Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 1:20, 11 Cze 2022    Temat postu: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Na forum sfinia jest paru dość wybitnych troli i agitatorów. Jeden z nich jest szczególnie interesującym okazem trola, czasem mnie zaskakuje pomysłowością w kwestii wymyślania najprzeróżniejszych wykrętów, aby nie markować niby rzeczową dyskusję, choć w istocie chodzi mu o to, aby jak najbardziej zaciemniać jej sens, aby utrudnić obserwatorom zdiagnozowanie o co w dyskusji chodzi, kto ma rację, czyje argumenty są bardziej poprawne.
Te chwyty zaciemniające, odwracające uwagę, sugerujące mylne tropy w ocenie są według mnie na tyle ciekawe, że będę je tutaj opisywał. Zamierzam stworzyć tu katalog trolerskich chwytów maści wszelakiej.

Warto by zacząć od definicji trola dyskusyjnego. Z grubsza będzie to dyskutant, który dyskusję traktuje nie jako platformę do wymiany poglądów w celu wyłonienia jakichś wspólnych ustaleń, konsensusu, przedstawienia szczerego i uczciwego poglądów stron, ale głównie po to, aby wywoływać u innych dyskutantów emocje, lansować się w określonej roli (najczęściej mamy lans na autorytet).
Charakterystyczną cechą trola jest NIESZCZEROŚĆ, UKRYTE INTENCJE. Trol torpeduje wyjaśnianie spraw, jego intencją jest mącenie, tworzenie mylnych tropów, udawanie, robienie dyskutantów na szaro. Trol ma satysfakcję z tego, że swojego oponenta celnie zaatakował, wyprowadził z równowagi, oszukał, zmanipulował.
Bycie "strolowanym" polega na wzięciu zabiegów trola za dobrą monetę, uwierzenie mu iż on naprawdę myśli tak, jak napisał. Tymczasem trol jest dyskusyjnym aktorem, on udaje kogoś, kim naprawdę nie jest.
Dość podobnym typem do trola jest AGITATOR. Agitator jest podobny do trola o tyle, że też w jego dyskusjach jest zmyłki, dużo udawania. Jednak odróżnia się on od trola tym, że agitator może być szczerze przekonany o swoich racjach, nie jest manipulantem cynicznym. On co prawda też zakłamuje udział w dyskusji, jednak zakłamuje go w poczuciu walki za dobrą sprawę, on uważa, że tak trzeba. Agitator - patrząc z bezstronnego, obiektywnego puntu widzenia - bywa zakłamany w podobnym stopniu jak trol, stosujący jawnie podwójne standardy. Agitator jest jednak święcie przekonany, że uprzywilejowana rola w dyskusji mu się święcie należy, zatem gdy on coś ocenia jawnie stronniczo, to wypełnia tym jakąś świętą misję obrony jakichś tam jego wartości.

Warto by katalog chwytów troli i agitatorów rozpocząć od ogólnej postawy, która znamionuje zdecydowaną większość z nich. Chodzi mi o postawę tego, który narzuca odgórnie swoje oceny.
Największy koszmarem trola i agitatora jest dyskusja, w której musieliby oni stosować się do ścisłych standardów, symetryzujących wymagania względem nich i ich oponentów. Bo wtedy szybko okazałoby się, że oba te typy manipulantów nie mają merytorycznie skutecznych argumentów, czyli polegliby sromotnie w uczciwej dyskusji. Do takiej sytuacji nie mogą oni dopuścić, dlatego starają się za wszelką stwarzać wrażenie, że ich oceny powinny podlegać lepszemu traktowaniu niż oceny ich oponentów. W tym celu manipulant opisywanego typu będzie:
- lansował się na autorytet
- przedstawiał swoje racje zawsze w obiektywnym tonie
- unikał wyrażeń, które by demaskowały iż wyrażona ocena jest czysto subiektywną opinią, próbując za to sugerować, iż jest to co coś w rodzaju "niezbitego faktu".
- ignorował niewygodne dla siebie okoliczności i argumenty
- dla odwrócenia uwagi zmiękczenia oponenta stosował napastliwość personalną
- z zasady nie przyznaje się do błędu
- z zasady próbuje sugerować jak najniższe kompetencje oponentów.
Ogólnie celem jest wylansowane się na tego, któremu w dyskusji wolno jest więcej niż innym, którego argumenty nie wymagają uzasadnień, bo rzekomo "oczywistym jest, iż są one z pewnością słuszne, czego nie trzeba wykazywać", zaś argumenty ich oponentów rzekomo są "niskiej jakości, mało wiarygodne, czynione do tego w złej wierze". O takie wrażenie, o stworzenie takiego domyślnego traktowania stron trolom i agitatorom chodzi.

Na koniec tego posta chciałbym przedstawić ciekawy chwyt trolerski głównego trola na naszym forum. Chwyt można sformułować jako trolerską radę:
Jeśli chcesz mieć przewagę personalną (nie merytoryczną) w dyskusji, to koniecznie staraj się narzucić oponentowi zasadę, iż on ze wszystkiego musi się drobiazgowo tłumaczyć.
Trol o którym myślę, "jedzie" w dyskusji w większości na tym, że upiera się przy tym, iż jego oponent musi co chwila wyjaśniać, tłumaczyć się z każdego użytego słowa, wskazywać źródło każdej oceny, dawać linki do każdego powołania się na definicję, stwierdzenie faktu, czy co tam jeszcze, co druga strona twierdzi. Tym sposobem trol osiąga kilka celów:
1. ma satysfakcję, że zmusił kogoś do bezsensownej pracy udowadniania czasem całkiem oczywistych okoliczności.
2. działa na zmęczenie przeciwnika.
3. sugeruje iż jest dociekliwym dyskutantem, który nie daje się zbyć byle czym, tylko "oczekuje merytorycznego potraktowania" przez swojego oponenta. To on jest zatem tym merytoryczny, to on konkretów w dyskusji wymaga. To ma robić dobre wrażenie, sugerować kompetencje dyskusyjne.
4. jeśli oponent się nie wywiąże z tego żądania tłumaczenia mu co drugiego słowa, czy nawet przecinka w zdaniu (tu już lekko przesadzam, ale w tą stronę intencja trola zmierza), to zawsze można mu tryumfalnie wytknąć, że nie wykazał słuszności swoich racji, że poległ na wyjaśnieniu, którego się od niego wymagało. Czyli że został "zaorany w tej dyskusji".
Ogólnie taka manipulacja jest dość upierdliwa i ma spore szanse powodzenia z osobą, która nie kontroluje toku dyskusji. Trol będzie ją gnębił na różne sposoby, "ganiając" po najróżniejsze pierdoły "absolutnie niezbędne" do wyjaśnienia w owej dyskusji. zaś to, że samo rozumowanie w zakresie głównego omawianego problemu (w którym może trol czy agitator nie czują się mocni) leży gdzieś tam odłogiem, bo strolowany oponent trola nie ma już czasu, aby się tym rozumowaniem zająć.

Oczywiście jak na każdą trolerską sztuczkę, także i na tą jest remedium. Pierwsze tutaj jest jest POPRAWNE ZDIAGNOZOWANIE owej zagrywki trola. Widząc któreś tam z kolei nowe zadanie, jakie wyznacza nam oponent do obowiązkowego wykonania (samemu najczęściej nie wyjaśniając niczego, nie tłumacząc się, wszak on "tłumaczyć się nie musi") trzeba powiedzieć sobie STOP! Tutaj gra nie jest uczciwa!
Można zaapelować o równość w tych wyjaśnieniach, zażądać aby nasz trol - symetrycznie - zaczął też tłumaczyć własne argumenty na podobny sposób, jak wymaga to od innych. To jednak - zapewne - nie zadziała. Trol dobrze wie (albo przynajmniej czuje), iż uczciwe reguły gry nie są dla niego korzystne, więc pod dowolnym pretekstem odmówi dyskusji na równych zasadach (zapewne zastosuje pomocniczo taktykę zdartej płyty, czyli wciąż będzie się domagał spełnienia wcześniejszych jego roszczeń, albo dodatkowego wyjaśnienia do już otrzymanych wyjaśnień dla tych roszczeń). Wtedy uczciwy dyskutant może albo jeszcze trochę pobawić się z trolem w wykonywanie owych zasad (raczej nie mając nawet odrobiny nadziei, iż zostanie to uczciwie ocenione), albo też przejść do kontrnatarcia na sposób trola, czy po prostu zakończyć nieuczciwą dyskusję. Kto chce może się jeszcze bawić w taką dyskusję, lecz powinien się liczyć z tym, iż niewielka jest szansa na wyłonienie w niej skuteczne rzetelnych argumentów. Trol bowiem przykryje je swoimi żądaniami.
Powyższa trolerska taktyka jest odmianą (czy może raczej ogólniejszym sformułowaniem) tzw. galopu Gisha. [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 12:38, 11 Cze 2022    Temat postu: Re: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Michał Dyszyński napisał:
Warto by katalog chwytów troli i agitatorów rozpocząć od ogólnej postawy, która znamionuje zdecydowaną większość z nich. Chodzi mi o postawę tego, który narzuca odgórnie swoje oceny.


Pierwszym i głównym sygnałem niepoprawności dyskusji jest POSTAWA NARZUCANIA, postawa ARBITRALNOŚCI OCEN.
Jeśli w dyskusji zaobserwujemy, że nasz oponent taką postawę przejawia, to jest to bardzo silna przesłanka za tym, że dyskusja z takim kimś nie ma szansy być poprawna merytorycznie. Właściwie z góry można taką dyskusję skreślić jako mogącą doprowadzić do rzeczowych ustaleń. Przynajmniej jest tak w zdecydowanej większości przypadków.

Osobną decyzją teraz jest, czy ktoś chce się w tę walkę o narzucanie i arbitralność dyskusyjną bawić. Czasem możemy chcieć się bawić, z różnych powodów.
Jednak...
- raczej nie ma co liczyć na to, że dyskusja będzie rzeczowa i uczciwa
- warto być czujnym z narzucaniem sobie postawy odpowiedzialności za tę dyskusję

Chcę teraz omówić bardzo ważny (szczególnie dla mnie) aspekt dyskutowania, czy w ogóle postaw etycznych. Chodzi o odpowiedzialność, związane z nią poczucie winy, rozliczenia dyskusji w sumieniu.
Wiele osób chce byś dyskutantami etycznymi. Ja też się do tej grupy zaliczam. Oznacza to, że STAWIAM SOBIE WYMAGANIA w zakresie tego, aby dyskusja była uczciwa. I obserwuję, iż nie tylko ja tak mam. Są dyskutanci, którzy aspekt etyczny w dyskusji stawiają wysoko.
Na przeciwnym biegunie są dyskutanci, którym zależy głównie na "wygranej". Oni gotowi są podeptać zasady, będą postępowali nieetycznie, manipulując, kłamiąc byle tylko "wyszło na ich".
Jak to w Biblii napisano "nie można dwom panom służyć". Jeśli ktoś na szczycie wartości ma paradygmat zwyciężania w sensie jakiegoś doprowadzenia dyskusji do jakiejś formy tryumfu swojej osoby nad oponentami (osobną kwestią jest, jak ktoś sobie ów tryumf wyobraża, czym on właściwie miałby być...), to będzie deptał wymogi etyczne.
Warto byłoby tu jakoś sformułować WYMOGI ETYCZNE dla poprawnej dyskusji. Według mnie można do nich zaliczyć:
- nie przeinaczanie faktów, nie zmyślanie okoliczności
- przymuszenie się do uczciwego zapoznania z odpowiedzią oponenta, także w duchu potencjalnego zaakceptowania jego poglądów, rozważanie podanych argumentów, a nie ich bezrefleksyjne odrzucanie
- nie stosowanie presji pozamerytorycznej.
Te zasady etyczny dyskutant NARZUCA SOBIE. Jest to jego dar w dyskusji, jego ambicja, rodzaj konstytucji rozumowej.
Jeśli jednak zaobserwujemy, że nasz oponent tych zasad etycznych nie zamierza przestrzegać, to mamy ASYMETRIĘ CELÓW. Podczas gdy jeden dyskutant prowadzi dyskusji w celu wyłaniania poglądów, a drugi w celu uzyskania statusu dominatora, to to nie ma szansy się skleić w sensowną całość. W takim wypadku dyskutant, który jednak uznaje konieczność stosowania się do etyki dyskusji, może zostać wmanewrowany w stresujący, chaotyczny układ, O ILE NIE ZORIENTUJE SIĘ NA CZAS, że strony "grają w inne gry".
Uważam, iż etyczny dyskutant powinien uzupełnić swój katalog postaw dyskusyjnych o STAŁE MONITOROWANIE, CZY DYSKUSJA MA UCZCIWY CHARAKTER.
Postawa naiwna, w której dyskutant bierze na siebie odpowiedzialność za dyskusję jawnie nieuczciwą, ostatecznie sama zaczyna migrować do zignorowania istotnych aspektów komunikacji, ostatecznie będzie skutkowała destrukcyjnymi skutkami. I dlatego jej utrzymywanie na siłę można by nazwać też nieetycznym!

Głoszę tu zatem dość kontrowersyjną tezę: postawa naiwności, polegająca na braniu na siebie nadmiaru odpowiedzialności, w sytuacji gdy druga strona to perfidnie wykorzystuje, w pewnych warunkach prowadzi do na tyle destrukcyjnych skutków, iż może być uznana za nieetyczną.
W szczególności mataczący dyskutant często będzie próbował narzucić nam poczucie winy. Ktoś, kto się da w tę winę wmanewrować, weźmie ją za dobrą monetę i zacznie się ulegle tłumaczyć w sytuacji, gdy cały ten układa jest ściemą zaaranżowaną przez manipulanta z przeciwnej strony, nie tylko zmarnuje własną energię i zasoby na bezproduktywne tłumaczenia, ale dodatkowo zmyli o obserwatorów co do tego, kto ma rację w dyskusji, a dalej być może zasugeruje tym obserwatorom błędne wnioski.
Teza powyższa może zostać sformułowana też w postaci:
Wymogiem etycznym racjonalnego dyskutanta jest nie tylko wymaganie od siebie przyjmowania odpowiedzialności za dyskusję w postaci możliwości uznania swojej winy, lecz także w ramach owej odpowiedzialności odrzucenie zasugerowanej winy, gdy druga strona "gra nieuczciwie", perfidnie wykorzystując naszą skłonność do przyjmowania winy na siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:39, 14 Cze 2022    Temat postu: Re: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Taki komentarz gdzie indziej popełniłem. Jest w sprawie.

Michał Dyszyński napisał:
rafal3006 napisał:
Więc jak tu dyskutować?

Od pewnego poziomu oślego uporu dyskutanta, stosowania techniki zdartej płyty, ignorowania argumentów przez naszego oponenta, zaczynamy dostrzegać jałowość jakiejkolwiek dyskusji z daną osobą. Pojawia się przekonanie: NIC NIE JEST W STANIE tej osoby nie tylko przekonać, ale nawet wyrwać jej ze szponów rywalizacyjnej postawy zaciekłego uporu w stylu "ja się zawsze sprzeciwię i tak postawię na swoim".
Widząc, że owo stawianie na swoim jest praktycznie już jedynym motorem myślenia naszego oponenta, uświadamiamy sobie, że I TAK NIE DA SIĘ GO SKŁONIĆ DO DYSKUSJI O SAMEJ SPRAWIE.
Mając taką konstatację, człowiek staje przed wyborem:
tracę tylko czas przekomarzając się z ową osobą, czy jeszcze w tej dyskusji pozostało cokolwiek, co mogłoby przynieść mi jakąś intelektualną inspirację, czy inny rodzaj trwałej korzyści?...
Bo nie każdy jest w stanie "emocjonalnie się pożywić" samym faktem rywalizowania z oponentem, pisania mu w kółko identycznej treści (choć w nieco odmiennych sformułowaniach), że oto z przekonaniem ogłaszamy, iż on nie ma racji, a my tę rację mamy.
Są ludzie, których kręci sama rywalizacja, sama możliwość napisania czegoś napastliwego względem drugiej osoby. Oni w dyskusji silnie polemicznej dostają wystarczająca gratyfikację dla swojego wysiłku włożonego w stworzenie posta dyskusyjnego. Ale jest jeszcze taka frakcja dyskutantów, którym samo rywalizowanie nie sprawia jakiejś szczególnej satysfakcji. Wręcz jest taka frakcja dyskutantów, której rywalizowanie wręcz "wisi". Ja zaliczam się dej ostatniej frakcji, co też powoduje, że "emocjonalnie wysycham" przy kontaktach z dyskutantami, którzy mnie nie inspirują do ciekawych myśli.
Mając świadomość tego, że oto mam naprzeciw sobie dyskutanta, który na 99% nie ma zdolności ROZWAŻYĆ TREŚCI DO NIEGO KIEROWANYCH, który bezrefleksyjnie zignoruje wszystkie myśli, które nie wspierają jego przekonań, zyskuje się przekonanie, że bardziej owocne będzie podyskutowanie z samym sobą. Oponent nie oferuje tu żadnej wartości dodanej, a często - jak to jest w przypadku Irbisola - oferuje jedynie upór przy tym, aby ktoś mu procesował te "kłody pod nogi", które sobie wymyślił dla danej dyskusji - w stylu "udowodnij teraz, że napisałem to, co napisałem, że czarne jest czarne, a białe jest białe", czy też "wskaż konkretnie, gdzie to o czym piszesz jest zawarte", zaś po wskazaniu i tak ten fakt zostanie zignorowany i za dwa posty pojawi się ogłoszenie "nigdy nie wskazałeś, że tak jest jak piszesz".
Mając świadomość tego, że ma się z drugiej strony dyskutanta skupionego na obstrukcji dyskusji za pomocą mnożenia wymagań do spełnienia i programowo ignorującego KWESTIĘ SAMEJ TREŚCI dyskusji, człowiek ostatecznie sobie klasyfikuje owego dyskutanta jako BEZUŻYTECZNEGO dla jakiegokolwiek innego celu, niż przekomarzanie się, popsztykanie się personalne. Czyli byłby to jedynie dobry partner do dyskusji dla osób czerpiących satysfakcję z polemiki dla samej polemiki, a nie tych, którzy stawiają sobie za cel, dyskusję o treściach ogólniejszych, bardziej merytorycznych, nie zaś związanych wyłącznie z problemem "Kto - kogo?".


Dodam na koniec, iż jest to kwestia pewnej DECYZJI. Jest rozpoznanie: ten rodzaj dyskutanta "nie rokuje pozytywnie, tylko nas męczy swoja upierdliwością". Warto dawać szansę dyskusji z nim, czy sprawa jest beznadziejna?...
W końcu człowiek może jednak musi powiedzieć sobie twardo: sprawa JEST beznadziejna.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 12:44, 14 Cze 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:32, 25 Cze 2022    Temat postu: Re: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Torpedowanie konstruktywności dyskusji w metodologii, którą ostatnio obserwuję najczęściej dałoby się opisać jako postawa unikania rozpatrywanie niewygodnych dla siebie aspektów sprawy.

Dyskutant, który chce przeforsować swoją wersję rozstrzygnięcia BLOKUJE ROZWAŻANIE TEGO, CZEGO NIE CHCE ABY BYŁO ROZWAŻONE.
Jak to robi?
- Stawiając masowe zarzuty (np. typu galop Gisha)
- Domagając się spełniania jakichś formalnych wymogów
- Przekręcając sformułowania, silnie je nadinterpretując (chochoły), aby oponenta zatrudnić przy konieczności odkręcania tego, "wciskając kit" iż gdzieś rzekomo wszystko to wyjaśnił, że odpowiedź została udzielona (nie wiadomo gdzie, szukaj sobie wiatru w polu, ale upierać się przy tym można).
- Stawiając całą masę zadań, zarzutów, produkując uwagi, ale WSZYSTKIE ZAWSZE OBOK NIEWYGODNEGO ARGUMENTU.

W ten sposób osobnik zdeterminowany w torpedowaniu dyskusji może praktycznie nie dopuścić do zajęcia się w dyskusji niewygodnym dla siebie argumentem. A w ostateczności, jeśli już ktoś jawnie będzie się rozpatrzenia owego argumentu domagał i upierał przy tym, taki osobnik ma opcje ogłoszenia, iż to nie jest temat dyskusji, on się nim po prostu nie zajmuje i już. I co mu zrobisz?... :shock:

Tu ciekawie rysuje się w ogóle kwestia sensowności dyskusji, a w szerszym rozumieniu też wychodzi tu KLUCZOWY POSTULAT EPISTEMICZNY.

Zaczną od mniejszej kwestii, czyli tej dyskusyjnej - jeśli ktoś chce w dyskusji omawiać tylko jego argumenty, a blokuje zajmowanie się argumentami oponenta, to właściwie jest to dyskusja wadliwa, niejako "w ogóle nie jest to dyskusja", a co najwyżej jakaś słowna przepychanka.
Twierdzę, że Wymogiem niezbywalnym polemicznej dyskusji jest konieczność zajęcia się argumentem oponenta.
Jeśli jedna ze stron argumentem podanym przez oponenta zająć się nie chce, to mamy STOP, uwiąd dyskusji, zablokowanie jej bez możliwości uznania rozstrzygania.


Teraz w wersji ogólnoepistemicznej mamy tu FUNDAMENTALNĄ ZASADĘ, która konstytuuje prawdę:
Prawda ogólna nie jest wyrywkowa!
Inaczej mówiąc, nie możemy mówić o prawdziwości jakiegoś ogólnego stwierdzenia w sytuacji, gdy sprawdza się ono tylko w części okoliczności. Jeśli ktoś "rozważając prawdę" blokowałby arbitralnie te okoliczności, które są niewygodne dla jego przekonań, to zwyczajnie NIE ROZWAŻA prawdy ogólnie, tylko cały czas funkcjonuje W OBRĘBIE SYMULACJI BLOKUJĄCEJ OPCJE NA WYBRANYM, ARBITRALNYM STANIE.

Jeśli ktoś rozważa tylko część opcji, to nie ma prawa wniosków z tych rozważań (nawet logicznie poprawnych wniosków) uznawać za obowiązujące ogólnie. Prawda ogólna może być ustalona dopiero wtedy, gdy ROZWAŻY SIĘ WSZYSTKIE OPCJE. W przeciwnym wypadku będziemy mieli jedynie prawdę cząstkową, właśnie symulację, czyli sprawdzenie "jak to jest, gdy wypełnione są arbitralnie wskazane założenia".

