Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:52, 23 Maj 2023    Temat postu: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Od lat frapuje mnie jedno - to, że ludzie gremialnie nie dostrzegają paradoksu swoich intencji, działań w kontekście wzajemnego przekonywania się. Ludzie przekonują się nawzajem do tez, których sami nie rozumieją, a wręcz przekonywanemu utrudniają zrozumienie.
Choć może... tak głębiej patrząc na sprawę ma to swój, nieco przewrotny sens. Bowiem przekonywanie kogoś do czegoś co jest logiczne, uzasadnione najczęściej bywa zbędne - wszak wtedy widać, że owo coś sensowne jest, więc nie ma do czego przekonywać. Czyli włączenie samego przekonywania (rozumianego jako formę presji, ciągnięcia rozumowań na siłę w stronę zadaną przez jakąś ideę) robi się potrzebne nie wtedy, gdy mamy sprawę właściwie rozstrzygniętą, lecz wtedy gdy właśnie jest ona niejasna. I im bardziej sprawa jest niejasna, tym większą rolę pełni przekonywanie do niej.

Tu jednak można zadać pytanie: ale czym właściwie jest owo "przekonywanie", jeśli zarówno przekonujący, jak i przekonywany nie wiedzą DO CZEGO przekonywanie się odbywa. Ściślej - najczęściej jest tak, że "coś" do czego się przekonuje NAZWĘ posiada, nawet jakieś szczątkowe właściwości posiada. Więc o tej nazwie, o tych właściwościach - niejasnych, "pływających" - da się różne frazy słowne komponować. Czyli w ogóle czynność przekonywania da się prowadzić. Nie da się tylko przedstawić SPÓJNEJ koncepcji.

Aby całe zagadnienie opisać, trzeba tu pozbyć się pewnej iluzji - iluzji, że człowiek jest istotą przede wszystkim racjonalnie, logicznie myśląca. Otóż, niestety (dla pewnych okoliczności może nawet i "stety") tak nie jest - człowiek jest bardziej istotą emocjonalną niż logiczną, on myśli na pierwszym miejscu emocjami i intuicją, tylko TROCHĘ WŁĄCZAJĄC ROZUM w różne miejsca ciągów przetwarzania emocjonalno - intuicyjnego. Człowiek tylko najczęściej roi sobie, że jest "logiczny", że ma wyraźne cele, że działa skutecznie stosując prawa przyczyn i skutków. Prawda o rozumowaniu ludzkości jest taka, że bardzo nieliczni ludzie mają na tyle zdolność autorefleksji i świadomość mechanizmów myślenia, aby móc sformułować w miarę jasną odpowiedź na to, PO CO W OGÓLE robią to, czy tamto, jakie CELE ŻYCIOWE osiągają. Rzeczywistość ludzkich działań jest bardziej przyziemna - ludzie funkcjonują mentalnie w ramach niewoli ewolucyjnie nakreślonych celów.

Najczęściej owym celem jest rywalizowanie i zdobywanie pozycji w grupie. Przekonywanie kogoś jest środkiem do tego celu. Cel zaś jest "sam w sobie", nie ma właściwie najczęściej jakiegoś wyższego od siebie powodu. Ludzie przekonują innych zatem najczęściej po to, aby CZUĆ SPRAWCZOŚĆ PRZEKONYWANIA, aby chwytać te małe satysfakcje, związane ze zdolnością do przymuszenia kolejnej osoby do zmiany zachowań, planów. Lubimy czuć nasz wpływ na ludzi.

To, że przekonujemy innych (najczęściej, albo w głównej mierze) dla samego poczucia wywierania wpływu wyjaśnia w znacznym stopniu, dlaczego ci, co dużo innych przekonują zwykle nawet nie mają większego pojęcia o tym, do czego przekonują. To przecież nie jest im do niczego potrzebne - tu wystarczy cokolwiek. Ten "cokolwiek" to jakaś nazwa na to, co miałoby być "bardzo ważne", jakieś powiązanie z czymś, jakieś poboczne wskazanie na właściwości. I to wcale nie musi być logiczne, uporządkowane, sensowne. Wręcz...
... nie za dobrze byłoby dla osoby przekonującej kogoś z ukrytym celem odczuwania własnej sprawczości, aby to, do czego ona przekonuje, okazało się logiczne i ścisłe. Bo gdyby takim było, a ktoś by to zrozumiał, to by...
popsuł całą zabawę! Tu nie chodzi bowiem o to, aby owo przekonanie kogoś się dokonało, ale o to, aby ciągle móc się zajmować tą swoją presją/wpływem na kogoś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:02, 23 Maj 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Michał Dyszyński napisał:
To, że przekonujemy innych (najczęściej, albo w głównej mierze) dla samego poczucia wywierania wpływu wyjaśnia w znacznym stopniu, dlaczego ci, co dużo innych przekonują zwykle nawet nie mają większego pojęcia o tym, do czego przekonują. To przecież nie jest im do niczego potrzebne - tu wystarczy cokolwiek. Ten "cokolwiek" to jakaś nazwa na to, co miałoby być "bardzo ważne", jakieś powiązanie z czymś, jakieś poboczne wskazanie na właściwości. I to wcale nie musi być logiczne, uporządkowane, sensowne. Wręcz...
... nie za dobrze byłoby dla osoby przekonującej kogoś z ukrytym celem odczuwania własnej sprawczości, aby to, do czego ona przekonuje, okazało się logiczne i ścisłe. Bo gdyby takim było, a ktoś by to zrozumiał, to by...
popsuł całą zabawę! Tu nie chodzi bowiem o to, aby owo przekonanie kogoś się dokonało, ale o to, aby ciągle móc się zajmować tą swoją presją/wpływem na kogoś.


Tu dodam refleksję bardziej osobistą.
Od dawna przeczuwając, że tak to działa, a jednocześnie nie akceptując tej okoliczności, że miałbym być niewolnikiem jakiegoś ewolucyjnego schematu, nakazującego mi (chaotyczny w ostatecznym rozrachunku) wpływ na ludzi, próbowałem w sobie blokować jakoś tę tendencję. Uznałem, że bezrefleksyjne wpływanie na ludzi, motywowane głównie jakąś biologiczną przyjemnością i nakazem szukania środków nacisku, mechanizmów wpływu, jest złe. A ja nie chciałem być człowiekiem, który czyni zło...
Moja walka z bezrefleksyjnym dążeniem do wpływu (dominacji, ale też innych form manipulowania ludźmi) zaczęła się od zbadania/analizy KIEDY MANIPULUJĘ bezwiednie?
Od lat właściwie kombinuję: jak tu nie manipulować ludźmi?...
Jak tu nie być tym zabawiającym się (nieświadomie) wywieraniem najróżniejszych form wpływu na ludzi - prowokacjami, irytowaniem, szarpaniem emocji, zwodzeniem....


Wcześniej nawet opublikowałem na tym blogu temat: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/jak-bezwiednie-nie-manipulowac,22815.html To jest właśnie wyraz tej walki.
Wiem, że manipulowania innych ludzi przez jakichś tam jeszcze innych ludzi nie powstrzymam. Mogę jedynie powstrzymać siebie, mogę sam poszukiwać jakiegoś ideału uczciwości w relacji z moimi bliźnimi.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:32, 23 Maj 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Michał Dyszyński napisał:
Tu jednak można zadać pytanie: ale czym właściwie jest owo "przekonywanie", jeśli zarówno przekonujący, jak i przekonywany nie wiedzą DO CZEGO przekonywanie się odbywa. Ściślej - najczęściej jest tak, że "coś" do czego się przekonuje NAZWĘ posiada, nawet jakieś szczątkowe właściwości posiada. Więc o tej nazwie, o tych właściwościach - niejasnych, "pływających" - da się różne frazy słowne komponować. Czyli w ogóle czynność przekonywania da się prowadzić. Nie da się tylko przedstawić SPÓJNEJ koncepcji.

Staram się nie przekonywać do czegoś, czego nie rozumiem. Ale przecież niczego nie zrozumiałem tak do końca... Czyli czy w ogóle mam prawo do przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek?...
- Po zadaniu sobie tego pytania, kiedyś już dawno temu, doszedłem do wniosku, że nie w ogóle przekonywać właściwie nikogo nie chcę. Jeśli mam dla kogoś przekaz, to nie typu "przyjmij, uwierz, zaufaj skopiuj w swoim umyśle mój pogląd", lecz jest to intencja typu: przedstawiam ci moją wizję spraw, a ty obejrzyj ją ale w swojej wolności, sumieniu, w pełnej uczciwości rozumienia SAM ZADECYDUJ, co z nią mentalnie dalej zrobisz.

Inaczej mówiąc, nie oczekuję od nikogo, że obdarzy mnie autorytetem, czy silnym zaufaniem, które jakkolwiek kolidowałoby z własnym osądem spraw, które żądałoby wyrzeczenia się osobistej uczciwości, rozumienia. Jest to raczej intencja typu: spójrz na to. Może ci się to do czegoś przyda, ale jeśli nie, to trudno, nie naciskam w ogóle, abyś cokolwiek tu czynił wbrew sobie...
Wręcz czułbym się źle, gdyby moje słowa potraktowano na zasadzie nadpisywania nimi własnych przekonań. To bowiem sprowadziłoby na mnie odpowiedzialność z tytułu tego, że oto ktoś dalej podjąłby jakąś decyzję w oparciu o mój przekaz, a ta decyzja mogłaby przynieść złe skutki. I ja byłbym tego przyczyną. :cry:


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 13:34, 23 Maj 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 14:36, 23 Maj 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Michał Dyszyński napisał:
Czyli czy w ogóle mam prawo do przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek?...

....
Jest to raczej intencja typu: spójrz na to. Może ci się to do czegoś przyda, ale jeśli nie, to trudno, nie naciskam w ogóle, abyś cokolwiek tu czynił wbrew sobie...


Ja sam, nawet jeśli jakiś pogląd wewnętrznie mam ustabilizowany, nawet jeśli go wyznaję, to zdaje sobie sprawę, że ten pogląd da się ujrzeć w ramach znacznie szerszego kontekstu, lepiej połączyć z innymi przekonaniami, rozwinąć, udoskonalić. Dlatego nie będę przekonywał nikogo jakoś absolutnie do tego poglądu przedstawionego - tego co aktualnie "leży na stole" (dyskusyjnym). Raczej stawiam sprawy na zasadzie: aktualnie doszedłem do takiego, a takiego poziomu opisu danego zagadnienia, co jest oczywiście tylko kolejnym etapem po poprzednich etapach rozwoju, a także co zostanie zastąpione przez następne etapy rozwoju koncepcji.
I dalej: jeśli ktoś widzi jak ten mój pogląd można by udoskonalić, to uważnie nadstawiam ucha (i oka), aby przyjąć i uwzględnić w rozumowaniu każdą zasadną koncepcję, każdy pomysł na konstruktywną zmianę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 13:37, 06 Lip 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Przekonujący do czegoś, czego sam nie rozumie w istocie przekonuje do jakichś swoich chaotycznych intuicji. Druga strona może postrzegać, że te intuicje są sprzeczne, nie dadzą się skonsolidować w spójną całość, ale trudno jest to wykazać osobie, która swoje intuicje traktuje jako nadrzędne, nie próbując ich analizować logicznie, czyli w efekcie nie dostrzegając tej niemożliwości ich zrealizowania.

Mam w moim życiu dość wyrazisty skrajny przykład takiej sytuacji, gdy pewna osoba, dotknięta chorobą Alzheimera, nie będąc w stanie umysłem w ogóle śledzić zależności w tym, czego się domaga, upiera się przy realizacji rzeczy niespełnialnych realnie. I nie da się tej osobie wytłumaczyć na przykład tego, że ludzi, z którymi ona pragnie się spotkać już nie ma, że miejsca, do których pragnie dotrzeć już są zupełnie inne, niż ona sobie wspomina. Pragnień owej osoby zwyczajnie nie da się zaspokoić, jej frustracji z tytułu ich niezrealizowania nie ma jak przerwać.

Ale w bardzo podobny sposób wmanewrowane w oczekiwanie czegoś niemożliwego, choć już nie w tak skrajnej postaci będą osoby, które w mniejszym stopniu mają zaburzoną zdolność do logicznego rozumowania i oceny okoliczności. Znam ludzi, formalnie zdrowych mentalnie, ale jednak upierających się "na zabój" przy jakichś swoich wizjach świata, które to wizje są też nierealizowalne, bo zawierają wewnętrzne sprzeczności.
Ci ludzie będą przekonywać świat i ludzi, jak to niezbędne jest to, aby zrealizowano tę ich wizję, ale nie dociera do nich niemożliwość owych oczekiwań. Ludzie tego rodzaju, NIE POTRAFIĄCY OCENIĆ I UWZGLĘDNIĆ SPÓJNOŚCI W ICH CELACH, są skazani na frustrację, na nieusuwalną niemożliwość zaspokojenia swoich oczekiwań.

Można by w tym kontekście doszukiwać się nawet idei grzechu pierworodnego - czyli takiej nieusuwalnej właściwości natury ludzkiej, która wynika z jednej strony z potrzeby dekretowania wartości czegoś (uznanie za "dobre", słuszne, czyli odpowiednik spożywania owocu z drzewa wiedzy o tym, co dobre, a co złe), lecz z drugiej strony nie jest wystarczająco wewnętrznie "ogarnięta", aby owe uznania za słuszne zostały przefiltrowane pod kątem logicznej, czy praktycznej możliwości ich zrealizowania. Tacy ludzie będą zatem pragnąć rzeczy sprzecznych, nierealizowalnych. A gdy owe pragnienia będą brały wyraźnie górą nad możliwością wyperswadowania im, iż niemożliwe do zrealizowania jest to, czego chcą, to taki człowiek będzie pragnął zawsze na próżno, zawsze w frustracji. W skrajnych przypadkach owo pragnienie przyjmie postać niszczącą dla danej osoby, generującą stałe cierpienie, aż do chęci samounicestwienia, aż do uznania całego tego układu ja - świat za wadliwy, za godny zakończenia - śmierci.
Niesprzeczność i realizowalność pragnień, które się ma można z drugiej strony uznać za formę zbawienia, za możliwość funkcjonowania w królestwie, gdzie szczęście jest realną opcją.
Przez całe życie uczymy się oceny różnych sytuacji i siebie w ich kontekście. Zdolność do akceptowania tego, co nieuchronne, dostosowania się w pewnym minimalnym stopniu do wymogów logiki i praw świata jest warunkiem niezbędnym spełnienia, szczęścia. Bez tego świadomość sama się skazuje na formę piekła - niespełnienia, które wynika nie tyle z jakiejś formy zesłania kary na daną osobę, lecz z samego tego faktu, że nie jest w stanie ona dogadać się sama ze sobą, ze swoimi pragnieniami, celami, odczuwaniem rzeczywistości, rozumieniem jej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:25, 07 Lip 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Osobiście zauważyłem dość paradoksalną zależność w przekonywaniu innych ludzi do swoich racji:
Im mniej ktoś jest w stanie podać spójne wytłumaczenie dla tych idei, do których przekonuje innych, im bardziej im de facto nie rozumie, tym silniej upiera się przy narzucaniu ich innym ludziom, czyli przy tym, aby formalnie owe idee zostały przyjęte.

Z kolei ktoś mający precyzyjną wizję rozumową dla racji, które uznaje, zwykle poprzestaje na przedstawieniu swoich uzasadnień, jednak rzadko stosuje presję osobową, nacisk mentalny, manipulowanie emocjami i rozpoznaniami tych, którym swoje przekonania tłumaczy.

Dlaczego tak jest?
W moim przekonaniu da się to wytłumaczyć tym, jak owe dwie grupy ludzi w ogóle traktują ideę prawdy. Chodzi o traktowanie jej gdzieś na głęboko intuicyjnym, nawet emocjonalnym poziomie. Chodzi o to, w co wierzymy:
- w prawdę obiektywną, rozumianą jako spełnienia się czegoś NIEZALEŻNIE OD INTENCJI I CHĘCI osób, które to spełnianie oceniają, albo i opisują w grupie innych ludzi.
- w prawdę stawiającą na pierwszym miejscu PRZEKONANIE, A NAWET WYMUSZENIE ZGODY na nazywanie danych przekonań w zadany sposób ze strony reszty ludzi.
Ci, co rozumieją idee modelowo, są spełnieni w większości w tym rozumieniu, oni wierzą, że nie ma wielkiego znaczenia dla sprawy, czy ktoś się z prawdą (która przecież jest obiektywnie) zgodzi, czy też nie zgodzi. To jest problem zgadzającego się, a nie zagadnienie w zakresie samej tej prawdy.
Z kolei ci, którzy samo zagadnienie widzą głównie przez pryzmat przekonywania i wymuszania zgodności w społeczności, będą "mniej się przykładali" do konstruowania spójnego opisu modelowego. Nie będą mieli do prawdy obiektywnej serca, bo ta prawda obiektywna będzie u nich niżej w hierarchii mentalnej, niż samo przekonywanie, nawet naciskanie, manipulowanie, aby "się z nimi zgodzono".

Tak więc opisywana postawa ma swoje korzenie gdzieś w głębi podstawowego epistemicznego wyboru każdego z nas, związanego z dylematem czy prawdą nazwiemy raczej to, do czego wyznawania udało się zmusić dużą grupę ludzi, czy prawdą raczej będzie to, co spełnia niezależne od osobowej intencji i presji OBIEKTYWNE REGUŁY.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 11:50, 07 Lip 2023    Temat postu:

Jest bardzo głupie...😊😉🙂
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:36, 07 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Jest bardzo głupie...😊😉🙂

A co jest takie głupie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:05, 07 Lip 2023    Temat postu:

Przekonywanie kogoś do czegoś czego się samemu nie rozumie.

To chyba oczywiste. 🤔
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:12, 07 Lip 2023    Temat postu:

Może to da Tobie do myślenia.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:19, 07 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Przekonywanie kogoś do czegoś czego się samemu nie rozumie.

To chyba oczywiste. 🤔

Ale mam pytanie: czy zgadzasz się z moim spostrzeżeniem, że najbardziej agresywnie do głoszonych racji przekonują zwykle Ci, którzy sami nie bardzo te racje zrozumieli, którzy chyba brak tego osobistego zrozumienia próbują sobie zrekompensować tym, że inni tak samo jak oni będą to głosili?

Ja uważam, że agresja w głoszeniu bardzo często jest ZAMIAST zrozumienia, a właściwie to wręcz jest w znacznym stopniu powodem, dla którego ktoś jest taki agresywny w głoszeniu. Bo jak ktoś tego rozumienia nie ma, jeśli ma w tym obszarze pustkę, to próbuje ową pustkę zapełnić masą wypowiadanych (nieważne, że wypowiadający ma chaos w sprawie, że sam nie wie, o co mu chodzi) słów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:12, 07 Lip 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Przekonywanie kogoś do czegoś czego się samemu nie rozumie.

To chyba oczywiste. 🤔

Ale mam pytanie: czy zgadzasz się z moim spostrzeżeniem, że najbardziej agresywnie do głoszonych racji przekonują zwykle Ci, którzy sami nie bardzo te racje zrozumieli, którzy chyba brak tego osobistego zrozumienia próbują sobie zrekompensować tym, że inni tak samo jak oni będą to głosili?

Ja uważam, że agresja w głoszeniu bardzo często jest ZAMIAST zrozumienia, a właściwie to wręcz jest w znacznym stopniu powodem, dla którego ktoś jest taki agresywny w głoszeniu. Bo jak ktoś tego rozumienia nie ma, jeśli ma w tym obszarze pustkę, to próbuje ową pustkę zapełnić masą wypowiadanych (nieważne, że wypowiadający ma chaos w sprawie, że sam nie wie, o co mu chodzi) słów.


Zgadzam sie w 100 procent.
Ale nie będę podawać imion :szacunek:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:29, 07 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Przekonywanie kogoś do czegoś czego się samemu nie rozumie.

To chyba oczywiste. 🤔

Ale mam pytanie: czy zgadzasz się z moim spostrzeżeniem, że najbardziej agresywnie do głoszonych racji przekonują zwykle Ci, którzy sami nie bardzo te racje zrozumieli, którzy chyba brak tego osobistego zrozumienia próbują sobie zrekompensować tym, że inni tak samo jak oni będą to głosili?

Ja uważam, że agresja w głoszeniu bardzo często jest ZAMIAST zrozumienia, a właściwie to wręcz jest w znacznym stopniu powodem, dla którego ktoś jest taki agresywny w głoszeniu. Bo jak ktoś tego rozumienia nie ma, jeśli ma w tym obszarze pustkę, to próbuje ową pustkę zapełnić masą wypowiadanych (nieważne, że wypowiadający ma chaos w sprawie, że sam nie wie, o co mu chodzi) słów.


Zgadzam sie w 100 procent.
Ale nie będę podawać imion :szacunek:

I mi też zupełnie nie chodzi o imiona, ataki na kogokolwiek, bo to jednocześnie byłby przykład tej postawy, którą tu skrytykowałem. Walka o to, komu wciskamy zarzut, pretensje, poczucie winy, jest bowiem dokładnie tą postawą, którą wyżej opisałem jako funkcjonującą ZAMIAST OBIEKTYWNEGO MYŚLENIA. Dlatego też tak niechętnie wchodzę w krytyki personalne jako inicjator (bronić się potrafię, ale staram się nie inicjować personalnych ataków) - to jest bowiem dla mnie oskarżenie przed moim własnym intelektualnym sumieniem. Właściwie to nawet zbytnie roztkliwianie się myślowe nad tym, jak to ktoś tu jest coś winien, ten konkretny on, też staram się rugować z moich postaw. Wolę sprawę widzieć FUNKCJONALNIE, MODELOWO, wolę patrzeć od strony JAK DZIAŁAĆ BĘDZIE MÓJ OSOBISTY APARAT PERCEPCYJNY, gdy mu zezwolę na ten właśnie rodzaj postawy. Czyli właściwie to głównie myślę oskarżając siebie - może niekoniecznie siebie aktualnego, ale "tego siebie, który może by zechciał tak reagować". A obserwuję co jakiś czas jeszcze jakieś emocjonalne swoje ciągoty w tę stronę.

Nie chcę z nikim wygrać, nie chcę nikomu przywalić, CHCĘ LEPIEJ WIDZIEĆ RZECZYWISTOŚĆ. Wytknięcie komukolwiek czegokolwiek dla samego pragnienia krytykanctwa traktuję jako puste, pozbawione sensu zadanie. Jeśli już w ogóle mam krytykować kogoś, to z poczuciem pewnego zażenowania, z dyskomfortem, że się czepiam, choć tego nie lubię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:42, 09 Lip 2023    Temat postu: Re: Przekonywanie kogoś do czegoś, czego się nie rozumie

Michał Dyszyński napisał:
Tu jednak można zadać pytanie: ale czym właściwie jest owo "przekonywanie", jeśli zarówno przekonujący, jak i przekonywany nie wiedzą DO CZEGO przekonywanie się odbywa. Ściślej - najczęściej jest tak, że "coś" do czego się przekonuje NAZWĘ posiada, nawet jakieś szczątkowe właściwości posiada. Więc o tej nazwie, o tych właściwościach - niejasnych, "pływających" - da się różne frazy słowne komponować. Czyli w ogóle czynność przekonywania da się prowadzić. Nie da się tylko przedstawić SPÓJNEJ koncepcji.

Aby całe zagadnienie opisać, trzeba tu pozbyć się pewnej iluzji - iluzji, że człowiek jest istotą przede wszystkim racjonalnie, logicznie myśląca.

Warto tu dodać, iz bardzo niewiele rzeczy, które jakoś tam, w zdecydowanej większości nieprecyzyjnie, w sposób niepełny rozumiemy, nie posiada jakiejś formy kontrowersji. Głębiej patrząc na jakąkolwiek formę wiedzy, wykraczającej poza proste faktograficzne spostrzeżenia, zawsze da się ująć głębiej, połączyć z nowymi pojęciami i ideami. W tym sensie, to nawet wiedząc coś i tak będziemy wiedzieli nie do końca, czyli zawsze wystąpi ten element, iż jeśli do tego przekonujemy kogoś, to przekonujemy nie wiedząc do końca do czego. Ale oczywiście JEST KWESTIA SKALI ZJAWISKA.

Wielu przekonuje do rzeczy, które zupełnie "wiszą w rozumieniu", do niczego się rozumowo nie kleją, nie mają spójności, są oparte o życzeniowe traktowanie rzeczywistości. Im bardziej wręcz rozumienie jest życzeniowe, tym silniejsza staje się pokusa, aby ową życzeniowość ukonkretnić...
właśnie przekonaniem do danej idei kolejnej osoby!
Przekonywanie wtedy znowu robi się ZAMIAST myślenia o danej idei, masywne domaganie się czyjejś zgody na takie stawianie sprawy ZASTĘPUJE zastanowienie, czy w ogóle dane zagadnienie logicznie jest poprawnie postawione.

Patrząc na ludzi, którzy wyspecjalizowali się w przekonywaniu do czegoś (czasem wręcz zawodowo, jak marketingowcy), widać że bardzo często zanika u nich zainteresowanie samym przedmiotem przekonywania jako takim. Marketingowiec kombinujący reklamę dla produktu nie potrzebuje mieć zaawansowanej wiedzy o tym produkcie. Wystarczają mu bardzo elementarne informacje o wyglądzie, głównej funkcji, jakimś tam wyróżniającym atrybucie. Więcej mu nic nie trzeba, a wręcz to by niepotrzebnie obciążało jego umysł, jako że najskuteczniej przekonuje się nie wyliczając merytoryczne aspekty produktu, lecz skupiając się na jakichś tam wyróżnionych aspektach, ale dodając do tego dużą dawkę emocji. To emocje w większości ludzi przekonują, rozum jest najczęściej dopiero drugi na liście.
Efektem jest to, że typowe przekonywanie do czegoś (szczególnie to widać na przykładzie przekonywania do poglądów i wsparcia partii politycznych) jest dość dalekie od aktywności intelektualnej, pozostając raczej mieleniem potencjalnych emocji u odbiorców. I tak chyba musi być, przynajmniej do czasu, gdy ludzkie spojrzenie na świat nie odbije się bardziej od tego emocjonalno - instynktownego rysu, w którym rozum w znaczeniu poszukiwania SÞOJNEJ wizji spraw rzadko dochodzi do głosu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:48, 09 Lip 2023    Temat postu:

Co myslisz o tych, ktorzy przekonują do nawrocenia się. Robią to w różny sposób, na przyklad strasząc piekłem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:14, 09 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Co myslisz o tych, ktorzy przekonują do nawrocenia się. Robią to w różny sposób, na przyklad strasząc piekłem.

Myślę, że wcześniej sami postawili na tę opcję, że Bóg musi być tym groźnym i twardym. W Biblii mamy zarówno fragmenty mówiące o miłości i przebaczeniu ze strony Boga, jak i te o Jego gniewie i karach. Każdy, kto Biblię czytał będzie miał problem czemu nadać priorytet, czy tez może wyśrodkować pogląd na sprawę...
Nie uważam, aby któraś z tych opcji była tak bardzo wyraźnie tekstem Biblii wyróżniona, za każdą da się wskazać przesłanki. Więc wybrać każdy uznający autorytet Biblii musi WŁASNYM SERCEM I UMYSŁEM. Bo nawet wybierając autorytet zewnętrzny, ludzki, który wskaże którąś z tych opcji, też się z kolei ten autorytet wybierze, czyli i tak gdzieś ta piłḱa jest po naszej stronie, i tak.
Ci, co wybierają autorytet z jednoczesnym lękiem przed tym własnym wyborem będą często udawali przed sobą, że ten ich wybór to...
w istocie żaden wybór, by przecież zdają się na zdanie swojego religijnego autorytetu. Ja to uważam za zakłamanie, bo nazwanie kogoś nawet "lewackim księdzem" (biskupem, papieżem, czy kim tam jeszcze) nie zmienia faktu, iż taki ktoś jednak wciąż w Kościele jest (jak nie w katolickim, to w protestanckim). To, że się go deprecjonuje określeniem "lewak", choć równie dobrze działa to w drugą stronę, gdy ktoś dyskredytuje zdanie autorytetu kościelnego bo jest "prawacki", nie zmieni samego tego faktu, że pogląd przez niego reprezentowany jest obecny w spektrum poglądów ludzi Kościoła. Poniżanie, dyskredytowanie osób przedstawiających poglądy niezgodne z własnym wyborem też tego nie zmieni.
W ogóle poniżanie personalne kogokolwiek nic nie zmienia w argumentacji merytorycznej. Ja takie poniżanie wręcz traktuję jak bardziej głos przeciw poglądom poniżającego, bo użycie poniżającej narracji sugeruje, iż ów ktoś ma pomieszane kwestie personalne i ambicjonalne z merytorycznymi, czyli po prostu mało rozsądnie myśli, a więc jego ocena całości będzie z większym prawdopodobieństwem błędna.
Jeśli komuś daję jakąś formę wskazania na plus, jako autorytet, to będzie to raczej osoba o następujących cechach:
1. Jest ona w stanie PODJĄĆ TRUDNY ARGUMENT PRZECIWNIKA (nie ignoruje niewygodnych pytań)
2. Podejmuje trudne problemy intelektualnie skutecznie, a nie zmyłkami i na odczepnego.
3. Nie miesza kwestii ambicjonalnych i personalnych z merytorycznymi
4. Wykazuje wiedzę, inteligencję, rozsądek szeroko rozumiany.
5. Nie działa pochopnie, nie jest jawnie emocjonalna, kapryśna, daleko jej do histerycznych reakcji na sprzeciw wobec prezentowanych przez nią poglądów, lecz umie się opanować, jest cierpliwa (choć też nie nieskończenie cierpliwa, bo naciągać się trolowi też nie daje).
6. Argumenty z czystej intuicji, emocjonalne, stosowane po obu stronach traktuje z podejrzliwością, zagrożone manipulacją, argumentacją o niskiej wartości. Właściwie to zwykle ich unika (choć nie oznacza, iż ignoruje je całkowicie).

Jednocześnie nie oznacza to, że łatwo odrzuca ostrze znaczeń podane przez swoich oponentów, więc też i, jeśli ostatecznie uznaje iż piekło nie jest tym głównym miejscu pobytu dusz po śmierci, to też nie będzie "łatwą rączką" lekceważyć także tej opcji. Ona wciaż jest w grze, choć może dostać niskie prawdopodobieństwo na ostateczne opowiedzenie się po tej stronie.
Nie uważam, aby przekonywanie do nawrócenia samymi miłymi słówkami i usypianiem czujności moralnej miało mieć przewagę, czy większy sens. Jesteśmy poddani ciężkiemu testowi tu na Ziemi, nie ma wątpliwości, że wiele cierpienia życie niesie. Picowanie tego chyba nie dającego się nijak zlekceważyć faktu o wszechobecności cierpienia, także śmierci jest zatem zakłamywaniem sprawy. A zakłamanie jest tym czymś najgorszym. To jednocześnie oznacza, że tak sobie po prostu odrzucenie również ewentualności piekła, takie podejście "skoro to jest niekomfortowa idea, to ja ją sobie odrzucę, aby się nią nie smucić" dla mnie jest intelektualnie wadliwą strategią uznawania spraw. Choć epatowanie możliwością dostania się do piekła, akcentowanie jak to ono jest takie straszne i nieuchronne jest wg mnie z kolei błędem w drugą stronę, a ja nawet taką postawę klasyfikuję w pobliżu bluźnierstwa Bogu (który, jak wierzę, jednak JEST MIŁOŚCIĄ).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:56, 09 Lip 2023    Temat postu:

Myślę, że taka sytuacja wynika z tego, że teiści uważają ateistów za osoby niemoralne czyli takie, które chcą czynić i czynią zło.
Chcą je ratować.
Ty Michał gdy byłeś ateistą to byłeś bardzo amoralny i nieuduchowiony oraz krzywdziełeś ludzi?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:34, 09 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Myślę, że taka sytuacja wynika z tego, że teiści uważają ateistów za osoby niemoralne czyli takie, które chcą czynić i czynią zło.
Chcą je ratować.
Ty Michał gdy byłeś ateistą to byłeś bardzo amoralny i nieuduchowiony oraz krzywdziełeś ludzi?

Nawet mi się nie chce odpowiadać na tak absurdalne pytania. Nic podobnego nie uważałem i nie uważam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:51, 09 Lip 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Myślę, że taka sytuacja wynika z tego, że teiści uważają ateistów za osoby niemoralne czyli takie, które chcą czynić i czynią zło.
Chcą je ratować.
Ty Michał gdy byłeś ateistą to byłeś bardzo amoralny i nieuduchowiony oraz krzywdziełeś ludzi?

Nawet mi się nie chce odpowiadać na tak absurdalne pytania. Nic podobnego nie uważałem i nie uważam.


Ty nie. Wierzę Tobie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:15, 09 Lip 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Myślę, że taka sytuacja wynika z tego, że teiści uważają ateistów za osoby niemoralne czyli takie, które chcą czynić i czynią zło.
Chcą je ratować.
Ty Michał gdy byłeś ateistą to byłeś bardzo amoralny i nieuduchowiony oraz krzywdziełeś ludzi?

Nawet mi się nie chce odpowiadać na tak absurdalne pytania. Nic podobnego nie uważałem i nie uważam.


Ty nie. Wierzę Tobie.

Jednym z ważniejszych moich osobistych odkryć na własnej drodze duchowej jest swego rodzaju ostateczne rozliczenie się ze strachem. Ma to rozliczenie bardzo wyraźny aspekt religijny, związane z UWIERZENIEM W BOGA NA NOWO. Teraz wierzę przede wszystkim i głównie w Boga miłości.
To wcale nie przyszło łatwo! Wciąż gdzieś z resztą w tle, gdzieś na dnie jest we mnie jeszcze jakiś cień wątpliwości, że skoro tyle razy w Biblii pojawia się jakieś sformułowanie o Bogu okrutnym i skupionym na karaniu, to może coś w tym jest?...
- Ale to już jest tylko cień. Z resztą nawet nie chcę się całkiem owego cienia pozbyć, bo uważam, że jego istnienie też jest w jakiś sposób potrzebne dla psychicznej równowagi. Ale już tylko jako cień, bo wierzę w Boga, który absolutnie nie chce nikogo karać, który zrobi wszystko, co może, aby człowieka zbawić. Tyle, że ze zbawieniem człowieka jest taki problem, że jest jeszcze kwestia, co on sam - człowiek - zadecyduje. Jeśli człowiek skonfliktuje się wewnętrznie w sposób szczególnie głęboki, to takiego człowieka może nie być jak zbawić, bo on wszystkie próby ratowania go przekręci na odwrót. Znam ludzi, którym nie ma jak przekazać prawdy, nie ma jak powiedzieć im czegoś budującego, dobrego, gdyż oni z miejsca to co dobre, konwertuję do jakiejś koszmarnej postaci będącej mieszaniną kompleksów, chorych ambicji, lęków, roszczeń do wszystkich i o wszystko, zazdrości, zawiści i zakłamania. Ze zbawieniem takich ludzi problem może nawet Bóg.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:53, 10 Lip 2023    Temat postu:

Nie ma człowieka, który czegoś się nie boi.

Podobnie jak Marian Przełęcki myślę:
Cytat:

Nie trzeba odwoływać się w tym celu do żadnych źródeł nadprzyrodzonych (co więcej, odwoływanie się do nich zakłada już naszą przyrodzoną zdolność moralnego sądzenia). Przyznać trzeba, że nasza intuicja moralna nie jest niezawodna, że człowiek stopniowo tylko dochodzi do moralnej prawdy — zarówno w swej historii indywidualnej, jak i gatunkowej. Nie zgadzam się jednak z nihilistycznymi konkluzjami Nietzschego czy Dostojewskiego. „Śmierć Boga" nie musi wcale pociągać moralnego nihilizmu, jak to przekonująco okazują krytycy głośnej książki Leszka Kołakowskiego. Nie sądzę w szczególności, aby źródłem moralności miała być «bojaźń Boża». Myślę, że jest nim ludzka zdolność do współczucia. Człowiek postępuje moralnie dobrze nie dlatego, że boi się przekroczenia religijnego «tabu», ale dlatego, że jest zdolny do litości. Zgadzam się z tymi, którzy najdoskonalszy wyraz owej «etyki litości" upatrują w Kazaniu na Górze. (Dodam, iż na moją świadomość moralną pewien wpływ wywarł również Lew Tołstoj, którego myśl była wielkim przeżyciem mojej młodości.) Ta — „ewangeliczna w treści, a laicka w formie" — idea moralna nie opiera się na żadnych przesłankach religijnych. Jedyną jej podstawą są "oczywistości serca». I nie ma w tym, jak sądzę, żadnej niekonsekwencji.

Zbytnim uproszczeniem byłoby jednak twierdzenie, że mój intelektualny stosunek do świata pozbawiony jest całkowicie wymiaru metafizycznego. Na określenie takie bowiem zasługują pewne poczucia, jakie — mniej lub bardziej wyraźnie — skłonny jestem żywić wobec świata jako całości. Bardzo trudno uchwycić ich notorycznie niejasny sens. Dominuje w nich poczucie niepojętości świata czy — mówiąc bardziej górnolotnie — tajemnicy Istnienia. W pewnych tego rodzaju przeżyciach świat realny zdaje się jawić jako «zasłona Mai» przesłaniająca właściwą istotę bytu, jako znak jakiejś rzeczywistości innej. „Alles Vergängliche ist nur ein Gleichnis" —jak głosi chorus mysticus w końcowej scenie Fausta. Przy całej swej nieokreśloności to poczucie tajemnicy istnienia ma doniosłą wagę egzystencjalną. Jest czymś, co nie pozwala na definitywny osąd świata, na jego potępienie — mimo całego zawartego w nim zła i cierpienia. Skłania do patrzenia na świat jako na wielkie, choć niepojęte misterium.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 2:13, 10 Lip 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 3:43, 10 Lip 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Semele napisał:
Myślę, że taka sytuacja wynika z tego, że teiści uważają ateistów za osoby niemoralne czyli takie, które chcą czynić i czynią zło.
Chcą je ratować.
Ty Michał gdy byłeś ateistą to byłeś bardzo amoralny i nieuduchowiony oraz krzywdziełeś ludzi?

Nawet mi się nie chce odpowiadać na tak absurdalne pytania. Nic podobnego nie uważałem i nie uważam.


Ty nie. Wierzę Tobie.

Jednym z ważniejszych moich osobistych odkryć na własnej drodze duchowej jest swego rodzaju ostateczne rozliczenie się ze strachem. Ma to rozliczenie bardzo wyraźny aspekt religijny, związane z UWIERZENIEM W BOGA NA NOWO. Teraz wierzę przede wszystkim i głównie w Boga miłości.
To wcale nie przyszło łatwo! Wciąż gdzieś z resztą w tle, gdzieś na dnie jest we mnie jeszcze jakiś cień wątpliwości, że skoro tyle razy w Biblii pojawia się jakieś sformułowanie o Bogu okrutnym i skupionym na karaniu, to może coś w tym jest?...
- Ale to już jest tylko cień. Z resztą nawet nie chcę się całkiem owego cienia pozbyć, bo uważam, że jego istnienie też jest w jakiś sposób potrzebne dla psychicznej równowagi. Ale już tylko jako cień, bo wierzę w Boga, który absolutnie nie chce nikogo karać, który zrobi wszystko, co może, aby człowieka zbawić. Tyle, że ze zbawieniem człowieka jest taki problem, że jest jeszcze kwestia, co on sam - człowiek - zadecyduje. Jeśli człowiek skonfliktuje się wewnętrznie w sposób szczególnie głęboki, to takiego człowieka może nie być jak zbawić, bo on wszystkie próby ratowania go przekręci na odwrót. Znam ludzi, którym nie ma jak przekazać prawdy, nie ma jak powiedzieć im czegoś budującego, dobrego, gdyż oni z miejsca to co dobre, konwertuję do jakiejś koszmarnej postaci będącej mieszaniną kompleksów, chorych ambicji, lęków, roszczeń do wszystkich i o wszystko, zazdrości, zawiści i zakłamania. Ze zbawieniem takich ludzi problem może nawet Bóg.
Witaj Michał, nie wiem czym pamiętasz ale tekst jednej z pieśni religijnej brzmi: "Bój jest miłością, zbawieniem darzy, i kocha bardzo dzieci swe ...". Więc słowa zawsze w języku były tylko kulturowo nie docierały z umysłu do serca. Ostanio na FB mój kuzyn wkleił cytat, którego część brzmi: "Możesz tłumaczyć takiej osobie tysiące razy co robi źle i tak nie zrozumie." Na odpowiedź przez kogoś: "To prawda,jest ślepy i głuchy na każde argumenty.To egoizm i pycha która prowadzi do takiego stanu...: odpowiedziałam, że owszem. Lecz w myśl doktryny religii katolickiej czyli pierwszego zdania z Katechizmu KK, mamy poznawać Boga w sobie i miłować bliźniego jak siebie samego. Jeśli ktoś wybiera wolą poznawać siebie przez całe spektrum ludzkiej kondycjii czyli pomiędzy najniższymi i najwyższymi instynktami to czy miłujemy tę osobę przez upieranie się by ją zmieniać? To trudna kwestia.

Suma sumarum, jako jedyny inteligentny gatunek na Ziemi "poruszamy się" w szarej strefie między kompleksem Boga/narcyzm a miłowaniem Boga. Wyjaśniam to na przykładzie wahadła, które w środku znajduje równowagę i zwrotnice. Po lewej stronie jest kompleks Boga czyli projekcja własnych lęków i pragnień na innych. Po prawej stronie jest miłość, która jest spokojem wewnętrznym i nie potrzebuję niczego innego. Pozdrawiam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 21619
Przeczytał: 146 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 8:37, 10 Lip 2023    Temat postu:

Wybralabys się ze mną Dyskurs do tego klasztoru, który poleca Hill.
Poleca go aby zbadać na czym polegają egzorcyzmy.

Może wybierzemy się tam razem. Hill ja i Ty.

Może ktoś zechce do nas dołączyć. Nawet niech to będzie facet.

Piszę serio. Chętnie bym Ciebie poznała tak w realu i Hill też.

Czy planujesz przyjazd do Polski kiedyś?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Hill
Chwilowo nieaktywny



Dołączył: 01 Sty 2023
Posty: 2026
Przeczytał: 10 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 9:49, 10 Lip 2023    Temat postu:

Semele tłumaczyłam Ci, że mnie mąż nie puści na spotkania z obcymi ludźmi z internetu ;-P

Nie musisz jechać do Sióstr od aniołów, możesz tam zadzwonić i zapytać, jeśli temat Cię interesuje. Negujesz różne takie zjawiska nadprzyrodzone, opętania itp., bez wcześniejszego zainteresowania nimi.

O s. Wandzie Boniszewskiej - stygmatyczce powstał film, siostry mają całą dokumentację o niej.

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31310
Przeczytał: 103 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:14, 10 Lip 2023    Temat postu:

Część Dyskurs :)
Dawno Cię tu nie było. Ale miło "Cię widzieć" po czasie nie bywania.
Dyskurs napisał:
Suma sumarum, jako jedyny inteligentny gatunek na Ziemi "poruszamy się" w szarej strefie między kompleksem Boga/narcyzm a miłowaniem Boga. Wyjaśniam to na przykładzie wahadła, które w środku znajduje równowagę i zwrotnice. Po lewej stronie jest kompleks Boga czyli projekcja własnych lęków i pragnień na innych. Po prawej stronie jest miłość, która jest spokojem wewnętrznym i nie potrzebuję niczego innego. Pozdrawiam.

Na pewno coś takiego jest. Ale jest i głębsza warstwa tej układanki w człowieka i jego psychikę, która nawet lęków nie jest w stanie kwitować zbyt łatwo.

Cały dowcip polega na tym, że ten lęk, który też (bo nie tylko tak) przychodzi z wizją surowego Boga może być poprawnie potraktowany tylko poprzez jego PRZEŻYCIE I UŚWIADOMIENIE. Ignorowanie go, związane tylko z powiedzeniem sobie, co chcę jest strategią mało perspektywiczną. Lęk tylko zignorowany, lęk nie wygoniony z zakamarków umysłu i duszy, wróci.
Podobnie z resztą jak z lękiem jest z wieloma innymi trudnymi tendencjami naszej natury - zazdrością, złością, pychą. W każdym z tych przypadków proste powiedzenie sobie "to ja teraz przecież tego lęku/pychy/zazdrości/złości w sobie nie chcę, więc postanawiam iż nie mają one na mnie wpływu i mam sprawę załatwioną" - to NIE ZADZIAŁA.
Każde z tych uczuć problematycznych i postaw trzeba PRZEWALCZYĆ OSOBISTĄ MOCĄ. Strategia w stylu małego dziecka, które gdy świat mu się nie podoba, zasłania rączkami oczy i mówi "nie ma mnie", nie jest skuteczna.
Każdy z tych wielkich problemów naszej natury jest trochę jak wroga armia, która zajęła nasz teren i poczyniła tam umocnienia. Trzeba dopiero wysiłku, determinacji, woli aby wroga stamtąd wykurzyć. Trzeba POMYSŁU na to, jak to zrobić skutecznie. Trzeba ROZPOZNANIA SZCZEGÓŁÓW SPRAWY, aby dobrać indywidualną strategię do przypadku akurat tego naszego.
Wracając do lęku przed karą bardzo surowego Boga. Tu powiedzenie sobie coś w stylu: eeeee, pewnie Bóg jednak jest dobry, więc od dzisiaj takiej kary się nie boję" - to powiedzenie ma znikome szanse na skuteczność wpływu na nasze emocje, długofalowe postawy. Pokonanie tego lęku domaga się NOWEJ WEWNĘTRZNIE UMOTYWOWANEJ wiary w Boga. Wiary nie tyle "bo mi ci jakieś autorytety powiedziały", lecz wiary w stylu "bo w głębi mojej wyraziście duszy czuję i rozumiem, że innym jak tylko dobrym i kochającym Bóg być nie może". Wiara "bo mi ktoś powiedział" powinna się przetransformować do wiary "bo swoją osobistą naturą człowieczą czuję to i rozumiem".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin