Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Staram się każdą krytykę odnosić do siebie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 31325
Przeczytał: 101 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:45, 06 Kwi 2022    Temat postu: Staram się każdą krytykę odnosić do siebie

Moja droga duchowa od lat związana jest z pewnym paradygmatem, rodzajem osobistego przyrzeczenia, wedle którego traktuję siebie i świat na zasadach OBOWIĄZKOWEJ SYMETRII:
Jeśli coś krytykuję, uważam za obowiązek postawić sobie sprawę w sposób odwrotny - zadać sobie pytanie: czy ja czasem tej mojej krytyce też nie podlegam?
Właściwie to bardzo często stawiam sobie owo pytanie jeszcze inaczej: NA JAKIEJ ZASADZIE PODLEGAM owej krytyce?
Aby utrudnić sobie mataczenie, unikanie uczciwości w postawieniu sprawy, to zwykle próbuję od razu postawić sprawę jako przesądzoną, postawić tezę iż ja sam też jestem bardzo podobny do tych, którym stawiałbym jakiś zarzut. Dopiero gdy tak postawię sprawę, to zaliczam sobie pierwszy poziom uczciwości. Choć to też jest tylko pierwszy poziom, bo za chwilę stawiam sobie dodatkowe pytania w rodzaju: a gdzie jeszcze mógłbym się oszukiwać? Co potencjalnie mogłem zafałszować w moim obrazie świata, aby wybielać jakoś własne winy?
Chociaż...
... od jakiegoś czasu też czuwam, aby się nie oskarżać zbyt totalnie. Każde oskarżenie ma sens tylko wtedy, jeśli oferuje jakiś rodzaj falsyfikowalności, daje prawo do obrony. Odrzucam zatem (a także bezlitośnie tropię je w rozumowaniu) oskarżenia, które są oparte o czystą presję jakiegoś domniemania, które nie biorą się z konkretnych rozpoznań. I to pozwala mi też (chyba, w jakimś stopniu) nie popadać w jakieś spiralne negatywne poczucia winy.
Zdaję sobie sprawy, że dla wielu osób ta moja postawa objawi się dla nich zirytowaniem, a w końcu będzie powodowało, że ci ludzie mnie odrzucą, wzgardzą mną. Będzie tak szczególnie w przypadku osób, które LUBIĄ STAWIAĆ ZARZUTY, którzy wręcz zabawiają się trochę, budują sobie osobiste poczucie wartości krytykanctwem bliźnich. Sporo jest takich ludzi. Ci ludzie w zetknięciu ze mną w końcu zorientują się, że nie mają nade mną tej formy władzy, jaką by mieć chcieli, że nic nie wskórają swoim krytykanctwem. Dlaczego nic nie wskórają?...
- Bo (prawie) każda krytyka, jaką względem mnie przypuszczą, zostanie u mnie ŚWIADOMIE ZINTERNALIZOWANA, przemyślana, zaklasyfikowana, oceniona w OPARCIU O WCZEŚNIEJ POCZYNIONE ROZUMOWANIA. Po prostu właściwie to nie sposób jest zaskoczyć mnie krytyką mojej osoby. Zwykle jest tak, że jak ktoś mi coś zarzuca, to ja sam sobie ów zarzut postawiłem już 20 razy wcześniej. Postawiłem go na ten i na inne sposoby, przemyślałem, powiązałem z zachowaniami własnymi, oceniłem, doszedłem do jakiegoś tam wniosku. Dzięki temu wiem, jak to ze mną jest w danej kwestii. Wiem to nie na zasadzie, że odrzucam czyjąś krytykę, ale na zasadzie, że mam już (od dawna) swoja koncepcję co tu było dobre, a co złe, w czym zawiodłem osobiście, a przeciw czemu nie miałem szans na obronę, a jeśli się z ową krytyką nawet zgadzam (co zdarza się niemal zawsze, choć tylko DO PEWNEGO STOPNIA), to taka krytyka nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem.
Osoby, które z upodobaniem krytykują, w zdecydowanej większości przypadków robią to z intencji, aby czuć swoją władzę, ŻE UKĄSILI, że emocjonalnie wpływają na innych. Jak natrafiają takie osoby na kogoś w moim stylu, to w końcu zaczynają się orientować, że nie są w stanie ukąsić skutecznie. Bo skuteczne kąsanie powinno funkcjonować z zaskoczenia, powinno kogoś stawiać w konsternacji, powodować, ze on będzie miał zagwozdkę, przerazi się, iż coś jest inaczej, niż on do tej pory o sobie myślał. Tymczasem ze mną jest tak, że kąsający jakby nie kąsali, to się przekonają, iż ja ten rodzaj krytyki znam, mam go przemyślany, w większości przypadków rozwiązany, co czyni mnie też i na ową krytykę UODPORNIONYM (nie całkiem, nie absolutnie, ale powiedzmy, że w 80 procentach). Kąsający takiej sytuacji bardzo nie lubią, bo z kolei oni mają nie zdiagnozowany aspekt siebie, coś co jest ich słabością, czego uświadomienia się boją - właśnie sama owa potrzeba kąsania.
Ci co kochają kąsanie bliźnich, czynią to z ukrytej potrzeby zakamuflowania poczucia słabości i bezradności. Kamuflują oni ową bezradność w odczuciu sprawczości - uznaniu, ze mają wpływ na emocje bliźnich, bo potrafią te negatywne emocje wywołać.
Jeśli wywołanie owych negatywnych emocji okazuje się być mało skuteczne, to kąsający czuje się słaby, coś jakby przypomina mu tym, że budował swoją osobową wartość o paradygmaty, które nie działają. Bo akurat w tym przypadku kąsanie nie zadziałało - czyli jakby wartość owej osoby była podważana.

Problem jest w tym, że kąsający nie są jeszcze gotowi aby się rozliczyć wewnętrznie z samą potrzebą kąsania, oni wciąż nie potrafią związać wartości swojej osoby z czymś innym, niż z tym wykazywaniem sobie zdolności wpływania negatywnie na emocje innych. Więc u nich (najczęśćiej) nie będzie refleksji nad sobą, tylko samo odczucie dyskomfortu, że ataki się nie udały, czyli że zawiódł ich system działania.

Odnoszenie krytyki do siebie jest strategią opartą o TRENING.
Odrzucając krytykę bezrefleksyjnie nie trenujemy swoich emocji, nie rozwiązujemy kwestii problematycznych, czyli nie wzrastamy w mocy.
Dlatego ja właściwie to staram się nie przepuszczać okazji, aby siebie samemu nie skrytykować. To jest moje "hobby". Każdą wewnętrzną moją samokrytykę - dzięki temu, że przeprowadzam ją na własnych zasadach W KONTROLOWANYCH WARUNKACH - później staram się ubrać w jakieś wnioski, środki zaradcze, w rozumienie sprawy. Potem, gdy przychodzi do mnie podobna krytyka z zewnątrz, szczególnie od napastliwej osoby, nie jestem zaskoczony, wiec co odpowiedzieć na to, wiem że w danej kwestii byłem uczciwy. Wtedy zewnętrzna krytyka nie ma wobec mnie "zębów".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin