proces ten był znacznie głębszy. We Francji w parę lat po drugiej wojnie z rolnictwa żyło tylko 25 proc. społeczeństwa. Podobnie było w krajach względnie zacofanych: w Szwecji – odsetek ten spadł z 55 proc. do 22 proc., w Austrii – z 57 proc. do 30 proc. W połowie XX w. w najbardziej rozwiniętych krajach Europy pracowało w rolnictwie od 6 do 15 proc. ludności. W Polsce dopiero teraz doszliśmy do 12 proc.

Naszym hamulcem jest też produktywność rolna. Znaczące inwestycje w obszary wiejskie (od 11 do 30 proc. wartości ogółu inwestycji w wyposażenie techniczne, budynki i maszyny), kontraktacja dostaw, czy przeprowadzona reforma rolna, która zapewniła kilkuset tysiącom rodzin własne gospodarstwa, rozwój przemysłu i miast, umożliwiający wchłonięcie części ludności wiejskiej, wszystko to sprawiło, że bardzo szybko nastąpiła diametralna poprawa. W 1935 r. różnica w produktywności rolnej z jednego hektara między Polską a Niemcami wynosiła 49 proc., w 1989 r. spadła do 39 proc. Choć od 2004 r. postęp umożliwiła między innymi Wspólna Polityka Rolna w ramach Unii Europejskiej, Polska przestała nadążać za liderami. Ostatnio dystans dzielący nad od Niemców wzrósł – różnica produktywności sięga obecnie 52 proc.

Przemysł 130 lat po Wielkiej Brytanii

Rewolucja przemysłowa zmieniła całkowicie oblicze ówczesnych gospodarek i społeczeństw, podnosząc standard życia na niespotykany dotychczas poziom. Dla historyków wyznacznikami postępu było wydobycie węgla (potrzebnego do pieców hutniczych) oraz produkcja żelaza. Dopiero osiągnięcie pewnego pułapu produkcji żelaza pozwalało bowiem na wszechstronny rozwój przemysłu, a w ślad za nim, na rozwój handlu.

Produkcja żelaza w poszczególnych krajach przekraczała barierę 25 kg per capita w różnych okresach. Zestawiając dane można zauważyć, iż te kraje, które najszybciej pokonały „żelazny” próg przodowały ekonomicznie i społecznie w gospodarce światowej. Wielka Brytania dokonała tego w 1820 r., Belgia – w 1840 r., USA – w 1850 r., Francja – w 1860 r., Niemcy – w 1870 r., Japonia – w 1925 r. Polska, natomiast, osiągnęła go dopiero w połowie lat 50. XX w.

[aż mnie swędzi by dodać - dzięki komunie. K.]



W okresie 1944-1989 władze socjalistyczne postawiły na szybki rozwój przemysłu. W ówczesnej sytuacji politycznej i gospodarczej inwestycje przemysłowe, na początku zwłaszcza w przemysł ciężki, były warunkiem wyciągnięcia nas z zacofania, sięgającego na niektórych obszarach nawet kilku wieków. Przy tej okazji wzrost gospodarczy w porównaniu z innymi państwami zachodnimi był oszołamiający, co zauważał Paul Samuelson w swoich pierwszych podręcznikach do ekonomii.

[ o nie muszę dodawać, stary komuch Arak sam zauważył]

Liczba nowych bądź całkowicie zmodernizowanych zakładów przemysłowych sięgała w tym okresie 10 tysięcy. W książce „Oni”, zawierającej wywiady Teresy Torańskiej z dygnitarzami PRL, jest ciekawy fragment dotyczący industrializacji i „Planu 6-letniego”. Jakub Berman mówi: „Nasz plan 6-letni pierwotnie musieliśmy modyfikować przecież nie dlatego, że chcieliśmy, ale dlatego, że zimna wojna nas do tego zmuszała, narzucając zwiększenie zbrojeń i zmieniając wcześniej ustalone proporcje wydatków, co prowadziło do obniżenia stopy życiowej (…) zdecydowaliśmy się na dynamiczny rozwój i pozostawało nam jedno wyjście: jak manewrować, by zbytnio nie obniżyć stopy życiowej robotnika i jednocześnie zbudować jak najwięcej zakładów, które będą procentować w przyszłości”.

Cały proces uprzemysłowienia socjalistycznego był realizowany z wieloma błędami, do których zresztą komuniści się przyznawali, ale należy docenić jego impet i znaczenie dla późniejszego rozwoju Polski. Zwłaszcza, że aż do lat 90. XX w. i liberalizacji rynku nie było tak dużego programu reform i akumulacji kapitału trwałego potrzebnego dla procesów produkcji.

Niska wartość pracy

W 2011 r. statystyczny Polak pracował w sumie 1937 godzin. Według danych OECD daje to nam wysokie, siódme miejsce tuż za Węgrami (1980), Rosją (1981 godzin), Grecją (2032), Chile (2047), Koreą Płd. (2090), czy Meksykiem (2250). Pod względem czasu spędzonego w pracy zdecydowanie wyprzedzamy takie kraje, jak Czechy (1774 godzin), Turcję (1877), Japonię (1728), Hiszpanię (1690) czy Irlandię (1543). Średnia dla wszystkich krajów OECD wyniosła 1776 godzin, jest więc o 161 godzin niższa od polskiej.

Mimo, że nasza wydajność wzrasta w tempie 3-4 proc. rocznie, to wciąż jesteśmy jednym z najmniej produktywnych krajów w Unii Europejskiej. Część ekspertów zwraca uwagę na to, że mamy archaiczne przepisy regulujące czas pracy, nakłady na prace badawczo-rozwojowe są za małe, a jakość miejsc pracy niedostateczna.

To wszystko prawda, ale istotniejszym zarzutem jest pracochłonność procesu produkcji, typowa dla grupy państw, do których się zaliczamy, takich jak Rosja, Węgry czy Meksyk. Polska wytwarza raczej dobra niskoprzetworzone. Przez to proces produkcji jest bardziej napędzany tanią siłą roboczą, a nie nowymi technologiami. To oczywiście będzie musiało się zmieniać w najbliższych latach, ale na razie pozostaje kluczowym czynnikiem, z powodu którego praca jest nisko opłacana. Potwierdzeniem zachodzących zmian jest to, że coraz krócej pracujemy – w 2009 r. było to przeszło 2000 godzin i byliśmy wtedy trzecim państwem na świecie.

Niski poziom akumulacji kapitału

W czasach PRL nie można było gromadzić dewiz, ani prowadzić otwartej wymiany walutowej. Upaństwowiony proces produkcji uniemożliwiał tworzenie indywidualnej nadwyżki i akumulację kapitału, podobnie jak ograniczone prawo własności i obrotu na przykład nieruchomości. Tymczasem dla możliwości realizacji inwestycji poziom zakumulowanych środków finansowych w gospodarce jest niesłychanie ważny. Credit Suisse raz na rok przygląda się różnym krajom, by ocenić bogactwo w nich gromadzone. Zebrane dane publikuje w tzw. „Wealth Report”.

W Polsce zadłużenie przeciętnego gospodarstwa domowego sięga 20 proc. wartości wszystkich jego aktywów, co jest dosyć typowe dla naszego regionu. Jesteśmy podobnie zadłużeni, co Węgrzy lub Czesi. Obecna recesja gospodarcza Polaków nie ominęła, ale uderzyła w nas mniej boleśnie niż w innych. W 2012 r. aktywa przeciętnego gospodarstwa domowego spadły o 18 proc. w porównaniu z 2011 r., podczas gdy na Węgrzech zmniejszyły się o 25 proc. a w Rumunii aż o 36 proc.

Smutne, ale jako obywatele wciąż nie jesteśmy jeszcze dostatecznie zamożni, by należeć do 1 proc. światowej czołówki. Mamy za mało prawdziwych krezusów – próżno szukać Polaków na listach najbogatszych ludzi globu. Posiadamy jedynie swoich reprezentantów w grupie 10 proc. najzamożniejszych. Jest jednak kolejne „ale”, bo ich liczba spadła w wyniku kryzysu, co oznacza, że fortuny zdobyte w Polsce nie mają tak trwałych podstaw, jak w przypadku innych państw, gdzie krezusów przybywa.

Napawa jednak optymizmem to, że według prognozy Credit Suisse do 2017 r. przybędzie w Polsce 40 tys. milionerów (w dol.). W 2012 r. było ich 38 tys., za pięć lat ma być 78 tys. Podwojenie liczby najbogatszych może oznaczać, że Polacy coraz lepiej potrafią sobie radzić w kryzysie.

Po dekadach tworzenia podstawowego czynnika produkcji, jakim jest kapitał trwały w postaci fabryk, zasobów i możliwości ich wykorzystania, wreszcie przychodzi okres, w którym Polacy akumulują więcej kapitału (widać to także po wskaźnikach oszczędności per capita).

Pozostaje nam czekać na to, by rozwój technologii zwiększył produktywność pracy Polaków i byśmy produkowali bardziej skomplikowane dobra. Umożliwi nam to też absorbcję „nadliczbowego” kapitału ludzkiego, który jest efektem boomu edukacyjnego.

Co zrobić, by Polacy byli bogatsi

Większość zaleceń znajduje się w raportach Światowego Forum Gospodarczego, czy raportach „Doing Business” Banku Światowego. Redukując ograniczenia przedsiębiorczości, zmniejszając obowiązki informacyjne firm, czy dając zachęty podatkowe do inwestowania. Choć jak udowadnia Daron Acemoglu, w swojej książce „Why Nations Fail”, najważniejsze są stabilne, polityczne instytucje demokratyczne.

Można też zwiększyć stopę oszczędzania, bo akumulacja środków jest kluczowa zgodnie z klasycznym modelem wzrostu gospodarczego Roberta Solow. Na lokatach i kontach oszczędnościowych w polskich bankach leży niemal 500 mld zł (106 mld euro). Mniej więcej tyle mają bogaci Norwegowie, ale jest ich osiem razem mniej niż Polaków. Niemcy odłożyli ponad 1,7 bln euro. To szesnaście razy więcej niż Polacy, a przypomnijmy, że Niemców jest tylko dwa razy więcej niż nas. Średnie oszczędności na lokacie Polaka to 2,8 tys. euro (ok. 12 tys. zł) – aż 9 razy mniej niż ma Belg i dwa razy mniej niż posiada Czech.

Oszczędności są zaś motorem gospodarki, bo istnieje szansa, że bank pożyczy je zmyślnemu przedsiębiorcy. Wybór między natychmiastową konsumpcją a oszczędzaniem może być porównany do wyboru iPada teraz, a urządzeniem, które wyprodukuje wiele takich iPadów w przyszłości.

Polsce potrzebne jest wzmocnienie impulsu oszczędnościowego. W tym celu można by zaimplementować jeden z pomysłów wynikających z nowego podejścia do polityki publicznej i tzw. liberalnego paternalizmu oraz behawioryzmu. Do takich należy choćby amerykański program „Save More Tomorrow”, który trafił pod głosowanie w Kongresie za sprawą i z poparciem nietypowej koalicji złożonej ze skrajnych konserwatystów i polityków lewicowych. „Save More Tomorrow” to finansowy program oszczędnościowy, który firmy mogą wprowadzać dla pracowników.

Uczestnicy programu wyrażają zgodę, żeby pracodawca po każdej podwyżce płac przekazywał większą kwotę na ich konto oszczędnościowe. Wzrost stopy oszczędności dokonuje się automatycznie, dopóki pracownik nie zrezygnuje z udziału w programie. Pomysł Richarda Thalera i Shlomo Benartziego, z 2003 r., podniósł stopę oszczędności i poprawił perspektywy milionów pracowników. Średni poziom oszczędzania po pierwszej podwyżce zwiększył się z 3,3 proc. dochodu do 6,5 proc., a po czwartej podwyżce osiągnął 13,6 proc.

Program ma silne oparcie w psychologii – udaje mu się uniknąć bezpośredniego oporu, jaki budzi utrata bieżącej gotówki będącej do dyspozycji pracownika, bo nie wymaga zmiany wydatków. Ponieważ wyższa kwota oszczędności jest powiązana z otrzymanymi podwyżkami, oszczędności nie są traktowane jako uszczerbek w domowym budżecie, lecz rezygnacja z zysku, co jest znacznie łatwiejsze do zaakceptowania.

Automatyczny charakter naliczania oszczędności sprawia, że lenistwo i niechęć do zmian zaczyna działać w długoterminowym interesie pracowników. Bez sztuczek i wprowadzania na manowce.

Może i my bylibyśmy bogatsi oszczędzając systematycznie w imię szybszego rozwoju, bo rewolucję przemysłową przeżyliśmy 60 lat temu.



końcową cześć artykułu zostawiłem by pokazać tyłek, jego komizm i zachęcam do zindokrywowania.


Komandor
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:46, 20 Sie 2015    Temat postu:

A tera komunista stalinowski Aleksander Piński

Cytat:
Dziennikarz z ponad 10-letnim stażem. Absolwent Bankowości i Finansów Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Był zastępcą szefa Działu Biznes tygodnika Wprost.

W 2009 r. został wyróżniony w organizowanym przez NBP Konkursie im. Władysława Grabskiego za serię artykułów o przyczynach kryzysu finansowego
.

O tym czy mamy szanse dzięki UE i wolnemu rynkowi dogonić Zachód.

Cytat:
Polska nigdy nie będzie bogata – wynika z najnowszego raportu OECD „Looking to 2060. Long-term global growth prospects" („Patrząc na 2060 rok. Długoterminowe globalne perspektywy wzrostu"). A przynajmniej nie za życia tego pokolenia ani dwóch następnych. OECD szacuje, że PKB na obywatela w Polsce w latach 2011–2060 będzie rósł w tempie zaledwie 1,9 proc. rocznie. To oznacza, że za 50 lat będziemy krajem ciągle o ponad połowę biedniejszym niż USA. Tak biednym jak Rosja, Turcja czy Meksyk. Z zazdrością będziemy patrzeć na bogatszych od nas o jedną piątą Chińczyków.

Z raportu OECD wynika także, że żaden biedny kraj, który wszedł do Unii Europejskiej, przez najbliższe 50 lat nie dogoni najbogatszych. Jak to możliwe? Bogate kraje UE miały bezinteresownie pomóc nam się wzbogacić w imię pięknej idei zjednoczonej Europy. Przecież wiedzą, jak to zrobić, bo same się wzbogaciły. Teraz wystarczy pomóc nam wprowadzić tę samą politykę gospodarczą, którą stosowały u siebie. Problem polega na tym, że polityka forsowana przez UE wobec nowych członków unii jest dokładną odwrotnością tej, którą prowadziły obecne zamożne kraje UE, kiedy się bogaciły.

Wchodząc 1 maja 2004 r. do Unii Europejskiej, stworzyliśmy unię celną z najbardziej rozwiniętymi państwami, takimi jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania. Prowadzimy z nimi całkowicie wolny handel. Zaawansowane technologicznie produkty ich firm są bez żadnych obostrzeń sprzedawane u nas. Sęk w tym, że żaden duży, bogaty kraj na świecie nie zbudował zamożności w ten sposób (tzn. przy otwartych granicach).

[pisałem o tym tylko na przykładzie USA za Waszyngtona i później - Kmdr.]


Jak bogacili się Brytyjczycy

W szczególności ciekawy jest tutaj przykład Wielkiej Brytanii, znanego promotora wolnego handlu. Jak pisze prof. Ha Joon Chang z University of Cambridge w książce „Kicking Away The Ladder. Development Strategy in Historical Perpective" („Odkopując drabinę. Strategia rozwoju w historycznej perspektywie"), w 1721 r. premierem w tym kraju został Robert Walpole. W przemówieniu przed parlamentem oświadczył, że „nic tak nie rozwija dobrobytu państwa jak import surowców i eksport wysoko przetworzonych produktów". I postanowił rozpocząć w Wielkiej Brytanii budowę m.in. przemysłu wełnianego (odpowiednik dzisiejszych dziedzin high-tech), w którym prym na świecie wiedli wówczas producenci z terytorium dzisiejszej Belgii i Holandii.



Drastycznie podniesiono więc cła na importowane produkty i obniżono na surowce. Wprowadzono państwową kontrolę jakości eksportowanych towarów, by niesolidni przedsiębiorcy nie niszczyli budowanej właśnie renomy brytyjskich produktów. Politykę tę stosowano przez ponad 100 lat. Jeszcze w 1820 r. przeciętne cła w Wielkiej Brytanii wynosiły 45–55 proc. i należały do najwyższych na świecie.

Co więcej, władze Wielkiej Brytanii niszczyły wszelką konkurencję dla brytyjskiego przemysłu. Zabroniono importu z Indii bawełnianych tkanin, których jakość była lepsza niż brytyjskich. Zakazano eksportu wełnianych tkanin z kolonii Wielkiej Brytanii, niszcząc w ten sposób przemysł wełniany w Irlandii i zaczątki tego przemysłu w USA. Aby dodatkowo zniechęcić kolonie do budowy własnego przemysłu, Walpole wprowadził subsydia na surowce eksportowane przez USA, m.in. drewno.

Produkcja wysoko przetworzonych towarów, na których marże były najwyższe, miała pozostać w rękach Brytyjczyków.Niemiecki ekonomista Friedrich List w wydanej w 1841 r. książce „The National System of Political Economy" („Narodowy system ekonomii politycznej") napisał, że „kraj, z którego przemysłowi nikt na świecie nie jest w stanie dorównać, nie może zrobić niż mądrzejszego, niż ogłosić, że wcześniej zbłądził na drogę protekcjonizmu, a teraz powraca na właściwą drogę wolnego handlu i namawia wszystkich do zrobienia tego samego". I dodawał, że w ten sposób, samemu wdrapując się na szczyt rozwoju gospodarczego, „odkopuje drabinę" umożliwiającą wejście na wierzchołek biedniejszym krajom.


I dokładnie tak postąpiła Wielka Brytania. W 1815 r., pod koniec wojen napoleońskich, brytyjski przemysł był już najbardziej konkurencyjny na świecie. A w 1860 r. zniesiono ostatnie cła i Wielka Brytania rozpoczęła propagowanie wolnego handlu jako najlepszego sposobu, by się wzbogacić.

To nie jest jakiś odosobniony przypadek, ale reguła. Czołówka najbogatszych obecnie krajów świata chroniła swój przemysł przed zagraniczną konkurencją, dopóki nie stał się on na tyle silny, by sam sobie poradzić. Tak postępowały m.in. Francja, Austria, Norwegia, Włochy czy Finlandia, a przede wszystkim Stany Zjednoczone (od lat 30. XIX w. do lat 40. XX w. cła importowe wynosiły tam przeciętnie 40–50 proc.). Z kolei rząd Japonii ściśle kontrolował import, nadzorując dystrybucję dewiz.

Władze pilnowały, by waluty uzyskane za eksport szły przede wszystkim na zakup maszyn albo opłacenie licencji za technologię.Warto podkreślić, że szkodliwy nie jest wolny handel sam w sobie, tylko wolny handel między państwami znajdującymi się na różnych etapach rozwoju gospodarczego. Z tego samego powodu, dla którego wystawienie młodego adepta boksu do walki z Mikiem Tysonem nie sprawi, że stanie się on lepszym bokserem. Raczej zniosą go na noszach z ringu.

Dlatego Friedrich List, który piętnował hipokryzję i cynizm brytyjskich polityków, jednocześnie był zwolennikiem Niemieckiego Związku Celnego założonego w XIX w. przez przyszłe kraje związkowe Niemiec. I dlatego unia celna między państwami założycielami późniejszej Unii Europejskiej (Niemcy, Francja, Belgia, Holandia itd.) faktycznie mogła się przyczynić do zwiększenia ich bogactwa (choć weszła w życie w teorii w 1968 r., a w praktyce dopiero w 1978 r., kiedy biedniejsze kraje przyszłej UE, np. Włochy, zdążyły dogonić bogatszych sąsiadów).
Zauważmy także, że Austria czy Finlandia, które po zakończeniu II wojny światowej były relatywnie biedne, dogoniły czołówkę UE same. Do unii weszły dopiero w 1995 r., kiedy już były bogate i dopiero wówczas rozpoczęły wolny handel z innymi państwami UE.



No i co? Głupio gada? Sam wolny rynek, UE i demokracja zapewni nam bogactwo? Cudownie tak jakoś?

I jeszcze trochę z tego młodego komunisty o patentach i czy ACTa i te drugie zrobią nam dobrze czy źle.

Cytat:
Za i przeciw patentom

Czy zatem bezpowrotnie straciliśmy naszą szansę na bogactwo? Profesor Ha Joon Chang w książce „Bad Samaritans. The Myth of Free Trade and Secret History of Capitalism" („Źli samarytanie. Mit wolnego handlu i sekretna historia kapitalizmu") podaje, że Holandii, Szwajcarii i Hongkongowi udało się wejść do grona najbogatszych przy otwartych granicach. Wszystkie te trzy kraje miały jednak przewagę, której Polska nie ma. Pierwsze dwa przez lata w ogóle nie miały prawa patentowego, a w trzecim notorycznie patenty łamano. Dlaczego to tak istotne?
Otóż z jednej strony pozwalano przedsiębiorcom na kopiowanie za darmo zaawansowanych technologii bardziej rozwiniętych krajów. Z drugiej strony otwarte granice sprawiały, że groźba importu tańszych i lepszych towarów nie pozwalała tym przedsiębiorcom spocząć na laurach. Musieli ciągle poprawiać jakość swoich produktów i dbać o konkurencyjną cenę.

Na przykład w Szwajcarii pierwsze prawo patentowe wprowadzono w 1907 r., kiedy kraj ten należał do czołówki najbogatszych na świecie (w 1888 r. umożliwiono tylko patentowanie wynalazków, które można przedstawić w postaci mechanicznych modeli). Co więcej, wprowadzono je tylko dlatego, że Niemcy zagrozili sankcjami gospodarczymi i Szwajcarzy uznali, że zwyczajnie opłaca im się takie prawo uchwalić. Wcześniej latami celowo zwlekali z wprowadzeniem ochrony patentowej, ponieważ kopiowali technologie farmaceutyczne i chemiczne z Niemiec, które były wówczas światowym liderem w tych dziedzinach.

Ale w szwajcarskim prawie patentowym z 1907 r. nie było możliwości patentowania substancji chemicznych i farmaceutycznych. Wprowadzono ją dopiero w 1978 r. W tym kontekście nie dziwi, że drugi największy na świecie koncern farmaceutyczny Novartis pochodzi z tak małego kraju. A największy udział w eksporcie Szwajcarii mają właśnie zaawansowane leki i szczepionki (w 2009 r. było to 23,8 proc.), a nie słynne sery (0,29 proc.), czekolada (0,39 proc.) czy zegarki (6,8 proc.).

Podobną taktykę zastosowali Holendrzy. W 1869 r. z dnia na dzień znieśli prawo patentowe przyjęte w 1817 r. i aż do 1912 r. (czyli przez 43 lata) nie uchwalili nowego. W tym okresie (dokładnie w 1891 r.) powstał m.in. słynny koncern elektroniczny Philips, którego pierwszym produktem były żarówki wytwarzane według technologii Thomasa Edisona, za którą nie zapłacono ani guldena.
Co ważne, istnienie prawa patentowego nie jest taką oczywistością, jak by się wydawało. Przez cały XIX w. trwały spory o to, czy patenty w ogóle należy wprowadzać. Zdecydowanie przeciwny był m.in. renomowany brytyjski tygodnik „The Economist". Argumentowano, że patent to nic innego jak prawny monopol, który jest szkodliwy dla gospodarki.

A wynalazcy i tak mają naturalną przewagę wynikającą z tego, że byli pierwsi na rynku. Zwykle bowiem konkurencji skopiowanie nowego wynalazku zabiera czas.
Zwyciężyła koncepcja, by prawo patentowe wprowadzić, ponieważ 97 proc. patentów na świecie należy do wynalazców z krajów bogatych i to w ich interesie jest, by takie prawo istniało.
Co istotne, w latach 1850–1875, kiedy większość obecnych rozwiniętych krajów się bogaciła, przeciętna ochrona patentowa w 60 najbogatszych krajach wynosiła 13 lat. Obecnie wynosi 19 lat, a USA już proponują 20 lat.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że prawdziwym powodem rozrastania się ochrony patentowej jest chęć ściągania coraz wyższego haraczu od krajów rozwijających się. Z jednej strony daje to natychmiastową korzyść w postaci gotówki, z drugiej korzyść długoterminową w postaci utrudnienia krajom na dorobku dogonienia czołówki najbogatszych. Firmom z tych państw trudniej będzie stworzyć konkurencję dla koncernów z krajów rozwiniętych.

Tymczasem rząd Donalda Tuska zgłosił Polskę do systemu tzw. jednolitego patentu europejskiego, który i tak już silną ochronę patentową zagranicznych wynalazców wzmacnia! Zgodnie z jego zasadami będzie można wynalazek zgłosić na przykład w Wielkiej Brytanii, by ochrona patentowa obowiązywała na terenie Polski, co istotnie ułatwi zachodnim krajom ściąganie od nas pieniędzy.

Bezczelność tej propozycji polega na tym, że nawet w większości obecnych bogatych krajów UE (m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji czy Austrii), gdzie prawo patentowe w XIX w. obowiązywało, nie chroniło ono wynalazków, których autorami byli obywatele innych państw (często wręcz zachęcano rodzimych przedsiębiorców, by patentowali wynalazki z zagranicy). Podsumowując: obecne bogate kraje UE chcą, byśmy płacili im grube pieniądze za nowoczesne technologie, gdy tymczasem one brały je z innych krajów za darmo, gdy same się bogaciły.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 17:59, 20 Sie 2015    Temat postu:

KROWA TY DEBILU NIESKOCZONY!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
krowa
Areszt za spam, do odwołania



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:09, 20 Sie 2015    Temat postu:

https://www.youtube.com/watch?v=Gdv2H2WLqIc
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Czarna_Mańka




Dołączył: 31 Paź 2014
Posty: 2534
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:15, 20 Sie 2015    Temat postu:

Hus?

posprzątaj posty matoła, który podszywa się pod Komandora
i własnie koncertowo spieprzył całą dyskusję

krowa to jednak świnia i świr w jednym
z kopa gnoja :-> :fight:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość







PostWysłany: Czw 18:33, 20 Sie 2015    Temat postu:

że niby co ? niby ten huszek to cycorz jaki albo i papier niecnota?
i że niby on pies na baby być może - no nie trzymajcie mnie ludzie, bo pierdolnę na zawał

Ze niby ten on huszek to ma takie zagrywki i niby cukier miedzy cyckami wylizuje - no może i tak może mu mama w niemowlęctwie słodkiego cycusia dawała
Ale tera to huszek jest nie wiadomo co, z kanakiem się mizia i ptaka nie pokazał do tej pory, więc o cycku tez niech zapomni

:) :nie:
to mówiłam ja Betonja Nielogowana
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 19:03, 20 Sie 2015    Temat postu:

Dziękuję Maniu! Ale czy to coś da? Maniek skasuje a Krów znów placków nasadzi.



A przy okazji Mańkowi i Kubusiowi polecam:


Bogactwo i nędza narodów Landes David S

Cytować nie będę chociaż to jedynie 750 stron.

Tezy podobne jak te moje oraz te z wcześniejszych cytatów. Trochę z pozycji imperialnej zadufanego Anglika ale zawsze.

Np. Krytykując Bałkany za głupie i wyniszczające wojny nie pisze, ze Anglia sama je tam podsycała. Pisząc o kolonializmie dodaje, że mimo wszystko kraje te dzięki niemu dokonały skoku cywilizacyjnego a o zlej polityce w Indiach i rozpasaniu bogaczy w XVII/XIX wieku zapomina kto tam praktycznie wówczas rządził.
Pisząc i chwaląc w ramach anglosaskiej solidarności USA z XIX w. za postęp społeczny i gospodarczy zapomina wspomnieć o ich agresywnych wojnach z Meksykiem, Hiszpanią i walką o kolonialne praktyczne wpływy w Ameryce Południowej. Zapomina też w wojnie secesyjnej i jej przyczynach (m. in. sprawa cła na wyroby z Anglii).

ale poza tym pisze jak stalinowski agitator, nawet bardziej po komuszemu i dialektycznie jak ja.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zbigniewmiller




Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 3210
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: urodzony w szklarskiej porebie ,aktualnie we wrocławiu nad fosa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:05, 20 Sie 2015    Temat postu:

mimoże KROWA podszywa sie nie tylko pod moje nazwisko i imie,ja zalecam jednak LEKTURE KAPITAŁU KAROLA MARXA;

DOBRYM WSTEPEM JEST TEGO AUTORA :"przyczynek do krytyki ekonomii politycznej " i" wprowadzennie do krytyki ekonomii politycznej

jednak najlepszym wprowadzeniem do marksizmy jest " antyduring fryderyka engelsa;

ZALECAM JAKO STAŁA LEKTURE DO KOŃCA ZYCIA....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:16, 20 Sie 2015    Temat postu:

Komadorze, to co wypisujesz jest kompletnie nie na temat.
Zadałem ci precyzyjne pytanie i oczekuję precyzyjnej odpowiedzi na temat!

http://www.sfinia.fora.pl/blog-hushek,67/potezne-struktury-odjechane-wyznania-rozrywkowe-sekty,7376-350.html#246006
rafal3006 napisał:

Twoja tęsknota do komunizmu Komandorze jest żałosna, to gówno już było i na szczęście minęło...

Podsumowując:
Wyłóżcie z Barckim karty na stół, czego chcecie, do czego zmierzacie, skoro tak zawzięcie wymachujecie sztandarem "Komuno wróć!"


Konkretne pytanie:
Czy Komandor (i Pan Barycki) byłby szczęśliwy z powrotu do Polaki komunizmu, czyli legalizacji jedynie słusznej partii (np. PZPR?), a co za tym idzie, zdelegalizowaniem wszelkiej opozycji?
Czyli...
"Gułagi dla wszelkiej opozycji" - jak mawia miszcz Barycki.

W jaki sposób w takim systemie odwołać dyktatora np. Fidela Castro?


Cytować Internet każdy może …
Co ty na poniższe Komandorze?

[link widoczny dla zalogowanych]

Polska awansuje w światowym rankingu dobrobytu. Jesteśmy zadowoleni z poziomu życia

Polska zajęła 31. miejsce w globalnym rankingu World Prosperity Index obejmującym 142 kraje świata, wytwarzające łącznie 99 proc. światowego PKB. W ubiegłym roku Polska była w tym rankingu na miejscu 34. Co ciekawe, Polacy twierdzą, że są zadowoleni z poziomu życia. Deklarowany wskaźnik zadowolenia to 69,1 proc. i jest o blisko 10 pkt. proc. wyższy od światowej średniej, wynoszącej 59,4 proc.

Najlepiej Polska wypada w kategorii bezpieczeństwa, w której zajęła lokatę 24., a najsłabiej w kategorii osobistych swobód i wolności – zajęła 58 miejsce. W rankingu uwzględniono osiem kategorii m.in. przedsiębiorczość, szkolnictwo, opiekę zdrowotną, kapitał społeczny.

Zatrudnienie poniżej średniej

Ze szczególnego zestawienia obejmującego głównie wyniki ankiety z 2013 r., choć w niektórych przypadkach także z lat wcześniejszych wynika, że Polska ma niższy od światowej średniej wskaźnik zatrudnienia (aktywnej na rynku pracy siły roboczej w stosunku do liczby ludności w wieku produkcyjnym) i niższe od przeciętnej zaufanie do instytucji finansowych.

Ma za to wyższy wskaźnik oszczędności ludności i niższy nierentownych (zagrożonych) kredytów. Ogólnie Polacy są zadowoleni z poziomu życia.

Deklarowany wskaźnik zadowolenia - 69,1 proc. jest o blisko 10 pkt. proc. wyższy od światowej średniej, wynoszącej 59,4 proc.

79 proc. Polaków uważa swój kraj za dobre miejsce dla otwarcia biznesu (globalna średnia wynosi 70 proc.), ale tylko 43,3 proc. ankietowanych uważa, że w Polsce można dorobić się ciężką pracą (wobec globalnej średniej 80,5 proc.).

Wojsko na tak

88 proc. Polaków ma zaufanie do wojska, ale mniej niż 50 proc. (43,5 proc.) do wymiaru sprawiedliwości. 17,8 proc. jest zadowolonych z rządu (globalna średnia 51,7 proc.), 69,5 proc. jest subiektywnie przeświadczonych, że biznes i polityka są skorumpowane (światowa średnia 66,4 proc.).

73,1 proc. ankietowanych Polaków czuje się bezpiecznie wieczorem na ulicy, ale tylko nieco więcej niż 50 proc. uważa, że Polska jest dobrym krajem do życia dla mniejszości i imigrantów.

Z raportu Instytutu Legatum wynika też, że Polacy są społeczeństwem religijnym (68,7 proc. ankietowanych było w ub. tygodniu w kościele, globalna średnia to 49,2 proc.). 90,8 proc. sądzi, że w trudnej sytuacji życiowej może polegać na rodzinie i znajomych (światowa średnia to 79,9 proc.). Jednak Polacy mniej chętnie angażują się w wolontariacie i są nieco bardziej nieufni niż średnia dla wszystkich państw rankingu.

Na czele

Spośród dawnych krajów postkomunistycznych najlepiej w rankingu wypada Słowenia – na miejscu 24 i Czechy - na 29. Węgry są na 39, Ukraina na 63, a Rosja na 68 miejscu. Najlepiej prosperującym krajem świata jest Norwegia. W pierwszej dziesiątce znalazły się również trzy inne państwa skandynawskie: Dania, Szwecja i Finlandia.

Na drugim miejscu wśród krajów o najwyższym poziomie dobrobytu jest Szwajcaria, a na trzecim Nowa Zelandia.

Wielka Brytania uplasowała się na miejscu 13., tuż przed Niemcami. Włochy są niżej od Polski na miejscu 37. Najgorzej ocenionym w rankingu krajem świata jest Republika Środkowej Afryki.

Instytut Legatum z siedzibą w Londynie jest charytatywnym think tankiem wchodzącym w skład Legatum Group, uważającym, że dobrobytu nie należy mierzyć wyłącznie wskaźnikami gospodarczymi, lecz także innymi, wpływającymi na to, jak ludzie się czują i oceniają swój standard życia. Instytut chce zrozumieć, co powoduje, że jednym krajom udaje się wybić, a innym nie, i co jest hamulcem dla indywidualnego sukcesu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Komandor
Gość






PostWysłany: Czw 22:21, 20 Sie 2015    Temat postu:

Rozmawialiśmy o gospodarce, problemach jakie musiała rozwiązać PRL i dlaczego było i nadal jest biednie w porównaniu z sąsiadami, szczególnie tymi z Zachodu..
Twoje pytanie o moim szczęściu i tęsknotach jest nie na temat.
Twoja teza, że ja Konkretnie (nie wiem jak Barycki) wołam "Komuno wróć" jest nieuprawniona. Tym bardziej, że wielokrotnie pisałem, że teraz jest mi lepiej bo należę do 10% najbogatszych (tak kiedyś przeczytałem o mojej grupie dochodów) chociaż osobiście tego aż tak dobrze nie odczuwam.

"Komuna" trwała u nas 45 lat i miała rożne oblicza. Zarówno te gospodarcze jak i polityczne (reżim). Weilu biznesmenów płacze, za wolnością gospodarczą u jej schyłku (Rakowski, Wilczek).

Ja cytuje opracowania naukowe o gospodarce w ujęciu historycznym poważnych badaczy a nie badania o subiektywnym poczuciu szczęścia.

Już same dane mówią, że to nieracjonowane subiektywne odczucia i na dodatek na które ma wpływ wiele pozaekonomicznych czynników.

Cytat:
Co ciekawe, Polacy twierdzą, że są zadowoleni z poziomu życia. Deklarowany wskaźnik zadowolenia to 69,1 proc. i jest o blisko 10 pkt. proc. wyższy od światowej średniej, wynoszącej 59,4 proc.


Wychodzi na to, że są szczęśliwi, ze są biedni.

Tym bardziej, że:

Cytat:
Ze szczególnego zestawienia obejmującego głównie wyniki ankiety z 2013 r., choć w niektórych przypadkach także z lat wcześniejszych wynika, że Polska ma niższy od światowej średniej wskaźnik zatrudnienia (aktywnej na rynku pracy siły roboczej w stosunku do liczby ludności w wieku produkcyjnym) i niższe od przeciętnej zaufanie do instytucji finansowych.


Szczęście podobnie jak gusta i miłość nie podlegają dyskusji merytorycznej i naukowej.

JA NIE TĘSKNIE ZA NICZYM, JESTEM REALISTĄ I WIEM, ŻE SIĘ NIE WRATI.
DZISIAJ W OBECNYM UKŁADZIE GEOPOLITYCZNYM NAWET BY TO BYŁO SZKODLIWE DLA NAS.

JA TYLKO NIE POTĘPIAM PRLu W CZAMBUŁ I DOCENIAM JEGO DOKONANIA W PRZEOBRAŻENIU NASZEJ GOSPODARKI I SPOŁECZEŃSTWA Z PRAWIE FEUDALNEJ STRUKTURY W NOWOCZESNĄ PRZEMYSŁOWĄ. I ZDAJE SOBIE SPRAWĘ Z OGROMU PROBLEMÓW ABY TEGO DOKONAĆ W OK 30 LAT.
NIE MAM ZAŚ NIEZACHWIANEJ PEWNOŚCI WIELU< ŻE DEMOKRACJA BĘDĄCA KONTYNUACJĄ II RP, NAWET ZREFORMOWANĄ PORADZIŁA BY SOBIE Z TYM LEPIEJ. TYM BARDZIEJ ŻE W XX LECIU MIĘDZYWOJENNYM RADZIŁA SOBIE ZNACZNIE, ZNACZNIE GORZEJ.

I wiele z tych osiągnięć zaprzepaściliśmy nie tylko socjalnych.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 3:54, 21 Sie 2015    Temat postu:

Komandor napisał:
Rozmawialiśmy o gospodarce, problemach jakie musiała rozwiązać PRL i dlaczego było i nadal jest biednie w porównaniu z sąsiadami, szczególnie tymi z Zachodu..
Twoje pytanie o moim szczęściu i tęsknotach jest nie na temat.
Twoja teza, że ja Konkretnie (nie wiem jak Barycki) wołam "Komuno wróć" jest nieuprawniona. Tym bardziej, że wielokrotnie pisałem, że teraz jest mi lepiej bo należę do 10% najbogatszych (tak kiedyś przeczytałem o mojej grupie dochodów) chociaż osobiście tego aż tak dobrze nie odczuwam.

"Komuna" trwała u nas 45 lat i miała rożne oblicza. Zarówno te gospodarcze jak i polityczne (reżim). Weilu biznesmenów płacze, za wolnością gospodarczą u jej schyłku (Rakowski, Wilczek).

Ja cytuje opracowania naukowe o gospodarce w ujęciu historycznym poważnych badaczy a nie badania o subiektywnym poczuciu szczęścia.

... a mnie Komandorze, nie obchodzi gospodarka.
Mnie interesuje który system jako taki jest obecnie lepszy:
a. komunistyczny np. Kuba, KRLD
b. kapitalistyczny, wszystkie cywilizowane kraje świata

Cieszę się że doszliśmy do wspólnego wniosku iż system komunistyczny to potworna GŁUPOTA - tu nawet Pan Barycki nie ma szans i musi się z nami zgodzić, prawda Panie Barycki?

Pracując w PAN po studiach pracowałem na minimalnych obrotach, bo tylko idiota by wypruwał z siebie żyły za 80% średniej krajowej. Po 5 latach na swoim pracowałem zupełnie inaczej, praktycznie 224 godz/na dobę, na swoim byłem "kapitalistą" - oczywiście na miarę kapitalizmu w systemie komunistycznym. Dopiero po przejściu Polski do świata cywilizowanego mogłem rozwinąć skrzydła.

Moja teza jest taka że w krajach byłego komunizmu zdjęcie z człowieka pętli na szyi jaką ten system nakłada na każdego człowieka, inwencja twórcza, a zatem i postęp wybucha ze zdwojoną siłą.

Błędne są twoje bajki, o wielowiekowym zacofaniu z którym nic nie da się zrobić. Przykładowo Chiny, w rzeczywistości już kapitalistyczne, komunizm tu to tylko przykrywka. Ludzie uciskani przez wieki widząc że mają szansę wybić się ponad przeciętność, zapewnić sobie i swojej rodzinie lepsze jutro kapitalistyczne a nie komunistyczne dostają szału pracy. Stąd taki kosmiczny w porównaniu z reszta świata wskaźnik rozwoju gospodarczego. Chiny to obecnie druga gospodarka świata i nadal pędzą.

Może byś tak się Komandorze zajął porównaniem Chin z okresu rewolucji kulturalnej z obecnymi Chnami?
... przecież w skali czasu te okresy dzieli zaledwie 50 lat.
Pamiętasz Mao który wpadł na pomysł aby być czołowym producentem stali i budował w każdej wsi piece hutnicze (dymarki) jak to robiono np. na Świętym Krzyżu (polska) z 5 tys lat temu?
... albo jego rozporządzenie walki z czterema plagami?

Zwalczanie czterech plag – kampania społeczno-polityczna wprowadzona w życie w ChRL w latach 1958-1962. Była jednym z elementów wielkiego skoku. Polegała na tępieniu szczurów, wróbli, komarów i much, a jej celem miało być podniesienie poziomu higieny w Chinach.
Najbardziej kontrowersyjnym jej elementem była kampania tępienia wróbli (打麻雀运动), które według komunistycznych władz miały wyjadać ziarno na zasiewy. W efekcie miliony Chińczyków w całym kraju zaczęły tępić te ptaki, przez co na polach rozpleniły się owady (głównie szarańcza), które były dotąd zjadane przez wróble. Szkodniki zniszczyły plony, co przyczyniło się do powiększenia panującej wówczas w Chinach klęski głodu, która w okresie całego wielkiego skoku pochłonęła 20-40 mln istnień. W 1960 r. wróble zamieniono na pluskwy, a dwa lata później kampania została zakończona.


Podsumowując:
Bez sensu jest twoje udowadnianie czy lepiej było Polakom w epoce kamienia łupanego, w średniowieczu, w czasach komuny, czy też obecnie.
... bo gówno to kogo obchodzi.
Ludzi żywych interesuje co zrobić by dogonić zachodnią cywilizację, póki co gonimy skutecznie:
Średnia płaca za komuny: 15USD
Średnia płaca obecnie: 1000USD
Jest skok cywilizacyjny, czy go nie ma Komandorze?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 4:50, 21 Sie 2015    Temat postu:

O wyższości kapitalizmu nad komunizmem

Dowód jest tu trywialny, na przykładzie państw które historycznie zostały rozdzielone na dwa przeciwstawne systemy, komunistyczny i kapitalistyczny.

Weźmy Koreę Południową i Północną.
W latach 50-tych (przed podziałem) był to jeden organizm, do dzisiaj po obu stronach granicy żyją blisko spokrewnieni, czasami nawet brat i siostra.

Już w czasach moich studiów (1980) Samsung był światowym potentatem w produkcji układów scalonych - zatem awangardą postępu technicznego.

Szukaj, szukaj Komandorze (w Internecie) przyczyny, dlaczego KRLD to głód, nędza i zacofanie a Korea Południowa to awangarda cywilizowanego świata.

Jakie wnioski Komandorze?

Bo dla ludzi zdrowych na umyśle, wniosek jest jeden:

Komunizm (KRLD) to jedno wielkie GÓWNO w porównaniu z kapitalizmem (Korea południowa).

Identycznie było z Chinami Ludowymi (Komunizm) i Tajwanem (kapitalizm). Przecież Taiwan to ci sami Chińczycy, to Chińska opozycja która zwiała na małą wysepkę przed GÓWNEM zwanym komunizmem.

Tu jest sprawa identyczna jak z Koreą.
Już w czasach moich studiów (1980 Taiwańczycy zdominowali światową produkcję układów scalonych a a przede wszystkim produkcję płyt głównych do komputerów zgodnych ze standardem IBM opartych na architekturze i8086, która króluje do dziś.

Podsumowując:
Kiedy Komandorze przestaniesz bajki pleść jakoby sytem komunistyczny był lepszy od kapitalistycznego?
To samo do miszcza Baryckiego ...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 4:57, 21 Sie 2015    Temat postu:

... zapomniałem o Europie.
Tu również można podać piękny przykład iż Komunizm w porównaniu z kapitalizmem to jedno wielkie gówno.

Pada tu Komandorze na pysk twój koronny przykład o wielowiekowym zacofaniu.
Nie możesz powiem powiedzieć że przed II Wojną Światową Berlin i tereny byłej NRD dzieliła wielowiekowa przepaść w rozwoju.

Pamiętasz ile szmalu musiał utopić w NRD rząd byłej RFN aby powoli doprowadzić do tego samego rozwoju gospodarczego - ten proces jeszcze się nie zakończył.

Tu prztyczek do komunisty, Zbigniewamillera - niech on to wszystko przedstawi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
krowa
Areszt za spam, do odwołania



Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 5:25, 21 Sie 2015    Temat postu:

https://www.youtube.com/watch?v=BksJPPMryJs
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 32220
Przeczytał: 38 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 5:31, 21 Sie 2015    Temat postu:

Kubuś też potrafi cytować …
Co ty na to komandorze?
Poproszę o dowód wielowiekowego zacofania terenów byłej NRD w porównaniu z resztą Niemiec :)
Problem w tym Komandorze, że cytaty Kubusia mają sens jeśli chodzi o naszą tu forumową Wielką Wojną Ojczyźnianą czyli Komunizm (Komandor, Barycki, Zbigniewmiller) vs Kapitalizm (Kubuś i Hushek), natomiast twoje sensu żadnego nie mają.

[link widoczny dla zalogowanych]

Niemcy: poziom gospodarczy byłego NRD dużo niższy niż na zachodzie kraju

Niemal ćwierć wieku po zjednoczeniu Niemiec poziom gospodarczy wschodniej części kraju jest nadal wyraźnie niższy niż landów zachodnich - poinformował dziś rząd w Berlinie. PKB na mieszkańca b. NRD jest o jedną trzecią niższy niż w b. RFN.

Chociaż produkt krajowy brutto na mieszkańca landów wschodnich od zjednoczenia Niemiec w 1990 roku wzrósł ponad dwukrotnie, stanowi on obecnie jedynie dwie trzecie PKB w landach zachodnich, czyli dawnej RFN - wynika z raportu opublikowanego przez rząd dziś w związku z przypadającą 3 października 24. rocznicą zjednoczenia kraju.
Na utrzymujące się ekonomiczne upośledzenie wschodniej częściNiemiec wskazują też inne parametry gospodarcze, między innymi stopa bezrobocia - niemal dwukrotnie wyższa niż na zachodzie kraju. Średnia stopa bezrobocia na wschodzie Niemiec wynosiła w 2013 roku 10,3 proc., natomiast na zachodzie tylko 6 proc. Średnia wysokość podatku płaconego przez mieszkańca wschodnich Niemiec wyniosła 937 euro, a na Zachodzie kraju 1837 euro. Obywatele byłej NRD otrzymują nadal niższe emerytury niż ich rodacy z Zachodu.
- Proces konwergencji obu części Niemiec uległ w ostatnich latach spowolnieniu; co więcej, można powiedzieć, że doszło w tej dziedzinie do zastoju - powiedziała dziennikarzom Iris Gleicke, pełnomocniczka rządu ds. landów wschodnioniemieckich. Za sukces polityki rządu uznała zahamowanie procesu wyludniania się wschodnich Niemiec. Po zjednoczeniu szczególnie młodzi wykształceni ludzie masowo przenosili się do Niemiec zachodnich w poszukiwaniu pracy i wyższych zarobków.
Gleicke uznała brak wielkiego przemysłu za jedną z głównych przyczyn słabszej kondycji wschodniej części Niemiec. Na wschodzie dominują małe i średnie zakłady przemysłowe, wielki przemysł jest skoncentrowany na Zachodzie i Południu - wyjaśniła. Zdaniem pełnomocniczki system wsparcia finansowego dla landów wschodnich, zaplanowany do 2019 roku, powinien zostać utrzymany - w zmienionej formie - także po tym terminie. Utrzymanie "Paktu Solidarnościowego" dla Wschodu jest kwestionowane przez wielu polityków. Ich zdaniem obecnie pomoc bardziej należy się wielu terenom na Zachodzie, zaniedbywanym w ostatnich latach.
Według Gleicke nie sposób podać wiarygodnej liczby obrazującej całą skalę pomocy finansowej dla wschodniej części kraju w minionych 24 latach. Jak zaznaczyła, Niemcy zachodnie skorzystały na napływie dobrze wykształconych ludzi ze Wschodu, co też trzeba by wliczyć do ogólnego bilansu.
Według Niemieckiego Instytutu Gospodarki (DIW) całkowita pomoc finansowa dla byłej NRD od 1989 roku wyniosła dwa biliony EUR
!!!!!
Pod wpływem protestów społecznych, do których doszło na jesieni 1989 roku m.in. w Lipsku, Dreźnie i Berlinie Wschodnim, oraz zmienionej sytuacji międzynarodowej władze NRD otworzyły 9 listopada granicę z Berlinem Zachodnim i RFN. Ta decyzja spowodowała masowy exodus obywateli NRD na Zachód. W wyniku wielomiesięcznych negocjacji obu państw niemieckich z USA, ZSRR, Wielką Brytanią i Francją (rozmowy 2+4) doszło do odzyskania przez Niemców pełnej suwerenności (12 września 1990 r.) i zjednoczenia kraju 3 października 1990 r.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: hushek Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 15, 16, 17 ... 43, 44, 45  Następny
Strona 16 z 45

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin