Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Grzeszność i wina a świadomość

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35777
Przeczytał: 59 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:39, 16 Lip 2025    Temat postu: Grzeszność i wina a świadomość

Katolicka definicja grzechu zawiera sformułowanie, iż czyn, który miałby być uznany za grzeszny powinien być "świadomy i dobrowolny. Nie chcę tej sugestii negować jakoś całościowo, ale chciałbym zwróci uwagę na to, że np. do więzień statystycznie znacznie częściej trafiają osobnicy o małej inteligencji, niskim wykształceniu, impulsywni, pełni nieopanowanych emocji – czyli ogólnie MNIEJ ŚWIADOMI tego, co się dzieje z ich emocjami, psychiką. Można z dużą dozą sensu uznać, iż ich nieświadomość jakoś nie tylko nie uchroniła ich przed typowymi grzechami, ale wiele sugeruje, iż raczej jest jednym z głównym takich zachowań powodem.
Sugeruję zatem, że naiwne byłoby proste wnioskowanie z tego powiązania definicji grzechu ze świadomością działania, w sposób prosty. A już na pewno wg mnie nie jest tak, że im większa świadomość człowieka, tym większa skłonność do grzechu. Raczej zasugerowałbym zależność następującą:
Grzeszność nie skaluje się prosto ze świadomością – ona pojawia się bowiem raczej jako efekt sytuacji, gdy dana osoba ma może pewne minimum świadomości, aby ogarniać proste, bezpośrednie, powierzchowne konsekwencje swoich wyborów, ale już BRAKUJE JEJ ŚWIADOMOŚCI na tyle zaawansowanej, aby przez nią włączać do kalkulacji wyborów skutki dalsze, głębsze, długoterminowe.

Inaczej mówiąc, mając małą świadomość już możemy zgrzeszyć, ale dopiero mając wyższą, bardziej zaawansowaną świadomość jesteśmy w stanie oceniać, że grzech nam ostatecznie szkodzi, że nie przynosi naprawdę trwałych korzyści.

Bandyta napadający na przypadkowego przechodnia ma co prawda świadomość tego, że staje się przestępcą, jednak brakuje mu już świadomości tego, że w warunkach, w ktorych to czyni raczej ma małe szanse na dlugotrwałą korzyść ze swego dzialania, za to najbardziej prawdopodobne skutki negatywne są o wiele większej wagi.

Człowiek, który jakoś ogarnia swoje emocje, który umie organizować sobie życie nie wokół przemocy i przestępstwa, MA ŚWIADOMOŚĆ tego, że korzystniej dla niego jest zdobywać środki do życia w legalny sposób, unikając zagrożeń, raczej nie będzie miał skłonności do przestępstwa - grzechu. Czyli uogólniając - większa świadomość go przed grzchem, winą, pogorszeniem swojego życia chroni. Także chroni przez skutkami związanymi z nieuporządkowanym życiem na bazie zwierzęcych emocji, gniewu, pozostawanie w środowisku przestępczym.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 16:48, 16 Lip 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3182
Przeczytał: 77 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:19, 16 Lip 2025    Temat postu:

Ksiądz, z który niedawno dyskutowałem o Bogu, wolności itd., mówił mi, że to, że istnieją czynniki, które wpływają na człowieka i jego świadomość nie sprawiają, że człowiek nie ma wolnej woli, która została mu podarowana od Boga. Posłużył się takim przykładem:

"Coś na nas wpływa, ale mamy kontrolę nad tym, co z tym zrobimy. I nawet jeśli, ktoś zauważy, że to, co spotkało nas wcześniej ma wpływ na to czy ja to kontroluję, to no nie do końca tak jest, bo jednak człowiek ma w sobie coś takiego, że właśnie w sumieniu wie czy coś jest dobre, czy coś jest złe i podejmuje w tym momencie decyzje. I owszem moje sumienie może być jakoś ukształtowane, ale nigdy nie będzie tak, że nie będę miał wyboru w tej kwestii, że będę musiał coś zrobić przez różne czynniki. Są rzeczy, które na nas wpływają, ale nigdy nie będą nas do tego zmuszać. (...) Powiedzmy, że jest bezdomny i jest zimno, jest głodny i chce coś zjeść. Ma teraz do wyboru, albo idzie coś ukraść ze sklepu (nawet byśmy go usprawiedliwili), a ma wybór, że idzie kogoś poprosić. I to od niego już zależy, co zrobi. W tym momencie, w którym podejmuje decyzje on jest wolny, może coś zrobić."

Z jednej strony racja. To, że coś na mnie wpływa np. czuję silną ochotę na słodkie to nie oznacza to, że to, co na mnie wpływa mnie przymusi do zjedzenia. Mogę się temu oprzeć. I to chyba jest dla nich dowód na wolną wolę.
Moim zdaniem jednak zwolennicy standardowo rozumianej wolnej woli nie doceniają siły mechanizmów tego świata, które potrafią niewolić człowieka. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35777
Przeczytał: 59 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 20:15, 16 Lip 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Ksiądz, z który niedawno dyskutowałem o Bogu, wolności itd., mówił mi, że to, że istnieją czynniki, które wpływają na człowieka i jego świadomość nie sprawiają, że człowiek nie ma wolnej woli, która została mu podarowana od Boga. Posłużył się takim przykładem:

"Coś na nas wpływa, ale mamy kontrolę nad tym, co z tym zrobimy. I nawet jeśli, ktoś zauważy, że to, co spotkało nas wcześniej ma wpływ na to czy ja to kontroluję, to no nie do końca tak jest, bo jednak człowiek ma w sobie coś takiego, że właśnie w sumieniu wie czy coś jest dobre, czy coś jest złe i podejmuje w tym momencie decyzje. I owszem moje sumienie może być jakoś ukształtowane, ale nigdy nie będzie tak, że nie będę miał wyboru w tej kwestii, że będę musiał coś zrobić przez różne czynniki.

W kwestii sumienia ja mam od lat pewną zagwozdkę. Dzisiaj już dochodzę do jej częściowego rozwiązania, choć pewnie nigdy tego sobie absolutnie nie ułożę, a co najwyżej zbliżam się do jakiejś większej tu jasności.
Konkretnie chodzi mi o to, że - patrząc z perspektywy wielu zdarzeń - widzę, że byłem WYKORZYSTYWANY PRZEZ LUDZI APELUJĄCYCH DO MOJEGO SUMIENIA, lecz owe naciski wcale nie wynikały z uczciwych intencji owych ludzi. Jest problem z ludźmi, którzy wrażliwe sumienia innych ludzi zwyczajnie wykorzystują do swoich celów.

Jest taki typ manipulanta, który charakteryzuje się następującymi cechami i zachowaniami:
- surowo moralnie ocenia, często jest tym, który "straszy piekłem", akcentuje, jak to ludzie są nieposłuszni Bogu, jak to niemoralnie żyją.
- jednocześnie ten typ człowiek NACISKA NA TO, ABY CZYNIONO TO, CO ON CHCE. I jak się krytycznie przyjrzymy tym jego naciskom i oczekiwaniom, to często nie wiodą one ku niczemu dobremu, bywają głupie, prymitywne, wynikające ze złości i chaotycznych emocji. Ale ten typ będzie się bardzo domagał spełniania tych jego żądań, oczekiwań, sugerując, że są one słuszne, etyczne itp.
- wiele wskazuje na to, że ów typ sam w jakiś sposób cierpi z tytułu tego, że wierzy w nieuchronność boskiej kary, czyli żyje w lęku. I ten lęk powoduje u niego ciężką frustrację, a także pragnienie jakby tu sobie w tym ulżyć psychicznie. I rzeczywiście ku temu ów typ w swoich najczęściej BEZWIEDNYCH postawach zmierza - tzn. chce powetować sobie swoje problemy, organizując wobec innych jakieś AKTY SPRAWCZOŚCI - DOMINACJI - WPŁYWU. Czując, że mu się udaje innych skłaniać do różnych zachowań, ów frustrat odczuwa mimowolnie ulgę - bo czuje, że jednak jakiś wpływ na rzeczywistość ma, przecież coś komuś narzucił, coś spowodował, czyli wewnetrznie "coś mu mówie, że nie jest już taki bezradny, więc może nie będzie tak źle z tym jego potępieniem. W końcu to on tu rządzi.

Te małe akty zarządzania innymi, akty sprawczości, często powiązane z przeniesieniem złości poprzez wyrażanie krytyki i negatywnych emocji dają uczucie ulgi. Więc są powtarzane, a w celu ich powtórzenia owe osoby dopuszczają się kolejnych aktów manipulacji, w których swoje ofiary:
- straszą
- krytykują i potępiają
- oceniają za wszystko, najczęściej negatywnie
- żądają coraz to nowych aktów uległości
- jednocześnie wszystko to podają w sosie, że to nie nie oni sami są beneficjentami całej tej "imprezy" w dominowanie, zastraszanie i krytykanctwo, lecz że to jest... może dla Boga, czasem dla okazania moralności, z tytułu jakiejś słusznej sprawy itp.
Będąc ofiarą kogoś takiego stajemy przez częstym oskarżeniem, które jest formułowane w trybie: jeśli się teraz mnie nie posłuchasz, to znaczy, że idziesz za swoja przyjemnością, nie potrafisz sobie odmówić wygodnego życia, jesteś egoistą itp. itd.
I ktoś, kto rzeczywiście pragnie etycznie postępować, kto ma wrażliwe sumienie, może się dać wmanipulować w takie gierki. A nawet jeśli przeczuwa, że tu jest wykorzystywany, to ze strony sfrustrowanego oskarżyciela dojdzie dodatkowe wzmocnienie jego wołań o uległość mu – po prostu wyrażanie silnych emocji – gniewu, płaczu, czasem histerii. I temu razem trudno jest się oprzeć.

Piszę o tym w jednym głównym celu – uwrażliwieniu na fakt, że wrażliwość sumień bywa nadużywana. W typowej narracji religijnej jest wg mnie zawarta forma nierównowagi – wyraźna sugestia, iż jeśli ktoś „sobie odpuszcza” jakiś rygor, jakąś powinność, to domyślnie jest to zło, jest egoizm.
Ja dziś nie widzę tego tak prosto. Uważam, iż mamy obowiązek bronić się przed nadużywaniem naszej wrażliwości sumienia. Jak skrajny przypadek podałbym nadużywanie poświęcenia dla dobra innych. Taki Hitler był w stanie wmówić większości Niemców, że wielką (nawet świętą) sprawą jest iść na wojnę, zabijać ludzi. I miliony w to uwierzyły, miliony POŚWIĘCIŁO SWOJE ŻYCIE za fuhrera. Dali się wmanewrować apelowaniu do sumień – do poświęcania się dla kraju, dla powinności patriotycznej.
Nasze sumienia są nadużywane!
Dzisiaj też wiele grup o według mnie „mocno wątpliwej” etyce i moralności (właściwie to jest to eufemizm, bo myślę o tych grupach częściej jako o osobowościach z piekła rodem) apelują do „patriotyzmu”, wskazując kogo to wg nich „prawdziwy Polak” powinien nienawidzić. I wielu chyba daje się w to wmanewrować, wielu nienawiść do obcych zaczyna postrzegać jako rodzaj „patriotycznego obowiązku”!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 20:40, 16 Lip 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3182
Przeczytał: 77 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:28, 17 Lip 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolicka definicja grzechu zawiera sformułowanie, iż czyn, który miałby być uznany za grzeszny powinien być "świadomy i dobrowolny. Nie chcę tej sugestii negować jakoś całościowo, ale chciałbym zwróci uwagę na to, że np. do więzień statystycznie znacznie częściej trafiają osobnicy o małej inteligencji, niskim wykształceniu, impulsywni, pełni nieopanowanych emocji – czyli ogólnie MNIEJ ŚWIADOMI tego, co się dzieje z ich emocjami, psychiką.


Niska świadomość będzie okolicznością łagodzącą z perspektywy tradycyjnej katolickiej nauki. Z tego jednak nie wynika - wg filozofii katolickiej -, że nie ma ludzi o wysokiej świadomości i czyniących zło. To jest istotą grzechu ciężkiego, że człowiek posiadający wolną wolę świadomie (wie, że to co robi jest złe) i dobrowolnie (nikt ani nic go nie przymusza) wybiera zło. Jeżeli czyn nie jest wolny to nie jest grzechem. Tak więc twoje refleksje mogłyby zostać zinterpretowane jako próba relatywizacji nieomylnych prawd, bo zbyt subiektywizujesz grzech.

A tradycjonalistyczny wierzący pewnie by jeszcze próbował powiększyć odpowiedzialność tych, co siedzą w więzieniach z niską świadomością. Wskazałby, że być może ci ludzie w swej wolności zaniedbali rozwój moralny, a więc ciążyłaby na nich ignorancja zawiniona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35777
Przeczytał: 59 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 9:25, 17 Lip 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolicka definicja grzechu zawiera sformułowanie, iż czyn, który miałby być uznany za grzeszny powinien być "świadomy i dobrowolny. Nie chcę tej sugestii negować jakoś całościowo, ale chciałbym zwróci uwagę na to, że np. do więzień statystycznie znacznie częściej trafiają osobnicy o małej inteligencji, niskim wykształceniu, impulsywni, pełni nieopanowanych emocji – czyli ogólnie MNIEJ ŚWIADOMI tego, co się dzieje z ich emocjami, psychiką.


Niska świadomość będzie okolicznością łagodzącą z perspektywy tradycyjnej katolickiej nauki. Z tego jednak nie wynika - wg filozofii katolickiej -, że nie ma ludzi o wysokiej świadomości i czyniących zło. To jest istotą grzechu ciężkiego, że człowiek posiadający wolną wolę świadomie (wie, że to co robi jest złe) i dobrowolnie (nikt ani nic go nie przymusza) wybiera zło. Jeżeli czyn nie jest wolny to nie jest grzechem. Tak więc twoje refleksje mogłyby zostać zinterpretowane jako próba relatywizacji nieomylnych prawd, bo zbyt subiektywizujesz grzech.

Problem w tym, że naiwne owego grzechu "obiektywizowanie", polegające na redukowaniu motywacji do niego, do prostej decyzji woli, bazującej na świadomym wyborze jest zwyczajnie niezgodne z tymi przeważajacymi na świecie formami zła.

W tym jest właśnie problem, żeby nie wnioskować - więcej świadomości = większa grzeszność - bo obowiązuj raczej odwrotna zależność. Od pewnego, odpowiedniego wysokiego poziomu świadomości, skłonność do grzechu zanika.
Tu się wyłania też odpowiedź na pytanie: jak walczyć z grzechem?

W tym problemie dochodzimy do fundamentalnego rozróżnienia na bazie pytania:
Czy wzrost świadomości będzie grzech zwalczał, czy raczej zwiększał szanse na jego popełnienie? A dalej - czy zdobywanie większej świadomości jest obowiązkiem i cnotą zagrożeniem?

Ja jednoznacznie opowiadam się za tym, aby uznać, iż świadomość jest tym, co nas zdecydowanie częściej obroni przed grzesznością, niż będzie miała jakieś negatywne skutki. Jeśli nawet jakiś rodzaj efektu negatywnego wraz ze wzrostem świadomości miałby się objawić, to ten efekt byłby jedynie lokalny, przejściowy. Bo okazałoby się, że dalszy wzrost świadomości niwelowałby poprzedni negatywny efekt, a wkrótce też zabezpieczał przed nowymi postaciami zła.
To jest zatem bardzo sprytny wybieg szatana, że udało mu się w umysłach wielu ludzi doprowadzić do odwrócenia tu ról, do powstania przekonania, iż nieświadomość kogokolwiek osłoni przed grzesznością i potępieniem. Bo pierwszym grzechem, który nie będzie takim odpuszczony, będzie grzech zakłamywania tego, co dostrzegają - swojej sytuacji, realiów. Nie schowają się przed negatywną oceną za nieświadomością w żaden sposób.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3182
Przeczytał: 77 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:14, 17 Lip 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolicka definicja grzechu zawiera sformułowanie, iż czyn, który miałby być uznany za grzeszny powinien być "świadomy i dobrowolny. Nie chcę tej sugestii negować jakoś całościowo, ale chciałbym zwróci uwagę na to, że np. do więzień statystycznie znacznie częściej trafiają osobnicy o małej inteligencji, niskim wykształceniu, impulsywni, pełni nieopanowanych emocji – czyli ogólnie MNIEJ ŚWIADOMI tego, co się dzieje z ich emocjami, psychiką.


Niska świadomość będzie okolicznością łagodzącą z perspektywy tradycyjnej katolickiej nauki. Z tego jednak nie wynika - wg filozofii katolickiej -, że nie ma ludzi o wysokiej świadomości i czyniących zło. To jest istotą grzechu ciężkiego, że człowiek posiadający wolną wolę świadomie (wie, że to co robi jest złe) i dobrowolnie (nikt ani nic go nie przymusza) wybiera zło. Jeżeli czyn nie jest wolny to nie jest grzechem. Tak więc twoje refleksje mogłyby zostać zinterpretowane jako próba relatywizacji nieomylnych prawd, bo zbyt subiektywizujesz grzech.

Problem w tym, że naiwne owego grzechu "obiektywizowanie", polegające na redukowaniu motywacji do niego, do prostej decyzji woli, bazującej na świadomym wyborze jest zwyczajnie niezgodne z tymi przeważajacymi na świecie formami zła.

W tym jest właśnie problem, żeby nie wnioskować - więcej świadomości = większa grzeszność - bo obowiązuj raczej odwrotna zależność. Od pewnego, odpowiedniego wysokiego poziomu świadomości, skłonność do grzechu zanika. (...)
W tym problemie dochodzimy do fundamentalnego rozróżnienia na bazie pytania:
Czy wzrost świadomości będzie grzech zwalczał, czy raczej zwiększał szanse na jego popełnienie?


A czy czasem nie mylisz pojęć? Może nie chodzi ci o pojęcie "świadomości" tylko "dojrzałości duchowej"? Ktoś jest bardziej dojrzały duchowo to z pewnością grzech odrzuci. Ale czy wzrost świadomości zabezpiecza przed popełnieniem zła?
Jeszcze raz przypomnijmy, że grzech jest wtedy, gdy osoba wie, że czyn jest zły (a więc ma świadomość) i chce popełnić ten czyn (dobrowolność). I można doszukiwać się ludzi, którzy z premedytacją czynili zło np. Anders Breivik albo lekarz SS Josef Mengele.

Cytat:
Ja jednoznacznie opowiadam się za tym, aby uznać, iż świadomość jest tym, co nas zdecydowanie częściej obroni przed grzesznością, niż będzie miała jakieś negatywne skutki. Jeśli nawet jakiś rodzaj efektu negatywnego wraz ze wzrostem świadomości miałby się objawić, to ten efekt byłby jedynie lokalny, przejściowy. Bo okazałoby się, że dalszy wzrost świadomości niwelowałby poprzedni negatywny efekt, a wkrótce też zabezpieczał przed nowymi postaciami zła.


Ale w jaki sposób wzrost świadomości, że coś jest złe może zabezpieczyć? Szatan ma super świadomość, doskonałą świadomość, a wybiera zło w tym to największe, bo wieczne odrzucenie miłości Boga.

Breivik, Mengele, Szatan itd., mają zdolność do myślenia, refleksji i podejmowania decyzji. Nie działają z instynktu czy z automatu. Potrafią rozważyć opcje i wybrać jedną z nich.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 10:15, 17 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35777
Przeczytał: 59 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:12, 17 Lip 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
A czy czasem nie mylisz pojęć? Może nie chodzi ci o pojęcie "świadomości" tylko "dojrzałości duchowej"? Ktoś jest bardziej dojrzały duchowo to z pewnością grzech odrzuci. Ale czy wzrost świadomości zabezpiecza przed popełnieniem zła?
Jeszcze raz przypomnijmy, że grzech jest wtedy, gdy osoba wie, że czyn jest zły (a więc ma świadomość) i chce popełnić ten czyn (dobrowolność). I można doszukiwać się ludzi, którzy z premedytacją czynili zło np. Anders Breivik albo lekarz SS Josef Mengele.

Cytat:
Ja jednoznacznie opowiadam się za tym, aby uznać, iż świadomość jest tym, co nas zdecydowanie częściej obroni przed grzesznością, niż będzie miała jakieś negatywne skutki. Jeśli nawet jakiś rodzaj efektu negatywnego wraz ze wzrostem świadomości miałby się objawić, to ten efekt byłby jedynie lokalny, przejściowy. Bo okazałoby się, że dalszy wzrost świadomości niwelowałby poprzedni negatywny efekt, a wkrótce też zabezpieczał przed nowymi postaciami zła.


Ale w jaki sposób wzrost świadomości, że coś jest złe może zabezpieczyć? Szatan ma super świadomość, doskonałą świadomość, a wybiera zło w tym to największe, bo wieczne odrzucenie miłości Boga.

Breivik, Mengele, Szatan itd., mają zdolność do myślenia, refleksji i podejmowania decyzji. Nie działają z instynktu czy z automatu. Potrafią rozważyć opcje i wybrać jedną z nich.

Problem z komunikacja między nami jest trochę w języku, a trochę w pewnej postaci zastanowienia się nad koncepcjami zła i świadomości. Ja rzeczywiście inaczej widzę znaczenia słów: zło, świadomość.
Ale różnica najmocniej chyba dotyka tego aspektu, który wyraziłeś sformułowaniem: świadomości, że coś jest złe. Mam wrażenie, że nie wniknąłeś w to, jak by miała idea rysowana intuicyjnie owym wyrażeniem, objawić się w realnej świadomości.

Co to właściwie określa nam "świadomość, że coś jest złe"?...
Podkreślę, chodzi o pytanie, ŻE coś jest złe.
Czy jest tu jakiś automat: skoro coś "jest złe", to...
... to właściwie CO Z TYM DALEJ?...
Ale jest i pobliskie pytanie: owo coś "jest" złe absolutnie?
- To co w takim razie mamy ROBIĆ DALEJ?

Weźmy dla przykładu jakąś życiową sytuację: oto np. sąsiad prosi nas, abyśmy mu swoim samochodem zawieźli jakieś szpargały na działkę. A nam się nie chce, mamy swoje sprawy. Właściwie to moglibyśmy mu te szpargały zawieźć, ale myślimy sobie: niech sam sobie radzi, ja mam lepsze sposoby spędzania czasu niż marnowanie pół dnia z powodu jakiejś tam fanaberii sąsiada.
Oceńmy taką sytuację pod kątem, czy robimy dobrze, czy źle.
W takiej postawie jest TROCHĘ EGOIZMU, ale też i TROCHĘ ROZSĄDKU, POSZUKIWANIA SENSOWNEJ FORMY ŻYCIA. Uczciwie patrząc na sprawę, pewnie przyznalibyśmy, że odmówienie pomocy sąsiadowi zawiera w sobie pierwiastek egoizmu, czyli jest tu wyraźnie problem zła. I pewnie MAMY TEGO ŚWIADOMOŚĆ. Ale czy rzeczywiście powinniśmy każdemu, kto nas poprosi pomagać?...
- Bo może wożąc sąsiadowi jego szpargały na działkę, zaniedbamy coś ważniejszego - np. pomoc w tym czasie dla ciężko chorej ciotki. W życiu jest gra motywów, zło najczęściej nie jest proste i jednoznaczne. A nawet jeśli nie ma ważnego powodu do odmówienia prośbie sąsiada, to wcale nie jest oczywiste, czy pomniejszy powód typu "niech się nie przyzwyczaja, że mu co chwila będę spełniał jego życzenia" nie jest czasem zasadny (bo może ten sąsiad, to jakiś roszczeniowy cwaniaczek, który sam nie pomoże nikomu, ale innych na pomoc naciąga).
Podałem przykład na pograniczu, aby wyraźnie pokazać, że trudno jest jednoznacznie w życiu określić tę ideę "świadomość zła".
Rozumiem, że tu narzucającą się ripostą będzie: ale przecież są sytuacje zła ewidentnego - np. ktoś pobił sąsiada, bo ten trochę krzywo na niego spojrzał. Tylko czy tutaj też jest na pewno w jakiejś ustabilizowanej postaci "świadomość zła"?...
Ten, kto pobił sąsiada pod wpływem gniewnego impulsu, pewnie doznawał GRY MOTYWÓW, INTENCJI. Jeśli żył we w miarę normalnym społeczeństwie, to zapewne miał świadomość, że się tu ludzi "tak sobie ot" nie bije. Z drugiej strony jednak władała nim złość, pojawił się nagły gniew, może podszyty jakimś strachem, że jeśli na krzywe spojrzenie sąsiada się ostro nie zareaguje, to staną się inne złe zdarzenia.
Ostatecznie twierdzę, iż typowa intuicja, jaką chyba chcielibyśmy mieć za ideą "świadomość zła" jest naiwna, niewystępująca w realnym życiu - nie ma właściwie takiego zła w pełni świadomego. Występują co najwyżej zła częściowo świadome.

Praktycznie nikt nie dokonuje jakiegoś okropnego czynu z pełną świadomością tego, co się zdarzy, jakie będą skutki. Nawet jeśli ktoś złych czynów dokonuje, pomimo tego, że społeczeństwo takie postawy potępia, to będzie uważał, że on ma swoje powody, czyli że niejako owo społeczeństwo "jest głupie", bo nie uznaje np. jego "wyższych praw" do robienia to, na co mu przychodzi ochota.
Nikt nie dokonuje złych czynów ze świadomością "to jest złe", a co najwyżej z uznaniem "to inni mi sugerują, że jest złe, ale ja mam tu odrębne zdanie". Czy jednak ktoś ma taki ma "świadomość zła"?...
Bo według mnie jakaś doza racji jest nawet w tym, aby nie iść ślepo za każdą sugestią ze strony społeczeństwa. W intuicji, nawet w jakimś stopniu świadomości przeciętnego człowieka bowiem "społeczeństwo", to nic innego tylko "ta grupa, albo te osoby, które najsilniej na mnie działają, którym muszę ulec, bo są mocniejsi ode mnie". A przecież nie każdemu mocniejszemu od nas powinniśmy (w trybie moralnego absolutnego rozgrzeszenia i powinności) bez pytania się o nic ulegać, bo to oznaczałoby, że wszyscy mordujący na rozkaz Hitlera czy Stalina powinni zostać z miejsca usprawiedliwieni w każdej swojej zbrodni.

Owa gra motywów i intencji jest zawsze elementem oceny sytuacji. Pytamy: CZY coś jest dobre, czy złe. Nie mamy "samograja" na start, który jednoznacznie ustala pełnie świadomości, co jest złe, a co dobre. A nawet jeśli w jakimś 1% przypadków to rozstrzygniecie jest na tyle ewidentne, że już tylko czepianiem się byłoby negowanie tego, to i tak pozostaje nam problem tych 99% innych decyzji, w których dopiero się zastanawiamy co/czy dana postawa jest tak naprawdę dobra, czy zła.
Inaczej mówiąc, twierdzę, iż nie dysponujemy kompletną idealną postacią sumienia. Dopiero sobie to sumienie budujemy, kształtujemy - właśnie mechanizmem ROZWOJU ŚWIADOMOŚCI.

Dla wychowywanego w środowisku patologicznym złodzieja, świadomość, że kradzież jest "złe" de facto oznacza, iż:
- jakieś tam lamusy i frajerzy nie chcą być okradani, więc mówią wszystkim, że to "zło". Może kradzież z empatycznego punktu widzenia jest niefajna, ale ja mam ważne powody, do tego, aby tak zarabiać na życie.
- tym "prawdziwym złem", które wewnątrz siebie czuję, jest sytuacja, gdybym na dzielni okazał się słaby, gdybym speniał przy okazji kradzieży, albo wydał swoich - to jest zło z prawdziwego zdarzania, a nie te biadolenia lamusów.
Niby złodziej ma świadomość, że kradzież jest "zła" w tym sensie, którego on nie ma ochoty uznawać, ale jednocześnie W TYM JAK W SOBIE IDEĘ ZŁA CZUJE - w tej jego SZCZEREJ POSTACI świadomości, to "złem zrozumialym" byłoby nie ukraść, nie mieć na wódkę i kolegów, okazać się cieniasem, który patrzy na to, co mu frajerzy nagadali.

Tu mamy zatem dwa konkurencyjne rozumienia idei "mieć świadomość, że coś jest złe" - znaczenie, związane z przekonaniem, że jacyś nierealistycznie myślący o życiu frajerzy "złem" nazywają, gdy się komuś coś kradnie, konkuruje ze znaczeniem "złe by było, gdybym sobie nie radził w życiu najlepiej jak potrafię, a że wychowałem się w złodziejskiej rodzinie, to potrafię kraść i w związku z tym, wszystko mi mówi, że kraść powinienem, bo to jest dla mnie dobre".
Jakiej - wyższej - świadomości nie rozwinął w sobie ów złodziej?
- Nie rozwinął w sobie świadomości, że czyniąc ludziom coś, co ich krzywdzi, zabiera owoce ich pracy, a nie robiąc dobrych rzeczy, degradujemy swoją prawdziwą wartość dla innych ludzi, stajemy się wyrzutkami społecznymi, dewastujemy swoją wrażliwość, samozgodność myślenia, emocji i działania w szerszym znaczeniu. Tej głębszej świadomości owemu zlodziejowi po prostu zabrakło. Była świadomość "czynić zło" w nieobsługiwanym przez osobowość znaczeniu, związanym z pogardzaną postawą frajerstwa.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 14:40, 17 Lip 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 3182
Przeczytał: 77 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:17, 17 Lip 2025    Temat postu:

Niżej zacytuję fragment twojej wypowiedzi, ale w umyśle będę starał się brać pod uwagę całość.
Staram się też w tej dyskusji wczytać w to rozumienie, które przedstawia tradycyjna teologia i chcę sprawdzić, na ile to jest spójne, bo jeśli nie jest, to gdzieś musi ta tradycyjna teologia się "wywalać".

Michał Dyszyński napisał:
Co to właściwie określa nam "świadomość, że coś jest złe"?...
Podkreślę, chodzi o pytanie, ŻE coś jest złe.
Czy jest tu jakiś automat: skoro coś "jest złe", to...
... to właściwie CO Z TYM DALEJ?...
Ale jest i pobliskie pytanie: owo coś "jest" złe absolutnie?
- To co w takim razie mamy ROBIĆ DALEJ?


Generalnie chyba rozumiem o co ci chodzi - nikt nie wybiera zła, bo to jest zło. Ludzie uważają, że gdy coś robią to postępują właściwie, że to jest coś dobrego. Problem w tym, że - wg tradycyjnej teologii - człowiek po grzechu pierwszych ludzi ma owszem osłabioną naturę i problem z rozpoznaniem dobra i zła, ALE z drugiej strony istnieje prawo naturalne, które jest wypisane w sercu każdego człowieka, po drugie, każdy ma sumienie (czyli wrodzona zdolność do rozróżniania dobra od zła), a po trzecie istnieje Objawienie Boże, w którym jest objawione, co jest złe.
Sumienie w tradycyjnej teologii jest rozumiane jako coś więcej niż tylko efekt rozwoju świadomości, a zło ma obiektywną, bożą podstawę. Jeśli ktoś ma świadomość, że morderstwo, cudzołóstwo, kradzież jest uznane za złe bożym Objawieniu, a mimo to CHCE to zrobić to jest ciężki grzech.

Dziś wiemy, że papierosy bardzo szkodzą zdrowiu. Edukacja w tej kwestii jest powszechna. A mimo to wielu ludzi pali ito nawet ludzie, którzy są jakimiś profesorami na uczelniach (a więc ludzie wykształceni). Grzech to wybór woli przeciwko prawu bożemu i czym większa świadomość, że coś jest złe tym większa jest odpowiedzialność człowieka. Świadomość nie pomaga uchronić przed grzechem, bo człowiek ma wolną wolę od Boga i może pomimo wiedzy, że coś jest sprzeczne z Objawieniem bożym dalej CHCIEĆ wybrać to zło, bo to jest właśnie wolna wola - możliwość odrzucenia w sposób świadomy jakiegoś dobra.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35777
Przeczytał: 59 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:02, 17 Lip 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Grzech to wybór woli przeciwko prawu bożemu i czym większa świadomość, że coś jest złe tym większa jest odpowiedzialność człowieka. Świadomość nie pomaga uchronić przed grzechem, bo człowiek ma wolną wolę od Boga i może pomimo wiedzy, że coś jest sprzeczne z Objawieniem bożym dalej CHCIEĆ wybrać to zło, bo to jest właśnie wolna wola - możliwość odrzucenia w sposób świadomy jakiegoś dobra.

Cały czas się mijamy z intencjami. Spróbuję rzeczy więc pociągnąć inaczej, od drugiej strony.
To może porównajmy dwóch ludzi - jeden zna Objawienie, a drugi nie. Jeden wie, że mordowanie jest zabronione przez autorytety i religię, drugi nic o tym nie słyszał. Więc tylko ten drugi przy takim układzie jest grzesznikiem. A ten pierwszy z kolei to frajer, że o Objawieniu chciał usłyszeć - teraz już ma kupę rzeczy zabronione, a jak mu się zdarzy wpadka, to wina będzie jego....

Tymczasem z zewnątrz patrząc, z punktu widzenia życia w społeczności z ludźmi - jeden i drugi coś tam czynią, raz dobrze, raz źle, kierując się w części intuicją, w części będąc skołowanymi, coś tam po pijaku robiąc, coś w pełni świadomie.
Jeśliby patrząc z punktu widzenia tak kluczowej sprawy jak zbawienie, to zapoznanie się z treścią objawienia jest... NAJFATALNIEJSZĄ DECYZJĄ W ŻYCIU. Do tego czasu, co by człowiek nie zrobił, mógłby się tłumaczyć "nie byłem świadomy", czyli był bezgrzeszny. Tymaczasem ktoś, kto objawienie juz poznał, to nawet jakby wszystko rygorystycznie, ofiarnie, poświęcając się wypełniał, a raz mu się w chwili słabości zdarzyło świadomie czegoś niedopilnować, to juz ma grzech i czeka na (nie wiadomo jak surowy) sąd. Tymczasem tamten, który chronił się jak tylko mógł przed zapoznaniem się z zakazami moralnymi religijnymi może jeść, pić, popuszczać pasa i mieć innych ludzi w d...pie.
Nie postrzegasz takiego układu jako absurdalnego?...
- Bo dla mnie to jest totalny absurd, coś wywracającego etyczny sens. W takim układzie, że świadomość obciąża, a nieświadomość usprawiedliwia największy drań, morderca, krzywdziciel jest niczym święty... Bo zawsze może powiedzieć "ja nie bylem świadomy tego, że to jest zabronione". A człowiek głęboko etyczny, z dobrymi emocjami, sercem poświęcony dobru z powodu jakichś tam drobnych uchybień jest w porównaniu z tym pierwszym "grzesznikiem".
Jest tu jeszcze parę innych problemów interpretacyjnych w takim ujęciu, ale nie chcę już tu mieszać, bo za dużo będzie naraz. Ale zasygnaliuję na końcu jeszcze i to, że w taki sposób, że o dobru/złu decyduje, czy coś jest zabronione, czy nie (osobnym pytaniem jest PO CZYM KTOŚ MIAŁBY DIAGNOZOWAĆ ŹRÓDŁA OWYCH ZAKAZÓW), kompletnie traci sens rozwój duchowy, wzbogacanie się - to tylko by oddalało od zbawienia. I chyba integryści (nie wiem czy świadomie) po troszę w ten sposób o tym myślą/czują - piętnują rozum za jego samodzielny tryb działania, a wywyższają posłuszeństwo. Tyle, że to jest droga donikąd.
(BTW jest ten temat poruszony w listach św. Pawła, ale nie chcę już mieszać tamtych tekstów, bo się za bardzo skomplikowane wszystko zrobi).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin