 |
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35618
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:19, 26 Cze 2025 Temat postu: Przegrałem, zbłądzilem... - trudno. Poprawię się. Idę dalej. |
|
|
Nieraz odnoszę wrażenie, że dla pewnej części ludzi, z którymi się kontaktowałem, dyskutowałem z nimi, stwierdzenie swojego błędu, samokrytyczne spojrzenie na siebie jest czymś niemal niewyobrażalnym. Są to ludzie, którzy do końca bronią się przed każdym zarzutem, albo do końca bronią tezy o nieskazitelności grupy, z którą się identyfikują.
Ja nie mam jakichś szczególnych problemów z przyznaniem się do przynajmniej części moich błędów. A wynika to chyba właśnie z tego, że - w odróżnieniu od tych walczących o swój absolutnie pozytywny wizerunek - przyjmuję za normalne (oczywiście niepożądane, ale jednak nie do uniknięcia), że znaczna część moich decyzji była błędna, albo okaże się kiedyś błędna, do poprawy, może do uznania swojej winy, czy innej formy wadliwości, słabości. Wierzę w sens przysłowia: mylić się jest rzeczą ludzką.
Trudno jest mi zrozumieć tych, którzy bronią "swego" na zabój, praktycznie nigdy nie przyznając się do błędów, Trudno jest mi to zrozumieć, bo z kolei ja sam nawet owej obrony do końca mojego wizerunku nie postrzegam jako obrony "swego". To, co na sposób szczerze poszukujący obiektywizmu uznam za mój błąd, przestaje być "moje". Wtedy bardziej "moim", bardziej "ja" będzie raczej ta wersja mnie, jaka się wyłania, gdy naprawiam swoje myślenie, nawracam się z błędnych dróg. Broniąc swoich błędów jako czegoś dobrego, byłbym w tym moim mniemaniu wrogiem samego siebie, bo konserwowałbym to, co mnie niszczy, krzywdzi, deprawuje. To byłoby działanie wbrew rozsądkowi, a także wbrew mojemu - całościowo pojętemu - życiowemu interesowi. Mam mentalny problem ze zrozumieniem myślenia osób, które ten aspekt sprawy traktują inaczej. Na co właściwie oni liczą?...
- Że ich błędy i grzechy z przeszłości tajemniczo same stają się naprawione w jakimś akcie wstecznego osądu?
- Że coś fałszywego stanie się prawdą, jeśli ktoś wykaże wielki upór w ponawianiu życzeniowej deklaracji, iż ten fałsz jest prawdą?...
Na co oni liczą?...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 19:21, 26 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35618
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:11, 27 Cze 2025 Temat postu: |
|
|
Wcześniej, przez wiele lat, nie docierało do mnie, jak bardzo jest to "osobotwórcza" cecha - zdolność do pogodzenia się ze swoją słabością, małością, robieniem błędów. Kultura, religia nieraz "wyciąga na tapetę" zagadnienie pokory i pychy, ale potem i tak okazuje się, że osobnym zagadnieniem staje się, NA CZYM WŁAŚCIWIE POLEGA owo bycie "pokornym", albo "pysznym". Wręcz można się tu spotkać z podejściami wzajemnie sobie przeczącymi, czyli to, co jeden raczej zaklasyfikuje jako pokorę, inny podepnie pod pychę.
Szczególnie duże różnice wykazują tu dwa typy osobowości - światopoglądu:
Światopogląd i osobowość organizująca się wokół władzy, dominacji i lojalności względem grupy, z którą dana osoba się utożsamia, przez "pokorę" rozumie np. często uległość autorytetom swojej grupy i okazywanie bezwzględnej lojalności tej grupie.
Światopogląd i osobowość organizująca się wokół rozwoju osobistego, poszukiwań duchowych, budowania niezależności względem ludzi, aby swoim życiem realizować wartości wyższe z kolei jako "pokorę" będzie rozumiała postawienie etyki, zasad moralnych, przykazań ponad władzę i ludzkie autorytety.
Podobnie będzie z pychą - osobowość władzy brak uległości autorytetom uzna za okazanie pychy, podczas gdy osobowość rozwoju duchowego za pychę będzie traktowała arbitralne wywyższanie grupy swoich, wskazujac na to, że lojalność wobec grupy koliduje najczęściej z przestrzeganiem wartości wyższych - etycznych, duchowych.
Funkcjonalnie patrząc na sprawę, mamy tu w tle dylemat pomiędzy uznaniem bliższej kontra dalszej perspektywy rozstrzygania rożnych kwestii.
Czemu damy priorytet?
Czy to "coś", co ma rozstrzygać sporne kwestie interpretacji spraw jest raczej blisko bezwiednych, instynktownych rozpoznań, czyli czy lepiej jest przy rozstrzyganiu powstrzymać się od zaawansowanych postaci modelowania, rozważania dylematów, tworzenia dalekosiężnych modeli, bo tu wystarczyć miałoby bardziej instynktowne i emocjonalne przylgnięcie do grupy, jakiejś formy więzi z tymi, co tworzą tę konkretną wspólnotę, w powiązaniu z zaleceniemi jej autorytetów,
czy
może (bardziej) wątpliwości interpretacyne rozstrzygać powinno się właśnie zintensyfikowaniem mocy analitycznych, intelektualnych konkretnego umysłu?...
To jest wybór pomiędzy wtapianiem się w grupę, zbiorowość, a samodzielnością mentalną, poszukiwaniem sensu, prawdy, absolutu, źródła OSOBISTEJ duchowości.
Dylemat podstawowy: kurs raczej na zbiorowość czy na indywidualność?...
Ale dlaczego kurs mentalny na zbiorowość miałby właściwie być z natury przeciwny do tego kursu na indywidualny rozwój? Bo może dałoby się te kursy pobodzić?...
- Do pewnego stopnia chyba godzić je wręcz trzeba. Żyjemy w świecie, w którym zapewne przypadnie nam funkcjonować w jakiejś społeczności, a co za tym idzie "wypięcie się" jakieś calkowite na tę społeczność byłoby nierealistyczne, niecelowe. Z drugiej strony nie sposób jest przecież "wyskoczyć ze swojego ciała i osobowości", czyli też indywidualność w jakiejś formie "zawsze z nami będzie". Jest kwestia przesunięcia akcentów, jest kwestia opowiedzenia się za jedną ze stron w sytuacjach pośrednich. I tu się konflikt owych "kursów" ujawnia.
Drugim powodem pojawienia się owego konfliktu jest samo to, jak przebiega typowe ludzkie życie - startujemy w życie jako bezradne, silnie zależne od rodziców istotki - jest to etap, na którym nasza indywidualna sprawczość jest bardzo mała (jedynym jej objawem na początku jest nękanie mamy płaczem vs danie jej spokoju poprzez grzeczne spanie i ssanie cyca). Jednak wraz z dorastaniem, dojrzewaniem ujawnia się sprawczość na poziomie coraz wyższym i bardziej indywidualnym. Gdy dorośniemy, rodzice przestają być nam już "absolutną władzą", a co najwyżej mogą nam coś sugerować, prosić o coś, lecz nie mogą tego w twardy sposób wymusić. Powstaje ewentualnie pytanie o to, czy - gdy władza rodzicielska nad nami się skończy - należy szukać sobie jakiejś nowej władzy? Albo raczej, uwzględniwszy to, że współczesny człowiek żyje w społeczeństwach, które różne władze mają (czy to z wyboru, czy uzurpacji) należałoby zadać pytanie: DO JAKIEGO STOPNIA zrezygnujemy z tego, w nas indywidualne, osobiste, powiązane szczerością z odczuwaniem, a do jakiego stopnia swoją indywidualność zaakceptujemy, obronimy, może nawet rozwiniemy?...
Tutaj decyzja o zaakcepotwaniu (bądź nie) drogi indywidualnego rozwoju jest ściśle zwiazana z zaakceptowaniem w sobie PRAWA DO BŁĘDU.
Jeśli błąd uznajemy za coś normalnego, za coś, co się zdarza, co jest niejako wręcz MATERIĄ, NA KTÓREJ KSZTAŁTUJE SIĘ NASZA OSOBOWOŚĆ, to wtedy stwierdzenie tego, czy innego błędu nie jest już tylko porażką naszej osobowości. Albo inaczej - jeśli nawet jakaś forma porażki w każdym życiowym błędzie jest - to wraz z tą porażką, uznajemy wtedy NADZIEJĘ NA LEPSZĄ PRZYSZŁOŚĆ. Te porażki nie są ostateczne, lecz są elementem naszej drogi, w pewnym sensie nawet można powiedzieć, że są... dobre!
Przy czym nie chodzi tu bynajmniej o popadanie w przeciwną skrajność, czyli w jakieś pograżąnie się w samozadowoleniu, w stylu "co bym nie zrobił, to ja jestem i tak nawspanialszy", albo w lekceważenie odgórne swoich grzechów czy innych błędów, ale o zaakceptowanie czegoś, co musi wystąpić z samej istoty sprawy, niejako "z samej logiki" - że każdy sukces, jaki kiedykolwiek przyjdzie nam mieć, powstaje właśnie z tego, że wcześniej coś dostrzegliśmy jako problem, a potem to pokonaliśmy.
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|