Ciekawym aspektem dyskusji, w których ostatnio uczestniczyłem, jest to jak co niektórzy moi oponenci próbują przyblokować moją analizę, która pokazuje, iż ich wnioski nie mogą być uznane za ogólne, lecz że są tylko obowiązujące dla wybranych przez nich założeń. Metodą na to jest BLOKOWANIE USTALENIA CO STANOWI ZAŁOŻENIE, a dalej potraktowanie opcji założonej jako oczywistą niezbywalną.
Jest to metoda, którą stosuję powszechnie marketerzy. Gdy w rozmowie o nowej umowie, czy przedłużeniu istniejącej pada kwestia "dlaczego chcecie mi podwyższyć cenę abonamentu?", to marketer oświadcza: ja nie mam innej możliwości, mam tylko tę opcję, którą tu oferuję...
Można by ten chwyt nazwać presją na rzekomą obiektywną konieczność.
Z punktu widzenia klienta, który negocjuje przedłużenie umowy nieistotne jest, czy ten z kim rozmawia, ma w komputerze na liście opcję, o którą mu chodzi, czy też jej nie ma. To, że menedżer nie przewidział w opcjach wersji przedłużenia umowy korzystnej dla klienta, to jest nie problem tego klienta. Tenże klient nie ma obowiązku uznawać (w sumie arbitralnego, wewnętrznego) ustalenia firmy, że "od dnia tego, a tego stosujemy tylko takie to a takie opcje umów". Oczywiście klient musi mieć też świadomość, iż jak się nie dogada z firmą, to po prostu zostanie bez przedłużenia umowy i może będzie musiał poszukać sobie innego dostawcy danej usługi, albo w ogóle zostać bez tej usługi. Jednak na pewno nie jest "bardziej obiektywne", to że ktoś tam wyżej w firmie coś sobie ustalił i zablokował marketerów na tej opcji, niż zaproponowanie jakiekolwiek innej opcji. Mamy tu po prostu negocjację RÓWNYCH PODMIOTÓW.

I tu właśnie należy wskazać na jeszcze ten kluczowy aspekt RÓWNOŚCI PODMIOTÓW. W istocie można by opisać powyższy chwyt na "obiektywizm" też jako "presję na uprzywilejowanie". Ktoś chce, aby zostało uznane, iż jego opcja "po prostu jest", czyli nie ma alternatyw, a druga strona ma nie mieć (nie wiadomo dlaczego) prawa domaga się do tych alternatyw rozpatrzenia. Czyli ktoś chce uzyskać nierówność stron w dyskusji, uprzywilejowując własne stanowisko. Tymczasem w wersji uczciwej dyskusji każde ograniczenie, które chce wprowadzić jakaś strona, może być uznane JEDYNIE JAKO PROPOZYCJA do rozważenia. Druga strona ma pełne prawo odrzucić takie - preferujące owego pierwszego dyskutanta - stawianie problemu. Oczywiście jeśli strony się uprą przy swoim, czyli jeśli
- dyskutant A uważa, że argumentów X nie należy rozważać
zaś
- dyskutant B ma odwrotne zdanie i rozważanie ich traktuje za konieczność dla rozstrzygania danej sprawy
to
przy uporze stron dyskusja po prostu się zablokuje. I należy mieć tego świadomość, że w takim przypadku będzie tej dyskusji może i ostateczny koniec, czyli też nie zostanie uzgodniona żadna konkluzja, a strony się rozejdą.

I to nieraz po prostu się dzieje - dyskusja się rozlatuje. Bo obie strony mają swoje odrębne wymagania, nie godząc się na ustępstwa. Wtedy powiedzą sobie strony dyskusyjne "do widzenia", albo nawet i "żegnaj".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:00, 26 Cze 2022    Temat postu: Re: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Michał Dyszyński napisał:
I to nieraz po prostu się dzieje - dyskusja się rozlatuje. Bo obie strony mają swoje odrębne wymagania, nie godząc się na ustępstwa. Wtedy powiedzą sobie strony dyskusyjne "do widzenia", albo nawet i "żegnaj".

Dyskusja stanowi rodzaj gry. Gra ma sens, gdy strony chcą się trzymać jej reguł. Gdy jedna ze stron chce mieć ekskluzywne przywileje, to gra się wykrzacza.
Nikt tu nie robi nikomu łaski. Kto chce dyskutować, ten dyskutuje. Komu odpowiadają reguły danej dyskusji, ten w dyskusję się "bawi". Kto uznaje, że dyskusja nie spełnia jego oczekiwań, zawsze może odstąpić.
Gdzieś ostatecznie wszystko oprze się o subiektywny wybór, o to, że ktoś w końcu uznaje "chcę, albo nie chcę dyskutować" na dany sposób.

Czasem mam wrażenie, że niektóre osoby dyskutowałyby wyłącznie pod warunkiem, iż mają reguły gry, które dają im lepsze prawa. To oni mają rządzić, zaś nie muszą się na nic godzić, niczego "nie potrzebują" dogadywać z drugą stroną. Bo to przecież "oni mają rację". Warunek stawiają: to inni niech się dostosują do mnie.
Jeśli ktoś nie umie grać na równych zasadach, to co to za gra?
Jeśli ktoś chce mieć w dyskusji lepsze prawa, to właściwie co można powiedzieć o rozstrzygnięciu, które nawet wskazało ich rację?...
Bo skoro oni mają rację w nieuczciwej grze, to nie wiemy wtedy czy owo rozstrzygniecie zawdzięczamy przewadze reguł na swoją stronę (a wtedy racje nie miałyby może znaczenia), czy rzeczywiście racja była. Czyli nie da się wtedy ich zwycięstwa uznać za przewagę w argumentacji, lecz nie wiadomo, kto tu tak naprawdę był lepszy.
Racja - w tym wygranym, obiektywnym sensie - będzie wtedy, gdy strony miały równe prawa i na tych zasadach ktoś osiągnął przewagę w argumentacji.

Gdy widzę gdy dyskutant próbuje za wszelką cenę uzyskać przewagę sposobami niemerytorycznymi, to się zastanawiam: czego on się boi?...
Nie wierzy w sukces na równych zasadach?...
Może już wie, że w argumentowaniu nie ma szans?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 0:02, 26 Cze 2022, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31264
Przeczytał: 92 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:01, 27 Cze 2022    Temat postu: Re: Jak można torpedować konstruktywność dyskusji

Przeglądając stare posty natrafiłem na przypadek nie opisanego wcześniej przeze mnie sposobu na torpedowanie konstruktywności dyskusji. Polega on na odpowiedzi, która komentuje niby temat, a w istocie coś zupełnie pobocznego.
Oczywiście nieraz w dyskusji pojawiają się dygresje. Nie są one z natury niczym złym. Problem zaczyna się, gdy dygresywność wypowiedzi robi się przytłaczająca, gdy odwodzi od tematu, albo - jeszcze gorzej - gdy zaczyna się jako sugestia, iż odpowiada się na określone pytanie, lecz w istocie dalej podejmuje kwestie totalnie odrębne. Wtedy uczciwy dyskutant, nie widząc związku odpowiedzi z tematyką, próbuje dociec, czy może czegoś nie zrozumiał, próbuje wyjaśnić sprawę. Ale jeśli torpedujący dyskusję ma złą wolę, czy inną postać mataczącej intencji, to niczego nie wyjaśni, tylko znowu wrzuci jakąś sugestię nieokreśloną pod pozorem wyjaśnienia. I tak można tego torpedującego "ganiać" długo dopytując się o co mu konkretnie chodzi.
A tymczasem torpedującemu często o nic konkretnego nie chodzi, tylko o to, aby udawać, że dyskutuje. W ten sposób będzie spamował tematy, a osoby, które poszukują w nich rozstrzygnięcia, będą musiały pracowicie przebijać się przez tony tekstu bez merytorycznej treści, albo - jeszcze gorzej - z treścią zmyłkową, która raczej zaciemnia, a nie rozjaśnia sprawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin